Dallas Schulze - Bolesna tajemnica.doc

(167 KB) Pobierz

Dallas Schulze

Bolesna tajemnica

Tłumaczyła Grażyna Boniecka

 


Rozdział pierwszy

 

Nie rozmawiali na temat dziecka. Nie spytał jej nawet o zdanie.

Darcy Logan ponurym wzrokiem patrzyła przez okno samochodu na szarą ulicę, zalewaną przez deszcz. Szara i smutna pogoda odzwierciedlała jej nastrój. Nigdy wcześniej nie była w Waszyngtonie i nigdy wcześniej nie odczuwała podobnego żalu z powodu ogarniającej ją pustki Dookoła nie brakowało zieleni, to prawda, ale od ich przyjazdu, jej i Cullena, przez tydzień zauważyła zaledwie kilka promyków słońca. Padało, kiedy wylądowali, padało w czasie pogrzebu Susan Roberts i przez kolejne pięć dni. Przestała już wierzyć, że pogoda się zmieni.

Oczywiście, pogoda wydawała się odpowiednia, zważywszy powód, dla którego tu się znaleźli. W wieku trzydziestu ośmiu lat zmarła na raka siostra Cullena, pozostawiając półroczną córeczkę.

Darcy wzdrygnęła się. Nigdy nie poznała Susan, ale bardzo przeżywała jej śmierć, wyobrażając sobie, przez jaki koszmar musiała przejść ta kobieta. Żyła ze świadomością zbliżającego się końca, a jednocześnie karmiła, przewijała i usypiała swoje dziecko.

Znów zerknęła na Cullena. Zdawała sobie sprawę, jak ciężko znosił śmierć siostry. Smutek nie znikał z jego twarzy, pod oczami pojawiły się sine cienie z niewyspania. Zresztą ona też nie spała już kilka nocy, właściwie od momentu, gdy w pokoju hotelowym Cullen powiedział jej, że Susan zostawiła mu pod opieką dziecko.

Na początku nie chciała w to uwierzyć, ale gdy Cullen jasno dał jej do zrozumienia, że zamierza spełnić wolę siostry, ogarnęła ją panika i przestała się odzywać.

– Jestem jej to winien – rzekł, zanim zdążyła wydusić z siebie jakikolwiek sprzeciw.

– Nie podejmuj nieprzemyślanych decyzji – prosiła, zaskoczona swoim spokojnym głosem, bo przecież miała ochotę krzyczeć, że się nie godzi na obecność tego dziecka w ich życiu.

– Nie muszę podejmować żadnych decyzji. Susan uczyniła mnie prawnym i jedynym opiekunem dziecka. Zaufała mi, wierząc, że zrobię dla jej córki wszystko, co będzie trzeba.

– To nie znaczy od razu, że ty masz ją wychowywać – tłumaczyła mu Darcy. – Susan wierzyła, że oczywiście ty najlepiej zadecydujesz o losie jej córeczki, ale to może oznaczać, że kto inny będzie się nią opiekować…

– Nie ma nikogo innego.

Darcy poczuła się jak zwierzę złapane w pułapkę.

– A twoi rodzice? Susan mieszkała z nimi. Na pewno im ufała. Są dziadkami dziewczynki. Może byliby bardzo szczęśliwi, mogąc ją wychowywać?

– Nie. – Cullen odwrócił się od okna pokoju hotelowego i spojrzał Darcy w oczy. – To nie wchodzi w grę. Zapewniam cię, że nie życzyłaby sobie, aby nasi rodzice zajęli się dzieckiem. To dlatego Susan przepisała na mnie prawa rodzicielskie, wiedziała, że nie dopuszczę do takiego rozwiązania.

Darcy patrzyła na niego z przerażeniem.

– Ale mówiłeś, że mieszkała z nimi…

– Ponieważ utwierdzali ją w przekonaniu, że inaczej sobie nie poradzi – rzekł z goryczą.

– Nie rozumiem.

– Zrozumiesz, gdy poznasz moich rodziców. Nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć. – Podniósł z łóżka dżinsową kurtkę. – Chodźmy na obiad.

Nie miała argumentów, żeby prowadzić dalszą dyskusję, podążyła więc za nim. Jedząc, nie czuła smaku, mogli jej podać nawet trociny, nie zrobiłoby to jej żadnej różnicy.

To wszystko działo się wczoraj, a dzisiaj mieli odebrać siostrzenicę Cullena. Darcy wydawało się, że szczęście, którego zaznała w ciągu kilku ostatnich miesięcy, teraz legło w gruzach.

– To tutaj – oznajmił beznamiętnym głosem.

Zaparkował przy krawężniku.

Spojrzała na dwupiętrowy, ładny dom z cegły, otoczony drzewami. Na drewnianym ganku stała wiklinowa kanapa na biegunach, wyłożona poduszkami w roślinne motywy. Bajkowo, pomyślała. Dlaczego Cullen patrzył w stronę domu przerażonym wzrokiem, jakby zobaczył co najmniej lej po bombie, a nie sielskie obejście?

Powstrzymywała chęć, żeby wyciągnąć rękę i pogładzić go po twarzy. Mimo że od ośmiu miesięcy byli kochankami i prawie od pięciu mieszkali razem, nie była pewna, czy ma prawo pocieszać go w bólu.

Poznali się na przyjęciu organizowanym przez ich wspólnego przyjaciela. Pod koniec wieczoru Cullen przekonał ją, żeby umówiła się z nim na randkę. Przez ostatnie sześć lat konsekwentnie unikała nawet najbardziej niewinnych relacji z mężczyznami. Pomyślała, że zbyt długo była sama i pewnie dlatego nie potrafiła się mu oprzeć, zwłaszcza że on nie chciał pogodzić się z odmową. Już dawno nikomu nie udało się, tak jak jemu, rozśmieszyć ją i rozweselić. Zgodziła się z nim umówić, wmawiając sobie, że ta zgoda nie miała nic wspólnego z przyspieszonym biciem jej serca.

Tydzień później znalazła się z nim w łóżku. A po trzech miesiącach, kiedy dowiedział się, że dom, w którym mieszkała, został przeznaczony do rozbiórki, zaproponował jej, żeby przeprowadziła się do niego. Odmówiła, bojąc się ponownie wiązać z kimś tak blisko. Ale Cullen przekonywał ją, mówiąc, że i tak weekendy spędzała w jego mieszkaniu, a często się zdarzało, że także w tygodniu zostawała u niego. Poza tym wspólne mieszkanie było tańsze.

Akurat ten ostatni argument w ich przypadku wydawał się całkiem nieuzasadniony. Oboje nie mieli kłopotów finansowych. Cullen ze wspólnikiem prowadzili firmę budowlaną w Santa Barbara. Darcy natomiast może nie zbijała fortuny na stanowisku specjalisty do spraw kredytów w małym banku, ale zarabiała wystarczająco, żeby wieść wygodne życie. Wspólne mieszkanie nie wynikało więc z chęci oszczędzania. W końcu uległa. Cullen zdążył zająć ważne miejsce w jej sercu. Był jak ogień w zimną, śnieżną noc, nie potrafiła oprzeć się pokusie zbliżenia się do niego jeszcze bardziej, aby się ogrzać.

Pięć miesięcy później ciągle, za każdym razem, gdy na niego patrzyła, czuła, że serce zaczyna jej szybciej bić. Domyślała się, że pewnie robił takie samo wrażenie na wszystkich innych kobietach od czasu, gdy tylko stał się młodzieńcem. Był bardzo przystojnym mężczyzną i na pewno miał duże powodzenie u kobiet.

Darcy spojrzała na niego i starała się określić, co było w nim takiego, że robił na niej tak piorunujące wrażenie. Jego brązowe włosy były na tyle długie i gęste, że miała ochotę zanurzyć w nich palce i odgarnąć je do tyłu. Jasne niebieskie oczy wydawały się zawsze uśmiechać, nawet wtedy, gdy zachowywał powagę. A kiedy się uśmiechał, każda rozsądna i myśląca kobieta powinna jak najszybciej uciekać. Mimo że uważała się za rozsądną i myślącą, jakoś nigdy nie potrafiła uciec ani za daleko, ani za szybko, żeby nie wpaść w jego ramiona.

Teraz się nie uśmiechał. Trzymając ciągle ręce na kierownicy, spoglądał przed siebie z zaciśniętymi ustami. Darcy zauważyła, że wcale nie patrzył na dom rodziców, miejsce, w którym dorastał, tylko gdzieś daleko w przestrzeń.

– To bardzo ładny dom – powiedziała, nie mogąc znieść dłużej męczącej ciszy. – I bardzo przyjemna okolica, tyle tu zieleni i spokoju. – To doskonałe miejsce dla dziecka, chciała powiedzieć, ale powstrzymała się.

– Jestem tu pierwszy raz od siedemnastu lat – rzekł i w końcu spojrzał na dom. – Gdy wychodziłem stąd po raz ostatni, przysiągłem, że nigdy już tu nie wrócę.

Gorycz i wielki żal w jego głosie wstrząsnęły nią. Nigdy nie opowiadał o rodzicach, stąd wywnioskowała, że nie łączą ich silne więzy. Na pogrzebie Susan jej przypuszczenia potwierdziły się. Zamienił z rodzicami zaledwie kilka zdań. Ale ta gniewna gorycz, jaka w tej chwili go ogarnęła, przeraziła ją.

– Domyślam się, że jest jakiś poważny konflikt między tobą a twoimi rodzicami – zaczęła niepewnie. – Ale od tamtej pory minęło tyle lat…

– Siedemnaście lat… a jednak ciągle za mało. Nie zatrzymywałbym się tu, gdyby nie… Susan. – Z trudnością przechodziło mu przez gardło słowo „śmierć”, a także imię jego nieżyjącej siostry.

Darcy współczującym gestem dotknęła jego dłoni, zaciśniętej na kierownicy. Po raz pierwszy wspólnie stali w obliczu jego osobistej tragedii i nie wiedziała, czy oczekiwał od niej wsparcia, czy raczej powinna zachowywać się powściągliwie. Do niedawna nawet nie miała pojęcia, że miał siostrę. Dowiedziała się o jej istnieniu pewnego ranka, kiedy obudził ich telefon i Cullen usłyszał tę tragiczną wiadomość.

– Powinienem był po nią wrócić – wyrzucał sobie. – Dlaczego pozwoliłem jej tu zostać?

– Nie była dzieckiem, Cullen. Była od ciebie cztery lata starsza. Skoro zdecydowała się mieszkać tutaj, co mogłeś zrobić?

– Nie znasz Susan, ona nie jest… nie była – poprawił się – tak silna jak ty. Nie potrafiła walczyć o swoje prawa, wstawiała się za mną, ale dla siebie nigdy nic nie chciała.

Silna jak ona? Boże, czy rzeczywiście uważał ją za silną kobietę? Pomyślała, że widocznie jest lepszą aktorką, niż myślała, skoro nie zauważy jak słaba była w rzeczywistości.

– Ale miała już trzydzieści osiem lat, Cullen. Na miłość boską, pracowała w świetlicy, zarabiała na siebie, nie musiała mieszkać z rodzicami. Gdyby chciała, to by się wyprowadziła.

Cullen potrząsnął głową. Spojrzał na nią ponuro i ciężko westchnął.

– Nie znasz moich rodziców – powtórzył i wysiadł z samochodu.

Nerwowo zaczęła szarpać się z pasem bezpieczeństwa. Powinna z nim porozmawiać, zanim pójdzie do swoich rodziców. Odkąd dowiedziała się, jaka była ostatnia wola Susan, w myśli układała sobie słowa, które chciała mu powiedzieć. Oczywiście odpowiednie słowa, takie, żeby go nie urazić.

Kiedy otworzył jej drzwiczki samochodu, akurat uporała się z pasem. Na zewnątrz siąpiło, trudno nawet było nazwać to deszczem. Gdy wysiadała, poczuła wilgoć na włosach. Podał jej rękę. Tak zawsze robił, odkąd się poznali. Na każdym kroku, kiedy potrzebowała, wyciągał do niej pomocną dłoń. Nie chciała tego stracić. A jeśli mu teraz powie to, co zamierzała, może stracić wiele, bardzo wiele. Może stracić Cullena. Położyła rękę na jego ramieniu i podniosła głowę, spoglądając mu w oczy.

– Cullen, myślałam o całej nowej sytuacji – zaczęła spokojnym głosem. – Wiem, że chcesz spełnić życzenie Susan, ale czy nie rozważałeś, że może twoja siostrzenica powinna jednak zostać z waszymi rodzicami bez względu na twój konflikt z nimi? – spytała i widząc, że chce jej przerwać, szybko dodała: – Poza wszystkim, mimo że tobie nie układało się tutaj dobrze, to jest jedyny dom, jaki zna ta mała dziewczynka. Może nie powinno się jej stąd zabierać. Prawnik zapewniał, że twoi rodzice są gotowi wychowywać wnuczkę, tu jest pięknie, szkoły też na pewno są dobre i…

Uciszył ją, kładąc palec na jej usta.

– Wiem, Darcy, co chcesz mi powiedzieć. Nie przedyskutowaliśmy tego wspólnie, z pewnością to nie jest w porządku z mojej strony, że podjąłem decyzję, nie pytając cię o zdanie. Zrozum, że Susan przepisała prawa rodzicielskie na mnie i nie mogę wyjechać stąd bez Angie.

– Próbuję się głośno zastanawiać, jakie rozwiązanie byłoby najlepsze dla dziecka – rzekła. Czuła, że się czerwieni. Kłamała, myślała tylko o sobie. Wiedziała, że jeśli dziecko zamieszka w jego domu, ona będzie musiała się wyprowadzić. – Jesteś przekonany, że nie powinna wychowywać się u dziadków?

– Nie poznałaś jeszcze moich rodziców – rzekł zirytowany.

Czuła, że nie chciał kontynuować tej rozmowy.

– A co z ojcem dziecka? – próbowała się jeszcze dowiedzieć.

– Prawnik wyraźnie powiedział, że ojciec nie chce mieć nic wspólnego z dzieckiem.

– Może teraz tak sądzi, a jeśli zmieni zdanie?

– Jest żonaty i ma trójkę dzieci. W liście, który mi zostawiła Susan, prosiła, żebym nawet nie próbował kontaktować się z nim. Wie o dziecku, proponował pieniądze, ale nic poza tym.

– Boże, jakie to straszne – westchnęła Darcy w przypływie współczucia. Pomyślała, że Susan rzeczywiście wiele wycierpiała. Cullen nie chciał zostawić dziecka z dziadkami, ojciec dziecka nie wyrażał zainteresowania, żeby zająć się własną córką. Co więc pozostało?

– Nie bądź taka przygnębiona, kochanie – uśmiechnął się do niej.

– Nie jestem – skłamała.

Nie wiedziała, co malowało się na jej twarzy, ale pocieszała się, że Cullen na pewno nie odczytał ogarniającego ją niepokoju. Przez lata ćwiczyła, jak kontrolować wyraz twarzy, nauczyła się ukrywać prawdziwe emocje. Cokolwiek zobaczył w jej twarzy, wywołało to u niego nieśmiały uśmiech. Ten sam uśmiech, którym skusił ją do łóżka po tygodniowej znajomości.

Pogłaskał ją po policzku.

– Poradzimy sobie, Darcy, obiecuję. Kiedy tylko we troje znajdziemy się w Santa Barbara, będziemy mieli czas, żeby wszystko sobie poukładać.

We troje? Nie spodobały się jej te słowa. Nie potrafiła zmusić się do uśmiechu, skinęła tylko głową. Wystarczyło to Cullenowi, bo pochylił się i pocałował ją w usta.

– Dziękuję, że jesteś tu ze mną, najdroższa.

Wziął ją za rękę i ruszyli w stronę domu. Darcy czuła się jak skazaniec, czekający na wyrok. Minione osiem miesięcy spędzone z Cullenem należały do najszczęśliwszych w jej życiu. A teraz, jeśli on nie zdecyduje się na zostawienie dziecka rodzicom, ich związek będzie musiał się rozpaść.

Cullen wyczuwał napięcie Darcy, widział, że była przygnębiona. Z pewnością zachował się nie w porządku, nie pytając jej o zdanie w tak ważnej sprawie. Powinni porozmawiać o miejscu dziecka w ich wspólnym życiu, o czekających ich zmianach, o tym, jak będą sobie radzić w nowej sytuacji. Powinien ją spytać, co czuje w związku z pojawieniem się dziecka w domu, który właśnie zaczęli wspólnie tworzyć. Powinien, ale bardzo powoli oswajał się z faktem, że jego siostra umarła, pozostawiając mu córeczkę. W jego ręce oddawała swój największy skarb. Nikt, nawet Darcy, nie mógł go powstrzymać przed spełnieniem woli Susan.

Darcy zrozumie, wmawiał sobie. Gdy pozna jego rodziców, od razu pojmie, że nie miał innego wyjścia i będzie wiedziała, dlaczego nawet nie przyszło mu do głowy pytać jej o zdanie.

Gdy wszedł na ganek, poczuł skurcz żołądka. Opuszczając dom, był przerażonym siedemnastolatkiem. Teraz miał trzydzieści cztery lata, prowadził dochodową firmę, miał oszczędności w banku. Dorobił się domu, dwóch samochodów i połowy jachtu. Odkąd był z Darcy, wiódł szczęśliwe życie osobiste. Pod każdym względem można go określić mianem człowieka sukcesu.

Dlaczego teraz odczuwał ból i wyrzuty sumienia, stojąc przed drzwiami rodzinnego domu, jak gdyby zrobił coś złego? Takie uczucie towarzyszyło mu przez całe dzieciństwo, zostawił je tutaj, gdy odchodził.

Ocknął się, gdy Darcy zaczęła nerwowo wyrywać mu swoją rękę, uświadamiając mu, że za mocno ją ściskał.

– Przepraszam – wypuścił jej dłoń. – Jestem trochę spięty.

– Oboje mamy za sobą ciężki tydzień – uspokajającym gestem dotknęła dłonią jego piersi.

Widząc troskę w jej oczach, Cullen od razu się rozluźnił.

Pogłaskał ją delikatnie po twarzy. Nawet po ośmiu miesiącach ciągle nie mógł uwierzyć, że naprawdę była z nim. Spodobała mu się od pierwszego wejrzenia. Wybrał się do znajomego na grilla, tylko dlatego, że nie miał nic lepszego do roboty, tłumacząc sobie, że w każdej chwili może stamtąd wyjść. Darcy stała na tle zachodzącego słońca, jej złote włosy wręcz poraziły go. Kiedy ujrzał uśmiech w błyszczących szarych oczach, wiedział, że musi ją poznać…

Szybko otrząsnął się ze wspomnień i wrócił do rzeczywistości, do czekającego go zadania. Miał odebrać rodzicom dziecko Susan. Uśmiechnął się przelotnie do Darcy.

– Mam nadzieję, że nie będzie to długo trwało – rzekł.

Nie zadzwonił, tylko zapukał w dębowe drzwi. Czując na sobie wzrok Darcy, domyślał się, że chciała mu zadać wiele pytań. Nigdy nie opowiadał jej o swojej rodzinie, nie miała pojęcia, jak się czuł, przyjeżdżając do domu rodziców. On też niewiele wiedział o jej rodzinie. Może powinien ją spytać…

Odgłos kroków po drugiej strome drzwi wyrwał go z rozmyślań. Usłyszał stukot obcasów na wypolerowanej dębowej posadzce. Jego matka. Jedyna kobieta, jaką znał, która na co dzień po domu chodziła w butach na wysokich obcasach. Drzwi się otworzyły i stanął twarzą w twarz z matką.

Niewiele się zmieniła. Może miała więcej siwych włosów, kilka zmarszczek na czole. Ale oczy pozostały te same, chłodno przyglądające się, oceniające go, szukające przewinienia. Takie jak wtedy, gdy był chłopcem.

– Cullen, witaj – rzekła beznamiętnym głosem Meave Roberts.

– Witaj – odparł. Był spięty.

– Wejdź. – Patrząc niebieskimi oczami, takimi, jakie miał Cullen, zmierzyła wzrokiem Darcy. – Wejdźcie oboje.

Darcy czuła napiętą atmosferę, kiedy przekroczyli próg domu. Od razu zauważyła, że rodzice nie czekali na Cullena z wystawnym przyjęciem.

Dom był ładnie urządzony. Podłogi z jasnego dębu, kremowe ściany, delikatne akwarele na ścianach, wszystko tworzyło sterylną i spokojną atmosferę. Na pewno dziecko nie pasowało do tego wystroju wnętrza, pomyślała Darcy, a jej nadzieje, że Cullen będzie chciał powierzyć opiekę nad Angie rodzicom, jeszcze bardziej osłabły.

– Nic się nie zmieniło – rzekł cicho, właściwie do siebie.

– Lubimy z twoim ojcem nasz dom – powiedziała matka, odwracając głowę. – Nie widzimy powodu, żeby coś tu zmieniać.

Pani Roberts poprowadziła ich do salonu, w którym również dominowały wyblakłe pastele. Na podłodze leżał miękki gruby dywan w płowym odcieniu. O Boże, przecież widać na nim każdy pyłek, pomyślała Darcy. Bała się spojrzeć za siebie, czy nie zostawiała śladów.

– William, Cullen jest tutaj – poinformowała męża Meave równie obojętnym głosem, jakim przywitała syna.

William odsłonił twarz, odkładając gazetę, i wstał z krzesła. Darcy od razu zauważyła duże podobieństwo między ojcem i synem. Mieli takie same rysy twarzy. Taki sam kolor włosów, który ciągle jeszcze przebijał przez siwiznę starszego pana, oczy również niebieskie, choć jaśniejsze u Williama niż u Cullena i jego matki. Oczy Cullena wydawały się jednak zawsze iskrzyć, a usta drgać w uśmiechu, natomiast patrząc na kamienną twarz jego ojca, nie potrafiła sobie wyobrazić śmiejącego się Williama.

– Witaj, Cullen – rzekł oschle ojciec.

– Ojcze – równie zimno zareagował Cullen – to jest Darcy Logan, Darcy przedstawiam ci moich rodziców.

Darcy wymamrotała słowa powitania, czując na sobie świdrujące oczy Williama.

– Czy jesteś konkubiną mojego syna? – zapytała bezceremonialnie Meave, zwracając się do Darcy takim tonem, jakby chciała wiedzieć, czy lubi grzanki z dżemem.

Konkubiną? Darcy spojrzała na nią zaskoczona. To jeszcze używa się takich określeń? Nie wiedziała, jak zareagować. Cullen wziął ją za rękę i uścisnął. Chciał ją ostrzec czy podtrzymać na duchu?

– Mieszkamy razem od pięciu miesięcy – odparł Cullen. – Nie wydaje mi się jednak, żeby mogło to was obchodzić.

– Myślę, że mamy prawo wiedzieć, do jakiego domu chcesz zabrać naszą wnuczkę – rzekła matka, zaciskając usta.

– Nie macie żadnych praw – odpowiedział spokojnym głosem. – Susan przepisała wyłącznie na mnie prawa rodzicielskie.

– Gdyby dłużej pożyła, na pewno zmieniłaby zdanie – odezwał się William. – Zaczęła zdawać sobie sprawę, jak ciężki grzech popełniła, rodząc nieślubne dziecko.

– Nie wątpię, że pomogliście wpędzić ją w poczucie winy. Na pewno zadbaliście o to, żeby w każdej minucie każdego dnia pamiętała, jak wielkie popełniła przestępstwo.

– W przeciwieństwie do ciebie Susan przynajmniej starała się wierzyć, jak ważna jest moralna postawa – powiedział ojciec, zerkając na Darcy.

No tak, skoro była konkubiną… Boże, naprawdę tak ją określili, pomyślała ciągle zszokowana Darcy.

– Gdzie jest dziecko? – ostro spytał Cullen. Choć starał się panować nad swoimi emocjami, w jego głosie dało się słyszeć złość.

– Na górze – Meave spojrzała na męża. – Uważamy, że będzie lepiej, jeśli Angie zostanie z nami. Jesteś teraz w takiej sytuacji, która uniemożliwia ci wychowywanie dziecka…

– Znieście ją na dół.

– Chociaż nie prosiliśmy się o taki ciężar, czujemy, że naszym obowiązkiem jest…

– Zamierzasz znieść ją na dół, czy mam sam iść na górę?

Lodowaty ton Cullena uciszył matkę. Wyglądał bardzo groźnie. Darcy miała nadzieję, że nigdy nie zwróci się do niej w taki sposób.

– Nie mów do matki takim tonem – ostrzegł go ojciec. – Zdecydowaliśmy, że dziecko zostanie z nami. Jeśli chcesz…

– Nic mnie nie obchodzi, co zdecydowaliście, do cholery! – wyrzucił z siebie Cullen głosem pełnym nienawiści. – To mnie Susan uczyniła opiekunem prawnym dziewczynki! Jeśli chcecie dochodzić swoich racji, to idźcie do sądu!

– Widzę, że nic się nie zmieniłeś od czasu, kiedy byłeś chłopcem – surowym tonem stwierdził William. – Ciągle ponoszą cię emocje i ciągle podejmujesz bezmyślne decyzje.

– Chcesz powiedzieć, ojcze, że nie jestem wyzuty z uczuć i nie mam serca z lodu, jak wy oboje. Twoją uwagę traktuję jak komplement.

– Myślisz tylko o sobie. Nawet nie zastanowiłeś się, co będzie najlepsze dla dziecka. Jeśli zostanie z nami, zapewnimy jej takie wychowanie, że wyrośnie na porządną kobietę, odróżniającą dobro od zła, wiedzącą…

– Żyjącą bez miłości i bez poczucia własnej wartości- przerwał mu syn. – Zniewolicie ją tak samo jak Susan. Próbowaliście zrobić to także ze mną. Miałem szczęście, że Susan mnie kochała i namówiła do ucieczki, zanim zniszczyliście mnie, tak jak ją. – Zrobił krok do przodu, był wyższy o jakieś pięć centymetrów od ojca. – A teraz, czy zamierzacie znieść dziecko na dół, czy mam przeszukać cały dom, żeby ją znaleźć?

Cullen nie podnosił głosu. Nie musiał. Pioruny, jakie sypał wzrokiem wystarczały. Darcy położyła rękę na jego ramieniu, bojąc się, że zaraz uderzy ojca. Poczuła jego napięte mięśnie. Cisza się przedłużała.

Pierwszy odwrócił się William.

– Przynieś ją – polecił żonie.

Meave zagryzła wargi. Spojrzała na Cullena ze złością.

Co to za ludzie, że są w stanie z taką nienawiścią traktować swojego syna, a zmarłą przed kilkoma dniami córkę nazywają grzesznicą? Gdzie podział się smutek towarzyszący zazwyczaj stracie bliskiej osoby? Jak mogą nazywać osierocone dziecko ciężarem? Przeszedł ją dreszcz, zapięła marynarkę. Wydawało jej się, że jest tu zimniej niż na zewnątrz.

Meave wolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi, jej bladoniebieska sukienka prawie nie drgnęła na jej sylwetce. Była tak samo sztywna, bezduszna i uporządkowana jak cały ten dom, przeszło przez myśl Darcy. Teraz nie dziwiła się już, że Cullen tak od razu zdecydował się na opiekę nad dzieckiem. Jakie życie czekałoby to maleństwo w sterylnym i ascetycznym domu? Spędziła tu zaledwie dziesięć minut, a już zdążyła przemarznąć do szpiku kości.

Oczekiwali w milczeniu na powrót matki Cullena. Napięcie, które rosło między ojcem i synem nie pasowało do tak bezbarwnego pomieszczenia. Przyglądając się im, Darcy dochodziła do wniosku, że rodzice Cullena nie byli zdolni do żadnych uczuć. Chyba, żeby uznać nieskazitelność za uczucie.

Usłyszała stukot obcasów w korytarzu, po chwili do pokoju weszła Meave z zawiniątkiem w ręku. Darcy nagle poczuła ściśnięcie w gardle. Zsunęła rękę z ramienia Cullena. Ruszył w kierunku matki.

Meave wahała się przez chwilę, spojrzała na syna, ich oczy spotkały się. Surowy wzrok Cullena przekonał ją, że dalszy opór nie ma sensu. Z niechęcią oddała mu niemowlę.

Cullen nie pokazał po sobie żadnego zmieszania, którego spodziewała się Darcy po niedoświadczonym „tatusiu”. Może trochę niezdarnie, ale pewnie trzymał dziecko na rękach. Zauważyła, że kiedy starał się zsunąć z twarzy dziecka kocyk, jego ręka lekko drżała.

Wujek i siostrzenica patrzyli na siebie identycznymi niebieskimi oczami. Dziewczynka wyciągnęła małą rączkę i zamachała nią w powietrzu. Zagruchała na powitanie.

– Cześć, malutka – rzekł oczarowany Cullen.

Mała Angie okazała się dużo mądrzejsza, niż można się było spodziewać po sześciomiesięcznej istotce, i żeby szybko przekonać do siebie wujka, uśmiechnęła się do niego, pokazując dwa małe ząbki. Cullen też się uśmiechnął.

Darcy bezsilnie patrzyła, jak serce jej ukochanego zostało złapane w sidła małych rączek dziecka.


Rozdział drugi

 

– Jesteś pewna, że jest jej wystarczająco ciepło? – po raz kolejny w ciągu dwudziestu minut, odkąd wyjechali od rodziców, zadał to samo pytanie Cullen.

– Jest owinięta w kocyk, poza tym włączyłam ogrzewanie. Na zewnątrz trochę siąpi, ale nie jest zimno. Jesteśmy w Seattle, a nie na Syberii.

– Przepraszam – uśmiechnął się z zażenowaniem Cullen. – Pytam, bo ona jest taka malutka i bezbronna.

– Zazwyczaj wszystkie niemowlęta są takie – odparła i włączyła kierunkowskaz, żeby skręcić na parking supermarketu.

Musieli zrobić podstawowe zakupy dla Angie, kupić jedzenie i pieluchy. Z ubrankami mogli poczekać do powrotu do Santa Barbara.

W sklepie szybko znaleźli regał z jedzeniem dla dzieci, ale patrząc na szeroki wybór produktów, Cullen w pierwszej chwili zgłupiał, a potem wpadł w panikę. Darcy zrobiło się go żal, więc szybko wybrała i wrzuciła do koszyka mleko w proszku i zupki, starając się nie zwracać uwagi na zawiniątko w rękach Cullena. A okazało się to trudniejsze, niż się spodziewała.

Przy kasie chciał oddać jej dziecko, żeby wyjąć portfel.

– Nie! – zareagowała gwałtownie.

Spojrzał na nią zdezorientowany.

– Mam książeczkę czekową na wierzchu, zapłacę – rzekła, siląc się na uśmiech.

– W porządku – zgodził się, choć ciągle spoglądał na nią pytającym wzrokiem.

Jego uwagę odwróciła kasjerka, która zaczęła szczebiotać do dziecka i Angie natychmiast uśmiechnęła się do niej od ucha do ucha. Kobieta rozpływała się w zachwytach. Cullen patrzył z dumą na dziecko. Darcy odwróciła głowę. Nie chciała, aby dostrzegł wyraz jej twarzy.

Kiedy znaleźli się w hotelu, czuła, że gula w jej żołądku urosła do rozmiarów piłki do koszykówki. Marzyła, żeby zamknąć się w łazience i zanurzyć w gorącej wodzie.

Gdy napomknęła o swoim zamiarze Culleno-wi, spojrzał na nią i poprosił błagalnym głosem, żeby nie opuszczała go w tak dramatycznej chwili.

W końcu prowadził firmę budowlaną, a nie przedszkole, przypomniała sobie. Skąd miał wiedzieć, jak zająć się dzieckiem?

– Myślę, że się zmoczyła – rzekł i zrobił bezradny gest dłonią.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin