3 - Wskrzeszenie córki Jaira, przełozonego synagogi.doc

(40 KB) Pobierz
JEZUS W DRODZE DO HEBRON

WSKRZESZENIE CÓRKI JAIRA, PRZEŁOŻONEGO SYNAGOGI

Nieco później nauczał Jezus w Kafarnaum na placu przed synagogą i uzdrawiał zebranych chorych. Wtem przystąpił do Niego przełożony synagogi Jair, upadł Mu do nóg i prosił Jezusa, by przyszedł doń uzdrowić już konającą jego córkę. Jezus właśnie zamierzał z nim iść, gdy wtem przybył do Jaira posłaniec z domu, mówiąc: „Córka twoja umarła już, nie trudź więc daremnie Mistrza!" Zasmucił się głęboko Jair, a Jezus, widząc to, rzekł do niego: „Nie obawiaj się, ufaj Mi tylko, a pomogę ci.

Przyszedłszy przed dom, zastali przed drzwiami i w przysionku pełno pachołków pogrzebowych i płaczek, do których rzekł Jezus: „Czego tak płaczecie i narzekacie? Ustąpcie stąd! Nie umarła dzieweczka, ale śpi." Wyśmiewały się z Niego płaczki i szydziły, wiedząc dobrze, że dziewczynka umarła; jednak na rozkaz Jezusa musiały wyjść, poczym bramę zamknięto. Jezus wziął z Sobą tylko Piotra, Jakuba Starszego i Jana, i z tymi trzema wszedł do domu, gdzie pogrążona w smutku matka, zajęta była już że służebną szyciem całunów dla nieboszczki. Oboje rodzice zaprowadzili Jezusa do izdebki, gdzie leżała zmarła. Jezus stanął przy łożu, rodzice za Nim, a uczniowie po prawej ręce w nogach łóżka. Matka nie podobała mi się od pierwszego wejrzenia; obojętna była zupełnie i nie miała wcale zaufania do Jezusa; ojciec także, nie bardzo gorliwy przyjaciel Jezusa, nie chciał zadzierać z Faryzeuszami i tylko trwogą i potrzebą przynaglony, udał się o pomoc do Jezusa. Zresztą według swego rozumowania nie tracił nic w każdym razie; gdyby

Jezus uzdrowił mu córkę, to w zamian za niechęć Faryzeuszów odzyskiwał dziecko, w przeciwnym razie ułatwiał Faryzeuszom tryumfowanie nad Jezusem. W ostatnich jednak czasach wielkie wrażenie na nim zrobiło uzdrowienie sługi Korneliusza i odtąd większego nabrał zaufania ku Jezusowi. Zmarła córeczka wyniszczona była bardzo przez chorobę. Malutka wzrostem, mogła liczyć najwyżej 11 lat, ale wcale jak na swój wiek nie była rozwiniętą; dziewczęta u żydów nieraz już w 12 latach są zupełnie rozwinięte. Leżała martwa na posłaniu, owinięta w długą suknię. Jezus podniósł ją lekko ramieniem, przycisnął do piersi i tchnął na nią.

I oto ujrzałam cudowne zjawisko: po prawej stronie trupa pojawiła się przejrzysta postać w kole świetlistym, która, przybrawszy kształt ludzki, wpadła w chwili, gdy Jezus tchnął na zmarłą, jako mała, jasna figurka, w usta dziewczęcia. Potem złożył Jezus dzieweczkę na powrót na posłaniu; ujął ją za ramię powyżej przegubu i rzekł: „Dzieweczko! tobie mówię, wstań!" Na te słowa dzieweczka usiadła zaraz na łożu, a po chwili, trzymana wciąż przez Jezusa za rękę, powstała z oczyma szeroko otwartymi i zeszła z posłania.

Rodzice przypatrywali się początkowo z obojętnością i tajemnym lękiem, powoli jednak opanowało ich drżenie i wzruszenie wielkie; teraz zaś, gdy Jezus im oddał w objęcia córkę żywą, choć mocno jeszcze osłabioną, nie posiadali się z radości. Jezus kazał dziecku dać jeść i polecił tej sprawy zbytecznie nie rozgłaszać. Ojciec złożył Jezusowi podziękowanie, poczym Jezus powrócił drogą na dół do miasta. Matka, zawstydzona i odurzona tym wszystkim, nie zdobyła się na należytą podziękę. Między płaczkami rozeszła się natychmiast wieść, że dzieweczka żyje. Usuwały się więc z drogi Jezusowi, wstydem powodowane; niektóre wprawdzie, podłe, uśmiechały się jeszcze niedowierzająco, lecz i te opamiętały się, gdy wszedłszy do domu, ujrzały, że dzieweczka nie tylko żyje, ale i smacznie pożywa.

W powrocie do miasta mówił Jezus z uczniami o wskrzeszeniu dzieweczki: rodzice jej wprawdzie nie mieli silnej wiary i nie odznaczali się życzliwością ku Niemu, lecz wskrzesił ich córkę dla niej samej i na chwałę królestwa Bożego. Śmierć cielesna nie była dla niej złem; bardziej strzec się musi przed śmiercią duszy. Jezus poszedł prosto na plac miejski, uzdrowił chorych czekających tu nań, a potem nauczał w synagodze do końca szabatu. Faryzeusze tak byli na Niego rozgoryczeni i rozjątrzeni, że pewnie byliby się nań targnęli, gdyby dał im do tego choć najmniejszy powód. Znowu zaczęli swe obmowy, że Jezus działa cuda za pomocą sztuki czarnoksięskiej. Jezus, nie wdając się z nimi, wyszedł z miasta ogrodami Serobabela. Uczniowie rozproszyli się także w różne strony.

Część nocy przepędził Jezus znowu na osobności na modlitwie. Jezus zwykł był wszystko czynić na sposób ludzki, abyśmy umieli i mogli Go naśladować. Więc i o szczęśliwe spełnienie Swego posłannictwa modlił się do Ojca niebieskiego. A modlitwy Jego miały taki skutek, że przez nie nawracali się grzesznicy a podstępne plany Faryzeuszów wikłały się i spełzły na niczym.

Podług naszego sposobu pojmowania nieraz mogło się zdawać, że Faryzeusze rozedrą Jezusa na miejscu; a jednak Jezus uchodził z ich rąk, i już następnego dnia nauczał znowu i uzdrawiał przed synagogą, nawet w szabat. Dziwnym się więc może wydawać, dlaczego nie wygnali chorych, lub nie zakazali Jezusowi nauczania w synagodze.

Otóż od dawna już mieli prorocy i nauczyciele prawo nauczać w synagogach, nieść pomoc i uzdrawiać. Nie mogli Mu więc tego zakazać Faryzeusze, mogli tylko starać się podchwycić Go na bluźnierstwie, lub błędnym nauczaniu; ale, jak widzimy, nie mogli tego Jezusowi udowodnić. O to, że Jezus chrzci ludzi, nie troszczyli się, a nawet nie pojawiali się tam. Gościniec bowiem publiczny nie prowadził doliną, lecz szedł przez wyżynę do Betsaidy. Doliną wiodły tylko ścieżki do jeziora, wydeptane przez rybaków i rolników.

Marta, święte niewiasty z Jerozolimy, Dina i inne powróciły już do domu zaraz po odejściu Jezusa do Naim. Wdowa Maroni ma teraz kłopot ze swoim synem; zewsząd cisną się ludzie, by ujrzeć wskrzeszonego chłopca, tak, że nawet musi się kryć przed nimi.

Z okazji uzdrowienia sługi wyprawił setnik Korneliusz gody na które zeszło się doń bardzo wielu pogan, szczególnie ubogich. Zaraz, po wyzdrowieniu sługi doniósł był Jezusowi, że złoży ofiarę całopalną ze zwierząt wszelkiego gatunku. Jezus kazał mu na to odpowiedzieć, że lepiej zrobi, gdy zaprosi swych wrogów i pojedna się z nimi, gdy pouczy przyjaciół, wspomoże ubogich i ugości wszystkich mięsem ofiarnym; inaczej bowiem Bóg nie ma upodobania w całopaleniach. Wyprawił więc Korneliusz ucztę, na którą zeszło się mnóstwo pogan.

Jezus udał się znów z uczniami na miejsce chrztu. Ku wielkiej radości Saturnina przyjęli tu chrzest dwaj jego młodsi bracia i wuj, wszyscy poganie. Jest tu i matka jego, która już dawniej przeszła na wiarę żydowską. Saturnin był potomkiem rodu królewskiego, rodem z Patras, gdzie jego rodzice mieszkali. Ojciec już nie żył, pozostała tylko macocha z dwiema córkami i dwoma synami. Wiadomość o narodzeniu się Jezusa i o pojawieniu się gwiazdy otrzymał po raz pierwszy z ust pewnego męża, który należał do orszaku jednego z Trzech Królów, należącego do rasy brunatnej; zetknął się z nim w swych podróżach. Potem udał się do Jerozolimy, a po wystąpieniu publicznym Jana był jednym z pierwszych jego uczniów. Po chrzcie Jezusa przeszedł z Andrzejem na ucznia Jezusowego. Macocha jego przesiedliła się w ślad jego z obiema córkami do Jerozolimy, a chłopcy zostali przy wuju; obecnie zebrali się tu wszyscy. Cała ta rodzina posiadała wielki majątek.

Ochrzczono jeszcze około dwanaście mężczyzn. Przyjmujący chrzest wstępowali w rów, okalający chrzcielnicę, podkasywali długą białą koszulę, w którą się ubierali do chrztu, a w czasie chrztu pochylali się nad krawędzią chrzcielnicy; po chrzcie szli do altany i tam przebierali się w inne suknie. Żydzi nie troszczyli się o takich ochrzczonych pogan; jeśli taki ochrzczony nie zjawi się przed kapłanami z prośbą o obrzezanie, to nie karcą tego. Zapewne niewiele im zależało na takich poganach, byli zupełnie oziębli i nie chcieli narażać się na jakiekolwiek trudy. Korneliusz, który żył z żydami i nawet im synagogę wybudował, będzie zapewne musiał dać się obrzezać, jeśli zechce utrzymać z nimi dalej ścisłe stosunki.

Stąd udał się Jezus przez wyżynę, ciągnącą się za domem Maryi i Piotra ku Betsaidzie i zeszedł aż na brzeg jeziora; tu nauczał na jeziorze niedaleko miejsca, gdzie Piotr łowił ryby. Brzegi jeziora są koło Betsaidy w ogóle strome, tylko tu zniżają się łagodnie i powoli aż ku zwierciadłu wód, tak, że łódki rybackie mogą wygodnie przybijać do lądu. Niedaleko brzegu kołysała się tu na falach łódź Piotra i łódka Jezusa, ta ostatnia mniejsza, mogąca pomieścić najwyżej 15 osób.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin