P.C. Cast, Kristin Cast - Nieposkromiona.doc

(1133 KB) Pobierz

Rozdział 1

AAA psik! A psik! Głupi katar trzymał mnie całą noc. (Hmm bardziej cały dzień-bo jak wiesz jestem  początkującym wampirem i dla mnie noc jest dniem a dzień nocą, zresztą nie ważne, nie spałam ostatniej nocy/dnia). Ale brak snu wcale nie jest problemem kiedy wiesz że twoi najbliżsi przyjaciele po prostu na Ciebie leją. Powinnam wiedzieć, jestem Zoey obecnie niekwestionowana królowa w robieniu ze swoich przyjaciół głupków.

Persefona, duża klacz która podnosi mnie na duchu tak długo jak długo mieszkam w domu nocy,

Wyciągnęła głowę a ja pocałowałam ją w miękki policzek i powróciłam do szczotkowania jej eleganckiej szyi. Persefona zawsze pomagała mi myśleć i czuć się lepiej. A ja zdecydowanie potrzebuje tych obu pozytywnych rzeczy.

-Dobrze, tak, udało mi się uniknąć konfrontacji ze wszystkimi na 2 dni, ale nie mogę tego dłużej  ciągnąć- powiedziałam do klaczy.

-Tak, wiem, że są teraz w kawiarni, jedzą obiad rozmawiając jak kumpel z kumplem i zupełnie nie myśląc o mnie.-Persefona parsknęła i wróciła do mlaskania siana.

-Tak, myślę że też są głupkami. Jasne okłamywałam ich, ale w większości dla powodzenia sprawy. I, tak zachowałam trochę sekretów dla siebie. Ale to w większości dla ich własnego dobra.” pomyślałam. Cóż, to że nie mówiłam im o Stevie Rae było dla ich dobra. To że nie powiedziałam im o Lorenie Blake Wampirzym poecie i profesorze Domu Nocy- cóż to było bardziej dla mojego dobra. „Ale ciągle dla dobra”

Persefona śmignęła uchem i z powrotem przystawiła je aby mnie dalej słuchać, po czym parsknęła ponownie. Bzdura, nie mogę ich dłużej unikać. Po udzieleniu słodkiej klaczy ostatnich

machnięć szczotką, wyszłam powoli z jej boksu i odetchnęłam głęboko czując zapach koni, który pozwolił mi trochę ukoić nerwy. Zobaczyłam moje odbicie w tafli okna, automatycznie przeciągnęłam palcami po włosach starając się abym wyglądała trochę lepiej. Byłam oznaczona na wampira i przeniosłam się do Domu Nocy zaledwie 2 miesiące temu, ale już moje włosy stały się znacznie grubsze i dłuższe, włosy były tylko jedną z wielu zmian zachodzącą u mnie, niektóre z nich były niewidoczne jak fakt, że miałam prowadnictwo wszystkich pięciu żywiołów. Niektóre z nich były widoczne jak wyjątkowe tatuaże które oplatają egzotycznie moją twarz a następnie w przeciwieństwie do innych początkujących lub dorosłych wampirów rozchodzą się do moich ramion, szyi, kręgosłupa, a ostatnio pojawiły się na mojej talii, wiedział o nich tylko mój kot Nala i bogini Nyx.

Bo komu miałam je pokazać?

„Cóż, wczoraj miałaś nie jednego a 3 chłopaków,” powiedziałam swoim ciemnym oczom w szklanym odbiciu. „Ale zepsułaś to, prawda? Dzisiaj nie tylko masz 0 chłopaków, ale nikt ci nie zaufa ponownie nawet za milion lat.” Cóż, z wyjątkiem Afrodyty która całkowicie zbzikowała i uciekła 2 dni temu, ponieważ najprawdopodobniej przemieniła się z powrotem  w człowieka i Stevie Rae która przemieniła się w wampira i pobiegła za Afrodytą. Tak czy inaczej mówiłam sobie głośno „Udaje ci się zepsuć wszystko czego tylko się dotkniesz. Dobra robota.”

Moje wargi rzeczywiście zaczęły drżeć i poczułam ukłucie łez w oczach, moje czerwone oczy niczego nie zmienią. Mówię poważnie, jeśli będę musiała po kolei całować moich przyjaciół zrobię to, (nie dosłownie) muszę stanąć z nimi twarzą w twarz i spróbować się pogodzić i wszystko naprawić.

Końcówka grudniowej noc, było zimno i trochę mgliście. Lampy gazowe wzdłuż chodnika, które rozciągały się od stabilnej powierzchni aż do głównego budynku migotały promieniście na żółto, wyglądają na pięknie i staromodnie. Właściwie cały Dom Nocy był wspaniały i zawsze wprowadzał mnie w zamyślenie, do kogo należał kiedyś? „Zakochałam się w tym miejscu, odnalazłam się tu, to jest mój dom, tu chcę być. Pogodzę się ze swoimi przyjaciółmi i wszystko będzie dobrze”.

Przegryzałam swoje wargi i martwiłam się jak pogodzić się z przyjaciółmi, kiedy moje  mentalne rozmyślanie zostało przerwane przez dziwne trzepotanie wokół mnie. Coś dziwnego przyprawiło mnie o chłód na plecach. Spojrzałam w górę, nic tam nie było tylko ciemność, niebo i nagie odrosty olbrzymich dębów wzdłuż chodnika. Drżałam

Ów moment przerodził się w jednym momencie z miękkiego i mglistego w ciemny i złowieszczy.

Ciemny i złowieszczy? Cóż, to po prostu głupie! To co słyszałam to prawdopodobnie nic więcej niż groźny szelest wiatru w drzewach. Potrząsając ironicznie głową zaczęłam iść ale zrobiłam tylko kilka kroków gdy ponownie rozległo się dziwne trzepotanie które poczułam też na swojej skórze. I automatycznie zaczęłam machać ręką wyobrażając siebie nietoperze, pająki i wszelkiego rodzaju przerażające rzeczy.

Moje palce przeszły przez nicość, ale to była chłodna nicość, i zimny ból przeszył moją rękę. Całkowicie świruję, przycisnęłam rękę do klatki piersiowej, przez moment nie wiedziałam co robić, a moje ciało było coraz bardziej drętwe ze strachu. Trzepotanie było coraz głośniejsze i zimniejsze, udało mi się w końcu ruszyć z miejsca. Od razu postanowiłam biec do najbliższych drzwi szkoły. Po wbiegnięciu, zamknęłam za sobą grube drewniane drzwi, i łapiąc oddech odwróciłam się do małego centralnego okna. Noc przesuwała się i płynęła przed moimi oczami jak by czarna farba rozlewała się na ciemnej stronie. Poczucie strachu ciągle mnie nie opuszczało. Co się dzieje?

Prawie się nie zastanawiając szepnęłam „Ogniu przyjdź do mnie, potrzebuje cię”.

W mgnieniu oka żywioł zaczął wypełniać powietrze wokół mnie kojącym ciepłem ogniskowego żaru. Ciągle wpatrując się w okno, popchnęłam duże drewniane drzwi „Tam” mruknęłam „wyślij swoje ciepło tam” energia ciepła przeniosła się ode mnie przez drzwi i przelała się ku nocy. Usłyszałam syczenie podobne do pary powstającej z suchego lodu. Mgła zawirowała dając mi odczuć zawroty głowy, lekkie mdłości. Zaczęła panować dziwna ciemność. Następnie ciepło całkowicie pokonało zimno które znikło szybciej niż powstało.

Co właśnie się stało?

Moja piekąca ręka odwróciła moją uwagę od okna. Spojrzałam w dół, na jej bokach pojawiły się czerwone pręgi, jak by coś zahaczyło  mnie pazurami lub się o mnie ocierało. Przyglądałam się na pręgi które kuły i paliły mnie w rękę. Wtedy uderzyło mnie silne uczucie, trudne, przytłaczające i wiedziałam, że moja bogini dała mi szósty zmysł który mówił mi że nie powinnam być tutaj sama. Chłód który oplatał noc, zapędził mnie do środka, zranił moją rękę i  po raz pierwszy od długiego czasu napełnił mnie strasznym przeczuciem, naprawdę całkowicie się bałam, nie o swoich przyjaciół nie o moją babcię lub byłego chłopaka  człowieka, nawet nie o moją mamę. Bałam się o siebie! Potrzebowałam towarzystwa moich przyjaciół. Potrzebowałam ich.

Ciągle piekła mnie ręka, udało mi się poruszyć nogami i rękami wiedziałam ponad wszelką wątpliwość że wolała bym ujrzeć ból i rozczarowanie moich przyjaciół niż to ciemne coś które być może czeka na mnie w ukryciu nocy.

Uchyliłam na sekundę zewnętrzne drzwi do jadalni, obserwowałam inne dzieci rozmawiające ze sobą  spokojnie i wesoło, i byłam już prawie przytłoczona tym że nie mogę być po prostu kolejnym adeptem bez żadnych nadzwyczajnych umiejętności lub obowiązków, które wiązały się z tymi umiejętnościami.

Wtedy poczułam delikatną szczoteczkę wiatru na mojej skórze, który wydawał się być ogrzany przez niewidzialny płomień. Poczułam powiew wiatru z nad oceanu, mimo że zdecydowanie nie ma go w pobliżu Tulsy. Słyszałam śpiew ptaków i zapach świeżo skoszonej trawy. Mój duch zadrżał we mnie radośnie, moja wszechmocna bogini dała mi te dary w powinowactwo: powietrze, ogień, ziemię, wodę i ducha.

Nie byłam normalna, nie byłam taka jak każdy inny, adept lub wampir. I część mojej nienormalności podpowiadała mi że muszę iść i spróbować zawrzeć pokój z przyjaciółmi .

Wyprostowałam się i rozejrzałam po pomieszczeniu wzrokiem który wolny był od użalania się nad sobą, łatwo znaleźć moją specjalną grupę siedzącą przy naszym stoliku.

Odetchnęłam głęboko, a następnie udałam się szybko przez kawiarnie kiwając czasem nieznacznie  głową lub uśmiechając się do dzieci które powiedział do mnie „Cześć”. Zauważyłam że każdy zdawał się reagować na mnie jak zwykle z połączeniem podziwu i szacunku co oznaczało że moi przyjaciele nie opowiadali o mnie źle do innych. To oznaczało że Neferet jeszcze nie rozpoczęła otwartego ataku w stosunku do mnie.

Chwyciłam szybko sałatkę i brązowy „poop”?. Następnie trzymając tacę w nieprawidłowym uścisku który sprawiał że moje palce stawały się białe, ruszyłam prosto do naszego stolika, zajęłam jak zwykle miejsce obok Damiena.

Kiedy usiadłam nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

-Witam - powiedziałam, zamiast uciekać lub wybuchnąć płaczem jak chciałam.

Nikt nie powiedział nic.

- Więc co słychać? - zadałam pytanie Damienowi, wiedząc że mój przyjaciel był gejem i naturalnie najsłabszym ogniwem łańcucha nie-rozmawiaj-z-Zoey.

W końcu bliźniaczki wymieniły się spojrzeniami z Damienem.

- Samo gówno, prawda Twin? - powiedziała Shaunee.

- To prawda, Twin, samo gówno. Ponieważ nie możemy być szczere wiemy gówno.- Powiedziała Erin.- Twin czy wiedziałaś że jesteśmy całkowicie niegodne zaufania?

- Do niedawna nie wiedziałam, Twin. A Ty? - powiedziała Shaunee.

- Nie wiem czy do niedawna - Erin zakończyła.

Dobra, bliźniaczki nie są naprawdę bliźniaczkami. Shaunee Cole jest w kolorze karmelu. Erin Bates jest piękną blondynką która urodziła się w Tulsie. Zostały naznaczone i przeniosły się do Domu Nocy tego samego dnia. Nigdy nie były siostrami.

Boże oni mnie zamęczą.

Doprowadzą mnie także do szaleństwa. Tak, miałam przed nimi sekrety. Tak okłamywałam je, ale musiałam, cóż w większości musiałam. I ich bliźniacze gówno strzępiło moje ostatnie nerwy.

- Dziękuję za ten miły komentarz. A teraz spróbuje zapytać kogoś kto nie ma odpowiedzi ze stereofonicznej wersji Girl Balir. -Odwróciłam od nich swoją uwagę i skupiłam ją na Damienie, choć słyszałam wypuszczane przez nie gniewnie powietrze. - Więc, naprawdę chciałam zapytać co słychać, zauważyłeś może ostatnio jakąkolwiek przerażającą łopoczącą tajemniczą energię, co?

Damien jest wysoki, naprawdę fajny facet z doskonałą strukturą kości, jego brązowe oczy były ciepłe pełne ekspresji, ale w tej chwili ostrożne i zimne.

- Łopoczące co? - odpowiedział.  -Przepraszam nie mam pojęcia o czym mówisz.

Moje serce zacisnęło się na wskutek tonu jego głosu, ale przynajmniej on odpowiedział na moje pytanie.

- W drodze ze stajni coś mnie zaatakowało. Nie mogłam nic zobaczyć, ale to było zimne i zostawiło duży ślad na mojej ręce” Podniosłam rękę aby mu ja pokazać- ale.... nic tam nie było.

Świetnie.

Shaunee i Erin parsknęły razem. Damien tylko wyglądał na bardzo smutnego. Już miałam otworzyć usta aby wyjaśnić ze szrama była tu przed chwilą, gdy Jack rzucił - Cześć! Przepraszam ze się spóźniłem ale kiedy nałożyłem sweter znalazłem dużą plamę. Możesz w to uwierzyć? - Jack powiedział śpiesząc się z tacą jedzenia po czym zajmując miejsce obok Damiena.

-Plamę? ale nie na tym pięknym niebieskim z długimi rękawami 'Armani - który ci dałem prawda? - powiedział Damien odsuwając się trochę aby zrobić miejsce dla swojego chłopaka.

-O Mój Boże, nie! Nigdy nie wylałbym nic na taką rzecz. Po prostu ją kocham i- jego słowa zatrzymały się a oczy powędrowały w moją stronę. Przełknął ślinę - Oh, uh. Cześć Zoey.-

-Cześć Jack - odpowiedziałam uśmiechając się do niego. Jack i Damien są razem.

Ehh... Moi przyjaciele i ja,

-Nie spodziewałem się cię tu zobaczyć- Jack bełkotał. -Myślałem że jest nadal... Uh... dobrze... Wyglądał na zawstydzonego i oblał się pięknym różem.

-Myślałeś że wciąż siedzę w swoim pokoju?- zapytałam go.

Skinął głową.

-Nie!- Powiedziałam stanowczo - skończyłam tak robić.

Afrodyta pomknęła do pokoju, śmiejąc się i wlepiając oczy w Dariusa, jednego z najmłodszych i najgorętszych synów Erbus którzy chronili Dom Nocy, Dziewczyna zawsze była dobra w pracy wielozadaniowej a ja byłam zupełnie zaskoczona jak może wyglądać tak zupełnie obojętnie. 2 dni temu była prawie martwa i całkowicie zbzikowana bo szafirowy zarys księżyca na jej czole całkowicie znikł.

Oznaczało to że rozpoczęły się zmiany, które jeszcze chyba nigdy nie miały miejsca,

Co oznaczało, że ona w jakiś sposób z powrotem zamienia się w człowieka.

 

 

Rozdział 2

Okej, myślałam, ze zmieniła się z powrotem w człowieka, ale z miejsca, w którym siedziałam, mogłam zobaczyć, że jej Znak wrócił. Jej chłodne, niebieskie oczy skakały po stołówce, obdarzały gapiących się na nią ludzi snobistycznym, drwiącym spojrzeniem, zanim zwróciła swoją uwagę ponownie na Dariusa, pozwalającego pozostać jej dłoni na swojej szerokiej, żołnierskiej piersi.

- To było zawsze słodkie, że odprowadzałeś mnie do jadalni. Miałeś rację. Nie powinnam była brać tych dwóch dni i skracać moich wakacji. Z tym całym szaleństwem, które się tutaj odbywa, lepiej siedzieć w akademiku, gdzie mamy dobrą ochronę. I odkąd powiedziałeś, że będziesz miał wartę koło drzwi naszego dormitorium, gdzie jest najbezpieczniejszym i najatrakcyjniejsze miejsce. – praktycznie wymruczała to do niego. Jezu, cholernie przesadzała. Gdybym była zaskoczona, widząc ją, też przyczyniłabym się do robienia przytłumionego hałasu. Głośnego i oczywistego.

- Muszę wrócić na moją wartę. Dobranoc, pani. – powiedział Darius. Obdarzył ją szybkim ukłonem, który sprawił, że wyglądał jak jeden z tych romantycznych, przystojnych książąt, minus biały koń i błyszcząca zbroja, z magicznej krainy. – To przyjemność służyć tobie.

Uśmiechnął się jeszcze raz do Afrodyty, zanim zgrabnie odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia ze stołówki.

- I założę się, że przyjemnością byłoby służyć tobie. – powiedziała Afrodyta swoim najobrzydliwszym tonem, kiedy znalazł się poza zasięgiem słuchu. Wtedy odwróciła się twarzą do gapiącej się, cichej sali. Podniosła jedną idealnie wyskubaną brew i obdarzyła wszystkich swoim opatentowanym, Afrodytowym, drwiącym spojrzeniem.

- Co? Wyglądacie, jakbyście nigdy nie widzieliście kogoś wspaniałego. Do diabła, nie było mnie tylko kilka dni. Wasz krótkoterminowa pamięć powinna być lepsza niż to. Pamiętacie mnie? Jestem wspaniałą suką, którą kochacie nienawidzić.

Gdy nikt nic nie powiedział, przewróciła oczyma.

- Och, nieważne.

Podeszła do baru z sałatkami i zaczęła napełniać swój talerz, jak tylko zapora hałasu nareszcie puściła i wszyscy wydali jakieś niegrzeczne dźwięki i lekceważąco wrócili do jedzenia.

Dla osób nieuświadomionych, byłam pewna, że Afrodyta wyglądała jak zwykła, wyniosła ona. Ale mogłam zauważyć, jaka jest nerwowa i spięta. Do diabła, wiedziałam dokładnie, jak się czuła – po prostu przeszłam też taką ciężką próbę. Rzeczywiście, aktualnie utknęłam w środku tego, wzdłuż razem z nią.

- Myślałam, ze stała się znów człowiekiem. – powiedział do nas Damien na wydechu. – Ale jej Znak wrócił.

- Drogi Nyks są tajemnicze. – powiedziałam, starając się brzmieć mądrze i jak Trenująca Najwyższa Kapłanka.

- Myślę, ze drogi Nyks są kolejnym M-wordem, jak sądzisz, Bliźniaczko? – spytała Erin.

- Możesz zgadnąć?

- W większości, spaprana sprawa? – powiedziała Shaunee.

- Dokładnie. – powiedział Erin.

- To trzy słowa. – powiedział Damien.

- Och, nie bądź jak nauczyciel. – powiedziała mu Shaunee. – W dodatku, Afrodyta jest wiedźmą, i miałyśmy coś w stylu nadziei, że Nyks z nią zerwała, kiedy jej Znak zniknął.

- Więcej niż cos w stylu nadziei, Bliźniaczko. – powiedziała Erin.

Wszyscy gapili się na Afrodytę. Próbowałam przepchnąć sałatkę przez moje gardło. Zobaczcie, chodziło o to: Afrodyta była najpopularniejszą, najbardziej pełną energii, sukowatą adeptką Domu Nocy. Zanim zadarła z Najwyższą Kapłanką, Neferet, i została totalnie zbojkotowana i została zredukowana po prostu do najbardziej sukowatej adeptki w Domu Nocy.

Oczywiście, dziwnym trafem (i w marę typowym dla mnie) ona i ja zostałyśmy kimś w rodzaju przyjaciółek – albo, bardzo przynajmniej, Aliantami. Nie, żebyśmy potrzebowały mszy, żeby o tym wiedzieć. Mimo to, martwiłam się o nią, kiedy zniknęła, nawet jeśli Stevie Rae ją dogoniła. Mam na myśli, nie słyszałam o nich dwóch od dwóch dni.

Naturalnie, reszta moich przyjaciół – którzy nazywali się Damien, Jack  i Bliźniaczki – nie nawiedzili jej od szpiku kosci. Więc powiedzieć, że byli zszokowani i niezbyt zadowoleni, kiedy podeszła prosto do naszego stolika i usiadła koło mnie, byłoby niedopowiedzeniem niemal tak dużym, kiedy książę w Indiana Jones mówi „Wybiera źle”, kiedy zły koleś pije nie z tego pucharu, co trzeba i jego ciało rozpada się.

- Gapienie się się jest grzeczne, nawet jeśli ktoś jest tak olśniewająco piękny, jak moi. – powiedziała Afrodyta, zanim wzięła gryza swojej sałatki.

- Co, do diabła, robisz, Afrodyto? – spytała Erin.

Afrodyta przełknęła i zamrugała do Erin z fałszywą niewinnością.

- Jem, baranie. – powiedziała słodko.

- To strefa bezwiedźmowa. – powiedziała Shaunee, odzyskując zdolność mówienia.

- Tak, zamieszczono tu to z powrotem. – powiedziała, pokazując na udawany znak za naszym stolikiem.

- Nienawidzę powtarzać sentymentów, które powiedziałam wcześniej, ale w tym przypadku zrobię wyjątek. Więc powiem znowu: Śmierć Dupkowatym Bliźniaczkom.

- To jest to. – powiedziała Erin, z trudem będąc zdolną zniżyć swój głos. – Bliźniaczka i ja zamierzamy zedrzeć ci z twarzy ten pieprzony Znak.

- Tak, może tym razem zejdzie na dobre. – powiedziała Shaunee.

- Przestańcie. – powiedziałam. Kiedy Bliźniaczki zwróciły na mnie ukośne i wkurzone spojrzenia, poczułam, że mój żołądek się ścisnął. Czy naprawdę nienawidziły mnie tak bardzo, jak to wyglądało? Myślenie o tym sprawiało, ze bolało mnie serce, ale podniosła podbródek i odparłam ich spojrzenia. Jeśli kiedyś ukończę Przemianę, będę ich Najwyższą Kapłanką, i to znaczyło, ze będą musiały cholernie bardziej mnie słuchać.

- Już o tym mówiliśmy. Afrodyta jest teraz częścią Cór Ciemności. Jest też częścią naszego kręgu, odkąd dostała łączność z ziemią.

Westchnęłam, mając nadzieję, że wciąż ma łączność z ziemią, albo, jeśli je straciła kiedy z adepta stała się człowiekiem a potem, widocznie, stała się ponownie adeptem z człowieka, było to zbyt zawstydzające, więc pospieszyłam się.

- Wy musicie to zgodzić się zaakceptować jej pozycją bez przezwisk i nienawistnych uwag.

Bliźniaczki nic nie powiedziały, ale głos Damiena, teraz tak niecodziennie  chłodny i wyprany z emocji dotarł z mojej drugiej strony.

- Akceptujemy to, ale ni akceptujemy przyjaźni z nią.

- Nie powiedziałam, ze chcę się z wami przyjaźnić. – powiedziała Afrodyta.

- Ditto, suko! – powiedziały razem Bliźniaczki.

- Nieważne. – powiedziała Afrodyta, robiąc gest, jakby chciała wziąć swoją tacę i odejść.

Otworzyłam usta, żeby powiedzieć Afrodycie, żeby została, a Bliźniaczkom, żeby się zamknęły, ale dziwny dźwięk poniósł się echem przez hall i do stołówki przez otwarte drzwi.

- Co do…? – zaczęłam, ale nie dokończyłam pytania, zanim co najmniej tuzin kotów wpadło do stołówki, sycząc i plując jak szalone.

Okej, w Domu Nocy było wszędzie pełno kotów. Dosłownie. Chodziły za nami, spały z nami, i, jak w przypadku mojej Kotli Nali, zwykle skarżyły się na adeptów, których wybrały. Na socjologii wampirów jedną z pierwszych fajnych rzeczy, których się nauczyliśmy, było to, ze koty od dawna były przyjazne wampirom. To znaczyło, że wszyscy przyzwyczailiśmy się do zabierania wszędzie kotów. Ale nigdy nie wiedziałam, żeby zachowywały się tak absolutnie obłąkańczo.

Wielki kocur Bliźniaczek, Belzebub, skoczył dokładnie między nie. Nadął się podwójnie w stosunku do swojego normalnego, i tak ogromniastego rozmiaru i spojrzał z powrotem w stronę jadalni swoimi bursztynowymi oczyma zmrużonymi w złości.

- Belzebub, kochanie, co się stało? – Erin starała się go uspokoić.

Nala wskoczyła mi na kolana. Położyła swoje lekko zakrzywione pazurki na moim ramieniu i wydała z siebie przerażające warkniecie psychopatycznego kota i też spojrzała w stronę chaotycznego hałasu wciąż dochodzącego z hallu.

- Hej – powiedział Jack. – Wiem, co to za dźwięk.

I to uderzyło mnie w tej samej chwili.

- To szczekanie psa. – powiedziałam.

Wtedy coś bardziej przypominające wielkiego, żółtego niedźwiedzia niż psa wkroczyło do stołówki. Za niedźwiedzio-psem szedł jakiś chłopak, a za nim podążali niecodziennie wyglądający na zdenerwowanych nauczyciele, włączając naszego mistrza szermierki, Smoka Lankforda, naszą instruktorkę od jazdy konnej, Lenobię, tak samo jak kilku Synów Erebusa.

- Mam was! – krzyknął chłopak i zrównał się z psem i zatrzymał się niedaleko nas, na chwilę pochylił się, żeby poprawić bestii obrożę (która, jak zauważyłam, była różowa ze srebrnymi kolcami wokół), do której starannie przypiął smycz. W chwili, kiedy smycz została nałożona, niedźwiedź przestał szczekać, kładąc swój wielki tyłek na podłodze i gapił się, dysząc, na chłopaka.

- Taa, właśnie. Teraz chcesz się dobrze zachowywać. – usłyszałam jego mruczenie do w oczywisty sposób uśmiechniętego psa.

Mimo, ze szczekanie ustało, koty w stołówce definitywnie nie przestały świrować. Wokół nas było tyle syczenia, że brzmiało to tak, jakby uchodziło powietrze z jakiejś wewnętrznej rury.

- Widzisz, James, to jest właśnie to, co staraliśmy się tobie wcześniej wytłumaczyć. – powiedział Smok Lanford gdy popatrzył, marszcząc brwi, na psa.- Zwierze nie będzie działać w Domu Nocy.

- Stark, nie James. – powiedział chłopak. – I w stylu starałem się tobie wytłumaczyć wcześniej – pies musi zostać ze mną. To jedyna możliwość. Jeśli chcecie mnie – musicie wziąć też ją.

Zdecydowałam, ze nowy psi chłopak miał niezwykły sposób myślenia o nim. To nie było tak, że był otwarcie niegrzeczny czy bezczelny wobec Smoka, ale nie mówił też do niego z szacunkiem, czy z  niekiedy wyraźnym strachem, z jakim większość nowo naznaczonych adeptów zwracała się do wampirów. Zweryfikowałam przód jego koszulki vintage z Pink Floyd. Nie miał na sobie żadnych formatowaniowych insygnii, więc nie miałam pojęcia, jak dawno został Naznaczony.

- Stark – powiedziała Lenobia, starając się, oczywiście, poradzić sobie z chłopakiem. – Niemożliwe jest zgranie psa i internatu. Możesz zobaczyć, jak bardzo zdenerwował koty.

- Przyzwyczają się do niego. Udało się to w Domu Nocy w Chicago. Zwykle jest niezła w nie gonieniu ich, ale ten szary kot naprawdę się o to prosił z tym całym syczeniem i drapaniem.

- Uch-och. – szepnął Damien.

Nie musiałam patrzeć – wiedziałam, ze Bliźniaczki nadymają się jak rozdymka.

- Bogini, skąd ten hałas? – Neferet wpadła do sali, wyglądając pięknie, silnie i całkowicie pod kontrolą.

Obserwowałam, jak oczy nowego chłopaka rozszerzyły się na widok jej wspaniałości. To było taaakie irytujące, że wszyscy automatycznie czuli się głupi po pierwszym spojrzeniu na Najwyższa Kapłankę i moją mentorkę, Neferet.

- Neferet, przepraszam za ten bałagan. – Dragon umieścił swoją pięść na piersi i ukłonił się z szacunkiem do jego Najwyższej Kapłanki. – To mój nowy adept. Przyjechał dosłownie kilka chwil temu.

- To tłumaczy, w jaki sposób ten adept się tu dostał. Ale to nie tłumaczy, w jaki sposób to się tu dostało. – Neferet wskazała na dyszącego psa.

- Ona jest ze mną. – powiedział chłopak. Kiedy Neferet zwróciła na niego swoje oczy w kolorze mchu, powtórzył ukłon i salut Smoka. Kiedy się wyprostował, byłam totalnie zszokowana, widząc Neferet obdarzającą go krzywym uśmieszkiem, który wyglądał bardziej niż trochę próżnie.

- Jest moją wersją kota.

- Naprawdę? – Neferet uniosła cienką, kasztanową brew. – Na razie wygląda dziwnie podobnie do niedźwiedzia.

Ha! Więc to nie był tylko mój opis.

- Cóż, Kapłanko, jest labradorem, ale nie jesteś pierwszą osobą, która powiedziała, że wygląda jak niedźwiedź. Jej łapy są definitywnie za duże, jak na niedźwiedzia. Możesz to sprawdzić.

Niedowierzająco patrzyłam, jak chłopak odwrócił się plecami do Neferet i powiedział psu „Przybij piątkę, Duch”. Pies uniósł posłusznie i zdecydowanie swoją masywną łapę i przyłożył ją do ręki Starka.

- Dobra dziewczynka! – powiedział, drapiąc ją za miękkimi uszami.

Okej, musiałam to przyznać. To była słodka sztuczka.

Zwrócił swoją uwagę na Neferet.

- Ale pies czy niedźwiedź, była razem ze mną zanim zostałem Naznaczony cztery lata temu, więc sprawia to, że jest dla mnie wystarczająco kocia.

- Labrador retriver? - Neferet zrobiła show z obchodzeniem wokół psa i przyglądaniem się mu. - Jest okropnie duża.

- Cóż, tak. Duch zawsze była wielką dziewczynką.

- Duch? To jej imię?

Chłopak przytaknął, i chociaż był na szóstym formatowaniu, znów byłam zaskoczona, jak łatwo rozmawiało mu się z dorosłym wampirem, zwłaszcza z pełną mocy Najwyższą Kapłanką.

- To zdrobnienie od Duchess.

Spojrzenie Neferet powędrowało od psa do chłopaka. Przewróciła oczyma.

- Jak się nazywasz, dziecko?

- Stark. – powiedział.

Zastanawiałam się, czy ktokolwiek oprócz mnie dostrzegł jej zaciśniętą szczękę.

- James Stark? – spytała Neferet.

- Kilka miesięcy temu porzuciłem moje pierwsze imię. Po prostu Stark. – ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin