Hlasko Marek - Listy z Ameryki.pdf

(297 KB) Pobierz
Listy z Ameryki
Marek Hłasko – Listy z Ameryki
Listy z Ameryki
Sąsiedzi
Manager domu (w Stanach każdy człowiek ma jakiś tytuł; w najgorszym wypadku jest
się Vice Presidentem lub Officerem) wprowadził mnie na podwórko domu i powiedział:
- Pański apartament będzie dwadzieścia dziewięć. Jeśli Pan usłyszy jakieś krzyki z
apartamentu dwadzieścia siedem, proszę nie zwracać uwagi. To samo spod dziewiętnastego;
jeśli zaczną się kłócić, to niech pan udaje, iż pan nie słyszy. Natomiast dwadzieścia siedem
to problem. Gdyby się zaczęli kotłować, proszę zawołać mnie lub połączyć się przez
operatora z policją. Ta samotna starsza pani, mieszkająca na dole, będzie mówić czasem do
pana, ale proszę nie zwracać uwagi. Jest chora umysłowo i mówi tylko do siebie. Ten gość,
którego pan tam widzi, będzie chciał od pana pożyczyć pieniądze. Niech pan mu nie daje.
Pańskim sąsiadem będzie irlandzki policjant, który mieszka z matką. On jest spokojny przez
cały tydzień; w niedzielę lepiej...
Nie dokończył; potężny blondyn w mundurze oficera policji przeszedł podwórkiem
obrzuciwszy nas bacznym spojrzeniem i uśmiechnął się sadystycznie. W ten sposób
zostałem mieszkańcem domu w dzielnicy ludzi mało zarabiających.
Najbliższym moim sąsiadem jest Bob. Bob pracował niegdyś jako agent reklamowy;
pewnego dnia pijany kierowca samochodu poturbował go tak dotkliwie, iż Bob poszedł do
szpitala na długie miesiące. Dzień ten, jakkolwiek pełen bólu, okazał się jednak
najradośniejszym w jego monotonnym dotąd życiu; Bob po wyjściu ze szpitala otrzymał
kilkadziesiąt tysięcy dolarów odszkodowania jak również zaświadczenie, że jest niezdolny
do pracy. Bob raźno zabrał się do dzieła: szybko przepił część pieniędzy w Down-Town;
resztę przegrał w Las Vegas. Od tego czasu Bob szwenda się po barach opowiadając o sobie
różne historie, a kiedy nie ma pieniędzy na picie, staje na skraju ulicy i tęsknym wzrokiem
wpatruje się w mijające go samochody. Treść jego marzeń jest dla wszystkich oczywista.
Bob jest myślicielem, filozofem i wnikliwym obserwatorem życia codziennego. Jest
najkoszmarniejszym typem alkoholika; jest bowiem alkoholikiem-entuzjastą; alkoholikiem
piejącym hymny na cześć życia. O ile pamiętam, spotkałem się tylko raz z podobnym typem
pijaka w literaturze; bodajże w „Pojedynku” Kuprina spotykamy postać pijącą nałogowo i
wygłaszającą entuzjastyczne monologi na cześć życia. Bob ma po temu zresztą pełne
podstawy; otrzymuje dwieście dolarów miesięcznie jako niezdolny do pracy, a to starcza mu
na mieszkanie i na picie. Ponieważ jednak jego nogi zostały pogruchotane, Bob posuwa się
zygzakami i nazywany jest „skaczący Bob”.
Bob nie dysponuje również własnym uzębieniem. Po miesiącach starań otrzymał
nareszcie sztuczną szczękę i wybrał się na przejażdżkę do rodziny samochodem przyjaciół.
Jadąc w kierunku Santa Monica, Bob uległ czarowi krajobrazu i otworzywszy okno,
wychylił się, a wtedy wiatr wydmuchnął mu szczękę. O tym opowiadał mi wieczorem,
przekonując mnie, iż powinienem koniecznie pożyczyć mu czterdzieści dolarów na zakup
nowej szczęki; w końcu zadowolił się dwudziestoma pięcioma centami i poszedł.
Bob należy do kategorii „Rummys”. „Rummys" chodzą tylko po pewnych ulicach nie
zapuszczając się nigdy w dzielnice zamieszkane przez ludzi lepiej zarabiających. „Rummys"
wchodzą do baru i w milczeniu kładą przed sobą na lado
dwadzieścia pięć centów; tyle płaci się tutaj za kiepskie piwo. „Rummys" kładą
pieniądze i rzadko kiedy mówią o co im chodzi; są znani, barmani znają ich upodobania i
możliwości. Pijaństwo odbywa się tutaj w milczeniu; nikt do nikogo nie mówi; wszyscy
obserwują ekran telewizyjny komentując z rzadka dramat miłosny lub obyczajowy; częściej
komentują tutaj walki bokserskie czy zmagania zapaśników, a w niedzielę zawody
piłkarskie. Mało widzi się awantur; jak powiedziałem, pijaństwo odbywa się w milczeniu;
tego rodzaju niezbędne akcesoria, jakimi dysponuje alkoholik w Polsce, jak na przykład nóż
1
Marek Hłasko – Listy z Ameryki
sprężynowy, szpadryna czy bicz do łamania kręgosłupa, są tutaj mało popularne w kręgach
dojrzałych uczuciowo alkoholików. Na tym szarym raczej tle korzystnie odbijają się
długowłosi młodzieńcy zręcznie operujący kozikami. Grasują oni w okolicach Sunset
Boulevard i nie zapuszczają się w naszą ponurą dzielnicę.
Bob jest również entuzjastą życia erotycznego i rewolucji seksualnej. Pewnego dnia
zjawił się w towarzystwie Davida; David właśnie wyszedł ze szpitala dla wariatów po
czteroletniej kuracji odwykowej; teraz razem z Bobem zabrali się do dzieła, podkreślając w
czasie pijaństwa konieczność znalezienia dla Davida ukochanej; ten bowiem pozbawiony był
możliwości korzystania z wdzięków kobiecych przez ostatnie cztery lata.
Bob-David. Dialog przy barze
Bob: - Ja ci znajdę dziewczynę.
David: - Ja przez cztery lata nie pierdoliłem. Pauza. Milczenie.
Bob (po chwili pełnej napięcia): - Ja mógłbym wytrzymać jeszcze jeden kieliszek.
David: - Ale to ostatni. Potem pójdziemy i poszukamy jakiejś dziewczyny.
Piją.
Bob: - Prawdę powiedziawszy, to o tej porze nie ma tu nikogo. Trzeba będzie poczekać
do wieczora.
David: - Dobrze. Ale pamiętaj, że ja cztery lata nie pierdoliłem.
Opowieść o Bobie i Davidzie zakończę morałem: David wrócił do domu dla wariatów
dla odbycia powtórnej kuracji nie przespawszy się z nikim. Morał: alkohol... i tak dalej.
William
William jest moim najbliższym przyjacielem; jest on również przedstawicielem
kierunku filozoficznego, o którym mówi się „Amerykański sen". Tak więc William, który
jest chwilowo bez grosza przy duszy i nie może znaleźć pracy, wierzy głęboko, iż pewnego
dnia wszystko się ułoży; znajdzie pracę, zarobi mnóstwo pieniędzy i tak dalej. W jaki jednak
sposób to może się stać? Nikt tego nie wie.
I ja również tego nie wiem. Ktoś podobno powiedział, iż pisanie o jakimś kraju jest
rzeczą możliwą tylko albo po dwudziestoczterogodzinnym pobycie, albo po
dwudziestoczteroletnim. Stwierdzenie to, jakkolwiek efektowne, nie wydaje się prawdziwe.
W Stanach Zjednoczonych każda drobna obserwacja stanowi w sumie olbrzymie zjawisko
społeczne, nad którym pracuje tysiące ludzi i któremu poświęcone są tysiące publikacji.
Wchodząc do drugstore'u i patrząc na okładki książek, widzimy obok książek kryminalnych
lub magazynów typu „Poświęciłam małżeństwo dla przygody miłosnej" książki związane z
psychiatrią i problemami erotycznymi, napisane przez lekarzy specjalistów. Laikowi trudno
zorientować się w wartości tych publikacji; na mnie osobiście duże wrażenie zrobiły książki
,,Samotny tłum" i „Bunt człowieka w wieku średnim". Jesteśmy świadkami fenomenalnego
zjawiska, polegającego na wzajemnym mijaniu się ludzi; na nieumiejętności nawiązania
kontaktu; nieumiejętności spędzania wolnego czasu.
William, który interesuje się literaturą, nie od rzeczy mówi, że gdyby byt pisarzem,
najważniejszą sceną dla niego byłoby pierwsze spotkanie między kochankami. To jest
według Williama sprawa zasadnicza dla dobrego opowiadania. Ludzie spotykają się,
powiada William, i pierwszymi wrażeniami są zazwyczaj: nieufność i nadzieja. Jeśli ładna
dwudziestoparoletnia kobieta spotka mężczyznę w tym samym wieku i powiedzą sobie w
rozmowie, że oboje są ludźmi samotnymi, z miejsca zaczynają działać w atmosferze klęski;
zaczynają grać z pozycji straconych. Cóż działo się z nimi przez tyle lat; dlaczego są
2
Marek Hłasko – Listy z Ameryki
samotni; dlaczego nie udało im się założenie rodziny czy nawiązanie trwałych związków
przez tyle czasu; i czy to, co oni sami o tym mają do powiedzenia, stanowi prawdę?
William powiada, iż film i telewizja wytworzyły pewne schematy, które oddziałały na
ludzi. W filmach zazwyczaj spotykamy samotnego mężczyznę, który wchodzi do nocnego
lokalu; tam spotyka piękną dziewczynę i ratuje ją z kłopotów. Widzimy to codziennie
obserwując serię telewizyjną Tighrope, której bohater (glina w cywilu) wchodzi do baru,
przez sekundę obserwuje siedzącą tam samotną dziewczynę, nawiązuje na jej temat
rozmowę z barmanem; podchodzi do niej; bije innego mężczyznę w zęby i odchodzi z nią.
Od miesięcy obserwuję dzielnego agenta i każdy film o nim zaczyna się w ten, i tylko w ten
właśnie sposób. Tak samo zresztą dzieje się niemalże w każdym filmie przygodowym;
mężczyzna spotykający kobietę, z miejsca ma okazję zademonstrowania swej odwagi,
determinacji i lekceważenia obyczajów, których obejście, jakkolwiek przynosi innym klęskę,
dla niego i dla niej okazuje się zbawienne.
Książki poświęcone przypadkom histerii, alkoholizmu i rozpaczy, pisane przez lekarzy,
przynoszą zupełnie inny obraz od obrazu stwarzanego przez film i telewizję. Ludzie są
samotni; boją się jednak zdradzania swych uczuć i swego poczucia klęski. W końcu znajduje
jedynego i prawdziwego przyjaciela, którym jest psychoanalityk. Analityk nie podejmuje
jednak decyzji w imieniu swego pacjenta; stara się raczej zwrócić mu uwagę i skierować
jego energię we właściwym kierunku. Przyjaciółka Williama jest od siedmiu lat pacjentką
lekarza analityka i chodzi do niego codziennie, przy czym godzina psychoterapii
indywidualnej kosztuje dwadzieścia pięć dolarów. Ponieważ przyjaciółka Williama jest
idiotką, kuracja przeciągnąć się może na najbliższe kilka milionów lat świetlnych. I ona
również nie spotkała nikogo; i ona również obserwuje Tighrope patrząc na przystojnego
agenta policji odchodzącego co wieczór z inną dziewczyną.
William jest z urodzenia pesymistą, do czego przyznaje się niechętnie, gdyż na co dzień
reprezentuje kierunek „Amerykańskiego snu". William twierdzi, iż z chwilą kiedy państwo
troszczy się o obywateli tak bardzo jak to dzieje się w Stanach, wytwarza się obojętność
człowieka wobec człowieka i człowieka wobec bólu i cierpienia. Człowiek rodzi się, działa,
żyje i umiera nie umiejąc zainteresować swoim losem innych ludzi. Nikt tu nie jest głodny i
w każdego wpajane jest przekonanie, iż własną energią i pomysłowością można zdobyć
wszystko. Ten schemat myślenia jest obowiązujący dla wszystkich, powiada William, i
człowiek rzadko wyzwala się z tego przed ukończeniem trzydziestu lat życia. A przecież nie
wszyscy ludzie są pomysłowi, energiczni; i nie wszyscy poza tym pragną zdobywania
fortun, pałaców i luksusowych jachtów. W naszym społeczeństwie istnieje minimalna
możliwość kompromisu. Najgorszym tego wszystkiego wynikiem jest, według Williama,
obojętność. Dzieci mało troszczą się o starych rodziców wiedząc, że jest im wypłacana renta;
że rodzice mają samochód, aparat telewizyjny i telefon. Święta dzieci spędzają z
rówieśnikami, a potem - kiedy wstępują w związki małżeńskie - z własnymi dziećmi.
William powiada: człowiek czeka, aby go ktoś odwiedził, a pewnego dnia idzie odwiedzić
własne dzieci; i to jest już właśnie starość.
William jest kimś, o kim mówi się loser. William jest inteligentny, oczytany, dobry i
dostatecznie sceptyczny, aby zachować zimną głowę. William potrafi wszystko: mówić
mądrze o przeczytanej książce, wyśmiać zły film, krytykować wybory i kandydaturę
gubernatora; William potrafi mówić o armii, o wojnie w Wietnamie, i o wielu innych
rzeczach. Nie potrafi tylko jednej rzeczy: nie potrafi pozbyć się wiary, iż pewnego dnia w
jego życiu zaistnieje wyjątkowa sytuacja, wyjątkowe spotkanie; pewnego dnia zjawi się
wyjątkowy człowiek, a wtedy życie Williama ułoży się inaczej.
3
Marek Hłasko – Listy z Ameryki
Judy i Kira
Judy jest tak śliczna, iż z punktu widzenia opowiadania nie nadaje się na nic; nie nadaje
się poza tym do niczego z każdego innego punktu widzenia, ponieważ ma dwadzieścia sześć
lat, troje dzieci i trzy nieudane małżeństwa za sobą; jest ponadto wiecznie na gazie. Judy
stanowi wspólne zmartwienie moje, Williama i wszystkich mieszkańców domu.
Judy otrzymuje od rządu sześćdziesiąt dolarów tygodniowo. Ta suma musi starczyć jej i
dzieciom. Nie starcza, gdyż Judy pije jak smok, a butelka whisky kosztuje jednak sześć
dolarów. Tak więc dzieci Judy latają głodne i bose; czasami karmi je żona Williama,
czasami inni ludzie. Teraz Judy usiłowała popełnić samobójstwo; odratowano ją jednak i jest
już z powrotem w świetnym humorze.
Patrząc czasem na nią i myśląc o jej nieudanym samobójstwie, myślę o opowiadaniu
Adolfa Rudnickiego „Pył", którego bohaterka, Kira, również usiłuje popełnić samobójstwo
po szeregu nieudanych afer miłosnych. Kira jest młoda, ładna, uganiają się za nią
mężczyźni; dziewictwo straciła będąc jeszcze właściwie dzieckiem; jako dojrzała kobieta
jedzie w noc wigilijną pociągiem z Warszawy do Łodzi, aby popatrzyć na choinkę, która jej
przypomina dzieciństwo.
W filmie włoskiego reżysera Blow-up, uznanego za arcydzieło i monument myśli
ludzkiej widzimy bohatera, długowłosego młodzieńca, mającego doświadczenie erotyczne
rozpustnego i bogatego starca; młodzieniec ten pewnego dnia kupuje w antykwariacie
drewniane śmigło samolotu; symbol czy też rekwizyt epoki, której nie może pamiętać; do
której odnosi się z pogardą i z którą nic go nie sączy. Nie potrafi przy tym wytłumaczyć, po
co potrzebne mu jest to śmigło.
W filmie francuskiego reżysera, „Oszuści" widzimy młodzieńca, który ryzykuje życie,
aby wybawić kota z opresji, po czym oświadcza zgromadzonym i struchlałym widzom: „Nie
cierpię kotów".
Dramat długowłosych ludzi nie jest rzeczą łatwą do zrozumienia. Dramaty młodych
ludzi zawsze uderzmy ostrością. Dwudziestoczteroletni Iwan Karamazow prowadził
rozmowy z diabłem; młody Werther zastrzelił się z miłości; Fabrycy del Dongo postanowił
zamknąć się w klasztorze, aby w ascezie i ciszy znaleźć ukojenie w rozpaczy; Adolf latami
nie umiał zdobyć się na zerwanie z kobietą, gdyż nie chciał sprawiać jej bólu; bohater
powieści Faulknera odrzuca karierę, stanowisko, następnie możliwość ucieczki przed karą i
możliwość samobójstwa, wybierając smutek, który pomoże mu zachować w pamięci
ukochaną kobietę; młody Raskolnikow popełnia morderstwo snując asocjację między sobą a
osobą Cesarza Francji; Robert Jordan, bohater powieści Hemingwaya, postanawia przed
śmiercią polatać trochę z karabinem po polu, wysadzić parę mostów w powietrze i to
wszystko po to, aby nie będąc ani komunistą, ani monarchistą, zginąć jak mężczyzna. Dra-
maty tych wszystkich młodych ludzi mogą nam wydawać się wyjątkowe, nawet
sentymentalne, prawdziwe lub nie, lecz uderzają one ostrością. Na czym jednak polega
dramat długowłosych? Jest to niewątpliwie dramat ludzi zagadkowych. Kazimierz Brandys
napisał kiedyś: „Powiedziano mi, abym poszedł do kabaretu STODOŁA, gdyż tańczy tam
zagadkowa młodzież. Nie pójdę. Ja też kiedyś byłem zagadkowy i nikt nie podglądał mnie
w czasie tańca".
Judy i Kira należą do jednego pokolenia. Zapoznały się szybko z seksem; mają nawet
pewne pojęcia na temat Freuda i wiedzą, iż sen, w którym natrętnie powtarza się motyw
wieży Eiffla nie zawiera w sobie elementów religijnych; obie wiedzą, jak zażywać pigułki
pozwalające uniknąć zajścia w ciążę; ta cała wiedza nie przydała im się jednak na wiele.
4
Marek Hłasko – Listy z Ameryki
Adolf Rudnicki kończy swoje opowiadanie słowami: „Zabiło ją poczucie winy". William
odwożący nieprzytomną Judy do szpitala powiedział to samo. I to jest prawda.
Zabiło je obie poczucie winy. Jednakże nie wobec społeczeństwa; nie wobec ludzi
żonatych, z którymi nawiązywały romanse; nie wobec dzieci, którym odbierały ojców; nie
wobec rodziców, którym ich postępowanie przynosiło wstyd. Zabiło je poczucie winy wobec
siebie samych: poczucie, że straciły najlepsze lata swego życia w poszukiwaniu przygód,
które okazały się w rezultacie mało ciekawe; rozbijały małżeństwa innych ludzi, lecz nie
udało im się samym wyjść dobrze za mąż; straciły dużo czasu, pieniędzy i zdrowia nie
myśląc o tym, iż w tym samym czasie dojrzewały inne młode kobiety równie głupie,
egoistyczne i zimne jak i one, lecz mające nad nimi nieznaczną przewagę młodości.
William powiada, że dla niego najpiękniejszą ze wszystkich książek Faulknera jest
książka „Dzikie palmy. William powiada, iż jest to książka prorocza; książka o umiejętności
wytwarzania w sobie napięć uczuciowych. Dzisiaj, powiada William, seks jest sprawą
wątłego schematu obyczajowego: Ty spotykasz kobietę, opowiadasz jej o swoim nieudanym
małżeństwie; ona opowiada ci o nieudanym swoim; idziecie na kolację, idziecie do lóżka -
co dalej? Seks był kiedyś ostatnią stacją w pewnej sytuacji; dziś jest początkiem. Seks
stanowił „owoc namiętności", poświęcenia, odwagi; człowiek żonaty wiążący się z inną
kobietą występował przeciw społeczeństwu, rodzinie i religii. Dzisiaj, powiada William,
seks nie zawiera w sobie tych napięć uczuciowych, jakie zawierał niegdyś. Chciałbym dziś
zobaczyć autora, który napisałby książkę o człowieku, który po prostu umarł z miłości tak jak
Lucjan, tak jak Eleonora. Dlatego „Dzikie palmy" są w jakimś sensie książką proroczą.
Być może jest tak istotnie. Jestem szczęśliwy widząc od czasu do czasu nowe tytuły
książek poświęconych Faulknerowi. William Faulkner, którego książki w roku 1944 nie były
już wznawiane, jest dzisiaj przedmiotem setek publikacji. W książce Faulkner: Te Major
Years autor podaje w indeksie, iż przy pracy nad tą książką o autorze „Dzikich palm"
korzystał z pomocy 34 książek poświęconych Faulknerowi oraz z kilkuset artykułów
krytycznych. Zwycięstwo Faulknera wydaje się całkowite. Myślę, iż najciekawszą książką,
jaką czytałem w roku ubiegłym, jest „Faulkner na uniwersytecie". Książka „Papa
Hemingway" opowiadająca o ostatnich kilkunastu latach autora ”Śniegów Kilimandżaro”
wydaje się zbiorem płaskich anegdot o starzejącym się gadule mówiącym w stylu: „Jedna z
moich weneckich dziewczyn", lub opowiadającym o swym wyimaginowanym stosunku z
Matą Hari: „Pewnej nocy, jak zwykle, wypierdoliłem ją porządnie..:'
O tym wszystkim mówiliśmy z Williamem do późnej nocy, Głębię i powagę naszych
rozmyślań przerwał wesoły śpiew: Roll me over and do it again... To Judy, która dziś rano
opuściła szpital po nieudanej próbie pozbawienia się życia, wróciła właśnie do domu z
nowym narzeczonym. Patrząc na jego brudne długie włosy mam ochotę mordować i wyć. I
mnie również zabija poczucie winy; i również wyłącznie wobec mnie samego. Widzę siebie
sprzed lat dziesięciu, ale nie powiem tego Judy. Niech i ona przejdzie sama swoją drogę.
Dramat długowłosych jest reakcją na dramat Williama, który głęboko wierzy, iż spełni
się pewnego dnia jego sen; tak mi to przynajmniej tłumaczyła jego żona. Być może jest tak;
być może jest zupełnie inaczej. Dramaty ludzi, których twarzy nie można dojrzeć, wydają się
chyba każdemu mało ciekawe. Stanowią oni odsetek i trudno rzeczywiście zrozumieć o co
im chodzi, ponieważ oni sami tego nie wiedzą. W Polsce, po wojnie, patrzyliśmy wszyscy
na dramat ludzi z AK, i to było dla nas zrozumiałe; to pobudzało naszą wyobraźnię; wywoły-
wało w nas uczucia gniewu, miłosierdzia i rozpaczy. W dziesięć lat później patrzyliśmy na
dramat rozczarowanych komunistów. Tutaj patrzymy na dramat, co do którego
autentyczności ogarniają nas zastrzeżenia. Jest tu bunt przeciw społeczeństwu; lecz bunt
wygodny; bunt nie grożący konsekwencjami, i w tym tylko przypomina mi to dramat
młodych komunistów, postanawiających zerwać z Partią wtedy, kiedy Partia sama wezwała
ludzi do złożenia legitymacji partyjnych.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin