Lovecraft H.P. - Muzyka Ericha Zana.txt

(18 KB) Pobierz
HOWARD PHILLIPS LOVECRAFT

�MUZYKA ERICHA ZANNA�
(�The Music Of Erich Zann�)

T�umaczenie: Ryszarda Grzybowska


Przestudiowa�em mapy tego miasta z najwi�ksz� uwag�, ale na �adnej nie odnalaz�em Rue d'Auseil. Nie by�y to tylko nowoczesne mapy, bo przecie� zdaj� sobie spraw�, �e nazwy si� zmieniaj�. Wr�cz przeciwnie, zag��bia�em si� we wszystkie najstarsze �r�d�a i nawet osobi�cie przeszuka�em ka�d� dzielnic�, bez wzgl�du na jej nazw�, kt�ra mog�a by ewentualnie odpowiada� ulicy znanej mi jako Rue d'Auseil. Jest to dla mnie upokarzaj�ce, bo mimo wszystkich podj�tych stara�, nie mog� znale�� domu, ulicy ani nawet przybli�onej lokalizacji miejsca, w kt�rym, wiod�c ubogi �ywot studenta metafizyki na uniwersytecie, s�ucha�em muzyki Ericha Zanna. 
Nie dziwi� si�, �e pami�� moja uleg�a zak��ceniu, bo w okresie, kiedy mieszka�em na Rue d'Auseil, moje zdrowie, zar�wno fizyczne, jak i psychiczne, mocno podupad�o. Przypominam te� sobie, �e nie utrzymywa�em kontakt�w z tymi kilkoma osobami, z kt�rymi si� zaznajomi�em. Ale �ebym w og�le nie m�g� odnale�� tego miejsca, to naprawd� zdumiewaj�ce i niespotykane; z uniwersytetu sz�o si� na t� ulic� p� godziny, a poza tym odznacza�a si� tak szczeg�lnymi cechami, �e kto raz j� widzia�, nie m�g� zapomnie�. Ale nie spotka�em nikogo, kto by widzia� Rue d'Auseil. 
Znajdowa�a si� po drugiej stronie mrocznej rzeki, na brzegach kt�rej stromo wznosi�y si� zbudowane z ceg�y magazyny o zamazanych oknach, bieg� te� ponad ni� ci�ki most z ciemnego kamienia. Nad rzek� zawsze panowa� mrok, tak jakby dym z okolicznych fabryk nigdy nie dopuszcza� tu s�o�ca. Wody tej rzeki zion�y strasznym smrodem, z jakim jeszcze nigdy w �yciu si� nie zetkn��em, my�l� jednak, �e to oka�e si� pomocne i kt�rego� dnia j� odnajd�. Za mostem znajdowa�y si� w�skie, brukowane uliczki z szynami, potem teren lekko si� wznosi�, ale gdy dochodzi�o si� do Rue d'Auseil, wznosi� si� stromo. 
Nie spotka�em ju� nigdy wi�cej tak w�skiej i tak stromej ulicy jak Rue d'Auseil. By�o to niemal�e urwisko, niedost�pne dla �adnych pojazd�w. W kilku miejscach znajdowa�y si� schody, a na ko�cu ulicy wysoki, obro�ni�ty bluszczem mur. Bruk by� nier�wny, sk�ada� si� z kamiennych p�ytek i z okr�g�ych kamieni, a gdzieniegdzie prze�wieca�a naga ziemia z zeschni�tymi chwastami. Domy by�y tu wysokie, ze spadzistymi dachami, niewiarygodnie stare, przechylone albo do ty�u, albo do przodu, albo na boki. Zdarza�o si�, �e stoj�ce naprzeciwko domy pochyli�y si� do przodu i prawie styka�y si� ze sob� ponad ulic� tworz�c �ukowe sklepienie; by�o tu wi�c do�� mroczno. Znajdowa�o si� tu tak�e kilka pomost�w nad ulic�, ��cz�cych przeciwleg�e domy. 
Tutejsi mieszka�cy wywierali na mnie szczeg�lne wra�enie. Z pocz�tku przypisywa�em to ich milczeniu i pow�ci�gliwo�ci, potem doszed�em do wniosku, �e przyczyna le�y w czym innym - mianowicie w tym, �e mieszkaj� tu wy��cznie starzy ludzie. Sam nie wiem, jak to si� sta�o, �e wynaj��em pok�j na tej ulicy, ale z chwil�, kiedy si� tutaj zjawi�em, chyba przesta�em by� sob�. Mieszka�em w najrozmaitszych ubogich domach, z kt�rych mnie eksmitowano, gdy� nie mia�em na zap�acenie komornego, a� wreszcie trafi�em na rozpadaj�cy si� dom, w kt�rym str�owa� paralityk Blandot. By� to trzeci dom od ko�ca ulicy i najwy�szy ze wszystkich. 
Pok�j m�j znajdowa� si� na pi�tym pi�trze, a by� to jedyny zamieszka�y pok�j, ca�y bowiem dom prawie �wieci� pustkami. Jak tylko si� sprowadzi�em, ju� pierwszej nocy us�ysza�em niezwykle dziwn� muzyk� dochodz�c� z poddasza i nazajutrz spyta�em o to Blandota. Wyja�ni� mi, �e to gra pewien stary Niemiec, skrzypek, niemowa, kt�ry podpisuje si� Erich Zann, a gra wieczorami w orkiestrze w jakim� tanim teatrzyku. Wynaj�� ten odosobniony pok�j wysoko na poddaszu, z jednym tylko oknem wychodz�cym na ulic�, z kt�rego roztacza� si� widok ponad murem obro�ni�tym bluszczem na opadaj�cy w d� krajobraz - dlatego w�a�nie, �e pragn�� noc� gra� na skrzypcach. 
S�ysza�em jego gr� ka�dej nocy i cho� nie dawa� mi spa�, by�em zafascynowany t� niezwyk�� muzyk�. W�a�ciwie wcale si� na muzyce nie zna�em, ale by�em przekonany, �e d�wi�ki, dobywane przez niego ze skrzypiec, nie mia�y nic wsp�lnego z muzyk�, jak� dotychczas zdarzy�o mi si� s�ysze�. Uzna�em, �e jest to kompozytor o zupe�nie niezwyk�ym talencie. Im d�u�ej si� ws�uchiwa�em, tym wi�ksze robi�a na mnie wra�enie i po tygodniu postanowi�em zawrze� znajomo�� z tym starym cz�owiekiem. 
Kt�rego� wieczoru, kiedy powraca� z pracy, zatrzyma�em go na korytarzu i powiedzia�em, �e pragn��bym si� z nim zaznajomi� i pos�ucha� jego gry z bliska. By� niski, szczup�y, biednie ubrany, prawie �ysy, mia� niebieskie oczy oraz groteskow� twarz przypominaj�c� satyra. Z pocz�tku zdawa� si� by� oburzony i przera�ony tak� propozycj�. Widz�c jednak m�j szczery, przyjacielski stosunek rozpogodzi� si� i da� mi znak, abym poszed� za nim po ciemnych, skrzypi�cych i uginaj�cych si� schodach na poddasze. Jego pok�j, jeden z dw�ch znajduj�cych si� na starym poddaszu, mie�ci� si� od strony zachodniej, a wychodzi� w�a�nie na mur stanowi�cy zako�czenie tej ulicy. By� to ogromny pok�j, ale wydawa� si� jeszcze wi�kszy przez to, �e by� nie urz�dzony i bardzo zaniedbany. Znajdowa�y si� w nim tylko w�skie �elazne ��ko, obdrapana umywalka, ma�y stolik, spora szafa z ksi��kami, �elazny pulpit do nut i trzy staro�wieckie krzes�a. Nuty le�a�y rozrzucone po ca�ej pod�odze. �ciany by�y z go�ych desek, nigdy zapewne nieotynkowane; wydawa�o si�, �e nikt tu nie mieszka, wsz�dzie bowiem snu�a si� paj�czyna, a kurz le�a� grub� warstw�. �wiat pi�kna dla Ericha Zanna to niew�tpliwie �wiat wyobra�ni. 
Gestem wskaza� mi krzes�o, a sam zamkn�� drzwi na wielk� drewnian� zasuw�, po czym zapali� �wiece. Nast�pnie wyj�� skrzypce z podziurawionego przez mole pokrowca i usiad� na najmniej wygodnym krze�le. Nie skorzysta� z nut i pulpitu, tylko zacz�� gra� z pami�ci, przez godzin� racz�c mnie muzyk�, jakiej w �yciu nie s�ysza�em; musia�a to by� raczej jego w�asna kompozycja. Nie�atwo j� opisa�, je�eli si� nie jest znawc� muzyki. By�o to co� w rodzaju fugi z powtarzaj�cymi si� pasa�ami o brzmieniu wprost urzekaj�cym, ale najbardziej zadziwi�o mnie to, �e nie s�ysz� tych dziwnych melodii, jakie dochodzi�y mnie w moim pokoju. 
Dobrze sobie zapami�ta�em i nawet cz�sto nuci�em je i wygwizdywa�em, tote� kiedy od�o�y� skrzypce, spyta�em czyby nie zechcia� ich zagra�. Na pomarszczonej twarzy satyra, tak spokojnej podczas gry, pojawi� si� wyraz gniewu i l�ku, taki sam jak wtedy, gdy go zagadn��em na schodach. Potraktowa�em to lekko, jako kaprys staro�ci, i usi�owa�em go zach�ci� zagwizdawszy urywki, jakie s�ysza�em ubieg�ej nocy. Kiedy niemy muzyk rozpozna� melodi�, twarz jego przybra�a jaki� niesamowity wyraz, a d�ug�, ko�cist� i zimn� d�o� po�o�y� mi na ustach, �eby wyciszy� to niezbyt udane na�ladownictwo. Potem zachowa� si� jak zupe�ny dziwak, bo rzuci� przera�one spojrzenie w stron� zas�oni�tego okna, jakby si� ba� jakiego� intruza - spojrzenie tym wi�cej absurdalne, poniewa� poddasze znajdowa�o si� wysoko i by�o niedost�pne, g�rowa�o bowiem nad wszystkimi przyleg�ymi dachami, nie m�wi�c ju� o tym, �e tylko z tego jednego okna, jak powiedzia� dozorca, roztacza� si� widok ponad murem na opadaj�ce wzg�rze. 
Spojrzenie tego starego cz�owieka przypomnia�o mi s�owa Blandota i mo�e to by� kaprys, ale przysz�a mi ochota, aby popatrze� na rozleg�� i osza�amiaj�c� panoram� spowitych blaskiem ksi�yca dach�w i o�wietlonego miasta za wzg�rzem, kt�rej nikt z mieszka�c�w Rue d'Auseil poza tym dziwnym muzykiem nie mia� mo�no�ci ogl�da�. Podszed�em do okna i ju� mia�em odsun�� jakie� bardzo dziwne zas�ony, gdy podskoczy� do mnie niemy lokator tego pokoju z jeszcze wi�kszym gniewem i l�kiem; tym razem g�ow� wskazywa� na drzwi i obiema r�kami ci�gn�� mnie nerwowo w tym kierunku. Oburzy�o mnie takie zachowanie gospodarza i stanowczo za��da�em, aby mnie pu�ci�, sam bowiem ch�tnie st�d wyjd� i to natychmiast. Zwolni� u�cisk, a widz�c, �e jestem oburzony i dotkni�ty, wyra�nie si� uspokoi�. Znowu mnie mocno uchwyci�, ale tym razem przyjacielsko, i kaza� mi usi��� na krze�le; z wyrazem zatroskania na twarzy podszed� do rozchwianego sto�u i o��wkiem napisa� kilka s��w starann� francuszczyzn� cudzoziemca. 
Kartka kt�r� mi wr�czy�, zawiera�a pro�b� o tolerancj� i przebaczenie. Pisa�, �e jest stary, samotny, �e jest rozkojarzony nerwowo i omotany r�nymi l�kami, co ma zwi�zek z jego muzyk� i jeszcze innymi rzeczami. Mi�o, mu by�o, �e s�ucha�em, jak gra�, i ucieszy si�, je�eli go jeszcze kiedy� odwiedz� i nie b�d� zwraca� uwagi na jego dziwactwa. Nie mo�e on jednak gra� tej tajemniczej melodii nikomu i nie mo�e te� s�ucha� jej w niczyim wykonaniu; nie znosi r�wnie�, aby dotyka� czegokolwiek w jego pokoju. Nie mia� poj�cia a� do naszej rozmowy na schodach przed chwil�, �e s�ycha� jego gr� w moim pokoju, tote� prosi, abym porozmawia� z Blandotem i wynaj�� pok�j na ni�szym pi�trze, gdzie nie b�d� m�g� s�ucha� jego gry. Napisa� te�, �e pokryje r�nic� w op�acie za komorne. 
Kiedy siedz�c odczytywa�em t� niezr�czn� francuszczyzn�, obudzi�o si� we mnie wsp�czucie dla tego starego cz�owieka. By� ofiar� fizycznego i nerwowego za�amania, podobnie jak ja, a moje metafizyczne studia usposobi�y mnie �agodnie do ludzi. Panuj�c� cisz� zak��ci� jaki� ha�as od strony okna - to wiatr musia� poruszy� okiennic�, ja jednak nie wiadomo dlaczego podskoczy�em gwa�townie, podobnie zreszt� jak i Erich Zann. Tote� zaraz, gdy sko�czy�em czytanie, u�cisn��em jego d�o� i wyszed�em w nastroju przyjacielskim. 
Nazajutrz Blandot wyznaczy� mi kosztowniejszy pok�j na trzecim pi�trze, pomi�dzy mieszkaniem starego lichwiarza i pokojem szacownego tapicera... Na czwartym pi�trze nikt nie mieszka�. 
Wkr�tce przekona�em si�, �e Zann wcale tak bardzo nie pragn�� mojego towarzystwa, jak mi si� zdawa�o tego dnia, kiedy to nak�ania� mnie do wyprowadzenia si� z pi�tego pi�tra. Ju� nie poprosi�, abym go odwiedzi�, a kiedy sam do niego przyszed�em, by� skr�powany i gra...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin