HP i Wojna Aniołów 2.txt

(166 KB) Pobierz
Rozdzia� 1

Zbetowany oczywi�cie przez KikX :*

- ...Zawi�d�. � W ciemno�ci ponownie rozleg� si� chrapliwy m�ski g�os.
- Nie przegra�. � �agodny i kobiecy mu zawt�rowa�.
- Samob�jca.
- Zosta� zamordowany.
- Podda� si�.
- Odda� �ycie, po�wi�ci� najcenniejsze.
- Pragn�� �mierci, wi�c do mnie nale�y!
- Pragn�� �mierci, by ochroni� �ycie...
- Jego dusz� skala�o czyste z�o piekie�!
- Mi�o�� je zwyci�y�a� � Absolutna cisza zapad�a na kilka chwil. Spokojny kobiecy g�os zn�w zabrzmia� w bezbrze�nej pustce.

Temida rozwa�y�a, Rada zdecydowa�a. Ju� wystarczaj�co wycierpia�, otch�a� piekie� b�dzie mu krzywd� i niesprawiedliwo�ci�. �ywotem udowodni� sw� przynale�no��. �wiat�o�� b�dzie jego domem. Na wieki. Taka jest wola moja. I taka jest wola wi�kszo�ci.

***

Ciep�e promienie s�o�ca delikatnie ogrzewa�y jego plecy, a osza�amiaj�co pachn�ca trawa pojedynczymi �d�b�ami prawie nieodczuwalnie k�u�a w nos, policzki i zamkni�te powieki. Z daleka dochodzi� uszu cichy, subtelny �piew ptak�w. Lekkie powietrze otula�o go woalem b�ogo�ci i beztroski. M�g�by tak le�e� do ko�ca �wiata, nie martwi�c si� dos�ownie o nic. Nic nie by�o wa�ne, tylko spok�j i wspania�a, niemal idealna cisza� Nie mia� poj�cia, co si� sta�o, dlaczego i gdzie jest, co si� dzieje. W g�owie mia� ca�kowit� pustk�, czu� wewn�trz koj�cy spok�j, pe�en psychiczny komfort i mentaln� wolno��. Jego umys�u nie zaprz�ta�a �adna, nawet zab��kana my�l, jakby nie istnia�a ani przesz�o��, ani przysz�o��. By� pewien, �e gdziekolwiek si� znajduje, jest tu bezpieczny. Odczuwa� faluj�c� w powietrzu, przepe�niaj�c� wszystko magi�, ogromn� pot�g�, kt�ra z ka�dej strony go przenika�a i dawa�a poczucie absolutnego, niczym niezagro�onego azylu. Dlatego bez wyrzut�w sumienia nawet nie otwiera� oczu, tylko le�a� bez ruchu, delektuj�c si� niczym niezm�conym b�ogostanem i niewyja�nionym, wewn�trznym szcz�ciem.
Niespodziewanie promienie s�oneczne co� przys�oni�o, a na niego pad� jaki� cie�, tak bezczelnie zak��caj�c jakby od zawsze trwaj�cy b�ogostan. My�l�c, �e to jaka� chmura, nadal uparcie nie otwiera� oczu.
- Wsta�, Harry Potterze� - rozleg� si� nagle cichy, ale stanowczy g�os. Ch�opak zamruga� zdziwiony, pr�buj�c zrozumie�, co si� dzieje. Le��c na brzuchu wiele nie widzia�, a �d�b�a trawy denerwuj�co zak�u�y go w oczy. Nie wiedzia�, do kogo to zosta�o powiedziane? Zamy�li� si� intensywnie, pr�buj�c dociec, o co chodzi. Nie mia� poj�cia, czy jest sam, czy mo�e jeszcze inni le�� tak jak on i zachowuj� si� na tyle cicho, �e ich wcze�niej nie us�ysza�� Pytanie - dlaczego mieliby le�e�? - niedostatecznie mocno przedar�o si� do jego �wiadomo�ci, by zosta�o przez ni� zauwa�one. �Harry Potter? Hm, to chyba� ja�?!� � pomy�la� nagle, zaskakuj�c tym odkryciem nawet samego siebie, lecz jeszcze nie do ko�ca to by�o dla niego tak oczywiste. Ale jednego by� ju� pewien � zna� ten g�os. Wiedzia�, �e s�ysza� go wielokrotnie, a co wi�cej - przypomina� sobie, �e te� rozmawia� z tym kim�� Kiedy�, dawno temu. �w kto� wyra�nie sta� nad nim i czeka�, ale Harry ponownie zamkn�� powieki, nawet na niego nie spogl�daj�c. Poma�u zacz�y wraca� mu dziwne wspomnienia, jakie� porozrzucane strz�pki wizji z �ycia, jakby na nowo mia� je sobie uk�ada�. Ale wszystko, co widzia�, wydawa�o mu si� takie obce, takie� nie jego. Jakby ogl�da� czyj�� biografi� i mia� j� uwa�a� za swoj�. Nagle, z si�� niemal przyprawiaj�c� o zawr�t g�owy, przypomnia�y mu si� ostatnie chwile, kt�re zapami�ta� � lochy, tortury, krzyki, w�ciekle zmru�one czerwone �lepia, matka, Severus, zielony b�ysk� W tej samej chwili wszystko b�yskawicznie u�o�y�o si� w idealn�, chocia� nadal nielogiczn� ca�o��, kt�rej jego obecna �wiadomo�� zupe�nie przeczy�a.
- Sidus? � Bezwiednie wykrztusi� wstrz��ni�ty, nieporadnie gramol�c si� z trawy. W g�owie mia� prawdziwy szalony m�tlik. Przez moment obce mu wspomnienia o�y�y z tak wielk� moc�, �e nawet on sam by� zdziwiony. Umar�? Voldemort jednak go zabi�? Ile czasu min�o? Ale jak umar�, to gdzie jest? I je�li zgin��, to dlaczego czuje, widzi, s�yszy�? A mo�e to co� innego? Mo�e jest w Mi�dzy�wiecie? Ale tam by�o cicho i tylko w �wi�tyni Nadziei m�g� si� kto� z nim skontaktowa�. A skoro s�ysza� g�os Sidusa� To co? �ni? By�o co� jeszcze bardziej zastanawiaj�cego� Us�ysza� jego g�os, ale m�g�by przysi�c, �e s�owa do niego skierowane zosta�y zwyczajnie wypowiedziane � a nie tak jak zawsze w przypadku Sidusa i innych Srebrnych, przekazane telepatycznie. Wsta� w ko�cu i otworzy� oczy, rozgl�daj�c si� niecierpliwie.
- Kim jeste�?! � krzykn�� zaskoczony, widz�c ca�kowicie obc� mu osob�. Stoj�cy naprzeciw niego m�ody m�czyzna by� wyra�nie rozbawiony. Nieco wy�szy od Harry�ego, z w�osami barwy jasnego kasztanu swobodnie opadaj�cymi na ramiona. Chabrowe oczy b�yszcza�y mu weso�o, a d�uga do kostek szata delikatnie falowa�a podrywana subtelnymi powiewami spokojnego wietrzyku.
- Przed chwil� zdawa�e� si� wiedzie�, z kim rozmawiasz� - Skrzy�owa� na piersi r�ce, niby na powa�nie si� obruszaj�c, ale na jego pogodnej twarzy nadal b��ka� si� weso�y u�miech. Harry wyprostowa� si� i przyjrza� dok�adniej rozm�wcy. By� w totalnym szoku. Dobrze mu znany g�os po prostu jako� nie pasowa� do tego kogo�. Przyzwyczai� si�, �e rozmawiaj�c z Sidusem, jego kredowo bia�a twarz pozostawa�a bez �adnego wyrazu, a usta nawet nie drga�y. Teraz dziwnie by�o patrze�, �e ten sam g�os wydobywa si� z ca�kiem innej osoby i to w tak �normalny� spos�b. Na brod� Merlina, o co w tym wszystkim chodzi?
- Masz g�os Sidusa, ale nie jeste� nim � zacz�� ma�o dyplomatycznie, bezwiednie daj�c krok w ty�.
- Wyt�umacz� ci po drodze. Chod�, czekaj� na nas. � To powiedziawszy, tak jak mia� w swoim zwyczaju, odwr�ci� si� na pi�cie i - nie czekaj�c na wyra�nie zszokowanego Harry�ego - ruszy� przed siebie.
Ch�opak dopiero po chwili ockn�� si� i biegiem ruszy� za dziwnym m�czyzn�. Rozejrza� si�, pr�buj�c dotrzyma� kroku. Nie mia� poj�cia gdzie jest, ani co si� sta�o, ale m�g� z ca�� pewno�ci� stwierdzi�, �e to bardzo osobliwe miejsce i jest tu po raz pierwszy w �yciu. Po ich lewej stronie l�d urywa� si� gwa�townie, a drugiego brzegu przepa�ci nie mo�na by�o w bia�ej jak mleko mgle dojrze�. Harry tego nie widzia�, ale domy�la� si�, �e dna urwiska r�wnie� by nie dostrzeg�. Natomiast po prawej stronie - jak okiem si�gn�� - rozci�ga� si� wiekowy, g�sty, dostojny las. Jego pokryte wielkimi, soczy�cie zielonymi li��mi i niemo�liwie spl�tane konarami korony pot�nych drzew pi�y si� niemal pod same chmury, a szerokie, popielate pnie prawie zrasta�y si� u podstaw, obejmuj�c si� nawzajem poskr�canymi korzeniami. Bujna, a� nienaturalnie zielona trawa pokrywa�a ca�� ziemi�, tworz�c niezwykle mi�kki dywan, w niekt�rych miejscach upstrzony nieznanymi mu, ��to-czerwonymi kwiatuszkami.
- Gdzie jeste�my? � zagadn�� w ko�cu, nadal z ciekawo�ci� si� rozgl�daj�c.
- Nie domy�lasz si�? � Zerkn�� na niego z ukosa, nie zwalniaj�c kroku. Harry zmru�y� oczy, poma�u si� irytuj�c. Jednocze�nie ta ca�a kr�tka rozmowa i jego zachowanie utwierdza�a go w absurdalnej my�li, �e ten kto� faktycznie mo�e by� Sidusem. Ale co to oznacza?! Jednak chwilowo inna niewiadoma - a �ci�lej m�wi�c sprawa miejsca przebywania - zaw�adn�a jego my�lami�
- Oj, no powiedz� - j�kn��, nawet nie chc�c werbalizowa� swoich domys��w.
- Tu, gdzie zwykle trafiaj� dusze os�b, kt�re za �ycia na to zas�u�y�y� - stwierdzi�, jakby m�wi�c o pogodzie. Harry w szoku stan�� jak wryty w miejscu.
- Za �ycia? Czyli naprawd� zgin��em? � zapyta�, czuj�c jak niedorzecznie to brzmi. M�czyzna przystan�� i spojrza� na niego przenikliwymi, ciep�ymi oczyma. Tak bardzo niepodobnymi do tych lodowatych, nieludzko fioletowych.
- Najwyra�niej. � U�miechn�� si�, jakby to nie by�o nic strasznego. Harry�emu szcz�ka dos�ownie opad�a, a oczy nienaturalnie si� wytrzeszczy�y. Mia� naiwn� nadziej�, �e mo�e zn�w jest gdzie� w miejscu podobnym do Mi�dzy�wiata, �e jednak nie umar�. Na my�l o w�asnej �mierci nieprzyjemne ciarki przebieg�y mu wzd�u� kr�gos�upa.
- Co w tym �miesznego? � warkn��, nadal widz�c u�mieszek na twarzy kogo�, kto podawa� si� za Sidusa.
- Ale� nic. � Spr�bowa� spowa�nie�, ale nie do ko�ca mu si� uda�o. Zn�w zacz�� i�� przed siebie, a Harry machinalnie podrepta� za nim. � Pyta�e�, gdzie jeste�my. Hm, r�nie nazywaj� to miejsce. Dla jednych jest �wi�tym Gajem, dla innych Krain� Wiecznej Szcz�liwo�ci, Niebem, Rajem b�d� Arkadi�. Utar�a si� ostatnia nazwa, ale nie musisz si� jej trzyma�. � Harry s�ucha� go, nie wierz�c w�asnym uszom. Jest w Raju?! Setki pyta� natychmiast zacz�y szale�czo k��bi� si� w jego, o dziwo, jeszcze nie bol�cej g�owie.
- Umar�e�, Harry, a twoja dusza trafi�a do Arkadii � powiedzia� w irytuj�co spokojny spos�b.
- Ale� - Nie wiedzia�, na kt�re pytanie si� zdecydowa�, kt�re wybra� z setek pozornie r�wnie wa�nych i nie cierpi�cych zw�oki.
- Nie wierzysz? To sp�jrz na siebie� - Obaj si� zatrzymali.
Harry dopiero teraz u�wiadomi� sobie, �e naprawd� nie wie, jak wygl�da. Nie wiedzia�, jak to si� sta�o, nic nie pami�ta� po wydarzeniu w lochach, a� do przebudzenia na polanie. By� teraz ubrany w lu�ne, si�gaj�ce kostek spodnie z kremowego lnu i analogiczn�, d�ug� do kolan tunik�. Podobnie jak w snach, tak i teraz mia� obie d�onie ca�kowicie sprawne i zdrowe, cho� tym razem by�y wyj�tkowo, tak jak i reszta cia�a, nie tak potwornie wychudzone, ale raczej normalnych kszta�t�w, a g�adkiej sk�ry nie oszpeca�y �adne wstr�tne szramy. Odruchowo dotkn�� twarzy i jakie� by�o jego zdziwienie, �e - pomimo braku okular�w - widzi ca�kowicie ostro i wyra�nie. Wymaca� te�, �e ma jak zazwyczaj kr�tkie, potargane w�osy, ale te� nadal pod palcami m�g� wyczu� bruzdowate wg��bienie na czole. Jakim� cudem ta jedyna blizna ocala�a� Dlaczego innych nie by�o wida�?
- Okej, wierz� ci, ale to strasznie dziwne� I dlaczego blizna z czo�a nie znikn�a tak jak reszta? � zada� najnowsze pytanie, jakie mu przysz�o do g�owy.
- Zakl�cie, po kt�rym jest pami�tk�, odcisn�o si� blizn� r�wnie� na twojej duszy, dlatego nadal ma...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin