I odpuść nam.doc

(33 KB) Pobierz
„I odpuść nam, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”

„I odpuść nam, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom…”

 

Pragnę z Wami podzielić się tym, co Pan uczynił mojej duszy.

              Nazywam się Bogumiła Zając, bo może nie wszyscy mnie znają. Jestem studentką na drugim roku Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu.             

Przez całe swoje życie miałam problemy z pewnym nałogiem, który zbierał co jakiś czas swoje żniwo. Raz było lepiej raz gorzej. Kiedy było gorzej, miałam niskie poczucie własnej wartości i godności. Mówiłam sobie, już nigdy więcej, ale nałóg zawsze brał górę.

Przez jakiś czas był on uśpiony i już myślałam, że będzie już dobrze. Jednak nie…

              Na początku wakacji, po mojej sesji, znowu się uaktywnił i wiedziałam już, że sama sobie nie poradzę. Zadzwoniłam do Księdza Zenona, którego poznałam tutaj w maju i poprosiłam Jego o pomoc. Początkowo myślałam, że Ksiądz się pomodli kilka razy i mi przejdzie, ale czekał mnie proces leczenia przez Pana.

Pierwszy etap rozpoczął się właśnie od przebaczenia. Pamiętam, że powiedziałam: Z tym akurat to nie mam żadnych problemów. Okazało się całkowicie inaczej. Na modlitwie nie potrafiłam wypowiedzieć słowa: przebaczam. Kolejne przyjazdy to tak naprawdę dla mnie były dla mnie trudne, bo musiałam przebaczyć wszystkim tym, którzy mnie kiedyś zranili.

              To się wiązało z kolejnym etapem, który dotyczył bolesnych wspomnień z dzieciństwa. Nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Uważałam w pewnym momencie, że tracę wiarę, nie wiedziałam czy kocham Boga i czy On mnie kocha. W którymś momencie swojego życia uwierzyłam złemu, że nie jestem już dzieckiem Boga. Pan Jezus ukazał mi korzeń mojego nałogu, czyli przyczynę, od której się to wszystko rozpoczęło. Byłam bliska załamania. Zadawałam pytania: kim tak naprawdę jestem i czy gdyby nie te doświadczenia z dzieciństwa, byłabym kimś innym? Może lepszym…

              Za radą mojego spowiednika zaczęłam od września jeździć do Wschowy. Tam są ojcowie franciszkanie, którzy sprawują msze święte o uzdrowienie. Pomaga im w tym później Odnowa w Duchu Świętym. Nie wiem dlaczego Pan wybrał to miejsce, ale właśnie tam otrzymywałam i otrzymuję najwięcej łask. Z stamtąd nikt nie wychodzi z pustymi rękoma.

Za każdym razem kiedy Pan kogoś dotyka może być odczuwane ciepło, ból, który potem przechodzi, płacz itd. Najpierw Pan uzdrowił moment mojego poczęcia i pierwsze 9 miesięcy. Jest to fundament naszego życia. W następnym miesiącu przeżyłam rozdarcie wewnętrzne, bo usłyszałam wezwanie na swój temat: że jest tu kobieta, która przechodzi przez bolesne przeżycia z okresu dzieciństwa. Ja byłam tą kobietą. Po tej mszy świętej Pan Jezus uleczył relacje z moją mamą. To było niesamowite jak mogłam na spokojnie powiedzieć jej co mnie spotkało w dzieciństwie. Od tego czasu normalnie możemy rozmawiać.

W tym miesiącu byłam we Wschowie dwa razy. Za pierwszym razem uczestniczyłam we mszy świętej z udziałem ojca Józefa Witko, charyzmatyka z Krakowa, który prowadził tygodniowe rekolekcje. Przed tą mszą pomyślałam jeszcze, że nie pojadę, ponieważ będę zmęczona po wykładach. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy otrzymałam smsa od znajomych, którzy napisali że jadą i mają wolne miejsce w swoim samochodzie. Pomyślałam, że Pan bardzo pragnie abym tam była. Wcześniej miałam potworne bóle kręgosłupa, że brałam już silne tabletki przeciwbólowe. W czasie mszy świętej poczułam w dwóch miejscach ciepło. W okolicy dolnego odcinka kręgosłupa, tam gdzie był ból oraz w okolicach serca. Ojciec Józef powiedział, że szatan może dawać pewne symptomy bólu, wtedy należy wypowiadać takie słowa: Odejdź ode mnie, bo wierzę że Pan zabrał mi ten ból. I wtedy odchodzi.

Następnego dnia byłam na kolejnej modlitwie odnośnie przebaczenia. I jakie było zaskoczenie, kiedy nie miałam już problemu z wypowiedzeniem słowa: przebaczam.

 

W dniu drugiego wyjazdu do Wschowy przyszła myśl, że mogłabym powiedzieć świadectwo, o tym jak Bóg mnie dotknął. Kręgosłup mnie nie boli, a w sercu narodziła się wiosna. Wierzę, kocham i już wiem kim jestem. Jestem DZIECKIEM BOŻYM i kobietą. Wierzę również, że przyjdzie taki dzień, kiedy rzucę kule.

Dziękuję Panu Jezusowi co uczynił i dalej czyni w moim życiu.

Jeszcze o jednej rzeczy pragnę powiedzieć. Jak bardzo ważne jest poświęcenie mieszkania. Od dawna miałam lęki, szczególnie kiedy byłam sama w domu i było ciemno. Zawsze musiało palić się światło w przedpokoju. Choć nie było nikogo w pokoju, zawsze wyczuwałam czyjąś obecność.

Poprosiłam więc kapłana aby przyjechał i pobłogosławił oraz poświęcił mieszkanie. Na ścianie w przedpokoju wisiał stary drewniany obrazek i na nim breloczek ze św. Krzysztofem. Kiedy ksiądz przechodził z pokoju do pokoju, nagle ten brelok spadł. Potem dowiedziałam się, że muszę obrazek spalić. Obrazek przedstawiał ducha gór.

Po poświęceniu mieszkania, wszystkie lęki przeszły.

 

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu…

Zgłoś jeśli naruszono regulamin