H.P. Lovecraft - Zew Cthulhu.pdf

(189 KB) Pobierz
Microsoft Word - Lovecraft H.P. - Zew Cthulhu.doc
Zew Cthulhu
(The Call Of Cthulhu)
by H. P. Lovecraft
Tlumaczenie: Ryszarda Grzybowska
Nie jest wykluczone, ze sa pozostalosci tych wielkich
sił i istot... pozostałosci bardzo odległego okresu,
kiedy... ś wiadomo ść wyra Ŝ ała si ę , by ć mo Ŝ e, w
kształtach i formach dawno ju Ŝ zanikłych, jeszcze przed
zalewem rozwijaj ą cej si ę ludzko ś ci... formach,
o których tylko poezja i legenda zachowały przelotne
wspomnienie, zw ą c je bogami, potworami, mitycznymi
istotami wszelkiego gatunku i rodzaju...
Algernon Blackwood
I. Horror w glinie
Wydaje mi sie, ze najwi ę kszym dobrodziejstwem na tym ś wiecie jest fakt, ze umysł ludzki nie
jest w stanie skorelowa ć całej swej istoty. ś yjemy na spokojnej wyspie ignorancji po ś ród
czarnych mórz niesko ń czono ś ci i wcale nie jest powiedziane, ze w swej podró Ŝ y zaw ę drujemy
daleko. Nauki - a ka Ŝ da z nich d ąŜ y we własnym kierunku - nie wyrz ą dziły nam jak dot ą d
wi ę kszej szkody; jednak Ŝ e pewnego dnia, gdy poł ą czymy rozproszon ą wiedze, otworz ą si ę przed
nami tak przera Ŝ aj ą ce perspektywy rzeczywisto ś ci, a równocze ś nie naszej strasznej sytuacji, ze
albo oszalejemy z powodu tego odkrycia, albo uciekniemy od tego ś mierciono ś nego ś wiatła
przenosz ą c si ę w spokój i bezpiecze ń stwo nowego mrocznego wieku.
Teozofowie w swoich domniemaniach wskazuj ą na niesamowity ogrom kosmicznego cyklu, w
którym nasz ś wiat i rasa ludzka to tylko wydarzenia przej ś ciowe. Napomykaj ą o dziwnych
pozostało ś ciach stosuj ą c okre ś lenia, które zmroziły by krew w Ŝ yłach, gdyby nie zamaskowano
ich łagodnym optymizmem. Ale to nie teozofowie przyczynili si ę do mego przelotnego zetkni ę cia
si ę z zakazanymi eonami, które przeszywaja mnie dreszczem, gdy o nich mysle, i przyprawiaja
niemal o szalenstwo, gdy o nich snie. Zetkniecie sie z nimi, tak jak i z wszystkimi przejawami
straszliwej prawdy, nastapilo w momencie przypadkowego laczenia calkiem róznych rzeczy -
wiadomosci z gazety i notatek zmarlego profesora. Mam nadzieje, ze juz nikt wiecej nie bedzie
sie tym zajmowal; jedno jest pewne, ze jesli bede zyl, nigdy swiadomie nie dostarcze ogniwa do
tego strasznego lancucha. Mysle, ze profesor takze zamierzal zachowac milczenie odnosnie tej
czesci, która byla mu znana, i ze zniszczylby swoje notatki, gdyby nie zabrala go nagla smierc.
Moja znajomosc tej sprawy datuje sie od przelomu 1926 i 1927 roku, a konkretnie od smierci
wujecznego dziadka, George'a Gammela Angella, emerytowanego profesora jezyków semickich
w Brown University, Providence, Rhode Island. Profesor Angell byl powszechnie cenionym
autorytetem w dziedzinie starozytnych zapisów i czesto zasiegali jego opinii dyrektorzy
najslawniejszych muzeów; tak wiec jego odejscie w wieku dziewiecdziesieciu dwóch lat
upamietnilo sie wielu znakomitym osobom. Jednakze tajemnicze okolicznosci jego smierci
wzbudzily szerokie zainteresowanie wsród miejscowej ludnosci. Profesor zmarl wracajac z
Newport; nagle sie przewrócil, jak powiadaja swiadkowie, potracony przez Murzyna,
wygladajacego na marynarza, który wylonil sie z jednego z tych dziwnych mrocznych zaulków na
stromym zboczu wzgórza, przez które wiodla krótsza droga do domu zmarlego profesora na
Williams Street. Lekarze nie znalezli zadnych obrazen, a po burzliwej naradzie doszli do
wniosku, ze przyczyna smierci byly dziwne zmiany patologiczne w sercu, spowodowane szybkim
wejsciem starszego czlowieka na wzgórze. Wtedy nie widzialem powodu, by miec odmienne
zdanie, z czasem jednak zrodzila sie we mnie watpliwosc, a nawet cos wiecej niz watpliwosc.
Jako spadkobierca i egzekutor mojego wujecznego dziadka - byl bowiem bezdzietnym wdowcem
- mialem obowiazek przejrzec dokladnie wszystkie jego dokumenty. W tym celu przewiozlem
caly komplet jego akt i skrzyneczek do mego domu w Bostonie. Duza czesc materialu, który
polaczylem w jedna calosc, zostanie pózniej opublikowana prze Amerykanskie Stowarzyszenie
Archeologiczne, oprócz zawartosci jednej skrzyneczki, która wydala mi sie niezwykle zagadkowa
i której nie mialem ochoty ujawniac przed innymi. Byla zamknieta i nie moglem znalezc
kluczyka, az wpadlem na pomysl, by obejrzec dokladnie pierscien, który profesor nosil zawsze w
kieszeni. Udalo mi sie ja otworzyc, ale wtedy stanalem przed jeszcze wieksza i jeszcze
trudniejsza do pokonania przeszkoda. Bo i cóz miala znaczyc dziwna plaskorzezba w glinie,
bezladne zapiski i jakies wycinki? Czyzby mój wuj na starosc stal sie wyznawca najbardziej
wyrafinowanej szarlatanerii? Postanowilem odszukac ekscentrycznego rzezbiarza, który byl
odpowiedzialny za to oczywiste zaklócenie spokoju umyslowego starego czlowieka.
Plaskorzezba byla nierównym prostokatem o wymiarach piec na szesc cali, a grubosci okolo
jednego cala; niewatpliwie nowoczesnie zaprojektowana, zostala jednak wykonana w sposób
daleki od nowoczesnej techniki i koncepcji. Bo choc rozliczne i szalencze sa fantazje futuryzmu i
kubizmu, nieczesto odtwarzaja one tajemnicza regularnosc, jaka sie kryje w prehistorycznych
zapisach. A z pewnoscia ta rzezba kryla w sobie jakies zapisy; jednakze moja pamiec, chociaz
posiadalem wnikliwa znajomosc dokumentów i zbiorów mego wuja, zawodzila mnie i w zaden
sposób nie moglem zidentyfikowac tego szczególnego przypadku ani nawet domyslac sie jego
odleglej przynaleznosci.
Oprócz zupelnie oczywistych hieroglifów, byla tam tez figura niewatpliwie obrazkowa w
zamierzeniu, choc jej impresjonistyczne wykonanie uniemozliwialo odczytanie jakiejkolwiek
koncepcji. Zdawala sie byc jakims potworem albo symbolem przedstawiajacym potwora, o
ksztalcie, który tylko schorzala wyobraznia mogla wymyslic. Jezeli powiem, ze moja cokolwiek
ekstrawagancka wyobraznia podsuwala mi jednoczesnie obrazy osmiornicy, smoka i karykatury
czlowieka, nie bede niewierny duchowi tej plaskorzezby. Gabczasta, zakonczona mackami glowa
wienczyla groteskowa i pokryta luskami figurke ze szczatkami skrzydel, ale najbardziej
szokujacy i przerazajacy byl jej ogólny zarys. Tlo tej figurki przypominalo cyklopowa
architekture.
Pismo towarzyszace tej osobliwosci, poza stosem wycinków gazetowych, wyszlo spod reki
profesora Angella i to w ostatnich czasach, nie mialo ambicji stylu literackiego. Zasadniczy
dokument nosil naglówek "KULT CTHULHU", starannie wypisany drukowanymi literami, zeby
uniknac blednego odczytania niespotykanego slowa. Manuskrypt zostal podzielony na dwa
dzialy, z których pierwszy byl zatytulowany "1925 - Sen i rozprawa na temat snu H. A. Wilcoxa,
Thomas St. 7 Providence, R.I.", a drugi "Opowiesc inspektora Johna R. Legrasse, Bienville St.
121, Nowy Orlean, La., w 1908 roku A. A. S. Mtg. - Notatki na temat Same i prof. Webba
sprawozdanie". Jedne rekopisy byly krótkie i pobiezne, inne zawieraly opowiesci dziwnych snów
róznych osób, jeszcze inne znów cytaty z teozoficznych ksiag i czasopism (zwlaszcza z Atlantis i
Lost Lemuria), a pozostale zawieraly komentarze na temat dlugotrwalych sekretnych
stowarzyszen i tajemnych kultów, z odniesieniem do fragmentów mitologicznych i
antropologicznych ksiazek zródlowych, takich jak "Zlota galaz" Frazera oraz "Kult wiedzm w
Zachodniej Europie" Miss Murray. Wycinki odnosily sie glównie do outr, schorzen umyslowych i
objawów szalenstwa lub manii przesladowczych z okresu wiosny 1925.
Pierwsza czesc glównego manuskryptu zawierala szczególnie niezwykla opowiesc. Okazuje sie,
ze 1 marca 1925 roku szczuply, ciemnowlosy mlodzieniec o neurotycznych cechach, ogromnie
podniecony, zlozyl profesorowi Angellowi wizyte przynoszac z soba osobliwa plaskorzezbe w
glinie, która wtedy byla jeszcze mokra, swiezo wykonana. Okazal wizytówke z nadrukiem Henry
Anthony Wilcox i wuj rozpoznal w nim najmlodszego syna znanej mu szacownej rodziny,
studiujacego rzezbe w Szkole Modelarskiej w Rhode Island, a mieszkajacego samotnie w
budynku Fleur-de-Lys w poblizu uczelni. Wilcox byl mlodziencem niezwyklym, uwazanym za
geniusza, ale troche ekscentrycznym i od dziecinstwa zwracal na siebie uwage opowiadaniem
dziwnych historii i dosc osobliwych snów. Sam okreslal siebie jako "psychicznie
nadwrazliwego", ale stateczni mieszkancy starego handlowego miasta powiadali, ze jest po prostu
"dziwny". Nigdy nie wlaczal sie w zycie otoczenia, az w koncu stopniowo przestano go w ogóle
dostrzegac i znany byl tylko nielicznej grupie estetów z innych miast. Nawet Klub Artystyczny w
Providence, usilujacy za wszelka cene zachowac swój konserwatyzm, uznal go za przypadek
calkiem beznadziejny.
Z okazji tej wizyty, jak podawal manuskrypt profesora, rzezbiarz zwrócil sie z bezceremonialna
prosba do gospodarza, jako znawcy archeologii, o zidentyfikowanie hieroglifów na plaskorzezbie.
Mówil w jakis senny, sztuczny sposób, w którym czulo sie poze i odpychajaca ukladnosc; mój
wuj odpowiadajac zareagowal dosc ostro, bo wyrazna swiezosc rzezby mogla swiadczyc o
pokrewienstwie ze wszystkim, tylko nie z archeologia. Odpowiedz mlodego Wilcoxa, która
wywarla takie wrazenie na wuju, ze zapamietal ja i zapisal doslownie, byla wprost fantastyczna i
poetycka, co zapewne cechowalo tez cala z nim rozmowe, a co ja uznalem za wielce dla niego
charakterystyczne. Powiedzial: "Bo rzeczywiscie jest nowa, jako ze wykonalem ja wczoraj w nocy
sniac o dziwnych miastach, a sny sa starsze niz zadumany Tyr, pograzony w kontemplacji Sfinks
czy opasany ogrodami Babilon".
I wtedy to rozpoczal te zawila opowiesc, która nagle zbudzila uspiona pamiec i goraczkowe
zainteresowanie wuja. Ubieglej nocy mialo miejsce lekkie trzesienie ziemi, najbardziej
odczuwalne w Nowej Anglii na przestrzeni kilku lat, co zywo pobudzilo wyobraznie Wilcoxa.
Odpoczywajac zapadl w przedziwny sen o wielkich miastach Cyklopów zbudowanych z bloków
Tytana i siegajacych nieba monolitów, które ociekaly zielonym szlamem i zialy groza
tajemniczego horroru. Wszystkie sciany i kolumny pokryte byly hieroglifami, a z jakiegos
nieokreslonego miejsca na dole dobywal sie glos, który nie byl glosem; chaotyczne doznanie,
które tylko fantazja mogla przetworzyc w dzwiek, a które on usilowal przekazac za pomoca
prawie nie do wymówienia galimatiasu liter: "Cthulhu fhtagn".
Ten werbalny galimatias stal sie kluczem do wspomnienia fascynujacego i niepokojacego dla
profesora Angella. Wypytal rzezbiarza o wszystko z naukowa dokladnoscia i w wielkim
skupieniu przyjrzal sie plaskorzezbie, która Wilcox wykonal podczas snu, zziebniety, tylko w
pizamie, i nad która obudzil sie w kompletnym oszolomieniu. Wuj skladal wine na swój wiek -
Wilcox potem zeznal - za to, ze tak powoli rozpoznal zarówno hieroglify, jak i obrazkowy wzór.
Wiele jego pytan wydalo sie gosciowi zupelnie bez zwiazku, zwlaszcza te, w których usilowal
powiazac wzór z kultami albo spolecznosciami; Wilcox nie mógl tez zrozumiec coraz to
powtarzajacych sie obietnic milczenia, jakie mu skladal profesor w zamian za przyjecie na
czlonka jakiegos rozpowszechnionego mistycznego czy poganskiego stowarzyszenia religijnego.
Kiedy profesor Angell przekonal sie, ze rzezbiarz naprawde nie ma pojecia o kultach ani
systemach tajemnej wiedzy, zwrócil sie do niego z prosba, aby zdawal mu relacje ze wszystkich
swych snów. To zaowocowalo, bo w manuskrypcie sa opisy codziennych wizyt mlodego
czlowieka, podczas których snul zdumiewajace opowiesci o swoich nocnych wizjach.
Dominowal w nich straszny widok ciemnych, ociekajacych szlamem kamieni, oraz podziemny
glos albo jakas informacja przekazywana monotonnie w sposób zagadkowy i pozbawiony sensu,
dajacy sie okreslic tylko jako belkot. Dwa dzwieki powtarzane najczesciej mozna oddac za
pomoca tych liter: "Cthulhu" i "R'lyeh".
23 marca, jak bylo dalej w manuskrypcie, Wilcox sie nie zjawil; po przeprowadzeniu wywiadu w
miejscu zamieszkania okazalo sie, ze zapadl na jakas dziwna goraczke i rodzina zabrala go do
domu na Waterman Street. Krzyczal przez cala noc, budzac wszystkich w tym budynku, na
przemian to tracac swiadomosc, to popadajac w delirium. Wuj natychmiast zatelefonowal do
rodziny i bacznie od tej pory obserwowal ten przypadek; odwiedzal tez czesto doktora Tobeya na
Thayer Street, który opiekowal sie pacjentem. Rozgoraczkowany umysl Wilcoxa krazyl wokól
jakichs dziwnych spraw, a doktor mówiac o tym az sie wzdrygal. Byly wiec opowiesci o jego
dawnych snach, ale i o jakiejs przedziwnej wielkiej rzeczy na "milowych wysokosciach", która
tam chodzi albo sie snuje dookola. Nigdy nie okreslil wyraznie tego obiektu, ale szalone slowa,
jakie wypowiadal od czasu do czasu, powtórzone przez doktora Tobeya, przekonaly profesora, ze
jest on identyczny jak owo nieokreslone monstrum, które chcial odtworzyc w rzezbie podczas
snu. Wzmianki o tym obiekcie, wedle doktora, byly zawsze wstepem do letargu, w jaki popadal
mlody czlowiek. Dziwna rzecz, ale jego temperatura niewiele przekraczala granice normy,
natomiast stan ogólny swiadczyl raczej o autentycznej goraczce niz o jakimkolwiek zaklóceniu
umyslowym.
2 kwietnia, okolo trzeciej po poludniu, ustapily wszelkie symptomy choroby Wilcoxa. Usiadl
prosto na lózku, zdziwil sie swoja obecnoscia w domu, nieswiadom zupelnie tego, co zdarzylo sie
we snie czy na jawie od 22 marca. Lekarz orzekl, ze stan jego zdrowia jest juz dobry i Wilcox
wrócil po trzech dniach do swojego mieszkania; ale tez i przestal byc pomocny profesorowi
Angellowi. Wraz z powrotem do zdrowia zniknely wszelkie slady dziwnych snów i mój wuj
przestal prowadzic notatki z jego nocnych wizji po tygodniu bezcelowych i nie zwiazanych z
tematem sprawozdan z najzupelniej normalnych snów.
Tu sie konczyla pierwsza czesc manuskryptu, lecz wzmianki odnoszace sie do pewnych
rozproszonych zapisków dostarczyly mi duzo materialu do myslenia - w gruncie rzeczy tak duzo,
ze tylko wrodzony sceptycyzm, ksztaltujacy wtedy moja filozofie, moze byc odpowiedzialny za
ciagla nieufnosc w stosunku do artysty. Wspomniane notatki byly opisem snów rozmaitych osób
z tego samego okresu, w którym mlody Wilcox skladal tak dziwne wizyty. Mój wuj, wydaje sie,
szybko rozwinal ogromny, na szeroka skale zakrojony wywiad posród niemal wszystkich
przyjaciól, do których mógl bez posadzenia o zuchwalstwo zwrócic sie z prosba o relacje z ich
snów z podaniem daty co ciekawszych sennych wizji z przeszlosci. Na prosbe te reagowano w
rózny sposób, jednakze spotkal sie ze znacznie wiekszym odzewem niz kazdy przecietny
czlowiek posiadajacy do pomocy sekretarke. Korespondencja w wersji oryginalnej nie zachowala
sie, ale jego notatki byly dokladnym i naprawde wiele znaczacym sprawozdaniem. Relacje
przecietnych ludzi ze sfer towarzyskich i biznesu - stanowiacych tradycyjna "sól ziemi" Nowej
Anglii - okazaly sie prawie zupelnym fiaskiem, jednak pojedyncze przypadki niespokojnych, acz
nie sprecyzowanych impresji nocnych pojawiaja sie tu i ówdzie, zawsze miedzy 23 marca a 2
kwietnia - w okresie delirium mlodego Wilcoxa. Naukowcy byli troche pod ich wiekszym
wplywem, choc dosc niejasny opis czterech przypadków nasuwa przelotne obrazy dziwnych
krajobrazów, a jeden wspomina o leku przed czyms wykraczajacym poza przyjete granice
wyobrazni.
To od artystów i poetów nadeszly owe trafne odpowiedzi i jestem przekonany, ze rozpetalaby sie
panika, gdyby byli w stanie porównac zanotowane uwagi. W tej jednak sytuacji, z powodu braku
oryginalnych listów, uznalem, ze kompilator musial zadawac wiodace pytania albo tez sam
zredagowal listy bedace swiadectwem tego, co skrycie postanowil zobaczyc. Dlatego tez wciaz
czulem, ze Wilcox w pewnym stopniu swiadom wszystkich danych bedacych od dawna w
posiadaniu mego wuja, okpiwal starego naukowca. Odpowiedzi estetów stanowily bulwersujaca
opowiesc. Miedzy 28 lutego a 2 kwietnia ogromna wiekszosc z nich snila o dziwnych rzeczach, a
nasilenie tych snów znacznie narastalo w okresie delirium rzezbiarza. Ponad jedna czwarta
sposród tych, którzy cokolwiek donosili, opisywala sceny i dzwieki niewiele odbiegajace od tych,
które podawal Wilcox, a poniektórzy zwierzali sie z przeszywajacego ich leku przed ogromna i
jakas nieslychana rzecza widziana pod koniec snu. Jeden przypadek, szczególnie podkreslany w
tym opisie, byl bardzo smutny. Jego obiekt, powszechnie znany architekt sklaniajacy sie ku
teozofii i okultyzmowi, ulegl gwaltownemu napadowi szalenstwa w okresie delirium Wilcoxa i
po kilku miesiacach wyzional ducha wolajac bez ustanku, aby go ocalono przed jakims zbieglym
z piekiel stworem. Gdyby wuj opatrywal owe przypadki imieniem, zamiast poslugiwac sie tylko
cyfra, podjalbym osobiscie badania w celu potwierdzenia ich wiarygodnosci; w tej jednakze
sytuacji udalo mi sie natrafic na slad ledwie kilku przypadków. Ale te byly dokladnie opisane.
Czesto zastanawialem sie, czy wszystkie osoby, które profesor wypytywal, byly równie
zaskoczone, jak te tu opisane. Dobrze sie sklada, ze zadne wyjasnienie do nich nie dotrze.
Wycinki prasowe, jak juz wspomnialem, wskazywaly na przypadki paniki, obledu i
ekscentrycznosci w danym okresie. Profesor Angell zatrudnil chyba cale biuro wycinków
prasowych, bo liczba notatek byla wprost niesamowita, a zródla rozproszone po calej kuli
ziemskiej. Tu oto bylo samobójstwo noca w Londynie, czlowiek spiacy samotnie, krzyknawszy
przerazliwie, wyskoczyl przez okno. Inny wycinek cytowal zaskakujacy list do wydawcy gazety
w Poludniowej Ameryce, w którym jakis fanatyk przepowiada straszna przyszlosc na podstawie
makabrycznej wizji sennej. Przeslane wycinki z Kalifornii opisuja kolonie teozofów odzianych en
masse w biale szaty, dla jakiegos chwalebnego spelnienia zyczen, które nigdy sie nie ziszcza,
podczas gdy wycinki z Indii mówia niejasno o niepokoju tamtejszych mieszkanców, jaki
zauwazono pod koniec marca. Na Haiti nasilaja sie orgie czarnoksiezników, zas afrykanska
forpoczta donosi o zlowieszczych rozruchach. Amerykanscy inspektorzy na Filipinach
stwierdzaja, ze pewne plemiona sprawiaja im klopoty w tym czasie, a noca z 22 na 23 marca
nowojorska policje atakuja rozhisteryzowani Lewantynczycy. W zachodniej czesci Irlandii
wystepuja zamieszki i kraza rózne legendy, natomiast pelen fantazji malarz, Ardois-Bonnot,
wystawia bluznierczy obraz "Pejzaz ze snu" na paryskim wiosennym wernisazu 1926 roku. A tak
liczne klopoty zanotowano w zakladach dla psychicznie chorych, ze chyba tylko cudem lekarska
korporacja nie dostrzegla dziwnego paralelizmu i nie wyciagnela mistycznych wniosków.
Ogromny stos wycinków; a ja w tym czasie prawie nie dostrzegalem swego zimnego
Zgłoś jeśli naruszono regulamin