Wracali do Galilei. Najbliżej Jezusa trzymali się krewni Jakub i Symeon. Otaczali ich apostołowie; inni uczniowie szli nieco dalej. Grupę kilkudziesięciu osób zamykały kobiety. Piotr i Tomasz ciągle stawiali Jezusowi jakieś pytania. W Jego odpowiedzi z największą uwagą wsłuchiwali się krewni. Szli kilka dni. Noce spędzali w pobliżu jakiegoś źródła lub studni. O zaopatrzenie wszystkich w żywność starała się Joanna z pomocą Zuzanny i Sary. Widać było, że troska o Jezusa i uczniów sprawiała jej radość.
Po ostatnim noclegu, gdy od jeziora Genezaret dzieliło ich tylko kilka godzin drogi, Jezus ruszył nieco na zachód. Uśmiechnął się do Piotra, który już chciał Go pytać dokąd idą.
— Zrobimy komuś niespodziankę - odpowiedział Jezus.
Nim zeszli do miasteczka, które mieli przed sobą, Jezus się zatrzymał.
— Jeśli chcecie, zaczekajcie tu, aż wrócimy wczesnym popołudniem - powiedział do wszystkich swych uczniów.
Zabrał ze sobą kobiety i kuzynów, ale apostołowie także ruszyli za Nim. Kobiety odgadły Jego plany. Szedł w stronę Kany Galilejskiej, do Lii, u której była Jego Matka. Chciał Ją odwiedzić. Wyprzedziły Go więc i poszły szybko, aby przygotować młodą gospodynię i pomóc jej.
Jezus szedł powoli.
— Cieszę się, bracia, że byliście ze Mną przez święta i nadal trwacie -rozpoczął rozmowę. - Wiem, że jeszcze nie jesteście gotowi pójść zaMną. Jeszcze Mnie nie rozumiecie. Ziarno jednak zostało rzucone.Powoli będzie w was dojrzewać. Zmieniliście się przez te dni, gdy patrzyliście na moje zachowanie, gdy słuchaliście moich słów, obserwowaliście moich uczniów i ludzi, z którymi się spotykałem, tych, którzy czegoś ode Mnie oczekują, choć sami nie wiedzą, co mogę im dać, i takich,którzy pragną mojej śmierci.
— Tego nie mogę zrozumieć - wyznał Jakub - dlaczego tak drażniszkapłanów świątyni, choć czcisz Boga pobożniej niż oni? Dlaczego ciąglesprzeczają się z Tobą faryzeusze i rabini, choć wierniej przestrzegaszPrawa niż wielu z nich?
— Ich niepokoi nowość nauki, którą przynoszę - wyjaśniał. - Powiedzcie Mi sami, czy podoba się wam wszystko, co robią kapłani i jak zachowują się faryzeusze?
— No nie, oczywiście, rodziny najwyższych kapłanów bogacą się na pobożności ubogich, a faryzeusze zanadto pogardzają biednymi i nie-uczonymi. Ale tak było zawsze. A teraz może nawet jest lepiej niż kiedyś...
— I dlatego Bóg teraz postanowił odnowić wiarę, dać wszystkim, zwłaszcza biednym, nadzieję i wszystkich pobudzić do miłości - odpowiedział Jezus. - Jest jeszcze jedna ważna sprawa, o której musicie pomyśleć, gdy wrócicie do domu. Czy Bóg jest tylko Bogiem Żydów?
Skoro stworzył tylu ludzi, czy nie chciałby okazać miłosierdzia wszystkim?
— Nigdy o tym nie myśleliśmy - obaj krewni Jezusa - zatrzymali się na drodze.
— Czy nie nad chodzi czas Jego miłosierdzia dla wszystkich? – pytał Jezus.
Dalej nie mogli już rozmawiać, bo otoczyły ich dzieci z Kany i poprowadziły prosto do domu Lii.
— Nauczycielu, czy zrobisz jakiś cud? - zapytał pewien chłopiec.
— Wszystko jest wielkim cudem, mój drogi - odpowiedział Jezus. - Popatrz na tę winnicę, czy nie są cudem te piękne winne grona, tak słodkie i ciepłe, jakby zatrzymały w sobie promienie słońca...
Nie dokończył, bo przed domem zobaczył już swoją uśmiechniętą Matkę i Lię z dzieckiem na ręku.
Jezus uścisnął Matkę gorąco, niespodzianie pochylając się do Jej nóg ze słowami:
— Przepraszam Cię, Matko, że przeze Mnie uciekałaś z własnego domu.
— Synu, Synu mój... - łzy radości nie pozwoliły Jej powiedzieć więcej.
— Witaj, Lio, niech Najwyższy pokojem i zdrowiem obdarzy ciebie, twojego synka i męża - pogładził dziecko po główce.
— Witajcie, proszę, wejdźcie w nasze progi - zapraszała Lia. - Odpocznijcie w ogrodzie, orzeźwijcie się wodą, zanim przygotujemy śniadanie.
Matka wzięła dziecko od Lii i poszła z Jezusem przodem, wskazując wszystkim drogę.
— Matko - zwrócił się Niej Jakub - zabieramy Cię do Nazaretu. Wystarczy już tego wygnania. Wstyd nam tego, co się stało w Nazarecie. Będziesz mieszkać z nami. Będziemy Cię bronić i służyć jak Matce...
— Tu mi jest dobrze... - usiłowała mu przerwać.
— Matko droga, bardzo prosimy - odezwał się i Symeon. - Twój Syn ma wielkie sprawy. Musi się im poświęcić dla chwały Najwyższego i dla dobra ludzi. Będziemy Go zastępować, jak potrafimy. Może pomożesz nam Go zrozumieć, byśmy kiedyś zdołali pójść za Nim.
— Dobrze, pójdę, jeśli chcecie... - popatrzyła uważnie na Syna, siostrzeńców i na milczących Apostołów. Nie wszystko rozumiała.
— Chwała Bogu na wysokości, a na ziemi pokój ludziom, którzy doznają Jego dobroci... - usłyszała cichy śpiew Sary, która wracała z matką z miasta.
Zaczęła więc spokojnie wypytywać Syna o znajomych z Jerozolimy...
o. Paulin Sotowski
MRN 5 (2005) s. 8-10
AnetaMiriam