Aldiss Brian W. - Kto zastąpi człowieka.rtf

(1450 KB) Pobierz
Aldiss Brian W

Aldiss Brian W.

 

Kto zastąpi człowieka?

 


Zabawa w Boga

 

 

   Po południu przynieśli mu wnętrzności. O innych porach dnia pigmeje przynosili staremu człowiekowi ryby z rzeki albo brukiew, któ uwielbiał, ale po południu dostawał od nich dwie miski jelit.

   Stał przyjmując je i niewidzącymi oczyma patrzył ponad ich głowami przez otwarte drzwi na błękitnąunglę. Przeszywał go ból. Nie waż się zdradzić przed swoimi poddanymi, że cierpi, czy jest bez sił pigmeje nie cackali się ze słabością. Zanim weszli do izby, zmusił się, żeby stanąć prosto i wsparł na lasce.

   Obydwaj pigmeje zatrzymali się przed nim skłaniając głowy tak nisko, że ich pyski niemal znalazły się w dymiących jeszcze miskach.

g składa wam dzięki. Wasza ofiara została przyjęta powiedział stary człowiek.

   Nie umiał poznać, czy naprawdę rozumieli jego klekotliwą pró odtworzenia ich języka. Lekko drżąc poklepał ich po łuskowatych głowach. Wyprostowali się i odeszli swoim szybkim, ślizgającym się krokiem. W misach błyszczały plamy tłuszczu odbijając promienie słca wpadające przez okno.

   Runął z powrotem na łóżko i zapadł znów w ten sam sen: pigmeje przychodzą do niego, a on nie ma dla nich cierpliwości, lecz nienawiść. Daje upust swemu długo tłumionemu wstrętowi i pogardzie, wali po głowach laską i wypędza w końcu ich i całą rasę na zawsze z planety. Odeszli. Lazurowe słce i błękitne dżungle należą tylko do niego; może ż tam, gdzie nikt go nie znajdzie i nie będzie mu się naprzykrzać. Może nareszcie umrzeć tak lekko, jak lekko spada liść z drzewa.

   Zdał sobie sprawę, że marzenie pierzchło. Splóonie tak mocno, że ażykcie wyszły mu jak kocie łby, i odkaszlnął krwią. Trzeba siędzie pozbyć misy z wnętrznościami.

   Następnego dnia, o milę od chaty wylądował statek kosmiczny.

   Lądownik terenowy posuwał się z trudem krę leś drogą. Pod mistrzowską Barneya Brangwyna na kierownicy pojazd jechał tak szybko, jak się dało. Otaczała ich zewsząd gęsta roślinność o posępnym, sinym zabarwieniu, które cechowało większość żywych organizmów na planecie Kakakakaxo.

Żaden z was nie ma zdrowej, rumianej cery zauważ Barney, przenosząc spojrzenie z drogi na twarze towarzyszy, na których tańczyły błękitne światła.

   Na fizjonomiach trzech członków Planetarnej Misji Ekologicznej kładły się niebieskie cienie. Dawały one złudzenie chłodu, chociaż było tu w strefie równikowej i ze słcem Cassivelaunus stojącym w zenicie przyjemnie ciepło, jeśli nie gorąco. Otaczająca dżungla rosła gęsto, z nieomal tropikalną bujnością, krzewy aż uginały się pod ciężarem listowia. Dziwne uczucie budziła w nich myśl, że jechali do człowieka, który ż w tym nie zachęcającym otoczeniu od prawie dwudziestu lat. Teraz, kiedy już znaleźli się na miejscu; łatwiej było zrozumieć, dlaczego uważano go powszechnie za bohatera.

Gdyby jacyś zieloni pigmeje chcieli nas podglądać, jest za czym się chować powiedział Tim Anderson, przyglądając się badawczo mijanym zaroślom. Miałem nadzieję, że zobaczę jednego czy dwóch.

   Barney zachichotał, słysząc niepokój w głosie młodszego towarzysza.

Pigmeje chyba jeszcze nie pozbierali się po hałasie, jakiego narobiliśmy podczas lądowania powiedział. Zobaczymy ich prędzej, niż myślisz. Kiedy dożyjesz mojego sędziwego wieku, Tim, będziesz się mniej palił do spotkania z miejscowymi ważniakami. Pogromcami na każdej planecie są na ogół najwięksi krzykacze ipso iacto, jak mówią prawnicy.

   Umilkł na czas pokonywania wąwozu i zręcznie wjechał dużym pojazdem pod przeciwległy stok.

dząc z faktów, najbardziej zwariowany na Kakakakaxo jest jej klimat rzekł Tim. Zaledwie sześćset czy siedemset mil na północ i południe stąd biorą początek lodowce, które ciągną się do samych biegunów. Dobrze, że nasza robota ogranicza się do zbadania bezpieczeństwa planety dla osadników nie chciałbym tu mieszkać, z pigmejami czy bez. To, co zobaczyłem, zupełnie mi wystarcza.

Koloniści zwykle nie mają alternatywy zauważ Craig Hodges, dowódca misji. Przyjadą, w jakimś stopniu przymuszeni czynnikami ekonomicznymi, uciskiem, nędzą, czy potrzebą lebensraumu, ponurymi koniecznościami, które przeganiają nas z miejsca na miejsce.

Ależ z was radosna para! wykrzyknął Barney. Dobrze, że chociaż Papie Dangerfieldowi podoba się tutaj! Stawiał czoło Kakakakaxo przez 19 lat, bawiąc się w Boga i mamkę tych pigmejow!

Przede wszystkim rozbił się tu przypadkiem i musiał się przystosować powiedział Craig, niechętnie dając się wytrącić z melancholii, w któ zawsze popadał, kiedy PME stawała w obliczu tajemnicy nowej planety.

Jakże wspaniale się przystosował! wykrzyknął Tim. Papa Dangerfield, Bóg Bezkresnego Końca Świata! Był jednym z bohaterów mojego dzieciństwa. Aż trudno mi uwierzyć, że go poznamy.

Większość legend, jakie narosły wokół niego, pochodzi z Droxy stwierdził Craig. To znaczy z miejsca, gdzie powstaje połowa tego całego jarmarcznego przereklamowania we wszechświecie. Osobiście nie jestem przekonany co do tego faceta, chociaż może się okazać dobrym źem informacji. Pamiętaj, Tim, że nie przyjechaliśmy tu po autograf.

I na pewno będzie dobrym informatorem rzekł Barney, jadąc skrajem rododendronowych zarośli. Oszczędzi nam ładny kawał roboty. W ciągu dziewiętnastu lat jeśli jest chociaż w przybliżeniu takim, jakim go zachwalają powinien był zgromadzić masę materiału o bezcennej dla nas wartości.

   PME rzadko dostawała proste zadania. Kiedy ta trzyosobowa załoga lądowała na nie zbadanej planecie, takiej jak Kakakakaxo, musiała sklasyfikować potencjalne niebezpieczeństwa i dokładnie ustalić rodzaj oporu, z jakim mogliby się spotkać koloniści ze strony jakiegokolwiek wyższego gatunku zamieszkującego planetę. W galaktyce aż się roiło od różnych wyższych rodzajów, którymi równie dobrze mogły być ssaki, gady, owady, rośliny, minerały, jak i wirusy. Nierzadko były one niesforne do tego stopnia, że aby człowiek mó przybyć, trzeba je było całkowicie wytępić i to w taki sposób, by jak najmniej zakłócić ekologicznąwnowagę planety.

   Podróż zakończyła się nieoczekiwanie. Byli zaledwie milę od statku, kiedy dżungla z jednej strony lądownika ustąpiła miejsca skale tworzącej podnóże stromej i zalesionej góry. Minąwszy wysoką skalną ostrogę, zobaczyli przed sobą wioskę pigmejów. Kiedy Barney zahamował i wyłączył silnik, siedzieli jeszcze przez chwilę w ciszy, obejmując wzrokiem krajobraz.

   Ich przybycie wywoło gwałtowne poruszenie pod drzewami.

A oto i komitet powitalny powiedział Craig. Lepiej zejdźmy i zróbmy przyjazny wyraz twarzy. Bóg wie, co oni sobie pomyś o twojej brodzie, Barney. Na wszelki wypadek włącz swój miotacz.

   Cała trójka została otoczona, gdy tylko zeskoczyła na ziemię. Pigmeje poruszali się gwałtownie i szybko, okrążając ekologów. Chociaż wyglądało na to, że pojawiają się ze wszystkich stron, najwyraźniej bez uprzednio ustalonego planu, zaledwie parę sekund zajęło im utworzenie pierścienia wokół intruzów. I pomimo całej ich szybkości mieli w sobie coś ukradkowego; jakaś groźba czaiła się w ich pośpiechu. Był...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin