Piekielne macki - PROLOG.doc

(3478 KB) Pobierz

 

Bez_tytułu_4 (2).bmp

 

 

MIĘDZY NIEBEM, A PIEKŁEM.

CZĘŚĆ II

 

PIEKIELNE MACKI

 

 

 

 

 

 

+18

 

 

 

Tak to już bywa, że kiedy człowiek

ucieka przed swoim strachem,

może się przekonać,

że zdąża jedynie skrótem na jego spotkanie.

 

— John Ronald Reuel Tolkien

 

 

 

PROLOG

 

„Nigdy już nie wezmę nic na sen,

boję się swoich ciemnych, cichych miejsc...”

 

— Urszula Kasprzak

 

 

Ciemność spowijała okolicę, a ja ledwie trzymałam się na nogach. Polana sowita mrokiem przywodziła na myśl dawne demony. Gwiazdy lekko pobłyskiwały w oddali, a moje ciało drżało dając mi sygnał bym czym prędzej uciekała. Ja jednak nie potrafiłam nawet zrobić kroku przed siebie. Steven kurczowo trzymał moją dłoń, tak jakby bał się równie mocno jak ja. Nagle jednak jego uścisk zelżał, a wokół zrobiło się przerażająco cicho. Wiatr przestał wiać, przez czułam się jak w zamknięta w próżni. Nagle Mały odwrócił swoje zielone oczka ku pustej przestrzeni i zawołał głośno patrząc na postać wyłaniającą się zza drzew:

- Tata! Tata! Tata!

Mój ukochany jednak nie podbiegł do nas tak, jak tego oczekiwałam. Nie przytulił nas, chociaż bardzo tego pragnęłam. W jego ramionach czułam się bezpiecznie, jednak coś było nie ta, gdyż krzyknął :

- Nie podchodź!

Właśnie wtedy zobaczyłam wielką, zaciskającą się na jego gardle dłoń. Ja również zostałam schwytana, a na środku polany został jedynie nasz synek. Obok niego pojawił się Demetrii, gdy go dotknął wszystko się zmieniło. To dziwne, potrafiłam nazwać każdy kolor, który mnie otaczał, widziałam każdą rzecz - jednak czułam straszliwą pustkę. Zupełnie tak, jakbym straciła wzrok. Jednak widziałam.

Nie miałam pojęcia co dzieje się z moim synem, gdyż nagle zniknął. Zamiast niego, obok Demetriego pojawił się Edward, którego wielka dłoń przyciskała do ziemi. Ja stałam między wielkimi dębami trzymana przez jakiegoś mężczyznę. Przyglądałam się walce na śmierć i życie, nie pozwolił mi pomóc ukochanemu, nawet nie pozwolił odwrócić wzroku. Tak bardzo pragnęłam, by tym razem dobro zwyciężyło, by chociaż raz baśnie nabrały w moim życiu sensu, znaczenia. Jednak mrok był coraz ciemniejszy, a przestrzeń zagłębiała się w nieprzeniknionej czerni.

Błagałam Boga, by chociaż raz mnie wysłuchał i nie przelewał krwi, która była dla mnie tak cenna. Jego krzyk, jego lęk, odczuwałam każdym centymetrem rozdygotanego strachem ciała. Miłość mojego życia, wybawiciel i książę z lekko opóźnionym zapłonem stał i walczył o mnie i naszego synka.

Jeden strzał. Zapach krwi. Ból….

- Nie chciałaś być moja Isabello - krzyknął demon z wielkimi, czerwonymi oczyma.

- Nigdy nie będę twoja - wyszeptałam padając na ziemię….

Umarłam? Naprawdę odeszłam? Nic już nie ma? Świat się skończył? Pieprzony demon znów wygrał?! To nie mogło się przecież skończyć w ten sposób…

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin