O jeden krok za daleko.rtf

(179 KB) Pobierz
O jeden krok za daleko - romans (tak jakby)

O jeden krok za daleko - romans (tak jakby)

Autor: Bluszczynia vel Portillia

 

I . Nocne wędrówki - złego początki.

Miękka pierzyna snu nadal przykrywała Katie, choć powoli przebijała się przez nią rzeczywistość. Niejasne uczucie w okolicach żołądka, które usiłowało stać się zupełnie klarownym przekazem. Przekręciła się na bok, starając ze wszystkich sił spać dalej. Uczucie ssania w żołądku jednak stało się bardziej natarczywe. Naciągnęła na głowę kołdrę z cichym jękiem. Natura była jednak nieubłagana, zupełnie bezlitosna, wręcz sadystyczna. Informacja o narastającym głodzie dotarła w końcu do uśpionego mózgu, który zareagował zadziwiająco szybko. Powieki uniosły się i Katie zrezygnowana przewróciła się z powrotem na plecy.
" Na Merlina" pomyślała," Nawet nie chcę wiedzieć, która jest godzina. Czy ja zawsze muszę być głodna o..." spojrzała na stojący obok łóżka zegarek "...czwartej nad ranem? Wkurzające." Próbowała skupić się na czymś, by zignorować natarczywe burczenie w żołądku. Jednak nie udało jej się osiągnąć celu. Zrezygnowana, sięgnęła poprzez szparę w zasłonach do szuflady swojego nocnego stolika i przez chwilę zapamiętale w niej grzebała. Zmarszczka skupienia pojawiła się na jej czole, pogłębiając się z każda sekundą. Przechowywane na wypadek nagłego wypadku czekoladowe żaby dziwnym trafem nie chciały dać się znaleźć. Zirytowana, zaprzestała poszukiwań i z ręką nadal zanurzoną w szufladzie pozwoliła sennym marzeniom znów przykryć ją niewidzialną kołderką. Pewnie zasnęłaby ponownie, gdyby nie zdecydowane sygnały, pędzące neostradą nerwów do mózgu, o mało skomplikowanej treści: GŁÓD. Jej powieki znów uniosły się, lecz tym razem z niemałym wysiłkiem.
" Katie skup się" wyszeptała do siebie " Na pewno masz gdzieś coś jadalnego". Co tu dużo mówić, czwarta nad ranem nie jest akurat najlepszym czasem na twórcze myślenie, więc sekundy, nawet minuty płynęły nieubłaganie a ona nadal myślała. Pewnie trwałoby to jeszcze jakiś dłuższy kawałek czasu, gdyby nie fakt, iż chodziło o pusty żołądek. Ten organ naszego grzesznego ciała rządzi się własnymi prawami i egzekwuje je w zdecydowany sposób. Malutka iskierka oświecenia błysnęła w ułamku milisekundy i spowodowała oświetlenie myśli brzmiącej krótko i zwięźle: Pokój wspólny. Z ciężkim sercem, metaforycznie rzecz ujmując, zsunęła z siebie kołdrę i wzdrygnęła się, kiedy chłodne powietrze zetknęło się z jej rozgrzaną skórą. Starając się zachowywać możliwie jak najciszej, zsunęła nogi z łóżka i nie zaprzątając sobie głowy szlafrokiem i kapciami ruszyła w kierunku drzwi. Chłodne kamienie posadzki zmusiły ją do krótkiego sprintu. Delikatnie otworzyła drzwi dormitorium i wychyliła się na ciemny korytarz. Nikogo nie było z zasięgu wzroku a cała wieża Gryffindoru pogrążona była w ciszy, nocnej ciszy dokładnie rzecz ujmując. Co prawda nie było to równoznaczne z tym, że wszyscy Gryfoni grzecznie tulili się do swoich poduszek. Zresztą sama była tego najlepszym przykładem. Ruszyła więc raźno schodami na dół. W ostatniej chwili przekroczyła skrzypiący stopień i szybko skierowała się w stronę stolika, pogrążonego w zupełnej ciemności, przy którym dzisiaj odrabiała zadanie i gdzie powinna się znajdować, w tej chwili jeszcze cała, czekoladowa żaba. Przełknęła ślinę na myśl o smakołyku.
Przy stoliku blisko kominka siedział chłopak i z zapałem notował coś na wielkim zwoju pergaminu. Nie zauważył dziewczyny, która zbiegła ze schodów prowadzących do żeńskich dormitoriów i praktycznie rzuciła się w stronę jednego ze stolików. Jego twarz wyrażała pełne skupienie i nikt, kto nie znałby go osobiście, nie domyśliłby się, iż właśnie w tej chwili zapisuje kolejną strategię gry w quidditcha. No cóż, dla Olivera Wooda każda pora była dobra na myślenie i rozmowę o jego ulubionej grze sportowej. W całym Hogwarcie nie było nikogo, kto mógłby mu dotrzymać w tym kroku. Nawet jeżeli zauważał istnienie płci żeńskiej, to było to jedynie z powodu umiejętności i talentu danej jej przedstawicielki. Dzisiejszej nocy obudził się z bardzo ekscytującego snu i postanowił od razu zapisać go na pergaminie, póki miał go świeżo w pamięci. Dotyczył w końcu quidditcha i rewelacyjnej nowej techniki, która pozwoli jego drużynie zdobyć puchar. Takich okazji się nie marnuje, bo mogą się już nie powtórzyć, a tego by sobie nie wybaczył. Podrapał się piórem po brodzie i uniósł głowę znad swojego dzieła. Wtedy też zdał sobie sprawę, iż nie jest sam. Po drugiej stronie pokoju, zatopiona w fotelu siedziała Katie Bell, jedna z jego ścigających i z zapałem pałaszowała czekoladową żabę. Mimowolnie spojrzał na zegarek, była czwarta dwadzieścia nad ranem. Nic dziwnego, że na porannych treningach trudno dojść z drużyną do porozumienia, czy też w ogóle do niej dotrzeć, skoro nocny odpoczynek poświęcają na dojadanie i to do tego słodyczy. Przecież ścigający powinien być zwinny, zwrotny i na pewno nie objedzony do granic możliwości. Nawet nie chciał myśleć, jakim bezeceństwom oddają się inni członkowie jego drużyny. Jako kapitan powinien zdecydowanie coś z tym zrobić i to już teraz natychmiast. Chrząknął, próbując zwrócić uwagę Katie na swoją osobę i podniósł się z fotela.
Katie kończyła właśnie konsumpcję nocnej przekąski, kiedy usłyszała chrząknięcie. Zmusiła oczy do trochę szerszego otwarcia i rozejrzała się po pokoju wspólnym. W świetle rzucanym przez płonące w kominku drewno zobaczyła Olivera Wooda, który najwyraźniej coś od niej chciał. Spojrzała na trzymane w ręku resztki czekolady, potem ponownie na miejsce gdzie zobaczyła Wooda. Nadal tam stał.
– Nie - powiedziała do siebie i wepchnęła do ust ostatni kawałek przekąski.
Oblizała palce lepkie z roztopionej czekolady i podniosła się z westchnieniem z miejsca. Teraz mogła spokojnie znów położyć się spać. Niestety, Wood prawie jak żywy, nadal stojący w miejscu z dziwnym wyrazem twarzy nie dał jej spokoju. Podeszła powoli do niego i spojrzała mu w oczy.
- No takie jak u Wooda - stwierdziła na głos i szturchnęła go przy tym lekko palcem w ramię. - W zasadzie to nie wiem, jaki jest w dotyku, ale też jakby woodowaty.
Obeszła go jeszcze dookoła, mamrocząc przy tym coś, czego Oliver mimo szczerych chęci nie potrafił zrozumieć. Cała sytuacja wydawała mu się co najmniej absurdalna. Co w tym dziwnego, że jest tutaj, przecież ona też tu jest, więc o co jej chodzi? Nie wiedział zupełnie, co ma powiedzieć. Te nocne wędrówki za słodyczami zdecydowanie nie wpływały pozytywnie na jej zdrowie. Jeżeli tak sprawa się przedstawia, to musi natychmiast coś z tym zrobić. Spojrzał jeszcze za powracającą do dormitorium Katie, która mamrotała coś nadal pod nosem i potrząsała przy tym głową. Kiedy tylko zniknęła mu z pola widzenia, usiadł ponownie w fotelu, wyjął nowy arkusz pergaminu i sięgnął po pióro. Wiedział już, co musi zrobić i to szybko. Inaczej może być za późno i stracą szanse na puchar, a to byłaby katastrofa. Po chwili znów był zatopiony w twórczej pracy.
Katie wróciła do łóżka w przeświadczeniu, iż zdecydowanie powinna skończyć z tym nałogiem, jakim było dla niej podjadanie w nocy słodyczy. Dostawała od nich halucynacji. No, bo na pewno to, co widziała w pokoju wspólnym to nie był Oliver, w końcu, co by tam robił o czwartej nad ranem? To musiała zdecydowanie być wina przekąski. Porzuciwszy dalsze dywagacje na ten temat, przykryła się po sam nos kołdrą i pogrążyła we śnie. W końcu o takiej porze i pełnym żołądku nie powinno się podejmować żadnych decyzji, szczególnie tych dotyczących diety. Mogą okazać się zbyt pochopne. Sen nadszedł bardzo szybko i trwał zdecydowanie zbyt krótko. Kiedy zadzwonił budzik, dopiero zaczynała porządnie zasypiać. Niestety wciśnięcie głowy pod poduszkę nie było żadnym rozwiązaniem i z ciężkim sercem zabrała się za poranną toaletę. Najgorsze było to, że musiała tak wcześnie wstać ze względu na trening quidditcha.
- Szlag by trafił Wooda!- wymamrotała po raz kolejny, wciągając skarpetkę, która z jakiegoś powodu nie chciała pasować na jej stopę.
Siedząca na sąsiednim łóżku Angelina ze zrozumieniem pokiwała głową. W końcu Katie udało się zapanować nad niesforną skarpetą i razem z Alicją wyszły, kierując się na boisko do gry. Po chwili dołączyła do nich Angelina.
- Nie rozumiem dlaczego musimy mieć treningi o tak barbarzyńskiej porze – stwierdziła, doganiając je w wielkim holu.
- Co ty nie powiesz - odparła Katie, ziewając. - Wood nawet śni mi się z tymi swoimi taktykami po nocach.
- Serio?! - zainteresowała się obudzona na ułamek sekundy Alicja.
- To chyba wina tych nocnych przekąsek - stwierdziła po chwili zastanowienia Katie.
Angelina pokiwała ze zrozumieniem głową i dodała:
- Mnie też się to zdarza po przejedzeniu.
W końcu dotarły do szatni i przebrały w stroje do gry. Wood był już na miejscu i z szaleńczym błyskiem w oczach przemierzał tam i z powrotem męską przebieralnię. Dziewczyny nie zwracając na niego uwagi zajęły miejsca i, podpierając się jedna o drugą, zapadły w płytką drzemkę. Zaraz za nimi pojawili się bliźniacy Weasley - Fred i George, a na końcu Harry Potter. Wszyscy niezbyt jeszcze wyrwani z krainy snów. Nie zważając na stan drużyny, Oliver odsłonił zakrytą do tej pory tablicę i rozpoczął swój wykład.
- No dobra, chłopaki i dziewczyny... - mówił w zasadzie sam do siebie, bo bliźniacy pochrapywali cicho, podpierając się nawzajem głowami, a Harry wyglądał jakby za wszelką cenę chciał nie zasnąć, kiwając się w przód i tył. -...mamy najlepszą drużynę od wielu lat, mamy za sobą ostre treningi przy każdej pogodzie, jesteśmy na naszych miotłach najlepsi z najlepszych, ale czegoś nam brakuje. Dlatego wymyśliłem dla nas nowy program szkoleniowy. Jesteśmy jak zawodowcy, więc musimy do treningów podchodzić zawodowo - przerwał na chwilę i z płonącymi oczyma przyjrzał się swojej drużynie.
Zdawał się nie zauważać ich duchowej absencji. Po chwili podjął wędrówkę po szatni i znów zaczął mówić uderzając pięścią o dłoń po każdym słowie:
- Będziemy trenować i wprowadzimy...dietę...
- Dietę?
- Dietę?
- Czy on powiedział dietę?
Dziewczyny patrzyły na siebie zupełnie osłupiałe. Przed chwilą jeszcze spokojnie drzemały, jedynie gdzieś w podświadomości zdając sobie sprawę ze słów Olivera.
– Fred, śniła mi się dieta - wyrwał się George, odrywając nagle swoją głowę od głowy brata.
- Brrrrrr... - wzdrygnął się Fred, przecierając oczy.
- On powiedział: dietę - oznajmił głos Harry’ego, dobiegający spod ławki, pod którą znalazł się w wyniku zbyt dużego przechyłu ciała w przód.
- Nikt przy zdrowych zmysłach nie stosuje diety - stwierdziła Angelina, pukając się znacząco w czoło.
- No chyba, że jest niespełna rozumu kretynką, która chce wyglądać jak wieszak na ubrania - dodała Alicja.
- Dokładnie. Tak jak ta Ślizgonka z... - Katie nie zdążyła poinformować ogółu o ostatniej ofierze anoreksji w szkole, bo Wood wszedł jej w słowo.
- Doskonale zrównoważoną dietę, odpowiednią dla każdego z graczy.
Fred spojrzał najpierw na Olivera, potem na George’a i znów na Olivera, po czym wykrztusił ze zgrozą:
- Maniak.
– Popieram - wyszeptał George.
Wood jednak nie przejmował się zupełnie ich uwagami, można by wręcz powiedzieć, że wcale ich nie słyszał. Z chorobliwym błyskiem w oku tłumaczył szczegóły. Brzmiały ona dla wszystkich jak wyrok dożywocia w Azbakanie.
- ...ścigający wykreślą ze swojego jadłospisu czekoladę i wszelkie inne słodycze. Powinni je zastąpić owocami. Pałkarze... - kontynuował w absolutnej ciszy, jaka panowała w przebieralni. - ...Koniec z marnowaniem czasu na głupoty i zarywaniem nocy na randki i inne pierdoły...
To był koszmar, absolutna zagłada, totalny kataklizm i armageddon w jednym. Słowa Wooda docierały do mózgu Katie, ale ten bronił się przed ich akceptacją. Fred i George w miarę przyswajania kolejnych szczegółów nowego programu szkoleniowego omawiali kolory wyściółki ich trumien, a także rodzaj materiału, z jakiego mają zostać wykonane. Angelina obliczała po raz kolejny trajektorię, jaką powinien pokonać leżący nieopodal kafel, by zostać nową twarzą Wooda. Miała tylko jeden rzut i nie chciała go zmarnować. Natomiast Alicja przekonywała samą siebie, iż wszystko, co tu słyszy, jest tylko wytworem jej wyobraźni i za chwilę pewnie obudzi się we własnym łóżku. Dieta po prostu jest tylko sennym koszmarem.
Harry nie myślał wcale, nie robił też zupełnie nic, poza siedzeniem niczym słup soli. Oliver przesadzał już wcześniej, ale teraz trafił w samo sedno absurdu. Był pewien, że to, co usłyszał, nie stanie się prawdą. Po prostu nie mogło. Nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli, więc nie myślał, nie słuchał, nie ruszał się. Dobrze, że nie przestał oddychać.

 

II. Dieta - prosta droga do...

Pierwszy tydzień nowego programu szkoleniowego był istnym teatrem absurdu. Wszyscy razem i każde z osobna ignorowało zalecenia dietetyczne Wooda i w końcu ten zaczął kontrolować wszystkie ich poczynania. Był po prostu wszędzie, wbrew prawom natury. Nie można się było nigdzie ukryć. Był w sowiarni, za cieplarniami, przy chatce Hagrida, w lochach, przy tajnych przejściach, w toaletach (nawet dziewczęcych, do czasu aż przyłapała go profesor McGonagall) - po prostu wszędzie. W drużynie zagnieździł się bunt, który na początku następnego tygodnia przeszedł w rozpacz, a pod koniec drugiego tygodnia w rezygnację. I chociaż bliźniacy Weasley robili co było w ich mocy, za nic nie potrafili przebić się przez maniakalny upór swojego kapitana. Porażka jawiła się przed nimi niczym roczny szlaban u Filcha z polerowaniem na połysk szpitalnych nocników. Z dietą w sumie jakoś się pogodzili, ale nie byli w stanie znieść braku czasu na kawały, wymyślanie zabawno - niebezpiecznych gadżetów i ogólnie na leniuchowanie. Po prostu zabrano im prywatność.
– Fred, to się musi skończyć!- oznajmił George podczas jednej z lekcji Historii Magii.
- Zgadzam się, George! Tylko czemu mu tak odbija?
- Nie wiem i to jest pierwsza rzecz, której powinniśmy się dowiedzieć.
Fred podrapał się po brodzie i powiódł wzrokiem po klasie. Nic nie przychodziło mu do głowy. Jego szare komórki zaczynały cierpieć na samounicestwienie z powodu niepełnego wykorzystania.
- Zawsze miał fioła, ale to coś więcej - powiedział jakby do siebie.
– Wiesz, to jest jak kryzys wieku średniego... - stwierdził nagle George.
- No, co ty! On ma dopiero szesnaście lat. W tym wieku ma się co najwyżej problemy z dojrzewaniem - oburzył się Fred.
George spojrzał na niego niczym Edison na wymyśloną przed chwilą żarówkę. Klepnął się w czoło z głośnym pacnięciem (na dźwięk którego siedzący niedaleko, wyrwany z drzemki Jordan Lee uniósł głowę), po czym złapał Freda za głowę i powiedział, patrząc mu prosto w oczy:
- To jest to, braciszku!
- Co?
- Rozwiązanie naszego problemu!
- Nie łapię.
- Och Fred, czy ty masz w głowie smocze łajno?! Woodowi brakuje dziewczyny!
- Dziewczyny? - Fred wyglądał na bardzo zdezorientowanego.
- Jasne! Ma już swoje latka na karku, a pewnie jeszcze nie był na randce, nie pocałował żadnych kobiecych ust... - Fred spojrzał na brata z miną "Jesteś bardziej stuknięty niż myślałem"- ...no wiesz, o co mi chodzi. Po prostu szaleją w nim hormony, czy jak to się tam nazywa.
- No i co z tego? - Fred nadal nie mógł podjąć toku myślenia George’a.
- To proste - oznajmił George. - Znajdziemy mu dziewczynę.
- Świetnie tylko gdzie znajdziemy taką masochistkę? - zapytał sceptycznie Fred.
George nie zwrócił jednak na niego uwagi i już zaczął roztaczać przed sobą wizję korzyści, jakie przyniesie to posunięcie. Jawił mu się raj na ziemi.
Historia Magii ciągnęła się niemiłosiernie i Katie raz po raz ziewała, starając się uparcie nie zapaść w drzemkę. Nie mogła narzekać na brak snu, bo dzięki nowemu wymysłowi chorego umysłu Olivera Wooda miała go pod dostatkiem. Brakowało jej cukrów złożonych, sacharozy zawartej w dużych ilościach w czekoladowych żabach, miętusach - świntusach, ciastkach, babeczkach i tortach.... wyobraźnia zaczęła podsuwać jej obrazy wszystkich tych smakołyków. Stała w wejściu do Wielkiej Sali, w jego głębi stał olbrzymi stół zastawiony po brzegi możliwości, obciążony tak bardzo, że aż się uginał. Przełknęła ślinę i zrobiła pierwszy krok, potem następny i jeszcze jeden. Olbrzymie, pękające od nadmiaru kremu ptysie były już w zasięgu jej ręki, czuła rozchodzący się po całej sali zapach czekolady, jabłek z cynamonem i wanilii. Już miała wyciągnąć rękę, by chwycić wspaniałą muffinkę, kiedy nagle pomiędzy nią a stołem znalazł się Wood. Zalała ją fala czarnej rozpaczy. Przecież szczęście było już tak blisko. Ułamek sekundy dzielił ją od raju i znowu ON, zawsze i wszędzie ON. Stawał jej na drodze do obiektu jej marzeń. Krew zawrzała jej w żyłach, umysł przyćmiła nienawiść tak głęboka i wielka jak rów Mariański. Podwinęła rękawy i zacisnęła pięści. Jeśli będzie trzeba staranuje go, pobije, znokautuje, zmasakruje i przede wszystkim... pocałuje? Dokładnie w tej samej chwili, kiedy przyszło jej to do głowy, rzuciła się na Olivera i wieszając się na jego szyi, przycisnęła swoje usta do jego ust.
Katie poderwała głowę z ławki, na którą opadła, w miarę jak jej właścicielka zapadała w sen, i powiodła obłąkanym wzrokiem po klasie. Na szczęście nikt nic nie zauważył. Po chwili zdała sobie sprawę, że cała sytuacja była tylko "dziennym koszmarem".
"Na Merlina!"- pomyślała. -" Jak nie wpakuję w siebie odpowiedniej ilości cukru w najbliższym czasie, to na pewno zwariuję." Potarła oczy wierzchem dłoni i westchnęła, opierając łokcie na stoliku i podpierając głowę. "Dlaczego mu nie przywaliłam? Przecież nie mam w sobie żadnego filtra rodzinnego czy czegoś takiego. Powinnam mu zmasakrować tę jego buźkę, a nie..." nie dokończyła swojej myśli zbyt nią przerażona i zdegustowana. "Blefff....to przecież obrzydliwe....Za nic nie może się powtórzyć!"
Jej dalsze myśli utonęły w hałasie, jaki towarzyszył zakończeniu lekcji. Wszyscy budzili się ze swoich drzemek lub głębokiego snu i ociężale pakowali torby. Postanawiając ten jednorazowy incydent puścić w niepamięć, Katie również zaczęła zbierać się do wyjścia.

Do końca dnia niewiele się właściwie zdarzyło, dieta nadal obowiązywała i frustracja bliźniaków sięgnęła zenitu. Prawie udało im się przemycić kawałek placka z dynią do ich dormitorium, gdzie mieli nadzieję spałaszować go, nie zostawiając nawet najmarniejszego okruszka. Niestety, dosięgła ich "ręka poganiacza niewolników" i do dokładnie u celu, na progu dormitorium. Walcząc z morderczymi instynktami, które coraz częściej próbowały brać w nich górę, zeszli do pokoju wspólnego i skupili umysły nad czystym kawałkiem pergaminu.
- No dobra George, potrzebujemy planu - wyszeptał Fred, pochylając się nad stołem w stronę brata.
- Po pierwsze potrzebujemy odpowiedniej dziewczyny...
- Dokładnie. Musi być w jego typie...
- Ma się rozumieć! Musi być...chwila, a jakie są w jego typie?
Fred spojrzał na brata, bezradnie wzruszając ramionami. Wszystko wyglądało tak prosto, kiedy o tym rozmawiali na przerwach.
- Nigdy nie widziałem go z żadną dziewczyną, oprócz tych, które grają w naszej drużynie - powiedział po chwili.
- Wiem...ale nie możemy się poddawać! - George zacisnął pięść i uderzył nią w stół. - Od tego zależy nasze życie!
- Nasza wolność i pełne żołądki! - dodał Fred.
Tak zmotywowani powrócili do układania planu. George napisał na górze pergaminu:

Poszukiwana dziewczyna.

Pilnie poszukuje się dziewczyny o poniższym wyglądzie:
1) włosy:

Podrapał się po głowie piórem i spojrzał wyczekująco na Freda. Ten patrzył na niego równie bezradnie. Przenieśli wzrok na pokój wspólny Gryffindoru. Był pełen uczniów z wszystkich roczników, poczynając od małolatów z pierwszego roku, a kończąc na tegorocznych absolwentach. Skupili się na dziewczynach. Było w czym wybierać, brunetki, szatynki, blondynki i rude. Doprawdy cała paleta. George przyglądał się przez chwilę sąsiedniemu stolikowi, po czym nagle pióro samo zaczęło notować, prowadzone jego ręką.

1) włosy: ciemny brąz, konkretnie mleczna czekolada
2) oczy: piwne, prawie złociste
3) wzrost: średni, nie za wysoka
4) szczupła i wysportowana, najlepiej grająca w quidditcha
5) koniecznie dołeczki przy uśmiechu
6) cera lekko oliwkowa
7) brak znaków szczególnych
Dziewczynę odpowiadającą temu rysopisowi prosimy o skontaktowanie się z Fredem i Georgem Weasley - stolik w niszy, pokój wspólny Gryffindoru.
P.S.
KONIECZNIE MUSI BYĆ GRYFONKĄ!!!!
P.S.S.
Musi mieć poczucie humoru!

Odłożył pióro i spojrzał krytycznym wzrokiem na swoje dzieło. Fred zajrzał mu przez ramię.
– Idealna - skomentował. - Teraz powiesimy to na tablicy ogłoszeń i czekamy!
- Się robi, brachu! - odparł George i od razu ruszył w kierunku rzeczonego przedmiotu, przymocowanego do ściany pokoju wspólnego.
Musiał na niej zrobić trochę miejsca, przez usunięcie, co bardziej rzucających się w oczy ogłoszeń, by ich przyciągnęło uwagę. Wygładził jeszcze fałdy na pergaminie i odstąpił o krok, by ocenić efekt.
- Odlot! - stwierdził i wrócił do stolika. - Co teraz robimy?
- Czekamy!- odparł inteligentnie Fred i wyciągnął nie wiadomo skąd talię "Okalecz Pana Cebulę" przerobioną na "Okalecz Profesora Snape`a".
Zabrali się za rozgrywanie partyjki swojej ulubionej gry, która pozwoliła im przetrwać krytyczne momenty programu szkoleniowego. Przymierzali się właśnie do czwartego rozdania, kiedy przy ich stoliku pojawiła się Katie Bell z mordem w oczach i jakimś świstkiem pergaminu w ręce.
- Czy wy, porąbane, odmóżdżone samce, zupełnie postradaliście wasze neurony z braku cukru i nadmiaru węglowodanów!?
Spojrzeli na nią osłupiali, potem jeden na drugiego i znów na Katie.
- Mówię do was!
Dopalane już tylko i wyłącznie fruktozą komórki nerwowe reagowały na bodźce zewnętrzne w ich przypadku odrobinę później niż zawsze. Dlatego nadal bezmyślnie wpatrywali się w nią.
- Totalnie was pokopało! Nie mogliście po prostu przyjść do mnie jak normalni ludzie tylko wywieszać... - tu pomachała im przed oczyma trzymanym w ręce pergaminem - ...jakieś idiotyczne ogłoszenia!!!
W końcu kliknęło i dwie żarówki zapaliły się niemal równocześnie w dwóch odrębnych acz identycznie wyglądających, rudowłosych głowach.
- A to! - odparł beztroskim tonem Fred, wskazując na kartkę.
– Tak, to!! - Katie nadal była bardzo podminowana i nie wyglądało na to, że w przeciągu najbliższych kilku minut się uspokoi. - A niby o czym mówię!?
- To tylko...
- Wcale nie chodziło o ciebie! - wszedł mu w słowo George.
- Dziwne, bo mnie to wygląda na prawie idealny opis mojej osoby - stwierdziła Katie, po czym odczytała: - Włosy: ciemny brąz - mam, oczy: piwne - też, wzrost- jak najbardziej średni; można powiedzieć, że jestem szczupła - spojrzała na nich z byka, dając do zrozumienia, że dla ich własnego dobra lepiej by było, gdyby nie protestowali - i na pewno wysportowana, w quidditcha też gram, cera się zgadza, choć trudno stwierdzić przy tym świetle, mam dołeczki jak się uśmiecham i żadnych znaków szczególnych o ile mi wiadomo... - przerwała dla zaczerpnięcia oddechu.- Jestem Gryfonką i przed tą dietą nie narzekałam na brak poczucia humoru. To może jeszcze coś pominęłam?
– Nie - stwierdził Fred, kiwając przy tym głową dla potwierdzenia swoich słów.
- Więc?
- Pomyłka! - wypalił nagle George i wyrwał jej z ręki nieszczęsny pergamin, po czym złapał Freda za kołnierz i wywlekł go praktycznie z pokoju wspólnego do ich dormitorium.
Tego było już za dużo, Katie poczuła, że sytuacja, zwana potocznie jej życiem, zaczyna się wymykać ostatecznie i definitywnie spod kontroli. Najpierw ten koszmar na Historii Magii, potem na Eliksirach zaczęła zastanawiać się, jakby to było, gdyby faktycznie pocałowała Wooda. A teraz jeszcze to. Przecież to wcale nie chodziło o nią. Po prostu te świry szukały kogoś, kto był im pewnie potrzebny do jakieś tajnego eksperymentu, a przypadkowo przypominał ją. Jeśli tak miało być dalej, to powinna skoczyć z wieży astronomicznej, zanim będzie jeszcze gorzej. Pogrążona w rozpaczy, podreptała do swojego dormitorium i w ubraniu rzuciła się na łóżko. Nawet się nie zorientowała, kiedy nadszedł sen.
Była sama w pokoju wspólnym i właśnie przed chwilą wróciła z tajnej wycieczki do Hogsmeade. Odwiedziła Miodowe Królestwo i teraz miała się zabrać do pałaszowania wszystkich tych słodyczy, które ze sobą przyniosła. Kieszenie jej peleryny wręcz pękały w szwach. Obciążona tym miłym ciężarem, zwaliła się na najbliższy fotel i już sięgała dłonią do jednej z kieszeni, kiedy znów się pojawił. Zupełnie jakby wyrósł spod ziemi. Wood z tym swoim pełnym dezaprobaty wzrokiem, który miał w niej wzbudzać poczucie winny. Niestety, tego nie robił. Teraz też nie czuła się winna. Ani trochę. Złapał ją za rękę i postawił na nogi. Zupełnie osłupiała, stała niczym baranek przed rzeźnią. Zdjął z niej pelerynę i odrzucił w tył tak, że wyleciała wraz z całą zawartością przez okno. To obudziło ją z letargu. Zacisnęła pięści i zebrała w sobie całą swoją siłę. Wyobrażając sobie, że trzyma w ręku kafel, wzięła zamach prawą pięścią i...znowu to zrobiła. Tak jak w poprzednich snach na jawie (no dobra, było ich więcej, niż tylko ten na Historii Magii) rzuciła mu się na szyję i zaczęła całować. Niczym szalona przycisnęła jego głowę do swojej i...obudziła się cała zlana potem. Stało się najgorsze. Teraz już nawet nocą nie była bezpieczna. Bezcześcił wszystkie jej senne marzenia w tak obrzydliwy sposób, że aż dostawała gęsiej skórki na myśl o tym. Przecież nigdy nie myślała o Woodzie jako o facecie. Był po prostu jej... zawahała się na chwilę, po prostu kapitanem drużyny Gryffindoru. Usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. We wszystkich łóżkach były już zaciągnięte zasłony. Jej współlokatorki spały. Po cichu zsunęła się z łóżka i ruszyła do łazienki. Musiała wziąć kąpiel.
Następnego dnia przy śniadaniu była kompletnie roztrzęsiona. O mało nie uciekła od stołu, kiedy Oliver usiadł koło niej, by porozmawiać z Angeliną. To było okropne. Miała za sobą koszmarną noc, bała się znów zasnąć, w obawie przed następnym horrorem z Woodem w roli głównej. Teraz ledwo widziała na oczy, a do tego wszystkiego wszyscy na nią patrzyli. No dobra, nie wszyscy, tylko Fred i George, i wcale jej się to nie podobało.
Angelina po raz kolejny postanowiła przedyskutować z Oliverem kwestię nowego programu szkoleniowego. Notoryczny brak cukru w jej podstawowej diecie zaczynał być co najmniej denerwujący. Miała problemy z koncentracją, a wczoraj o mało nie rzuciła się na Goyle’a, chcąc odebrać mu kremówkę. Na szczęście albo nieszczęście pojawiła się Alicja i zrezygnowała, choć z oporem, z tego zamiaru. Teraz zamierzała przeprowadzić rzeczową rozmowę ze swoim kapitanem:
- Wood daj sobie spokój z tą dietą albo zrobię z ciebie wycieraczkę do pokoju wspólnego!- wypaliła, jak tylko usiadł koło niej.
- Nie ma mowy - odparł spokojnie "zagadnięty", po czym nałożył sobie solidną porcję owsianki.
– Wood, nie przeginaj, chcesz nas doprowadzić do ostateczności?!- twarz Angeliny zaczęła czerwienić się z gniewu.
- Chcę zrobić z was najlepszą drużynę, jaka kiedykolwiek grała w barwach Gryffindoru - oczy Wooda znów zapłonęły tym chorobliwym blaskiem, który spra...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin