NIENAWIŚĆ_Opowiadanie FanFiction_Autor Tysiak26_2011.doc

(223 KB) Pobierz
Prolog

Prolog

 

Myślałam, że posiadając dziecko będę najszczęśliwsza na świecie. Myślałam wtedy o tym jak to będziemy razem spędzać czas, gdy podrośnie, i jak będę mocno go kochać. Nawet przez głowę nie przeszło mi słowo nienawiść. Jak mogłabym nienawidzić własne dziecko? A jednak mogłabym. Mogłabym nawet je zabić.

 

 

1.    Dziewczyna

 

Wstałam dość późno. Później niż zwykle. Jak każdego ranka przeanalizowałam szybko stan mojego pokoju. Robiłam tak z przyzwyczajenia od czasu pierwszej wizyty mojej najlepszej przyjaciółki Julii. To ona zmusiła mnie jako pierwsza do sprzątania. Dzisiaj miała do mnie przyjść omawiać swój ślub.

W domu mieszkałam sama. Moi rodzice zmarli na hiszpankę dwa lata temu. Zostałam sama na tym świecie, lecz mnie to nie przeszkadzało. Nie musiałam wychodzić za mąż, a ludzie nawet nie wiedzieli o moim istnieniu. Ponieważ nie chciałam mieszkać tam, gdzie mieszkałam z rodzicami, od razu po ich śmierci, przeprowadziłam się do opuszczonego, starego, domku w lesie. Odnowiłam go za pomocą Julii.

Poznałam się z nią pół roku temu. Była noc, a ja wracałam sama do domu. Zaczepiło mnie na ulicy paru młodych chłopców. Nie wiem jakim cudem, ale właśnie ona ich ode mnie odgoniła. Byłam jej za to niezmiernie wdzięczna.

Rozległ się dzwonek do drzwi.

Niezgrabnie wstałam i odziałam się szlafrokiem. Chwiejnym krokiem powędrowałam do drzwi i je otworzyłam. Moim oczom ukazała się piękna blondynka o falowanych włosach. Julia. Wszędzie bym ją poznała. Miała nadzwyczaj bladą cerę i czarne jak dwa węgle oczy. Jej uroda zazwyczaj bardzo kontrastowała z jej pięknymi długimi sukniami. Dzisiaj ubrała piękną turkusową. Moja garderoba w porównaniu z jej musiała wyglądać bardzo skąpo, choć rodzice zawsze kupowali mi na każdą okazję inną suknie.

- Na reszcie. Ile mogłam tu stać?- Przewróciła oczami i weszła do środka.

- Przepraszam. Przed chwilą dopiero się obudziłam.- Wymamrotałam. Wiedziałam, że dziewczyna nie lubi lenistwa. Pewnie była rannym ptaszkiem.

Westchnęła.

- Kupiłam ci coś na śniadanie.- Podała mi torbę z zakupami. Odebrałam ją bardzo szybko. Na podziękowanie skinęłam tylko głową.

Poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie. Przyjaciółka w wszystkim mi pomagała.

Później pomogła mi się wystroić i wybrałyśmy się do niej do domu. Chciała pokazać mi, jaką kupiła sobie suknię i jakie zrobiła zaproszenia dla gości.

Na miejscu z podekscytowania aż skakała. Otworzyła mi drzwi i wepchnęła mnie do środka. Znowu zrobiła remont, pomyślałam. Jej ogromny dom przypominał pałac. Wszystko w nim było takie piękne i zapewne drogie. Mimo, że nie była córką najbogatszych ludzi w mieście, miała dużo pieniędzy. Obecnie mieszkała jeszcze sama. Jej przyszły mąż, którego miałam poznać dopiero w dniu ślubu, był dla niej wszystkim. Dzięki niemu nie zawracała mi codziennie głowy swoją paplaniną na temat porządku w moim domu. To był jeden wielki plus. Minusami natomiast było np. to, że tęskniłam za nią.

Zaprowadziła mnie do salonu i usadowiła na kanapie. Gdy już była pewna, że siedzę, udała się na górę do swojej sypialni.

Nawet nie minęła minuta, a ona już stała obok mnie z piękną suknią w rękach. Z zdumienia aż wytrzeszczyłam oczy. Była bardzo, ale to bardzo piękna. Ozdobiona najróżniejszymi kamyczkami i z delikatnego materiału była po prostu idealna! Suknia ideał i panna młoda ideał. Pasują do siebie jak dwie krople wody.

- Będziesz moją druhną- Piszczała z zadowolenia. Nadal była mocno podekscytowana. Postanowiłam sprowadzić ją na ziemię.

- Dlaczego ja?- Westchnęłam. Nie uśmiechała mi się rola drugoplanowa obok tak pięknej panny młodej. Przy niej na pewno będę wyglądała jak jakiś prostak.

- Bo jesteś bardzo piękna, no i przede wszystkim jesteś moją najlepszą przyjaciółką.

- Nie prawda.- Warknęłam.

- Co nie prawda?- Zdziwiła się.

- To, że jestem ładna.- Powiedziałam poirytowana. Takie sytuacje jak ta bardzo mi nie odpowiadały. Nie lubiłam się tłumaczyć z swoich decyzji, jeśli wiedziałam, że nie zmienię zdania. Jeżeli już coś postanowiłam nie lubiłam o tym z kimś dyskutować. Twierdzenie, że może jednak zmienię zdanie jest błędne. Oczywiście tylko tak moja kochana przyjaciółka twierdziła. Tak samo jak ja, lubiła trzymać się tego co powiedziała.

- Jesteś ładna, głuptasie.

- Tak, akurat.

Tym razem to ona westchnęła i wywróciła oczami.

- Jak chcesz. Ale i tak będziesz moją druhną.- Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

 

2.    Druhna

 

Przewróciłam oczami.

- Nie, nie i nie. Koniec kropka. Nie będę żadną druhną.- Tupnęłam nogą.

- Dlaczego?- Zrobiła minę smutnego dziecka.

- Bo druhna ma też swoje obowiązki! Ja nie jestem najlepsza w takie rzeczy.- Na myśl o tym, co miałabym robić jako druhna, wzdrygnęłam się.

- Mogę znaleźć ci kogoś do pomocy.- Wzruszyła tylko ramionami, jakby mój argument nie był zbyt przekonujący. Na pewno już myślała, że braknie mi powodów i się poddam. Dlatego też zareagowała tak a nie inaczej. Zresztą przemyślała pewnie sobie to wszystko. Ma kasę, więc może sobie pozwolić na płatnych organizatorów weselnych, jeśli byłaby taka potrzeba.

- A może ten ktoś zostanie twoją druhną?- Zapytałam starając się opanować i nie wykrzyczeć tego. Byłam już taka zła, a ona nadal mnie podpuszczała.

- Może, ale wtedy ty nie skorzystasz z tego ani trochę. Mówię ci, James wybrał bardzo przystojnego druhnę. Na pewno ci się spodoba. – Puściła do mnie perskie oczko.

Przez chwilę siedziałam w osłupieniu, rozmyślając o tym, jaki ten druhna mógłby być.

W tym czasie Julia odniosła swoją suknię i wróciła do mnie.

- Herbaty?- Zapytała swoim pięknym głosem. Czasami kojarzyła mi się jako anioł, jednak, gdy spierałam się z nią, była raczej piękną diablicą.

- Tak, poproszę.- Odpowiedziałam.

Resztę dnia spędziłyśmy w ogrodzie pijąc herbatę. W sumie to tylko ja piłam. Julia tłumaczyła się, że nie może pić herbaty, bo jest na nią uczulona. Nie chciała też jeść, ale to z innego powodu. Mówiła wówczas, że przeszła na specjalną dietę by nie przytyć przed weselem.

Gdy robiło się już późno, postanowiłam się zbierać.

Był piękny, wiosenny wieczór. Z dnia na dzień robiło się coraz cieplej.

Wychodząc zapytałam:

- A tak dokładnie, to kiedy ten ślub?

- Za dwa tygodnie.- Odpowiedziała z szerokim uśmiechem.

- Tak szybko?!- Wytrzeszczyłam oczy w zdumieniu. Prawie co, a bym się udusiła własną śliną.

- Tak, tak moja kochana. To już za dwa tygodnie zostanę panną młodą w pięknej białej sukni, u boku idealnego mężczyzny i z idealną druhną.- Spojrzała na mnie z wdzięcznością, jakbym już się zgodziła na jej ofertę.

- Masz wielkie szczęście. Pewnie druhna jest najlepsza w swoim fachu- szyderczo się uśmiechnęłam- Do widzenia- Pomachałam jej na pożegnanie i ruszyłam w stronę domu.

Niebo powoli się ściemniało. Drogi były puste. Nadal trochę się bałam chodzić sama po ulicach. Wydawały mi się takie mroczne i niebezpieczne. Chodząc po nich zawsze biło mi szybciej serce. Zawsze odliczałam czas do powrotu do domu. Szczerze mówiąc, bałam się zaludnionych miejsc bardziej od tych niezaludnionych.

 

W domu przygotowałam sobie kolację i poszłam spać.

Przebudziłam się w nocy. Najpierw myślałam, że ktoś tu jest, bo coś czarnego mignęło mi przed oczami, lecz szybko zdałam sobie sprawę, że musiało mi się przewidzieć.

Było mi zimno. I to bardzo. Zauważyłam, że okno otwarte mam na oścież. Nie przypominam sobie żebym go wczoraj otwierała. A może jednak otworzyłam go żeby się wywietrzyło, jednak później o nim zapomniałam?

Mimo, że tłumaczyłam sobie, że to moja wina, opanował mnie strach. Bałam się i to nie na żarty. Co chwilę przypominałam sobie ten cień wyskakujący przez okno.

Na miękkich nogach podeszłam do okna i go zamknęłam. Gdy to uczyniłam, bardzo szybkim krokiem wróciłam do łóżka.

Położyłam się na plecach i starałam się zamknąć oczy. Po paru próbach się poddałam. Nie potrafiłam nawet zmrużyć jednego oka. Poza tym, że się bardzo bałam, czułam w sobie chłód.

Czekałam i czekałam, aż w końcu nieświadomie zasnęłam.

Gdy się obudziłam, zrobiło mi się nie dobrze. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał siódmą. Jednak było trochę za ciemno jak na tę godzinę. No i wyglądało mi to na wieczór.

Nie, nie możliwe! Nie mogłam przespać aż tylu godzin! To nierealne! Przecież poprzedniego dnia nie robiłam nic, co mogłoby mnie aż tak wykończyć!

Zrobiłam się głodna, więc zeszłam na dół zrobić sobie kolację.

Zjadłam prawie cały chleb, co mnie bardzo zaniepokoiło. Po zjedzeniu poszłam do łazienki gdzie zwymiotowałam. Działo się ze mną coś złego, tylko nie wiem jeszcze co. Jutro rano wybiorę się do szpitala. Może jakiś lekarz mnie przyjmie.

 

3.    Szpital

 

Pielęgniarka kazała mi czekać na swoją kolej. Przyjąć mnie miał doktor Cullen.

Czekałam cierpliwie na korytarzu. Ręce mi się trzęsły z stresu. Dłużej tak nie wytrzymam. Nie mogę ciągle być w niepewności i się zamartwiać o własne dobro. Nagle poczułam się bardzo słabo i zrobiło mi się nie dobrze. Odruchowo złapałam się za brzuch. Był twardy jak kamień. Przestraszyłam się. Co mogło mi dolegać? I dlaczego mój brzuch nagle stał się taki twardy i bardziej zaokrąglony? Żadna choroba przychodząca mi do głowy nie pasowała do mojego stanu. Przede wszystkim żadna choroba nie sprawiała, że brzuch był twardy.

Przez głowę przeleciała mi także myśl o ciąży, ale tą od razu usunęłam. Nie mogłam być w ciąży skoro nie mam nawet partnera.

W końcu nadeszła moja kolej. W rozmyślaniach o chorobie tak się zatraciłam, że aż zapomniałam o rzeczywistości. Moje dłonie nadal dygotały i nie potrafiłam złapać oddechu. Powolnym krokiem wślizgnęłam się do gabinetu doktora.

 

Siedział przy biurku i przeglądał jakieś papiery.

- Dzień dobry- Przywitał się. Był tak piękny jak moja najlepsza przyjaciółka. Też miał blond włosy i piękną mleczną cerę. Oczy miał miodowe. No właśnie, co z moją najlepszą przyjaciółką? Nie zjawiła się u mnie wczoraj ani dzisiaj. Właściwie to nie wiem czy się zjawiła czy nie, bo od razu, gdy wstałam wybrałam się do szpitala. Nie chciałam marnować czasu.

- Dzień dobry- Wyjąkałam. Wskazał ręką krzesło.

Podeszłam do niego i na nim usiadłam.

- A więc panno Mery, cóż pani dolega?

- Mdłości.- Nie potrafiłam składać zdań, więc tylko mogłam posługiwać się pojedynczymi słowami. Właściwie to mdłości miałam tylko dwa razy. Wczoraj wieczorem i dzisiaj na korytarzu.

- Coś jeszcze?- Bacznie mnie obserwował.

- Tak.- Nadal nie potrafiłam doprowadzić się do porządku. Mój głos drżał, co uniemożliwiało mi dłuższy monolog.

- Co?

- Bardzo dużo jem i długo śpię.

Doktor zaśmiał się.

- To wszystko?

- Chyba tak.- Nie rozumiem, co w tym jest śmiesznego? Przecież to jest nienormalne! Chciałam mu to wykrzyczeć w twarz. Wiem, że pewnie uważa, że jestem w ciąży, ale tak nie jest. Jak mu to powiedzieć? Nagle poczułam się zmieszana. Musiał to zauważyć, bo zapytał:

- Coś jeszcze pani dolega?- Na powrót zrobił się poważny. Może w końcu zrozumiał, że nie mogę być w ciąży?

- Na razie nie mam żadnych poważniejszych objawów, ale…- Zawahałam się. Czy to nie będzie głupie, gdy mu powiem, że mam brzuch jak skała? Nie, chyba nie. W końcu jest doktorem, powinien znać takie sytuację.

- Proszę kontynuować.

- Strasznie twardy mam brzuch. Zrobił się on także trochę bardziej zaokrąglony. Proszę pana, ja nie jestem w ciąży! To musi być coś innego. Ja nawet nie mam męża!- Zaczynałam panikować.

- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Jeśli chce pani, możemy się umówić na kolejną wizytę jutro. – Doktor starał się być opanowany, ale jednak coś go gryzło. Pewnie chciał mnie tylko pocieszyć, a sam nie wiedział co mi dolega.

Poczułam jak coś się rusza w moim brzuchu. Znowu się za niego złapałam. Moje serce zaczęło szybciej bić, a oddech stał się nie równy.

- Nic pani nie jest?- Zapytał lekarz.

- To dziwne, ale poczułam jakiś ruch w wnętrzu mojego brzucha. Boję się…

- Nigdy nie słyszałem o takim zjawisku. – Tym razem pan Cullen nie udawał, że go to nie rusza.

- A jeśli przez takie coś umrę? Ja nie chcę umierać! Jestem za młoda. Całe życie przede mą! Proszę, proszę mi pomóc!- Złapałam go za rękę. Była lodowata, tak jak mój brzuch, ale się tym nie przejmowałam. Teraz to nie było najważniejsze. Chciałam przeżyć. Chciałam mieć własną rodzinę, męża, który by mnie kochał i wspaniałe dzieci. Czy to za dużo?

- Zrobię co w mojej mocy.

- Dziękuję panu. Inni lekarze pewnie by mnie spławili gdybym odstawiała takie cyrki.- Zawstydziłam się. Dopiero teraz do mnie dotarło, że brałam go na litość.

- Nie ma za co.

Podniosłam się z krzesła.

- Do widzenia.- Pożegnałam się i wyszłam. Nadal byłam zawstydzona, co w obecnej sytuacji nieco złagodziło moją panikę. Złagodziło, ale nie na długo.

Idąc korytarzem nie potrafiłam utrzymać równowagi i co chwilę wolną ręką podtrzymywałam się ściany. Druga ręka oczywiście spoczywała na moim brzuchu. Czułam się jak młoda dama w ciąży. Co sobie ludzie pomyślą?! Przecież ja nie mam męża! Wezmą mnie pewnie za jakąś zdzirę. Nie będę mogła za mąż pójść, bo nikt nie będzie chciał być z zdzirą.

Dopiero, co w moim życiu zaczęło się układać, a tu znowu muszę budować wszystko od nowa. Życie jest jak nieskończona gra. Ciągle grasz w to samo i tak w kółko. Gdy zrobisz krok do przodu, robisz dwa do tyłu. W sumie, po co się tym przejmuję? Będzie co będzie. Umrę to umrę. Jeśli mam cierpieć, to chcę zginąć zabita nożem przez jakiegoś seryjnego mordercę. Lepsze to niż ostatnie chwile życia w mękach.

 

 

Na następny dzień znowu zjawiłam się u doktora Cullen’a. Mój brzuch znaczniej się powiększył, więc miałam problem z wyborem stroju. Wszystkie suknie miałam z dekoltem i z utwardzanym gorsetem. W szafie znalazłam tylko jedną, zwykłą suknię, w której chodziłam zazwyczaj po domu. Przed wyjściem zajrzała do mnie Julia, jednak na długo nie zabawiła. Nie musiałam jej nawet mówić o wizycie u lekarza, sama się zorientowała. Szkoda tylko, że nie dopuściła mnie do słowa i zapewne wywnioskowała, że jestem w ciąży.

Jeśli to prawda, postanowiłam wychować to dziecko. Mam nadzieję, że chociaż to mi się uda.

 

Doktor zachowywał się jakby na mnie dość długo czekał. Może ma coś ważnego mi do przekazania, pomyślałam. Oby było to coś dobrego.

Opadłam na to samo krzesło co wczoraj, czekałam teraz na najgorsze.

- Jest pani w ciąży.- Oznajmił.

- Do tego już sama doszłam, choć nadal twierdze, że to niemożliwe.- Odpowiedziałam grzecznie. Moje oczy zrobiły się wilgotne. A jednak miałam zostać matką.

- To nie jest zwykła ciąża.

- A jaka?- Nie miałam siły podnieść głosu. Czułam się taka słaba. Jak wszystko mogło się tak szybko potoczyć? Niemożliwe, niemożliwe.

- Niezwykła.

- Nic mnie już nie zdziwi, może pan mi o wszystkim opowiedzieć.- Zakomunikowałam. Już dawno uświadomiłam sobie, że wszystko mi jedno. Może moje ciało odmawiało współpracy, ale tak było.

 

4.    Tajemnica

 

- Może przeniesiemy się w bardziej odpowiednie miejsce?- Zapytał, a jego oczy nagle rozbłysły ciekawością. Co mogłoby być tak ciekawe w tym, co mnie spotkało?

Wszystko mi jedno co, wszystko mi jedno, jaka to ciąża i jak moje życie potoczy się dalej. Może to właśnie z jej powodu czuję się taka bezradna i płaczę siedząc przed dziwnie zerkającym na mnie doktorem? Może.

- Możemy- wyszeptałam tak cicho, że prawie nic nie dało się z tego zrozumieć, jednak doktor wstał i podszedł do mnie, by pomóc mi podnieść się z krzesła.

Poprowadził mnie do swojego pojazdu. Pomógł mi usiąść, po czym ruszył.

Jechaliśmy jakieś pół godziny. Zatrzymaliśmy się przed jakimś domem głęboko osadzonym w lesie.

- Dlaczego pan tak się alienuje?- Zapytałam.

Lekko się zaśmiał otwierając drzwi z mojej strony i podając mi rękę, by pomóc mi wysiąść. Jak na damę przystało, podałam mu swoją i wyszłam dźwigając lekko sukienkę, aby się nie ubrudziła lub nie zahaczyła o coś.

- Wolę mieszkać tam, gdzie cisza i spokój, panienko.- Odpowiedział.

- Ja też.

Jego dom był piękny. Ogromny jak od jakiegoś księcia, urządzony według najnowszej mody.

Też bym chciała w takim mieszkać, tylko, że mnie nie stać. Jestem damą skazaną na ubogie życie bez pieniędzy, bo pieniądze są równane z małżonkiem. Nie ma małżonka, nie ma pieniędzy.

W salonie na kanapie siedziała jakaś kobieta o kasztanowych falowanych włosach i o anielskim uśmiechu. Obok niej siedział młodzieniec o nieco rudawych włosach. Był bardzo przystojny.

Doktor Cullen zaprowadził mnie do nich i wskazał ręką bym usiadła naprzeciw.

On stanął obok siedzącej kobiety i położył dłoń na jej ramieniu.

Nie wiedziałam, o co chodzi i jak oni mogą mi pomóc.

- Kim ona jest, Carlisle?- Zwrócił się młodzieniec do doktora.

- Ta młoda dama potrzebuje naszej pomocy.- Odpowiedział mężczyzna całkiem spokojny.- Pamiętasz, jak mówiłem ci o pewnych dziwnych relacjach naszych pobratymców z ludźmi?

- Tak. Myślisz, że ona…?- Chłopiec otworzył szeroko oczy.

Zaczęłam się denerwować. O co im chodzi? Dlaczego mnie tu zaciągnęli?

Poczułam ostry ból przeszywający mój brzuch aż po żebra. Zgięłam się w pół. Łzy napłynęły do moich oczu.

Poczułam chłodną dłoń na swoim brzuchu i na ramieniu, próbującą mnie podnieść.

Ból był nie do zniesienia.

- Niech pani się wyprostuję, wstrzyknę pani do żył środek łagodzący ból.- Przemówił Cullen, jednak nie uczyniłam tego.

Matka uczyła mnie, gdy byłam młoda, że kobiety w ciąży nie powinny być na żadnych środkach chemicznych, a gdy będą chore, mają robić wszystko, by dziecko przeżyło, nawet wtedy, gdy zagraża to ich życiu.

- Nie- wyszeptałam mocniej się kuląc.- Niech pan się odsunie. Nic mi nie będzie.

- Niech pani się nie wygłupia!- Zaprotestował.

- To dla dobra mego dziecka.- Szepnęłam biorąc kolejny haust powietrza, bo poczułam kolejny przeszywający ból.

- Pani nie wie, co mówi!- Oburzył się młodzieniec. Stał teraz obok doktora.- To nie jest jakieś tam dziecko. Ono panią prawdopodobnie może zabić. Jest bardzo silne. Niechże pani spojrzy na swój brzuch! Twardy jak kamień, zimny niczym lód, a do tego posiniaczony.

Wiedziałam o tym. Widziałam swój brzuch już wczoraj podczas kąpieli, jednak nie zwracałam na to zbyt wielkiej uwagi.

- Co chce mi pan wmówić?- Zapytałam na wdechu.

- Że to dziecko jest…niezwykłe. Najlepiej by było, gdyby pani podjęła się usunięciu ciąży.- Zaproponował.

- Technika lekarska nie jest wystarczająco rozwinięta, by kobieta podczas usuwania ciąży przeżyła. Wybaczcie, ale ja muszę wyjść. Nie chcę jej zrobić krzywdy…- Wtrąciła piękna kobieta, która nadal siedziała(z tego, co zauważyłam) na kanapie, lecz po chwili wstała.- Wybacz, skarbie. Wszystko będzie dobrze.- Zwróciła się do mnie, po czym wyszła z domu.

- Ja…Chcę…By…To dziecko…Się urodziło!- Wysapałam podczas kolejnego skurczu moich mięśni brzusznych.

- Oszalała.- Rzekł młodzieniec.

Nie obchodziło mnie teraz, jakie moje dziecko jest, czy jest niezwykłe, nienormalne, z czterema rękami, trzema nogami lub z dwoma parami oczu, nie obchodziło mnie to. Najważniejsze teraz było to, aby przeżyło. Jakiekolwiek jest. Ono jest moje, z mojej krwi, rozwinięte w moim łonie. Mimo, iż się tak szybko rozwija, czuję z nim więź, jakbyśmy się znali już dziewięć miesięcy, nie parę tygodni, czy tam dni.

I choć ta sprawa mnie przeraża, ta ciąża jest dziwna, bez mężczyzny, chcę urodzić to dziecię.

- Wariatka.- Znów odezwał się chłopiec spoglądając na mnie i kręcąc z niedowierzeniem głową.- Carlisle, ona chce urodzić to dziecko!

Zapadła cisza.

Skąd on wie o tym? Skąd on zna me myśli? Jasnowidz? Wróżbita? Nie. To niemożliwe. Tyle się o nich nasłyszałam i o tym ich paleniu na stosie, że teraz jestem przewrażliwiona.

- Niech pan mi pomoże.- Odezwałam się spoglądając na doktora błagalnie.- To dziecko, to jedyne, co mam.

- Jedyne, co pani ma i co pani może zniszczyć życie. To istny potwór! Nie dziecko!- Oburzył się lekarz.

- Liczyłam na pańską pomoc, jednak widzę, że pan mi jej nie udzieli. W takim razie będę musiała się pożegnać z państwem i szukać innego doktora, który pomoże mi urodzić to maleństwo.- Oświadczyłam podnosząc się i strzepując ręce doktora. Machinalnie położyłam rękę na brzuchu.

- Tylko głupiec pisze się na takie ryzyko!- Krzyknął młodzieniec.

- A więc jestem głupia.

- Inny doktor pani nie udzieli pomocy. Niech pani lepiej u nas zostanie.- Zaoferował Cullen.

- Pff…-Oburzyłam się.- Żebyście mi jeszcze potajemnie udzielili waszej ‘pomocy’.

- Spróbujemy pani pomóc…

- Jak chce mi niby pan pomóc? Jeszcze przed chwilą nie byliście tak skorzy do pomocy.- Fuknęłam.

- Niech pani się nie wygłupia… To naprawdę poważna sprawa. Jestem lekarzem od lat, postaram się uratować pańskie dziecko i panią. Moim obowiązkiem jest pomóc potrzebującym i to uczynię, jednakże nie obiecuję pani niczego. To zbyt ryzykowne. Nigdy nie spotkaliśmy się z czymś takim…Niech pani usiądzie. Porozmawiamy.- Rzekł, po czym znów wskazał dłonią ozdobną sofę, na której jeszcze przed dwoma minutami siedziałam.

Usiadłam i czekałam na ich przemowę. Jeśli mnie nie przekonają, zawrócę i znajdę inny sposób na urodzenie tego ‘niezwykłego’ dziecka.

Obaj usiedli naprzeciw mnie.

 

5.    Dziecko

 

- Wiemy, że nie wie pani, o co nam chodzi i chce pani urodzić to dziecko, jednak niech pani nas, chociaż wysłucha. Nie będziemy panią do niczego zmuszać, jedynie zachęcać.

Obaj czekali na moją odpowiedź.

- Więc słucham- rzekłam po chwili ciszy.

Odetchnęli z ulgą.

- Pani dziecko-zaczął mówić doktor- różni się znacznie od pozostałych dzieci. Może wydać pani się to dziwne…ale wydaje nam się, że jest ono poczęte przez wampira…

- Niech pan nie wygaduje głupstw! Wampiry nie istnieją! To stek kłamstw i mitów- oburzyłam się lekkomyślnością mężczyzn.

- Co wie pani o wampirach?- zapytał młodszy patrząc na mnie z zawziętą ciekawością.

- Co wiem o tych nieistniejących istotach?- zapytałam, a obaj skinęli głowami.- Tyle wiem, że byli niebezpieczni, żywili się ludzką krwią i spali w trumnach. Już dawno zostali wyniszczeni.

- Tak naprawdę, to wampiry żyją do dziś i żyć zapewne będą jeszcze przez długie stulecia. Żywią się krwią, owszem, i są niebezpieczni, jednak nigdy nie spali w trumnach. Właściwie to w ogóle nie śpią.

- Skąd pan o nich tyle wie?- Zaskoczyła się.

- Dużo czytałem. I czytałem też o wampirach współżyjących z ludźmi-odpowiedział spoglądając na mój brzuch, który z dnia na dzień stawał się coraz to większy.

- Uważa pan, że współżyłam z jednym z tych potworów?

Pogłaskałam się po brzuchu. Skóra na nim stała się twardsza i chłodniejsza, ale co to miało wspólnego z tymi zimnymi istotami?

- Szczerze mówiąc; tak.

- I właśnie tu się pani myli. Ma to wiele wspólnego z wampirami. Są oni silni, zimni, twardzi niczym głaz i lśniący niczym diamenty na słońcu. Przyciągają swoją urodą, zapachem, głosem, dosłownie wszystkim!- odpowiedział młodzieniec na moje zadane w głowie pytania.

Zaskoczyłam się i jednocześnie przeraziłam jego mocą.

Przyjrzałam się dokładniej mężczyzną. Obaj byli przystojni, nadzwyczaj przystojni, wyglądali na silnych, byli zimni, jednak wcześniej wydawało mi się, że po prostu jest im zimno, oraz są twardzi. Co do lśnienia, to nie widziałam ich na słońcu jeszcze nigdy, więc nie mogę nic powiedzieć na ten temat.

- Czy wy…?- zapytałam spoglądając na nich z przerażeniem.

Obaj spojrzeli na siebie kiwając na porozumienie głową.

Odwrócili się w moją stronę i już wiedziałam wszystko…Wiedziałam, kim oni są.

Co miałam robić? Uciekać? A jak są także szybcy? Co mi zrobią? Czy oni wypiją mi krew? A może mnie oszczędzą? Co powinnam zrobić? Jak się zachować?

Zaczęłam panikować. Racjonalnie powinnam stąd uciekać, jednak mężczyźni wydawali mi się niegroźni i naprawdę chcieli mi pomóc.

Odetchnęłam głęboko próbując przywrócić swój oddech do normy.

Oboje czekali na moją reakcję.

- Kim był ten mężczyzna?- zapytał doktor Cullen.

Kim był? Barbarzyńcą. Łotrem. Spalić go na stosie powinni!

Mimo iż byłam wściekła, zdesperowana, wystraszona, zszokowana, wpadałam już w lekką histerię, poczułam też wielki żal i smutek.

Rozpłakałam się.

- Nie wiem- odpowiedziałam szczerze z łzami w oczach.

- Jak do tego doszło?- Wskazał głową na mój brzuch.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin