H.P. Lovecraft - Dziwny Wysoki Dom Wśród Mgieł.pdf
(
71 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Dziwny wysoki dom w\234r\363d mgie\263.doc)
Howard Phillips Lovecraft
Dziwny wysoki dom w
ś
ród mgieł
( The strange, high house in the mist )
Rankiem, u brzegu strasznych klifów za Kingsport, z morza podnosi si
ę
poranna mgła.
Biała i eteryczna wyłania si
ę
z gł
ę
bi oceanu na spotkanie swych braci -chmur, pełna marze
ń
o
podwodnych pastwiskach i jaskiniach Lewiatanów. A pó
ź
niej, kiedy letni deszcz b
ę
bni o
strome poddasza, gdzie zamieszkuje poeci, chmury roni
ą
łzy, by ludzie mogli pozna
ć
cho
ć
plotki, na temat prastarych, osobliwych sekretów i cudów, o których nocami, jedynie planety
opowiadaj
ą
sobie nawzajem. Kiedy groty trytonów wypełni
ą
si
ę
historiami, konchy w
starych, zaro
ś
ni
ę
tych wodorostami miastach wygrywaj
ą
mroczne, dzikie melodie zasłyszane
od Starszych Istot. Z gł
ę
bin unosi si
ę
ku niebiosom ci
ęŜ
ka, nabrzmiała opowie
ś
ciami mgła,
lecz oczy skierowane ku oceanowi postrzegaj
ą
jedynie bezkresn
ą
, mistyczn
ą
biel, jakby brzeg
klifu był zarazem skrajem samej ziemi, za
ś
po
ś
ród bezmiaru d
ź
wi
ę
cz
ą
swobodnie pos
ę
pne
dzwonki boi.
Na północ, od prastarego Kingsport, strzelaj
ą
wysoko, uło
Ŝ
one krasowo strome skały,
za
ś
najbardziej na północ wysuni
ę
ta turnia odcina si
ę
na tle nieba, niczym szara skuta lodem
burzowa chmura. Samotny, wyniosły szczyt rysuje si
ę
szczególnie wyra
ź
nie po
ś
ród
bezkresnej przestrzeni, bowiem linia brzegowa wcina si
ę
ostro w miejscu, gdzie pot
ęŜ
na
Miscatonic, przetoczywszy swe wody wzdłu
Ŝ
Arkham, przynosi na spienionych lalach
legendy le
ś
nych ost
ę
pów i drobne, mało znacz
ą
ce wspomnienia wzgórz Płowej Anglii.
Mieszka
ń
cy Kingsport spogl
ą
daj
ą
na niego, jak inni mieszka
ń
cy portowych miast na Gwiazd
ę
Polarn
ą
, obserwuj
ą
go nocami, kiedy zamarły na tle nieba, przesiania b
ą
d
ź
ukazuje ich oczom
gwiazdozbiory Wielkiej nied
ź
wiedzicy, Kasjopeji i Smoka. Jest dla nich jednym z elementów
firmamentu i, o czym nie nale
Ŝ
y zapomina
ć
, bywa
Ŝ
e on równie
Ŝ
staje si
ę
niewidoczny, jak
wówczas, gdy g
ę
ste opary mgieł przesłaniaj
ą
gwiazdy, b
ą
d
ź
sło
ń
ce. Kochaj
ą
niektóre z tych
klifów, na przykład groteskowy profil nazywany przez nich Ojcem neptunem czy krasowe
schody zwane Drog
ą
na Grobli, tych ostatnich wszak
Ŝ
e l
ę
kaj
ą
si
ę
, poniewa
Ŝ
znajduj
ą
si
ę
niebezpiecznie blisko nieba.
Portugalscy marynarze na sam ich widok
Ŝ
egnaj
ą
si
ę
pobo
Ŝ
nie, za
ś
starzy jankesi
wierz
ą
,
Ŝ
e wspi
ę
cie si
ę
po nich - naturalnie gdyby było mo
Ŝ
liwe - równałoby si
ę
czemu
ś
znacznie gorszemu od
ś
mierci. Mimo to, na szczycie owej strzelistej, stromej skały stoi dom,
a wieczorami ludzie widz
ą
ś
wiatła w male
ń
kich szybach jego okien.
Stary dom był tam od zawsze, a ludzie powiadaj
ą
,
Ŝ
e ten co tam mieszka, rozmawia z
porannymi mgłami podnosz
ą
cymi si
ę
z otchłani, a gdy brzeg klifu staje si
ę
skrajem ziemi i
dzwonki boi rozbrzmiewaj
ą
pos
ę
pnie w
ś
ród eterycznego bajecznego bezmiaru, postrzega
rzeczy, których nikt inny nie widział. S
ą
to jedynie plotki, bowiem nikt nigdy nie odwiedzał
tej zakazanej turni, a mieszka
ń
cy Kingsport nie kieruj
ą
w jej stron
ę
swoich teleskopów.
Letnicy przygl
ą
daj
ą
si
ę
jej niekiedy przez szkła lornetek, lecz nigdy nie dostrzegli nic wi
ę
cej,
prócz szarego, prastarego dachu, spiczastego i krytego dachówk
ą
, którego okapy si
ę
gaj
ą
niemal szarych fundamentów. Letnicy nic wierz
ą
,
Ŝ
e w starym domu od stuleci
Ŝ
yje ten sam
Gospodarz. lecz nie s
ą
w stanie udowodni
ć
swych herezji
Ŝ
adnemu prawdziwemu
mieszka
ń
cowi Kingsport.
Nawet Przera
Ŝ
aj
ą
cy Staruch, który rozmawia z wahadełkami zawieszonymi w
butelkach, za kupowane rzeczy płaci starym, hiszpa
ń
skim złotem, a przed swoim
przedpotopowym domem przy Water Street przechowuje osobliw
ą
kolekcj
ę
kamiennych
idoli, twierdzi
Ŝ
e w dziwnym wysokim domu w
ś
ród mgieł nic si
ę
nie zmieniło, odk
ą
d jego
dziad był jeszcze małym chłopcem, a musiało to by
ć
całe wieki temu, kiedy Beldre, lub
Shirley lub Powell albo Bernard był Gubernatorem JKM Prowincji Massachusetts-Bay.
Którego
ś
lata do Kingsport zawitał filozof, nazywał si
ę
Thomas Olney i podj
ą
ł prac
ę
nauczyciela w college'u przy zatoce Narrangasett. Przybył wraz z grub
ą
Ŝ
on
ą
i dokazuj
ą
cymi
dzie
ć
mi, a jego oczy były zm
ę
czone ogl
ą
dem od lal tych samych rzeczy i snuciem wci
ąŜ
tych
samych, zdyscyplinowanych, rzeczowych my
ś
li. Spojrzał na mgły otulaj
ą
ce Ojca Neptuna i
postanowił wkroczy
ć
do ich białego
ś
wiata tajemnic po stromych stopniach Drogi na Grobli.
Dzie
ń
po dniu, le
Ŝą
c na skraju klifu spogl
ą
dał poza skraj
ś
wiata w gł
ą
b oceanu,
wsłuchuj
ą
c si
ę
w brzmienie widmowych dzwonów i dzikie wrzaski jakich
ś
ptaków, by
ć
mo
Ŝ
e
mew. A potem, kiedy mgła podnosiła si
ę
ku niebu i morze stawało si
ę
prozaiczne i nudne,
schodził do miasta, gdzie kr
ąŜ
ył w gór
ę
i w dół w
ą
skimi alejkami na wzgórzu i chłon
ą
ł
wzrokiem chwiej
ą
ce si
ę
szale
ń
czo topole, czy ozdobione niezwykłymi kolumnami wej
ś
cia do
domów b
ę
d
ą
cych schronieniem tylu pokole
ń
tych twardych, dzielnych ludzi morza.
Rozmawiał nawet z Przera
Ŝ
aj
ą
cym Staruchem, który nie przepadał za obcymi i został
zaproszony do jego archaicznego domu, gdzie niskie sklepienia i prze
Ŝ
arta przez korniki
boazeria, rozbrzmiewaj
ą
w najczarniejsze noce echem pos
ę
pnych, niepokoj
ą
cych
monologów.
Oczywi
ś
cie było nieuniknione,
Ŝ
e Olney dostrze
Ŝ
e w ko
ń
cu szary, nie odwiedzany
dom na granicy nieba, na szczycie tej najbardziej wysuni
ę
tej ku północy turni stanowi
ą
cej
jedno
ść
z oparami mgieł i firmamentem. Przera
Ŝ
aj
ą
cy Staruch podzielił si
ę
opowie
ś
ci
ą
, któr
ą
usłyszał od swojego ojca, o błyskawicy która wystrzeliła pewnej nocy z owego pos
ę
pnego
domu ku wy
Ŝ
szym warstwom atmosfery; za
ś
Granny Orne, której niewielki dom o
dwuspadzistym dachu stoj
ą
cy przy Skip Strcet, pokryty jest niemal w cało
ś
ci mchem i
winoro
ś
l
ą
, wychrypiała
Ŝ
e jej babka dowiedziała si
ę
od kogo
ś
o kształtne :h które wypływaj
ą
ze wschodnich mgieł i wnikaj
ą
przez pojedyncze w
ą
skie drzwi do wn
ę
trza tego
niedost
ę
pnego miejsca - s
ą
one bowiem umieszczone przy samym skraju klifu od strony
oceanu i wida
ć
je wył
ą
cznie z pokładów statków znajduj
ą
cych si
ę
na pełnym morzu.
Wreszcie, spragniony nowych osobliwo
ś
ci, pozbawiony typowych dla mieszka
ń
ców
Kingsport zahamowa
ń
i charakteryzuj
ą
cego letników lenistwa, Olney podj
ą
ł przera
Ŝ
aj
ą
c
ą
decyzj
ę
. Pomimo konserwatywnego wychowania, lub mo
Ŝ
e z jego powodu, bowiem
monotonia
Ŝ
ycia rodzi pewn
ą
t
ę
sknot
ę
za nieznanym - zło
Ŝ
ył solenn
ą
przysi
ę
g
ę
,
Ŝ
e wespnie
si
ę
na zakazan
ą
północn
ą
ś
cian
ę
klifu i odwiedzi niesamowicie stary, szary dom na skraju
niebios.
Do
ść
wiarygodnie, jego racjonalne "ja" wnioskowało, i
Ŝ
budynek musiał by
ć
zamieszkiwany
przez ludzi, którzy docierali do
ń
z gł
ę
bi l
ą
du, wzdłu
Ŝ
mniej stromego pasma gór
rozci
ą
gaj
ą
cego si
ę
nad uj
ś
ciem rzeki Miskalonic. Prawdopodobnie wszystkie rzeczy, których
potrzebowali, kupowali w Arkham. Musieli wiedzie
ć
,
Ŝ
e w Kingsport za nimi nie przepadano,
lub by
ć
mo
Ŝ
e nie byli w sianie zej
ść
do Kingsport ze wzgl
ę
du na stromizn
ę
i surowo
ść
południowego zbocza.
Olney przeszedł wzdłu
Ŝ
ni
Ŝ
szych skał, a
Ŝ
do miejsca, gdzie ogromny pionowy klif
wzbijał si
ę
na spotkanie niebios i nabrał pewno
ś
ci,
Ŝ
e po spadzistym południowym stoku nie
mogła wspi
ąć
si
ę
ani zej
ść
Ŝ
adna ludzka istota. Od wschodu i północy góra wznosiła si
ę
pionowo na wiele tysi
ę
cy stóp ponad spienione fale, tak wi
ę
c pozostawała jedynie strona
zachodnia, w gł
ę
bi l
ą
du, od strony Arkham.
Wczesnym sierpniowym rankiem, Thomas Olney wybrał si
ę
na poszukiwanie
ś
cie
Ŝ
ki,
która mogła doprowadzi
ć
go na szczyt tej niedost
ę
pnej turni. Wygodnymi, mato
ucz
ę
szczanymi dró
Ŝ
kami pod
ąŜ
ał na północny zachód, min
ą
ł Staw Moopera i star
ą
, ceglan
ą
prochowni
ę
, sk
ą
d pastwiska pi
ę
ły si
ę
coraz bardziej stromo ku ła
ń
cuchowi gór nad uj
ś
ciem
Miskatonic, ukazuj
ą
c wspaniał
ą
panoram
ę
białych, georgia
ń
skich wie
Ŝ
Arkham w oddali i
rozległej połaci ł
ą
k po drugiej stronie rzeki. Odnalazł tu cienist
ą
drog
ę
do Arkham, ale nie
natrafił na
ś
cie
Ŝ
k
ę
, która prowadziłaby ku brzegowi.
Strome brzegi przy uj
ś
ciu rzeki zajmowały rozległe lasy i pola, które sprawiały
wra
Ŝ
enie nie tkni
ę
tych ludzk
ą
r
ę
k
ą
; nie dostrzegł kamiennego murka ani cho
ć
by jednej
zbł
ą
kanej krowy, a jedynie wysokie trawy, olbrzymie drzewa i g
ę
ste k
ę
py wrzosu, które
mogli ju
Ŝ
widzie
ć
pierwsi Indianie. Kiedy pi
ą
ł si
ę
wolno ku wschodowi, coraz wy
Ŝ
ej i wy
Ŝ
ej,
ponad uj
ś
ciem rzeki i zarazem bli
Ŝ
ej morza, w miar
ę
jak droga stawała si
ę
trudniejsza, pocz
ą
ł
zastanawia
ć
si
ę
, jak mieszka
ń
cy owego niepokoj
ą
cego domu mogli utrzymywa
ć
kontakt z
zewn
ę
trznym
ś
wiatem i czy cz
ę
sto odwiedzali targowisko w Arkham.
Naraz drzewa przerzedziły si
ę
i daleko w dole, po prawej ujrzał wzgórza oraz prastare
dachy i wie
Ŝ
yce Kingsport. Z tej wysoko
ś
ci nawet Central Mili wydawało si
ę
male
ń
kie, za
ś
staro
Ŝ
ytny cmentarz przy Szpitalu Kongregacji, pod którym, jak kr
ąŜ
yły plotki znajdowały si
ę
jakie
ś
przera
Ŝ
aj
ą
ce pieczary czy jaskinie, był prawic niewidoczny.
Teren przed nim byt z rzadka poro
ś
ni
ę
ty traw
ą
i k
ę
pami je
Ŝ
yn, za nimi za
ś
wznosiła
si
ę
naga skała turni i cienka iglica przera
ź
liwego szarego domu. Masyw stal si
ę
wy
Ŝ
szy, a
Olneyowi a
Ŝ
zakr
ę
ciło si
ę
w głowie, gdy u
ś
wiadomił sobie, i
Ŝ
był sam, tak wysoko,
Ŝ
e
nieomal mógł dosi
ę
gn
ąć
nieba, na południe od niego znajdowała si
ę
stroma skalna
ś
ciana
opadaj
ą
ca do Kingsport, na północy za
ś
pionowy, niemal milowej wysoko
ś
ci klif si
ę
gaj
ą
cy
uj
ś
cia rzeki.
Nagle, tu
Ŝ
przed nim, otworzyła si
ę
ogromna przepa
ść
szeroko
ś
ci dziesi
ę
ciu stóp i
musiał opu
ś
ci
ć
si
ę
na r
ę
kach i zeskoczy
ć
na uko
ś
ne, nierówne podło
Ŝ
e a nast
ę
pnie wspi
ąć
si
ę
po niebezpiecznych i niepewnych wyst
ę
pach w przeciwległej
ś
cianie rozpadliny. A wi
ę
c to
była droga, któr
ą
pokonywali mieszka
ń
cy domu na granicy pomi
ę
dzy niebem a ziemi
ą
?
Kiedy wygramolił si
ę
ze szczeliny, wokoło ju
Ŝ
pocz
ę
ła gromadzi
ć
si
ę
poranna mgła, niemniej
wyra
ź
nie widział w oddali wysoki, blu
ź
nierczy dom na szczycie góry;
ś
ciany szare jak skała i
wysoki spadzisty dach rysuj
ą
cy si
ę
wyra
ź
nie i dumnie po
ś
ród mlecznej bieli g
ę
stych
morskich mgieł. Zauwa
Ŝ
ył,
Ŝ
e od tej strony w
ś
cianie nie było drzwi, a jedynie dwoje
Ŝ
ebrowanych małych okien o okr
ą
głych ołowiowych szybkach tak typowych dla
siedemnastowiecznego stylu.
Otaczały go chmury i chaos - w dole nie było nic prócz jednolitej, bezkresnej bieli.
Był sam, zagubiony po
ś
ród niebios, w towarzystwie osobliwego, nader dziwnego domu, a
kiedy obszedł budynek od frontu i zobaczył
ś
cian
ę
zlewaj
ą
c
ą
si
ę
z pionow
ą
ś
cian
ą
klifu, zdał
sobie spraw
ę
,
Ŝ
e do jedynych w
ą
skich drzwi mo
Ŝ
na było si
ę
dosta
ć
wył
ą
cznie z powietrza.
Wtedy poczuł l
ę
k, odległe mu
ś
ni
ę
cie zgrozy, której przyczyny nie był w stanie dokładnie
okre
ś
li
ć
. Wydało mu si
ę
równie
Ŝ
dziwne
Ŝ
e gonty, tak mocno nad
Ŝ
arte przez robactwo nie
obróciły si
ę
do tej pory w proch, ani
Ŝ
e cegły, sp
ę
kane i zmurszałe wci
ąŜ
tworzyły stoj
ą
cy
pionowo komin.
Kiedy mgły zg
ę
stniały, Olney podkradł si
ę
do okien, po kolei od północy, zachodu i
południa i spróbował je otworzy
ć
, lecz wszystkie były zamkni
ę
te na głucho. W gł
ę
bi serca
ucieszył si
ę
, gdy
Ŝ
im bardziej przygl
ą
dał si
ę
temu domowi, tym mniejsz
ą
miał ochot
ę
by
wej
ść
do
ś
rodka. Nagle usłyszał jaki
ś
d
ź
wi
ę
k i mimowolnie zastygł w bezruchu. Rozległ si
ę
grzechot zamka i szcz
ę
k zasuwy, i długie przeci
ą
głe skrzypni
ę
cie jakby powoli, ostro
Ŝ
nie
uchylały si
ę
ci
ęŜ
kie drzwi. Dochodził od strony oceanu, tej której nie widział, jakby na
wysoko
ś
ci kilku tysi
ę
cy stóp nad falami, po
ś
ród ton
ą
cego w oparach mgieł nieba, otwarło si
ę
w
ą
skie wej
ś
cie.
Potem z wn
ę
trza domu dobiegło ci
ęŜ
kie, rozwa
Ŝ
ne st
ą
panie i Olney usłyszał odgłos
otwieranych okien, najpierw od strony północnej, naprzeciw niego, a potem od zachodu, tu
Ŝ
za rogiem, nast
ę
pne b
ę
d
ą
okna południowe, pod ogromnym, niskim okapem dachu gdzie si
ę
obecnie znajdował i nale
Ŝ
y stwierdzi
ć
, i
Ŝ
Olney poczuł si
ę
nader niezr
ę
cznie, u
ś
wiadomiwszy
sobie
Ŝ
e z jednej strony miał obmierzły dom, z drugiej za
ś
bezdenn
ą
, jak si
ę
wydawało,
przepa
ść
. Kiedy usłyszał odgłosy gmerania przy kwaterowym oknie, ponownie podkradł si
ę
do zachodniej
ś
ciany i przywarł plecami do muru. nie ulegało w
ą
tpliwo
ś
ci,
Ŝ
e gospodarz
wrócił do domu - nie nadszedł jednak od strony l
ą
du; nie przyleciał równie
Ŝ
balonem ani
aeroplanem. Kroki znów si
ę
rozległy, a Olney podkradł si
ę
do północnej
ś
ciany, zanim jednak
zd
ąŜ
ył znale
źć
w pionowej skale oparcie dla stóp, usłyszał mi
ę
kki głos i zrozumiał,
Ŝ
e musiał
zosta
ć
zauwa
Ŝ
ony przez Gospodarza.
Z zachodniego okna wychylała si
ę
olbrzymia, okolona czarn
ą
brod
ą
twarz, której oczy
l
ś
niły wspomnieniami rzeczy nie znanych
Ŝ
adnemu innemu
ś
miertelnikowi. Głos był jednak
łagodny i typowy dla ludzi których
Ŝ
ycic przepojone jest pasj
ą
ci
ą
głego zdobywania wiedzy,
tote
Ŝ
Olney nie zadr
Ŝ
ał kiedy ogorzała dło
ń
wyci
ą
gn
ę
ła si
ę
ku niemu, by pomóc mu wej
ść
przez okno do niskiego pokoju wyło
Ŝ
onego czarn
ą
d
ę
bin
ą
i ozdobionego meblami w stylu
Tudorów.
M
ęŜ
czyzna miał na sobie bardzo stare odzienie i roztaczał nieuchwytn
ą
aur
ę
dalekich
morskich podró
Ŝ
y i snów o wielkomasztowych galeonach.
Mały pokój wydawał si
ę
zielony w delikatnym wodnistym
ś
wietle; Olney zauwa
Ŝ
ył
Ŝ
e
okna od wschodniej strony, o matowych grubych szybkach jak denka starych butelek, nie
były otwarte lecz zamkni
ę
te na głucho. Po drugiej stronie kł
ę
biły si
ę
opary mlecznego eteru.
Brodaty gospodarz wydawał si
ę
młody, niemniej jego oczy i spojrzenie
ś
wiadczyły
Ŝ
e
musiał zgł
ę
bi
ć
liczne starsze tajemnice, a z opowie
ś
ci o cudownych, prastarych rzeczach
którymi si
ę
dzielił, mo
Ŝ
na było wywnioskowa
ć
Ŝ
e mieszka
ń
cy miasteczka mieli racj
ę
twierdz
ą
c, i
Ŝ
z dawien dawna komunikował si
ę
z morskimi mgłami i niebieskimi chmurami,
Ŝ
e był tu zanim jeszcze u stóp tej góry powstała osada, której mieszka
ń
cy od pokole
ń
byli
ś
wiadkami jego milcz
ą
cej, pustelniczej obecno
ś
ci na odludnym szczycie wyniosłej turni.
Dzie
ń
przemijał, a Olney słuchał opowie
ś
ci z odległych miejsc i zamierzchłych czasów:
dowiedział si
ę
jak ludy Atlantydy walczyły z o
ś
lizgłymi blu
ź
nierstwami, które wypełzły ze
szczelin w dnie oceanu i jak zabł
ą
kane statki od czasu do czasu dostrzegaj
ą
błyski poro
ś
ni
ę
tej
chwastami, ozdobionej wyniosłymi kolumnadami
Ś
wi
ą
tyni Posejdona, a dzi
ę
ki temu
widokowi ich kapitanowie u
ś
wiadamiaj
ą
sobie,
Ŝ
e zmylili kurs. Przypomniane zostały
równie
Ŝ
czasy Tytanów, cho
ć
Gospodarz wyra
ź
nie wahał si
ę
opowiadaj
ą
c o mrocznym,
pierwszym wieku chaosu przed narodzinami bogów, czy nawet Starszych Istot, kiedy INNI
BOGOWIE przybywali by ta
ń
czy
ć
na szczycie Matheykla, na kamienistej pustyni niedaleko
Ultharu za rzek
ą
Skai.
W tym momencie rozległo si
ę
pukanie do drzwi; do tych prastarych drzwi z
nabijanego
ć
wiekami d
ę
bu za którymi rozci
ą
gała si
ę
jedynie otchła
ń
białych chmur. Olney
drgn
ą
ł, zaniepokojony, ale brodacz dał mu znak by si
ę
nie ruszał i na palcach podkradł si
ę
ku
drzwiom, by wyjrze
ć
przez male
ń
ki judasz. To co ujrzał, najwyra
ź
niej nie przypadło mu do
gustu, bo przyło
Ŝ
ył palce do ust i st
ą
paj
ą
c cicho przeszedł przez pokój, pozamykał starannie
wszystkie okna i powrócił na star
ą
ław
ę
. by przysi
ąść
obok swego go
ś
cia.
Zaraz potem Olney dostrzegł za przezroczystymi szyi) karni małych ołowianych okien
przesuwaj
ą
cy si
ę
szybko osobliwy czarny kształt, który okr
ąŜ
ył dom wkoło i w chwil
ę
pó
ź
niej znikn
ą
ł. Czuł zadowolenie,
Ŝ
e jego gospodarz nie odpowiedział na pukanie. W
wielkiej otchłani istniej
ą
bowiem dziwne istoty, a w
ę
drowiec musi bardzo uwa
Ŝ
a
ć
, by nie
rozdra
Ŝ
ni
ć
b
ą
d
ź
nie napotka
ć
tych niewła
ś
ciwych.
Niebawem cienie zacz
ę
ły uzurpowa
ć
sobie coraz wi
ę
ksz
ą
przestrze
ń
- najpierw w
ą
skie
i ukradkowe kład
ą
ce si
ę
pod stołem, nast
ę
pnie
ś
mielsze zajmuj
ą
ce k
ą
ty pod obitymi d
ę
bow
ą
boazeri
ą
ś
cianami. Brodacz pocz
ą
ł wykonywa
ć
enigmatyczne, modlitewne gesty i zapalił
wysokie
ś
wiece umieszczone w osobliwie wygi
ę
tych, mosi
ęŜ
nych lichtarzach. Cz
ę
sto zerkał
na drzwi, jakby oczekiwał czyjej
ś
wizyty, a
Ŝ
w ko
ń
cu na jego spojrzenie odpowiedzi
ą
to ostre
stukanie w charakterystyczny sposób, który miał by
ć
zapewne jakim
ś
bardzo starym,
sekretnym kodem. Tym razem nawet nie spojrzał przez judasza, lecz uniósł wielki drewniany
skobel, odci
ą
gn
ą
ł zasuw
ę
i otworzył ci
ęŜ
kie drzwi na o
ś
cie
Ŝ
ukazuj
ą
c kł
ę
bi
ą
ce si
ę
za nimi
mgły i mrugaj
ą
ce gwiazdy.
I wtedy, przy wtórze dziwnej melodii, do pokoju na płyn
ę
ły z gł
ę
bin wszelkie sny i
wspomnienia Wielkich, którzy zeszli na dno oceanów. Po
ś
ród skł
ę
bionych wodorostów
zakwitły złote płomienie, a Olney oszołomiony i zdumiony, mimowolnie oddał im cze
ść
. Rył
lam neptun dzier
Ŝą
cy trójz
ą
b, zwinne i chy
Ŝ
e trytony, fantastyczne nereidy, za
ś
na grzbietach
delfinów balansowała ogromna, karbowana muszla w której zasiadał pierwotny Nodeus, Pan
Wielkiej Otchłani. Konchy trytonów zagrały osobliwie, a nereidy wydały dziwne d
ź
wi
ę
ki
uderzaj
ą
c w groteskowe, rezonuj
ą
ce muszle nieznanych mieszka
ń
ców czarnych, podmorskich
jaski
ń
. Wówczas s
ę
dziwy Nodeus wyci
ą
gn
ą
ł pomarszczon
ą
dło
ń
i pomógł Olneyowi oraz
Gospodarzowi wsi
ąść
do olbrzymich muszli, na co konchy i gongi rozbrzmiały dzikim,
przera
ź
liwym łoskotem. Pó
ź
niej za
ś
, ten bajeczny poci
ą
g pomkn
ą
ł w bezmiar eteru przy
wtórze hałasu, który wkrótce uton
ą
ł po
ś
ród huku gromów.
Przez cał
ą
noc mieszka
ń
cy Kingsport obserwowali strzelist
ą
gór
ę
, kiedy tylko było j
ą
wida
ć
poprzez mgły i szalej
ą
c
ą
burz
ę
, a gdy nad ranem
ś
wiatło w małych okienkach zgasło
pocz
ę
li szepta
ć
o zgrozie i nieszcz
ęś
ciu. Dzieci Olneya i jego gruba
Ŝ
ona modliły si
ę
do
łaskawego i dobrotliwego Boga Baptystów i miały nadziej
ę
,
Ŝ
e w
ę
drowiec po
Ŝ
yczy sk
ą
d
ś
parasol i kalosze - chyba
Ŝ
e do rana przestanie pada
ć
. Wreszcie nastał
ś
wit, ko
ń
cz
ą
c paskudn
ą
ulew
ę
i wyciskaj
ą
c z morskich fal opary mgieł, za
ś
po
ś
ród białego eteru rozległo si
ę
znajome,
pos
ę
pne brzmienie dzwonków boi. W południe, gdy nad oceanem przetoczył si
ę
ryk syren, od
strony góry powrócił do Kingsport Olney - suchy i rze
ś
ki, z oczyma przepełnionymi
widokiem odległych, bajecznych miejsc, nie pami
ę
tał o czym
ś
nił w dziwnym, wysokim
domu nale
Ŝą
cym do wci
ąŜ
bezimiennego pustelnika, ani jak udało mu si
ę
zej
ść
po stromej
ś
cianie klifu, której nigdy dot
ą
d nie pokonał
Ŝ
aden
ś
miertelnik, nie rozmawiał o tym, czego
do
ś
wiadczył z nikim, za wyj
ą
tkiem Przera
Ŝ
aj
ą
cego Starucha, który pó
ź
niej mamrotał nader
dziwne rzeczy w swoj
ą
dług
ą
siw
ą
brod
ę
; gotów był przysi
ą
c,
Ŝ
e człowiek, który zszedł ze
szczytu góry nie był w zupełno
ś
ci tym samym m
ęŜ
czyzn
ą
, który si
ę
na ni
ą
wspinał i
Ŝ
e gdzie
ś
pod owym szarym stromym dachem lub w bezkresnych oparach owych złowieszczych
białych mgieł, pozostała na zawsze zagubiona dusza tego, który nazywał si
ę
Thomas Olney.
Od tej pory, jak zawsze, przez całe lata swego długiego i nudnego, pełnego trudów i
mozołu
Ŝ
ycia filozof pracuje, je, sypia i bez jednego cho
ć
by słowa skargi wypełnia wszystkie
powinno
ś
ci prawego obywatela, nie t
ę
skni ju
Ŝ
za magi
ą
odległych wzgórz ani nie wzdycha za
tajemnicami, które niczym zielone rafy wyzieraj
ą
z bezdennej morskiej otchłani, nie smuci si
ę
odt
ą
d monotoni
ą
swoich dni, a uporz
ą
dkowane, rzeczowe my
ś
li i logika zaspokajaj
ą
st
ę
piony
głód jego wyobra
ź
ni.
Jego gruba
Ŝ
ona przybiera na wadze jeszcze bardziej, a dzieci dorastaj
ą
, staj
ą
si
ę
bardziej prozaiczne, znudzone i zajmuj
ą
si
ę
prac
ą
. Na ustach m
ęŜ
czyzny, zawsze kiedy tylko
nadarzy si
ę
taka okazja, wykwita u
ś
mieszek dumy. W jego spojrzeniu nie ma ju
Ŝ
jednak
niezaspokojonych pragnie
ń
i je
Ŝ
eli kiedykolwiek nasłuchuje, pragn
ą
c wychwyci
ć
pos
ę
pne
brzmienie dzwonków boi albo wycie syren mgielnych, to tylko nocami kiedy nawiedzaj
ą
go
sny z przeszło
ś
ci. Nigdy ju
Ŝ
nie odwiedza Kingsport, bowiem jego rodzina nie lubi tamtych
starych domów i ulewnych deszczów. Obecnie maj
ą
ładny bungalow w Bristol Mighlands,
gdzie nie ma si
ę
gaj
ą
cych nieba kamiennych wie
Ŝ
yc a s
ą
siedzi s
ą
miastowi i nowocze
ś
ni.
Ale w Kingsport kr
ąŜą
osobliwe historie i nawet Przera
Ŝ
aj
ą
cy Staruch przyznaje si
ę
do
rzeczy, które jego dziadek skrz
ę
tnie przemilczał. Teraz bowiem, kiedy z północy wieje
porywisty wiatr omiataj
ą
c zuchwale wysoki, stary dom stanowi
ą
cy jedno
ść
z niebia
ń
skim
firmamentem, złamana zostaje w ko
ń
cu owa złowieszcza gro
ź
na cisza, która do tej pory była
odwieczn
ą
plag
ą
wszystkich mieszka
ń
ców Kingsport. Starzy ludzie mówi
ą
,
Ŝ
e słycha
ć
dobiegaj
ą
ce stamt
ą
d przyjemne głosy -
ś
piewy i
ś
miech zawieraj
ą
ce w sobie i
ś
cie nieziemsk
ą
rado
ść
, i niemal szeptem dodaj
ą
Ŝ
e
ś
wiatła bij
ą
ce z male
ń
kich okien zakazanej chaty s
ą
Plik z chomika:
Frosthark
Inne pliki z tego folderu:
H.P. Lovecraft - Zły Duchowny.pdf
(17 KB)
H.P. Lovecraft - Zimno.pdf
(25 KB)
H.P. Lovecraft - Zeznania Randolpha Cartera.pdf
(20 KB)
H.P. Lovecraft - Zew Cthulhu.pdf
(189 KB)
H.P. Lovecraft - Zapomniane Miasto.pdf
(31 KB)
Inne foldery tego chomika:
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin