WampirywAmeryce-Rozdzia_2.docx.pdf

(98 KB) Pobierz
396061993 UNPDF
Rozdzia 2
Bufallo, Nowy Jork
Raphael wodził wzrokiem po słabo zaludnionej sali konferencyjnej. Jego
oczy ukryte były za ciemnymi okularami chroniącymi przed jaskrawymi
światłami. On i jego znajomi lordowie 1 wampirów byli rozmieszczeni wokół
owalnej płyty z marmuru, która służyła jako stół. Stół był dostatecznie duży, a
Wampiry wystarczająco nietowarzyskie, gdyż siedzieli daleko od siebie tak, że
prywatne rozmowy między nimi były niemożliwe. Kilku miało
współpracowników lub dozór ochroniarzy stojących za nimi. Niektórzy nawet
przyprowadzili ze sobą swoich ludzkich służących, zostawiając ich pod
ścianami, którzy mieli nadzieję pozostać niezauważonymi. Z nich wszystkich
tylko Raphael siedział sam. Wyglądało na to, że tylko Raphael nie potrzebował
wcale ochrony od swoich sługusów.
Ostrożnie spojrzał na swój zegarek zastanawiając się, jak długo
uprzejmość zmusiłaby go do siedzenia i słuchania chaotycznego gospodarza ich
spotkania. Wampirzy lord był starożytny… i trzęsący się tak jak stary człowiek.
Pomimo fizycznego wyglądu młodzieńca, jego głos drżał i umysł błądził,
powracając do sławy przeszłości. Spojrzenie Raphaela powędrowało w kierunku
potężnego i o wiele młodszego wampira stojącego za plecami starego lorda.
Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, każdy doskonale świadomy
spojrzenia zza ciemnych szkieł. „Tamten nie będzie dłużej czekać” - pomyślał
Raphael. Noce starego lorda były policzone.
Stłumił westchnienie i spojrzał za okno. Prawdziwy biznes tego spotkania
został uwieńczony w przeciągu ostatnich nocy. Dzisiejsze wieczorne spotkanie
1 Lord - władca
396061993.002.png
było niewiele więcej niż formalnością, służyło tylko opóźnieniu jego wyjazdu.
Lecz uprzejmość była cechą charakterystyczną wampirzego społeczeństwa.
Gdy jeden żył i mieszał się z innymi przez setki lat, to takie subtelności miały
znaczenie.
Drzwi z tyłu sali otworzyły się cicho i Raphael usłyszał pusty odgłos
kroków na puszystym dywanie. Jego nozdrza rozszerzyły się kiedy wyczuł
zapach w powietrzu; był to jeden z jego ludzi, porucznik Duncan. Duncan był z
Raphael’em od ponad dwustu lat. Połowę tego czasu pełnił rolę jego czołowego
wasala. Jakiekolwiek wiadomości przynosił, nie były one dobre, skoro nie
mogły poczekać, aż będą sami. Duncan dotarł do miejsca za Raphael’em i
pochylił się do przodu, jego lekki oddech owiał skórę Raphaela, kiedy zaczął
wymawiać słowa tylko dla uszu jego mistrza.
„Panie, Alexandra została porwana”.
Leniwe mrugnięcie jego oczu zza ciemnych okularów było jedyną
zewnętrzną reakcją Raphaela. Kiwnął lekko głową i dał znak jednym palcem
Duncan’owi, aby pozostał. Pojawił się słaby ruch powietrza, kiedy jego
porucznik wyprostował się i cofnął dwa kroki jak tego wymagano. Tysiące
pytań przemykało przez głowę Raphaela, kiedy przemawiający gospodarz
ględził, paplał o więziach honoru, który związał ich wszystkich, i tak bez
końca. To było w zasadzie takie samo przemówienie wygłaszane przez każdego
gospodarza na dorocznych spotkaniach przez minione trzysta lat na tym
kontynencie i prawdopodobnie na długo przed tym na całym świecie.
Raphael zmuszał się do grzecznego słuchania, kiwania na znak zgody
i przedstawiania pewnej siebie twarzy. Dopóki nie będzie wiedział więcej,
nie da żadnego oznaku niepokoju, nie okaże wrażliwości. Słabość była nie
do przyjęcia w tym towarzystwie. Pomiędzy nimi, Raphael i jego kompani
wampirzy lordowie kontrolowali kontynent i tamten świat 2 . Wszyscy ze Stanów
2 Chyba chodzi o wampirzy świat (świat nieumartych).
396061993.003.png
Zjednoczonych, Kanady, Meksyku – żaden wampir nie egzystował bez tych
więzi, ale byli uzależnieni lennem jednemu z ośmiu lordów.
A jednak tak potężny każdy z nich nie był. Aż tak potężny jak sam
Raphael. Niektórzy byli starsi, ale wiek nie był wszystkim. Niektórzy
twierdzili, że znaczenie miały większe umiejętności, choć nie były one żadnym
zastępstwem wobec siły. Te sprawy nigdy nie były wypowiedziane, były po
prostu zrozumiane. Granic przestrzegano, szacunek był wynagrodzeniem.
Wszystko inne mogło doprowadzić do wojny. I żaden z mężczyzn w tym
pokoju nie chciał nowej wojny. Ale ktoś dopuścił się tego. Ktoś pomyślał, by
wykorzystać Alexandrę przeciwko niemu. I ten ktoś drogo za to zapłaci.
Raphael wyszedł z Sali konferencyjnej. Szedł bezpośrednio w kierunku
wind, a jego ludzie utworzyli wokół niego kordon bezpieczeństwa. Byli
niespokojni i spięci. Mógł poczuć jak ich skóra drży z nerwów, jak szybko biją
serca i pulsująca z podniecenia krew uderza w tętnice. Prawdopodobnie już
wiedzieli więcej niż on. Ale nie na długo.
Ciężkie drzwi kuloodpornej limuzyny zamknęły się za nim
z przytłumionym odgłosem. Poczekał do czasu, gdy pojazd i jego eskorta
włączyły się do ruchu ulicznego. Wtedy spojrzał na Duncana.
„Na kilka chwil przed dzisiejszym świtem, panie. Musieli to zaplanować
podczas zmiany warty, w celu ograniczenia kilku z nas, z którymi mieliby do
czynienia. Ludzcy strażnicy byli już na swoich posterunkach w ciągu dnia,
wampiry udały się do koszar pod majątkiem. Nie wiedzieli nic, dopóki nie
obudziły się dzisiejszego wieczora”.
„A nasi ludzcy strażnicy?”
„Martwi, panie.”
„Inwigilacja?”
„Tak, mój panie. Czekając na ciebie w Los Angeles Gregorie informował
396061993.004.png
mnie”.
„Chcę aby majątek został zamknięty. Nikt nie może wchodzić ani
wychodzić dopóki tam nie przybędę”.
„Już zrobione, panie”.
„Jej ochroniarze?”
„Jeden zniszczony… Matias. Nie możemy być pewni.”
„Albin, wtedy...”
Duncan westchnął. „Wydaje się więc, panie.”
Szczęka Raphaela zacisnęła się. „Ostrzegałeś mnie przed nim Duncan.”
„Panie...”
„Nie. Miałeś rację. Chciałem mu zaufać.”
„Nie mogłeś…”
„A powinienem, Duncan. Pozwoliłem starym więziom przyjaźni uczynić
mnie ślepym na prawdę. Jestem tak wielkim głupcem jak tamten paplający
starzec dzisiaj wieczorem”. Milczał przez jakiś czas, patrząc niewidząco przez
przyciemnione szyby na mijane miasto. „On jest mój”.
„Mój panie?”
„Nikt nie tknie Albina, Duncan. On jest mój”.
„Oczywiście. Mój panie, odzyskamy ją”.
Niebezpieczny uśmiech pojawił się na twarzy Raphaela. Jego wzrok
spotkał wzrok Duncana, kły wydłużyły się z powolnym, drapieżnym
poślizgiem. „Odzyskamy, Duncan. Nigdy nie wątp w to. A następnie zapłacą za
to. Nikt nie bierze tego, co jest moje i żyje.
chomik kanilka
396061993.005.png
396061993.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin