wampiry z morganville 14 rozdział 7.pdf

(155 KB) Pobierz
Rozdział siódmy
1123356269.001.png
Claire mnie widziała.
Przez ułamek sekundy, tak że zdążyłem tylko pomyśleć tutaj jest i
zamarłem, bo tak bardzo chciałem znowu na nią spojrzeć... i wtedy
rzeczywistość się na mnie zwaliła, bo ona stała naprzeciwko mnie, po drugiej
stronie baru, u Florey'a i patrzyła prosto na mnie.
Nie zastanawiałem się nad tym co robić, po prostu to zrobiłem: ruszyłem
się szybko z miejsca i schowałem się za bandą hałaśliwych klientów, którzy
próbowali dopchać się do baru. Potem zostawiłem tacę ze szklankami tam,
gdzie barmani mogli łatwo je znaleźć i krzyknąłem Jesse do ucha: „Moja
dziewczyna Claire jest w barze. Nie wydaj mnie okej? Nie powinno mnie być w
Cambridge!”
Posłała mi niedowierzające spojrzenie, ale nie miała czasu, żeby coś
powiedzieć; jedną ręką nalewała piwo (bez używania otwieracza, miała kilka
całkiem niezłych trików, które pozwalały na otworzenie piwa samym kciukiem,
co było o wiele szybsze), a drugą mieszała rum z Colą. Dwaj pozostali barmani
byli równie zajęci jak ona. Kończyła im się już góra szklanek, którą
przyniosłem im jakąś godzinę temu. I tak miałem już włączone dwie zmywarki
a resztę myłem ręcznie. To był definitywnie najbardziej pracowity dzień u
Florey'a odkąd tu przyjechałem.
Złapałem pudło z brudnymi szklankami, położyłem je sobie na moim
lewym ramieniu i używałem go, żeby zakryć nim swoją twarz. Moje ramię – to
które zostało pogryzione i się goiło – zaczęło rwać kiedy to zrobiłem, ale trochę
ćwiczeń nie mogło mi zaszkodzić. Od czasu do czasu wciąż piekło. I tak,
martwiło mnie to. Jakby nie było, zostałem pogryziony przez wściekłego psa.
Mogły być po tym jakieś skutki uboczne. Ale nie miałem gorączki, nie czułem
się źle, ani nic w tym stylu i wiedziałem, że pójście do normalnego lekarza nie
wchodzi w grę, a ostatnią rzeczą jakiej chciałem to bycie na łasce wampirów,
nawet ich lekarza, który był całkiem niezły, jak na gościa, który wysysa krew.
Zadrżałem na samą myśl.
Kiedy doszedłem na zaplecze, rzuciłem pudło na stół, nalałem sobie
czystej gorącej wody i starałem się nie myśleć o tym co do cholery Claire, ze
wszystkich ludzi na świecie, robiła w barze, w dzień meczu. Musiała przyjść z
kimś. Kim? Może z przyjaciółmi. Ta, to musieli być znajomi. To nie było
miejsce które ona by wybrała, wiedziałem to. Nie była tu sama i nie przyszła tu
także, żeby zaznajamiać się z pijanymi ludźmi. Dlaczego więc każda kość w
moim ciele rozkazywała mi zdjąć fartuch, wziąć ją i stąd wyprowadzić? Nie
była w żadnym niebezpieczeństwie, co najwyżej mogła być popchnięta przez
kogoś z tłumu. Nikt jej nie skrzywdzi. Pete wszystkich obserwował a nikt nie
chciał mu się naprzykrzać.
Czemu ona tu była?
Nie mogła mnie szukać. Nie mogła.
Umyłem z dziesięć szklanek, wytarłem ręce i wyciągnąłem mój nowy
telefon; wybrałem numer i czekałem trzy długie sygnały, ale w końcu Michael
odebrał. „Hej,” powiedziałem. „Nie mam czasu gadać, ale muszę zapytać czy
powiedziałeś Claire gdzie jestem?”
„Co? Nie gościu. Kazałeś mi obiecać. Nie powiem jej. To Twoja sprawa.”
„Eve? Czy Eve jej nie powie?”
„Nie. Chce, ale tego nie zrobi.”
„Kurczę. Cóż, Claire tu jest.”
„Tu, gdzie?”
„W barze. Tu gdzie pracuję. Och, i mieszkam. W pokoju na górze. Więc
tak jakby nie jestem w stanie ciągle jej unikać, jeśli ciągle będzie tu się
pojawiać.”
„Rozmawiałeś z nią?”
„No coś Ty! Zmywam naczynia na zapleczu!” To i fakt, że strasznie
bałem się, że mnie znienawidzi za to, że za nią pojechałem. Bałem się, że
pomyśli, że złamałem obietnicę, choć tak naprawdę tego nie zrobiłem – nie
zbliżałem się do niej. Po prostu... byłem łatwo dostępny w razie, gdyby mnie
potrzebowała. „Posłuchaj, po prostu – nie wiem czy mnie widziała czy nie, ale
jeśli o mnie zapyta, powiedz jej, że jestem w pracy. To nie będzie kłamstwo.”
„Ślizgasz się od najlepszego przyjaciela do przyjaciela, który prosi o to,
żebym go krył,” powiedział Michael. „Koleś, tylko Cię ostrzegam. Proszenie
kogoś o okłamywanie swojej dziewczyny nigdy nie jest czymś dobrym dla
związku.”
„Wiem. Ja po prostu – patrz, zamierzam jej powiedzieć, ale chce dać jej
trochę czasu, którego potrzebuje, to wszystko. Staram się nie wchodzić jej w
drogę -” przerwał mi krzyk z baru; znowu kończyły im się kufle do piwa.
Odkrzyknąłem, że już przynoszę, a Luis, drugi pomywacz, wziął je i zaniósł do
baru. „Słuchaj, muszę spadać. Jest spoko?”
„Jest spoko,” powiedział Michael. „Uważaj na siebie.”
„Słyszę. Teraz moim najgorszym problemem są zaniedbane dłonie.”
„Wyślę Ci jakiś krem do rąk i lakier do paznokci. Chcesz, żebym kupił Ci
też zestaw mani – pedi?”
„Matko -” Rozłączył się zanim zdążyłem dokończyć, ale to pewnie lepiej.
Potrząsnąłem głową i znowu szorowałem szklanki – cholera, nie znoszę
szminki, przynajmniej w tym kontekście – przez jakieś kolejne dwadzieścia
minut, zanim nie przyszła Jesse i niespodziewanie nie trzepnęła mnie w ramię.
Podskoczyłem i prawie upuściłem właśnie myty przeze mnie kieliszek do
martini, który odliczyliby mi z już i tak niezbyt dobrej pensji, ale zdążyła go
złapać, zanim spadł na podłogę. Miała doskonały refleks.
Zbyt doskonały.
„Twoją dziewczyną jest Claire Danvers?” zapytała mnie, kładąc kieliszek
do martini na suszarce do naczyń.
„Taa, wciąż tu jest?”
„Nie, w ogóle jej tu nie widziałam, ale dostałam wiadomość, że czeka na
zapleczu. Chcesz z nią porozmawiać?”
Tak. Chciałem tak bardzo z nią porozmawiać, że aż ssało mnie w żołądku.
„Nie,” powiedziałem. „Tylko nie mów jej, że tu jestem, okej? To
skomplikowane.” Cholera, znowu rwała mnie ręka, mięśnie się naprężały i
paliły. Roztarłem ją, marszcząc brwi i zastanawiając się, czy zbytnio jej nie
nadwyrężam.
„Powtarzasz się kolego. W porządku, pytała o mnie, więc idę. Trzymaj
tempo.” Mrugnęła do mnie i tak, była o wiele bardziej gorąca, niż wszystkie
inne dziewczyny, które kiedykolwiek do mnie mrugały, przynajmniej
teoretycznie. Ale miałem już sporo doświadczenia z gorącymi wampirzymi
laskami i nigdy nie kończyło się to dla mnie dobrze. Więc odpowiedziałem jej
nic nie znaczącym skinieniem głowy i starałem się nie patrzeć na jej tyłek,
kiedy zmierzała w stronę drzwi. Wyglądało na to, że byłem tu jedynym, który
próbował się temu oprzeć. Mogłeś się zatracić w tej słodyczy.
Jesse nie było przez całą piętnastominutową przerwę i kiedy wróciła,
uniosła swoje kciuki do góry. „Wszystko okej,” powiedziała. „Idzie do domu.
Więc, mimo że nic nie mówiłeś, podejrzewam, że mieszkałeś tam gdzie ona.”
Kiwnąłem głową bez żadnego komentarza; ostatecznie nie wiedziałem
nawet, czy Jesse dokładnie wie skąd była Claire. Ale musiała, ponieważ
rozejrzała się po kuchni i kiedy upewniła się, że Luis był po szyję zanurzony we
własnej pracy, spojrzała na mnie swoimi krwawo czerwonymi oczyma.
Rozchyliła usta na tyle, żebym mógł zobaczyć końcówki jej kłów, ostre na tyle,
że mogły przeciąć stal.
W odpowiedzi pokazałem jej mój lewy nadgarstek, na którym lśniły
cienka srebrna bransoletka. Wyglądała na modną, ale była również całkiem
niezłą bronią. Wtedy odsłoniłem szyję, by pokazać jej pasujący do kompletu
łańcuszek.
Zaśmiała się delikatnie, a wtedy błysk w jej oczach i kły zniknęły. „Tylko
się zgrywam.” powiedziała i posłała mi dziwaczny, żartobliwy uśmiech. „Jesteś
tym dobrym, Shane.”
„Tak długo, jak nie muszę być tym zimnym.”
„Wiedziałam, że Cię lubię. Masz w sobie coś takiego” – oblizała swoje
usta, ale nie w sugestywny sposób. Okej, może trochę. Albo nawet bardzo. –
„pikantnego.”
„To mój dezodorant, jest naprawdę męski. Nie bierz tego za zaproszenie.
Nic dla Ciebie nie mam Jesse.”
„Nie ceń się tak nisko, przystojniaku, ale jakby co, nie jesteś moim
ulubionym typem przekąski. A ja nie jestem z tych, którzy przychodzą
nieproszeni, jeśli rozumiesz o co mi chodzi.”
„Rozumiem. Lubisz myśleć o sobie jako o miłym wampirze.”
Jej uśmiech zniknął i zaczęła wyglądać po prostu... groźnie. „Nie mówmy
sobie głośno po imieniu. Komuś mogłaby się stać krzywda. Co tu robisz?
Polujesz? Bo jeśli tak, to możemy załatwić to gdzie indziej. Tutaj muszę
zarabiać na życie.”
„Po prostu potrzebuję kasy, tak samo jak Ty.” powiedziałem. „Słuchaj,
naprawdę nie spodziewałem się wpaść na wa – bardzo fajne dziewczyny takie
jak Ty w mieście takim jak to (wstawię tu tekst oryginału, bo nie chcę psuć go
bardziej niż już to zrobiłam :P „I really didn’t expect to run into any vam—very
nice ladies such as yourself in a city like this.” - przyp.tłum.). Byłem
przekonany, że wszystkie takie są razem w domu, gdzie Założycielka może ich
pilnować.”
„Ona uwielbia to robić,” zgodziła się Jesse. „Wyjechałam z miasta
trzydzieści lat temu i trochę podróżowałam – znajdowałam innych i
sprowadzałam ich do domu. Wtedy przyjechała tu prof. Anderson i zostałam
oddelegowana przez Założycielkę, żeby jej pilnować (w sensie strzec,
pilnować, żeby nie stała się jej krzywda – przyp.tłum.).”
„Czy pilnować? (W sensie obserwacji poczynań itp. - przyp.tłum.)”
Wzruszyła ramionami. „Jak się okazuje, jedno drugiego nie wyklucza.”
To było niepokojąco podobne do tego, co ja robiłem Claire, więc
zdecydowałem się opuścić tę kwestię. „Więc jesteś tu oddelegowana.
Oficjalnie.”
„Tak,” jeszcze raz rozejrzała się wokoło i sprawdziła swój zegarek. „A
ponieważ rozumiesz zasady, nigdy nie było tej rozmowy, albo będę musiała
skontaktować się z domem i zapytać co mam zrobić z tobą i twoją piękną
gadatliwą buźką. Jasne?”
„Jasne,” odpowiedziałem. „Ale nie będę zbytnio szczęśliwy, jeśli dowiem
się, że urządzasz tu sobie polowania.”
„Cóż, tego byśmy nie chcieli, nieprawdaż?”
„Nie, nie chcielibyśmy,” powiedziałem. „zwłaszcza odkąd jestem synem
Franka Collinsa.”
To spowodowało, że na chwilę się zatrzymała, jeszcze raz uważnie mi się
przyglądając. Wtedy jej uśmiech wrócił, trochę bardziej łagodny. „Spotkałam
kiedyś Twojego ojca, był wtedy mniej więcej w Twoim wieku. Lubiłam go,”
powiedziała. „Zawsze był bezpośredni. I widzę, że jesteś do niego podobny.”
„Nie,” odpowiedziałem. „Nie jestem. Ale wystarczy, że wiesz skąd jestem
i że nie bawię się w głupie gadanie. Jeśli coś stanie się Claire przez Ciebie,
będziemy mieli całkiem inną rozmowę.”
„Nie mam żadnego interesu w robieniu jej krzywdy.” powiedziała Jesse.
„Lubię świat taki, jakim jest. Nie tęsknię za widłami i pochodniami, a ponadto
mam kolegę chętnego, by zapewniać mi moje potrzeby, a kiedy mam ochotę na
coś innego, zawsze będzie ktoś taki, kto sam chce oddać krew. Wystarczy
wiedzieć gdzie pójść i kiedy przestać.”
Brzmiało dobrze, ale wciąż byłem ostrożny. Ona też; widziałem to w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin