opowiadania8.txt

(2 KB) Pobierz
30
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
        "!Ach! gdybym kiedy do�y� tej pociechy...""Ach! gdybym kiedy do�y� tej 
        pociechy..." 
        Prawie idylla
         
        W�ziuchna sandomierska dro�yna prowadzi�a mi� - B�g j� raczy wiedzie�, dok�d 
        prowadzi�a... Zapada�a niekiedy na dno w�wozu i pe�z�a na jego dnie, blada z 
        przera�enia wobec wielkich bry� gliny, zwieszaj�cych si� nad ni� z gro�b� i 
        szyderstwem - to znowu d�wiga�a si� hardo a� na szczyt wzg�rza, sk�d wida� by�o 
        ca�� r�wnin� nieprzejrzan�, le��c� jak' ogromny ko�acz pszeniczny...
        By�o popo�udnie niedzielne jednego z pierwszych dni wrze�nia. Powietrze dziwnie 
        czyste pozwala�o widzie� najdalsze przedmioty z ca�� wyrazisto�ci� ich zarys�w. 
        Pola okrywa�y si� ju� ciemnoszmaragdowym puchem ozimin, dobywaj�cych si� 
        cieniutkimi �d�b�ami, co jak mg�a przes�ania�y zagony z lekka wygi�te, podobne 
        do r�k d�ugich, oplataj�cych w mi�osnym u�cisku pier� ziemi. Niekiedy po 
        szczytach okr�g�ych pag�rk�w, po ziemi popielatej szed� cie� chmury i zas�pia� 
        twarz ziemi, podobn� do spracowanej twarzy ch�opa, ale za chwil� ucieka�, 
        �cigany jasn� smug� s�o�ca. Wtedy wydawa�o si�, �e ziemia przeci�ga si� 
        strudzona, �e u�miecha si� i oddaje tej bezmiernej, nie�wiadomej rado�ci, jak� 
        czuje cz�owiek, gdy na progu jego serca staje mi�o��.
        Daleko, daleko w przejrzystych mg�ach, niby w �lubnych welonach, w�r�d zieleni 
        wierzb i wiklin, na piersiach ��k le�a� pas d�ugi, srebrnolity. Jasna to by�a 
        pani: dumna i pi�kna -Wis�a.
        Dro�yna zawr�ci�a na prawo. Tu� pod stopami mymi, w g��bi w�wozu, tuli�a si� 
        wie�. Bia�e chatynki sta�y obok siebie wzd�u� drogi b�otnistej, wysadzonej 
        wierzbami o wielkich rosochatych g�owach. Od jednej do drugiej szed�, zataczaj�c 
        si�, szary, postarza�y p�otek z wierzbowych palik�w powi�zanych wiklin�. W 
        male�kich ogr�dkach pod oknami chat kwit�y georginie.
        Okna by�y pootwierane, wie� pusta.
        Za trzeci� dopiero czy czwart� stodo�� us�ysza�em g�osy. Przeszed�em przez p�ot 
 
        i wyjrza�em spoza w�g�a chaty - co oni to tam robi�?...
        Na trawniku pod lip� roz�o�y�a si� niemal ca�a gromada: ch�opi le�eli na 
        brzuchach, podpieraj�c brody pi�ciami i nacisn�wszy na oczy "kapaluse", baby i 
        dziewczyny skupi�y si� opodal i z pobo�nym wyrazem twarzy s�ucha�y, wpatruj�c 
        si� w Wicka Dziabasa, co siedzia� po�rodku na przewr�conym wiaderku i... czyta�.
        - Istna idylla... - pomy�la�em - ch�opi przy ksi��ce!... Nadzwyczaj powa�nie, 
        powoli, monotonnie dr��cym g�osem czyta� Wicek:
        - "...Tu prze-rwa�, lecz r�g trzy-ma� - wszystkim si� zdawa�o, �e Woj-ski wci�� 
        gra jesce..."

                                       KONIEC KSI��KI
Zgłoś jeśli naruszono regulamin