Hawksley Elizabeth - Próba.pdf

(897 KB) Pobierz
5824982 UNPDF
ELIZABETH HAWKSLEY
5824982.001.png
1
Więzienie de Carmes, rue de Vaugirard, grudzień 1793,
lodowaty dzień. Mała dziewczynka ubrana w szary wełniany
płaszczyk drżała na zimnie. Nazywała się Anna de Cardonnel
i właśnie obchodziła siódme urodziny. Tydzień wcześniej jej
matkę, wicehrabinę Annę-Louisę de Cardonnel, aresztowano
pod zarzutem spiskowania przeciw rządowi i teraz znajdowała
się w Carmes, oczekując na proces.
Anna była chudym dzieckiem, z wąskimi dłońmi i stopami
i z poważnymi brązowymi oczami. Ubrana była bardzo skromnie,
w niebieską wełnianą sukienkę pod szarym płaszczykiem; przy
kołnierzu miała upiętą obowiązkową rewolucyjną kokardę.
Wyglądała na młodszą i kiedy pojawiała się przy więziennej
bramie, wpuszczano ją bez większych oporów.
- O, to znowu ty - mruknął strażnik. - Jeszcze bardziej
przypominasz wygłodzonego królika. - Zerknął na koszyk
w rękach dziewczynki. - Pewnie niesiesz wino dla obywatela
Roblatre'a? - Obrócił się i splunął na bruk. - Szkoda, że mnie
nikt nic nie przynosi.
- Może pan wziąć bułeczki, jeśli pan chce - zaproponowała
Anna. - Ciocia Marie je upiekła. Są bardzo smaczne.
7
Strażnik pomyślał chwilę, jednak zaraz pokręcił głową. Sam
miał dzieci i żal mu się zrobiło dziewczynki.
- Te biedaczyska bardziej ich potrzebują. - Ruchem głowy
wskazał więzienie. - No dalej, wchodź, zanim zmienię zdanie.
Cannes niegdyś należało do karmelitów, ale zostało zamie­
nione na więzienie dla skazańców rewolucji. W ponurych
i ciemnych celach gnieździło się zbyt wielu ludzi, a smród
brudu oraz przytłaczającego odoru ekskrementów i nie mytych
ciał uderzał w nozdrza już od bram. Obywatel Roblatre,
dozorca więzienny, z którym Anna przyszła się zobaczyć,
siedział wraz z drugim strażnikiem w małym pokoju dla
dozorców; przed nim na niewielkim stoliku stała na wpół
opróżniona butelka. Ogarek świecy na parapecie okiennym
tylko podkreślał brak światła, zwłaszcza w ten pochmurny
grudniowy dzień.
Roblatre chrząknął na widok Anny.
- O co chodzi?
Dziewczynka próbowała opanować drżenie głosu.
- Obywatelu Roblatre, proszę o pozwolenie zobaczenia się
z matką
- Wiesz, że więźniów nie wolno odwiedzać.
Anna wyjęła butelkę, postawiła na stole i odwróciła tak,
żeby strażnik widział nalepkę.
Podniósł butelkę i uważnie się jej przyjrzał. Potem wstał
niechętnie.
- No, może tylko ten jeden raz. - Wyszedł na ciemny
korytarz, a Anna, z koszykiem na ramieniu, podążyła za nim.
Zatrzymali się przed jedną z większych cel. Ciężkie zasuwy
dębowych drzwi zazgrzytały niemiło przy otwieraniu. Strażnik
wepchnął dziewczynkę do środka. Na kamiennej podłodze
stało sześć prymitywnych łóżek; na każdym leżał siennik
8
nakryty kocem. Okna, zasłonięte w dwóch trzecich, dopuszczały
surowe zimowe światło jedynie przez pozostałą i tak mocno
okratowaną część. Nowo uformowana republika najwyraźniej
nie zamierzała podejmować najmniejszego ryzyka.
Madame de Cardonnel, w widocznie zaawansowanej ciąży,
siedziała na łóżku, z dłońmi złożonymi na brzuchu. Na kolanach
miała rozłożoną robótkę ręczną. Kiedyś była piękną kobietą, ale
teraz na czole miała głębokie zmarszczki, cerę bladą i znękane
spojrzenie. W La Conciergerie na placu dla kobiet stała fontanna,
dzięki czemu więźniarki mogły zadbać choć o pozory czystości.
Tutaj, w Carmes, jedynie okazjonalnie dostawały wiadro wody -
wyłącznie za pieniądze - przez co madame de Cardonnel,
zawsze wręcz pedantyczna, teraz musiała przez kilka tygodni
nosić tę samą bieliznę i pogodzić się z brudnymi włosami.
- Pół godziny, obywatelko. - Roblatre cierpliwie wysłuchał
podziękowań wicehrabiny (lubił, gdy arystokraci mu dzięko­
wali), po czym odszedł do swojej butelki z winem.
Anna przeszła przez celę, stanęła przed matką i dygnęła
dwornie. Współwięźniarka, szwaczka z zawodu, na ten widok
prychnęła pod nosem.
- Też mi coś, jest się komu kłaniać. Teraz wszyscy jesteśmy
równi. - Ale odsunęła się trochę.
Wicehrabina rozpięła płaszczyk córki i odłożyła go na łóżko.
Rzuciła Annie ostrzegawcze spojrzenie. Wiedziała, że szwaczka
jest moutons, donosicielką, która współpracuje z dozorcami,
próbując kupić dla siebie wolność, a wicehrabina chciała dać
Annie coś bardzo ważnego. Musiała przemycić ostatnią sztukę
biżuterii, najdroższą - kulisty szmaragd. Nikomu nie wspomnia­
ła o jego istnieniu, nawet madame de Custine, z którą dzieliła
celę. Nie wątpiła w uczciwość Delphine, ale od tego kamienia
zbyt wiele zależało, uznała więc, że najrozsądniej jest milczeć.
9
Anna musi go wynieść. Nikt nie będzie podejrzewać dziecka,
zwłaszcza dziewczynki, którą strażnicy już znali, bo kilkakrotnie
odwiedzała matkę w więzieniu. Kiedy wicehrabina była z Anną
w ciąży, przebywała akurat we Włoszech wraz z mężem,
którego wysłał do tego kraju z dyplomatyczną misją król
Ludwik. Dziewięciomiesięczna ciąża minęła bez większych
kłopotów, jednak sam poród był długi i ciężki, mimo wygód
i komfortu ich rzymskiego palazzo i doświadczenia zajmujących
się nią akuszerek. Wicehrabina nie robiła sobie więc większych
nadziei co do czekającego ją porodu.
Wyciągnęła ręce do córki - raczej sztywno, bo nie miała
w zwyczaju okazywać czułości dzieciom - i zrobiła jej miejsce
obok siebie na łóżku. Anna, skrępowana podobnie jak matka,
wtuliła się w nią. Jej piękna mamon z porcelanową cerą, zawsze
słodko pachnąca, to już przeszłość, ale, przynajmniej przez
chwilę, mogła być blisko niej.
- Jak się czuje twój ojciec? - cicho zapytała wicehrabina.
- Dobrze. Odwiedził nas wczoraj i czuł się dobrze.
Madame de Cardonnel jeszcze bardziej zniżyła głos.
- Czy mówił coś na temat paszportów?
- Nie, madame. - Wraz z przytroczeniem do kołnierza
rewolucyjnej kokardy Anna musiała się nauczyć mówić do
ojca papa oraz zwracać się poufale na „ty", ale z matką jakoś
nie przechodziło jej to przez gardło.
Madame de Cardonnel westchnęła. Uzyskanie pozwolenia
na opuszczenie Paryża to w tych czasach bardzo trudne zadanie,
a nawet jeśli mężowi uda się załatwić paszporty dla nich
wszystkich, to w jaki sposób wyrwie ją z tego więzienia? Mogli
kogoś przekupić, miała tę świadomość, jednak kulisty szmaragd
to ostatnia cenna rzecz, jaka im została, a przecież tak łatwo
go stracić...
10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin