Pusta teczka.rtf

(13 KB) Pobierz
Aaaaa

Aaaaa! Ja bardzo przepraszam. Ale jak ja zobaczyłam tę pustą teczkę, to mnie cholera z miejsca wzięła, że Ida tego, prawda, nie poeksplorowała.
Ale ja jestem snaperka, więc poeksplorowałam. Nie jest to wybitna, ehem, proza, ale dawno już nie kultywowałam miłego zwyczaju literackich trumien (choćby w cudzysłowiu literackich). Nie macie pojęcia, jakie to głupie uczucie, posyłać nawet jako komentarz tekst, którego mi Ida wcześniej nie wypatroszyła.
W hołdzie Wrednym Wiedźmom, na zdrowie Wiedźmom Kulistym, ku czci Moli Książkowych i Wielbicielkom Pewnych Aurorów dla osłody: PUSTA TECZKA. O Merlinie, Merlineczku, ale mi odbiło.
Cóż. Ida jest, moim zdaniem, fanfikcjonistką, dla której nawet błaźnić się wypada.

-----------

- Ten wykaz się zgadza. Jedna pusta teczka.
- A więc tak - powiedział auror, ten niższy, jasnowłosy. - Nie zauważyła pani...
- Nic - odparła stanowczo Avice Lea. - Może poza tym, że dyrektor Dumbledore jest bardzo przystępny. Pozwolił mi na tę wizytę bez szczególnych kłopotów. Właściwie nie wiem, dlaczego nie robił mi żadnych trudności, w końcu to jest tajne archiwum.
- Bo przecież nie dlatego, żeby miał wielką chęć wspomagać Kwaterę Aurorów - mruknął auror. - Pusta teczka. Żadnych śladów.
- Dlaczego to dla was takie istotne? - wzruszyła ramionami antykwariuszka. - Przecież to dawne czasy. Teraz to już nie ma znaczenia.
- Tego nie wiemy - powiedział milczący dotąd drugi auror: wysoki, barczysty i czarnoskóry. - Nasze archiwum wykryło, że w zasadzie sekcja dotycząca procesów śmierciożerców nie istnieje. Wszystko jest w Hogwarcie, u nas są tylko wybrane teczki. Archiwista... archiwistka - poprawił się starannie - uważa, że ta sekcja była kompletna. Tylko, że w ciągu ostatnich paru lat nikt tam nie zaglądał.
- To nie jest miły temat, śmierciożercy - zgodziła się Avice, i obaj aurorzy skinęli głowami.
- I większość materiałów zdążyła wywędrować - uzupełnił jasnowłosy. - A przynajmniej tak twierdzi archiwum.
- Żadnej koncepcji, kto to mógł zrobić? - upewniła się antykwariuszka, a wyższy z aurorów pedantycznie rozprostował zagięty róg leżącej przed nimi kartki. O, Merlinie, westchnęła w duchu, co za człowiek.
W ciągu kilku minut rozmowy zdążył już wyrównać stosik broszur leżący na ladzie, ściągnąć jej z rękawa - pozwoli pani? - nitkę i dwukrotnie strzepnąć z własnej szaty jakieś niewidoczne pyłki, co z miejsca kazało jej doznać ataku wyrzutów sumienia z powodu kurzu w antykwariacie.
- Tego pani nie możemy powiedzieć - odparł teraz służbiście. Jasne. Tajemnica operacyjna.
- Natomiast mamy coś w rodzaju propozycji - powiedział niższy auror i uśmiechnął się zachęcająco. - Nie możemy tego zrobić oficjalnie, bo musielibyśmy mieć nakaz. Nie dostaniemy go bez powodu. Ale pani mogłaby zadziałać nieoficjalnie.
- To znaczy co - zdumiała się Avice. - Miałabym przeszukiwać mieszkanie profesora Snape'a?
- Nie, nie - powiedział jasnowłosy. - Chodzi nam raczej o to, żeby pani z nim porozmawiała. Często bywa w pani sklepie, prawda?
- Antykwariacie - poprawił ciemnoskóry auror. Miał czegoś niezadowoloną minę. Wziął do ręki niewielki tomik z wybitym na okładce krukiem i otworzył od niechcenia, ale Avice z miejsca rozpoznała, że ma do czynienia z człowiekiem, który lubi książki i zna się na nich. "Odczytywanie pamięci kruków jako pomocnicze źródło historyczne" to była naprawdę ciekawa rzecz. Z miejsca jakoś przestała jej przeszkadzać ta jego obłędna pedanteria.
- Prawda, bywa - powiedziała ostrożnie. - I co z tego?
- Mogłaby pani spróbować się dowiedzieć, czy ta pusta teczka to nie jest po prostu jego sprawka.
- Jak, na miłość boską? - roześmiała się Avice.
- No jak to jak - nie zrozumiał niski auror. - Są przecież te... no. Kobiece sposoby. Intuicja, umiejętność słuchania. Mogłaby go pani wyciągnąć na zwierze...
- Pan chyba nie zna profesora Snape'a - zgadła antykwariuszka, a kąciki ust wyższego aurora drgnęły, jakby on doskonale rozumiał, o co chodzi.
- Nie osobiście - powiedział jasnowłosy z godnością. - Ale... ale chyba panią ceni czy tam lubi; czy się mylę?
- Czy ja wiem? Czy on kogoś w ogóle lubi? - Avice Lea wzruszyła ramionami, a przez głowę przeleciało jej błyskawicznie wiele dziesiątków obrazów.
Snape, rzucający na nią pogardliwe spojrzenie: "Stawiam galeona przeciw trzem knutom, że nawet pani nie słyszała o tej książce".
Snape zatopiony w lekturze jakichś absurdalnych katalogów prawosławnego drukarza z siedemnastego wieku. Ma ładne ręce. I chyba tylko ręce.
Snape, uśmiechnięty drwiąco znad krawędzi zniszczonego foliału i ona sama, usiłująca wyjaśnić klientce, że Ars Amatoria Owidiusza to niezupełnie to, o co chodzi jej mężowi.
Snape wychodzący z antykwariatu ze stosem książeczek o Niebywałych Ziołach y Grzybach w Oceanie Indyjskim Rosnących i rządek tychże Niebywałych Ziół y Grzybów Rosnących Na Ladzie, gdzie je wyczarował, żeby mu znalazła tomiki o właściwych gatunkach. Rośliny y Grzyby są przeważnie niebieskie, świecą i przerażająco śmierdzą zgniłymi ślimakami.
Snape rzucający na ladę galeona z wściekłą miną.
Snape, referujący podniesionym głosem jakieś hermetyczne zagadnienia z dziedziny magicznego papiernictwa. "Gdzie pan to wyczytał, panie profesorze?" - jej własny głos. "W artykule z Magii Rzemiosł, jakieś trzy lata temu". "A pamięta pan, kto go napisał?" "A czy to ważne?" "Pewnie. Bo to byłam ja."
Snape, wyraźnie zły i zmęczony, grzebiący w stosie pergaminów w regale podpisanym Skandynawia. "Napije się pan kawy?" "Kawy? A czego pani ode mnie chce?" "Niczego. Wydawało mi się, że ma pan trochę dość". "To źle się pani wydawało. Nie potrzebuję żadnej kawy". "Z mlekiem czy bez?" "Czy pani nie przesadza?" "Przenigdy". "Bez".
Snape, dyskutujący z nią nad ekslibrisem w książce, która po otwarciu szumi jak morze.
Snape, delikatnie podważający wieczko trzymanej przez Avice tuby, w której zielonkawym światłem opalizuje zwinięta w rulon dziwna, stara plansza opisująca pracownię alchemika - czarnoksiężnika.
Szara, kartonowa teczka z napisem: Severus Snape. Pusta.
Jasnowłosy auror uśmiechnął się jeszcze raz.
- Oczywiście, Kwatera doceniłaby pani zasługi. To jest niby mało znacząca sprawa, ale ostatnio wszystko wskazuje na to, że zaczną się w Ministerstwie nowe porządki. Nowe, bardziej energiczne zarządzanie. Wolelibyśmy, żeby Kwatera nie okazała się na to nieprzygotowana.
To znaczy, żeby was nie nakryli na nadużyciach i lukach w zabezpieczeniach - pomyślała Avice i wyobraźnie podsunęła jej obraz jakiegoś aurora, albo nawet po prostu Szalenie Przyzwoitego Obywatela wynoszącego z archiwum zminiaturyzowane papierzyska.
- Może być pani pewna, że współpraca z panią byłaby owocna dla obu stron. Jest pani fachowcem... Kwatera byłaby pani naprawdę wdzięczna.
Avice zerknęła na drugiego aurora. Po jego minie było wyraźnie widać, że nie cała Kwatera byłaby jej wdzięczna. Ciekawe, dlaczego...
Pusta teczka. Błysk entuzjazmu na brzydkiej twarzy. Delikatnie, z uszanowaniem przewracana zżółkła kartka. Zegar, bijący jedenastą wśród gorącej dysputy o zaklęciach i eliksirach zabezpieczających księgozbiór.
- Wie pan - powiedziała do jasnowłosego. - Bardzo mi przykro, ale muszę panu odmówić.
- Ależ, pani Lea - zaprotestował auror, - przecież pani już nam pomogła.
- Sprawdziłam, że teczka jest pusta, ale gdyby nie była, to zostawiłabym zawartość na miejscu. Tak, jak przecież zrobiłam z pozostałymi teczkami.
- Tego właśnie nie rozumiem - nadąsał się jasnowłosy. - Co to za różnica?
- Jestem antykwariuszem, a nie szpiegiem - powiedziała Avice z godnością. - Mogę ustalać proweniencję, sprawdzać, czy dokumenty są autentyczne, ale nie będę kradła ani kopiowała.
- I nie porozmawia pani ze Snape'em? - upewnił się auror.
- Nie.
Jej wzrok spotkał się ze spojrzeniem wyższego aurora, który nieznacznie się uśmiechnął - a może tylko jej się tak wydawało.
- Cóż - jasnowłosy nie krył rozczarowania. - Dziękuję pani za dotychczasową pomoc. Do widzenia.
- Do widzenia - powiedział ten wyższy i odłożył na miejsce tomik z krukiem na okładce.
- Proszę to wziąć na pamiątkę, jeśli się panu podoba - zaproponowała Avice.
- Co? Och, to? - wysoki auror z wahaniem dotknął jedwabistej okładki. - Ależ, pani Lea...
- Będzie mi bardzo miło - powiedziała. - Lubię, kiedy ludzie lubią książki. To może być zresztą miły prezent dla kogoś, kto lubi historię.
Teraz już się uśmiechnął, miło i powściągliwie.
- W takim razie dziękuję.
Avice odprowadziła ich wzrokiem do drzwi. Odczekała chwilę. A kiedy już się upewniła, że nie wrócą, wyciągnęła z szuflady plik kartek spiętych na górze spinaczem. Na górnym marginesie pierwszej strony ktoś wykaligrafował starannie napis: Severus Snape. Protokół przesłuchania. DE/S/81/43esp. Było też małe, czarno-białe zdjęcie w dwóch ujęciach, en face i z profilu: młody chłopak, równie brzydki jak teraz czterdziestoletni mężczyzna.
Avice przyglądała się przez chwilę napisanemu na papierach nazwisku, a potem, nie czytając niczego więcej, wsadziła dokumenty do brązowej koperty. Zamknęła ją czarem niezniszczalności, zalała lakiem z dodatkiem zabezpieczających eliksirów, odcisnęła w laku własną pieczątkę z rysunkiem paproci. Następnie schowała kopertę do szuflady.
Następnym razem, kiedy Snape przyjdzie do antykwariatu, odda mu te papiery. Nie mogłaby ich zostawić w archiwum, gdzie zawsze ktoś nieodpowiedni mógłby na nie natrafić, ani tym bardziej nie umiałaby ich wręczyć aurorom.
Pomiędzy molami książkowymi pewnych rzeczy po prostu się nie robi.


Ido, moje ukłony i wyrazy podziwu za to, czym wypełniasz Puste Miejsce.
 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin