pocałunek archanioła_23.pdf

(360 KB) Pobierz
321338655 UNPDF
23
WtymmomencieElenazrozumiała, żeArchaniołNowegoJorkupodzieliłsięznią
czymś, czego nie zawierzył nikomu innemu Nie potrafiła powiedzieć jak o tym
wiedziałaAjednakbyłprzekonana, żetakbyłoTaksamojaknie istniały słowa którymi
można byodpowiedziećnapytanieRaphaelaJedynieczasbynatopozwolił,choć -
NawetLijuanniemogłaprzewidzieć,żetwojeżycieobierzetakiwłaśniekierunekNic
niejestzgóryprzesądzone
Raphaelmilczałprzezkilkanaściedługichminut. Stali tak razem podczas gdy
nocnywiatrgrałmrocznąmuzykęnaichciałach, ocierającsięoichskrzydłaJej
archaniołnieprzejmowałsięnową koszuląijegoskórabyłacudownapodjejdłońmii
policzkiemZdałasobiesprawę, żebyładziwniezadowolonapomimoniepokojących
wydarzeńdnia
- Noc jest cicha – powiedział Raphael w końcu – Wiatr raczej spokojny.
Widocznośćdoskonała.
- Dobra noc na lot. – wyszeptała
- Tak.
Trzymałasięmocnogdysięuniósł,zmieniającułożenierąkiobejmującmuszyję
Wiatrodgarnąjejwłosyztwarzy,poczymporwałjezpowrotembyplątałysięwokół
ichciał– Muszęjeobciąć– wymamrotała, wyciągającpasmazustjednąręką,druga
wciążzaciśniętawokółRaphaela
Dlaczegowięctegoniezrobiłaś,jeszczejakbyłaśłowcą?Uznałbymtozasłabość.
Dzisiejszegodniataranabyłazbytbliskopowierzchni,a jednak odpowiedziała.
Mojewłosysątakiejakmojejmatki.Byłamjedynązpośródczwórkijejdzieci, która
zachowałatenkolorpodczasdorastania.AriiBellestałysięzłotymiblondynkami,zupełnie
jakJeffrey,podczasgdyBethotrzymałaswójolśniewającytruskawkowy blond ze strony
matki naszego ojca.
Więc,obojejesteśmycieniaminaszychmatek.
Wiedząc,żetocoonaceniła,dlaniegomożebyćklątwą,przesunęławargamipo
jegoszczęcewcichympocieszeniu– Lećszybciej.
Raphael bezostrzeżeniawystrzeliłdogóry,anastępniewdół,sprawiającżesię
roześmiała z czystej radości, obejmując nogami jego własne Dopiero gdy zaczęli
zwalniaćzauważyła, żerozłożyła swojewłasneskrzydła – Raphael!
- Złóżje– powiedział – Albo będziemymiećtwardelądowanie
Myślącnadtymzadaniemkrokpokroku,skurczyłaswojeskrzydła– jej mięśnie
zaprotestowałydelikatniepokonującopórpowietrza,leczniebyłotonicczymtrzebasię
byłoprzejmować– Znowu chcąsię otworzyć
- Instynkt. – zniżająclot,rozłożyłskrzydładoichnajwiększejszerokości,lądując
delikatnie i precyzyjnie na małym płaskowyżu górskim, znajdującym się ponad
niewielkimidolinamiwypełnionymiśniegiem
- Tomiejscewyglądainaczej od ziem bliskich Azylowi. – jego granicewygładzone
przezczas,dolinawyglądałajakby miałaraczejukołysać,niżzmiażdżyć.
- Śniegwtymmiejscu jest zazwyczaj bardzo lekki. – powiedział Raphael. –
Dlatego teżjesttoidealnemiejscenatreninglatania
Jej serce przezsekundęprzestałobić– Teraz? – sądziła, żechciałją jedynie
zabraćnalotwswoich ramionach.
- Teraz.
Podniecenie było jak bębny na jej żebrach, stanęła przy granicy balkonu i
spojrzaławdół
Iwdół
Lękwysokościnigdyniestanowiłproblemu, ale - Naglewyglądatoznacznie
dalej,gdywiemżebędęstądspadać
- Tysięboisz?– dotyk jegoskrzydełojejwłasne, błyskzłotaktóryzauważyła
kątem oka.
Jejwargidrgnęły– Czy ty mnie przyprószasz pyłem,Archaniele?
- Anielskipyłwyglądapiękniegdyunosisięzeskrzydełwciemności– pocałunek
najejszczęcegdyzmieniłpołożeniebystanąć zanią, pyłjaksmakczystegoseksu– Gdy
będzieszlecieć,wsiąkniewtwojąskórę,przygotowująctwojeciałonamoje
- Jesteśdobrytylkowgadaniu– wymamrotała, czującjakkładziestanowczoręce
wokółjejtali– Więc, co teraz?
- Jedynymsposobembynauczyćsię latać tolatać– zepchnąłjej z klifu.
StrachpochłonąwszystkopozapragnieniemprzetrwaniaJejskrzydłaotworzyły
się,łapiącpowietrze,spowalniającopadaniepodczasgdyjejmięśniekrzyczałyznagłego
wysiłkuKoszulaRaphaelaskotłowałasię wokółniej,odsłaniającbrzuch. Nic jej to nie
obchodziło,bardziejbyłaprzejętazmuszeniemwłasnychskrzydełdopracyLecz było
zbytpóźno,ziemiazbliżałasięzogromnąprędkością
Żadenśniegniejesttak miękki– i takuderzynatyletwardobyroztrzaskaćsobie
kości
Ręcezłapałyjąpodpachy,unoszącjąbezwysiłku Zamknijskrzydła.
Zrobiłajakkazał,choćadrenalinaprzepływającaprzezjejciałosprawiała, że
chciałazrobićdokładnienaodwrótWmomenciegdyjejstopydotknęłyziemi, obróciła
sięszybkobypopchnąćgowpierś,jejdłonieskwierczałyodkontaktuzjego nagąskórą
– To jesttwójpomysłnanaukę?MogłomnieroztrzaskaćstądażpoManhattan!
- Nigdy niebyłaśwniebezpieczeństwie. – jego oczybłyszczałysięodśmiechu,co
tylkosprawiłożebyłajeszczebardziej wściekła– Tak właśniemłodeaniołyucząsię
latać– sąspychanezwysokościnim zdążąnabrać przed nią strachu.
Jejwściekłośćzatrzymałasięzpiskiemopon,choćjejsercenieprzestawałobić
jak szalone. – Spychacie małedzieciwpróżnię?
- Amyślisz, żejakptakiucząsięlatać?
- Huh. – założyłaramiona, koszula lepkaprzyjejprzesiąkniętejpotemskórze–
Wiesz co,jestemdorosła– wiem co to strach.
- Dlatego teżniedałemciżadnegoostrzeżeniaInstynktzrobiłtoconależało
Wytarła ręceopoliczki,próbującjeochłodzićWzięłagłębokioddech,zawiązała
materiałkoszulinabokuiwróciłanaswojemiejsce– Dobra, zepchnij mnie jeszcze raz.
- Samamożeszsięrzucić
Elena dawno temu nauczyła się by własne lęki zostawiać samemu sobie,
uważającjezasłabość, któramożezostaćwykorzystanaprzeciwko niej, lecz tym razem
musiałatoprzyznać– Za bardzosięboję
Raphaelzłożyłpocałuneknajejkarku,porazkolejnykładącręcenajejtali–
Tym razem,rozwińskrzydłatakszybkojaktomożliwe
Przytaknęła GdyjązepchnąłjeszczeniebyłagotowaZajęłojejniemaltrzy
sekundybyrozłożyćskrzydłaZawolnoPorazkolejnyRaphaeluniósłjązpowrotemna
klif. I znowu. I znowu.
- Jeszcze raz – powiedziałaJejmięśniepłakałyzwysiłku– Muszęsiętego
nauczyć
LinietwarzyRaphaelabyłysurowe,mimotoprzytaknął– Jeszcze raz.
Wiedząc, żejejciałosiępodda,nawetjeżeliwolawciążpozostaniesilna,Elena
postawiładwakrokiodkrawędzi– Nie będzietakźlejeżelipobiegnę
- Pamiętaj, że musisz rozłożyć skrzydła w momencie gdy znajdziesz się w
powietrzu,lubpędspadkowybędziezbytsilnybyśmogłagopowstrzymać
Przytaknęła,odtrącającprzesiąkniętepotempasmawłosówz twarzy. Po czym,
wypełniającumysłobrazemwłasnegociaławlocie,zaczęłabiecwstronęgranicy
Sekundypóźniejznalazłasię wpowietrzuidopierogdypoczułamocnenaprężenie
mięśniwramionachzdałasobiesprawę, żerozłożyłaskrzydła Delikatne wzniesienie,
choćprzezułamekchwili, byłoobecne nimponowniezaczęłaopadaćTylkożetym
razem,czułażemanadtymjakąśkontrolę
Jejlądowanienie byłonawetbliskiegracjiRaphaelaOpadłanaziemię,mocnona
kolana. Prędkość sprawiła, żewyrzuciłojejgłowę doprzodu,leczgdyunosiłatwarzz
ziemiuśmiechałasięoduchdoucha– Udałomisię!
Archaniołkucającynaprzeciw niej miałoczywypełnioneniezłomnądumą– Nie
miałemwątpliwości, żetaksięstanie– patrzyłjakocieratwarzzpyłu– Jutro będziesz
takobolałajakbycięzbito,aleniemożeszprzerwaćtreningu
- Wiem. Ta sama zasada jak przy normalnym treningu.
- Jednakże,jeżelipoczujeszprawdziwyból,dajmiznać– palce na jej brodzie. –
Lepiej poczekaćbymałeranysięzagoiły,niżzmienićjenapoważniejsze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin