Poker Jim - Zdzich szuka ojca.pdf

(4325 KB) Pobierz
Jim Poker
ZDZICH SZUKA OJCA
Powieść morska dla młodzieży
Rysunki: F. Ciechomski
887770747.001.png
I ZBIEG Z TAMTEJ STRONY
Tsz! Czcz!...
Krótki, bo tylko z lokomotywy i trzech wagonów złożony pociąg zajechał przed biały,
czerwonym dachem nakryty budynek dworca i stanął posłusznie przed peronem, sapiąc i
wyrzucając w górę białe wykrzykniki pary.
Tsz! Czcz! Tsz! Czcz!
- Stołpce! - zawołał konduktor. - Wysiadać do rewizji!
Tylko kilka osób wysiadło z pociągu, co przyszedł od strony Mińska - miasta dawniej
polskiego, a leżącego dziś po stronie Rosji Sowieckiej. Do pustych wagonów podeszli polscy
kolejarze, aby, jak zwykle, sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Właśnie taki nieco usmolony kolejarz, w granatowej czapce ze srebrnym orzełkiem,
nachylił się nad kołami ostatniego wagonu i począł stukać w nie młotkiem, kiedy naraz wydał
okrzyk zdziwienia.
Pod wagonem na łańcuchach leżał jakiś mały kłębek. A z kłębka tego patrzyła ku
kolejarzowi para wystraszonych oczu.
- Czary, czy co u licha? - pomyślał kolejarz.
Ale, że był chłop odważny, więc schylił się bardziej jeszcze i sięgnął ręką po ów
887770747.002.png
kłębek.
A ten wydał właśnie cienki pisk, jakby kto kurę przydusił, po czym nagle zsunął się na
ziemię, wypełzł spod wagonu i przed kolejarzem stanął mały chłopiec, tak brudny i
umorusany, że raczej do zwierzątka jakiegoś, niż do człowieka podobny. Skulił się też zaraz z
powrotem, trochę zawstydzony swoim wyglądem.
Kolejarz spojrzał podejrzliwie: - Znowu jakieś licho od bolszewików przyniosło!
Coś ty za jeden smoluchu?
A na to chłopiec, usłyszawszy dźwięk polskiej mowy, jak nie skoczy do kolejarza, jak
się nie przytuli, ocierając swoje łachmany o jego buty, jak nie zawoła: - Panie! To ja już w
Polsce! To Bóg mnie wyratował! Tylko już tam do nich nie odsyłajcie!
- Hm - mruknął kolejarz. - Kto cię tam wie, kto ty jesteś? Nie takich tu nasyłali, co
potem tylko złodziejami czy szpiegami byli. Jak ci na imię?
- Zdzich. U nich mówili Zulia. Tak jakoś po ichniemu. Ale ja uciekłem.
- No, chodź, chłopcze, ze mną na posterunek.
Tam już poznają się, coś ty za jeden.
* * *
Zdzich idzie posłusznie za kolejarzem, rozglądając się wokoło. Od chwili kiedy wie,
że jest w Polsce, nic już się nie boi. To przecież niemożliwe, żeby tu byli źli ludzie, bo
przecież swoi.
Na posterunku policyjnym przodownik, w granatowym płaszczu ze srebrnym
lampasem na kołnierzu, spojrzał ku wchodzącym: - A cóż to za kominiarczyka prowadzicie,
panie Kutrzeba? - spytał.
- Nie kominiarczyk to, tylko chłopak, co pod wagonem z Rosji przyjechał, panie
przodowniku. Z oczu patrzy mu dobrze, ale diabeł go tam wie. Różni już bywali.
Więc pan przodownik zaraz się nastroszył, minę zrobił surową i pyta:
- Jak się nazywasz?
- Zdzich Krzywicki, proszę pana - mówi chłopiec grzecznie, ale śmiało.
- Ile masz lat?
- Dziesięć.
- Skądeś się tu wziął?
Zdzich nabiera powietrza w piersi i zaczyna opowiadać swą smutną historię. A gdy
opowiada, zdaje mu się, że widzi raz jeszcze wszystko to, co było, i aż malutkie łezki
zaczynają kręcić mu się w oczach.
Przodownik i kolejarz słuchają ciekawie.
- Byłem jeszcze malutki - opowiada Zdzich - kiedy tatuś i mamusia wyjechali z
Warszawy nad morze. Mieli tam coś wielkiego budować, już nie pamiętam dobrze co. Tatuś
mówił, że port taki, gdzie okręty do Polski przychodzić będą. Tatuś to był inżynier i miał w
tej Gdyni budować jakieś domy czy fabryki. Ale robota szła powoli i wszyscy, co tam byli, to
mówili, że Polska tego portu i tych domów, i fabryk to nigdy nie zbuduje. To by trzeba było,
żeby port budowali Anglicy albo Francuzi, bo oni na rzeczach morskich się znają. A Polacy to
nic nie umieją. Więc tatuś trochę się zniechęcił, a i mamusia bardzo się martwiła, że to nie ma
gdzie mieszkać i życie drogie, i o robotę trudno.
Aż tu jednego dnia przyszedł do tatusia taki pan z czarną brodą, w okularach i coś
bardzo długo rozmawiał. Ja nie wiedziałem co, bo mamusia zawsze mi mówiła, że
podsłuchiwać to nieładnie. Ale słyszałem przez drzwi, że mówili, a ja nic prawie zrozumieć
nie mogłem. Dopiero potem mamusia powiedziała, że ten pan to jest z Rosji i mówi po
rosyjsku.
Więc przychodził ten pan kilka razy, a po jego wyjściu tatuś zawsze coś długo
rozmawiał z mamusią. I mamusia miała potem czerwone oczy, a tatuś zły był bardzo. A ten
czarny z brodą przychodził coraz częściej i miał coraz weselszą minę i raz nawet przyniósł mi
cukierków, ale ja ich jeść nie chciałem, bo mu źle z oczu patrzyło.
887770747.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin