Walsch Neale Donald - Rozmowy z Bogiem księga 3.pdf

(1062 KB) Pobierz
694679453 UNPDF
Rozmowy z Bogiem księga trzecia
Neale Donald Walsch
Wierzę, że to tekst święty, duchowy. Widzę, że dotyczy to w równym
stopniu całej trylogii. Książki te będą czytane i dyskutowane przez
dziesięciolecia, przez kolejne pokolenia. Może nawet przez stulecia.
Ponieważ, razem wzięte, księgi te poruszają ogrom zagadnień, od
naprawiania związków do istoty ostatecznej rzeczywistości i kosmologii.
Wypowiadają się na temat życia, śmierci, miłości erotycznej, małżeństwa,
wychowania dzieci, zdrowia, oświaty, gospodarki, polityki, duchowości i
religii, godnego zarobkowania i dzieła życia, fizyki, czasu, obyczajów i
zachowań, procesu tworzenia, stosunku do Boga, ekologii, zbrodni i kary,
życia w wysoko rozwiniętych społecznościach kosmosu, dobra i zła,
mitów kulturowych i etyki, duszy, prawdziwej miłości i chlubnego
wyrażania tej cząstki w nas, która zna swe naturalne dziedzictwo
Boskości.
Obyście wszyscy skorzystali z ich dobrodziejstwa.
Bądźcie pozdrowieni.
Neale Donald Walsch
NANCY FLEMING – WALSCH
Nieocenionemu druhowi i kompanowi, namiętnej kochance i
cudownej żonie, od której otrzymałem to,
czego nie dała mi żadna inna istota na Ziemi.
Przy tobie jest mi błogo ponad wszelkie wyobrażenie.
Sprawiłaś, że dusza moja znów śpiewa.
Ukazałaś mi miłość
w postaci cudu. Dzięki tobie odnalazłem siebie.
Pokornie dedykuje te książkę tobie, największy z mych nauczycieli.
Jak zawsze, najpierw pragnę uhonorować mego najlepszego
przyjaciela, Boga. Mam nadzieję, że nastanie taki czas, kiedy każdy
będzie mógł uważać się za przyjaciela Boga.
Dalej, chciałbym wyrazić swoją wdzięczność mej wspaniałej
towarzyszce życia, Nancy, której książkę tę poświęcam. Gdy o niej
myślę, bledną wszelkie słowa uznania wobec jej zasług i jestem jak
oniemiały nie mogąc w pełni oddać tego, jak zadziwiającą jest
istotą. Wiem jedno. Bez niej nie powstałaby żadna z tych ksiąg.
Pragnę też podziękować Robertowi Friedmanowi, mojemu
wydawcy, który miał odwagę po raz pierwszy przedstawić ten
materiał szerokiej rzeszy czytelników w 1995 roku i konsekwentnie
publikował kolejne księgi Rozmów z Bogiem. Swą decyzją o
przyjęciu rękopisu, odrzuconego wcześniej przez czterech
wydawców, wpłynął na życie milionów ludzi.
Nie mogę też przy okazji oddania do druku ostatniego odcinka tej
trylogii pominąć wkładu, jaki wniósł weń Jonathan Friedman.
Jasności jego wizji, żarliwości w dążeniu do celu, głębi duchowego
zrozumienia, niewyczerpanym pokładom entuzjazmu i
wyjątkowemu darowi twórczemu należy w dużej mierze przypisać
ostateczną postać, jaką otrzymały Rozmowy z Bogiem. To właśnie
on dostrzegł wagę i doniosłość ich przesłania, przewidując, że trafią
do milionów ludzi i zajmą miejsce w kanonie literatury duchowej. On
przesądził o wydawniczym kształcie Rozmów z Bogiem i wybrał dla
nich odpowiednią porę; jego osobiste zaangażowanie wielce
zaważyło na skuteczności początkowej ich dystrybucji. Wszyscy
miłośnicy Rozmów z Bogiem mają wobec niego dług wdzięczności
po wsze czasy, jak ja.
Chcę również podziękować Matthew Friedmanowi, niestrudzenie
wspierającemu nas w tym dziele od samego początku. Nie sposób
oddać jego zasług przy opracowywaniu tego materiału.
Wreszcie, pragnę podkreślić wpływ autorów i nauczycieli, których
dorobek odmienił intelektualne i duchowe oblicze Ameryki i świata, i
którzy nie przestają podnosić mnie na duchu swym oddaniem
sprawie głoszenia wzniosłej prawdy bez względu na cenę. Joan
Borysenko, Deepakowi Chopra, Larry'emu Dosseyowi, Wayne'owi
Dyerowi, Elisabeth Kubler-Ross, Barbarze Marx Hubbard,
Stephenowi Levine'owi, Raymondowi Moody'emu, Jamesowi
Redfieldowi, Berniemu Siegelowi, Brianowi Weissowi, Mariannę
Wiliamson i Gary'emu Zukavowi – przekazuję w imieniu wszystkich
czytelników oraz swoim własnym serdeczne podziękowania i
wyrazy uznania.
Ci współcześni przewodnicy torują drogę dla wszystkich – i jeśli
podjąłem się zadania publicznego głoszenia odwiecznej prawdy, to
uczyniłem tak natchniony w dużej mierze ich przykładem. Ich
dokonania dają świadectwo płonącego w naszych duszach ognia.
Oni pokazali to, o czym ja zaledwie rozprawiałem.
Wprowadzenie.
l o niezwykła książka. Mówię to jako ktoś, kto miał niewielki udział w
jej powstaniu. Moje zadanie, naprawdę, polegało tylko na tym, że
„stawiałem się w miejscu pracy”, zadawałem pytania i skrzętnie
notowałem.
Tak to wyglądało od 1992 roku, kiedy zaczęła się moja z Bogiem
rozmowa. Przeżywałem wtedy załamanie i w swojej udręce
pytałem: Czego trzeba, aby wieść udane życie? I czym zasłużyłem
sobie na życie będące pasmem nieustannych zmagań?
Pytania te zawarłem w gniewnym liście, który skierowałem do
Boga. Ku mojemu zdziwieniu i niemałemu poruszeniu, Bóg
odpowiedział. Odpowiedź przyszła do mnie w postaci słów, jakie
wyszeptał w mojej głowie Bezgłośny Głos. Szczęśliwie się stało, że
zapisałem te słowa.
Postępuję tak od z górą sześciu lat. Kiedy dowiedziałem się, że ten
osobisty dialog ma się stać książką, pod koniec roku 1994
przekazałem wydawcy pierwszą porcję materiału, który siedem
miesięcy później znalazł się na półkach księgarskich. W chwili kiedy
piszę te słowa, książka ta figuruje na liście bestsellerów New York
Timesa od 91 tygodni. Rozmowy z Bogiem – księga druga również
cieszą się powodzeniem i od wielu miesięcy utrzymują się na liście
najbardziej poczytnych książek. I oto mamy trzecią i ostatnią księgę
tych nadzwyczajnych rozmów.
Pisanie jej trwało cztery lata. Nie przyszło to łatwo. Następowały
ogromne przerwy między przypływami natchnienia, niejeden raz
rozciągały się w półroczny odstęp ziejący niczym przepaść.
Dyktowanie pierwszej części zabrało rok. Druga powstała w
zbliżonym czasie. Ale przy spisywaniu odcinka ostatniego czułem
się jak na scenie, pod czujnym okiem widowni. Gdziekolwiek się
udawałem począwszy od 1996 roku, niezmiennie słyszałem: „Kiedy
ukaże się trzecia księga?”, „Co z trzecią księgą?”, „Kiedy możemy
się spodziewać trzeciej księgi?”.
Możecie sobie wyobrazić, jaki to miało na mnie wpływ i na
powstawanie książki. Równie dobrze mógłbym się migdalić na
wzgórku miotacza na stadionie Jankesów w środku meczu.
Nawet tam mogłem liczyć na zachowanie większej prywatności. Za
każdym razem gdy brałem do ręki długopis, czułem utkwione we
mnie spojrzenie pięciu milionów ludzi, zgłodniałych, wyczekujących.
Nie chwalę się bynajmniej, że doprowadziłem rzecz do końca,
chodzi jedynie o wyjaśnienie, dlaczego trwało to tak długo. W ciągu
ostatnich kilku lat chwile spędzone przeze mnie w zaciszu i
odosobnieniu były nader rzadkie.
Do pisania części trzeciej zabrałem się wiosną 1994 i w tym okresie
ukończyłem partie początkowe. Dalej następuje wielomiesięczna
przerwa, potem przeskok o cały rok, a zwieńczenie przypada na
wiosnę i lato 1998.
Jednego możecie być pewni: ta książka nie powstała „na siłę”.
Natchnienie albo przychodziło wyraźnie rozpoznawalne, albo
odkładałem długopis -w jednym przypadku aż na 14 miesięcy.
Postanowiłem, że już raczej nic z tego nie będzie, niż gdybym miał
napisać tę książkę tylko dlatego, że ją zapowiedziałem. Choć mój
wydawca trochę się przez to denerwował, mnie samego utwierdziło
Zgłoś jeśli naruszono regulamin