Henderson Lauren - Zbyt dużo blondynek.pdf

(737 KB) Pobierz
Lauren Henderson
Zbyt dużo blondynek
Too Many Blondes
Przełożyła: Maja Kitel
Wydanie oryginalne: 1996
Wydanie polskie: 2004
754820559.001.png
Podziękowania
Serdecznie dziękuję Andrew, trenerowi i wspaniałemu bramkarzowi, który pozwolił mi
się sportretować w tej książce i nawet bardzo się nie wzdragał. Wszystkie wady tej książki są
oczywiście jego winą i nie mają nic wspólnego ze mną.
Jestem też bardzo wdzięczna moim podejrzanym - Caroline (niedoszłej znakomitej
redaktorce), Francis, Jenni, Lisie i Sandy. Mam nadzieję, że nie zepsułam im wakacji,
zamykając je na klucz w pokoju w towarzystwie pierwszego szkicu tej powieści i nie
wypuszczając dopóki nie wyraziły swojej opinii. Dziękuję też Kate i Giacomo, chociaż on
nawet jej nie przeczytał, tak samo zresztą jak pierwszej. Co za drań.
1.
Przyjacielska atmosfera, która kiedyś panowała wśród pracowników klubu
gimnastycznego Chalk Farm, ostatnio gdzieś się ulotniła. Ducha wspólnoty wzmacniało już
tylko brandy, które Lou trzymała w szafce na dokumenty, a napięcie wiszące w powietrzu
dałoby się ciąć zardzewiałą piłą łańcuchową. Ale nie spodziewaliśmy się morderstwa. Nawet
najwięksi cynicy spośród nas byli nieco zaskoczeni, kiedy znaleziono trupa.
Na szczęście policja nie wiedziała o moim uprzedzeniu do blondynek, inaczej chybaby
mnie od razu aresztowali. Ale zgodnie z wszelkimi standardami biologii i przyzwoitości w
tym klubie pracowało po prostu za dużo jasnowłosych pań. Gdyby któraś z nich umarła w
mniej podejrzanych okolicznościach, uznałabym to za efekt działania doboru naturalnego
Darwina.
Tylko że śmierć tej kobiety była mniej więcej równie naturalna jak jej kolor włosów.
* * *
W sobotni wieczór w porze fajrantu przez Camden przelewały się takie tłumy, jak w
godzinach szczytu na Oxford Street. Rozkołysani pijaczkowie, bandy ryczących wyrostków,
upudrowane gotyckie twarze z sinymi wargami, wyzierające z pokładów czarnych ubrań -
wszyscy przepychali się przez mokre od deszczu ulice. Na dużym skrzyżowaniu pod
wyjściem ze stacji metra migotały światła, zielone, żółte, czerwone, ignorowane przez
absolutnie wszystkich z wyjątkiem trąbiących wściekle samochodów. Tam właśnie
mieszkałam - i bardzo mi się to podobało. Nigdzie nie czułam się lepiej niż tu.
Tom najwyraźniej miał inne upodobania.
- To gdzie mówiłaś, że idziemy?
- Do klubu Silver - westchnęłam. - Kultura alternatywna. Pewnie ci się tam nie spodoba.
Ale wstęp jest za darmo, więc jak nie wytrzymasz, to zawsze będziesz mógł się przenieść do
jazzowej sali w Electric Ballroom, okej? Przecież sam chciałeś gdzieś wyjść.
- Tylko dlatego, że nie miałem nic lepszego do roboty.
Z Tomem spotkałam się przypadkiem tego samego wieczoru w jego ulubionym pubie,
Freedom Arms, parę kroków za rogiem Camden High Street. Zajrzałam tam na chwilę, żeby
strzelić sobie szybko coś mocniejszego zanim pójdę tańczyć. Tom pił w samotności i
wyglądał dość żałośnie, więc zaproponowałam mu, że go zabiorę. Jest jednym z moich
najstarszych przyjaciół. Ostrzegłam go, że muzyka nie będzie mu odpowiadała, ale
najwyraźniej puścił to mimo uszu.
Dotarliśmy do klubu, mieszczącego się naprzeciwko metra Camden Town, nad pubem,
który był niegdyś świetną knajpą, dopóki nie zaczęli tam wpuszczać turystów i kandydatów
na przyszłych yuppie, co zrujnowało całą atmosferę. Już teraz przed wejściem zebrała się
spora kolejka chętnych, ale zignorowałam ją i poszłam prosto do wejścia, mijając pierwszą
parę bramkarzy. Wychyliłam się zza słupa i pomachałam do Jamesa, właściciela Silver.
- Hej, to ja. Mogę kogoś wprowadzić?
- Pewnie. Ona jest w porządku - rzucił do bramkarza, który stał obok. - Chodź na dół,
Sam - dodał, obracając się do mnie.
Kiedyś serdecznie mu dziękowałam za każdym razem, kiedy mnie wpuszczał, ale zawsze
to ignorował, więc już nie zadawałam sobie tego trudu. Zachowywał się wobec mnie w
sposób niezwykle wielkoduszny. Kiedyś chodziłam z jego przyjacielem i kilka razy
spotkaliśmy się na imprezach. Nie całkiem rozumiałam, dlaczego to miałoby mnie uprawniać
do wchodzenia za darmo do jego klubu, ale skoro on tak uważał, to nie zamierzałam
protestować. Zastanawiałam się tylko, czy Tom będzie pod odpowiednim wrażeniem.
Otworzyłam drzwi u stóp schodów i przystanęłam na moment, żeby odetchnąć klubową
atmosferą. Jeśli mogę powiedzieć, że miałam poczucie przynależności do Camden, to na
pewno koncentrowało się ono wokół tego lokalu. Ściany pokrywały ulotki z koncertów, a
podłoga była drewniana. Pośrodku stał duży bar, otoczony chmarą podejrzanych ludzi, którzy
pili i palili znacznie więcej niż powinni. Nad ich głowami wisiały wielkie głośniki, z których
płynęła ogłuszająca, pulsująca muzyka, ale o tej porze nikt jeszcze nie tańczył. Poczułam, jak
wzbiera we mnie energia. Świat leżał u moich stóp.
- Chcesz drinka? - zapytałam Toma.
Co za idiotyczne pytanie. Zamówiłam whisky dla niego i lager dla siebie, po czym
stanęliśmy przy barze i zaczęliśmy szukać towarzystwa. Może lepiej: ja zaczęłam. W klubie
Silver raczej nie bywali ludzie, z którymi Tom mógłby zawierać bliższe znajomości.
Mój przyjaciel był w ponurym nastroju. Jest poetą, ale z powodu braku sukcesów na polu
sztuki bezustannie grozi, że zostanie nauczycielem w szkole podstawowej. Nagle
zrozumiałam, że być może popełniłam błąd, przyprowadzając go do swojego klubu. Ta
muzyka naprawdę do niego nie pasowała. Tom nigdy nie wyrósł z soul. No i w dodatku chyba
nikt poza nim nie miał na sobie wełnianego swetra i sztruksowych spodni. A Tom
najwyraźniej dobitnie zdawał sobie z tego sprawę.
- No i co o tym sądzisz? - spytałam wesołym tonem. Tom wykrzywił się w odpowiedzi.
- Wszyscy są ubrani na czarno - odparł. - Czy to nie wyszło z mody?
- Ten rodzaj czerni jest wieczny - stwierdziłam. - Na przykład popatrz na nią - dodałam,
wskazując dziewczynę, stojącą po drugiej stronie baru, która mogła mieć najwyżej
siedemnaście lat, ale wyglądała jak nowe wcielenie fanki Siuksów i Banshee: kruczoczarne
włosy, skóra obowiązkowo biała jak ściana i usta wymalowane śliwkową szminką,
niekoniecznie zgodnie z oryginalnymi konturami.
Tom zadrżał na ten widok.
- Może chwilowo popatrzę gdzieś indziej - mruknął.
Jego upodobania ograniczały się do jasnych blondynek, więc nie potrafiłam zdobyć się na
współczucie.
- Wiesz, ja też jestem tak ubrana - zauważyłam. Miałam na sobie małą czarną, kabaretki i
wielkie, czarne buty z mnóstwem suwaków i sznurowadeł. Czyli podstawowy strój do tańca.
- Ty to co innego - zaprotestował Tom, obrzucając mnie spojrzeniem. - I tak wyglądasz
zdrowo i czysto.
- Jak śmiesz...
- Chciałem powiedzieć - dodał pospiesznie - że nawet te ciuchy ci nie zaszkodzą, w
pewnym sensie do nich nie pasujesz. To znaczy masz sukienkę jak wampirzyca, ale
wyglądasz raczej jak Gina Lollobrigida przebrana za wampirzycę. Jak ktoś, z kim chciałoby
się uprawiać seks. W przeciwieństwie do tych innych kobiet, które sprawiają wrażenie, jakby
można się było od nich zarazić jakąś prymitywną, osiemnastowieczną chorobą weneryczną,
od której gniją jądra...
Uznałam, że najwyższy czas zmienić temat, zanim któraś z pań, o których Tom się
wypowiadał, nas usłyszy, po czym przygwoździ go do ziemi jednym ciosem karate, a
następnie zajmie się jego najdelikatniejszymi częściami ciała. Większość z nich
prawdopodobnie ukończyła stosowne kursy, dofinansowywane przez rząd i tylko czekała,
żeby się sprawdzić.
- O, spójrz tylko - powiedziałam szybko. - Derek.
- Kto taki?
- Derek. Uczy podnoszenia ciężarów w naszej siłowni. Ciekawe, co on tu robi? Nie
sądziłam, że bywa w takich miejscach.
Pokazałam Dereka palcem, choć nawet bez tego trudno byłoby go przeoczyć. Praktycznie
wszyscy w klubie mieli upiornie białą skórę i smoliście czarne ciuchy. Derek na odwrót. Poza
tym mierzył prawie dwa metry i był wspaniale umięśniony, co samo w sobie wyróżniałoby go
z tłumu stałych, nietańczących bywalców klubu, stłoczonych przy barze nad drinkami i
zastanawiających się, czy wyciągnięcie kolejnego papierosa z paczki nie stanowi
nadmiernego wysiłku.
- Z kim on rozmawia? - zapytał Tom, podnosząc głowę po raz pierwszy tego wieczoru.
Kobieta, o którą pytał była niezaprzeczalnie blondynką. Jej złote włosy, upięte wysoko
gumką, spływały kaskadą wzdłuż ładnej twarzy. W kontraście z potężnym Derekiem
sprawiała wrażenie niezwykle kruchej. Zdecydowanie w typie Toma.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin