Anna Mieszkowska - Matka dzieci Holocaustu - Historia Ireny Sendlerowej.doc

(932 KB) Pobierz
MATKA

Słowo wstępne

Tom, który przedstawiamy czytelnikom, jest pierwszą książką o Irenie Sendlerowej. Jest on zresztą czymś więcej niż książką o Niej; choć nie stanowi tak zwanego wywiadu-rzeki, jest w dużej mierze także Jej książką. Anna Mieszkowska dopuszcza bowiem swoją bohaterkę do głosu, zapisuje Jej wypowiedzi, utrwala opinie, przywołuje wypowiadane przez Nią formuły. Biografia Ireny Sendlerowej jest piękna i heroiczna, budująca i przejmująca, taka, która od dziesięcioleci czekała na swojego Plutarcha.

Przez lata dzieło Jej znane było stosunkowo nielicznym, tym, którym ocaliła życie, grupie przyjaciół i znajomych, a także kilku historykom, zajmującym się drugą wojną światową, szczególnie zaś - dziejami Zagłady. Rzeczy toczyły się tak, jakby nie tylko nie zdawano sobie sprawy, ale sprawy zdawać sobie nie chciano, że żyje wśród nas osoba o biografii niezwykłej i wielkiej, osoba pomnikowa, można by powiedzieć, odwołując się do sławnego wiersza Juliusza Słowackiego, na miarę Fidiasza, choć w życiu codziennym skromna, serdeczna, ludziom życzliwa i zawsze wyciągająca pomocną rękę do tych, którzy są w potrzebie, osoba, z którą kontakt jest po prostu przyjemnością.

O przesunięciu na margines tak wielkiej postaci zdecydowały względy różnorakie, przede wszystkim ogólne, w tym także wielostronne zakłamywanie w komunistycznej Polsce najnowszej historii. Na liście bohaterów po prostu nie mieściła się działaczka społeczna, wywodząca się wprawdzie z lewicy, ale dalekiej od ideologicznej utopii komunizmu, z lewicy, która legitymuje się w Polsce pięknymi tradycjami. W grę wchodził także ten zespół spraw: od pierwszych lat powojennych to, co łączyło się w taki lub inny sposób z Żydami, traktowane było w Polsce Ludowej jako temat grząski, niepewny i niebezpieczny, taki, o którym lepiej milczeć niż mówić. Zjawisko to jeszcze się pogłębiło wraz z wybuchem w drugiej połowie lat sześćdziesiątych oficjalnego antysemityzmu, w którym łączyły się wątki zaczerpnięte z dwu najgroźniejszych totalitaryzmów XX wieku: faszyzmu i stalinizmu. W świecie, w którym do panowania nad umysłami dążyła tego rodzaju ideologia, miejsca dla Ireny Sendlerowej nie było. Nie jest przeto przypadkiem, że osobą publiczną, docenianą i podziwianą, stała się po przełomie ustrojowym roku 1989, hołdy Jej składa bowiem Polska demokratyczna, o czym świadczą takie wyróżnienia jak przyznanie Orderu Orła Białego czy Nagroda imienia Jana Karskiego, a więc innej wspaniałej postaci, wpisanej w historię Polski XX wieku. Wielkość Ireny Sendlerowej dostrzeżono również za granicą, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, ale też w Szwecji, w Niemczech, w innych krajach. Formuła „lista Sendlerowej" wchodzi do języka i ma szansę przebić spopularyzowaną za sprawą filmu Stevena Spielberga formułę „lista Schindlera". Trzeba podkreślić, że spis nazwisk ocalonych przez polską działaczkę Żydów jest znacznie obszerniejszy od spisu tych, których uratował niemiecki przedsiębiorca.

Książka Anny Mieszkowskiej przedstawia dzieje Ireny Sendlerowej dokładnie i szczegółowo, pokazuje Jej dzieła i czyny, Jej prace i dnie, ujawnia Jej niezwykły format moralny. Tylko ktoś najwyższej ludzkiej klasy mógł dokonać czegoś tak ogromnego jak uratowanie w czasie Zagłady 2500 żydowskich dzieci, a ponadto przyczynił się do ocalenia sporej liczby dorosłych. Żeby zrealizować zadanie tak niezwykłe, wymagające bohaterstwa, w sytuacji, gdy za udzielenie pomocy jednemu konkretnemu Żydowi groziła kara śmierci, trzeba się zaiste odznaczać cnotami heroicznymi. Nie wystarczała jednak potrzeba niesienia dobra, przekonanie, że należy przybywać z pomocą tam, gdzie jest ona tak dramatycznie potrzebna, człowiek, który brał na siebie takie zadania, musiał odznaczać się wielką, wręcz nieprawdopodobną odwagą, stawiał bowiem swoje życie na jedną kartę - i to nie jednorazowo, gdy podejmował działanie heroiczne, ale nieustannie. Nie można tu nie mówić o poświęceniu.

Irena Sendlerowa poświęciła życie swoje w czasie okupacji hitlerowskiej ratowaniu Żydów. By osiągnąć w tej dziedzinie tak wielkie wyniki, nie wystarczała wszakże odwaga i oddanie. Te wspaniałe cechy powiązane były z niezwykłą energią, jaką należało w sobie wyzwolić, by wyprowadzać dzieci z getta i potem zapewniać im ukrycie w miejscach, dających szansę przetrwania. Irena Sendlerowa, świadoma, że gra toczy się o życie istot, których jedyną winą było to, że miały „niearyjską krew", wyzwoliła w sobie tę niezwykłą energię i pomysłowość. A przy tym ujawniła zdumiewające talenty organizacyjne. By dokonać dzieła tak wielkiego, nie mogła działać w pojedynkę. Książka Anny Mieszkowskiej stanowi pośrednio hołd złożony współpracownikom Ireny Sendlerowej, w większości wspaniałym, niezwykle dzielnym i ofiarnym kobietom.

Powtarzam: Irena Sendlerowa stała się w ostatnich latach osobą publiczną, o której mówi się w ogłaszanych w czasopismach artykułach i w audycjach radiowych, osobą publiczną, o której opowiada się w dokumentalnych filmach. Irena Sendlerowa już teraz jest symbolem heroizmu i poświęcenia - i wszelkie po temu ma dane, by stać się symbolem dobrych, przyjacielskich stosunków łączących społeczność polską ze społecznością żydowską.

W sezonie wielkiego umierania IRENA SENDLEROWA całe swoje życie poświęciła ratowaniu Żydów.

Historię Ireny Sendlerowej znałam z relacji prasowych i telewizyjnych. Gdy w 2001 roku cztery uczennice z amerykańskiej szkoły w Uniontown (stan Kansas) przyjechały do Warszawy na spotkanie z bohaterką napisanej przez siebie sztuki Holocaust. Życie w słoiku, media przypomniały, 91-letnią wówczas, Irenę Sendlerową i jej niezwykłe dokonania z czasów wojny. Jest matką 2500 dzieci uratowanych z warszawskiego getta. Nie używam słowa „przybrana" matka, ale właśnie matka, ponieważ dała im życie po raz drugi.

W kwietniu 2003 r. na uroczystości związane z 60. rocznicą powstania w getcie warszawskim przyjechała z Londynu Liii Pohlmann1. Odwiedziła panią Irenę w Domu Opieki w klasztorze Bonifratrów na Nowym Mieście. Była tą wizytą bardzo poruszona. Nie mogła zrozumieć, dlaczego nikt nie pamięta! o szczególnym uhonorowaniu tej właśnie skromnej osoby, która nie pozwala mówić o sobie „bohaterka", a uratowane przez siebie dzieci nazywa bohaterami matczynych serc. Powiedziała do mnie: - Musisz Ją poznać i napisać o Niej. - Poszłam. Zobaczyłam starszą panią o pogodnym uśmiechu. Ubrana na czarno, siedziała w wygodnym fotelu i mówiła pięknym literackim językiem. W jej niedużym pokoju wiszą na ścianie starannie oprawione dyplomy i wyróżnienia. A na stole, w zasięgu ręki, ustawione są fotografie matki, obojga rodziców z okresu narzeczeńskiego, dzieci i wnuczki. Stoi też, oprawiona w piękną ramkę, fotografia czterech amerykańskich uczennic. To

dzięki nim przypomniana została historia odważnej Polki, a pięć lat grozy wojny zostało opowiedziane w dziesięć minut!

-  Dziewczynki z dalekich Stanów odkryły ciebie dla świata i dla... Polski - powiedziała jej przyjaciółka Jolanta Migdalska-Barańska.

-  Tak, masz rację. Stało się to po latach szykan, poniżenia, prześladowań - dopowiedziała ze smutkiem pani Irena.

Z wykształcenia jest polonistką, z zamiłowania działaczką społeczną w najszerszym i najpiękniejszym znaczeniu tego słowa. Pierwsza moja wizyta trwała godzinę i kwadrans. Usłyszałam między innymi:

-  Mój ojciec zmarł, gdy miałam siedem lat. Ale na zawsze zapamiętałam jego słowa, że ludzi dzieli się na dobrych i złych. Narodowość, rasa, religia nie mają znaczenia. Tylko to, jakim kto jest człowiekiem. Druga zasada, której uczono mnie od dziecka, to obowiązek podania ręki tonącemu, każdemu, kto jest w potrzebie. Mam 93 lata - mówiła pani Irena - trzydzieści chorób i sześćdziesiąt lat darowanego życia. Od ponad piętnastu lat poruszam się na wózku. Nie lubię dziennikarzy, gdyż bardzo często przekręcają to, co im się mówi. W wielu wywiadach lub artykułach o mnie powtarza się błędna informacja o tym, że wyprowadzałam z getta dzieci chore na tyfus. To świadczy o kompletnej nieznajomości realiów życia w getcie. Ludzie chorzy na tyfus, wszystko jedno dorośli czy dzieci, nie mieli praktycznie żadnych szans na uratowanie. Tego rodzaju przekłamania często są powielane. Dlatego je teraz prostuję. Zwykle trzymam się zasad, że nie mówię o getcie z nikim, kto nie był w getcie, nie opowiadam o pobycie na Pawiaku temu, kto tam nie trafił, i nie rozmawiam o Powstaniu Warszawskim z kimś, kto tego nie doświadczył.

Opowiadanie o przeżyciach bardzo mnie męczy. Wracają wspomnienia, senne koszmary. Śni mi się, że proszę o pozwolenie na zabranie dziecka, a rodzice pytają o gwarancje bezpieczeństwa, bo chcą mieć pewność, że wszystko dobrze się skończy. Wtedy nie mogłam dać takich gwarancji. Te myśli szkodzą mojemu sercu. Wzruszenia dużo mnie kosztują. Moje życie nie było łatwe. Przeżyłam wiele. Także tragedii osobistych... Mam córkę, synową i wnuczkę. I tylu, tylu przyjaciół... Przychodzą do mnie ci, których uratowałam, i ich dzieci, a nawet wnuki.

Do dzisiaj pani Irena wszystkim się interesuje, wszystko wie. Kocha ludzi i kocha kwiaty. Nikomu nigdy nie odmówiła pomocy, rady, dobrego słowa, wsparcia w trudnych życiowych chwilach. W jej maleńkim pokoiku często panuje tłok. Bywa, że odwiedza ją kilka osób w ciągu jednego dnia. To ją męczy, ale nie potrafi odmówić, gdy ktoś prosi o konkretną pomoc. Jest świetnie zorientowana w tym, co się dzieje na świecie i w kraju. Martwi się wojną w Iraku, licznymi niebezpieczeństwami wciąż zagrażającego terroryzmu. - Jestem pacyfistką - dopowiada. - Przeżyłam dwie wojny światowe, dwa powstania w Warszawie. Nigdy nie pogodzę się ze śmiercią niewinnych ludzi, a najbardziej żal mi dzieci. Bo dzieci są zawsze najtragiczniejszymi ofiarami wojen.

Na propozycję wspólnej pracy nad książką o jej niezwykłym życiu odpowiedziała pozytywnie. Udostępniła wszystkie materiały: to, co o niej napisano i co sama w różnych okresach życia notowała, nie zawsze z myślą o publikacji, raczej o zachowaniu swojego świadectwa dla przyszłych pokoleń. - Dzisiaj młode pokolenie często nie orientuje się, że w czasie okupacji najbliżsi nie wiedzieli, co robią członkowie rodziny - opowiada prawie wszystkim swoim gościom.

„Jest bardzo wiele opracowań na temat wojny, okupacji, Zagłady - pisała z okazji zjazdu Dzieci Holocaustu - nigdy jednak nie znalazłam opisu ogromu cierpień matek, rozstających się ze swoimi dziećmi, i dzieci oddawanych w obce ręce. Matki, przeświadczone o rychłej śmierci swojej i całej rodziny, chciały uratować chociaż dziecko. A przecież nie ma dla matki większej tragedii niż rozstanie z dzieckiem! Te biedne kobiety musiały przełamać opór własny i opór pozostałych członków rodziny, np. dziadków. Babcie dzieci, pamiętające Niemców z pierwszej wojny światowej, nie widziały w nich morderców, sprzeciwiały się przekazywaniu dzieci, matki jednak wiedziały swoje.

„Jednym z powodów, które skłoniły mnie do podzielenia się wspomnieniami - pisała już w 1981 - jest chęć przekazania młodemu pokoleniu Żydów rozsianych po całym świecie, że nie mają racji, uważając, że Żydzi polscy, męczeni w nieludzki sposób, byli bierni, że szli na śmierć nie w boju, lecz bezwolnie. To nie jest prawda! Nie macie racji, młodzi przyjaciele! Gdybyście widzieli młodzież żyjącą i pracującą w tamtym czasie, widzieli jej codzienne zmaganie się ze śmiercią, czyhającą za każdym dosłownie rogiem domu i ulicy, jej postawy pełne godności, samozaparcia, i czyny każdego dnia, walkę o każdy kęs chleba, lek dla bliskich umierających, o strawę duchową w postaci dobrego uczynku lub zagłębianie się w książce, to zmienilibyście zdanie!

Zobaczylibyście wspaniałe dziewczęta i wspaniałych chłopców, z godnością znoszących wszystkie tortury i dramaty dnia codziennego w warszawskim getcie. To nie jest prawda, że męczennicy getta ginęli bez walki! Ich walką był każdy dzień, każda godzina, każda minuta trwania w tym piekle przez kilka lat.

A kiedy się ostatecznie przekonali, że nie ma już dla nich żadnego ratunku, bohatersko chwycili za broń. Cały ten okres walki, najpierw niemilitarnej, a potem i militarnej, był szeregiem aktów zbiorowej samoobrony biologicznej, a w następstwie były to akty rozpaczy i akty honoru. Trzeba pamiętać i wciąż to powtarzać, że ze wszystkich form działalności konspiracyjnej w Polsce w latach okupacji hitlerowskiej akcja pomocy Żydom należała do najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych. Każdy odruch czynnego współczucia dla prześladowanych, od jesieni 1939 roku, był zagrożony karą śmierci. Śmierć groziła nie tylko za ukrywanie osób pochodzenia żydowskiego, nie tylko za dostarczanie im „aryjskich" dokumentów, lecz nawet za sprzedanie czegokolwiek, ofiarowanie jałmużny czy wskazanie drogi ucieczki"

- Za podanie szklanki wody lub kromki chleba Żydowi można było stracić życie - opowiadała pani Irena podczas naszej pierwszej rozmowy.

Zrozumiałam też wtedy, co miała na myśli Ruta Sakowska, pisząc, że „wszyscy, którzy znają Irenę Sendlerową, pozostają pod urokiem jej osobowości - połączenia intelektu z hartem ducha, siłą charakteru, wrażliwością na cudze cierpienie, bezprzykładną gotowością do ofiar. Cechy te zachowała do dziś".

Córka, Janina Zgrzembska, gdy rodzinie było ciężko żyć w latach 60., zapytała kiedyś: - Mamo, co ty takiego zrobiłaś, że my cierpimy?

Wnuczka Agnieszka, dwadzieścia lat później, zdziwiona wizytą zagranicznej telewizji, zadała inne pytanie: - Babciu, co ty takiego zrobiłaś, że będziesz sławna?

Córka wspomina, że w 1988 roku pojechała do Izraela i dotknęła drzewka mamy w Alei Sprawiedliwych. - Mama przez lata nie mówiła mi o swojej działalności, ale tam na nazwisko Sendler otwierały się przede mną wszystkie drzwi. Dopiero wtedy zrozumiałam, co ona zrobiła.

Norman Conard, nauczyciel historii w Uniontown, nie wierzył w informacje, które o nieznanej Polce przeczytały w amerykańskim piśmie jego uczennice: - To chyba błąd, musicie to dokładnie sprawdzić. Oskar Schindler, upamiętniony w filmie Spielberga, ocalił ponad 1100 osób.

W jaki sposób ta kobieta mogła przyczynić się do uratowania dwa razy większej liczby ludzi, i to dzieci?

Ta książka jest próbą odpowiedzi na to pytanie. Także na inne, które wypada zadać: Kim była Irena Sendlerowa wcześniej, zanim w tragicznych dniach, miesiącach, latach drugiej wojny światowej została siostrą Jolantą?

Co ją ukształtowało w dzieciństwie i wczesnej młodości, że w wieku zaledwie 30 lat była tak zahartowana życiowo? Czy się nie bała? Gdyby nie to, że wszystko, o czym pisze i mówi, zdarzyło się naprawdę, można by jej życie uznać za znakomicie napisany scenariusz filmu. A jej przeżycia za emocjonującą przygodę, w której ścigała się z okrucieństwem okupanta i bezdusznością niektórych rodaków. Bo trzeba to wyraźnie podkreślić: postawa Ireny Sendlerowej w okresie okupacji jest nie tylko symbolem walki, odwagi, męstwa i współczucia, ale jest także świadectwem tego, jak bardzo była w swoim wyborze osamotniona. A jak potoczyły się jej powojenne losy? Co robiła przez ponad 50 lat aktywnego życia zawodowego? Dlaczego przeszłość wciąż do niej wraca, nie pozwala zapomnieć?

Irena Sendlerowa jest żywym pomnikiem historii, jest żywym pomnikiem pamięci. Trudnej pamięci. Trudnej dla jej pokolenia, ale i młodszych, którzy uczą się z książek o prawdziwych zdarzeniach z jej życia.

Po 60 latach historia zatoczyła koło. W imieninową noc z 20 na 21 października 1943 roku ważył się los trzydziestotrzyletniej, niezwykle odważnej kobiety, która w myśl ojcowskiego przesłania - o podawaniu ręki potrzebującym - narażała własne życie i rodziny, nie myśląc o tym wcale! W lipcu 2003 r., w Waszyngtonie, została laureatką Nagrody im. Jana Karskiego.

Książka ta nigdy by nie powstała bez udziału pani Ireny Sendlerowej, ponieważ istnieją fakty i zdarzenia, których historycy i archiwiści nie wytropią nawet po latach poszukiwań. Są bowiem wyłącznie w pamięci ich bohaterów.

Korzystałam z bogatego archiwum pani Ireny, jej wiedzy i doświadczenia. Rozdział Głosy uratowanych dzieci powstał z jej inspiracji. Na prośbę pani Ireny opowieść o jej bogatym, ale i niełatwym życiu zaczyna się od przygody z amerykańskimi uczennicami. To one przywróciły jej wiarę w sens długiego i trudnego życia i dodały sił do dalszych zmagań z przeciwnościami losu. Rozsławiły jej imię i czyny z lat wojny na cały świat.

Uważałam za swój obowiązek oddać w tej książce głos samej bohaterce, osobie niezwykle skromnej, która z wielką pokorą wobec przeszłości pamięta o wszystkich, którzy współpracowali z nią w czasie okupacji na rzecz ratowania ludności żydowskiej. Stąd liczne obszerne cytaty jej artykułów i wywiadów, których udzieliła dziennikarzom prasy krajowej i zagranicznej. Niektóre były teraz, po wielu latach od ich powstania, aktualizowane i poprawiane.

Jest coś jeszcze. Po dziesięciu miesiącach pracy nad materiałem do tej książki pani Irena wręczyła mi dwa wiersze. Powstały dużo wcześniej. Inspiracją dla młodej poetki, Agaty Barańskiej, była bliższa znajomość, a potem przyjaźń z panią Ireną jej samej i jej matki, Jolanty Migdalskiej-Barańskiej. Dziadkowie pani Jolanty współpracowali społecznie w Otwocku z dr Stanisławem Krzyżanowskim w czasach, gdy mieszkała tam mała Irenka. Historia raz jeszcze zatoczyła koło. Wróciły wspomnienia. Dobre wspomnienia z czasów beztroskiego i szczęśliwego dzieciństwa. - To było tak dawno - mówi wzruszona pani Irena, gdy pytam, jaki okres swojego życia uważa za najszczęśliwszy. - Miałam siedem lat, gdy wraz z odejściem mojego Ojca straciłam poczucie bezpieczeństwa, przedwcześnie dojrzałam, zrozumiałam, że w życiu oprócz radości spotykają człowieka smutki, a nawet tragedie. To też miało pewnie wpływ na moje późniejsze życie. Ale zawsze, w chwilach dobrych i złych, byli przy mnie ludzie. Bliscy i obcy. Zawsze był ktoś, kto w sposób nieoczekiwany podawał mi rękę. Nigdy nie przywiązywałam wagi do spraw materialnych. W ludziach zawsze starałam się dostrzec wartości moralne. Oceniałam, jakim kto jest człowiekiem, a nie co posiada. Wiedziałam najlepiej z własnego doświadczenia, że w życiu można stracić wszystko. To, co najcenniejsze, każdy ma w sobie. W sercu. Zawsze wolałam dawać, niż dostawać. Czy jest coś piękniejszego niż radość w oczach obdarowanego?

Czy jest coś cenniejszego niż dar życia? - pytam. Irena Sendlerowa, ratując w czasie drugiej wojny światowej żydowskie dzieci, wygrała swoją prywatną, osobistą walkę ze złem, z okrucieństwem otaczającego świata. Stała się symbolem dobroci, miłości i tolerancji.

26 lipca W godzinach rannych prywatna stacja telewizyjna TVN 24 podała informację o przyznaniu Irenie Sendlerowej Nagrody im. Jana Karskiego - „Za Męstwo i Odwagę".

29 lipca

„Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza" w Londynie na pierwszej stronie informował o Nagrodzie im. Jana Karskiego dla Ireny Sendlerowej. Napisano m.in.: „Nagroda przyznawana jest corocznie przez Fundację Jana Karskiego, która działa przy Amerykańskim Centrum Kultury Polskiej w Waszyngtonie i korzysta z dotacji prywatnych sponsorów. Irenę Sendlerową zgłosiło Stowarzyszenie Dzieci Holocaustu w Polsce i Światowa Federacja Żydowskich Dzieci Ocalonych z Holocaustu, zrzeszająca m.in. osoby uratowane przez nią ponad 60 lat temu z warszawskiego getta. Jej kandydaturę popierał Norman Conard, nauczyciel historii w Kansas, i jego cztery uczennice, które napisały sztukę o bohaterskiej Polce.

Fundacja Jana Karskiego została powołana dla uczczenia pamięci legendarnego kuriera Armii Krajowej, który bezskutecznie alarmował Zachód o zagładzie Żydów w okupowanej przez Niemcy hitlerowskie Polsce. Oprócz ratowania żydowskich dzieci, Irena Sendlerowa była tą osobą, która pilotowała Jana Karskiego podczas jego kilkugodzinnego pobytu w getcie.

W komitecie Nagrody im. Jana Karskiego zasiadają były doradca prezydenta Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego, profesor Zbigniew Brzeziński, i była ambasador USA przy ONZ, Jane Kirkpatrick".

7 sierpnia

W siedzibie warszawskiego Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, z udziałem córki Janiny Zgrzembskiej oraz kilkorga uratowanych „dzieci", odbyła się konferencja prasowa poświęcona laureatce Nagrody im. Jana Karskiego. Spotkanie prowadziła przewodnicząca Stowarzyszenia, Elżbieta Ficowska, która powiedziała: - Pani Irena ocaliła nie tylko nas, ale ocaliła także nasze dzieci, wnuki i następne pokolenie. Ocaliła świat przed nienawiścią i ksenofobią. Całe życie głosiła słowa prawdy, miłości i tolerancji dla drugiego człowieka.

* **

13 sierpnia

Paweł Jaros, Rzecznik Praw Dziecka, w liście gratulacyjnym do Ireny Sendlerowej napisał: „Nazwa tej nagrody w pełni oddaje Pani zaangażowanie w pracę na rzecz dzieci. Wielkiej odwagi i wielkiego serca trzeba było,  żeby w czasie okupacji hitlerowskiej wyrwać śmierci 2500 dzieci żydowskich z warszawskiego getta, ukryć je w polskich rodzinach, sierocińcach i klasztorach, ocalić ich dokumenty, aby po wojnie mogły wrócić do swej tożsamości. Również Pani powojenna działalność na rzecz dzieci zagubionych, opuszczonych i zaniedbanych zasługuje na najwyższy szacunek. Ludzie tacy jak Pani zawsze będą wzorem dla wszystkich, którzy kochają dzieci i pracują dla ich dobra".

Irena Sendlerowa i ambasador Izraela profesor Szewach Weiss

* **

18 sierpnia

Irenę Sendlerowa odwiedził ambasador Izraela w Polsce, profesor Szewach Weiss.

* **

31

10 października

Pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska po raz pierwszy odwiedziła Irenę Sendlerową.

23 października

W Waszyngtonie w imieniu nieobecnej Ireny Sendlerowej Nagrodę im. Jana Karskiego odebrała Elżbieta Ficowska. Gościem honorowym uroczystości była pani prezydentowa Jolanta Kwaśniewska. Obecne były także amerykańskie uczennice ze swoim profesorem Normanem Conardem.

Irena Sendlerową napisała w podziękowaniu za przyznaną jej nagrodę:

Panie, Panowie, Drodzy Przyjaciele! Kiedy w czasie wojny, ja - młoda kobieta - jako żywy drogowskaz uczestniczyłam w ryzykownej wyprawie Jana Karskiego do getta w Warszawie, nie mogłam przypuszczać, że minie wiele lat i jako osoba 93-letnia dostąpię zaszczytu odznaczenia nagrodą Jego imienia. To wielki dla mnie honor!

Chylę głowę przed bohaterem, profesorem Janem Karskim, i pragnę jak zawsze zapewnić, że czyniłam swoją ludzką powinność. Pozwolicie Państwo, że przyjmę tę nagrodę także w imieniu nieżyjących już moich zaufanych współpracowników, bez których niewiele bym zdziałała. Chciałabym też, aby zachowała się pamięć o wielu szlachetnych ludziach, którzy narażając własne życie, ratowali żydowskich braci, a których imion nikt nie pamięta.

Ale pamięć nasza i następnych pokoleń musi też zachować obraz ludzkiej podłości i nienawiści, która kazała wydawać wrogom swoich sąsiadów, która kazała mordować.

Widzieliśmy też obojętność wobec tragedii ginących. Moim marzeniem jest, aby pamięć stała się ostrzeżeniem dla świata. Oby nigdy nie powtórzył się podobny dramat ludzkości. Dziękuję wszystkim, którzy mnie dostrzegli. Dziękuję losowi, że pozwolił mi dożyć dzisiejszego dnia.

Wypowiedź Elżbiety Ficowskiej podczas uroczystości:

Moje życie zawdzięczam Bogu, moim żydowskim Rodzicom, mojej polskiej Mamie i Irenie Sendlerowej. Na ogół ludzie nie dziwią się, że żyją, ja też się nie dziwię. Mój mąż w zadedykowanym mi wierszu Twoje matki obie napisał:

To twoje matki obie

nauczyły Cię

tak nie dziwić się wcale

kiedy mówisz

JESTEM

Teraz nie ma już moich obu Matek. Jest Irena Sendlerową. Dla mnie i dla wielu uratowanych żydowskich dzieci Irena jest trzecią matką. Dobra, mądra, serdeczna, zawsze gotowa przygarnąć, ucieszyć się naszym sukcesem, zmartwić niepowodzeniem. Do Ireny wpadamy po radę w trudnych życiowych sytuacjach.

Irena zna nasze dzieci i wnuki, zna ich imiona i pamięta o ich świętach. Oni nie zawsze mają świadomość, że swoje istnienie też zawdzięczają pani Irenie. Irena Sendlerową potrafi rozmawiać z młodymi ludźmi. Potrafi zarażać ich swoim entuzjazmem, chęcią czynienia dobra i naprawiania świata.

Jej przyjaźń z amerykańskimi dziećmi i ich nauczycielem, Normanem Conardem, sprawiła, że dzięki nim na drugiej półkuli ludzie lepiej zdają sobie sprawę z koszmaru drugiej wojny światowej i tragedii skazanego na Zagładę całego narodu żydowskiego. W obojętności świata wobec tej tragedii znajdują przyczynę zła, które i dziś nas otacza.

Na szczęście byli też wtedy Sprawiedliwi, dzięki którym świat nie zginął.

Czuję się wyróżniona, dumna i wdzięczna, że to ja, jedna z dwu i pół tysiąca uratowanych dzieci, odbieram przyznaną Irenie Sendlerowej nagrodę, której patronuje niezwykły Sprawiedliwy, wielki bohater drugiej wojny światowej i autorytet moralny - Jan Karski.

*

**

25 października

List gratulacyjny do Ireny Sendlerowej napisał Ojciec Święty Jan Paweł II, czytamy w nim:

Proszę przyjąć moje serdeczne gratulacje i wyrazy uznania za niezwykle odważną działalność w czasie okupacji, kiedy nie bacząc na własne bezpieczeństwo, ratowała Pani wiele dzieci od zagłady i spieszyła z pomocą humanitarną bliźnim, potrzebującym wsparcia duchowego i materialnego. Sama, doświadczona torturami fizycznymi i cierpieniami duchowymi, nie załamała się, lecz nadal służyła ofiarnie bliźnim, współtworząc domy dla dzieci i starców. Niech Pan Bóg w swej łaskawości wynagrodzi Pani te czyny dobroci dla drugich szczególnymi łaskami i błogosławieństwem.

* **

4- listopada

Druga wizyta pani prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej w towarzystwie Elżbiety Ficowskiej. Wręczenie nagrody i statuetki Jana Karskiego.

* **

5 listopada

Dziennik „Rzeczpospolita" opublikował artykuł Szewacha Weissa Pożegnanie z Polską, w którym ustępujący ambasador Izraela w Polsce wspomina swoje liczne przyjaźnie z wielkimi Polakami. Pisał m.in.: „Przyjechałem do Polski również po to, żeby spotkać wspaniałą Wisławę Szymborską, drogiego Czesława Miłosza, by być blisko Władysława Bartoszewskiego i Ireny Sendlerowej, która z takim oddaniem ratowała żydowskie dzieci".

* **

10 listopada

Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski osobiście udekorował Irenę Sendlerowa najwyższym polskim odznaczeniem, Orderem Orla Białego.

W czasie uroczystości prezydent powiedział m.in.: - Tak naprawdę, jak sądzę, największą radością pani oraz wymiarem pani bohaterstwa i pani działania jest właśnie życie. Uratowane życie aż tylu osób, ich wdzięczność, ich uśmiech; to że mogły one założyć rodziny.

Dziękując prezydentowi, Irena Sendlerowa powiedziała:

Długie życie przeszło mi bez oglądania się za nagrodami, za uznaniem. Starałam się żyć po ludzku, co nie zawsze bywa łatwe, zwłaszcza gdy człowiek skazany jest na unicestwienie. Każde uratowane przy moim udziale dziecko żydowskie jest usprawiedliwieniem mojego istnienia na tej ziemi, nie tytułem do chwały. Fakt, że dostaję najwyższe odznaczenie mojej ojczyzny - Order Orła Białego - z rąk pana prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, każe mi dodać, że stanowi to dla mnie zaszczyt dodatkowy.

I dziś, w kraju i na świecie, jest wiele bolesnych problemów, wiele tragedii, którym trzeba się przeciwstawiać. I dostrzec także tych, którzy spieszą skrzywdzonym na ratunek. Wierzę, panie prezydencie, że się nie zawiodą.

Dziękuję z całego serca za to wysokie odznaczenie, które pozwolę sobie zadedykować wszystkim moim ofiarnym współpracownikom z tragicznych lat, ludziom, których w większości nie ma już wśród żywych.

Dziękuję Kapitule Orderu i panu prezydentowi, niezawodnemu patronowi ludzi dobrej woli, do których i mnie zechciał zaliczyć.

W imieniu członków Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu w Polsce zabrała głos Elżbieta Ficowska:

Kochana Nasza Pani Ireno!

My, członkowie Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu, zawdzięczający życie pani nieustraszonemu sercu, które ponad 60 lat temu podjęło walkę z najstraszliwszym zbrodniarzem świata, pragniemy złożyć pani raz jeszcze najgorętsze podziękowania za nasze istnienie. Z okazji wręczenia pani Orderu Orła Białego czynimy to dziś w imieniu własnym oraz tych wszystkich rozsianych po świecie naszych sióstr i braci, którzy - wyrwani śmierci - dostąpili łaski życia, udzielonej przez kochaną panią i współdziałających z nią najlepszych z najlepszych, założycieli i członków sławnej Żegoty.

Dowiadywaliśmy się czasem, skąd się wzięliśmy, jakie były początki naszych życiorysów i komu zawdzięczamy, że miały one i mają dalszy ciąg. Odtąd wiemy już i nie zapomnimy nigdy, że jest pani naszą Matką, bez której wielu z nas nie pozostałoby wśród żywych.

Chylimy czoła, mówiąc tylko stare i nadużyte nieco słowo: dziękuję, bo nic więcej nie da się powiedzieć w ludzkiej mowie.

12 listopada

„Gazeta Wyborcza" opublikowała wypowiedź profesora Michała Głowińskiego:

Dzień, w którym Prezydent odznaczył Panią Irenę Sendlerowa, był świętem nas wszystkich, którzy zawdzięczamy Jej życie. Maksyma będąca hasłem izraelskiej instytucji Yad Vashem głosi, że kto ratuje jedno życie, ratuje świat. Pani Irena ocaliła od zatraty 2500 dzieci, a także niemałą liczbę osób dorosłych, uratowała zatem aż tyle światów. Jest bohaterką i laicką świętą. Kto wie, czym była i jak przebiegała Zagłada, zdaje sobie sprawę, jak wielkiego wymagało to wysiłku, poświęcenia i odwagi, jakiej pomysłowości i talentów organizacyjnych. Czcimy teraz panią Irenę, a składając Jej hołd, składamy go także tym wszystkim, którzy działali pod Jej kierunkiem i z Nią współpracowali. A ten, kto, jak piszący te słowa, zna Panią Irenę od ponad sześćdziesięciu lat, podziwia nie tylko Jej pomnikowy heroizm, podziwia także Jej sympatyczność, serdeczność i mądrość.

 

15 listopada

Wśród wielu listów gratulacyjnych, które nadeszły dosłownie z całego świata, znalazły się niezwykle serdeczne słowa od Jerzego Śliwczyńskiego, przewodniczącego Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Sprawiedliwych wśród Narodów Świata: „Gdy ludzie zamknięci w murach getta myśleli, że już Bóg o nich zapomniał, Pani czyny oświetliły horyzont nadziei".

* **

16 grudnia

Panią Irenę odwiedziła Kaya Mirecka-Ploss, dyrektor Amerykańskiego Centrum Kultury Polskiej w Waszyngtonie, z której inicjatywy od kilku lat przyznawana jest Nagroda im. Jana Karskiego. Towarzyszyła jej Mary Skinner, dziennikarka, która podjęła się realizacji dokumentalnego filmu o Irenie Sendlerowej dla amerykańskiej telewizji publicznej PBS, we współpracy z Telewizją Polską. „Film byłby pierwszą na taką skalę prezentacją postaci bohaterskiej Polki amerykańskiej publiczności. Telewizje w USA przedstawiały dotąd materiały akcentujące raczej przykłady obojętności Polaków na los Żydów", pisała „Gazeta Wyborcza" tego dnia.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin