ŚW. MARII EGIPCJANKI.doc

(34 KB) Pobierz
LEGENDA NA DZIEŃ ŚW

LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. MARII EGIPCJANKI

2 lub 4 kwietnia

 

Jesteśmy w tym szczęśliwym położeniu, że możemy nakreślić dzieje kształtowania się le­gendy o św. Marii zwanej [nie wiadomo czy słusznie] Egipcjanką. Była ona śpiewaczką w koś­ciele Zmartwychwstania Pańskiego w Jerozolimie i musiała być piękna, skoro uważała, że powierzchowność jej staje się dla wielu mężczyzn okazją do pokus. Nie chcąc więc, aby ich grzechy obarczały jej sumienie, postanowiła usunąć się na pustynię. Opowiadała później, że wzięła ze sobą tylko dzban wody i kosz jarzyn, ale to, co wówczas zabrała, wystarczyło jej na 18 lat pobytu w pustynnej grocie, w czasie którego nie widziała ludzkiego oblicza. Po 18 latach spotkało ją dwu przechodzących mnichów. Prosiła, aby wracając tamtędy wstąpili do niej raz jeszcze, ale kiedy wrócili, zastali ją już nieżywą. Grób jej pokazywano następnie w pustyni.

W pierwszym ujęciu legendy nie była to zatem bynajmniej pokutująca grzesznica, lecz przeciwnie, osoba o pogłębionym widocznie życiu religijnym. Grzesznicę zrobił z niej dopiero autor żywota przypisywanego biskupowi jerozolimskiemu, Sofronowi [BHG nr 1042] - może pod wpływem wspomnienia o jej imienniczce Marii Magdalenie - i on nadał legendzie o niej najbardziej dziś znaną postać, posługując się przy tym rysami zaczerpniętymi z Hieronimowego żywota św. Pawła pustelnika [wyżej s. 96; por. na ten temat H. Delehaye, Sanctus, Bruxelles 1927, 226-28]. Żywot jego pióra przełożony trzykrotnie na łacinę [BHL nr 5415-17] dostał się do Vitae patrum [PL LXXIII 671-90] i stamtąd znany był Jakubowi de Voragine. Legenda o Marii Egipcjance doczekała się nadto trzech opracowań wierszowanych [BHL nr 5418].

Taż sama grzesznica, w której dawne instynkty wciąż walczą z pragnieniem pokuty, po­wraca w bardzo młodopolskim ujęciu w ósmym z Hymnów Jana Kasprowicza zatytułowanym jej imieniem [Dzieła w wydaniu St. Kołaczkowskiego t. IX s. 179-197].

Maria Egipcjanka, zwana grzesznicą, przez lat 47 wiodła życie niezwykle umartwione na pustyni, na którą udała się około roku Pańskiego 280, za czasów cesarza Klaudiusza [1]. Pewnego zaś razu opat, imieniem Zosimas, przeszedł Jordan i przebiegał wielkie pustynie w nadziei, że znajdzie może jakiego świętego ojca. Zobaczył wreszcie kogoś, kto cho­dził zupełnie nagi, czarny i spalony od promieni słońca. Była to Maria Egipcjanka, która natychmiast rzuciła się do ucieczki, ale Zosimas w te pędy zaczął biec za nią. Wówczas rzekła: Opacie Zosimasie, czemu mnie ścigasz? Daruj mi, nie mogę twarzy do ciebie obrócić, bo jestem kobietą, a jestem naga. Ale daj mi twój płaszcz, to będę mogła bez wstydu spojrzeć na ciebie. On zaś zdumiał się usłyszawszy swoje nazwisko, podał jej płaszcz i padłszy na ziemię prosił, aby mu pobłogosławiła. Lecz ona odparła: Tobie, ojcze, przystoi raczej błogosławić, skoro posiadasz godność kapłana. Opat słysząc, że zna jego nazwisko i godność, zdumiał się jeszcze bardziej i tym goręcej prosił o błogosławieństwo. Wtedy ona rzekła: Błogosławiony niech będzie Bóg, Odkupiciel dusz naszych.

A gdy modliła się z wyciągniętymi rękami, zobaczył, że wznosiła się prawie łokieć nad ziemią. Wówczas starzec zaczął podejrzewać, czy ona nie jest złym duchem i nie udaje tylko, że się modli. Ale pustelnica rzekła: Niech ci Bóg odpłaci za to, żeś mnie, grzeszną kobietę, uważał za ducha nieczystego. Wówczas Zosimas poprzysiągł ją przez imię Pańskie, by mu opowiedziała swoje dzieje. A ona na to: Wybacz mi, ojcze, ale jeśli opowiem ci, kim jestem, uciekniesz przerażony jak od węża, słowa moje splamią twoje uszy i powietrze się zanieczyści. Gdy jednak jeszcze bardziej nalegał, rzekła:

Ja, bracie, pochodzę z Egiptu, w dwunastym roku życia przybyłam do Aleksandrii i tam przez lat siedemnaście publicznie oddawałam się roz­puście i nigdy nie odmawiałam nikomu, kto mnie chciał. Gdy zaś ludzie z owych stron odpływali do Jerozolimy, by tam hołd oddać Krzyżowi świętemu, prosiłam marynarzy, by mi tam pozwolili pojechać ze sobą. A kiedy zapytali mnie o zapłatę, odparłam im: Nie mam czym wam za­płacić, bracia, ale możecie mieć za zapłatę ciało moje. Tak tedy wzięli mnie ze sobą i ciało moje było im zapłatą. Przybywszy do Jerozolimy spieszyłam ze wszystkimi, idącymi oddać cześć Krzyżowi, aż do drzwi kościoła. Tam jednak nagle niewidzialna jakaś moc mnie odepchnęła i nie pozwoliła mi wejść do środka. Kilkakroć podchodziłam aż do progu i nie­spodziewanie doznawałam odtrącenia. A przecież inni wchodzili swobodnie i nie napotykali na żadne przeszkody. Weszłam więc w siebie i rozmyślając, co to mnie spotyka za niegodziwe me występki, zaczęłam bić się rękoma w piersi, wylewać łzy gorzkie i wzdychać ciężko z głębi serca, a odwró­ciwszy się zobaczyłam wizerunek Najświętszej Panny Maryi. Wtedy ze łzami zaczęłam ją błagać, aby uzyskała mi przebaczenie mych grzechów i pozwoliła mi wejść i złożyć cześć Krzyżowi świętemu, obiecując, że wyrzeknę się świata i na przyszłość pozostanę czysta. Pomodliwszy się tak i nabrawszy ufności w imieniu Najświętszej Panny raz jeszcze podeszłam do drzwi kościoła i bez żadnej trudności dostałam się do środka. Gdy zaś już wychodziłam pobożnie uczciwszy święty Krzyż, ktoś dał mi trzy pie­niążki, za które kupiłam trzy chleby; a potem posłyszałam głos, który mówił do mnie: Jeśli przejdziesz Jordan, będziesz zbawiona.

Przeszłam tedy Jordan i przybyłam na tę pustynię, gdzie przeżyłam 47 lat nie widząc w ogóle człowieka, a te trzy chleby, które przyniosłam ze sobą, stwardniały z czasem na kamień, lecz przez 47 lat wystarczyły mi za pokarm. Szaty moje już dawno w proch się rozsypały. Przez 17 pierwszych lat na tej pustyni cierpiałam pokusy cielesne, lecz teraz dzięki łasce Bożej wszystkie je już mam poza sobą. Oto opowiedziałam ci całe moje dzieje i proszę, abyś za mną modlił się do Boga. Wówczas starzec upadł na ziemię i błogosławił Panu w słudze Jego. A ona rzekła: Błagam cię, byś w Wielki Czwartek wrócił nad Jordan i przyniósł ze sobą Ciało Pańskie; ja spotkam się tam z tobą i przyjmę je z twej ręki, bo od kiedy tu przyszłam, nie otrzymałam Komunii.

Starzec tedy wrócił do klasztoru, a w następnym roku, kiedy zbliżał się Wielki Czwartek, zabrał Ciało Pańskie i poszedł nad Jordan, gdzie zobaczył na drugim brzegu stojącą niewiastę, która zrobiwszy znak krzyża przeszła po wodzie i zbliżyła się doń. Na ten widok zdumiał się i kornie pochylił się do jej stóp. Lecz ona rzekła: Nie, nie czyń tego, masz przecież przy sobie sakramenta Pańskie i sprawujesz godność kapłańską. Ale błagam cię, racz wrócić do mnie następnego roku, ojcze. Potem znów zrobiła znak krzyża, przeszła po falach Jordanu i oddaliła się w głąb pustyni.

Starzec tedy powrócił do swego klasztoru, a następnego roku udał się znów na miejsce, gdzie po raz pierwszy z nią rozmawiał, ale znalazł ją tam martwą. Zalał się wówczas łzami, ale nie śmiał jej dotknąć, tylko rzekł do siebie: Chciałbym, co prawda, pogrzebać śmiertelne szczątki świętej, lecz boję się, czyby się jej to podobało. Rozmyślając tak, zobaczył koło jej głowy litery wypisane na piasku tej treści: Pochowaj, Zosimasie, śmiertelne szczątki Marii, oddaj ziemi proch, który jej się należy, i módl się za mnie do Pana, na którego rozkaz dnia 2 kwietnia opuściłam ten świat. Wówczas starzec zrozumiał, że gdy tylko otrzymała Najświętszy Sakrament i odeszła na pustynię, zaraz zakończyła życie, a pustynię, którą Zosimas z trudem przewędrował za dni trzydzieści, ona w jedną godzinę przebiegła i odeszła do Boga. Zaczął więc kopać ziemię, ale nie mógł podołać; wtedy zobaczył lwa [2], który łagodnie zbliżał się do niego, zaczem rzekł doń: Ta święta niewiasta kazała pochować swoje ciało, a ja, stary, nie mogę kopać, ani nie mam łopaty. Ty więc wykop grób, abyśmy mogli pogrzebać jej święte ciało. Wówczas lew zaczął kopać i wygrzebał odpowiednią jamę, po czym odszedł jak baranek łagodny, a starzec chwaląc Boga powrócił do swego klasztoru..

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin