Małżeństwo - ŚWIADECTWA.doc

(236 KB) Pobierz

Małżeństwo jest darem Boga

     Wydarzenia ostatnich kilku tygodni, kiedy leżałem w szpitalu w związku z operacją kręgosłupa, zrodziły we mnie potrzebę podzielenia się z Wami moimi refleksjami na temat miłości małżeńskiej.

     Urodziłem się i wychowałem w przykładnej, katolickiej rodzinie. Klasyczny model - mama, tata i dwójka dzieci. W dzieciństwie niczego mi nie brakowało, jednak już w wieku 12 lat zacząłem odczuwać niedosyt czegoś, czego na początku nie potrafiłem określić. Potem dopiero zorientowałem się, że chodziło o miłość. Dość długo jej szukałem, popełniając przy tym wiele młodzieńczych szaleństw, jednak w końcu znalazłem. Dziś, 17 lat po ślubie, jestem szczęśliwym mężem i ojcem dziesięciorga dzieci, z których czworo jest dziećmi przybranymi.      Miesiąc temu leżałem na bloku operacyjnym. "Proszę wyciągnąć prawą rękę, zrobimy panu wkłucie...." - to mój ostatni kontakt z rzeczywistością przed narkozą. Co myślałem, czy towarzyszył mi strach? Nic z tych rzeczy, raczej wielki spokój i radość. Bo jeśli się już nie obudzę, a raczej obudzę, lecz "po drugiej stronie życia", to jestem na to gotów. Panie, od Ciebie wyszedłem i do Ciebie kiedyś powrócę, Ty decydujesz, czy to już teraz.

     Pierwsze chwile po odzyskaniu świadomości. Żyję... "Proszę spróbować poruszać nogami..." Czuję moje nogi. Przed operacją podpisy wałem oświadczenie, że świadom jestem możliwości "niedowładu kończyn dolnych". Dzięki Ci, Jezu, że mnie to ominęło.

     Przyszła moja żona z najstarszym synem. Moi kochani są przy mnie. Jestem taki szczęśliwy.

     Przez następne 4 dni byli przy moim łóżku codziennie. To nic, że leżałem w szpitalu oddalonym 300 kilometrów od domu, że w tym czasie miała miejsce I Komunia św. dwójki naszych dzieci, to nic - zorganizowali przy mnie dyżury.

     Potem, już po Komunii Magdy i Marty, żona zostawiła dziesięcioro dzieci pod opieką dziadków i przeniosła się do hotelu, niedaleko szpitala. Babcia i dziadziu - wspaniali, cudowni ludzie - do czasu naszego powrotu zastąpili wnukom mamę i tatę. Mimo, że na co dzień nie mieszkają z nami, teraz przeprowadzili się do dzieci, by umożliwić żonie pielęgnowanie mnie po operacji. A ona, dzień po dniu, siedząc przy moim szpitalnym łóżku i trzymając mnie za rękę, któryś już raz z kolei wyśpiewała mi swoją wspaniałą małżeńską miłość. Efekt był piorunujący: "Rana zagojona przez rychłozrost" - napisał lekarz w karcie wypisu.

     To, co wyżej opisałem to tylko epizod z naszej 20-letniej (przed ślubem 3 lata narzeczeństwa) miłości. Miłości "nie z tej ziemi". Moja żona to dar od Boga. W okresie, kiedy byłem daleko od Niego, czasem miałem "przebłyski", wtedy prosiłem o miłość. Matko Boża Fatimska, przed Twoją figurą w katedrze błagałem cię o dziewczynę. Ty mnie wysłuchałaś! Nie mogłaś mi wybrać wspanialszej żony.

     To nieprawda, że małżeństwo to instytucja umierająca! Czy Bóg stwarzając mężczyznę i kobietę mógł się pomylić? Czy, polecając im opuścić rodziców i złączyć się ze sobą tak mocno, że nie są już dwoma, lecz jednym ciałem, pozwoliłby to jedno ciało rozdzielić, przyzwalając na rozwód? Nigdy, przenigdy. To tylko ludzie popychają się nawzajem w ślepe ulice - fascynacja, pornografia, "rewelacyjne i nieszkodliwe" środki antykoncepcyjne, odlotowe, najlepsze itd... Nie dajcie się zwieść takim ofertom.

     A co z frustracjami małżeńskimi, zniechęceniem i nudą? Znalazłem kiedyś w Biblii odpowiedź - wspaniałe wersety, dwie bezcenne rady dla wszystkich małżonków w księgach Koheleta 9, 7-9 i Przysłów 5,15-20.

     Swym 17-letnim życiem małżeńskim świadczymy, że warto wziąć sobie do serca rady zawarte w tych księgach.

     Kochani, Bóg dał nam siebie (męża i żonę) nawzajem tak, byśmy zjednoczyli się w jedno ciało. On wiedział, co robi. Wiedział, że nie będziemy mieli ze sobą łatwego życia. Dlatego dał nam m.in. naszą cielesność, byśmy siebie potrzebowali, wzajemnie siebie sobie oddawali w małżeńskim pożyciu. Zjednoczeni tak wspaniałą więzią jesteśmy w stanie przetrwać wszystkie stresy, frustracje, wypocząć po każdym zmęczeniu i nabrać chęci do życia w chwilach zwątpienia, przetrwać burze i nawałnice.

     Co się zaś tyczy znudzenia i monotonii, jeśli my - mąż i żona - chcemy się sobie prawdziwie oddawać, mając za cel główny szczęście i radość małżonka, potem dopiero własne, to wierzcie mi, nie mamy szansy się sobą nasycić. To tak, jakby było możliwe powiedzenie: "Najadłem się tak, że już więcej nie będę potrzebował jedzenia". Jeśli zaś chodzi o przejedzenie, przesyt - podobnie jak dobrze jest od czasu do czasu praktykować post od pokarmów, tak j w dziedzinie małżeńskiej seksualności Bóg sam zadbał o to, byśmy się za sobą mogli stęsknić. Okresy płodności małżonki są ku temu wspaniałą okazją. Z własnego doświadczenia wiem, że posty w tej dziedzinie kosztują bardzo wiele, ale jakże wspaniałe przynoszą owoce - nam, co miesiąc pozwalają przeżywać noc poślubną.

      Tym, którzy dopatrzyli się w mojej wypowiedzi bałwochwalstwa seksu i cielesności chcę powiedzieć, że nasza cielesność nie jest dla nas bogiem, lecz wspaniałą siłą, która jednoczy nas i często pozwala znajdować radość życia, nawet w obliczu bardzo trudnych prób i przeciwności losu.

      W sakramencie małżeństwa Jezus obiecuje, że będzie nam stale towarzyszył, pod tym tylko warunkiem, że sami Go nie wypędzimy. Dlatego nasze prywatne zasady małżeńskiego życia głoszą:

·         Trwajmy wspólnie w łasce uświęcającej; skoro Pan Jezus nas połączył, chcemy, by był z nami każdego dnia. Mając czyste serce i wspólnie z Nim znacznie łatwiej jest żyć.

·         Być zawsze razem i wspólnie modlić się - rozstawać się tylko w sytuacjach koniecznych, nigdy nie dawać przyzwolenia na dłuższe rozłąki, nawet za cenę pieniędzy, sukcesu, czy innych korzyści. Dwoje w jednym ciele, razem na dobre i na złe - czy to możliwe, kiedy dzieli nas czas i przestrzeń?

·         Niechaj nie zachodzi słońce nad zagniewaniem waszym... - przez 17 lat naszego małżeństwa tylko raz, czego bardzo żałujemy, stało się to, przed czym przestrzegał św. Paweł. Dzięki Bogu mamy mocne postanowienie nigdy więcej tego nie powtórzyć. W pierwszych wspólnych latach, latach "docierania się" - postanowiliśmy nie budować muru i opierać swoje relacje na szczerości. Wtedy to zapoczątkowaliśmy tradycję codziennych wieczornych rozmów.

·         W pożyciu małżeńskim - jest ono dla nas ostatecznym potwierdzeniem naszej wielkiej miłości - kierujemy się zasadą - nigdy sprzecznie z wolą Bożą. Na antykoncepcję patrzymy, jak na coś, co zagraża naszej miłości i wystrzegamy się jej, jak szatana. Wiemy, że jest narzędziem w jego ręku.

     Wbrew temu, co się propaguje - w małżeństwie i rodzinie można być szczęśliwym - sam jestem tego przykładem!

     Jestem pewien, że szczęśliwa rodzina to przede wszystkim szczęśliwe małżeństwo. Pan Bóg pozwolił nam podzielić się swym szczęściem z pięciorgiem rodzonych dzieci, potem zaś, po wybudowaniu własnego domu, z kolejną czwórką dzieci przybranych. Następnie "w nagrodę" podarował nam najmłodszą- wspaniałą Marysię. To nasze największe skarby i radości. Ufamy, że z Bożą pomocą wychowamy je na szczęśliwych ludzi.

     Nie szukajcie szczęścia daleko - w sukcesach, w bogactwie, w używkach - ono jest w Was, pod warunkiem, że potraficie je dostrzec.
 

Marek, 37 la

Miłość owocuje

     W obecnych czasach niezbyt często można spotkać ludzi, którzy bez namysłu mogą powiedzieć, że są szczęśliwi w małżeństwie. Zazwyczaj mówią o tym, jak to wspaniale było przed ślubem, ewentualnie w pierwszych miesiącach po ślubie, a potem wszystko zaczynało się psuć. Jesteśmy małżeństwem blisko dziewiętnaście lat i z całą pewnością możemy stwierdzić, że jest ono szczęśliwe.

     Z perspektywy wspólnie przeżytych lat wiemy, że nasze szczęście małżeńskie nie "ułożyło się" samo z siebie. Startując do małżeństwa, byliśmy przekonani, że sam fakt istnienia wielkiej miłości gwarantuje rozwiązanie i pokonanie wszystkich napotkanych problemów. Radość płynąca z bycia ze sobą i ze wzajemnego obdarowywania się swoją osobowością, wypełniała okres narzeczeństwa i pierwsze lata po ślubie. Jednak życie szybko pokazało nam, że wyłącznie takie relacje wcale nie są gwarantem trwałego szczęścia. Zorientowaliśmy się, że nasze oczekiwania wobec współmałżonka znacznie różnią się między sobą. Nie docenialiśmy wagi naszego bagażu doświadczeń wyniesionego z rodzinnych domów. W rezultacie dochodziliśmy do wniosku, że często się nie rozumiemy, dlatego bardzo dużo rozmawialiśmy ze sobą i'czynimy to do dziś. Jest to ważny krok w budowaniu wzajemnego zrozumienia. Pojawiające się trudności udawało nam się przezwyciężać głównie dzięki naszej wierze. Jesteśmy przekonani, że bez odniesienia naszego życia do prawd Ewangelii nie byłoby możliwe porządkowanie życia małżeńskiego. Czerpiąc z tych prawd, uczyliśmy się w swoim życiu przebaczać i kochać ofiarnie. Na fundamencie wiary budowaliśmy ufność, że druga osoba, niezależnie od naszej subiektywnej oceny, zawsze pragnie tylko dobra współmałżonka. Te postawy towarzyszą nam przez całe życie. Nie wyobrażamy sobie pogłębienia naszej więzi bez wzajemnego szacunku i całkowitego zaufania.

     Wspaniałą inwestycją, która owocuje do dziś, było wspólne ukończenie Studium Rodziny przy Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu. Okazało się ono dla nas kopalnią wiedzy, którą chłonęliśmy z radością "odkrywców".

     "Dla mnie jako męża, ważnym momentem życiowym, zmuszającym mnie do weryfikacji własnych postaw, stało się rodzicielstwo. Nasza wspólna miłość wzbogacona została pojawieniem się nowych osób - naszych dzieci, które poprzez potrzebę szczególnej opieki, pielęgnacji, częstego kontaktu uczyły mnie jeszcze pełniejszej miłości, polegającej na rezygnacji z siebie dla drugiej osoby. Rodzicielstwo wzbogaciło i nadal wzbogaca moją miłość do żony.

     Ważnym motorem rozwoju dojrzałej miłości mężczyzny są stawiane mu wymagania. W moim rozwoju bardzo pomaga mi żona, która cierpliwie stawia wymagania oczekując ich spełnienia, niekiedy czekając nawet latami. Musimy pamiętać, że dojrzewanie do miłości jest długotrwałym procesem dokonującym się w każdym z nas, i do jego realizacji potrzebna jest cierpliwa miłość drugiego człowieka".

     Mamy czworo dzieci. Każde kolejne rodzicielstwo przynosiło nam coraz większą radość, gdyż byliśmy bardziej dojrzali. Dziecko jest wspaniałym darem, który ubogaca nasze człowieczeństwo. Miłość dziecka, jego szczerość i niepowtarzalność wywołują tęsknotę - chciałoby się przeżywać to wciąż na nowo.

     "Jako matka otrzymuję od moich dzieci znacznie więcej niż im daję. Moje macierzyństwo rozwija się z roku na rok. Po ślubie nie myślałam o jakiejś konkretnej liczbie dzieci, ale teraz wiem, co tracimy, kiedy nie możemy powołać do życia następnego dziecka, nie jestem w stanie nawet tego opisać. Przecież każde z nich jest takie inne i swój ą osobowością wnosi tak wiele do naszej rodziny".

     Nie boimy się problemów - nie tylko w życiu małżeńskim, ale również tych zewnętrznych. Uważamy, że różnego rodzaju trudności rozwijają naszą miłość. Właśnie w trudnych sytuacjach możesz najlepiej odczuć, że nie jesteś sam, że jest ktoś, kto za ciebie ciągle się modli, kto trwa przy tobie. Dopiero w ciężkich chwilach odczuwasz, że w osobie współmałżonka masz przyjaciela, który cię wspiera gestem, uśmiechem, słowem...

     Miłość małżeńska wymaga trudnej i cierpliwej pracy, ale obficie owocuje szczęściem. Wspaniałe jest to, że widzimy, jak z roku na rok tego szczęścia przybywa. Realizując naszą miłość jesteśmy ciągle jeszcze w drodze, i cieszy nas fakt, że nie tęsknimy do tego, co było, tylko do tego, co będzie, bo dzięki tej tęsknocie nabieramy pewności, że nasza miłość się rozwija.
 

Bogusia i Paweł
 

O małżeństwie ... bez zacierania prawdy cz. 3

O małżeństwie ... bez zacierania prawdy cz. 3

Ks. Stanisław Orzechowski

Trzeci tom "Rozmów o małżeństwie" to kolejny zbiór nauk Orzecha, dotyczących tym razem tematów ważnych dla małżonków z dłuższym małżeńskim stażem. Kiedy mija bowiem pierwszy zachwyt i przychodzi czas na dojrzałość, bywa że prócz niewątpliwej radości jaką jest życie we dwoje......

 

 

Piekło zdrady

     Zawsze chcieliśmy z mężem służyć Bogu i chodzić drogą Jego przykazań. Niestety bolesne przeżycie niewierności małżeńskiej otworzyło nam oczy na to, kim jesteśmy, ile jest w nas grzechu i że tak naprawdę jedną nogą stoimy w świecie, w którym rządy sprawuje szatan, a drugą w świecie Boga.

     Nie sposób tak żyć: Nie można dwom panom służyć (Mt 6, 24a). Postępując w taki sposób zebraliśmy owoce naszych czynów: ból, cierpienie, wielkie zranienie naszego małżeństwa, niepewność i oczekiwanie na wynik testu HIV. To właśnie nasze grzechy, w tym uzależnienie od pornografii i masturbacji, stały się przyczyną tych wszystkich tragicznych konsekwencji. Pamiętajcie: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie (Ga 6, 8).

     Grzech sprawił, iż doświadczyliśmy lęku związanego z wirusem HIV. W dobie AIDS i innych chorób przenoszonych drogą płciową naprawdę nikt nie może czuć się bezpiecznie. Udawanie, że nic nie grozi w czasie przygodnego kontaktu seksualnego, jest zgubne. Prezerwatywa nigdy nie daje 100 % gwarancji. Poza tym, jeżeli chodzi o wirusa HIV, to jest on bardzo podstępny. Może być wykryty dopiero po upływie od 6 tygodni do 3 miesięcy od ryzykownego kontaktu, a w niektórych przypadkach trwa to nawet dłużej. W tym czasie nosiciel może zarażać inne osoby. My przeszliśmy przez okres oczekiwania w niepewności na wynik testu i naprawdę nikomu tego nie życzę. Dziękuję Bogu z całego serca, że wynik testu był ujemny. Boję się nawet myśleć, że mogłoby być inaczej, ale i to trzeba by było przyjąć z pokorą.

     Po wyznaniu zdrady od razu zwróciliśmy się do Boga. Płakaliśmy nad naszymi grzechami, nad nami, nad tym, że tak bardzo został obrażony Ojciec. Modliliśmy się do Niego i błagaliśmy, aby się ulitował nad nami. W tym czasie przeżyliśmy dużo bólu i cierpienia, ale Bóg, który może wszystko, dawał nam i daje nadal pociechę, pokój, radość i siły. Dzięki Jego miłości przeszliśmy przez to wszystko umocnieni w wierze i w naszej miłości małżeńskiej. Nadal się kochamy. Dzięki Bogu udało się przebaczyć to, co po ludzku tak bardzo trudne.

     Teraz już zawsze chcemy podążać Bożą drogą, odcinamy się od szatana i grzechu. Wierzymy, że sami nie damy rady w tej walce, ale gdy będziemy blisko Ojca, to jest to możliwe. Codziennie przepraszamy za nasze winy. Więcej czasu poświęcamy na modlitwę oraz rozważanie Słowa Bożego, które jest dla nas wielką pociechą i wskazuje nam, jaką drogą mamy kroczyć.

     Chciałabym ostrzec wszystkich, że grzech jest największym nieszczęściem człowieka. Tkwiąc w nim, już tu na ziemi możemy poczuć czym jest piekło, czym jest odłączenie od Boga i Jego miłości, jakie cierpienie i spustoszenie w naszym życiu czyni zło. Nie warto z powodu jednego grzechu popaść w następne, które jeszcze bardziej poranią (np. brak przebaczenia, rozgoryczenie, rozwód). Trzeba podźwignąć się dzięki Bożej pomocy i budować od nowa razem z Ojcem. On na pewno pobłogosławi małżeństwom borykającym się z tym potwornym grzechem. Przybliżając się do Stwórcy możemy choć troszeczkę poczuć, że Niebo polega na Bożej miłości do nas. Jezusowi zależy na nas. On chce, abyśmy nie rozłączali tego, co zostało przez Niego złączone.

     Jeżeli pragniecie zacząć od nowa wasze życie z Bogiem, zwróćcie się do Niego. Nie zwlekajcie! Powiedzcie Mu o wszystkich waszych grzechach i cierpieniach, oddajcie Mu się w opiekę i odrzućcie grzech. Jezus was uleczy i na pewno wam pomoże. Nie walczcie z Nim, gdyż On jest Ojcem, który chce dla was szczęścia i życia wiecznego.

     Dziękując Bogu za wszystko, proszę o modlitwę za nas.
 

Dorota

Pornografia niszczy małżeństwo!

     Pochodzę z katolickiej głęboko praktykującej rodziny. Od 10 lat jestem mężatką z dwójką dzieci. Na pozór nasze małżeństwo jest udane. Jesteśmy wierzącymi praktykującymi katolikami. Jest jednak jedna rzecz, która spędza mi sen z powiek: mój mąż wciągnął się w nałóg pornografii. Nie mogę z nikim o tym porozmawiać, bo jest to problem bardzo osobisty. O mężu alkoholiku można powiedzieć każdemu, tego nałogu nie da się ukryć. Pornografia natomiast to tajemnica wielu "zaangażowanych", to rzecz straszna, niszcząca nawet najbardziej udane rodziny.

     Od początku naszego związku znajduję u męża jakieś plugawe czasopisma. Kiedyś było ich mnóstwo, teraz mniej, ale nadal są. Mąż nigdy nie zmuszał mnie do niczego, w naszym współżyciu nigdy nie dawał poznać po sobie, jakie ma upodobania. Jakiś czas temu przyłapałam go na onanizowaniu się. To mną wstrząsnęło. Mąż twierdzi do dnia dzisiejszego, że zrobił to jeden jedyny raz, ale ja w to nie wierzę. Po tym, co zobaczyłam, zagroziłam, że będziemy musieli się rozstać. Po długiej rozmowie zgodziłam się dać mu jeszcze jedną szansę. Wydawało mi się, że wszystko zmierza ku dobremu. Po dwóch miesiącach przyszedł poważny cios. Znów zastałam go, gdy nerwowo chował plugawą gazetę. Kłamał, że się mylę. Gdy zagroziłam, że jeżeli wyjdę z pokoju, to koniec z naszym małżeństwem i nic mnie nie powstrzyma, przyznał się do winy. We mnie coś pękło. Stałam się bardzo stanowcza i twarda jak głaz. Prosił o rozmowę, w końcu zgodziłam się go wysłuchać. Powiedział, że nie sądził, iż ten nałóg jest tak silny, zadeklarował, że chce się leczyć. To mnie przekonało. Widzę, że się stara, jednak czuję, że sam sobie z tym nie poradzi.

     Postanowiliśmy się zwrócić do wierzącego seksuologa, skontaktowaliśmy się z osobą duchowną. Dużo rozmawiam z mężem o modlitwie, proszę, aby zawsze, gdy tylko nadchodzą złe myśli, prosił Matkę Boską i Pana Boga o pomoc. Dałam mu do przeczytania kilka artykułów z "Miłujcie się" z nadzieją, że one na niego pozytywnie wpłyną. Powiedział, że nie zdawał sobie sprawy, jak ciężkim grzechem jest pornografia. Nie wiem nawet, czy się z tego spowiadał, myślę jednak, że teraz wiele zrozumiał.

     Miałam nadzieję, że zostanie podpisana uchwała o całkowitym zakazie pornografii. Bardzo się zawiodłam. Nie wiem, czy prezydent zdaje sobie sprawę, ile ludzi tym skrzywdził. Nie będzie nam lekko. Robię wszystko, aby wyciągnąć męża z nałogu, chcęmieć normalny dom bez kłótni i zepsucia. Widzę, że mąż bardzo poważnie podszedł do sprawy. Już to, że postanowił wyznać swoją tajemnicę osobie trzeciej, jest wielkim zwycięstwem. Myślę, że z Bożą pomocą osiągniemy cel. Mąż nie wie, że piszę ten list, lecz piszę go dlatego, aby w naszym wspólnym imieniu, choć anonimowo, ale publicznie wypowiedzieć walkę złu i prosić wszystkich o modlitwę. Wierzę głęboko i jak nigdy dotąd, że Matka Boska i Miłosierny Jezus dopomogą nam i uleczą mojego męża, a tym samym całą moją rodzinę. Bóg zapłać wszystkim, którzy choć raz wspomną nas w swej modlitwie. Ostrzegam tych, którzy wpadli w ten nałóg: nie róbcie tego! Zniszczycie siebie, swoje rodziny i doprowadzicie do tragedii. Pornografia jest złem jednym z największych tego świata i należy z nią walczyć.

     Zostańcie z Bogiem!




Anonim

http://adonai.pl/graph/milujcie.gif
nr 11-12/2000
 

O kapłaństwie, celibacie i małżeństwie z rozsądku

O kapłaństwie, celibacie i małżeństwie z rozsądku

o.Joachim Badeni OP, Alina Petrowa-Wasilewicz

Ojciec Joachim Badeni - ceniony duszpasterz - odpowiada na pytania Aliny Petrowej-Wasilewicz (dziennikarki KAI), dotyczące istoty kapłaństwa, celibatu i małżeństwa..

 

 

Nie zmarnujcie daru czystości

     Jestem zwykłą kobietą, mężatką od siedmiu lat. Nie robię kariery zawodowej, gdyż wolę opiekować się moimi dziećmi, obserwując dzień po dniu ich rozwój (z wykształcenia jestem pedagogiem). Chcę podzielić się z Wami doświadczeniami mojego życia, widzialną opieką Bożą w najtrudniejszych jego momentach.

     Mojego męża poznałam jeszcze przed maturą. Przyjaźniliśmy się, bardzo go lubiłam, ale gdy wyznał mi miłość, byłam zaszokowana. Olśnienie, że też go kocham, nastąpiło po półrocznej znajomości. Byliśmy szczęśliwi. Niewinne całusy, trzymanie się za ręce, patrzenie sobie w oczy - sielanka! Ale zły nie mógł tego widocznie znieść: ulegliśmy pokusie. Przekroczyliśmy granicę tego, co jest zarezerwowane dla małżonków. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak ciężkiego grzechu się dopuszczamy. Stwierdziliśmy, że skoro się kochamy, jesteśmy dla siebie pierwsi, to nie ma w tym nic złego. Błąd, ale brnęliśmy dalej w to zło.

     W drugą rocznicę znajomości zaręczyliśmy się. Bóg chciał nas ochronić, ale grzech zatruwał nasze uczucia, jak chwast plony. Zaczęły się kłótnie, sprzeczki, zerwanie zaręczyn, przeprosiny, znów awantury i tak w kółko. Zaczęliśmy odczuwać zmęczenie sobą, sytuacją, brakiem perspektyw na dalsze wspólne życ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin