Metcalfe_Josie_Niezwykle_oswiadczyny.pdf

(544 KB) Pobierz
211033160 UNPDF
Josie Metcalfe
Niezwykłe oświadczyny
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Czy widziałaś wczoraj wieczorem ten program w telewizji? – zapytała przyjaciółkę
jedna z pielęgniarek stażystek. – Pokazywali w nim ludzi, którzy przez Internet szukają
starych znajomych i kolegów ze szkoły.
– Widziałam tylko kawałek. Ten, w którym mówili, ile to małżeństw się rozpada, kiedy
mąż lub żona spotka swoją pierwszą miłość.
– Nie sądzę, żebym ja miała taki problem z moją pierwszą miłością. Ten chłopak nazywał
się Alex. Przestał rosnąć w wieku dwunastu lat. Kiedy kończyliśmy szkołę, byłam od niego o
głowę wyższa. Za to on ważył dwa razy więcej niż ja.
Amy, która słuchała tej paplaniny jednym uchem, skupiła uwagę na swoich własnych
sprawach. Zaczęła się zastanawiać, ilu jej szkolnych kolegów nadal mieszka w tej okolicy.
Kiedy stąd wyjechała, żeby rozpocząć studia medyczne, straciła ich wszystkich z oczu. A gdy
wyszła za Edwarda, była zbyt pochłonięta życiem towarzyskim, mającym ułatwić karierę jej
ambitnego męża, żeby podtrzymywać kontakty z ludźmi, których poznała w dzieciństwie.
Wróciła w te strony dopiero niedawno, po śmierci Edwarda. Od tej pory nie brała udziału
w życiu towarzyskim i nie przyszło jej nawet do głowy, żeby podjąć próbę odszukania starych
znajomych.
Zresztą podobnie było w czasach szkolnych. Nie miała wówczas zbyt wielu przyjaciół,
nawet wśród kolegów z klasy. Ostatnie trzy lata spędziła z nosem w książkach, chcąc dostać
się na uczelnię medyczną. Nie pozwalała sobie na myślenie o chłopakach ani o...
– Kłamstwo! – mruknęła pod nosem. – Przecież wpadł mi wtedy w oko pewien chłopiec,
a raczej młody osiemnastoletni mężczyzna.
Zachary Bowman...
Ogarnęło ją to samo podniecenie zmieszane z poczuciem winy, które budziło jej lęk,
kiedy oboje byli nastolatkami. Siedzieli wtedy w jednej ławce podczas zajęć w pracowni
fizyczno-przyrodniczej, a jej serce zaczynało uderzać szybciej, ilekroć widziała zarys jego
twarzy lub kiedy ich łokcie czy ramiona przypadkowo się zetknęły.
Zachary był uosobieniem marzeń każdej nastolatki o „wysokim, ciemnowłosym,
przystojnym” mężczyźnie. Ale miał też w sobie coś niepokojącego.
Amy wciąż pamiętała ciemne oczy Zacha, które wydawały się niemal tak czarne jak jego
kręcone włosy. Zawsze miała wielką ochotę odgarnąć mu je z czoła, by sprawdzić, czy
istotnie są tak jedwabiste, na jakie wyglądają.
Zakazany romans, do którego nigdy nie doszło, pomyślała posępnie, przypominając
sobie, że poza jednym szczególnym przypadkiem nigdy nie zamienili ze sobą ani słowa na
gruncie prywatnym.
A wspomnienie o tym szczególnym przypadku nadal wywoływało na jej twarzy
rumieniec zawstydzenia.
Choć minęło od tej pory wiele lat, nigdy go nie zapomniała. Przytłoczona nawałem
odpowiedzialnej pracy i obowiązkami małżeńskimi nie myślała o nim czasem przez wiele
211033160.001.png
miesięcy. Ale mimo woli zastanawiała się niekiedy, jak wyglądałoby jej życie, gdyby miała
dość odwagi, żeby... zrobić szaleńczy krok.
Szaleńczy? Przecież Amy Willmott z domu Bowes jest wcieleniem zdrowego rozsądku.
Zdała sobie nagle sprawę, że jej życie musi wydawać się innym okropnie nudne i
monotonne.
Na miłość boską, przecież można podjąć próbę odszukania go w Internecie, pomyślała ze
złością. Nikt się o tym nie dowie, więc nie popsuje to mojej opinii. A to jedyny sposób, by
dowiedzieć się, czy Zachary istotnie skończył tak źle, jak przepowiadali nasi nauczyciele,
którzy mieli mu za złe to, że chodząc w skórzanej kurtce, narusza przepisy dotyczące strojów,
nielegalnie parkuje motocykl na szkolnym boisku i lekceważy wymogi dyscypliny.
Tej nocy, mimo że miała za sobą wyjątkowo ciężki dzień w pracy i była skrajnie
wyczerpana, nie mogła zasnąć.
Przez jakiś czas leżała w ciemności, bezskutecznie starając się odprężyć. Potem
próbowała czytać jakiś romans, ale losy jego bohaterów zupełnie jej nie zainteresowały.
Wciąż dręczyły ją wspomnienia.
W końcu uległa pokusie, wstała i poszła do sąsiedniego pokoju, w którym leżał na biurku
jej laptop.
Bez trudu znalazła nazwę szkoły, do której uczęszczała. Teraz wystarczyło tylko jedno
kliknięcie, by na ekranie rozbłysły nazwiska uczniów zaczynające się na literę „B”.
Dowiedziałaby się wówczas, czy na tej liście figuruje Zachary Bowman. Z jednej strony
pragnęła przekonać się, że odniósł w życiu sukces. Ale z drugiej strony bała się odkryć, że
zszedł na złą drogę.
Zawsze marzyła o tym, żeby umówił się z nią na randkę, zaprosił ją na kawę,
zaproponował wspólny spacer czy zabrał na przejażdżkę swoim imponującym motocyklem.
Ale on obdarzał ją jedynie przewrotnym uśmiechem, wciskał gaz do dechy i oddalał się z
głośnym rykiem silnika.
Kursor nadal stał na nazwisku Shelley Adams, które rozpoczynało listę uczniów jej klasy.
Wystarczyło tylko jedno kliknięcie, by sprawdzić, czy Zach jest na tej liście, a potem jeszcze
jedno i mogłaby zobaczyć... co? Kopię jego szkolnej fotografii, na której miał kręcone
zmierzwione włosy i ciemne oczy? Oczy, które przez lata prześladowały ją w sennych
marzeniach, mimo że była już mężatką? A może zdjęcie ze znacznie późniejszego okresu –
podobiznę łysiejącego, starzejącego się, korpulentnego mężczyzny?
Myśl o tym, że on mógłby być teraz szczęśliwy w małżeństwie i mieć kilkoro ślicznych,
ciemnookich dzieci wydała jej się bardziej przerażająca niż perspektywa odkrycia, iż padł
ofiarą tragicznego wypadku, pędząc motocyklem, albo wylądował w więzieniu.
Jej życie też potoczyło się nieoczekiwanym torem. Za namową rodziców podjęła studia
na jednej z najlepszych uczelni medycznych w kraju, a zaraz po jej ukończeniu wyszła za
Edwarda Willmotta, który był pod każdym względem przeciwieństwem Zacha. Miał jasne
włosy, niebieskie oczy i był niezwykle ambitnym człowiekiem, za wszelką cenę dążącym do
zrobienia kariery. Zginął śmiercią tragiczną w karambolu na autostradzie, zostawiając ją
samą. Nie mieli dzieci, bo stale odkładali powiększenie rodziny na następny rok. Amy czuła
211033160.002.png
się winna, że w istocie nie doceniała tego, co ma, dopóki wszystkiego nie straciła i jej życie
nie stało się zupełnie puste.
Ale jednak zaznała szczęścia, więc dlaczego niesmakiem napawała ją myśl o tym, że
Zach również mógł osiągnąć sukces?
– Nie ma żadnego powodu – powiedziała głośno, zdecydowanym ruchem wyłączając
komputer. – Nie ma też powodu, dla którego miałabym go szukać w Internecie. I to w środku
nocy. Zwłaszcza że za cztery godziny muszę wstać i jechać do pracy.
Wróciła do łóżka, postanawiając, że nie będzie już o nim myśleć. Ale kiedy obudziła się
nad ranem, stwierdziła, że jest okropnie zmęczona. Była też w kiepskim nastroju, bo doszła
do wniosku, że nie ma żadnego wpływu ani na swoje marzenia, ani na sny.
– Co mnie powstrzymało przed odnalezieniem w Internecie nazwiska Zacha i odkryciem,
jak potoczyły się jego losy? – zapytała, jadąc swoim małym samochodem w kierunku szpitala
co najmniej o godzinę wcześniej, niż powinna.
Zatrzymała się przed przejściem dla pieszych, widząc, że jakaś starsza kobieta schodzi z
chodnika i rusza niepewnym krokiem przez jezdnię.
– Mam nadzieję, że lekarz skierował panią. na operację stawu biodrowego – mruknęła
Amy, wyobrażając sobie, jak bardzo musi cierpieć ta biedna kobieta. Chodzenie sprawiało jej
wyraźną trudność.
W tym momencie dostrzegła we wstecznym lusterku nadjeżdżający samochód. Zdała
sobie sprawę, że jedzie on bardzo szybko i oczekiwała na pisk hamulców. Ale kierowca
bynajmniej nie zwolnił przed pasami, tylko ominął jej auto w taki sposób, jakby było ono
zaparkowane przy krawężniku. Kulejąca staruszka wyszła zza samochodu Amy i znalazła się
tuż przed maską rozpędzonego pojazdu. W ostatniej chwili próbowała się cofnąć, ale
zwyrodnienie biodra uniemożliwiło jej szybki ruch. Zamiast zrobić krok do tylu, upadła na
jezdnię.
– Och, mój Boże! – zawołała Amy, otwierając drzwi i pospiesznie wysiadając z
samochodu. Odruchowo wzięła ze sobą kluczyki i torebkę. Zanim podbiegła do leżącej na
jezdni kobiety, zdążyła wyciągnąć telefon komórkowy i wystukać numer centrum
ratunkowego.
– Tu oddział ratownictwa. W czym możemy pomóc? – odezwał się głos w słuchawce.
Amy uklękła tymczasem obok staruszki i zaczęła badać jej tętno.
– Proszę przysłać ambulans i radiowóz – odparła. – Zdarzył się wypadek na przejściu dla
pieszych jakieś półtora kilometra na południe od szpitala... tuż obok supermarketu. Starsza
kobieta. Jest nieprzytomna, ale oddycha.
Z ulgą stwierdziła, że tętno ofiary jest miarowe. Ale jej upadek wyglądał tak groźnie, że
Amy obawiała się najgorszego. Bała się, że kobieta uszkodziła sobie czaszkę albo kręgi
szyjne, co mogłoby doprowadzić do szybkiej śmierci. Bez wątpienia miała złamaną nogę, ale
w porównaniu z tak poważnymi obrażeniami było to mało istotne.
Najważniejsze, że jej serce nadal bije i że wciąż oddycha, pomyślała Amy, zastanawiając
się, co może zrobić, zanim przyjedzie ambulans.
– Proszę jej nie ruszać! – polecił niskim głosem jakiś motocyklista, którego twarz
211033160.003.png
częściowo zasłaniał kask. Chwycił jej dłoń i oderwał ją od przegubu rannej kobiety. – Jeśli
ma uszkodzony kręgosłup, może pani doprowadzić do paraliżu – dodał, wolną ręką unosząc
osłonę kasku.
Kiedy na Amy spoczęły jego ciemne oczy, poczuła dziwny ucisk w gardle. Zauważyła, że
jego źrenice wyraźnie się poszerzyły. Przez ułamek sekundy myślała tylko o tym, by zdjął
kask. Chciała wyraźnie zobaczyć jego twarz.
Na chwilę zamknęła oczy, przypominając sobie w duchu, że nie jest to odpowiedni
moment na nawiązywanie nowych znajomości.
– Wiem, że nie wolno jej ruszać – odrzekła lekko drżącym głosem, uwalniając dłoń z jego
uścisku i delikatnie dotykając palcami pomarszczonej skóry na szyi rannej kobiety. – Jestem
lekarzem. Sprawdzam tylko jej tętno i oddech, czekając na przyjazd ratowników.
W tym momencie do jej uszu dotarło wycie syreny zbliżającego się ambulansu.
– Słyszy pan? Będą tu lada chwila. Mają ze sobą tlen i kołnierz usztywniający szyję –
wyjaśniła, a kiedy ponownie na niego spojrzała, stwierdziła, że on nadal jej się przygląda.
Znów przeszył ją dziwny dreszcz.
Co u licha się ze mną dzieje? – skarciła się w duchu. Przecież nigdy nie reagowałam w
ten sposób, kiedy spojrzał na mnie jakiś mężczyzna. Nawet Edward. Prawdę mówiąc, jedyną
osobą, która tak na mnie działała, był Zach.
To wszystko wydaje się absurdalne.
Jedynym powodem, który przychodzi mi do głowy, jest ta idiotyczna rozmowa o
surfowaniu po Internecie. No i moje przerwane poszukiwania ostatniej nocy, pomyślała z
irytacją.
– Witam panią doktor. Czyżby szukała pani nowej posady? – zażartował ratownik, ,
podchodząc do niej. – Czy próbuje pani pozbawić nas pracy?
– Po prostu pilnuję interesu, dopóki nie zabierzecie się do roboty, Harry – odparła z
uśmiechem, a potem przesunęła się, by ułatwić mu dostęp do ofiary wypadku. – Ma nierówny
oddech z powodu nieprawidłowego ułożenia głowy i szyi, ale jej tętno jest dobrze
wyczuwalne, choć bardzo szybkie. Omal nie przejechał jej rozpędzony samochód. Widząc go,
zrobiła zbyt gwałtowny krok do tyłu i stanęła na nodze, którą powinno się jak najprędzej
zoperować. To znaczy, wymienić staw biodrowy. W efekcie upadła na jezdnię i uderzyła
głową o asfalt.
Ratownicy ostrożnie założyli rannej kobiecie na szyję kołnierz usztywniający, by
zabezpieczyć rdzeń kręgowy. Następnie wyprostowali jej kończyny i przenieśli ją na twarde
nosze. Amy obawiała się, że biedna staruszka może zapaść w śpiączkę po tak groźnym
upadku. Z drugiej jednak strony dziękowała Bogu za to, że przez cały czas jest ona
nieprzytomna, bo przynajmniej nie odczuwa bólu i nie cierpi z powodu poważnych obrażeń.
Ponad ramieniem Harry’ego dostrzegła młodego policjanta, który próbował zapanować
nad chaosem panującym od jakiegoś czasu na drodze. Natomiast drugi funkcjonariusz
gorączkowo zapisywał w notesie informacje, które przekazywał mu motocyklista.
Amy żałowała, że stoi on odwrócony do niej plecami i nie może zobaczyć jego twarzy.
Widziała tylko jego długie nogi, szczupłe biodra i szerokie ramiona. W odróżnieniu od Zacha,
211033160.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin