Arturo Perez-Reverte - Przygody kapitana Alatriste t.1 - Kapitan Alatriste.pdf

(836 KB) Pobierz
Perez-Reverte Arturo - Przygody kapitana Alatriste 01 - Kapitan Alatriste
ARTURO PEREZ-REVERTE
Przygody kapitana Alatriste
tytuł oryginału: Las aventuras del Capitan Alatriste
El Capitan Alatriste
Wydanie oryginalne 1996
(tłum. Filip Łobodziński)
2004
Dla dziadków: Sebastiana, Amelii, Pepe i Cali
za Ŝycie, za ksiąŜki i za pamięć
PODZIĘKOWANIA
Dla Sealtiela, za uŜyczenie nazwiska.. Dla Julia Ollero, za Topografię Madrytu Pedra
Texeiry. I dla Alberta Montanera Frutosa za dopiski na marginesie, za apokryfy Queveda i
Guadalmediny, za rozsądną mądrość oraz za szczodrą przyjaźń.
Wiedzcie bowiem: był tam z nami,
Walecznymi Ŝołnierzami,
Z głęboką raną kapitan,
A śmierć wielkimi krokami
Szła, by o niego zapytać.
Nie ma go juŜ między nami!
Eduardo Marquina, We Flandrii juŜ zapadł zmierzch
1 GOSPODA POD TURKIEM
Nie grzeszył ni uczciwością, ni poboŜnością, lecz jako Ŝywo był człekiem odwaŜnym.
Zwał się Diego Alatriste y Tenorio i swoje przewojował w barwach regimentu piechoty
podczas kampanii flamandzkich. Gdym go poznał, wiódł w Madrycie marny Ŝywot i
najmował się za grosze do mało chwalebnych zajęć, nierzadko pojedynkując się w imieniu
kaŜdego, komu kunsztu bądź odwagi nie stawało, by samemu załatwić swoje porachunki. A
to, drodzy waszmościowie, rogi jakiemuś męŜowi przyprawione, a to waśń lub teŜ niejasno
wyłoŜony testament, a to dług spłacony w części jedynie i jeszcze inne pomniejsze sprawki.
Dzisiaj łatwo piętnować taki proceder, ale w owych czasach stolica Hiszpanii była miejscem,
gdzie człowieczy los rozstrzygał się w błysku stali w lada zaułku i zaleŜał częstokroć od
szybkiego uniku. A w takich momentach Diego Alatriste wyśmienicie radę sobie dawał. Gdy
dobywał rapiera, znać było mistrza, na dodatek jego lewica kryła wąski i długi sztylet, zwany
przez niektórych lewakiem, którym zawodowe zabijaki nieraz się podówczas posługiwały, on
zaś władał nim jak się patrzy. Jak mawiano, i z góry, i z mańki. Przeciwnik, bywało, uwijał
się właśnie przy zadawaniu i parowaniu wykwintnych sztychów, a tu znienacka, od spodu,
prosto w wątpia dochodziło go krótkie pchnięcie niby grom z jasnego nieba i czasu juŜ nie
miał nawet, by księdza wołać. Taaak. Mówiłem waszmościom, Ŝe czasy nie były łaskawe.
Kapitan Alatriste wszelako potrafił rapierem na Ŝycie zapracować. Jak sięgam
pamięcią, owo „kapitan” było nie tyle faktyczną szarŜą, ile raczej przydomkiem. Tytuł ów
pochodził z dawnych czasów: oto walcząc jako Ŝołnierz pod królewskim sztandarem, musiał
Alatriste pewnej nocy sforsować lodowato zimną rzekę wraz z dwudziestoma dziewięcioma
towarzyszami i prawdziwym kapitanem, miarkujecie waszmościowie, wiwat Hiszpania i tak
dalej, z rapierami w zębach i w samych koszulach, by od śnieŜnej połaci się nie odróŜniać. A
wszystko to w celu zaskoczenia oddziału Holendrów, oni to bowiem byli podówczas naszymi
wrogami, iŜe niezawisłość pragnęli ogłosić, jakby nigdy nic. OwóŜ na koniec udało im się, ale
nim się wybili, mocno im skórę przetrzepaliśmy. Wracając do kapitana - zamysł był taki, iŜby
zatrzymać się na owym brzegu czy teŜ grobli, czy bies jeden wie, co to było, i czekać, aŜ świt
nastanie, kiedy to główne siły królewskie do ataku ruszą, a wtedy oddział miał się do nich
przyłączyć. Koniec końców, schizmatyków dosięgła sprawiedliwa kara w postaci
śmiertelnego Ŝelaza, ani pisnąć nie zdołali. Spali jak susły, gdy nasi, z wody wyszedłszy,
ziąbem skuci, ogrzali się natychmiast, posyłając heretyków do piekieł czy gdzie tam lutrów
po śmierci przyjmują. Nieszczęsnym trafem świt nadszedł, za nim jasny poranek, a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin