Hugo Wiktor - Marion de Lorme.doc

(625 KB) Pobierz

Wiktor Hugo

 

Marion Delorne

 

OSOBY

Marion de Lorme

D i d i e r

'Ludwik XIII

Markiz de Saverny

Markiz de Nangis «*-

A n g e l y

Pan dc Laffemas

Książę de Bellegarde

Markiz de Brichanteau

Hrabia de G a s s e

Wicehrabia de Bouchavannes Oficerowie

Kawaler de Roch e. baron regimentu

Hrabia de V i 11 a c andegaweńskiego

Kawaler de Montpesat •

Ksiądz Gondi

Hrabia de Charnace

T r e f n i ś l

P i ę k n i ś J komedianci

Ł a m i g n a t l

Radca dworu

Herold

Komendant straży miasta B l o i s

Dozorca więzienia

Pisarz sądów y

Kat

Pierwszy robotnik

Drugi robotnik

Trzeci robotnik

Sługa

Róża — duenna Marion de Lorme

Komedianci

Straże, lud. szlachta, paziowie

1638

AKT PIERWSZY

BLOIS

Sypialnia. W gląbi otwarte balkonowe okno. Na prawo stoi, na nim

lampa; obok fotel. Na lewo drzifi zasłonięte haftotoaną portierą.

W cieniu lóżko.

SCENA PIERWSZA

Marion de Lorme w strojnym negliżu haftuje przy stole;

Markiz de S a v e r n y, miody blondyn, bez wąsów, ubrany

icedlug najśu-ieższej mody z 1638 r.

S a v e r n y

zbliża sią do Mario n, chce ją pocalować

Pogódźmyż się nareszcie, maleńka, dość tego!

Marion

odpychając go

Zgoda, tylko — z daleka jedno od drugiego!

S a v c r n y

chce ją pocalować przemocą

Choć jeden pocałunek!

Marion

ze zlością

Markizie!

< 11 >

S a v e r n

Zawzięta!

Umiałaś kiedyś wdzięczniej kaprysić, pamiętam!

Pan zapomina...

M a r i o n

S a v e r n y

Nie, nie! Przypominam -sobie!

M a r i o n

na stronie

~\

Obrzydliwy, nieznośny natręt!

S a v c r n y

Marion, powiedz,

Czemuś uciekła nagle tak? Co to ma znaczyć?

Idziemy do pałacu, żeby cię zobaczyć,

Na plac Królewski — nagle, nie wiedzieć dlaczego,

W Blois znajduję .ptaszka! Ach, niewdzięczny zbiegu,

Dwa miesiące w tej dziurze! Nasza Marion słynna!...

Marion

Robię to, co chcę tylko, chcę, com chcieć .powinna.

Toż wolna jestem.

S a v e r n y

Wolna! Twoi wielbiciele

Mogliby o wolności powiedzieć niewiele!

Ja, Gondi — temu nawet ostatnio się zdarza

Na pojedynek pędzić prosto od ołtarza,

< 12 >

W ;pół mszy! Oni o ciebie te boje stacz.ają!

D'Arquien, Pressigny, Nesmond, Caussades — rozpaczają,

A ich żony za tobą po prostu stęsknione!

Znudził się w końcu każdej nadęty małżonek!

Marion

uśmiechając się

Beauvillain?

Kocha.

S a v e r n y

Marion

Cerest?

S a v e r n y

Wielbi.

Marion

Pons?

S a v e r n y

Ten jeden

Dotąd jeszcze nie przestał nienawidzić ciebie.

Marion

Ten jeden kocha. Stary prezydent co robi?...

śmieje się

Jakże jego nazwisko?...

śmiejąc się glośniej

Wilk!

< 13 >

•*'

«-:**:««•«»_.,

^tTO^frs?

\": Ł> :- -^ - '-i ?T jfc

4

S a v e r n y

Marzy o tobie,

Patrzy w twój iportret, wiersze bez ustanku kleci...

M a r i o n

On się w moim portrecie kocha już rok trzeci.

S a v c r n y

Wolałby płonąć razem z tobą! Wielkie nieba,

Tylu przyjaciół rzucać?

M a r i o n

poważnie, spuszczając oczy

Tak. Tak właśnie trzeba.

Jeśli mam mówić szczerze, od nich tu uciekłam.

Ta żądza życia, która kiedyś mnie urzekła,

Wyrzutami zadręcza dziś. Jestem gotowa

Grzeszne lata okupić skruchą, pokutować

Z dala o<d zgiełku życia, może gdzieś w klasztorze...

S a v e r n y

Pachnie mi tu miłostką — chętnie się założę!

M a r i o n

Sądzisz...

S a v e r n y

... Że niemożliwe, nie — niech mnie ustrzelą!

Czarne oczy w płomieniach błyskawic i — welon!

A więc szalona miłość w tym oto zakątku!

Dość skromny koniec bajki tak pięknej z początku...

< 14 >

Ależ nie!

Zakład!

M a r i o n

S a v e r n y

M a r i o n

Któraż jest godzina, Różo?

Róża

z zewnątrz

Północ dochodzi.

M a r i o n

na stronie

Północ!

S a v e r n y

To subtelniej dużo,

Niż powiedzieć: „Precz!"

M a r i o n

Żyję samotna ogromnie,

Nikogo nie przyjmuję, nikt tu nie wie o mnie.

Już późno, o .nieszczęście nie trudno w tych stronach,

Moc rabusiów, uliczka prawie wyludniona...

Niech mnie okradną.

S a v e r n y

M a r i o n

Czasem bandytów się spotka...

< 15 >

Niech mnie zabija.

S a v e r n y

Marion

Ale...

S a v e r n y

Marion, jesteś boska.

Ale przecie, nirn wyjdę, dowiedzieć się muszę,

Jakiż to nas szczęśliwy zastąpił pastuszek?

Żaden.

Marion

S a v e r n y

Ach, Marion, jak w grób wpadną twoje słowa.

0 dworaku można by rzec: szalona głowa,

Plotkarz, wścibski, ciekawski, rozgadany — ale

1 gadając potrafi milczeć doskonale.

Nie >powiesz nic?

siada

Zostaję.

Marion

Więc tak — wszystko jedno!

Kocham i czekam kogoś.

S a v e r n y

Acha, więc w tym sedno!

Niech i tak będzie! Gdzież się ma odbyć spotkanie?

< 16 >

Tutaj.

Marion

S a v e r n y

Kiedy?

Marion

Za chwilę.

idzie n« bullsun i naduchuje

O, jakieś stąpanie...

powracając

Nie.

Saverny'ego

Już zadowolony?

S a v e r n y

No, niezbyt.

Marion

Idź, błagam!

S a v e r n y

Zgoda, ale mi powiedz, tego się domagam,

Któż to się znowu teraz podoba panience?

Marion

Ma on Didier na imię. I nie wiem nic więcej.

On wie, że jestem Maria. I też tylko tyle.

2 Marion de Lorme

< 17 >

Naprawdę?

S a v e r n y

wybuchając śmiechem

M a r i o n

Tak, naprawdę.

S a v e r n y

śmiejąc się

Więc sielanka, stylem

Pisana idyllicznym! Dalibóg, z Bąkana!

Przesadzić mur to fraszka dla takiego pana!

Być może. Idź, markizie.

M a r i o n

na stronie

Na śmierć mnie zanudzi!

S a v e r 11 y

przybierając na nowo ton poważny

Czy należy do dobrze urodzonych ludzi?

M a r i o n

Nie wiem.

S a v e r n y

Jak to!

do Marian, która popycha go lekko n' kierunku drzwi

Już idę, już...

wraca

< 18 >

Ach, zapomniałem!

Ktoś, kto tworzy przepiękne poematy cale,

wyciąga z kieszeni książką i podaje ją M ar i o n

Napisał to dla ciebie. Rzecz głośna w salonach.

M a r i o n

czyta tytuł

„Girlanda serc" M ar Łon de Lorme poświęcona.

S a v e r n y

Te wiersze poruszenie wzbudziły szalone.

W Paryżu święci sukces tylko „Cyd" i one.

M a r i o n

biorąc książkę

To pięknie. Żegnani pana.

S a v e r n y

Tak, niewiele wskóra

Sława, skoroś uciekła tu, by kochać gbura!

M a r i o n

walając Różę

Proszę, 'żebyś markiza stąd wyprowadziła.

S a v e r n y

kłaniając się

Mariom! Marion! Pamiętaj, nieszczęsna, zbłądziłaś!

Wychodzi.

2*

< 19 >

SCENA DRUGA

Marian, potem D i d i e r, potem S a v e r n y.

M a r i o n

samu, zamyka drzwi, przez Ittóre icyszedl S a v e r n y

Idź!... Drżałam, że Didier...

Slychać bicie zegara wydzwaniającego pólnoc.

Ach! Dwunasta godzina...

policzywszy uderzenia

Północ — a jego nie ina!

idzie na balkon i spogląda w uliczkę,

Cisza!

wraca i siada zasmucona

Już zaczyna

Spóźniać się na spotkania... Już!...

/a balustradą balkonu ukazuje się miody człowiek, przesadza ją

lekko, wchodzi i Madzie na fotelu swój pluszcz oraz sztylet. Ubiór

ID stylu epoki, caly czarny. Wysokie buty. Robi krok naprzód, za-

trzymuje się., spogląda przez chwile, na Mario n, która siedzi

ze spuszczonymi oczami. Marian z ivymóivką.

Kazać mi łyłe

Czasu na siebie czekać!

Didier

poważnie

Wahałem się chwilę...

Co słyszę?

M a r i o n

dotkniąta

< 20 >

Didier

nie zważając na je/ slowa

Gdy tu szedłem, najszczęśliwszy z ludzi,

Poczułem, iże się nagle w moim sercu budzi

Litość nad tobą, Mario. Ze stopą na murze

Już szeptałem do siebie, nieszczęsny: „Tam, w górze,

Jest ona, jutrzenkową prześliczna pięknością,

Jasna jak anioł światła (tchnący niewinnością;

Kiedy ją na ulicy ludzie spotykają,

Pewnie się zaraz do niej modlą i klękają.

A có'żem ja? Ot, pełznę gdzieś, tam, w ludzkim mrowiu.

Więc przeszkadzać swobodnie płynąć strumykowi?

Więc j,a właśnie ten kwiatek zerwać mam, więc trzeba

Skazić nieczystym tchnieniem czysty lazur nieba?

Toż ona we mnie wierzy, ufnością przejęta,

W oczach moich niewinna taka, taka święta...

Czyż ten jej dar, jej miłość, mam przyjąć i zmącić

Chmurą posępnej duszy świt różowiejący?"

M a r i o n

na stronie

To tak, jakby wykładał mi coś z teologii.

Byłby to hugonota?

Didier

Cóż, kiedy melodii

Twego głosu nie mogłem się oprzeć... zbudziła

Mnie, z rozterki wyrwała i tu sprowadziła...

M a r i o n

Rzecz dziwna! Więc słyszałeś jakieś moje słowa?

< 21- >

Marion de Lorme

Ktoś inny mówił także.

Didier

Marion

żywo

Róża, pokojowa,

Jej głos brzmi osobliwie: głośno, twardo, nisko,

Jak głos mężczyzny. Teraz, kiedy jesteś blisko,

Nie mam już żalu więcej. Proszę, siadaj tutaj.

wskazuje mu miejsce obok siebie

Tutaj.

D ł d i e r

Nie, u stóp twoich.

siada na stołeczku u stóp Marion i patrzy na nią przez chivilę

iv niemym podziwie

A teraz posłuchaj.

Didier mnie nazywają. Nigdym nie zawołał:

„Ojcze mój!", „Matko moja!" - Na progu kościoła

Położono niemowlę nagie. Przechodziła

Obok wieśniaczka stara. Dziecko przytuliła

Litościwie, jak matka, zbożnie wychowała,

Umarła, zostawiwszy mi wszystko, co miała,

A więc blisko dziewięćset liwrów rocznej renty.

Samotny w mych dwudziestu latach, smutkiem zdjęty

Ruszyłem w podróż gorzka. Odtąd widok ludzi

Nienawiść we mnie tylko albo wzgardę budzi.

Gdzie nie spojrzysz, ból, pycha, nędza się ukażą

W tym posępnym zwierciadle, zwanym ludzka twarzą.

I czułem się, pomimo moje młode lata,

Zgorzkniałym starcem, jakbym miał już zejść ze świata.

< 22 >

Każdy krok napotykał przeszkody złowieszcze.

Zły by! mi świat, a ludzie — ludzie gorsi jeszcze.

I tak żyłem, samotny, w smutku jak w żałobie...

Przyszłaś ty — i czarowne ukojenie w tobie.

Nie znałem cię. W Paryżuś mi się ukazała

W pewien iwieczór; tam w prawo uliczka skręcała.

Widzieliśmy się potem nieraz, 'zawsze byłaś

Słodka w słowach i w oczach, gdyś na mnie patrzyła.

Uciekłem, bom się tej miłości lękał. Z woli losu

Tu cię spotkałem, mego anioła z niebiosów.

W końcu, choć mnie niepewność tajemna nękała,

Pragnąłem mówić z tobą — i tyś także chciała.

Daję ci serce, życie, od tej chwili zawsze

Będę chciał spełniać twoje prośby najłaskawsze...

Jest coś, co budzi w tobie ból czy niepokoje?

Chcesz kogoś, kto by lżycie ci darował swoje,

A dla kogo byłoby 'zbyt hojną zapłatą,

Jeżelibyś mu jeden uśmiech dała za to?

Tego ci trzeba? Rozkaż. Jestem. Wszystko zrobię.

Marion

z uśmiechem

Dziwnyś. Ale ja właśnie to tak kocham w tobie.

Didier

Kochasz! Bacz, coś wyrzekła! Wielkość jest w tym słowie!

Biada, jeśli kto kiedy żartem je wypowie!

Kochasz? A czy wiesz, co to miłość, gdzie jej siła?

Miłość-światłość, ta, która wraz z krwią płynie w .żyłach!

< 23 >

Jeśli jej płomień długo pragnienia nie ziszcza,

Potężnieje, urasta w moc, duszę oczyszcza,

Ona jedna żar serca ludzkiego wyzwala,

A wszelkie nędzne resztki innych uczuć — spala!

Bez nadziei, a jednak potężna, bezkresna,

Nawet w szczęściu posępna jej treść i bolesna...

Powiedz, czy o miłości mówisz?

M a r i o n

wzruszona

O miłości.

D i d i e r

O, gdybyś mogła wiedzieć, ile namiętności

Sercem targa... Od chwili, gdyś mi się zjawiła,

Cała się we mnie dusza w jasność przemieniła,

Wszystko stało się inne. Błękitniejesz w oczach

Niby pasemko nieba, nieznana, urocza,

A serce, zbuntowane, w smutku wciąż, w obawie,

Ujrzało świat pogodny, jasny, piękny prawie...

Z duszą pełną wszelkiego bólu, ciężkiej krzywdy,

Umiałem tylko cierpieć, walczyć... Kochać — nigdy!

Mi

Didier, biedny mój...

Didic r

Mario!

M a r i o n

ł ja także ciebie

Kocham! Może tak samo, może więcej, nie wiem.

< 24 >

Idę za tobą wszędzie, tak, po twoich śladach,

Ja przecież jestem twoja!...

Didier

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin