krol-edyp.pdf

(259 KB) Pobierz
748860702 UNPDF
Ta lektura , podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na
stronie wolnelektury.pl .
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez
SOFOKLES
Król Edyp
ł.  
748860702.001.png
WSTĘP [KAZIMIERZA MORAWSKIEGO]
.     
Lajos, król Teb i mąż Jokasty, otrzymał był groźną wróżbę, że zgi-
nie z rąk własnego syna. Gdy mu więc syn ten się narodził, oddał on
go niewolnikowi i kazał wynieść w pobliskie góry Kiteronu. Przebito
dziecięciu kostki, jak dziś jeszcze zabitej zwierzynie przebija się skoki,
a przeciągnąwszy przez rany w stopach sznur, uniósł go powolny roz-
kazom pana pachołek w dzikie ustronie. Zdjęty jednak litością nie po-
rzucił on tam dziecka na śmierć głodową czy też łup dzikich zwierząt,
lecz oddał je znajomemu pasterzowi z Koryntu, który na tych samych
polanach górskich pasał swoje bydło. Ten znów powierzył nieszczęśliwe
pacholę bezdzietnym panom Koryntu, królowi Polybosowi i jego mał-
żonce Meropie. Tutaj tedy wzrastał młodzieniec, nazwany Edyp , czyli
dosłownie r , od blizn, które widniały na jego zranionych
niegdyś stopach.
Spędził on pierwsze lata szczęśliwe w błogiej nieświadomości, że nie
był właściwie synem przybranych tych rodziców. Nierozważne jednak
słowo towarzysza wzbudziło w nim pewne niepokoje, których nie umiał
stłumić; postanowił tedy w Delfach od Apollina dowiedzieć się prawdy.
Bóg jednak, zamiast pożądanego światła, dał mu straszną odpowiedź, że
własnego ojca zamorduje, pojmie za żonę własną matkę i spłodzi z nią
nieszczęsne pokolenie. Aby uniknąć tej grozy, opuścił tedy Edyp Ko-
rynt, gdzie pozostali jego mniemani rodzice, i samowolnie puścił się na
wędrówkę przez Focydę. W tym samym zaś czasie król tebański Lajos
wybrał się był w podróż do wyroczni delfickiej. Przypadek zrządził, że
w ciasnym wąwozie poczet króla spotkał się z młodzieńczym pielgrzy-
mem. Przy wymijaniu się doszło do zwady i bójki, która zakończyła się
krwawo. Młody Edyp zabił Lajosa i jego towarzyszy, z wyjątkiem jed-
nego, który wrócił do Teb i aby zakryć się tutaj przed hańbą i zarzutem
tchórzostwa, rozsiewał wieść, iż król zginął z rąk rozbójników.
Edyp tymczasem, pielgrzymując dalej, przybył do stolicy tebańskiej.
Tutaj sprawował po śmierci Lajosa rządy Kreon, brat królowej Jokasty.
Ale miasto jęczało pod obuchem srogiego nieszczęścia; bóstwo bowiem
zagniewane, podobno Hera, nasłało tu jakiegoś potwora, który porywał
i uśmiercał tebańskich młodzieńców. Potwór ten o twarzy ludzkiej, cie-
le i szponach lwa skrzydlatego, nazywał się , czyli zmorą albo
„dławicielką”. Dłuższy czas oczekiwano już tam zbawcy, który by gród
od tej plagi wyzwolił; nagle pojawił się nieznany przybysz z obczyzny,
Edyp, i zwalczył groźnego potwora. W nagrodę miasto oddało mu rę-
kę królowej Jokasty. — Jest to motyw częsty w baśniach wszystkich
wieków i narodów, opowiadających chętnie o rycerzach, którzy przez
czyn waleczny, zwycięskie pokonanie dzikiego zwierza czy też dziwoląga
zdobywają sobie rękę księżniczek czy królewien. Później baśń ta została
przetworzona i Sfinks stawiał śmiałkom zagadki, od których rozwiąza-
nia zależało ich życie. Edyp według tych opowieści odgadł rzekomo, że
zagadka o istocie, która z rana na czterech nogach chodzi, w południe na
dwóch, a na trzech pod wieczór, odnosi się do człowieka i jego żywota;
po czym Sfinks, uznawszy się za pokonanego, rzucił się sam w przepaść
ze skały, z której dotąd groził miastu i gnębił jego mieszkańców.
 Król Edyp
Dzielny przybłęda objął więc rządy w Tebach i pojął Jokastę za mał-
żonkę. Jako dzieci z kazirodczego tego związku nazywa poezja znane
postaci Eteokla i Polinika, Antygonę i Ismenę. Po pewnym czasie za-
czyna się atoli prawda i groza położenia na wierzch wybijać. Edyp sam
usiłuje ją odkryć i wyśledzić. Kiedy zaś łuski z oczu mu spadły, targa
się on na wzrok swój, a oślepiony znosi teraz różne cierpienia, czy to
w ciemnicy więzienia, czy, według innego podania, na tułaczce.
Dojrzeliśmy pewne rysy baśni ludowej w tej opowieści; na dnie
jednak tego mitu o Edypie leżała jakaś wiara w bóstwo ziemne, któ-
re z matki ziemi zrodzone, jak każdy jej płód, następnie znów się z nią
łączy i żeni, ciągle więc się odnawia i usuwa przeszłość, t. j. dawny rok,
czyli własnego ojca. To ziemskie bóstwo morduje więc corocznie swego
rodzica i poślubia własną matkę. — Fantazja Greków zmieniła z cza-
sem matkę-ziemię w śmiertelną kobietę, a jej syna-małżonka w króla
i bohatera, ubierając ich losy w tysiączne barwy i różnorodne zdarzenia.
Wielka groza osiadła odtąd na całym tym podaniu.
.       Król Edyp
yl wprowadził zapewne pierwszy mit o Edypie na scenę ateńską.
W r.  wystawił on swą niezachowaną tetralogię, osnutą na tym po-
daniu. Cztery sztuki: , Edyp , d pr i satyrowy
dramat p. t. złożyły się na całość, z której tylko trzecia sztuka się
uratowała. Później opracował Erypd mit o Edypie, zarówno w swej
tragedii Edyp , jako też w trylogii z r. , której trzy sztuki ,
rypp i przedstawiły całe podanie o losach nieszczęsnego
rodu Labdakidów. Ponadto w innych jeszcze sztukach wprowadził po-
staci tego cyklu na scenę; ale jedynie zachowały się po dziś
dzień z tragedii Eurypidesa, których osnową były tebańskie podania.
Szczęśliwiej obszedł się los pod tym względem ze spuścizną starszego
rówieśnika Eurypidesa. Z zachowanych siedmiu tragedii l trzy
sztuki odnoszą się bowiem do mitu o Edypie. Król Edyp , Edyp Kl
i y przedstawiają nam z kolei trzy fazy tego rodzinnego dramatu.
Nie tworzyły te sztuki trylogii, bo w rozmaitych czasach jako odrębne
i samodzielne tragedie pojawiły się na scenie. Najstarszą pod względem
czasu powstania była y , dziełem zaś starości poety Edyp K
l . Król Edyp wreszcie wystawiony został według prawdopodobnego
przypuszczenia krótko po roku  przed Chr., a więc w pierwszych
latach wojny peloponeskiej.
Kiedy nasz dramat się zaczyna, położenie w Tebach przedstawia się
nam w następujących zarysach. Edyp panował już cały szereg lat nad
miastem obok żony swej Jokasty, która go obdarzyła kilkorgiem dzie-
ci. Teraz złowrogie Erynie, które prześladują Labdakidów od pokoleń,
zaczynają się dobierać do odrzwi pałacu, w którym zgroza i ohyda bez
ludzkiej wiedzy i winy Edypa rozgościły się i gdzie już zawiązał się naj-
straszniejszy z dramatów. Dobierać się też do tych odrzwi poczyna praw-
da.
 Król Edyp
Zaraza, której przyczyn i powodów nikt zbadać nie umie, naraz wy-
buchła w Tebach, i dziesiątkuje miasto. Zapytana wyrocznia delficka
odpowiada, że krew zamordowanego Lajosa woła o pomstę i sprowa-
dza te klęski, że winowajcę wytropić należy i usunąć z kraju. Natenczas
Edyp zabiera się do spełnienia tego zadania, chce rozjaśnić ciemności,
a działanie jego gromadzi wraz ze światłem coraz cięższe gromowładne
chmury nad jego głową, tak ciężkie, że go spychają wreszcie w otchłań
bezbrzeżną rozpaczy i nędzy.
Poeta przeprowadza tę walkę o prawdę, raniącą i miażdżącą bohate-
ra dramatu, z wspaniałym artyzmem. Mamy tu całą skalę od budzących
się wewnętrznych niepokojów, od szarpania się i miotania ze świtającym
światłem aż do ostatecznego przejrzenia rzeczywistości, której oko bo-
hatera znieść już nie może. Jeżeli cię oko twoje gorszy, wyjmij je, — to
wypełnia Edyp, bo mu się w końcu tak otwierają oczy na prawdę pełną
grozy, że aż patrzeć na nią nie jest w stanie i woli w ślepocie zamknąć się
przed tej sromoty obrazem. Kiedy wreszcie ona w całej nagości i przej-
rzystości mu się wyłania, zwraca się Edyp w przepięknej inwokacji do
słońca i światła dziennego, żegna się z jego strugami, aby niebawem
własną ręką na wzrok swój się targnąć.
Stoczenie się ze szczytu chwały i potęgi chyba w żadnej tragedii ta-
kiego odgłosu nie znalazło. Fortuna rzadko się pastwi w tak okrutny
sposób nad swoją ofiarą. Edyp ma w królu Lirze postać pokrewną przez
bezmiar nieszczęścia, które setką ramion i sieci sięga po przeznaczone
ofiary, nasuwa przy runięciu w przepaść ułudne gałęzie ratunku, które
łamią się za dotknięciem i pogrążają gwałtowniej i głębiej w czeluściach
rozpaczy. Rozpacz ta wybrzmiewa w końcu tragedii w tych urywanych,
poszarpanych przemowach Edypa, które są jękami bólu i nędzy wobec
widza, jękami bólu, sromoty… i miłości wobec własnych dzieci, które
jak białe anioły opromieniają swym zjawieniem się w końcu dramatu
oślepionego starca, uchwyconego w szpony czarnego demona nieszczę-
ścia. Wszystkie boleści tych, co szukają winy w sobie, by kraj ratować,
tych, którzy wszelką ofiarę, nawet własnej osoby, własnego szczęścia
gotowi złożyć na ołtarzu prawdy i dobra ogólnego, przedstawiono tu
w sposób pełen grozy.
W prl (w. –) widzimy mieszkańców znękanego miasta u stóp
ołtarzy; błagają oni bogów o zmiłowanie i odwrócenie zarazy. Edyp
przyrzeka im, że nie zaniecha niczego, aby wyśledzić przyczyny gnie-
wu nieśmiertelnych. Posłał on już był Kreona do wyroczni delfickiej,
od której wszyscy się spodziewają wyjawienia prawdy i rady skutecz-
nej. Kreon rzeczywiście powraca i obwieszcza, iż Febus nakazuje usunąć
z kraju co najprędzej mordercę Lajosa. Edyp więc postanawia go wyśle-
dzić i wśród zebrania starszyzny obmyślić środki wybawienia i ratunku.
Następuje wejście czyli prd chóru (w. –): w pieśniach swych
maluje on wszystkie klęski, płynące z zarazy, wzywa z kolei bóstwa opie-
kuńcze grodu, aby stanęły w jego obronie. — Następują dialogi, czyli
pry pd sztuki (w. –). Edyp rzuca przed starszyzną swe
klątwy na mordercę Lajosa; te wyklinania, miotane nieświadomie na
własną osobę, są pełne tragicznej ironii. Przywołany przez Edypa wróż-
bita, ślepy Tyrezjasz, ma wskazać sprawcę dawnej zbrodni i wyjaśnić
ciemności. Tyrezjasz zna jej przebieg, ale nie chce stanowczo odsłonić
 Król Edyp
prawdy, waha się przed jej nagim wypowiedzeniem; lecz gdy Edyp unie-
siony gniewem obrzuca go podejrzeniami oszustwa i spiskowania, wy-
bucha także Tyrezjasz gwałtownymi groźbami i klątwą. Niepokoją one
Edypa, lecz odbijają się jeszcze od jego przekonania i duszy, zaćmionej
coraz natarczywszymi podejrzeniami, że całe otoczenie czyha wyłącznie
na jego zgubę. Edyp sarka i miota się przeciw słowom wróżbity, jak kró-
lowie izraelscy Jeroboam i Manasse, karcący Amosa i Izajasza. Wieczny
bunt człowieka przeciw bolącej prawdzie budzi się w Edypie wśród usiło-
wań, aby tę prawdę wydrzeć tajemnicy, która go otacza. Tyrezjasz rzuca
wobec tego słowo, które odtąd w rozlicznych odmianach tylokrotnie
pobrzmiewać miało w starciach między władcami ziemi a potęgą du-
chową:
Nie ty jesteś mi panem — ja sługą Apolla.
Chór także w swej pieśni ( pry , w. –) wije się
wśród niepewności, nie wie, na kogo jako na sprawcę zbrodni wskazywał
głos z Delf i następnie Tyrezjasz, a ostatecznie wyraża swój hołd i podziw
dla tyle zasłużonego dla Teb Edypa.
W dr pd (w. –) wytrącony z równowagi Edyp
znieważa w podobnym rozdrażnieniu szwagra swego Kreona, wypowiada
także przypuszczenie, że on podkopuje rozmyślnie jego władzę i powa-
gę, spiskując z Tyrezjaszem. Kreon, brat i szwagier królewski, przedsta-
wia powszedni typ człowieka, rozkoszującego się w błogości wysokiej
parenteli, w wygodach swej dworskiej a nieodpowiedzialnej godności,
w służbie u zdrowego, poziomego rozsądku. Jest to jeden z tych ludzi,
którzy pchają swą taczkę statecznie, a w wyścigach życia taczki idą nieraz
pewniej, a czasem i prędzej od rydwanów dobiegają do mety. W sporze
między Edypem i Kreonem porywczego władcę łagodzą chór i królowa
Jokasta. Chór ten towarzyszy całej akcji jako życie powszednie, codzien-
ne, rozwijające się na szarej płaszczyźnie u stóp góry, na której grzmią
burze dramatu. — Ten chór tragedii greckiej niże na wątku akcji swe
sądy i zdania, wplata w prozę i grozę życia pogodne kwiaty poezji, w dra-
mat życiowy odgłosy praktycznego, czasem prawie poziomego rozsądku.
Ta ppl bywa niekiedy , ale najczęściej głosem tego boga,
którego poeta ancuski nazwał l d d . — Przez cały nasz
dramat chór ten, współczujący z Edypem, chwieje się między przywią-
zaniem i ufnością do władcy a strachem przed grozą, która zawisła nad
jego głową. Wobec Jokasty, która targa się na uświęcone stanowisko
wróżbitów, ujmuje się za bogów prawami i powagą. Bo , żona
dwóch królów tebańskich, ojca i syna, gwałtownie się uczepia swego
szczęścia i dostojności, z której dopusty losów mają ją strącić; nie chce
ona długo uznać i przejrzeć grozy skłębiającej się nad jej i Edypa głową,
widzi grę obłoków tam, gdzie spiętrzają się chmury przed burzą, odurza
siebie i innych zbyt długo błogą niepewnością, a na wszystko znajduje
wybieg, nawet w okolicznościach, w których trudno o wyjście. Kiedy
wróżby godzą coraz wymowniej w Edypa jako mordercę, sarka ona na
wróżbiarzy i lekceważy ich słowa.
Wobec tych bluźnierstw podnosi zbożny protest chór w pieśni na-
stępującej w dr , w. –, ujmując się za nadziemskimi
 Król Edyp
Zgłoś jeśli naruszono regulamin