Martini Steve - Lista.txt

(799 KB) Pobierz
                                
                          STEVE MARTINI 
                                
                              LISTA 
                                
                                
                    Przek�ad Arlena Sokalska 
                         Dariusz �wiklak 
                                
                         Tytu� orygina�u 
                            THE LIST 

Warszawa : Amber, 1997.

isbn 83-7169-536-5

                                
                      Dedykuj� Leah i Megan 
                                
                             PROLOG 
     
     Szuka� �lad�w ciep�a faluj�cej termicznej sylwetki kogo� 
ukrywaj�cego si� w ciemno�ci na pok�adzie. �a�owa�, �e nie zabra� 
okular�w z nowoczesnym systemem noktowizji. 
     Niestety. Stary noktowizor z lat sze��dziesi�tych nadawa� 
si� do muzeum. 
     K��by gor�cej pary z rury przy burcie statku buchn�y w 
obiektywie niczym zielona zjawa, zasnuwaj�c obraz mg��. Opu�ci� 
noktowizor, by odzyska� orientacj�. 
     Po chwili podj�� poszukiwanie na nowo, w tym miejscu, gdzie 
je przerwa� - przy zdolnym ud�wign�� sto osiemdziesi�t ton bomie 
�adunkowym wystrzelaj�cym prosto w niebo z pok�adu dziobowego. 
     - Masz j�? - us�ysza� za plecami pytanie. 
     - Jeszcze nie. 
     - Mo�e dosta�a si� do �rodka? 
     - Nie. - Musia�aby przej�� przez otwarty pok�ad, a wtedy by 
j� zauwa�y�. -Jest gdzie� tutaj. 
     Ci�gle przeszukiwa� pok�ad wzrokiem. Od czasu do czasu 
trafia� na jasne �wiat�a statku, a wtedy obraz w obiektywie 
noktowizora rozb�yska� o�lepiaj�co. Zamyka� w�wczas oczy i po 
chwili wznawia� obserwacj�. , - My�lisz, �e jest na pok�adzie? 
     - A po co by tu przyje�d�a�a? - Nie mia� ochoty na rozmow�. 
Kiedy m�wi�, porusza� noktowizorem, a obraz rozmazywa� si� w 
labirynt fosforyzuj�cych kresek. 
     - Z�apmy j� i chod�my st�d. 
     - To nie taka prosta sprawa. 
     - My�lisz, �e on ma bro�? 
     - Nie wiem. - Facet nie m�g� si� ich spodziewa�. Zreszt� 
je�li nawet ma bro�, i tak zaryzykuj�. - A to co? 
     - Gdzie? 
     - Tam. -- Zatrzyma� noktowizor na plamce fosforyzuj�cej 
zieleni. 
     Wygl�da�o to jak blask ksi�yca odbijaj�cy si� od paznokcia, 
kt�ry wystawa� zza brezentu tu� za bomem. 
      * * * 
     Instynkt samozachowawczy to �r�d�o ogromnej si�y, ale ka�de 
�r�d�o kiedy� si� wyczerpuje. Abby Chandlis by�a zm�czona, a 
zm�czeni ludzie pope�niaj� b��dy. Pierwsza wpadka mia�a miejsce 
na lotnisku i w�wczas j� dostrzegli. Abby Chandlis ucieka�a przed 
�mierci�. 
     Opiera�a si� o zimne stalowe p�yty g��wnego pok�adu. By�a 
kompletnie przemoczona od mg�y i w�asnego potu. Ukrywa�a si� w 
cieniach rzucanych przez ci�k� maszyneri� statku. Wypatrywa�a 
jakiegokolwiek ruchu na nabrze�u. 
     Wiedzia�a, �e czekaj� na ni� gdzie� tam, po�r�d palet i 
pot�nych stalowych kontener�w, obserwuj�, nas�uchuj�. Nie mog�a 
si� �udzi�, przecie� ich widzia�a. 
     Co gorsza, oni widzieli j�. 
     Pochylona przesun�a si� powoli zaledwie o kilkadziesi�t 
centymetr�w. Wyci�gni�tymi przed siebie r�koma dotyka�a stalowego 
pok�adu. Tak dotar�a za stos zabezpieczonych siatk� szalup 
ratowniczych przykrytych brezentem. Gdyby wychyli�a si� z tej 
kryj�wki, znalaz�aby si� na otwartym pok�adzie, widoczna jak na 
d�oni, a prze�ladowcy na pewno nie przepu�ciliby takiej okazji. 
     Wiedzia�a jednak, �e pr�dzej czy p�niej b�dzie zmuszona 
zaryzykowa�. Musia�a dosta� si� na �rodek statku, gdzie mie�ci�o 
si� zej�cie pod pok�ad. 
     Morgan jest na tym statku. Musi go znale��. Musi go ostrzec. 
     Wiedzia�a, �e b�d� usi�owali go zabi�, tak jak pr�bowali 
zabi� j�. Tyle �e teraz, bezwiednie, sama ich do niego 
doprowadzi�a. 
     Jedyna nadzieja le�a�a w tym, �e Morgan zna si� na statkach. 
B�dzie wiedzia�, jak si� porusza�, mo�e zna jak�� szybk� drog� 
ucieczki, przej�cia, kt�rymi mo�na si� przedrze�. Abby �wi�cie w 
to wierzy�a. Razem wymkn� si� mordercom. 
     Kiedy tylko dostarcz� dokumenty, b�dzie po wszystkim. 
W�wczas dw�m �cigaj�cym j� nic nie przyjdzie z zab�jstwa. Zawarte 
w dokumentach informacje o umowach i prawach autorskich musz� jak 
najszybciej wyj�� na jaw. W�a�nie tych papier�w szukali mordercy 
i tylko dlatego chcieli zabi� Morgana. 
     Ca�kiem nie�wiadomie Abby narazi�a go na niebezpiecze�stwo. 
     - Mamj�. - Skierowa� noktowizor w odpowiedni punkt. 
     - Jeste� pewien? 
     - Tak. - Wskaza� trap prowadz�cy z nabrze�a w g�r�, na 
pok�ad dziobowy. 
     Zerkn�� na mostek, by upewni� si�, �e nikogo tam nie ma. 
Szybko omi�t� ten obszar noktowizorem. Droga wolna. - Ruszamy." 
Zsun�li si� po drabince. Obserwator w�o�y� noktowizor do kieszeni 
i pod��y� za kompanem kryj�c si� ca�y czas za szeregiem 
metalowych kontener�w. 
     Si�gn�� do tylnej kieszeni spodni i dotkn�� d�oni� kolby 
dziewi�cio milimetrowej beretty: 
     Pod wielkim d�wigiem na nabrze�u sta� r�wny, wysoki na dwa 
kontenery rz�d towar�w czekaj�cych na za�adunek. Zas�ania� ich 
przed wzrokiem kogokolwiek z pok�adu "Cuesta Verde". Je�li b�d� 
si� za nimi kryli, kobieta ich nie zauwa�y. 
     Dopadn� j�, zanim zd��y pisn�� s��wko. Liczy� si� przede 
wszystkim element zaskoczenia.. 
     W ciszy przemkn�li do rogu ostatniego kontenera. Od trapu 
dzieli�o ich ju� tylko trzydzie�ci metr�w otwartej przestrzeni. 
�cigaj�cy ocenia�, �e przez pierwsze pi�tna�cie metr�w Abby mo�e 
ich dostrzec z pok�adu, o ile spojrzy we w�a�ciwym kierunku. 
Potem b�d� ju� za blisko burty statku, by mog�a ich zobaczy�. 
     Wystarczy wspi�� si� po trapie i zaj�� j� od ty�u. 
     - Ty idziesz przodem - wyszepta� towarzysz po�cigu. 
     To by�o jego zadanie i dobrze o tym wiedzia�. Nie oponowa� 
wi�c. 
     Zsun�li buty. Na asfaltowej nawierzchni ha�asowa�y nawet 
gumowe podeszwy. 
     Zwi�zali buty sznurowad�ami i przewiesili je sobie przez 
rami�. M�czyzna z noktowizorem bez wahania wypad� zza kontener�w 
i pu�ci� si� w stron� trapu. 
     Serce wali�o mu jak m�otem. Je�li kobieta teraz go zauwa�y, 
ucieknie. Na statku by�o mn�stwo najrozmaitszych kryj�wek. 
     Cicho jak duch przemkn�� do trapu, po czym zatrzyma� si� i 
nas�uchiwa�. Do jego uszu nie dochodzi� �aden d�wi�k poza 
odg�osami z wn�trza statku: tu pracowa� silnik, �wdzie pr�dnica. 
G�uchych rytmicznych odg�os�w nie zak��ca� tupot st�p po g�rnym 
pok�adzie. Obejrza� si� i da� znak wsp�lnikowi. 
     Dwana�cie sekund p�niej siedzieli obaj skuleni u podn�a 
trapu. 
     Teraz ju� si� nie odzywali. M�czyzna z noktowizorem ruszy� 
jako pierwszy. 
     Wchodzi� po dwa metalowe stopnie naraz. Mocno �ciska� por�cz 
i st�pa� ostro�nie, by nie porusza� metalow� konstrukcj� 
schodk�w. 
     Od ko�ca trapu dzieli�o go zaledwie dziesi�� stopni, kiedy 
za plecami us�ysza� stukot. Odwr�ci� si�, by sprawdzi�, co jest 
jego �r�d�em. 
     Kompanowi rozwi�za�y si� sznur�wki. But jeszcze dwa razy 
uderzy� o metalowe stopnie i spad� na nabrze�e. Facet przez 
chwil� szamota� si� z drugim butem, ale zdo�a� go z�apa�. 
     B��dzi�a my�lami w przesz�o�ci, lecz jaki� ha�as wyrwa� j� z 
tych rozmy�la�. 
     Popatrzy�a na trap, kt�ry mia�a za plecami. 
     Mo�e to nic takiego, mo�e tylko statek otar� si� burt� o 
nabrze�e, ale Abby wola�a nie ryzykowa�. By�a tak podniecona,. �e 
skoczy�a na r�wne nogi i wiedziona instynktem pop�dzi�a przed 
siebie w stron� �r�dokr�cia. Jej kroki odbija�y si� g�uchym echem 
po stalowym pok�adzie. Wpad�a w pierwszy otwarty korytarz 
ci�gn�cy si� wzd�u� burty statku i szarpn�a pierwsze z brzegu 
drzwi. 
     By�y zamkni�te. Pr�bowa�a poruszy� metalow� klamk�. 
Bezskutecznie. 
     Teraz gdzie� za plecami us�ysza�a kroki. Przyt�umiony odg�os 
pi�t uderzaj�cych o stalowe poszycie pok�adu. S�ysza�a je coraz 
bli�ej. 
     Bieg�a przed siebie korytarzem. Nast�pne drzwi by�y otwarte. 
Za nimi rozci�ga� si� ciemny korytarz o�wietlony pojedyncz� s�ab� 
�ar�wk�. Przesz�a za pr�g i szarpn�a drzwi, byje zamkn��. Ani 
drgn�y. 
     Odg�os krok�w stawa� si� coraz bli�szy. Abby wysz�a na 
korytarz i zajrza�a za drzwi. Wielki mosi�ny hak przytrzymywa� 
je przy stalowej �cianie. 
     Usun�a blokad�, a wtedy obejrza�a si� i ujrza�a ich - dwie 
sylwetki rysuj�ce si� na tle po�wiaty z nabrze�a. P�dzili 
korytarzem w jej kierunku na z�amanie karku. 
     Abby przeskoczy�a przez pr�g i zamkn�a za sob� wodoszczelne 
drzwi. 
     Przez chwil� mocowa�a si� z metalowymi zamkami, ale w ko�cu 
uda�o jej si� zamkn�� jeden z nich, potem drugi, a wreszcie 
wszystkie cztery, Tyle �e �cigaj�cy r�wnie �atwo mogli je 
otworzy� z zewn�trz. 
     G�rne dwa zablokowa�a wisz�c na klamkach ca�ym swym 
ci�arem. Z przera�eniem patrzy�a, jak napastnicy otwieraj� dwa 
dolne zamki i szarpi� za drzwi. Sto pi��dziesi�t kilogram�w stali 
tak �atwo si� nie poddawa�o. Nie rusz� drzwi, dop�ki ona b�dzie 
blokowa� dwa g�rne zamki. Czu�a, jak tamci je szarpi� i pr�buj� 
otworzy�. 
     Zacz�a traci� si�y, bola�y j� ramiona. Wiedzia�a, �e d�ugo 
ju� tak nie wytrzyma. 
     Opar�a g�ow� o zimny metal. Patrz�c na �wiat przekrwionymi 
oczyma, zastanawia�a si�, co b�dzie czu�a umieraj�c. Nagle 
zauwa�y�a w k�cie szczotk� opart� d�ugim metalowym trzonkiem o 
�cian�. Uwieszona na klamkach, pr�bowa�a dosi�gn�� szczotki nog�, 
ale nie mog�a. 
     Tamci ca�y czas zmagali si� z g�rnymi zamkami. Prawie 
zdo�ali je unie�� do po�o�enia "otwarte", ale musieli si� podda�. 
Abby opad�a z g�uchym hukiem, ca�ym ci�arem uwieszona na 
klamkach. Zamki zn�w si� zatrzasn�y, lecz �cigaj�cy ponownie 
zacz�li szarpa� drzwi. 
     To da�o jej chwil� wytchnienia. Pu�ci�a jedn� z klamek - 
natychmiast j� przekr�cili. Drzwi trzyma� ju� tylko jeden zamek, 
kt�ry te� powoli ust�powa�. Abby zacz�a przegrywa� w nier�wnej 
walce. 
     Woln� r�k� si�gn�a po szczotk�. Podnios�a j� do samego 
sufitu i wcisn�a mocno pomi�dzy klamk� i drzwi. Klamka by...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin