Opowiadania6.txt

(4 KB) Pobierz
20
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
        Z�e przeczucie
        Od godziny ju� ziewa�em na dworcu kolejowym, oczekuj�c nadej�cia poci�gu. 
        Wytrzeszcza�em z nud�w oczy do kilku po kolei dam, r�wnie� ziewaj�cych w 
        rozmaitych k�tach sali, doczeka�em si� nawet skutku "robienia oka", gdy� jaka� 
        m�odziutka blondynka z bia�ym noskiem, usteczkami jak listki r�y, z oczami jak 
        listki b��kitnej portulaki pokaza�a mi zwini�ty w tr�bk� j�zyk, czerwony jak 
        listek polnego maku - i... nie wiedzia�em, co dalej przedsi�wzi�� dla zabicia 
        czasu.
        Na szcz�cie wesz�o do sali dwu m�odych student�w, zab�oconych a� do 
        br�d-mierzwinek, zm�czonych drog� i roztargnionych. Jeden z nich szczeg�lnie, 
        jasny blondyn o przecudownym profilu, by� dziwnie rozmarzony czy zrozpaczony. 
        Usiad� w k�cie, zdj�� czapk� i co chwila chowa� twarz w d�onie. Towarzysz kupi� 
        i wr�czy� mu bilet, usiad� obok i co chwila poci�ga� go za r�kaw.
        - Czeg� rozpaczasz? Jeszcze mo�e by� wszystko dobrze. Anto�, s�yszysz...
        - Nie... to darmo, umrze, ja wiem... ja wiem... mo�e nawet ju�...
        - Daj�e pok�j! Czy ojciec mia� kiedy tego rodzaju ataki? - Mia�... od trzynastu 
        lat na serce chory; pi�... czasami. Pomy�l, nas o�mioro, ma�e dziewcz�ta, matka 
        s�abowita. Do emerytury brakuje p� roku... To dola!
        - Zobaczysz, �e mu przejdzie, Antek!...
        Dzwonek uderzy�; w sali powsta� zam�t, porywanie pakunk�w, deptanie si� wzajem 
        po odciskach, t�umne odpychanie od drzwi wchodowych szwajcara, gwar i 
        zamieszanie. Wsiad�em do tego samego wagonu klasy trzeciej, w kt�rym umie�ci� 
        si� blondynek student. Kolega odprowadzi� go, posadzi� jak chorego w k�ciku 
        �awki obok okna i usi�owa� pociesza�, cho� mu to nie sz�o i s�owa wi�z�y w 
        gardle. Twarz blondyna drga�a od czasu do czasu kurczowo i powieki zsuwa�y si� 
        na jego zamglone oczy.
        - Anto�, bracie - m�wi� tamten - zobaczysz no... jak Boga kocham! przekonasz 
        si�, do wszystkich diab��w!... Zadzwoniono po raz drugi i trzeci, pocieszyciel 
        wybieg�
 
        z wagonu i, gdy poci�g ruszy�, przesy�a� towarzyszowi dziwne uk�ony, jakby mu 
        grozi� pi�ciami.
        W wagonie mn�stwo by�o ludzi prostych, �yd�w, dam w salopach szerokich jak 
        Zatoka Biskajska; gadano, zdobywano miejsca ku�akami, palono papierosy.
        Student stan�� przy oknie i patrza�, patrza�...
        Za spotnia�� szyb� przesuwa�y si� pasy iskier jak rozpalone do czerwono�ci 
        druty, k��by pary i dymu jak wielkie k�aki waty, kt�re wiatr dar� na strz�py i 
        ciska� o ziemi�. Dymy te wlok�y si� po ma�ych krzakach rosn�cych tam w dole na 
        zmoczonej deszczem ziemi. Zmierzch dnia jesiennego zalewa� krajobraz 
        p�wiat�em, pe�nym jakiej� nieopisanej, pos�pnej melancholii.
        Biedny, biedny ch�opiec...
        Patrza� wzrokiem zagas�ym, jakim patrzy pustka smutku bez granic, kt�ry zachodzi 
        a� w dziedzin� m�dro�ci. Wiedzia�em, �e w pustce tej jest jeden tylko rdze� 
        sta�y: - niepok�j. Wiedzia�em, �e na ten rdze� nawija si� cieniutka niteczka 
        nadziei, bardzo d�uga, wybiegaj�ca z jakich� nieznanych krosien, ukrytych poza 
        granicami �wiadomo�ci. Nikogo nie widzia�, nic nie s�ysza� �ledz�c bezmy�lnie 
        k��by dymu. Wiedzia�em, jak mu jest �le, jak wolno posuwa si� dla� poci�g, jaki 
        on zm�czony, jak by ch�tnie teraz p�aka�, gdyby m�g�. Niteczka nadziei �echce mu 
        serce: kto wie? - mo�e wyzdrowieje ojciec, mo�e si� wszystko u�o�y...
        I nagle - zgad�em ! - krew uciek�a z te j twarzy, wargi zbiela�y i zatrz�s�y 
        si�, szeroko rozwarte oczy z przera�eniem patrza�y daleko, daleko. W przestrzeni 
        martwej dot�d i pustej - co� o�y�o, jakby r�ka z gro��cym palcem wyci�ga�a si� 
        ku niemu, jakby wiatr zawo�a�: - Strze� si�!
        Nitka nadziei p�k�a i naga, nadmiernie bolesna prawda, w kt�r� nie wierzy� do 
        tej chwili, przeszy�a mu serce jak miecz nagi.
        Gdybym si� by� w�wczas do niego zbli�y� i powiedzia� mu, �e jestem duchem, kt�ry 
        wszystko wie, �e wiem dobre dla niego wie�ci, �e ojciec jego nie umar� w tej 
        chwili - by�by mi upad� do n�g i uwierzy�. Wy�wiadczy�bym mu �ask� 
        niewys�owion�...
 
        Lecz nie poszed�em do niego, nie u�cisn��em mu r�ki. Wola�em przygl�da� mu si� z 
        piln� i nienasycon� ciekawo�ci� brata-cz�owieka.

                                       KONIEC ROZDZIA�U
Zgłoś jeśli naruszono regulamin