textfile26.txt

(36 KB) Pobierz
21
Hefajstos


Tephanis obserwowa�, jak sk�adaj�ca si� z sze�ciu os�b grupa - pi�ciu mnich�w i Drizzt - idzie powoli w stron� tunelu na zach�d od Mirabar. Roddy wys�a� szybcioszka naprz�d, by sprawdzi� teren, m�wi�c Tephanisowi, �e je�li znajdzie drowa, niech zawr�ci go z powrotem w stron� McGristle'a. - Broczyciel si� nim zajmie - parskn�� Roddy, uderzaj�c swym wielkim toporem o d�o�.
Tephanis nie by� taki pewien. Skrzat widzia� Ulgulu, pana znacznie pot�niejszego od Roddy'ego McGristle, pokonanego przez drowa, za� kolejny silny pan, Caroak, zosta� rozszarpany przez czarn� panter� mrocznego elfa. Je�li spe�ni si� �yczenie Roddy'ego i spotka si� on z drowem w walce, Tephanis by� mo�e b�dzie musia� wkr�tce zn�w zacz�� szuka� nowego pana.
-Nie-tym-razem, drowie - wyszepta� nagle skrzat, gdy wpad� na pewien pomys�. - Tym-razem-ci�-dostan�! - Tephanis zna� tunel do Mirabar. On i Roddy korzystali z niego dwie zimy temu, kiedy to �nieg zasypa� zachodni� drog�. Pozna� wiele z jego sekret�w, w tym ten, kt�ry skrzat zamierza� teraz wykorzysta�, by zdoby� przewag�.
Omin�� szeroko grup�, nie chc�c zwraca� na siebie uwagi czujnego drowa, a i tak dotar� do wej�cia do tunelu na d�ugo przed pozosta�ymi. Kilka minut p�niej skrzat by� prawie dwa kilometry dalej, grzebi�c w zawi�ym zamku, kt�ry wydawa� si� wyszkolonemu szybcioszkowi do�� prymitywny.

* * *

Brat Mateusz prowadzi� grup� w tunelu, kolejny mnich szed� u jego boku, za� pozosta�a tr�jka otacza�a ko�em Drizzta. Drow poprosi� o to, aby nie pada�y na niego �adne podejrzenia, gdyby kto� przechodzi� obok. Opu�ci� nisko kaptur i zgarbi� ramiona. Szed� pochylony w �rodku grupy.
Nie spotkali �adnych innych podr�nych i poruszali si� sta�ym tempem w o�wietlonym pochodniami korytarzu. Dotarli do rozwidlenia i Mateusz zatrzyma� si� raptownie, widz�c po prawej stronie uniesion� krat�. Kilka krok�w dalej znajdowa�y si� otwarte �elazne drzwi, za� ci�gn�cy si� za nimi korytarz by� atra-mentowoczamy, nie o�wietlony tak jak g��wny tunel.
- Jak�e zagadkowe - stwierdzi� Mateusz.
- Beztroskie - poprawi� inny. - M�dlmy si�, aby inni podr�ni, kt�rzy mog� nie zna� drogi tak dobrze jak my, nie poszli w z�� stron�.
- Mo�e powinni�my zamkn�� drzwi - zaproponowa� kolejny.
- Nie - szybko wtr�ci� si� Mateusz. - Tam mo�e kto� by�, by� mo�e kupcy, kt�rzy mogliby nie by� zbyt zadowoleni, gdyby�my post�pili zgodnie z tym planem.
- Nie! - krzykn�� nagle brat Jankin i podbieg� na czo�o grupy. - To znak! Znak od Boga! Jeste�my kierowani, moi bracia, do Fajstosa, ostatecznego cierpienia!
Jankin odwr�ci� si�, by ruszy� tunelem, jednak Mateusz i inny mnich, niezbyt zaskoczeni zwyczajnym dla Jankina dzikim wybuchem, natychmiast doskoczyli do niego i powalili na ziemi�.
-  Fajstosie! - krzykn�� Jankin, a jego d�ugie i sko�tunione w�osy powiewa�y mu wok� twarzy. - Id�!
- Co to jest? - spyta� Drizzt. Nie mia� poj�cia, o czym rozma-wiaj�mnisi. - Kim lub czym jest Fajstos?
- Hefajstos - skorygowa� brat Mateusz.
Drizzt zna� to imi�. Jedna z ksi��ek, kt�re zabra� z Zagajnika Mooshiego, m�wi�a o smokach, za� Hefajstos, s�ynny czerwony smok �yj�cy w g�rach na p�nocny zach�d od Mirabar, zas�u�y� tam sobie na fragment.
- To nie jest oczywi�cie prawdziwe imi� smoka - ci�gn�� Mateusz pomi�dzy st�kni�ciami, gdy szarpa� si� z Jankinem. - Nie znam go, podobnie jak nikt inny. - Jankin obr�ci� si� nagle, odrzucaj�c drugiego mnicha na bok, po czym nast�pi� na sanda� Mateusza.
-  Hefajstos jest starym czerwonym smokiem, kt�ry �y� w jaskiniach na zach�d od Mirabar dawniej ni� ktokolwiek, nawet krasnoludy, si�ga pami�ci�- wyja�ni� inny mnich, brat Her-schel, mniej zaj�ty ni� Mateusz. - Miasto go toleruje, bowiem jest leniwy i g�upi, cho� nie powiedzia�bym mu tego. Wi�kszo�� miast, jak przypuszczam, wybra�aby tolerowanie czerwonego, gdyby oznacza�o to brak konieczno�ci walki z nim! Hefajstos nie ma jednak zbyt �upie�czej natury, nikt nie przypomina sobie ostatniego razu, kiedy to wyszed� ze swojej jamy, a nawet jest czasami wynajmowany do topienia rudy, cho� cena jest wysoka.
- Niekt�rzy jednak p�ac�- doda� Mateusz, zn�w uzyskawszy kontrol� nad Jankinem - zw�aszcza p�no w sezonie, �eby wyprawi� ostatni� karawan� na po�udnie. Nic lepiej nie oddziela metalu ni� smoczy oddech! - Jego �miech sko�czy� si� nagle, gdy Jankin go szarpn��, powalaj�c na ziemi�.
Jankin uwolni� si�, jednak tylko na chwil�. Szybciej ni� ktokolwiek zd��y� zareagowa�, Drizzt zrzuci� p�aszcz i pobieg� za uciekaj�cym mnichem, chwytaj�c go tu� za ci�kimi metalowymi drzwiami. Jeden krok i obr�t powali�y Jankina plecami do ziemi i pozbawi�y patrz�cego dzikim wzrokiem mnicha oddechu.
- Odejd�my natychmiast z tej okolicy - zaproponowa� drow, wpatruj�c si� w oszo�omionego mnicha. - Zm�czy�y mnie ju� dziwactwa Jankina, mo�e po prostu pozwol� mu pobiec do smoka!
Podeszli dwaj inni i podnie�li Jankina, a nast�pnie ca�a grupa odwr�ci�a si�, szykuj�c do dalszej drogi.
- Pomocy! - dobieg� krzyk z ciemnego tunelu.
W r�kach Drizzta pojawi�y si� sejmitary. Mnisi zebrali si� wok� niego, wpatruj�c w mrok.
- Widzisz co�? - Mateusz spyta� drowa, wiedz�c, �e widzi on znacznie lepiej w ciemno�ciach.
- Nie, ale tunel zakr�ca niedaleko st�d - odpar� Drizzt.
- Pomocy! - rozleg� si� ten sam krzyk. Z ty�u grupy, za rogiem g��wnego tunelu, Tephanis z trudem powstrzymywa� �miech. Szybcioszki by�y zdolnymi brzuchom�wcami, za� najwi�kszym problemem, jaki Tephanis mia� podczas oszukiwania grupy, by�o utrzymanie okrzyk�w na tyle wolnymi, by da�o sieje zrozumie�.
Drizzt wykona� ostro�ny krok do �rodka, a mnisi, nawet Jan-kin, otrze�wiony przez pe�en niepokoju okrzyk, pod��yli tu� za nim. Drizzt wskaza� im, by si� cofn�li, zda� sobie bowiem spraw� z mo�liwo�ci pu�apki.
Tephanis by� jednak zbyt szybki. Drzwi zatrzasn�y si� z dono�nym hukiem, za� zanim drow, znajduj�cy si� dwa kroki dalej, zd��y� przepchn�� si� przez zaskoczonych mnich�w, skrzat zamkn�� ju� wrota na klucz. Chwil� p�niej, gdy opad�a krata, Drizzt i bracia us�yszeli kolejny huk.
Kilka minut p�niej Tephanis zn�w wyszed� na �wiat�o dzienne, uwa�aj�c si� za niez�ego spryciarza i przypominaj�c sobie, by utrzyma� zak�opotan� min�, gdy b�dzie wyja�nia� Roddy'emu, �e nigdzie nie mo�na znale�� grupy drowa.

* * *

Mnisi zm�czyli si� krzyczeniem zaraz po tym, j ak Drizzt przypomnia� im, �e wrzaski mog� zainteresowa� mieszka�ca drugiego ko�ca tunelu. -Nawet je�li kto� b�dzie przechodzi� obok kraty, nie us�yszy was przez drzwi - powiedzia� drow, obserwuj�c wrota przy zapalonej przez Mateusza �wieczce. Doskonale dopasowane po��czenie �elaza, kamienia i sk�ry zosta�o wykonane przez krasnoludy. Drizzt pr�bowa� stuka� w nie r�koje�ci� sejmitara, wywo�ywa�o to jednak tylko g�uche uderzenia, kt�re nie dociera�y dalej ni� krzyki.
R. A. SALVATORE
- Jeste�my zgubieni - j�kn�� Mateusz. - Nie mamy drogi wyj�cia, a nasze zasoby nie s� zbyt obfite.
- Kolejny znak! - wypali� nagle Jankin, lecz dw�ch mnich�w powali�o go na ziemi� i usiad�o na nim, zanim zd��y� pobiec w stron� smoczej jamy.
- By� mo�e co� jest w rozumowaniu brata Jankina - powiedzia� po d�ugiej chwili ciszy Drizzt.
Mateusz popatrzy� na niego podejrzliwie. - Czy my�lisz, �e nasze zapasy starczy�yby na d�u�ej, gdyby brat Jankin poszed� spotka� si� z Hefajstosem? - spyta�.
Drizzt nie m�g� powstrzyma� �miechu. - Nie mam zamiaru nikogo po�wi�ca� - rzek� i spojrza� na szarpi�cego si� pod mnichami Jankina. - Niewa�ne, jak dobrowolne to b�dzie! Wygl�da na to, �e mamy tylko jedn� drog�.
Mateusz pod��y� za spojrzeniem Drizzta do ciemnego tunelu. - Je�li nie planujesz ofiar, to patrzysz w z�� stron� - parskn�� oty�y mnich. - Chyba nie chcesz przej�� obok smoka!
- Zobaczymy - to by�o wszystko, co odpowiedzia� drow. Zapali� kolejn� �wiec� i przeszed� kawa�ek w g��b tunelu. Zdrowy rozs�dek Drizzta spiera� si� z niezaprzeczalnym podnieceniem, jakie odczuwa� na my�l o zmierzeniu si� z Hefajstosem, lecz by� to argument, kt�ry, jak podejrzewa�, pokona zwyk�� konieczno��. Drizzt pami�ta�, �e Montolio walczy� z czerwonym smokiem i w�a�nie w potyczce z nim straci� oczy. Wspomnienia walki, nie licz�c ran tropiciela, nie by�y tak straszne. Drizzt zaczyna� rozumie�, co �lepy tropiciel m�wi� mu o r�nicach pomi�dzy przetrwaniem a spe�nieniem. Jak�e cenne b�dzie to pi��set lat, kt�re Drizzt mo�e mie� jeszcze przed sob�?
Dla dobra mnicha Drizzt mia� nadziej�, �e kto� b�dzie przechodzi� obok i otworzy krat� oraz drzwi. Za�wierzbia�y go jednak obiecuj�co palce, gdy si�gn�� do sakwy i wyci�gn�� ksi�g� o smokach, kt�r� zabra� z zagajnika.
Czu�e oczy drowa nie potrzebowa�y wiele �wiat�a i rozpoznawa� tekst z zaledwie drobnymi trudno�ciami. Jak podejrzewa�, by� tam fragment po�wi�cony znanemu czerwonemu smokowi, kt�ry �y� na zach�d od Mirabar. Ksi�ga potwierdza�a, �e Hefajstos nie by�o prawdziwym imieniem smoka, lecz raczej nazw� nadan� mu przez odniesienie do jakiego� prymitywnego boga kowali.
Fragment nie zawiera� zbyt wiele informacji, by�y to g��wnie opowie�ci kupc�w, kt�rzy udawali si� do smoka, by wynaj�� jego oddech, a tak�e inne historie o kupcach, kt�rzy najwidoczniej powiedzieli co� nie tak albo zbyt d�ugo targowali si� o cen� - lub te� mo�e smok po prostu by� g�odny lub w paskudnym nastroju -bowiem nigdy nie wr�cili. Najwa�niejsze dla Drizzta by�o to, �e potwierdza� si� dokonany przez mnicha opis smoka jako bestii leniwej i do�� g�upiej. Zgodnie z zapiskami Hefajstos odznacza� si� wielk�pych�, jakto zazwyczaj bywa ze smokami, a tak�e by� w stanie m�wi� wsp�lnym j�zykiem, lecz mia� �braki na polu podejrzliwo�ci, zwykle uto�samianej z czerwonym gatunkiem smok�w".
- Brat Herschel pr�buje otworzy� zamek - powiedzia� Mateusz, podchodz�c do Drizzta. - Masz zwinne palce. Mo�e by� spr�bowa�?
-Ani Herschel, ani ja, nie pokonamy tego zamka - stwierdzi� z roztargnieniem Drizzt, nie podnosz�c wzroku znad ksi��ki.
- Herschel przynajmniej pr�buje - warkn�� Mateusz - a nie zajmuje si� marnowaniem �wiec i czytaniem jakich� bezu�ytecznych tom�w!
- Nie tak bezu�y...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin