West Sarah - Przytul Mnie.txt

(131 KB) Pobierz
`st







     Sarah West
    Przytul mnie

     





















 Zak�ad Nagra� i Wydawnictw

    Zwi�zku Niewidomych

      Warszawa 1996





 Prze�o�y�a: Barbara 
Gentkowska















T�oczono pismem punktowym 

dla niewidomych w Drukarni 

Zak�adu Nagra� i Wydawnictw

Zwi�zku Niewidomych 

w Warszawie, 

ul. Konwiktorska 9



Przedruk z wydawnictwa

"Phantom Press International", 
Gda�sk 1991







Pisa�a M. Szyma�ska

Korekty dokona�y

U. Maksimowicz

i K. Markiewicz





Rozdzia� 1





Laine zobaczy�a ich w bramie 
parku. Zacisn�a kurczowo  palce 
na brzegu �awki, by�a bardzo 
zdenerwowana. M�czyzna mia� na 
sobie obszarpane d�insy i 
wyp�owia�y podkoszulek. By� 
wysoki. Widzia�a go kiedy� na 
zdj�ciu. Obrzuci�a spojrzeniem 
niesforn�, jasnobr�zow� czupryn� 
i poci�g��, wyrazist� twarz, ale 
ca�� uwag� skupi�a na dziecku. 
Dziewczynka, trzymaj�c go za 
r�k�, podskakiwa�a rozradowana, 
szczebiocz�c i �miej�c si�.

Laine zadr�a�a. Przez chwil� 
nie mog�a z�apa� oddechu. Ile� 
to czasu czeka�a na ten moment? 
Mia�a wra�enie, �e przez 
ostatnie osiem lat - od chwili, 
gdy odwr�ci�a si� od swego 
�pi�cego dziecka i po�piesznie 
opu�ci�a szpital - czeka�a na to 
spotkanie.

Nie powinna tu przychodzi�. 
Nie przypuszcza�a, �e b�dzie to 
takie przykre. Ogarn�o j� 
uczucie wszechogarniaj�cej 
pustki. Pragn�a tylko jednego -  
nie zemdle�. Kilka szybkich 
oddech�w... T�sknym wzrokiem 
wpatrywa�a si� w twarz 
dziewczynki okolon� d�ugimi 
jasnymi lokami, kt�re sp�ywa�y 
a� na ramiona. Nie dostrzeg�a 
�adnego podobie�stwa do swojej 
szerokiej twarzy o wystaj�cych 
ko�ciach policzkowych.

- Tatusiu, jak my�lisz, czy 
b�d� tam baranki?

Dzieci�cy g�osik przeszy� j� 
na wskro�. Spojrza�a na twarz 
m�czyzny. U�miecha� si� z 
czu�o�ci� do ma�ej os�bki, a na 
twarzy mia� wypisan� mi�o�� do 
dziecka. To g��boko poruszy�o 
Laine.

- Nie wiem kurczaczku. Chyba 
tak. Ale Rafferty b�dzie na 
pewno.

Jego �agodny i przyjemny g�os 
potr�ci� w niej jak�� g��boko 
ukryt� strun�. Jak mog�a by� 
zazdrosna o kogo�, kto ub�stwia� 
sw� c�rk�, kto wychowa� j� od 
niemowl�cia, a w ka�d� sobot� 
zabiera� j� do zoo w pobliskim 
parku? A jednak czu�a zazdro��, 
dot�d obc� jej racjonalnej, 
ch�odnej psychice.

- Kocham Raffertego! Tatusiu, 
czy mo�emy wzi�� tak� owieczk� 
do domu?

- Wiesz, �e nasi s�siedzi nie 
byliby tym zachwyceni. A poza 
tym nie mamy do�� trawy, �eby j� 
wykarmi�.

- Przecie� mogliby�my kupowa� 
dla niej jedzenie. Tak bardzo 
chcia�abym mie� owieczk�.

- Obawiam si� �obuziaku, �e 
Fruitcake musi ci wystarczy�.

- Tylko Fruitcake?

W�a�nie j� mijali. Ogarn�o j� 
przera�enie. Czu�a, �e nie mo�e 
pozwoli� im tak po prostu 
odej��. Jedno spojrzenie to za 
ma�o. Musi j� pozna�, m�wi� do 
niej, dotkn��, przytuli�... 
Zupe�nie nie zdaj�c sobie z tego 
sprawy wsta�a i posz�a za nimi. 
Nie by�a to �wiadoma decyzja, po 
prostu - impuls.

Pami�ta�a, �e Agencja 
Adopcyjna stara�a si� za wszelk� 
cen�, aby Laine unikn�a tego 
spotkania.

Czu�a si� teraz tak, jakby 
traci�a cz�stk� samej siebie. 
Stara rana, kt�r� czas prawie 
uleczy�, otworzy�a si� na nowo. 
Jake Bennington - dobrze zna�a 
to nazwisko, podobnie jak imi� 
dziewczynki, Abigail - pokaza� 
karnet i oboje weszli na 
dziedziniec.

Ma�a z okrzykiem zachwytu 
podbieg�a do dw�ch nowo 
narodzonych jagni�t, �apczywie 
ss�cych mleko swej matki.

Laine jak automat sz�a za 
nimi.

- Czy� nie s� �liczne...?

W g�osie Abby s�ycha� by�o 
rado�� o�mioletniego dziecka z 
poznania czego� nowego.

- Oczywi�cie. S� te� bardzo 
delikatne.

Jake przykucn�� obok c�reczki 
i ostro�nie g�adzi� jedno z 
jagni�t.

Poczu�a do niego niech��, nie 
wiadomo dlaczego.

- Ja te� mog�...?

- Ostro�nie, kochanie. Nie 
przestrasz ich.

Dwie g�owy, m�czyzny i 
dziecka, pochyli�y si� nad 
zwierz�tkami. Nie by�o mi�dzy 
nimi miejsca dla nikogo obcego.

Laine dyskretnie otar�a �zy i 
w ko�cu pos�ucha�a g�osu 
rozs�dku. Nie mo�na tego 
przed�u�a�! Zebra�a si� resztk� 
si� i odesz�a.



   **       **       **



Przez ca�y weekend walczy�a 
sama ze sob�. Przyjecha�a do 
Burchester, by odnale�� c�rk�. 
Teraz jednak musi wyjecha�.

Ze znalezieniem pracy i 
mieszkania nie b�dzie problemu. 
Na wykwalifikowanych ksi�gowych 
z praktyk� zawsze jest 
zapotrzebowanie.

Jednak wci�� nie mog�a si� 
zdecydowa�. Je�li teraz  
wyjedzie, straci z Abby wszelki 
kontakt. Gdyby tu zosta�a, 
mog�aby j� czasami widywa�. 
Wiedzia�a, do kt�rej szko�y 
chodzi, mog�aby j� obserwowa� na 
boisku i gdy wraca do domu. Po 
prostu - przelotne spojrzenia, 
kt�re daj� spok�j jej 
zg�odnia�ej duszy. Mog�a te� 
widzie� jak dorasta, wychodzi za 
m��...

Nie, to tylko przed�u�y�oby 
jej cierpienie! Chyba lepiej nie 
wiedzie� co si� dzieje z 
dzieckiem, lepiej go nigdy 
wi�cej nie widzie�.

Jak rozs�dna i opanowana by�a 
wtedy, gdy podejmowa�a t� 
decyzj�! Jednak p�niej 
nast�pi�o to okropne poczucie 
winy i zrozumienie, �e porzuci�a 
co� bardzo cennego!

Przez lata trudnych studi�w, 
pod lawin� fakt�w i cyfr, 
stara�a si� zapomnie� o dziecku. 
Jednak kiedy nieoczekiwanie 
pojawi�a si� mo�liwo�� 
odszukania c�rki, skorzysta�a z 
niej bez wahania. Teraz w�a�nie 
zbiera owoce tej decyzji.

Ranek przyni�s� ulg�. Przez 
kilka godzin nie b�dzie mia�a 
czasu, by dr�czy� si� my�l� o 
trudnych sprawach. Musia�a wsta� 
i pojecha� do centrum Burchester 
- do Victorian Mansion - gdzie 
mie�ci�o si� biuro jej szefa.

Gdy wesz�a do swego pokoju, 
czeka�a na ni� wiadomo��. Mia�a 
spotka� si� ze swym 
wsp�pracownikiem Rogerem 
Prentice. Mia� pi��dziesi�t lat, 
ale by� uosobieniem energii. W 
ci�gu ostatnich dni przej�� na 
siebie prawie ca�y ci�ar 
bie��cych spraw. Jego gabinet 
by� jak zwykle zawalony stosem 
papier�w pi�trz�cych si� 
dos�ownie wsz�dzie.

- Ca�kiem ci� zasypa�o! - 
krzykn�a na powitanie. - Jak 
sobie z tym dajesz rad�?

Odwzajemni� si� zdawkowym 
u�miechem.

- Nie narzekam. Siadaj.

Usiad�a na wolnym krze�le, 
zak�adaj�c nog� na nog�. Mia�a 
na sobie kremow�, p��cienn� 
sp�dniczk�, kt�r� w�o�y�a 
korzystaj�c z ciep�ego 
wiosennego dnia. W po��czeniu z 
zielon� bluzk� tworzy�a zestaw 
bardzo kobiecy.

- W pi�tek po po�udniu, gdy 
ciebie ju� nie by�o, odebra�em 
telefon.

- By�am u Jacksona - wtr�ci�a 
szybko.

- Wiem. Um�wi�em ci� z 
klientem na dzisiejsze 
popo�udnie. Chyba jeste� 
wolna...?

- Nie ma sprawy, cho� mam 
mn�stwo innej roboty. Do �rody 
mam odda� sprawozdanie podatkowe 
dla Jacksona.

- Ta sprawa to tylko wst�pna 
rozmowa. Facet nazywa si� Jake 
Bennington. Ma w okolicy kilka 
klub�w odnowy biologicznej.

Laine prze�kn�a �lin�. 
Poprzez szum w uszach us�ysza�a 
sw�j w�asny g�os.

- Ma tu przyj��?

- Tak. Chce, by�my udzielili 
mu porady w sprawach 
finansowych. Chodzi o przelew 
got�wki. Ma z tym jakie� 
problemy, a ty jeste� 
specjalistk� w po�yczkach. 
Zajmiesz si� nim, dobrze?

Wsta�a. W g�owie mia�a zam�t. 
Nie wiedzia�a, co ma my�le�. 
By�a zdecydowana wyjecha�, a tu 
sam los postawi� na jej �cie�ce 
Jake'a Benningtona.

- Dzi�ki ci, Roger. 
Oczywi�cie, spotkam si� z nim.

Zupe�nie oszo�omiona wr�ci�a 
do swego gabinetu i ci�ko 
opad�a na fotel. Patrzy�a 
niewidz�cym wzrokiem na 
za�miecone biurko.

Jake Bennington! Stan�� przed 
ni� jak �ywy: wysoki, szczup�y, 
mocny. Cz�owiek, na kt�rym mo�na 
si� oprze�. By� idealn� reklam� 
systemu odnowy biologicznej, 
kt�r� propagowa�.

Hu�taj�c si� na krze�le 
my�la�a, �e b�dzie teraz dla 
niego pracowa�. Oczywi�cie!

Wszystko, co mia�a zrobi�, to 
spotka� si� z nim i zaj�� jego 
spraw�: uczciwie, logicznie, 
profesjonalnie. Jest po prostu 
jednym z klient�w.

Kiedy punktualnie o trzeciej 
zjawi� si� w jej pokoju, musia�a 
przywo�a� ca�y sw�j ch�odny 
profesjonalizm, by spokojnie go 
przywita�. Wygl�da� inaczej ni� 
wtedy, w parku. W 
nieskazitelnym, szarym 
garniturze m�g�by by� przyk�adem 
eleganckiego businessmana. 
Promieniowa� jak�� tajemnicz� 
si�� i m�sko�ci�.

- Mi�o mi pana pozna�, panie 
Bennington.

- Panna Tyson, prawda? Mam 
nadziej�, �e dobrze wymawiam 
pani nazwisko - wyci�gn�� r�k�. 
- Dzie� dobry.

Laine odnios�a wra�enie, �e 
znaj� si� od lat. Ku swemu 
zdziwieniu zobaczy�a w jego 
oczach iskierki sympatii.

- Witam pana! Mo�e fili�ank� 
herbaty?

Jego u�miech przyprawi� j� o 
przy�pieszone bicie serca.

- Ch�tnie. Dzi�kuj�.

- Prosz� usi���. Za moment 
wr�c�.

Zam�wi�a herbat�, szcz�liwa, 
�e chwilowa przerwa pozwoli jej 
odzyska� r�wnowag�.

W tym czasie Jake postawi� na 
pod�odze sw� wypchan� teczk� i 
wydoby� z niej plik dokument�w.

- Czy zna pani moj� spraw�?

- Chodzi o przelew got�wki?

- Zgadza si�. Potrzebuj� 
kolejnej po�yczki, ale bank nie 
chce mi jej udzieli� bez 
wi�kszej ilo�ci danych i 
odpowiednich zabezpiecze�.

- Na co pan chce przeznaczy� 
ten kredyt?

- Chc� wyposa�y� klub, kt�ry 
otwieram w przysz�ym miesi�cu.

- Rozumiem. Ile pan posiada 
klub�w?

- Pi��. Ten b�dzie sz�sty.

- A dzia�a pan, je�li si� nie 
myl�, zaledwie rok?

- Osiemna�cie miesi�cy. Ma to 
jakie� znaczenie?

- Za szybko si� pan rozwija. 
To do�� powszechny problem.

- No c�, pani si� na tym zna. 
Co powinienem zrobi� w tej 
sytuacji?

- Prosz� da� mi troch� czasu. 
Zanim udziel� porady, musz� si� 
zorientowa� w sprawie, tak�e w 
banku.

- To brzmi optymistycznie, 
panno Tyson, ale ja nie mam 
czasu. Wierzyciele depcz� mi po 
pi�tach.

Laine u�miechn�a si�.

- Przystopujemy ich, 
przynajmniej czasowo. Poczekaj�, 
gdy im powiem, �e zg�osi� si� 
pan po porad� finansow�.

U�miechn�� si� szeroko. Jego 
poci�g�� twarz pokry�a siateczka 
bruzd i zmarszczek, tworz�c 
interesuj�cy rysunek.

- To ju� co�! - znowu si� 
u�miecha�.

Zignorowa�a ten u�miech. 
Odp�dzi�a g�upie my�li i 
spr�bowa�a skupi� si� na 
sprawie.

- Chcia�bym rozwin�� sie� 
klub�w w miastach na terenie 
ca�ego kraju - powiedzia� 
zbieraj�c si� do wyj�cia. - 
Kultura fizyczna jest potrzebna. 
Czy widzia�a pani kt�ry� z moich 
klub�w?

Laine zarumieni�a si�. 
Przypomnia�a sobie, jak 
przychodzi�a do klubu 
Burchester, by zdoby� informacje 
o jego prywatnym �yciu, o 
miejscach, gdzie najc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin