Kitiara uth Matar i Nagini - życzenie urodzinowe.doc

(134 KB) Pobierz
Kitiara Uth Matar i Nagini - Życzenie urodzinowe

Kitiara Uth Matar i Nagini - Życzenie urodzinowe
 

 


Piąty czerwca. Dzień, w którym wszyscy kują na egzaminy w Hogwarcie. No, prawie wszyscy, albo bardzo wielu uczniów. Na pewno zaś nie zalicza się do nich grono szóstoklasistów, którzy zajęli jeden z nieużywanych lochów i zrobili w nim bibę stulecia, zakrapianą sowicie przeróżnymi rodzajami alkoholów. Severus Snape nic o tym nie wiedział, a raczej udawał, że nie wie, nie słyszy i nie widzi. Stary Drops tym bardziej przymykał oko na takie małe ekscesy. W końcu tylko jeden, jedyny, raz kończy się siedemnaście lat, nawet, jeżeli jest się synem wielkiego Lucjusza Malfoya, przewodniczącego rady nadzorczej Ministerstwa Magii i, od niedawna, wiceministrem tegoż ministerstwa. Draco był tego samego zdania. Właśnie opróżnił kolejną szklaneczkę wina andaluzyjskiego o barwie pszenicy i mocnym, słodko-cierpkawym smaku. Rocznik 1825. Najlepszy rocznik i jedno z najdroższych i najlepszych win magicznych. Takiego klarownego smaku nie osiągnie żadne wino mugolskie. I takiej ceny także. Dwa tysiące galeonów za półlitrową butelkę, Ale czy Draco Ananiasz Gotfryd Lucjusz Malfoy, spadkobierca miliardowej fortuny i właściciel skrytki Gringotta z niebagatelną sumką czterech milionów galeonów, miał się tym przejmować? Nie przejmował się, tak samo jak nie przejmował się tym, że na jego obnażoną klatkę piersiową polał się otwarty przez Pansy, bardzo drogi szampan, który dziewczyna teraz pieczołowicie scałowywała znad jego pępka.
- Kochanie, nie tak zachłannie - Draco zachichotał. - Musi wystarczać dla innych. Teraz kolej na Blaise'a. Cóż ty mógłbyś dla mnie dzisiaj zrobić?
Przed chwilą, na życzenie solenizanta, Crabbe i Goyle zaśpiewali w duecie "Like a virgine", czym rozbawili podchmielone towarzystwo do łez.
- Może zatańczysz Jezioro Łabędzie? O! To jest pomysł -Malfoy roześmiał się i pociągnął z gwinta spory łyk szampana. Blaise skrzywił się, ale nie miał wyjścia. Jedna z nieoficjalnych tradycji było to, że w dniu swych siedemnastych urodzin solenizant mógł sobie zażyczyć wszystkiego i trzeba było to spełnić. Wiele osób nie robiło użytku z tego prawa,, ale zawsze były wyjątki. A Malfoy już w dniu swego przyjścia na świat okazał się wyjątkowo wredny. I, z roku na rok, robił się coraz gorszy. Blaise z filozoficzną miną rozpoczął pląsy przed rozchichotaną widownią. Jego taniec miał tyle wspólnego z baletem co maniery Rubeusa Hagrida z manierami Severusa Snape’a. Ale to nie było ważne, innym się podobało, a szczególnie solenizantowi.
- Blaise, przyjacielu - Ares Nott, którego jak na razie nie zaszczyciło żadne zadanie uśmiechnął się złośliwie- ty marnujesz swój talent.
- Ares, przyjacielu zamknij się!
Całe towarzystwo ponownie wybuchło śmiechem. Byli szczęśliwi, tak po prostu po dziecinnemu szczęśliwi. Voldemort zginął i wielu z nich odetchnęło z ulgą. Nie chodziło bynajmniej o to, że martwili się o los szlam czy mugoli. Nie byli hipokrytami. Martwili się o siebie. Gdyby nie to, że Potter w czasie ferii Bożonarodzeniowych pokonał Voldemorta, wielu z nich pewnie by już nie żyło lub walczyliby o z góry przegraną sprawę.
Wreszcie byli wolni. Więc niech żyje Potter i... pieprz się Potter!
Toast ten, wymyślony przez Ślizgonów, wznoszony był dzisiejszego wieczoru już kilka razy. I, co zadziwiające, najczęściej wznosił go sam solenizant, co nie uszło uwadze kilku osób. Jedną z nich zainteresowało to w szczególności.
- Draco - Ares z zaciekawieniem przyglądał się jubilatowi - a co byś chciał tak naprawdę dostać? Tylko szczerze.
- Wymigujesz się! - Pansy puściła oko do Aresa.
Wszyscy pamiętali, co młody Nott zażyczył sobie miesiąc temu. Przez cały wieczór Draco Malfoy miał chodzić w stroju francuskiej pokojówki. Wszyscy twierdzili, że wyglądał uroczo, oczywiście oprócz samego Malfoya, ale kto by się nim przejmował.
- Wcale się nie wymiguję, po prostu chcę wiedzieć.
- Po prostu boisz się zemsty - Blaise usiadł na podłodze i spojrzał prosto na Dracona. - Ale Arii ma racje, mów Blondasku, czego chcesz.
- Jestem za trzeźwy żeby wam powiedzieć - Draco roześmiał się nieco nerwowo.
Z jednej strony chciał zobaczyć miny swoich przyjaciół, a z drugiej bał się tego. Na razie postanowił nie myśleć o swoich prawdziwych pragnieniach, tylko bawić się aż świat zacznie wirować. Napił się wina i spojrzał na Aresa. Już wiedział, o co go poprosi.
- Arii, skoro jesteśmy wśród przyjaciół zrób mi tą przyjemność i... przez kwadrans pieść swoją miłość.
- Ekhem, że jak? - Nott pomyślał, że to nie może być prawda. Draco nie może wydać tak haniebnie jego uczuć. Jedno spojrzenie na minę Malfoya powiedziało mu jednak, że Ślizgon może to zrobić. Może i właśnie robi.
- A trzeba było posłuchać ojca, kiedy mówił, że żaden męski potomek Malfoyów zniewagi nie zapomina- pomyślał, przełknął ślinę i spróbował niedbale się uśmiechnąć.
- Przecież on nikogo nie ma... teraz - zauważyła trzeźwo Millicent.
- Och, nie ma... Ale bardzo chce kogoś mieć - Draco znowu napił się wina, tym razem prosto z butelki.
Ares zarumienił się lekko i przeczesał swoje kasztanowe loki. Jego niebieskie oczy posłały Malfoyowi spojrzenie pełne wyrzutu. Ale Draco wiedział co robi. Nott był silnym, mądrym chłopakiem, a jednocześnie był strasznie nieśmiały w "tych" sprawach. Z jego pierwszą dziewczyną - Anett Larsson, o rok starszą Ślizgonką, umówił go właśnie Draco. Jak tak dalej pójdzie, Ares nigdy się nie odważy, albo będzie już za późno. Jego obiekt westchnień podobał się bowiem wielu przedstawicielom obu płci. Solenizant robił mu w gruncie rzeczy przysługę.
- Dodam tylko, że to on - Draco uśmiechnął się lubieżnie. - No dalej, Ares. Sami swoi.
- O! - Parkinson wyszczerzyła się radośnie. - Marzyłam, żeby zobaczyć dwóch myziajacych się facetów, zwłaszcza takich -bi, a nie całkowicie... zorientowanych na siebie. Mniam! - Wyrwała Malfoyowi butelkę z winem i opróżniła ją do końca.
Ostanie słowa bynajmniej nie ośmieliły zbytnio Aresa, ale upił kolejny łyk wina ze swojej szklanki i wstał.
Jak mnie wyśmieje, to zabiję Dracona - pomyślał.
Podszedł do zaskoczonego Blaise'a i pochylił się, żeby go pocałować. Zabini lubił flirty, ale jeszcze z nikim nie poszedł do łóżka. Ani z chłopakiem, ani z dziewczyną. Stwierdził, że poczeka na właściwy moment i okazało się, że naprawdę jest wytrwały. Ale nie miał nic przeciwko pieszczotom, zwłaszcza po alkoholu i zwłaszcza od tak przystojnego młodzieńca. Zmrużył swoje ciemne, lekko skośne oczy, i oddał pocałunek. Przez salę przetoczył się jęk zaskoczenia, podziwu i zazdrości.
Ares popchnął delikatnie Blaise'a, tak, że ten leżał na podłodze. Następnie usiadł na nim i zaczął całować jego twarz. Im obu się to bardzo spodobało. Zresztą nie tylko im. Całe towarzystwo było naprawdę zachwycone. W szczególności dziewczyny. Draco, siedząc na fotelu, przyglądał im się z powagą. Trochę im zazdrościł. Sam chciał kogoś tak całować, dotykać, pieścić i... zresztą nieważne. To się nie liczyło. Liczyła się tylko dobra zabawa. Niech świąt wiruje w kolorowym tańcu. Niech będzie jak w wesołym miasteczku. Niech karuzela kreci się w takt muzyki i nigdy niech się nie zatrzymuje. Pieprzyć powagę. Draco jednym haustem opróżnił szklankę z drinkiem i przywołał następną. Chciał się bawić, zapomnieć, nie myśleć. Wypił duszkiem kolejnego Jeźdźca Śmierci* , już trzeciego tego wieczoru, i sięgnął po kolejną szklankę. Zakręciło mu się w głowie, rzeczywiście jak na karuzeli. Patrzył na Aresa, który, ośmielony atmosferą, wypitym alkoholem i uległością Blaise'a, lizał sutki chłopaka. Ciemnooliwkowa skóra Zabiniego była idealnie gładka, a jego ciało ozdabiały nieznacznie wyrzeźbione mięśnie, nadając mu zarówno męski, jak i chłopięcy urok. Był idealnie szczupły, wysoki i miał wyraziste rysy twarzy, na którą opadały teraz w nieładzie kosmyki ciemnych, niemal czarnych prostych włosów. Jęczał cicho.
- Matko, normalnie robię się wilgotna - oznajmiła Astarot Brand, niska i dość ładna brunetka, o zielonych, iskrzących się oczach.
- Coś nowego - mruknął Malfoy, wstając nieco chwiejnie ze swojego fotela. Przypomniał sobie, jak w malignie, że dokładnie miesiąc temu wślizgnęła się za nim do łazienki prefektów. Szybki, niezobowiązujący numerek. Zaczynał mieć już dość takich numerków. Potrząsnął głową. Nie, właśnie powinien tego się trzymać. Tylko tego. Szybki seks, bez zbytnio angażującej gry wstępnej. Szybki, brudny seks, tak będzie najlepiej. Musiał pić na umór, musiał. Po drodze przywołał kolejnego Jeźdźca i wypił go trzema potężnymi łykami. Niepotrzebnie zażyczył sobie tego widowiska. Było tak sugestywne, tak bardzo rozbudzało jego wyobraźnię. Ale podszedł bliżej i zachłannie patrzył, jak Nott wędruje językiem wokół pępka Zabiniego, a po chwili lekkimi i zwinnymi ruchami owija go wokół sutka leżącego młodzieńca.
Draco chwycił lodowate, magicznie chłodzone piwo, i otworzył je zaklęciem. Pił i patrzył, jak Astarot wylewa swój bursztynowy płyn na oliwkową skórę Blaise'a, który już przestał zwracać uwagę na to, że patrzą na niego ludzie i jęczał wyraźnej. Ares spił piwo ze skóry ciemnowłosego czarodzieja. Blaise nie wytrzymał, uniósł się i pocałował Aresa w wilgotne rozchylone usta. Wszyscy zaczęli bić brawo.
- Wystarczy! - Krzyknął Draco, udając, że mu wesoło, chociaż tak naprawdę wcale wesoło mu nie było. Błogosławił znieczulające działanie alkoholu i to, że właśnie zdrowo się urżnął.
- Za takie przedstawienie zdradź nam jakieś skryte pragnienie, Draco - powiedział Blaise, nie wypuszczając zaskoczonego i szczęśliwego Aresa ze swojego uścisku.
- Nawet nie czuje, że rymuje, ale ma rację - dodała Pansy.
Malfoy roześmiał się, starając się, aby śmiech zabrzmiał niedbale, a nie nerwowo.
- Chcę nagiego Pottera. Przywiązanego skórzanymi rzemieniami ze smoczej skóry do łóżka. Pottera błagającego bym go zerżnął! - Roześmiał się jeszcze głośniej.
Och, trzeźwy to ja nie jestem - pomyślał.
Wszyscy umilkli zupełnie tak, jakby ktoś rzucił Silencio. Choć czy taką nowinę da się porównać do byle zaklęcia? Draco, widząc zdumione miny kolegów, roześmiał się jeszcze raz. Tym razem histerycznie. Zawsze był zdania, że z życia należy się śmiać na tyle głośno, by zagłuszyć to, jak ono śmieje się z ciebie. I teraz to robił. Śmiał się by nie krzyczeć. Śmiał się by nie płakać. Śmiał się, choć w oczach miał łzy, których nikt nie mógł dojrzeć w przyćmionym świetle. Za chwilę i inni dołączyli do niego. Po prostu nie mogli uwierzyć w to, co Malfoy mówi. Wizja Malfoya i Pottera była nieporozumieniem. W końcu to tylko Potti, złoto - puste dziecię Gryffindoru. Tylko Potti...
Impreza skończyła się dwie godziny później. Na całe szczęście dla Ślizgonów była już sobota, czyli mogli w spokoju spać i leczyć kaca.
Ciekawe tylko czy Draco Malfoy spałby tak spokojnie, gdyby wiedział, że trójka jego przyjaciół postanowiła spełnić jego życzenie. Chyba dobrze, że tego nie wiedział. Dobrze dla niego i dla nich chyba też.

***
Ostatnie tygodnie roku szkolnego minęły jak z bicza trzasnął. Egzaminy wypadły mniej lub bardziej pomyślnie. Uczta tradycyjnie od dobrych sześciu lat odbyła się w czerwono - złotych barwach, a pociąg przyjechał o czasie. I w tymże pociągu, w jednym z przedziałów rozkwitał podstępnie ślizgoński plan.
Pensy Parkinson, Blaise Zabini, który od pamiętnej imprezy był oficjalnie chłopakiem Aresa Notta oraz ten ostatni postanowili, że Draco Malfoy dostanie swój prezent. Już oni tego dopilnują. Przy okazji stwierdzili, że zabawią się kosztem Harry'ego i zrobią to trzydziestego lipca. W końcu Draco nie zrobi Potterowi nic złego. Jeden lub dwa orgazmy w dniu urodzin to rzecz raczej przyjemna.

***
Słoneczny dzień, w którym Harry obudził się jako pełnoletni czarodziej, był dla chłopca, jak do tej pory, najmilszym dniem pod dachem Dursleyów. Wyprowadzał się. Miał bogatą skrytkę, więc część galeonów wymienił na pieniądze mugolskie i wynajął skromną kawalerkę. Kiedy kierował się wyborem, wmawiał sobie, że na pewno nie chodzi o to, iż wtedy będzie blisko niego. Na szóstym roku, zwłaszcza w drugim semestrze, rozmowy między nim i Draconem stały się o wiele częstsze i pełne ciętego, ostrego dowcipu, czasem ocierającego się o insynuacje erotyczne...
Kiedy wojna się skończyła, Malfoy, tak jak wielu innych Ślizgonów, jakby odetchnął. Był mniej sztywny, nie robił z siebie na każdym kroku półboga, "wyluzował", zaczął używać życia i pokazał, że ma niebanalne poczucie humoru. Tak jakby do tej pory żył w jakimś napięciu, które kazało mu zachowywać się nie do końca naturalnie. Nie do końca, bo przecież nieodrodnych cech Malfoyów nie mógł się pozbyć; dumy, sprytu, pewności siebie, uroku osobistego i elokwencji, którą, po śmierci Czarnego Pana, szarżowali na prawo i lewo. Nie było się czemu dziwić; dopóki czerwonooki żył, każdy ze Śmierciożerców i ich zwolenników musiał odczuwać napięcie i strach. Voldemort nie był łaskawym Panem.
Harry musiał przyznać, że, nie wiedząc kiedy i nie wiedząc jak, powoli zakochał się w chłodnym, pełnym wobec niego dystansu - dziwnie magnetycznego dystansu - arystokracie o stalowoszarych oczach. Więc wybór Wiltshire nie był jedynie przypadkiem, jak próbował sobie wmówić Złoty Chłopiec Gryffindoru. A próbował bardzo usilnie.
Z wesołą miną, ze zmniejszonym kufrem i miotłą na ramieniu skierował się na róg ulicy Privet Drive.
Zamierzał przywołać Błędnego i udać się do swego Nowego Domu. Właściwie było to zwykłe mieszkanie, a nie dom, ale dla Harry’ego nie miało to znaczenia. Ważne, że było tylko jego. Nikogo innego - mieszkaniem, z którym nie będą go łączyły żadne przykre wspomnienia, mieszkaniem, które dopiero ukształtuje. Przez tydzień będzie tam sam. Musi wszystko uporządkować i poznać swój Nowy Dom. Dopiero wtedy zaprosi Weasleyów i Hermionę. Na prawdziwą parapetówę. Podniecony sięgał po różdżkę, której mógł już legalnie używać, gdy nagle usłyszał
- Petryficus Totalus!
Harry upadł na chodnik. Bolało. Bardzo bolało. Jego myśli wirowały niespokojnie.
Kto to, do diabła, jest. Czego chce? Przecież wojna już się skończyła. A może to z okazji moich urodzin? Tak na pewno! To Fred i George robią sobie kawał. Tak to oni, na pewno. O już idą. Jak mnie tylko odczarują to... O Merlinku krzywonosy, to nie oni!
Blaise i Ares z ciekawością pochylili się nad Harrym. Był całkowicie nieruchomy i tylko jego oczy wyrażały ból i złość
- Dobra, Ari, bierzemy go zanim jakiś mugol nas przyuważy. Ale nie powiem, mieliśmy szczęście.
- To nie szczęście, po prostu Pansy dobrze robiła, kontrolując jego pocztę. Dawaj, wkładamy go do samochodu.
Harry niczym wór kartofli został wrzucony do auta, w którym siedziała Pansy. Nie zdążył nawet zebrać myśli, gdy samochód ruszył z piskiem opon.
Harry poczuł jak Ares wiąże mu ręce i nogi, a następnie rzuca przeciwzaklęcie.
- Co wy wyprawiacie do diabła?! Rozwiążcie mnie!
- A gdzie cześć, jak się macie, co u was słychać, jak tam po wakacjach? Trochę kultury Potti, a nie zaraz żądania.
- Pieprzę cię Zabini!
- Zdecydowanie nie! Mnie pieprzy Ares, a ty jesteś związany.
Pansy wybuchła głośnym śmiechem, czym skutecznie zagłuszyła przekleństwa Harryego. Zresztą Ares siłą zakneblował czarnowłosego i teraz słychać było tylko niewyraźne jęki.

***
Po pół godzinie jazdy Harry Potter miał dosyć wszystkiego. Było mu niewygodnie, był związany, zakneblowany, był wściekły.
Och do diabła ze Ślizgonami! - przeklinał w myślach i spojrzeniem próbował zavadować Notta, bo tylko jego widział.
- No dobra, Potti... - Pensy zatrzymała samochód - my cię teraz ładnie owiniemy w dywan, a ty nie będziesz robił problemów.
- Pieprz się - próbował oznajmić Harry, ale słychać było tylko niewyraźny bełkot.
- Co mówisz? Nic nie rozumiem.
- On chyba potwierdzał. - Ares puścił oko do Harryego i jednym ruchem różdżki wyczarował zielono-srebrny dywan, który owinął się wokół chłopaka.
Tego było już za dużo. Nie dość, że go porwali to jeszcze owinęli w pieprzony dywan. Co on do diabła jest! Harry zaczął się wić w dywanie i jęczeć. Był naprawdę wściekły. Czuł, że ta zielona banda gdzieś go niesie. Och, niech on tylko odzyska wolność . Nagle jego porywacze zatrzymali się, a Harry pomimo wygłuszacza z dywanu usłyszał ich rozmowę.
- Dzień dobry, panie Malfoy, czy Draco jest u siebie?
- Przykro mi, towarzyszy matce na Pokątnej... Ares, wybacz pytanie, ale czy ten dywan się rusza? I po co wy, na Slytherina, go niesiecie?
- To ma być prezent urodzinowy dla Dracona, dopiero teraz udało nam się go zdobyć. Ale proszę się nie martwić, niedługo przestanie się ruszać.
- Czy tam jest coś żywego?
- O, dobrze pan to określił, coś! Ale może my to zaniesiemy do pokoju Dracona, bo jest ciężkie.
Lucjusz Malfoy wpatrywał się w Aresa i Blaise'a, którzy mozolnie nieśli dywan na górę. Nagle zdało mu się, że dywan jęczy i uniósł w górę jedną ze swoich nad wyraz regularnych brwi, a jego laska aż zadrżała z ciekawości. Ale żaden Malfoy nie okaże ciekawości nigdy w życiu; będzie ją oblekał w niedbałe zainteresowanie. Popatrzył więc z owym niedbałym zainteresowaniem na Pansy, która musiała przestać mierzyć go łakomym wzrokiem, gdy przeniósł na jej skromna osobę wejrzenie swych szlachetnych oczu. Nie miała u drania szans. Był jej marzeniem, zresztą jak wielu innych Hogwardzkich Ślizgonek i, o co mogła się założyć, nie tylko Ślizgonek. Pozostało jej marzyć o nim pod prysznicem. Był ideałem jej młodzieńczych uniesień, zrozumiała to już na piątym roku - to, że jej słodkie spojrzenia kierowane na Dracona, to była uwaga kierowana na substytut, jakim był ojciec młodzieńca. Dojrzały, dziki... ogier. Musiała powstrzymać fantazję. Przybrała niewinny wyraz twarzy i uśmiechnęła, tak jak zwykła uśmiechać się do swojego taty.
- Zwierzątko - oznajmiła lakonicznie.
- Dosyć duże - dodał pan Malfoy splótłszy dłonie na łbie węża wieńczącym jego dystyngowaną laskę.
Zabini i Nott zniknęli na piętrze.
Po kilku chwilach głuchej ciszy, kiedy to Malfoy i Parkinson wymieniali uprzejme uśmiechy, odezwała się Pansy.
- To duże i zwinne zwierzę, i nie chciało się dać zabrać po dobroci... Stąd dywan
- Niebezpieczne?
- Ależ nie! Najwyżej może próbować drapać, gryźć i kopać, ale przywiązane nie będzie miało na to większych szans.
- Aha.
- Proszę być dobrej myśli.
Kwadrans po wyjściu gości, Lucjusz który wybierał się na kilka godzin do ministerstwa, nie mógł już walczyć z ciekawością. Zajrzał do komnat syna, a to co zobaczył, sprawiło, iż omal się nie przeżegnał. Czasowe zaklęcie kneblujące spowodowało, że nie musiał słyszeć niewybrednych wrzasków Pottera, sam jednak widok nagiego młodziana przykutego do łóżku jego pierworodnego był wystarczająco szokujący.
Na Merlina! - pomyślał, robiąc sobie orzeźwiającego drinka przed wyjściem. - Będę musiał powiedzieć Draconowi, że to już naprawdę koniec i nawet najbardziej perwersyjne i krwawe ofiary nie wskrzeszą Czarnego Pana.

***
Draco Malfoy miał bardzo udane przedpołudnie. Zakupy z matką zawsze polepszały mu humor. W końcu wydawanie nie swoich galeonów na siebie samego było czymś przyjemnym. W wesołym nastroju wrócił z rodzicielką do domu i natknął się na swego ojca, który szykował się do wyjścia.
- Jeszcze tutaj? Myślałem, że wiceministrowie są punktualni.
- Synu, kiedy ty się nauczysz, że to wiceministrowie ustalają czas pracy. Zresztą dobrze, że już jesteś. Musimy porozmawiać.
- Tato, przysięgam, że nie roztrwoniłem całego majątku.
- Tym razem nie o to mi chodzi.
Lucjusz miał kłopoty z przejściem do właściwego tematu. Przecież nie mógł zapytać go o to wprost. To by znaczyło, że jest ciekawy i byłoby takie niemalfoyowskie. Wreszcie, ulegając natarczywemu spojrzeniu syna, zacisnął mocniej dłonie na swej lasce i powiedział.
- Czy tobie brakuje dawnych czasów?
- Dawnych czasów... Chodzi ci o to, że mógłbym zostać wyciągnięty z bezpiecznej szkoły, a ktoś o fatalnych manierach oszpeciłby moją skórę fatalnie wyglądającym tatuażem? O to, że pewnie próbowano by we mnie rzucić zaklęcia, które mogłyby zostawić na mnie paskudne blizny i byłbym tak szpetny jak, nie daj Merlinie, Weasleyowie? O to, że mógłbym stracić swój spadek i nie miałbym za co kupować tych bajecznie pięknych, wygodnych i diabelsko drogich szat?
- Merlinie, wychowałem samolubnego egoistę... Nie, nie chodzi mi o to, że...
- Że cały czas niepokoiłbym się o to, że wsadzą was do Azkabanu, albo zginiecie? No więc, nie nie brakuje mi tamtych czasów, ani tego czerwonookiego mieszańca.
- Aha... A wiesz, że udział w porwaniu jest karalny, szczególnie jeśli dotyczy bohatera narodowego?
Draco spojrzał na ojca z takim zdziwieniem, że piegi na jego nosie przybrały kształt znaku zapytania.
- Ojcze, o czym ty do mnie mówisz?
- Czyli ty naprawdę nic nie wiesz... - Lucjusz przestał zwracać uwagę na syna, którego wprowadził w osłupienie. - No skoro tak... To ja ci życzę miłego dnia i dobrej zabawy. I pamiętaj, w razie czego mamy naprawdę dobrych adwokatów, a chwilowa niepoczytalność na pewno zostanie uznana jako okoliczność łagodząca.
To powiedziawszy Lucjusz zostawił zdumionego spadkobiercę i udał się do pracy.
- Chwilowa niepoczytalność? Mamo, o co chodzi ojcu? Może nie powinien iść w takim stanie do pracy?
- Nie wiem. - Narcyza machnęła ręką. Jej najbardziej ze wszystkich pasowało, że stare czasy się skończyły. Mogła żyć, naprawdę żyć, i nie drżeć ze strachu o życie męża i syna. - Może palił coś z Zabinim, on zawsze ma jakiś towar, albo... Och, pewnie znowu przyśniło mu się, że chcesz zostać Czarnym Panem, krępujesz go w fotelu i przy czarno-magicznych inkantacjach upuszczasz mu krew. Zapewne, tak... to na pewno to... - Kobieta zmarszczyła brwi i już przestała myśleć o tym, co mówiła, dlatego ciche i niepewne pytanie syna: "tato miewa takie sny?" pozostało bez odpowiedzi.
I on mi mówi o niepoczytalności... - pomyślał chłopak
Zdumienie Dracona zaowocowało bezwładnym oklapnięciem młodzieńca na fotel w salonie.
- Synku! - rozległ się głos Narcyzy z sypialni obok - największej i najwygodniejszej w domu, bo należącej do pani na posesji. - Ja zaraz wychodzę, mam ważny obiad, a wcześniej umówiłam się Jessicą Nott. Będę wieczorem!
Czarownica wypłynęła z buduaru obleczona w prostą, ale bardzo elegancką ciemnozieloną suknię.
– Mamo, możesz przekazać Ariemu, że pewnie dziś do niego wpadnę?
- Oczywiście, a teraz wybacz, spieszę się. I, Draco... nie przejmuj się ojcem, jest w takim wieku, że nie ma co się dziwić.
Draco skinął głowa i udał się do swojego pokoju.
Może matka ma racje, ojciec ostatnio jest jakiś dziwny, a dzisiaj to już zupełnie. Szaleju się najadł czy jak? Ech starość nie radość, ale do tej pory myślałem, że to w rodzinie mamy są takie przypadki.
Malfoy otworzył drzwi do swojej sypialni i go dosłownie zamurowało. Na jego łóżku leżał Potter. Związany, zakneblowany Potter. Nagi, związany, zakneblowany Potter. O Merlinku krzywonosy, o Slytherinie wężolubny, o... Potter!
Draco potrząsnął głowa i przetarł oczy, pewny, że oszalał - zupełnie jak ojciec, a to co widzi to tylko halucynacja. Ale nie. Potter dalej leżał na jego łóżku i z minuty na minutę wydawał się coraz bardziej wściekły. Ślizgon szybko zamknął drzwi i zbliżył się do łóżka, cały czas uważnie obserwując swego nietypowego gościa. Zresztą jego gość również go obserwował. I, gdyby wzrok mógł zabijać, Malfoyowie straciliby swego jedynego dziedzica.
Draco nie mógł oderwać wzroku od Harry'ego. Ten chłopak go zahipnotyzował. Draco wielokrotnie wyobrażał sobie gołego Harry'ego, ale rzeczywistość przeszła jego najśmielsze marzenia. Potter był całkowicie nagi i nic nie umknęło uważnemu spojrzeniu szarych oczu. Płaska klatka piersiowa, napięty brzuch, smukłe, długie nogi i ten paseczek czarnego owłosienia, który...
O Merlinku!
Draco przełknął ślinę i wrócił spojrzeniem do twarzy Harry'ego, który teraz był cały czerwony i pomimo knebla próbował coś powiedzieć. Draco zbliżył się do Pottera, ale nie po to by go uwolnić. Zamiast tego wziął białą kopertę, która leżała na chłopaku. W środku był list od jego przyjaciół.

Draco!
Mamy nadziej, że prezent Ci się spodoba. W końcu tego sobie życzyłeś na urodziny, nie myśl, że nie pamiętamy! Na pewno wiesz jak go wykorzystać. Dobrze i satysfakcjonująco wykorzystać. Możesz go trzymać przez tydzień, nikt go nie będzie szukał. Wiemy, bo Pansy sprawdzała jego pocztę. Po wszystkim, jeśli będzie trzeba, rzucisz na niego Obliviate i będzie po kłopocie. Chociaż, znając ciebie, po tym jak z nim skończysz będzie błagał o jeszcze. W każdym razie, życzymy miłej zabawy. My wiemy, że Tobie będzie miło.
Blaise, Arii i Pansy.

Draco musiał kilka razy przeczytać list, żeby przyswoić sobie jego treść. A po każdym przeczytaniu uśmiech na jego twarzy niepokojąco się powiększał. Wreszcie odłożył pergamin i uwolnił Harry'ego z niewygodnego knebla.
- Wiedziałem! Ja wiedziałem, że to twoja sprawka! Na Merlina, Malfoy jesteś bardziej zboczony niż podejrzewałem.
- Potter, czy to bezpieczne obrażać kogoś z różdżką w momencie gdy jest się w twoim stanie?
- A co mnie obchodzi, że masz różdżkę, wypleniała tchórzofretko?! - Harry czuł się upokorzony i był wściekły.
- Chyba powinno... Powinieneś się bać... Mój ojciec miewa sny, w których chcę go złożyć w ofierze i zostać nowym Voldemortem... - Kiedy tylko to powiedział, poczuł się idiotycznie, ale nie mógł cofnąć słów. - Skoro mój ojciec się mnie obawia, ty powinieneś tym bardziej - dokończył wyniośle, tuszując lekkie zakłopotanie.
- Chryste! Ród psycholi! Nie chcę mieć z wami nic wspólnego! -Zielonooki omal nie spanikował. Nie wiedział, czy śmiać się, płakać, czy porostu bać, tak jak mu doradzał gospodarz.
- Udam, że nie słyszałem zniewagi, Potter... Moi przyjaciele zrobili mi miłą niespodziankę. Myślę, że poeksperymentuję na tobie przez kilka dni zaawansowaną Czarną Magię - mówiąc to, Draco spalił list od Pansy, Aresa i Blaise'a.
W oczach Harry'ego mignęły strach i nieufność i Draco pomyślał z nikłym uczuciem bólu, że chłopak byłby w stanie w to uwierzyć. Uwierzyć w jak najgorsze intencje z jego strony. Potter jednak nic nie mówił, przyglądał mu się jedynie z nienawiścią i z wyraźnie widocznym udręczeniem w zielonych oczach. Ten fakt spowodował, że Malfoy musiał na chwilę odwrócić wzrok.
- Wiesz, że mógłbym to zrobić, prawda? - spytał niewinnie.
- Mógłbyś zrobić wszystko, co najgorsze, Malfoy! - wysyczał Potter. Czuł się upokorzony, upokorzony tym bardziej, że ten wredny, sadystyczny blondyn tak bardzo mu się podobał i budził w nim tyle sprzecznych uczuć.
- Uwierzyłbym nawet w to, że o północy zabijasz niemowlęta i pijesz ich krew - dodał ze złością, czego od razu pożałował, kiedy dostrzegł na twarzy Dracona niedowierzanie i obrzydzenie i... ale to było niemożliwe, żeby dostrzegał tam żal. Niby z jakiego powodu?
- Myślisz, że aż takim perwersem jestem? - zapytał zimno arystokrata.
- Nic mnie nie obchodzisz i nie myślę o tobie w żadnych kategoriach - zełgał gładko Harry. - Rozwiąż mnie! - rozkazał.
- A jeżeli tego nie zrobię?
- Rozwiąż mnie, głupi skur*wielu! Potrafisz tylko poniżać innych i bawić się ich kosztem! Rozwiąż mnie, słyszysz?! - Harry miał ochotę trzasnąć Dracona w twarz i zetrzeć z niej ten drwiący uśmieszek. Miał też ochotę obsypać tą twarz pocałunkami. Musiał przygryźć wargę, żeby nie zacząć wyć z frustracji. Szarpnął się mocno w więzach i poczuł ból w otartych od szamotaniny nadgarstkach u rąk i kostkach u nóg.
- Okey, rozwiążę te skórzane pasy - powiedział spokojnie Malfoy. - Rozwiążę, jeżeli najpierw odpowiednio się przede mną poniżysz, skoro tak to lubię. Zdejmę je jeżeli wystarczająco przekonywująco krzykniesz "zerżnij mnie, boski Draco."
Widząc minę Harry'ego, Malfoy pożałował swoich słów. Wargi chłopaka zadrżały. Był nie tylko wściekły, zawstydzony i poniżony całą sytuacją. Potterowi zrobił się przykro, a Malfoya zabolało, że się do tego przyczynił. Nadal jednak uśmiechał się cynicznie.
- Naprawdę jesteś skurwysynem, Malfoy - cicho powiedział Harry.
- Wiem i dobrze mi z tym, to jak będzie Potti? - Właściciel przestronnej sypialni i ogromnego łóżka złożył nonszalancko ręce na piersi.
Harry'emu było wszystko jedno, naprawdę wszystko jedno. Skoro Draco, w którym zdążył się zakochać, postanowił sobie boleśnie z niego zadrwić, to co za różnica, czy będzie się z niego śmiał czy nie?
- A na pewno mnie rozwiążesz? - zapytał, starając się nie rumienić zbyt mocno.
- Masz moje słowo, Potter.
- Więc zerżnij mnie boski Draco! - krzyknął Harry, patrząc prosto w oczy młodego Malfoya. - Zadowolony? - wycedził na koniec.
Spodziewał się śmiechu i drwin, ale nie doczekał się tego. Malfoy podszedł do niego i, unikając jego wzroku, rozplątał rzemienie u kostek i nóg Harry'ego. Czuł się straszliwie głupio. Sam nie wiedział co sobie wyobrażał. Że Potter ma się cieszyć na jego widok? Będąc skrępowany i nagi, będąc poniżony? Poza tym, nie miał u Gryfona szans. Nienawiść, którą zobaczył przed chwilą w zielonych oczach nie dawała mu żadnej nadziei. Nie wiedział, że ta nienawiść jest spowodowana tym, że Harry'ego boli, iż pastwi się na nim ktoś, kogo on skrycie pragnie. Nie wiedział, bo nie mógł wiedzieć.
Spokój Dracona i dotyk jego ciepłych palców, jego powaga i brak jakichkolwiek oznak wesołości sprawiły, że z Harry'ego ulotniła się część wściekłości i nienawiści. Pozostało zawstydzenie. Wyrwał ręce i roztarł nadgarstki. Były mocno zaczerwienione i otarte. Bolały.
- Niepotrzebnie się tak szarpałeś - powiedział cicho Draco, patrząc na nie. Miał ochotę zacząć je całować, ale bał się, że po prostu się zbłaźni. - Chcesz, eee... eliksir gojący? - zapytał i po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzał w jasnozielone oczy swojego "gościa". Spojrzał i nie mógł oderwać wzroku. Oczy Harry'ego były piękne, tym piękniejsze, że pojawiło się w nich teraz zaskoczenie, niemal szok. Draco zrozumiał, że to dlatego, iż zamiast nabijać się z Pottera, okazuje mu troskę. Nie miał pojęcia, co w tej sytuacji zrobić, więc tylko się uśmiechnął. Uśmiechnął się niepewnie i łagodnie, co spowodowało, że Harry musiał odwrócić z zażenowaniem własne spojrzenie, bo zrobiło mu się dziwnie gorąco
- Dzięki...Masz może cos do ubrania? Moje się rozpłynęło - Harry robi się jeszcze bardziej czerwony, myśląc, że Draco wybuchnie zaraz śmiechem, ale tak się nie stało. On się tylko uśmiechnął i ruszył w stronę szafy.
Harry dyskretnie obserwował Malfoya. Wstydził się tego, ale nie mógł oderwać od niego oczu. Draco ruszał się jak tygrys. Tygrys albo pantera. W każdym razie coś z kotów. Dużych, niebezpiecznych, doskonale i cholernie seksownych kotów. Tak. Malfoy i seksowny kot to jedno i to samo. Harry skarcił się za takie myśli. To było niebezpieczne, jego ciało zaczynało reagować, a to nie powinno się zdażyć. Szczególnie, gdy siedział nago w sypialni Malfoya.
Draco niespiesznie przeglądał swe ubrania. Miał świadomość, że im dłużej on będzie grzebał w szafie tym dłużej Potter będzie nagi. Nagi w jego sypialni. Uch! Wreszcie wyciągnął czarne, skórzane spodnie i czerwony golf. Zawsze chciał zobaczyć Harry'ego Pottera ubranego w coś takiego. Och, skoro z seksu nici, mógł chociaż zrealizować to niewinne marzenie. Niewiele się namyślając rzucił ten zestaw na łóżko i, udając dobre maniery, odwrócił się, by Harry mógł ubrać się w spokoju.
Potter mruknął tylko coś na temat męskich prostytutek i zaczął się ubierać. Biedak, nie wiedział, że Draco pomimo tego, że jest odwrócony obserwuje go w lustrze i bardzo mu się podoba ten widok.
- Dzięki, Malfoy... i przepraszam, za to co mówiłem, domyślam się, że nie miałeś z tym porwaniem nic wspólnego.
- Naprawdę, Potter? To już nie wypijam krwi niewiniątek i nie porywam niewinnych dziewic?
- Raczej nie. To by cię chyba nudziło i mogłoby na ciebie źle wpłynąć. - Harry, który nie świecił już gołą pupa, ku wielkiemu żalowi Dracona, czuł się pewniej i był nawet skłonny do żartów.
- Źle wpłynąć? Potter mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego?
- Och, to proste. Dziewice pewnie by cię nudziły. W końcu nie ma nic podniecającego w leżeniu na plecach i krzyczeniu o pomoc.
- W twoim wykonaniu to było nawet ciekawe.
- Ale ja nie jestem dziewicą i nie wzywałem pomocy. Ja cię przeklinałem do siódmego pokolenia. Ciebie i twoich przyjaciół. A wracając do tematu, krew niewiniątek mogłaby ci zaszkodzić. Jeszcze stałbyś się miły, szczery i praworządny.
- Masz racje, Potter, to by było nie do pomyślenia.
Draco ze zdziwieniem spostrzegł, że ta wymiana zdań go bawi i nie chce żeby Potter już sobie poszedł. Zresztą Gryfon nie wyglądał na takiego, który zbierał się do wyjścia.
- Malfoy, możesz mi powiedzieć, tylko szczerze, co ja tu, na Godryka, robię i co ta banda myślała porywając mnie?
Draco przez chwile zastanawiał się, jaką bajką uraczyć Harry'ego, wreszcie, ku własnemu zdumieniu usłyszał, że mówi prawdę. Przynajmniej pewną jej część.
- W naszym świecie jest taka tradycja, że należy spełnić wszystkie życzenia wypowiedziane w siedemnaste urodziny. Jeśli się tego nie zrobi, to ci, do których te życzenia zostały skierowane będą mieli okropnego pecha.
O do diabła, skąd oni wiedzieli czego ja chce?...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin