— Zmieniamy temat? Zapracowuje się jak zwykle, bierze nocneSzpik? A nie trafiłeś jeszcze na ugotowanych misjonarzy?
— Jeszcze nie, i Moreland twierdzi, że nie ma się czego obawia/Kanibalizm nigdy się tu nie zdarzał. Obydwaj z szeryfem uważają, że to jJ^psychopata. Opinia publiczna wskazuje na marynarza, który został przeniesitwgdzie indziej.
— Moreland jest także detektywem?
— Jest jedynym lekarzem na wyspie, więc prowadzi wszystkie sekcje
— Ludożerstwo — powtórzył. — Robin o tym wie?
— Wie o morderstwie, ale oszczędziłem jej szczegółów. Nie chcę z teg0robić* wielkiej sprawy. Od lat nie popełniono tu żadnego innego większegoprzestępstwa.
— Dlaczego marynarz?
— Bo tubylcy nie są brutalni, a wszystko wskazuje na to, że zabójca byłtu przejazdem.
— No cóż — powiedział — służyłem w wojsku, więc nie będę sięsprzeczał. Nie przejmuj się, nie jedz niczego nie znanego i trzymaj się z dalaod dowcipnisiów z przekłutymi nosami.
— Zamierzamy jeszcze pożyć — odparłem. — Dziękuję za telefoni życzę ci powodzenia w śledztwach.
— Tak... pomijając tę historię, cieszę się, że tak się wam ułożyło. Po tymwszystkim, co przeżyliście w zeszłym roku.
Odezwał się inny telofon.
— Dzwonią do mnie — powiedział. — Pewnie jakaś nowa rzeź. Jakzobaczysz brodatego Francuza malującego kobiety w kwiecistych sarongadkupuj płótna bez wahania.
14
R
obin zdrzemnęła się, a ja poszedłem na spacer. Przez ogród różany dostałem się na pokryte trawą zbocze. Po trawniku jeździły cztery kosiarki. Woń pachnącej skoszonej trawy przypomniała mi niedziele z czasów dzieciństwa.
Podobnie jak tutejszy park Zwycięstwa. Pomnik na cześć wojny w moim rodzinnym miasteczku w Missouri był niewiele większy. Każdej niedzieli matka wlokła mnie i moją siostrę do parku, podczas gdy ojciec wolał samotnie popijać w domu. Bulki i sok jabłkowy, wspinaczka na armatę, strzelanie na niby i słodki, wymuszony uśmiech matki. Kiedy umarła, tata przestał popijać i nie pił do końca życia.
Otrząsnąłem się z zadumy i poszedłem dalej przez sad, stąpając wśród leżących na ziemi pomarańczy, mandarynek i płatków opadających kwiatów. Łąki, które Moreland stworzył na nieużytkach, były zachwycające. Precyzyjnie strzyżone miniaturowe szpilkowce tworzyły labirynt równie zawiły jak ten, który mieliśmy na uniwersytecie. Szklarnie o nieskazitelnie czystych szybach, drzewa pokryte orchideami, wyrastającymi z pni i gałęzi. Wreszcie doszedłem do sterty odłamków granitu i zwojów zardzewiałego drutu kolczastego.
Wschodnia granica. Porastające wysoki mur kaprifolium, ołownica 'isteria łagodziły nieco brzydotę drutów, ale nie ukrywały ich całkowicie. Widoczne po drugiej stronie czubki figowców tworzyły szarozieloną "de. Ponad baldachimami koron sterczały korzenie powietrzne, podobne macek jakichś dzikich, cierpiących z bólu, bestii. Pnie poskręcały się valce o miejsce.
;z chwilę wydawało mi się, że cały las porusza się, maszeruje na *• °nial nie straciłem równowagi, panowałem się, ale gardło miałem ściśnięte strachem. fcze raz popatrzyłem na drzewa.
czul • WsP°nuiiała o napływającym zza muru delikatnym chłodzie. Ja Jedynie chłód wewnętrzny.
93
zbychuk2