Patterson James - Piaty jezdziec apokalipsy.pdf

(415 KB) Pobierz
50353583 UNPDF
PATTERSON
PETER DE JONGE
DROGA
m
Hi
ob?ecy Klub Zbrodni
JAMES PATTERSON
MAXINE PAETRO
PIĄTY JEŹDZIEC APOKALIPSY
JAMES PATTERSON (ur. 1947) należy do
czołówki amerykańskich autorów powieści sensacyjnych. Przez wiele lat pracował w
reklamie. Jako pisarz zadebiutował w 1976, ale dopiero międzynarodowy sukces
thrillera W SIECI PAJĄKA (1993) umożliwił mu poświęcenie się wyłącznie karierze
literackiej. Na swoim koncie ma ponad 30 powieści, w tym 13 ze swoim ulubionym
bohaterem, czarnoskórym policjantem i agentem FBI Alexem Crossem (m.in.
KOLEKCJONER, KOT I MYSZ, WIELKI ZŁY WILK, NA SZLAKU TERRORU, Cross). Łączna
sprzedaż jego książek przekroczyła 100 min egzemplarzy, a Patterson stał się
(obok Dana Browna) najlepiej zarabiającym pisarzem amerykańskim. W ostatnich
kilkunastu miesiącach na czołowych miejscach list bestsellerów w USA znalazły
się w krótkim odstępie czasu -MARY, MARY, DROGA PRZY PLAŻY, PIĄTY JEŹDZIEC
APOKALIPSY, Cross, Judge & Jury, Step on a Crack, The 6th Target, The Quickie,
You Have Been Warned i Double Cross.
MAXINE PAETRO (ur. 1946) - pracownik agencji reklamowej, dziennikarka i pisarka
amerykańska. Jej dorobek literacki obejmuje 8 powieści - Manshare, Babydreams,
Windfall oraz pięć thrillerów z serii Kobiecy Klub Zbrodni napisanych wspólnie z
Jamesem Pattersonem (TRZY OBLICZA ZEMSTY, CZWARTY LIPCA, PIĄTY JEŹDZIEC
APOKALIPSY, The 6łh Target, The 7th Heaven).
Polecamy powieści Jamesa Pattersona
DOM PRZY PLAŻY DROGA PRZY PLAŻY
KRZYŻOWIEC MIESIĄC MIODOWY RATOWNIK
Kobiecy Klub Zbrodni
TRZY OBLICZA ZEMSTY CZWARTY LIPCA PIĄTY JEŹDZIEC APOKALIPSY
Alex Cross
W SIECI PAJĄKA KOLEKCJONER FIOŁKI SĄ NIEBIESKIE CZTERY ŚLEPE MYSZKI
WIELKI ZŁY WILK NA SZLAKU TERRORU MARY, MARY
Wkrótce
SĘDZIA I KAT NEGOCJATOR OTRZYMAŁEŚ OSTRZEŻENIE SZYBKI NUMER
Kobiecy Klub Zbrodni
SZÓSTY CEL SIÓDME NIEBO
Alex Cross
CROSS ZDRADA
Oficjalna strona internetowa Jamesa Pattersona: www.jamespatterson.com
JAMES PATTERSON
MAXINE PAETRO
PIATY JEŹDZIEC APOKALIPSY
Z angielskiego przełożyła ANNA KOŁYSZKO
WARSZAWA 2007
Tytuł oryginału: THE FIFTH HORSEMAN
Copyright © James Patterson 2006 All rights reserved
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2007
Copyright © for the Polish translation by Anna Kotyszko 2007
Redakcja: Barbara Bogusz Ilustracja na okładce: Getty Images/Flash Press Media
Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz
ISBN 978-83-7359-563-7
Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.
t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009 www.olesiejuk.pl
Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe www.merlin.pl www.empik.com
www.ksiazki.wp.pl
WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954
Warszawa
Wydanie I Skład: Laguna Druk: WZDZ - Drukarnia Lega, Opole
Proszę, niech przyjmą nasze wyrazy wdzięczności: dr Humphrey Germaniuk, lekarz
medycyny sądowej z hrabstwa Trumbull, Ohio, za udostępnienie nam teorii i
praktyki me"dycyny sądowej, niezrównany komendant policji Richard Conklin z
Biura Śledczego w Stamford, Connecticut, oraz nasz konsultant medyczny, dr med.
Allen Ross z Montague, Massachusetts.
Pragniemy również podziękować prokuratorom Philipowi R. Hoffmanowi, Kathy Emmett
i Marty'emu White'owi za udostępnienie nam swoich ekspertyz prawnych.
Szczególną wdzięczność winniśmy naszym znakomitym asystentkom badawczym — Lynn
Colomello, Ellie Shurtleff, Yukie Kito i niezastąpionej Mary Jordan.
Prolog
Była północ
Rozdział 1
Deszcz bębnił mocno o szyby, kiedy w Szpitalu Miejskim San Francisco rozpoczął
się obchód na nocnej zmianie trwającej od północy do ósmej rano. Na Oddziale
Intensywnej Opieki Medycznej spała trzydziestoletnia Jessie Falk, unosząc się na
wywołanym percocetem rozlewisku błogiego światła.
Od lat nie miała tak pięknego snu.
Razem z trzyletnią Claudią, promyczkiem swojego życia, kąpała się w basenie przy
domu babci. Dziewczynka miała na sobie urodzinowy kostium i różowe rękawki do
pływania. Machała rękami w wodzie, a słońce migotało w jej blond loczkach.
— Ojciec Wergiliusz prosi, żebyś pocałowała mnie jak motylek.
— Mamusiu, motylek tak muska?
Z krzykiem i śmiechem kręciły się w kółko i zanurzały, wołając „ziuuuuuuuu", gdy
wtem ostry ból nieoczekiwanie przeszył pierś Jessie.
Obudziła się z krzykiem, gwałtownie usiadła i przycisnęła ręce do klatki
piersiowej.
Co się dzieje? Co to za ból?
Natychmiast uświadomiła sobie, że leży w szpitalu i że znów ma nudności.
Przypomniała sobie, jak ją tu przywieziono, jak
2
lekarz w karetce pocieszał, że nie ma powodu do obaw, bo wszystko będzie dobrze.
Osunęła się na materac i tracąc przytomność, obmacywała krawędź łóżka w
poszukiwaniu dzwonka do pielęgniarek. Dzwonek jednak wyśliznął jej się z ręki i
upadł. Tylko uderzył głucho w bok łóżka.
Boże, co się dzieje? Brak mi tchu. Coś potwornego. Niedobrze mi, pomyślała z
przerażeniem.
Szarpiąc głową w obie strony, Jessie omiatała spojrzeniem ciemną szpitalną salę.
Nagle w oddali dostrzegła ludzką sylwetkę. Znajoma twarz.
— Chwała Bogu — szepnęła. — Pomocy. Moje serce. Wyciągnęła ręce, chwyciła słabo
powietrze, ale osoba stojąca
w cieniu ani drgnęła.
— Błagam — ponowiła prośbę.
Ten ktoś nie podszedł, nie kwapił się z pomocą. Co się dzieje? Przecież to
szpital. Osoba stojąca w cieniu tu pracuje.
Mroczki stanęły Jessie w oczach, a rozdzierający ból pozbawił ją tchu. Raptem
cały obraz skupił się w jednej gwiazdce białego światła.
— Błagam, pomocy. Chyba już...
— Tak, Jessie — potwierdziła osoba w cieniu. — Umierasz. Piękny widok, jak
przechodzisz na drugą stronę.
Rozdział 2
Jessie biła rękami o pościel niczym ptaszek trzepoczący skrzydełkami. Po chwili
ręce zastygły w bezruchu. Umarła.
Nocna zjawa podeszła, uklękła przy łóżku. Na twarzy młodej kobiety wystąpiły
plamy, zasinienia. Była wilgotna w dotyku, źrenice miała nieruchome. Brak tętna.
Żadnych oznak życia. Gdzie ona teraz jest? W niebie, w piekle, nigdzie?
Tajemnicza postać podniosła dzwonek z podłogi, naciągnęła zmarłej koc, poprawiła
blond włosy i kołnierzyk koszuli, osuszyła chusteczką ślinę na wargach.
Zwinnymi palcami podniosła z nocnego stolika zdjęcie w ramce stojące obok
telefonu. Śliczna młoda matka z córeczką na ręku. Mała chyba ma na imię
Claudia...
Nocna zjawa odstawiła zdjęcie, zamknęła Jessie Falk oczy, a na każdej powiece
położyła po miedziaku mniejszym od dziesięciocentówki. Na obu widniał kaduceusz,
kij opleciony parą węży, zwieńczony dwoma skrzydłami, symbol profesji medycznej.
Pożegnanie rzucone szeptem zginęło w pisku opon aut mknących po mokrym bruku
pięć pięter niżej na Pine Street. — Dobranoc, księżniczko.
2
Część 1 Z premedytacją
Rozdział 3
Siedziałam przy biurku i przerzucałam stertą akt, dokładnie osiemnastu otwartych
spraw o zabójstwo, kiedy zadzwoniła do mnie na prywatną linię Yuki Castellano.
— Moja mama zaprasza nas na lunch do Armani Cafe — powiedziała. Była adwokatką,
a zarazem najnowszą członkinią Kobiecego Klubu Zbrodni. — Musisz ją poznać,
Lindsay. Swoim wdziękiem nakłoni nawet węża do zrzucenia skóry, a mówię to z
najwyższym podziwem.
No i co miałam wybrać: sałatkę z tuńczyka popitą zimną kawą u siebie w gabinecie
czy pyszny śródziemnomorski obiad, chociażby carpaccio na liściach rukoli
posypane parmezanem, z kieliszkiem merlota, w towarzystwie Yuki i jej mamy
czarującej nawet węże?
Wyrównałam stos teczek, powiedziałam Brendzie, naszej wydziałowej sekretarce, że
wrócę za dwie godziny, i opuściłam gmach sądu miejskiego, w którym dopiero o
trzeciej po południu musiałam się stawić na zebranie służbowe.
Słoneczny wrześniowy dzień przerwał falę deszczów i był jednym z ostatnich
wspaniałych dni babiego lata przed nastaniem w San Francisco mokrych, jesiennych
chłodów.
Co za radość napawać się tą pogodą na dworze!
Z Yuki i jej mamą, Keiko, spotkałam się przed Saksem
2
w ekskluzywnym centrum handlowym przy Union Square obok Golden Gate Panhandle.
Szlyśmy zagadane Maiden Lane w kierunku Grant Avenue.
— Przesadzacie z tą nowoczesnością— zganiła nas Keiko. Była zgrabna jak ptaszek,
drobna, elegancko ubrana i uczesana. Torby z zakupami niosła zawieszone na ręce.
— Mężczyźni nie lubią tak niezależnych kobiet.
— Mamo —jęknęła Yuki. — Daj spokój! Żyjemy w Ameryce i mamy dwudziesty pierwszy
wiek.
— Spójrz na siebie, Lindsay — ciągnęła Keiko, nie zważając na Yuki, która
szturchnęła mnie w bok. — Co ty nosisz przy sobie!
Obie wydałyśmy okrzyk radości i wybuchnęłyśmy śmiechem, który niemal zagłuszył
słowa Keiko mówiącej, że mężczyźni nie lubią uzbrojonych kobiet.
Wierzchem dłoni wytarłam oczy. Stanęłyśmy na czerwonym świetle.
— Ale ja mam kogoś — powiedziałam.
— I to jakiego! — podchwyciła Yuki, gotowa wygłosić pean na temat mojego faceta.
— Joe jest bardzo przystojnym Włochem, tak samo jak tata. Ma poważne stanowisko
państwowe. W Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
— Umie cię rozbawić? — spytała Keiko, wymownie pomijając referencje Joego.
— Oj tak. Czasem wprost pokładamy się ze śmiechu.
— I dobrze cię traktuje?
— Baaardzo dobrze — odparłam z uśmiechem. Keiko pokiwała głową z aprobatą.
— Znam ja tę minę — rzekła. — Trzeba sobie znaleźć mężczyznę stanu wolnego.
Yuki i ja znów się roześmiałyśmy, a po błysku w oczach Keiko poznałam, że bawi
ją rola detektywa.
— Kiedy ten cały Joe ostatnio do ciebie dzwonił? Zarumieniłam się. Dla
wzmocnienia efektu Keiko dźgnęła
w moją stronę zadbanym palcem. Joe mieszkał w Waszyngtonie,
2
a ja nie, bo nie mogłam. Dlatego nie wiedziałam, jak się ułoży nasz związek.
— Jeszcze nie jesteśmy zaręczeni — powiedziałam.
— Kochasz go?
— Bardzo — wyznałam.
— A on ciebie?
Mama Yuki przyglądała mi się z rozbawieniem, lecz wtem zamarła, jakby
skamieniała. Jej zawsze żywe oczy teraz zaszły mgłą uciekły do tyłu, nogi ugięły
się w kolanach.
Próbowałam złapać ją w locie, ale nie zdążyłam.
Upadając na chodnik, tak zawyła, że serce podeszło mi do gardła. Nie wierzyłam
własnym oczom. Nie pojmowałam, co się dzieje. Czyżby przechodziła zawał?
Yuki zaczęła krzyczeć, uklękła przy mamie, uderzała ją po twarzy i wołała:
— Mamo, mamo, obudź się.
— Yuki, odsuń się. Keiko, słyszysz mnie?
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy przyłożyłam palce do jej tętnicy szyjnej,
wymacałam puls, zmierzyłam z pomocą sekundnika.
Oddychała, ale puls miała bardzo słaby, ledwo wyczuwalny. Odczepiłam swój
telefon komórkowy od paska i wezwałam dyspozytora.
— Porucznik Boxer, licencja numer dwadzieścia siedem dwadzieścia jeden —
krzyknęłam do słuchawki. — Wzywam erkę na róg Maiden Lane i Grant. Natychmiast!
Rozdział 4
Szpital Miejski San Francisco był ogromny, sam przypominał miasto. Niegdyś
państwowy, kilka lat temu się sprywatyzował, jednak nadal przyjmował
ponadplanową liczbę ubogich pacjentów oraz chorych odesłanych przez inne
placówki. Rocznie udzielał pomocy przeszło stu tysiącom osób.
Keiko Castellano leżała na jednym z osłoniętych parawanem stanowisk urządzonych
wokół ogromnej, gwarnej izby przyjęć.
Siedząc w poczekalni razem z Yuki, czułam jej przerażenie i strach o życie mamy.
Przypomniał mi się mój ostatni pobyt na oddziale ratunkowym: ręce lekarzy
dotykające mojego ciała, głośny łomot serca i myśl, czy wyjdę z tego żywa.
Tamtej nocy nie miałam dyżuru, mimo to wzięłam udział w akcji. Wówczas jednak
nawet nie przyszło mi do głowy, że wykonując rutynowe zadanie, w jednej chwili
mogę się przenieść na tamten świat. Podobny los spotkał mojego kolegę i byłego
partnera, inspektora Warrena Jacobiego. Dopadliśmy dwóch meneli w opuszczonym
zaułku. Warren stracił przytomność, a ja omal nie wykrwawiłam się na ulicy, ale
znalazłam w sobie tyle siły, żeby odpowiedzieć ogniem.
Dobrze wycelowałam, może nawet aż za dobrze.
Smutny znak czasów, że opinia publiczna opowiada się po
2
stronie cywilów postrzelonych przez policję, a nie policjantów postrzelonych
przez cywilów. Rodziny tak zwanych ofiar pozwały mnie do sądu. Mogłam stracić
wszystko. Wtedy ledwo znałam Yuki.
Yuki Castellano okazała się bystrą, zaangażowaną i wielce utalentowaną młodą
prawniczką. Podała mi rękę, kiedy znalazłam się w potrzebie. Winna jej byłam
dozgonną wdzięczność.
Odwróciłam się do Yuki, której głos łamał się z przejęcia, a twarz wyrażała
strach o matkę.
— Lindsay, przecież sama widziałaś. To jakiś obłęd. Na miłość boską, ona ma
dopiero pięćdziesiąt pięć lat. Kipi energią. Co tu jest grane? Dlaczego oni nic
nie mówią? Dlaczego nie pozwolą mi jej przynajmniej zobaczyć?
Nie znałam odpowiedzi, ale, podobnie jak Yuki, traciłam cierpliwość.
Gdzie jest, do cholery, lekarz? Coś niesłychanego! Trzeba nie mieć doprawdy
sumienia. Dlaczego to tak długo trwa?
Już się zbierałam, żeby wkroczyć do izby przyjęć i zażądać wyjaśnień, lecz
wreszcie do poczekalni wszedł lekarz. Rozejrzał się, wywołał nazwisko Yuki.
Rozdział 5
Na plakietce przypiętej nad kieszenią białego fartucha przeczytałam „dr med.
Dennis Garza, dyrektor oddziału ratunkowego".
Był przystojny — mężczyzna dobrze po czterdziestce, metr osiemdziesiąt pięć
wzrostu, osiemdziesiąt kilogramów wagi, do tego barczyste ramiona i wysportowana
sylwetka. Ciemne oczy i gęste czarne włosy opadające na czoło zdradzały
hiszpański rodowód.
Najbardziej jednak uderzyło mnie jego napięcie, sztywność ciała i nerwowy tik,
bo raz po raz strzelał niecierpliwie bransoletką roleksa, jak gdyby chciał
powiedzieć: „Jestem bardzo zajęty. Mam milion ważnych spraw na głowie. Przejdźmy
do rzeczy". Od pierwszej chwili nie wzbudził we mnie zaufania.
— Moje nazwisko Garza — przedstawił się Yuki. — Pani matka najprawdopodobniej
doznała udaru mózgu albo niedokrwienia przejściowego lub też miniwylewu. Mówiąc
potocznie, nastąpiło zatrzymanie krążenia i dopływu tlenu do mózgu, zapewne
doszło też do dusznicy, która objawia się bólem wskutek zwężenia tętnic
wieńcowych.
— Czy to poważne? Czy mama teraz odczuwa ból? Kiedy będę mogła ją zobaczyć?
2
Yuki bombardowała doktora Garze pytaniami, dopóki podniesieniem ręki nie
przerwał tej kanonady.
— Nie odzyskała jeszcze przytomności. Większość ludzi dochodzi do siebie w pół
godziny. Inni, być może również pani matka, potrzebują całej doby. Obserwujemy
pacjentkę, ale żadne odwiedziny nie wchodzą w grę. Zobaczmy, jak przeżyje noc.
— Ale wyjdzie z tego, panie doktorze? — dopytywała się Yuki.
— Pani Castellano, zalecam cierpliwość — uciął Garza. — Jak tylko coś będzie
wiadomo, dam pani znać.
Kiedy za niesympatycznym lekarzem zamknęły się drzwi sali oddziału ratunkowego,
Yuki klapnęła na plastikowe krzesło. Pochyliła się, schowała twarz w rękach i
się rozszlochała. Nigdy przedtem nie widziałam jej płaczącej. Aż mnie skręcało w
środku, że nie mogę jej nijak pomóc.
Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy.
Objęłam Yuki i powiedziałam:
— Uspokój się, kochana. Mama jest teraz w dobrych rękach. Na pewno szybko wróci
do siebie.
I zaczęłam głaskać ją po plecach wstrząsanych płaczem. Wydała mi się krucha i
przestraszona, zupełnie jak mała dziewczynka.
Rozdział 6
W poczekalni nie było okien. Wskazówki zegara nad automatem z kawą przesuwały
się po tarczy, popołudnie przechodziło w wieczór, północ w poranek. Doktor Garza
już nie wrócił i nie przekazał nam żadnej wiadomości.
Przez osiemnaście wlokących się niemiłosiernie godzin Yuki i ja na zmianę
przemierzałyśmy nerwowo poczekalnię, chodziłyśmy po kawę, do toalety. Na kolację
zjadłyśmy kanapki z automatu, wymieniałyśmy się czasopismami i w upiornej,
fluorescencyjnej ciszy słyszałyśmy tylko własne oddechy.
Około trzeciej nad ranem Yuki zasnęła smacznie na moim ramieniu, lecz po
dwudziestu minutach nagle się poderwała.
— Coś się stało?
— Nie, kochana. Śpij dalej. Ale już nie udało jej się zasnąć.
Siedziałyśmy razem w sztucznie oświetlonym, niegościnnym pomieszczeniu, a wokół
zmieniały się twarze: para trzymająca się za ręce, wpatrzona w pustkę, rodzice z
małymi dziećmi na ręku i samotny starszy pan.
Za każdym razem, kiedy otwierały się wahadłowe drzwi na oddział ratunkowy,
podnosiłyśmy wzrok. Czasem wychodził z nich lekarz. Czasem ze środka dobiegały
jęki i krzyki.
Około szóstej rano z oddziału ratunkowego wyszła młoda
2
lekarka o zmęczonych oczach, w zaplamionym krwią fartuchu i wywołała Yuki,
kalecząc jej nazwisko.
— Jak się mama czuje? — spytała Yuki, zerwawszy się na równe nogi.
— Wraca do siebie, stan się poprawia — odparła lekarka. — Zatrzymamy mamę na
kilka dni i zrobimy badania, a będzie ją pani mogła odwiedzić, kiedy tylko
zostanie przeniesiona na salę ogólną.
Yuki podziękowała lekarce i odwróciła się do mnie. Jej twarz opromieniał uśmiech
znacznie weselszy, niż wskazywałaby informacja, którą właśnie otrzymała.
— O Boże, Linds, mama wyzdrowieje! Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy, że
siedziałaś tu ze mną całą noc — powiedziała Yuki. Złapała mnie za ręce, a jej
oczy nabiegły łzami. — Nie wiem, jak bym wytrzymała, gdyby nie ty, Lindsay.
Uratowałaś mnie.
Objęłam ją i przytuliłam.
— Yuki, jesteśmy przyjaciółkami. Jeżeli czegoś potrzebujesz, nie musisz nawet
pytać. Chyba wiesz, że możesz mnie poprosić o wszystko. Dzwoń, kiedy tylko
zechcesz.
— Najgorsze minęło — rzekła Yuki. — Już teraz nie musisz się o nas martwić.
Bardzo ci dziękuję.
Wychodząc ze szpitala przez automatyczne drzwi, obejrzałam się za siebie.
Uśmiechnięta Yuki odprowadzała mnie wzrokiem i machała na pożegnanie.
Rozdział 7
Przed szpitalem stała taksówka z włączonym silnikiem. Ależ mam fart! Wsiadłam i
skrajnie wyczerpana skuliłam się na tylnym siedzeniu. Niech sobie studenci
zarywają noce, ale nie takie duże dziewczynki jak ja.
Na szczęście kierowca milczał, kiedy jechaliśmy rankiem przez miasto w kierunku
Potrero Hill.
Kilka minut później otworzyłam drzwi frontowe pięknego, niebieskiego
dwupiętrowego wiktoriańskiego domu, który zajmowałam wraz z dwiema innymi
lokatorkami, i weszłam po skrzypiących schodach na pierwsze piętro, biorąc po
dwa stopnie naraz.
Kochana Martha, owczarek, przywitała mnie, jakbym wróciła po roku nieobecności.
Wiedziałam, że opiekunka nakarmiła ją i wyprowadziła, bo na stole w kuchni leżał
Zgłoś jeśli naruszono regulamin