ubrania z katalogów. Doktor Bili kupił mu katamaran. Żeglowaliśmy raz. Ja popijałem piwo, on nie brał do ust ani kropelki.
- Wszystko dzięki dobremu wpływowi doktora Morelanda?
- I wojsku. Służyliśmy w tym samym czasie. Ja byłem w marinesw straży wybrzeża. A potem ożenił się, na świat przyszły dzieci. Chybaże lepiej iść przez życie prostą ścieżką. Lubiłem tego łajdaka.
— Trudno pogodzić ten obraz z tym, co zrobił.Spojrzał na mnie i dodał gazu.
— Chce pan zastosować do mnie psychoanalizę? Doktor Bili o to prosił-)
— Nie, to nawyk zawodowy.
Potrząsnął głową i przyspieszył jeszcze bardziej. Ostatni zakręt k^0 przystani pokonaliśmy jak na diabelskim młynie.
Ocean był niebieski, srebrzysty w miejscach, gdzie zebrały się chmury
Laurent zmienił bieg, dodał gazu i zahamował tak ostro, że musiałem się oprzeć o deskę rozdzielczą. Moja dłoń znalazła się tuż koło pistoletu Zauważyłem, że Dennis gwałtownie zwrócił głowę w moją stronę. Położyłem ręce na kolanach, a on przygryzł policzek i spojrzał przez przednią szybę.
Na wybrzeżu było więcej ludzi niż zazwyczaj. Kręcili się wzdłuż doków i rozprawiali przed zamkniętym sklepem. Otwarty był tylko Slim's Bar, przed którym snuło się więcej niż zwykle pijaków. Palili papierosy i pociągali z butelek. Wśród czarnych głów tubylców zauważyłem jasne włosy Skipa Amalfiego i jego ojca, który krążył nerwowo wśród tłumu.
Skip był ożywiony, mówił coś gestykulując i odgarniając włosy z czoła. Kilku tubylców kiwało głowami i wymachiwało rękami, wskazując w stronę drogi prowadzącej od ulicy Nadbrzeżnej do parku Zwycięstwa.
Laurent włączył wsteczny bieg i ruszył tak szybko, że nie mogłem sit skupić na żadnej z twarzy.
Lekceważąc znak stopu na ulicy Nadbrzeżnej, skręcił gwałtownie w prawo i pomknął w stronę centrum. Parking przed otynkowanym na biało budynkiem był zajęty, Dennis stanął za rozsypującą się toyotą, wyjął kluczki ze stacyjki, zabrał pistolet i wysiadł, trzymając broń przy udzie. Był tak wysoki, że pistolet wyglądał jak zabawka.
Zatrzasnął drzwi samochodu i ruszył przez placyk. Ludzie rozstępowali się, by go przepuścić. Szedłem szybko za nim, żeby nie słuchać komentarzy.
Pokój od frontu był mały, ciemny i duszny, przesiąknięty tłustą wonią zupy z puszki. Na odrapanych Ścianach wisiały portrety poszukiwany** przestępców, komunikaty Interpolu, najnowsze zarządzenia federalne. D biurka zawalone były stosami papierów i stały na nich aparaty telefoniczne Na jednym z biurek znajdowała się też elektryczna maszynka do gotowani*
Jedyną barwną plamą był kalendarz jakiejś firmy sprzedającej narzeą^ przedstawiający brunetkę o bujnych kształtach w czerwonym kostiumie bilo1 wielkości chusteczki do nosa. Zastępca szeryfa, człowiek w średnim o opalonych udach, pisał coś, żując wykałaczkę. Miał kościstą zarośnięty szczeciną podbródek i zapadnięte policzki. Brakowało mu
180
u<jw. Cienkie, siwiejące, nierówno ostrzyżone włosy zwisały mu na kołnierz, iundur wymagał odprasowania, ale metalowa tabliczka z wygrawerowanym ^jskiem Ruiz była wypolerowana i lśniąca.
^ ___ Ed — powiedział Dennis. - - To jest doktor Delaware, psycholog , zamku.
Ed odepchnął się od biurka i nogi jego składanego krzesła zaszurały linoleum. Miał zmarszczki pod oczami. Po jego lewej ręce leżała plastikowa nrebka z drewnianymi wykałaczkami. Pochylił się nad koszem na śmiecie, oiypluł przeżuwaną wykałaczkę, wyjął nową i założył ręce za głowę. __ Coś nowego? — spytał Denis. __ Nic. — Ed przesuwał wykałaczkę językiem i przyglądał mi się.
— Żadnych numerów ze strony żartownisiów od Slim'sa?
— Nie, tylko dużo gadania — mruknął i sięgnął lewą ręką do rewolweruu pasa.
Coś mi się przypomniało, ale odepchnąłem tę myśl.
— Przejdź się na wybrzeże i sprawdź", co się dzieje.
Ed wzruszył ramionami i uniósł się z krzesła. Zgarnął do kieszeni trochę wykałaczek i zniknął za drzwiami.
— Może pan usiąść na jego krześle — powiedział Dennis.
Zająłem miejsce pod miss Redi—Lathe, a Dennis przysiadł na brzegu sąsiedniego biurka i skrzyżował ręce na piersi.
— Ed nie sprawia najlepszego wrażenia, ale można na nim polegać.Służył w marinę. Zdobył w Wietnamie tyle medali, że mógłby założyć sklepjubilerski.
— I także jest mańkutem.
Dennis zdjął okulary przeciwsłoneczne. Jego oczy były jasne i twarde jak butelkowe szkło.
— Co ma pan na myśli?
— Przypomniało mi się, że Ben jest leworęczny. Wiem, bo widziałem,jak szczepił dzieci w szkole. Czytałem sprawozdanie z sekcji AnneMarieValdos. Moreland napisał, że morderca prawdopodobnie był praworęczny.
— „Prawdopodobnie" nie oznacza na pewno.Nie odpowiedziałem.
— Moreland nie jest sądowym specjalistą od sekcji — rzekł Laurent.
- Był wystarczająco dobry, żeby dokonać sekcji w przypadku Yaldos.Dennis znowu przygryzł policzek i uśmiechnął się półgębkiem.
— Wynajął pana, żeby podważać wyniki śladztwa?
~- Prosił mnie tylko o to, żebym udzielił Benowi moralnego wsparcia. «ieli przeszkadzam tutaj, proszę mnie odwieźć z powrotem. Dennis uśmiechnął się.
- Można by sądzić, że wyprowadziłem pana z równowagi, a przecieżPsycholodzy powinni być cierpliwi.
- Przyjechałem na Aruk, żeby wykonać pewną interesującą pracęuciec przed wielkomiejskim życiem. Jednak od samego początku zdarzają
181
zbychuk2