Kurt Vonnegut - Jutro.pdf

(85 KB) Pobierz
(12368 \227 Notatnik)
12368
Kurt Vonnegut
Jutro
Był rok 2158. Lou i Emeralda Schwartz szeptali na balkonie przylegającym do
pokoju
rodziny Lou na 76 piętrze Bloku nr 257 w Alden Village, nowojorskim osiedlu
zajmującym
obszar znany niegdyś jako Południowe Connecticut. Kiedy Lou i Emeralda pobierali
się,
rodzice Em nie wróŜyli temu małŜeństwu powodzenia ze względu na róŜnicę wieku,
ale dziś,
kiedy Lou miał 112 a Em 93 lata, zmuszeni byli przyznać, Ŝe było ono całkiem
udane.
JednakŜe Em i Lou nie byli całkowicie wolni od kłopotów i właśnie z tego powodu
siedzieli teraz na balkonie oddychając rześkim powietrzem.
Czasami jestem tak wściekła, Ŝe mam ochotę rozcieńczyć jego antygerason
powiedziała Em.
To byłoby wbrew Naturze, Em odrzekł Lou. Po prostu zwykłe morderstwo. Poza
tym, gdyby nas przyłapał na manipulowaniu przy jego antygerasonie, nie tylko by
nas
wydziedziczył, ale przetrąciłby mi kark. Fakt, Ŝe Dziadunio ma 172 lata,
bynajmniej nie
oznacza, Ŝe nie jest silny jak byk.
Wbrew Naturze. A któŜ dzisiaj wie, jaka jest Natura? Och, nie przypuszczam,
Ŝebym
kiedykolwiek zdobyła się na rozcieńczenie jego antygerasonu lub coś w tym
rodzaju, ale do
licha, Lou, człowiek nie moŜe oprzeć się myśli, Ŝe Dziadunio nigdy nie zdecyduje
się odejść,
o ile ktoś mu trochę tego nie ułatwi. BoŜe!... Jesteśmy tak stłoczeni, Ŝe ledwie
moŜna się
obrócić, Verna umiera z pragnienia posiadania dziecka, a Melissa od trzydziestu
lat nie miała
ani jednego. Tupnęła nogą. Jestem juŜ chora od ciągłego patrzenia na jego
starą
pomarszczoną twarz, na to, jak zajmuje jedyny samodzielny pokój, najlepsze
krzesło, ma
najlepsze jedzenie, wybiera to, co chce w programie telewizyjnym i trzyma nas
wszystkich w
garści przez ciągłe zmienianie ostatniej woli.
No cóŜ powiedział ponuro Lou w końcu Dziadunio jest głową rodziny. I nic
nie
poradzi na to, Ŝe jest taki pomarszczony. Miał siedemdziesiątkę, kiedy
wynaleziono
antygerason. On zamierza odejść, Em. Daj mu trochę czasu. To jego sprawa. Wiem,
Ŝe trudno
Ŝyć z nim pod jednym dachem, ale bądź cierpliwa. Nie ma sensu robić nic, co by
go
rozdraŜniło. Ostatecznie, powiodło nam się i tak lepiej niŜ innym mamy
tapczan.
Jak myślisz, długo jeszcze będziemy spać na tapczanie, zanim wybierze sobie
nowego faworyta? Rekord świata wynosi, zdaje się, dwa miesiące, prawda?
Mama i Papa cieszyli się nim chyba dłuŜej.
Strona 1
12368
Kiedy on zdecyduje się odejść, Lou?
CóŜ, powiedział, Ŝe odstawi antygerason zaraz po wyścigach samochodowych na
500 mil.
Tak... a przedtem była Olimpiada, jeszcze wcześniej baseballowe zawody o
mistrzostwo Ameryki, jeszcze wcześniej wybory prezydenckie, a jeszcze wcześniej
juŜ sama
nie wiem co. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat pamiętam tylko wymówkę
za
wymówką. Nie wierzę juŜ, Ŝe kiedyś w przyszłości dostaniemy dla siebie pokój,
jajko czy
cokolwiek.
Świetnie! UwaŜaj mnie za niedojdę! powiedział Lou. CóŜ ja mogę zrobić?
Pracuję
cięŜko, zarabiam nieźle, ale praktycznie wszystko zŜerają podatki na obronę i
emerytury. A
nawet jeŜeli nie byłoby podatków, jak myślisz, gdzie moglibyśmy znaleźć wolny
pokój do
wynajęcia? MoŜe w Iowa? Ale kto chciałby mieszkać na peryferiach Chicago?
Em zarzuciła mu ramiona na szyję.
Lou, kochanie, wcale nie uwaŜam cię za niedojdę. Bóg świadkiem, Ŝe nim nie
jesteś.
Po prostu nie miałeś szansy, by stać się kimś lub czegoś się dorobić, poniewaŜ
Dziadunio i
jego pokolenie nie odchodzą i nie pozwalają innym przejąć pałeczki.
Tak, tak mruknął Lou. Nie moŜesz ich jednak całkiem potępiać. Ciekaw
jestem,
jak szybko my przestaniemy zaŜywać antygerason będąc w wieku Dziadunia.
Czasami chciałabym, Ŝeby antygerason nigdy nie został wynaleziony
powiedziała
Emeralda. Albo Ŝeby był zrobiony z czegoś rzeczywiście kosztownego i trudnego
do
zdobycia, a nie z mułu i mniszka. Czasem pragnę, by ludzie umierali regularnie
jak w zegarku
nie mając w tej sprawie nic do powiedzenia, a nie decydowali, jak długo jeszcze
będą Ŝyć.
Powinno istnieć prawo zabraniające sprzedawania tego środka ludziom, którzy
przekroczyli
juŜ sto pięćdziesiąt lat.
Słaba nadzieja, biorąc pod uwagę, Ŝe starzy ludzie mają pieniądze i prawo
głosowania. Popatrzył na nią badawczo. Czy jesteś gotowa umrzeć, Em?
Na miłość boską, jak moŜesz o coś podobnego pytać własną Ŝonę. Kochanie! Nie
mam jeszcze nawet stu lat. Przesunęła lekko dłońmi po swojej zgrabnej
młodzieńczej figurze
niemal nastolatki. Najlepsze lata mego Ŝycia są jeszcze ciągle przede mną. Ale
mogę się z
tobą załoŜyć, Ŝe jak stuknie sto pięćdziesiąt, stara Em wyleje swój antygerason
do zlewu i
przestanie zajmować pokój, przy czym zrobi to wszystko z uśmiechem.
Oczywiście, oczywiście, trzymam zakład. Tak właśnie mówią oni wszyscy. A ilu
było takich, którzy się na to zdecydowali?
Ten męŜczyzna w Delaware.
Nie spuchł ci jeszcze język od mówienia o nim? To było pięć miesięcy temu!
No dobrze, a Babunia Winkler z tego samego Bloku?
Ona wpadła pod pociąg w metro.
Strona 2
12368
Ale to była właśnie droga odejścia, którą wybrała odpowiedziała Em.
Tak? CóŜ więc miało znaczyć tych sześć opakowań antygerasonu, które miała
wtedy
przy sobie?
Emeralda ze znuŜeniem potrząsnęła głową i przymknęła oczy.
Nie wiem, nie wiem. Wiem tylko, Ŝe coś trzeba zrobić. Westchnęła. Czasem
bym
chciała, Ŝeby oni zostawili chociaŜ parę chorób plączących się gdzieś tam, Ŝebym
mogła
którąś z nich złapać i poleŜeć choć trochę w łóŜku. Za duŜo ludzi! krzyknęła,
a jej słowa
zagdakały, zagęgały i zamarły wśród tysięcy asfaltowanych, najeŜonych drapaczami
chmur
podwórek.
Lou czule pogłaskał ją po ramieniu.
Och, kochanie, nie mogę znieść, kiedy jesteś taka przygnębiona.
Gdybyśmy mieli samochód, jak ludzie w dawnych czasach powiedziała Enz
moglibyśmy wybrać się na przejaŜdŜkę i uciec od ludzi choć na chwilę. BoŜe, to
były czasy!
Tak, póki nie zuŜyto wszystkiego metalu.
Wskoczylibyśmy do wozu, a Papa podjechałby do stacji benzynowej i zawołał:
“Nalej do pełna!”
Tak, to była fantazja, zanim wyczerpali wszystkie zasoby benzyny.
I wyruszylibyśmy na beztroską przejaŜdŜkę po kraju.
Wszystka to wydaje się teraz bajką, prawda, Em? Trudno uwierzyć, Ŝe kiedyś
istniały otwarte przestrzenie między miastami.
A jakbyśmy zgłodnieli ciągnęła Em tobyśmy sobie znaleźli restaurację,
weszli z
fasonem i powiedzieli: “Proszę befsztyk i frytki” albo: “A jakie są dziś
kotlety, schabowe?”
Em oblizała wargi, oczy jej zabłysły.
O rany! zamruczał Lou. A co byś powiedziała na hamburgera?
Mniam, mniammm.
Gdyby nam ktoś zaproponował spreparowane wodorosty morskie w owych czasach,
plunęlibyśmy mu w oko, no nie, Em?
Albo spreparowane trociny!
Lou uparcie próbował w tej sytuacji znaleźć jej weselsze strony.
CóŜ, oni w kaŜdym razie twierdzą, Ŝe obecnie ma to lepszy smak, mniej się
czuje
wodorosty i trociny niŜ na początku, i Ŝe jest znacznie zdrowsze, niŜ to, co
jadaliśmy
poprzednio.
Ja czułam się świetnie! gwałtownie zaprzeczyła Em.
Lou wzruszył ramionami.
No dobrze, ale musisz zdać sobie sprawę, Ŝe świat nie byłby w stanie wyŜywić
dwunastu miliardów ludzi, gdyby nie spreparowane wodorosty i trociny. Myślę, Ŝe
to
naprawdę jest wspaniała rzecz. Tak mi się wydaje. Oni tak mówią.
Oni plotą, co im ślina na język przyniesie. Em zamknęła oczy. BoŜe, czy
pamiętasz, jak sklepy walczyły o to, by skłonić ludzi do kupienia czegokolwiek?
Nie musiałeś
czekać na niczyją śmierć, Ŝeby zdobyć łóŜko, krzesła, piec, czy coś w tym
rodzaju. Po prostu
wchodziłeś i bach! kupowałeś, co ci się tylko zamarzyło. Jezu! Tak było
Strona 3
12368
cudownie, póki nie
zuŜyto absolutnie wszystkich surowców. Byłam wtedy małym dzieckiem, ale pamiętam
to tak
dobrze...
Lou, przygnębiony, podszedł apatycznie do krawędzi balkonu i spojrzał w górę, w
wyraźne, chłodno błyszczące gwiazdy na tle czarnego aksamitu nieskończoności.
Pamiętasz, Em, jak kiedyś mieliśmy bzika na punkcie fantastyki naukowej? Lot
nr
17 na Marsa, wyrzutnia nr 12. Wszyscy na pokład! Uprasza się cały personel
nietechniczny o
pozostanie w bunkrach. Dziesięć.., dziewięć... osiem... siedem... sześć...
pięć... cztery... trzy...
dwa... jeden! Główny człon! Barruuum!!!
Po co martwić się o to, co się dzieje na Ziemi? odezwała się Em równieŜ
wpatrując
się w gwiazdy. Za kilka lat wszyscy będziemy szybować w przestrzeni, by zacząć
nowe
Ŝycie na nowej planecie.
Lou westchnął.
Tak, tylko okazuje się, Ŝe trzeba by czegoś dwa razy większego od Empire State
Building, by dostarczyć jednego parszywego kolonistę na Marsa. A za parę
dalszych bilionów
dolarów mógłby zabrać ze sobą Ŝonę i psa. To jest sposób na zlikwidowanie
przeludnienia
emigracja!
Lou?...
Hm?
Kiedy odbędą się wyścigi samochodowe na 500 mil?
Och... w Święto Umarłych, trzydziestego maja.
Em ściągnęła usta.
Czy to bardzo okropne z mojej strony, Ŝe zapytałam?
Chyba nie bardzo. KaŜdy w tym mieszkaniu sprawdził to aŜ nadto dokładnie.
Nie chcę być okropna powiedziała Em ale od czasu do czasu człowiek musi
wygadać się i zrzucić to wszystko z wątroby.
Ja teŜ tak uwaŜam. Czujesz się lepiej?
Tak. I więcej juŜ nie będę się ciskać, będę się starała być dla niego tak
miła, jak tylko
potrafię.
To rozumiem, to jest moja Em!
Wyprostowali się, uśmiechnęli dzielnie i weszli do mieszkania.
Dziadunio Schwartz z brodą wspartą na pięściach, obejmujących gałkę laski,
patrzył
gniewnie na pięciostopowy ekran telewizyjny dominujący nad całym pokojem.
Komentator
podsumowywał wydarzenia dnia. Mniej więcej co trzydzieści sekund Dziadunio dźgał
końcem laski w podłogę i wrzeszczał:
Do diabła! Zrobiliśmy to juŜ sto lat temu!
Emeralda i Lou, wszedłszy do pokoju, zmuszeni byli zająć miejsca w tylnym
rzędzie,
za ojcem i matką Lou, szwagrem i szwagierką, zięciem i synową, wnukiem i jego
Ŝoną,
wnuczką i jej męŜem, prawnukiem i jego Ŝoną, siostrzeńcem i jego Ŝoną,
stryjecznym
wnukiem i jego Ŝoną, stryjeczną prawnuczką i jej męŜem, stryjecznym prawnukiem i
Strona 4
12368
jego
Ŝoną, no i oczywiście Dziaduniem, który siedział na przedzie. Wszyscy, wyjąwszy
Dziadunia,
który był co nieco zwiędły i przygarbiony, wyglądali, według norm
przedantygerasonowych,
jakby byli mniej więcej w równym wieku, gdzieś pod trzydziestkę albo niewiele
ponad.
“Tymczasem mówił komentator Radzie w Bluffs, Iowa, zagraŜała ponura
tragedia. Ale dwustu zmęczonych pracą ratowniczą robotników nie traciło nadziei
i uparcie
kopało dalej czyniąc nadludzkie wysiłki, by ocalić stuosiemdziesięcioletniego
Elberta
Haggedorna, który od dwóch dni był uwięziony w...”
Mam nadzieję, Ŝe jego koniec będzie przyjemniejszy szepnęła Emeralda do Lou.
Cisza! wrzasnął Dziadunio. JeŜeli jeszcze któreś z was otworzy jadaczkę w
czasie
programu telewizyjnego, nie dostanie nawet złamanego grosza... głos złagodniał
mu nagle i
zmiękł ...kiedy dadzą znak kraciastą jak szachownica chorągiewką na torze w
Indianapolis, a
stary Dziadunio wybierze się w swą Wielką PodróŜ do Krainy Wieczności.
Sentymentalnie
pociągnął nosem, gdy tymczasem jego spadkobiercy rozpaczliwie usiłowali nie
spowodować
najmniejszego dźwięku. Sława o przyszłej Wielkiej PodróŜy nie robiły juŜ na nich
wraŜenia,
poniewaŜ Dziadunio wspominał o tym mniej więcej raz dziennie od lat
pięćdziesięciu.
“Dr Brainard Keyes Bullard mówił dalej komentator rektor Uniwersytetu w
Wyandotte, stwierdził w swym przemówieniu dziś wieczorem, Ŝe większość
nieszczęść
gnębiących świat wynika z faktu, iŜ wiedza człowieka o nim samym nie dotrzymuje
kroku
jego wiedzy o otaczającym go świecie”.
Do diabła! wykrzyknął Dziadunio. Stwierdziliśmy to juŜ sto lat temu!
“Dziś wieczorem Szpital PołoŜniczy w Chicago obchodzi szczególną uroczystość.
Honorowym gościem jest Lowell W. Hitz, wiek zero. Hitz, który przyszedł na świat
tego
ranka, jest dwudziestopięciomilionowym dzieckiem urodzonym w tym szpitalu”.
Komentator znikł, a na ekranie pojawił się młody Hitz, wrzeszczący przeraźliwie.
Do diabła szepnął Lou do Emeraldy stwierdziliśmy to juŜ sto lat temu.
Słyszałem! wrzasnął Dziadunio. Wyłączył z trzaskiem telewizor, a jego
przeraŜeni
potomkowie patrzyli w milczeniu na ekran. Ty tam, chłopcze...
Nie chciałem nic przez to powiedzieć, sir odezwał się Lou.
Daj mi mój testament. Wiesz, gdzie jest. Wy wszyscy, moje dzieci, wiecie,
gdzie on
się znajduje. Przynieś go, chłopcze!
Lou ponuro skinął głową i ruszył przez hall, wybierając drogę przez legowiska do
pokoju Dziadunia, jedynego samodzielnego pokoju w mieszkaniu Schwartzów.
Pozostałe
pomieszczenia były to: łazienka, salon oraz szeroki korytarz bez okien, który
początkowo
miał słuŜyć za jadalnię i w jednym jego końcu znajdowała się kuchenka. W hallu i
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin