L.J.Smith -Wizje w mroku. Pasja roz. 1-8.pdf

(403 KB) Pobierz
aaa
L.J. SMITH
WIZJE W MROKU
U
3. PASJA.
PrzekĀad:
A.Jagodzi ń ska
A.BĀasiak
Wydawnictwo Amber 2010
CZ(OB{BKB(.(NFKBD{FL(
U
PrzekĀad:
PrzekĀad:
Rozdział 1
N ocną ciszę przerwało szczekanie psa. Gabriel uniósł głowę, jego wyostrzone zmysły przed
czymś go ostrzegały. Po chwili wrócił do majstrowania przy zamku.
Mechanizm w końcu ustąpił. Drzwi stały otworem. Gabriel się uśmiechnął.
W środku były cztery osoby. Wciąż jeszcze nie spały. Jedną z nich była Kaitlyn. Piękna
Kaitlyn ze złocistorudymi włosami. Szkoda, że może będzie musiał ją zabić - teraz byli
wrogami. Nie mógł sobie pozwolić na żadną słabość.
Pracował dla pana Zetesa. Jego nowy pracodawca pragnął za wszelką cenę coś zdobyć -
odłamek z idealnego kryształu, ostatniego na świecie. Należał do Kaitlyn... A Gabriel miał go
skraść.
Proste jak drut.
Jeśli ktoś spróbuje go powstrzymać, to mu się oberwie. Dotyczy to również Kaitlyn.
Na krótką chwilę ścisnęło go w piersiach, lecz potem jego rysy stwardniały i chyłkiem wsunął
się do ciemnego domu.
Kaitlyn, poddaj się.
Dziewczyna spojrzała w ciemnoszare oczy Gabriela.
- Jak się tu dostałeś?
Gabriel uśmiechnął się triumfalnie.
- Włamania to moja nowa specjalność.
- To dom Marisol - odezwał się za jego plecami Rob. - Nie możesz tak po prostu...
- Ależ ja właśnie to zrobiłem. Nie liczcie na pomoc; wszyscy inni śpią, zatroszczyłem się o to.
Pewnie się domyślacie, dlaczego tu jestem.
Wszyscy gapili się na niego: Kaitlyn, Rob, Lewis i Anna -uciekinierzy z Instytutu Zetesa.
Rodzina Marisol przyjęła ich pod swój dach. W domu nie było tylko Marisol, byłej asystentki
naukowej w Instytucie, która niestety za dużo wiedziała i dlatego postarano się o to, żeby
zapadła w śpiączkę. A teraz Kaitlyn wpakowała się w kłopoty.
Niedawno wybiła północ. Cała czwórka siedziała w pokoju, który dziewczynom przydzielił
brat Marisol. Rozmawiali i starali się zdecydować, co mają zrobić. I wtedy otworzyły się
drzwi, i pojawił się w nich Gabriel.
Kaitlyn, która właśnie opierała się o mahoniowe biurko, znieruchomiała. Próbowała oczyścić
umysł ze wszystkich myśli, które mogłyby coś zdradzić.
Anna i Lewis siedzieli w milczeniu na łóżku. Na ich twarzach nie malowało się żadne
uczucie. A umysł Roba był niczym złocista poświata. Pustka. Gabriel nie mógł niczego wy-
czytać w ich myślach.
Nieważne. Spojrzał na biurko za Kaitlyn. Uśmiechnął się promiennie i groźnie.
- Poddajcie się - powtórzył. -I tak to dostanę.
- Nie mamy pojęcia, o czym mówisz - powiedział beznamiętnie Rob i zrobił krok.
Gabriel nawet nie zerknął na niego. Nadal się uśmiechał, ale jego oczy pociemniały.
- Odłamek idealnego kryształu - odpowiedział. - Chcecie się zabawić w ciepło-zimno? A
może sam mam go wziąć?
Znowu spojrzał na biurko.
- Gdybyśmy go mieli, na pewno byś go nie dostał - oznajmił Rob. - Już dawno byłoby po
twoim szefie... Bo chyba nim jest, prawda?
Uśmiech zamarł Gabrielowi na ustach. Zmrużył lekko oczy i Kaitlyn zobaczyła, jak wypełnia
je ciemność. Jednak jego głos nadal brzmiał spokojnie i lekko:
- Pewnie, że jest moim szefem. I lepiej trzymajcie się od niego z daleka, bo jak nie, to będzie
z wami źle.
Kaitlyn poczuła pieczenie pod powiekami. W głowie jej się nie mieściło, że to się dzieje
naprawdę. Gabriel, jak zupełnie obcy człowiek, stoi tu przed nimi i ostrzega, żeby się nie zbli-
żali do pana Zetesa. Tego, który chciał z nich zrobić psychopatycznych morderców i sprzedać
za gigantyczne pieniądze. A kiedy się zbuntowali, próbował ich zabić. Który deptał im po
piętach aż do Kanady. Teraz, gdy wrócili, by z nim walczyć, najwyraźniej nadal nie
odpuszczał. Liczyli na to, że w domu Marisol będą bezpieczni, ale się pomylili.
- Jak możesz. - Anna mówiła niskim, wyraźnym głosem. Kaitlyn od razu się domyśliła, że
koleżanka czuje to samo. Okolona ciemnymi warkoczami twarz Anny Evy Whiteraven,
zwykle pogodna, była teraz nachmurzona. - Jak mogłeś stanąć po jego stronie? Zapomniałeś o
wszystkim, co zrobił...
- I o tym, co jeszcze zrobi... - wtrącił się Lewis.
Lewis Chao, zazwyczaj pogodny i roześmiany, patrzył posępnie na intruza.
- To zły człowiek, Gabrielu. Dobrze o tym wiesz - powiedział Rob, podchodząc do niego od
tyłu.
Rob Kessler raczej nie miał wrodzonych skłonności do zabijania, ale ze zmierzwionymi
jasnymi włosami i złocistymi oczami wyglądał jak anioł zemsty.
- I ciebie też w końcu dopadnie - westchnęła Kaitlyn, dołączając do chóru.
Należała do tej grupy: Kaitlyn Fairchild, nie tak łagodna jak Anna czy Lewis, nie tak dobra
jak Rob, dziewczyna z ognistymi włosami i temperamentem. I z oczami, o których ludzie
mówili, że to oczy czarownicy - niebieskie z ciemniejszymi obwódkami wokół tęczówek. W
tym momencie Kait spiorunowała wzrokiem Gabriela.
Gabriel Wolfe odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem.
Kaitlyn aż dech zaparło. Był przerażająco przystojny. Jasna karnacja kontrastowała z
ciemnymi włosami przypominającymi jedwabistą sierść zwierzęcia - może tego, którego nosił
nazwisko. Miał coś z wilka, któremu przyjemność sprawiało osaczanie ofiary i zabawa z nią.
Oczywiście, że jest zły, powiedział Gabriel. Kaitlyn usłyszała te słowa w myślach. Ton głosu
Gabriela był taki szyderczy. Ja też jestem zły. Nie wiedziałaś?
Kaitlyn poczuła lekkie, bolesne ukłucia w skroniach.
Powstrzymała jęk, ale wiedziała, że Anna, Lewis i Rob też coś słyszą.
Gabriel zrobił się silniejszy.
Sprawiła to zdolność telepatii, która połączyła całą ich piątkę, i to wszystko przez Gabriela.
Ta zdolność miała na nich oddziaływać do czasu, aż jedno z nich umrze. Każde z nich
odznaczało się inną mocą: Rob był uzdrawiaczem, Kaitlyn przewidywała przyszłość, Lewis
posługiwał się psychokinezą, a Anna potrafiła kontrolować zwierzęta. Gabriel był telepatą.
Potrafił łączyć umysły. Przez przypadek połączył ich umysły, i teraz żyli, jakby stanowili
część jednego organizmu.
Z całej piątki zawsze Gabriel był najsilniejszy, lecz teraz Kaitlyn aż się zachwiała pod
naporem jego mocy. Jego wewnętrzny głos parzył niczym rozpalony do białości pręt, znacząc
słowa w jej mózgu.
Dla kontrastu myśli Lewisa brzmiały słabo i jakby z oddali. Boję się.
Kaitlyn zerknęła na niego przelotnie i zorientowała się, że wcale nie chciał, by ktokolwiek to
usłyszał. Na tym polegał problem z telepatią. Łączyła ich zbyt mocno i czasem zdarzało się,
że do ich umysłów trafiała myśl, której nikt inny nie powinien usłyszeć. Dlatego nie mogli
mieć przed sobą tajemnic. Nic się nie dawało ukryć.
Kaitlyn coś sobie właśnie uświadomiła. Spojrzała na Gabriela.
- O to chodzi, prawda? - zapytała. - Odszedłeś, bo nie mogłeś tego znieść. To było zbyt
intymne...
- Nie.
- Wszyscy czujemy tak samo - powiedziała Anna, podejmując temat, który poruszyła Kaitlyn.
- Każdy potrzebuje czasem trochę prywatności. Ale jesteśmy twoimi przyjaciółmi...
Gabriel skrzywił się w uśmiechu.
- Nie potrzebuję przyjaciół.
- Ale i tak ich masz, chłopie - zauważył cicho Rob. Zrobił kolejny krok i położył koledze rękę
na ramieniu.
Szybkim ruchem odwrócił Gabriela do siebie.
Kaitlyn wyczuła zaskoczenie i wściekłość chłopaka. Rob to zignorował. Mówił cicho i z
powagą, patrząc Gabrielowi prosto w oczy. Zniknął gdzieś cały jego gniew, podobnie jak
rywalizacja, która zawsze pojawiała się między nimi, męska rywalizacja i walka o pozycję.
Rob zmagał się z własną dumą. Pomagała mu ją pokonać wrodzona uczciwość. Zmusił się do
odsłonięcia się przed Gabrielem.
- Łączy nas więcej niż przyjaźń - wyznał. - Stanowimy jedność, my wszyscy. To twoje dzieło.
Połączyłeś nas i uratowałeś przed śmiercią. A teraz zdezerterowałeś i przeszedłeś na jego
stronę? Połączyłeś siły z wrogiem? - Pokręcił głową. - Nie mogę w to uwierzyć.
- Bo jesteś idealistycznym idiotą - syknął Gabriel. Jego głos był równie cichy, co głos Roba,
ale przesycony gniewem i groźbą. Nawet nie próbował wyrywać się Robowi. - Lepiej w to
uwierz. Jeśli ze mną zadrzesz, to gorzko tego pożałujesz.
Rob nadal nie ustępował. W jego oczach malował się upór, który Kaitlyn dobrze znała.
Zacisnął szczękę.
- Nie nabierzesz mnie, Gabrielu. Zachowujesz się jak tępy mięśniak, ale wcale taki nie jesteś,
Masz głowę na karku. Jesteś jednym z najinteligentniejszych ludzi, jakich znam. Mógłbyś
wiele zdziałać...
- Jestem... - zaczaj Gabriel, ale Rob ciągnął dalej, łagodnie, ale nieustępliwie.
- Zachowujesz się tak, jakby ci na nikim nie zależało. A przecież to nieprawda. Uratowałeś
nas, gdy Joyce i pan Zetes próbowali nas zabić za pomocą kryształu. Uratowałeś nas po raz
kolejny, gdy byliśmy uwięzieni w Instytucie. Pomogłeś Kaitlyn zablokować telepatyczny atak
w furgonetce.
I wtedy Rob zrobił coś, co zupełnie zaskoczyło Kaitlyn. Potrząsnął Gabrielem. Przez ich
umysły przepłynęła fala wściekłości i zaskoczenia. Ale nim Gabriel zdążył cokolwiek powie-
dzieć, Rob ciągnął dalej, ostro i z zapamiętaniem:
- Nie mam pojęcia, co próbujesz udowodnić, ale to się na nic nie zda. Na nic. Zależy ci na
nas, nie jesteś w stanie tego zmienić. Dlaczego się nie poddasz i w końcu nie przyznasz,
Gabrielu? Dlaczego nie przerwiesz tego bezsensu?
Kaitlyn aż oddech uwiązł w gardle. Bała się odetchnąć, bała się nawet drgnąć. Rob
balansował na cienkiej linie. To było szaleństwo, ale skuteczne.
Ciało Gabriela odrobinę się rozluźniło, jakby uleciało z niego napięcie. Choć Kaitlyn nie
widziała oczu chłopaka, domyśliła się, że pojaśniały, że nabrały cieplejszego odcienia. Nawet
połączenie między nimi uległo zmianie: Kaitlyn już nie odbierała lodowatych obrazów.
- Zależy nam na tobie - powiedział Rob, ani na chwilę nie spuszczając z tonu. - Twoje miejsce
jest tutaj. Wróć do nas i pomóż nam pozbyć się pana Zetesa. Dobrze, Gabrielu? I wtedy
popełnił błąd.
Mówił szybko i atakował słowami, a Gabriel go słuchał, jakby nie miał wyboru. Prawie tak,
jakby był zahipnotyzowany. Lecz teraz Rob przeszedł do komunikacji poza werbalnej,
postanowił dotknąć umysłu Gabriela. Kaitlyn wiedziała, dlaczego tak postąpił - telepatia to
silne, intymne narzędzie. Zbyt intymne. Jej ostrzegawczy krzyk zagłuszył wybuch Gabriela.
Wróć, mówił Rob. Wróć, Gabrielu, dobrze?
Kaitlyn wyczuła wściekłość Gabriela narastającą niczym tsunami. Rob, pomyślała. Rob, nie.,.
Zastaw mnie w spokoju!
Ten okrzyk był niczym uderzenie. Dosłownie. Rob zatoczył się do tyłu. Jego ciałem
wstrząsnęły spazmy. Mózg przesyłał mu sprzeczne sygnały. Rob upadł na ziemię. Jego
mięśnie się napięły, twarz się wykrzywiła, a palce wygięły w szpony. Kaitlyn poczuła
szarpnięcie czystego przerażenia. Chciała do niego podbiec, ale nie mogła. Między nimi stał
Gabriel. Nie była w stanie ruszyć się z miejsca. Anna i Lewis też stali, jakby ich wmurowało.
Nie potrzebuję żadnego z was, powiedział Gabriel z taką siłą, że Kaitlyn aż zdrętwiała. Wasze
towarzystwo mnie mierzi. Nie należę do was. Nie macie pojęcia, kim jestem, kim się stałem.
- Ja mam - wydyszała Kaitlyn.
Myślała o tym, co zrobił z niego kryształ pana Zetesa, w co go przemienił. W telepatycznego
wampira, który potrzebuje życiowej energii innych. Pamiętała dotknięcie jego zębów na
karku.
To wspomnienie przyniosło ze sobą strach, ale nie odrazę. Bardzo chciała pomóc Robowi, ale
chciała też pomóc Gabrielowi.
- To nie twoja wina, Gabrielu - wyszeptała. - Myślisz, że jesteś zły, bo możesz wpływać na
innych, ale zmusił cię do tego kryształ. To nie twoja wina. Nie prosiłeś o to. Nie jesteś zły.
- I tu się mylisz. - Odwrócił się do niej. Zdążył się uspokoić. Lecz w jego oczach znowu był
lodowaty chłód, gorszy niż napad wściekłości. Gdy Gabriel się uśmiechnął, na ramionach
Kait wystąpiła gęsia skórka. - Od dawna wiedziałem, kim jestem - mówił. - Kryształ mnie nie
odmienił, wyostrzył tylko moje umiejętności. I pomógł mi zaakceptować samego siebie. -
Wytrzeszczył zęby i Kaitlyn zapragnęła uciec stąd jak najdalej. - Jeśli ciemność leży w twojej
naturze, to równie dobrze możesz czerpać z tego przyjemność. I pójść tam, gdzie przy-
należysz.
- Do pana Zetesa - wyszeptała Anna, a jej śliczna twarz wykrzywiła się z odrazy.
Gabriel wzruszył ramionami.
- On ma wizję. Uważa, że miejsce telepatów takich jak ja jest na samym szczycie. Jestem
lepszy od całej reszty marnego rodzaju ludzkiego. Jestem inteligentniejszy i silniejszy.
Zasługuję na to, by rządzić światem. I nie pozwolę, by ktokolwiek mnie powstrzymał.
Kaitlyn pokręciła głową, z trudem znajdując odpowiednie
słowa.
- Nie wierzę w to. Nie jesteś...
- Jestem. I jeśli przeszkodzisz mi w zdobyciu odłamka, to ci to udowodnię.
Znowu patrzył na biurko. Kaitlyn wyprostowała się odrobinę. Rob nadal leżał bez ruchu na
ziemi, a Lewis i Anna zastygli w bezruchu. Tylko ona mogła mu przeszkodzić.
- Nie możesz go wziąć - powiedziała.
- Z drogi.
- Powiedziałam, że nie możesz go wziąć.
Ku własnemu zaskoczeniu stwierdziła, że jej głos brzmi stanowczo.
Zbliżył się do niej, jego szare oczy wypełniły jej całe pole widzenia, cały świat.
Nie zmuszaj mnie do tego, Kaitlyn. Nie jestem już twoim przyjacielem. Poluję na ciebie.
Wracaj do domu i trzymaj się z daleka od pana Zetesa. Wtedy nic ci się nie stanie.
Kaitlyn wpatrywała się w jego przystojną, bladą twarz. Jeśli chcesz odłamek, będziesz go
musiał wziąć siłą.
- Jak sobie życzysz - mruknął Gabriel.
Jego oczy były koloru pajęczej sieci. Kaitlyn poczuła dotknięcie jego umysłu, a potem cały
świat eksplodował bólem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin