Igo Sym.pdf

(484 KB) Pobierz
354610836 UNPDF
Gazeta Wyborcza - 01/12/2003
BOGUSŁAW KUNACH
Być tym, co słynie
Igo Sym
Kiedy go zastrzelono, gubernator ogłosił żałobę w stolicy.
Później zdarzyło się to tylko po klęsce stalingradzkiej i po
zamachu na Kutscherę.
Warszawa, 18 lat po wojnie. Od rana urzędnicy Ministerstwa
Kultury i Sztuki biegają od kiosku do kiosku, pokazują
legitymacje i - zgodnie z zarządzeniem wiceministra Kazimierza Rusinka - konfiskują "Pamiętnik
Teatralny". Wystawiają pokwitowania.
Zdziwieni sprzedawcy po raz pierwszy mają do czynienia z taką sytuacja. Przecież pismo -
poświęcone historii teatru - miało akceptację cenzury i leżało w kioskach od dwóch dni. Skąd ta
akcja? Co zaradniejsi chowają zakazany towar. Słusznie przewidują, że na bazarach będzie go
można sprzedać z kilkudziesięciokrotnym przebiciem. Po skończeniu nalotu kartkują
kilkusetstronicowy zeszyt. O co chodziło?
"Pamiętnik", który zyskał przydomek "wojenny", poświęcony jest kolaboracji polskich aktorów w
czasie okupacji. Pojawiają się w nim nazwiska znane wciąż ze scen i ekranów. Adolf Dymsza,
Maria Malicka, Józef Kondrat. Dla władzy ludowej to kłopotliwa sytuacja. Wszak naród polski
oficjalnie nie splamił się kolaboracją.
"Pamiętnik" przypomina też Igo Syma. Od lat nie wymieniano go w żadnych publikacjach,
wycięto nawet sceny z jego udziałem z przedwojennych filmów. Miał być zapomniany.
354610836.002.png
Biedny, ale piękny
Igo Sym, przystojny młodzieniec o pięknym głosie,
miły kolega, aktor głodny sukcesu na scenie i w
towarzystwie, doszedł do sławy jednego z
największych amantów przedwojennego polskiego
filmu - eleganta o nieskazitelnych manierach, aktora
nieco sztywnego, ale uwielbianego. Rywalizował z
Eugeniuszem Bodo i Aleksandrem Żabczyńskim. Gdy
było trzeba, kreował się na patriotę. To było pierwsze
oblicze Syma.
Drugi Sym objawił się jako sprzedawczyk i zdrajca. I
jeśli ktoś wspomina Syma dziś, to ma na myśli tylko
jego drugie wcielenie.
Pierwszy Sym pojawił się w Warszawie na początku
lat
20. Biedny jak mysz kościelna, ale za to z
koneksjami. Jego teściem był sam Julian Fałat, kiedyś malarz na dworze cesarza Niemiec, później
rektor krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
- Małżeństwo z Kuką, czyli z Heleną Ritą Fałat, nie było jednak udane - mówi historyk Maria
Aleksandrowicz, znawca dziejów rodziny Fałatów. - Być może winien był temu mezalians.
Fałatówna wychowywała się przy matce arystokratce, hrabinie Marii Luizie Camello de
Stuckenfeld. Rodzina mieszkała w Austrii i we Włoszech. Do ojcowskiej willi w Bystrej koło
Bielska przyjeżdżali tylko na wakacje.
Igo Sym, wtedy jeszcze Karol Antoni Juliusz, pochodził z inteligenckiej, ale niezamożnej
austriackiej rodziny osiadłej w prowincjonalnym Żywcu. Młodzian, jakich wielu - biedny oficer
świeżo sformowanego Wojska Polskiego, tyle że szalenie przystojny i o zapędach artystycznych.
Być może poznali się w Bystrej, bo willa Fałata przyciągała okoliczną młodzież, szczególnie
zainteresowaną sztuką. Być może jednak widywali się jeszcze w Austrii, skąd pochodziła matka
Syma - Julia Seppi. Niezamożny mąż nie był w stanie zapewnić rozpieszczonej Helenie poziomu
życia, do jakiego przywykła. Młodzi małżonkowie muszą przyjmować pieniądze od hrabiny i
korzystać z protekcji Fałata. Bardzo szybko ich związek zaczyna się sypać.
Fałatówna odchodzi. Przy niej zostaje ich dziecko - Julian Sym, podobno bardzo uzdolniony
muzycznie. Zmarł w wieku dziewięciu lat na zapalenie opon mózgowych. Kuka, która wyszła
ponownie za warszawskiego lekarza Mariana Niemczyckiego i urodziła mu dwoje dzieci, wkrótce
354610836.003.png
po śmierci Julka popełnia samobójstwo. A Sym już nigdy nie wiąże się z żadną kobietą na stałe.
Całuję twoją dłoń
Czy pani chce być gwiazdą w kinie,
być tą, co słynie,
uwodzicielką natchnioną i wielką,
co porywa grą?
Spójrz w swe lusterko:
Marlena Dietrich to przy tobie pies,
lepiej niż Greta, Sylwia czy Pola
wzruszysz nas do łez.
Czy pani chce być gwiazdą w kinie,
być tą, co słynie,
i w jakimś nowym
mym filmie dźwiękowym
partnerką zostać mą?
Sym nie musi się wysilać. Podczas swojego żelaznego numeru nie popisuje się, nie męczy w
choreograficznych układach, w ogóle gra niewiele. Tylko śpiewa. W pewnym momencie schodzi
ze sceny między publiczność w pierwszych rzędach. Upatrzył sobie na widowni faworytkę.
Nieważne: ładną czy brzydką, młodą czy starą. Ważne, by wpatrywała się w niego rozmarzonymi
oczami. Śpiewając, podchodzi do niej, podaje dłoń i skinieniem głowy zaprasza do wspólnego
występu. Oszołomiona wielbicielka nie śmie spojrzeć na gwiazdę rewii. Ale Sym nie daje za
wygraną, zbliża się do niej, prawie przytula, odwraca ją w stronę widowni. Sygnałem do końca
numeru jest zamaszysty ruch wolnej ręki. Z kieszeni fraka aktor wyjmuje swoją fotografię z
dedykacją. Wraz z ostatnimi słowami wręcza ją kobiecie, całuje jej dłoń, kłania się, odprowadza
na miejsce. Publiczność nie żałuje braw, a opuszczona wielbicielka jest w siódmym niebie. Po
pierwszym takim pokazie bilety na miejsca w przednich rzędach trzeba kupować z kilkudniowym
wyprzedzeniem. Większość krzeseł okupują kobiety.
354610836.004.png
Na plakatach z programami najlepszych
warszawskich kabaretów lat 30.
nazwisko Syma jest drukowane takimi
samymi literami, jak Hanki Ordonówny,
Zuli Pogorzelskiej, Miry Zimińskiej i
Adolfa Dymszy. Sym gra w Morskim
Oku - najlepszym kabarecie w stolicy,
gdzie bawi się stołeczna śmietanka i
gdzie rodzą się największe
międzywojenne szlagiery. Teksty
piosenek piszą mu Julian Tuwim,
Marian Hemar, Andrzej Włast. Zarabia
rewelacyjnie.
Wysoka gaża Syma będzie zresztą jedną
z przyczyn plajty Morskiego Oka. Aktor
pojawi się jeszcze w Bandzie, Cyruliku
Warszawskim, w Cyganerii. Te kabarety
- fenomen lat 30. - imponują
rozmachem. Gwiazdami są tu
najpopularniejsi aktorzy, scenografami - wybitni artyści, tekściarzami - prawdziwi poeci. Baron
wielkich przedstawień - Andrzej Włast - nieustannie krąży między Warszawą a Paryżem, gdzie
podpatruje najświeższe pomysły w Casino de Paris i Folies-Bergere. Koszty inscenizacji są tak
duże, że tylko nieustające pasmo sukcesów gwarantuje opłacalność przedsięwzięcia. Jedno
potknięcie oznacza, że wokół kabaretu zaczynają krążyć komornicy.
Gwiazda drugoplanowa
Sym przychodzi do kabaretu już jako gwiazda kina.
- Gdy dziś oglądam go na ekranie, jego popularność za każdym razem mnie dziwi - ocenia
filmoznawca Kamil Stepan. - Słaby aktor, sztywny, jakby połknął szczotkę, żadnej mimiki. Nie
dostawał znaczących ról, a i tak był gwiazdą. Takie to były czasy - ładna twarz liczyła się bardziej
od umiejętności aktorskich. A Sym uchodził za zabójczo pięknego.
354610836.005.png
Kiedy po przejściu do rezerwy przyjechał z Żywca do Warszawy, zaczął się kręcić wokół
produkcji filmów jako pomocnik realizatorów. Raczkująca polska kinematografia potrzebowała
gwiazd. Urodziwego Syma zauważył reżyser i aktor Wiktor Biegański. Pewnie nawet nie
sprawdzał jego umiejętności aktorskich, obsadzając go
w 1925 roku w "Wampirach Warszawy". I tak się
zaczęło. Przez dwa lata Sym zagrał w kilku filmach, w
tym tytułową rolę w "Kochance Szamoty". Nieco
ponadpółgodzinny film - historia mrocznego i
wyniszczającego romansu przystojnego mężczyzny z
tajemniczą kobietą, która okazuje się być nieboszczką -
zrobił klapę. Ale Symowi dopisało szczęście. Poza
planem dorabiał jako tłumacz. Wychował się w Austrii,
więc doskonale znał niemiecki. Filmowcy
wykorzystywali go podczas rozmów z partnerami z
Wiednia i Berlina. Urodziwa twarz wpadła w oko
wiedeńskim producentom. Dostał kilka
drugoplanowych ról w austriackiej wytwórni Sachsa. To
wystarczyło, by po powrocie do kraju odgrywać rolę
gwiazdy europejskiego kina.
Dziwny prezent dla Marleny
- W Europie nie ma znaczenia, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą. Kochamy się z każdym, kto jest
dla nas atrakcyjny - zwierzała się Marlena Dietrich producentowi Buddowi Schulbergowi podczas
swej pierwszej podróży do Ameryki w 1930 roku, tuż po oszałamiającym sukcesie w "Błękitnym
aniele".
Trzy lata przed rolą Loli Loli, w Wiedniu, podczas kręcenia "Cafe Elektric", spotkała Syma. Każde
z nich wywiozło z Wiednia pamiątkę krótkiego romansu. Dla Syma była to fotografia z odręczną
dedykacją Marleny, którą potem pokazywał jako dowód dawnej zażyłości z gwiazdą. Dietrich
zabrała ze sobą piłę muzyczną, podarunek od Igo. Podczas wojny grywała na niej amerykańskim
żołnierzom wyruszającym na front. Piła stała się jednym z jej rekwizytów, jak cylinder czy męska
muszka. To Sym nauczył ją grać na tym przedziwnym instrumencie, a Marlena nową umiejętność
traktowała od tej pory bardzo poważnie. Do dziś w berlińskim muzeum gwiazdy znajduje się ten
osobliwy podarunek. Zdobi go mała tabliczka: "Igo, Wiedeń 1927". Wspomnienie kochanka, który
podczas wojny znalazł się po drugiej stronie barykady.
354610836.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin