DiMercurio Michael - Finałowe starcie.rtf

(11789 KB) Pobierz
MICHAEL DIMERCURIO

MICHAEL DIMERCURIO

FINAŁOWE STARCIE

Przekład Wojciech Pusłowski

 

Kobiecie, która przywróciła mnie do życia, kobiecie, którą naprawdę kocham Patti Quigley

 

Rozdział II. Wypowiedzenie wojny.

Artykuł 9. W szczerej trosce o międzynarodowy pokój oparty na porządku i sprawiedliwości, naród japoński swą suwerenną decyzją na zawsze wyrzeka się wojny jako środka służącego do rozwiązywania międzynarodowych sporów.

By wypełnić założenia niniejszego paragrafu, Japonia nie będzie utrzymywać sił morskich, lądowych czy też powietrznych, ani też innych możliwych urządzeń wojskowych. W przyszłości zmiana tego stanu rzeczy nie będzie brana pod uwagę.

Artykuł 9 japońskiej konstytucji.

 

Spoczywajcie w pokoju, ponieważ ten błąd nigdy nie zostanie powtórzony.

Inskrypcja na pomniku poświęconym pamięci ofiar wybuchu bomby atomowej zrzuconej przez Amerykanów na Hiroszimę w 1945 roku

 

Stany Zjednoczone nie przestają być zarozumiałe, próżne i zawzięte. Ten stan rzeczy jest doprawdy pożałowania godny. Po prostu nie możemy dłużej tolerować takiej ich postawy.

Y. Hara, prezydent Tajnej Rady, grudzień 1941

 

Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Japonia są ofiarami sił, których nie mogą kontrolować, nie mogą także im się oprzeć. Tragedia tej wojny, jak wielu wielkich wojen w historii, będzie polegała na tym, że prowadzić ją będą dwa przyzwoite narody, których porty nie będą sobie bezpośrednio zagrażać. Jednak w ludzkich sercach strach jest uczuciem co najmniej tak samo silnym jak miłość Jedyna nadzieja uniknięcia drugiej wojny amerykańsko-japońskiej spoczywa w tym, że nasi przywódcy zaczną się bać.

 

Zwyciężeni zdają się ponownie rosnąć w siłę, znów będą chcieli tworzyć historię własnymi rękami.

 

Wszystko zdarza się dwa razy.

George Friedman/Meredith Lebard Następna wojna z Japonią

 

Wcześniej czy później Stany Zjednoczone będą musiały pogodzić się z faktem, że Japonia stała się państwem o najlepiej na świecie rozwiniętym przemyśle. Japończycy mają najdłuższą średnią długości życia. Mają procentowo najwięcej zatrudnionych, najmniej analfabetów, przepaść między biednymi a bogatymi jest u nich najmniejsza. Produkty przez nich wytwarzane mają najwyższą jakość. Mają najlepsze jedzenie. Prawda jest taka, że kraj wielkości Montany, zasiedlony zaledwie przez połowę naszej populacji, wkrótce osiągnie poziom ekonomiczny porównywalny do naszego... W dyskusji ekonomicznej z Japonią Stany Zjednoczone są w tej chwili bez wątpienia słabszym partnerem.

Michael Crichton Wschodzące słońce

 

Dano wam możliwość chwalebnej śmierci.

Wiceadmirał Ryunosuke Rusaka, szef sztabu połączonej Floty Cesarskiej Japonii do wiceadmirała Seiichi Ito, głównodowodzącego II Floty, dowodzącego operacją Ten’ichigo „Pierwsze Niebo”, w czasie której pancernik „Yamato” został wysłany na Okinawę w samobójczej misji. Admirał Ito z własnego wyboru znajdował się na jego pokładzie, kiedy „Yamato” wywrócił się i eksplodował. Kapitan „Yamato” również poszedł na dno ze swoim okrętem, przywiązując się przedtem do znajdującego się na mostku stanowiska dowodzenia obroną przeciwlotniczą.

 

 

Część pierwsza

Hiroszima

 

CZY WIELKA MANDŻURIA DYSPONUJE BRONIĄ NUKLEARNĄ?

 

Otoczony przez wrogów Poom radzi sobie, nie używając siły militarnej

Edmund Tarawicz, World-Wide Press

 

Czangaszan, Wielka Mandżuria. Odkąd z części dawnej sowieckiej republiki i z jednej z prowincji Wschodnich Chin uformowała się Wielka Mandżuria, jej prezydent Len Pei Poom jest uznawany za jednego z najzdolniejszych dyplomatów dekady. Krążą jednak plotki, że powstanie tego młodego państwa było wspomagane przez Republikę Rosyjską, głównie w dziedzinie militarnej.

Choć administracja Lena niejednokrotnie dementowała te pogłoski, niezależne źródła doniosły o istnieniu tajnego składu broni w dolinie jeziora Czanka na północ od portowego miasta Artom (dawniej Władywostok). Nie wiadomo, jaka broń jest trzymana w tamtejszych magazynach, jednak niektórzy analitycy twierdzą, że trzymane są tam uzbrojone w głowice nuklearne pociski rakietowe średniego zasięgu - mimo wszystkich zawartych w przeciągu ostatnich piętnastu lat traktatów o wycofaniu broni nuklearnej.

Jeśli Len rzeczywiście dysponuje bronią nuklearną, tłumaczyłoby to, dlaczego zdołał utrzymać przy życiu swoje młode państwo w obliczu jawnie wrogich Zachodnich Chin, narastającego rosyjskiego nacjonalizmu a także wobec tylko pierwotnie przyjaźnie nastawionych Wschodnich Chin. Zwłaszcza że Wielka Mandżuria w gruncie rzeczy nie ma własnej armii...

 

E-mail sieciowy - Bezpieczeństwo Monitorowane - Ściśle Tajne/Kod 12

 

Od: DyrNSA R. Donchez

Do: Prezydent/ Narodowa Rada Bezpieczeństwa cc: Kopia Chroniona/ Dystrybucja Kontrolowana/ Kod 12

Numer: SM-TS/ K 12-04-0890

Data: 21 Listopada

Godz: 1653 WSCH

Zawartość: Dotyczy Pogłosek O Mandżurskiej Broni Nuklearnej

 

Ten e-mail jest wspólną transmisją NSA i CIA, wysłaną pod autoryzacją R. Doncheza, dyrektora NSA, i B. F. Leacha III, dyrektora CIA.

 

Trwanie odczytu na ekranie: 20 sekund

1. (Nieutajnione) Ostatnio prasa doniosła, że na terenie niedawno powstałego, rządzonego przez prezydenta Len Pei Pooma państwa - Wielkiej Mandżurii - może znajdować się broń nuklearna.

2. (Tajne) Zgodnie z prezydenckim poleceniem 04-17 CIA i NSA miały stwierdzić, czy istnieje możliwość posiadania przez Wielką Mandżurię pocisków nuklearnych.

3. (Ściśle Tajne) Szczegółowy raport został przesłany e-mailem o numerze SM-TS/ K 12-04-0891 z datą 21 listopada.

4. (Ściśle Tajne Kod 12) Wnioski: Wielka Mandżuria nie dysponuje, powt. nie dysponuje bronią nuklearną.

5. (Ściśle Tajne Kod 12) Pomimo punktu 4. Len w niewyjaśniony sposób nie dopuszcza do agresji ze strony Rosjan i obu państw chińskich. Trzeba natychmiast zbadać, dlaczego tak się dzieje. CIA i NSA proponują natychmiastowe stworzenie planu dalszych działań wywiadowczych, które pozwolą stwierdzić, dlaczego wrogowie nie przekraczają granic Wielkiej Mandżurii.

 

Wiadomość samokasująca

………………………….

Transkrypcja WywVOX:

Data Poczty Głosowej: 21 listopada

Godzina: 0817 Nadawca: A. Machiie

Miejsce Nadania: Tokio 27, Ministerstwo Informacji Pokój 200

Poziom Zabezpieczenia: Piętnasty

Kod Adresata: 05412

Adresat: H. Kurita

Treść Transmisji:

Szanowny panie premierze, mówi Asagumo, jest wtorek, kwadrans po ósmej rano. Mam nadzieję, że dobrze pan wypoczywa. Spotkanie odbędzie się w głównej sali, tak jak pan polecił.

 

Informuję pana, że mamy potwierdzenie z satelitów Galaxy. Skład broni w Wielkiej Mandżurii rzeczywiście działa i jest chroniony, nasze mikroskanery działające w podczerwieni dopuszczają możliwość - niepotwierdzoną możliwość - obecności w tym składzie głowic jądrowych. W tej chwili szykujemy misję, mającą potwierdzić obecność głowic jądrowych. Zgodnie z pańską wcześniejszą sugestią wyślemy na miejsce wojownika batalionu Boski Wiatr. Misja rozpocznie się osiem do dwunastu godzin po zatwierdzeniu jej przez pana.

 

Pański instynkt znowu pana nie zawiódł, szanowny panie premierze. Wkrótce zobaczymy się na spotkaniu. Mam nadzieję, że zdrowie dopisuje panu niezmiennie.

/Koniec Transmisji/

…………………...

 

Prolog

 

20 000 metrów nad powierzchnią Morza Japońskiego

 

Kokpit zatrząsł się, kiedy turboodrzutowy silnik zamilkł, odpalił umieszczone w miejscach połączeń ładunki i odłączył się. Na migającym ekranie widać było, jak moduł napędowy opada w dół, do morza.

- Faza druga - powiedział cicho pilot do mikrofonu. - Samolot wchodzi w ślizg. Jestem na pułapie dziewiętnastu tysięcy metrów.

Nie było potrzeby utrzymywania ciszy radiowej. Specjalne elektroniczne obwody zachowywały głos pilota, obrazy przekazywane przez kamery i odczyty urządzeń pomiarowych w magnetycznym nośniku pamięci i co pięć minut, za każdym razem zmieniając kod, transmitowały dane sprężone w pojedynczy impuls do jednego z losowo wybranych satelitów Galaxy. Japońskie technologie komunikacyjne były najbardziej zaawansowane na świecie. Major Sushima Namuru mógł bez obaw składać meldunki, mimo że była to najtajniejsza ze wszystkich dotychczasowych akcji wywiadowczych Japońskich Sił Samoobrony.

Kokpit wypełniało ciche buczenie instrumentów. Namuru przymknął oczy. Jeszcze przed chwilą znajdował się w superszybkim odrzutowcu, teraz szybował cicho jak ptak. Pokryta tkaniną polimerowa konstrukcja samolotu uniemożliwiała wykrycie go za pomocą radaru, brak silnika czynił ją niewidzialną dla skanerów podczerwieni, a doskonały, aerodynamiczny kształt sprawiał, że kadłub poruszał się, prawie nie wydając dźwięku. Samolot był prototypem. Namuru nadał mu pełne znaczenia imię - Gwiezdny Cień. Pod powiekami przebiegły mu wydarzenia tego ranka: pożegnanie z żoną i synem, przyjęcie wydane przez wojowników batalionu Boski Wiatr i chwila, kiedy siedząc samotnie w świątyni, poczuł otaczające go i wspierające dusze przodków.

Rzucił okiem na umieszczoną tuż nad nim malutką kamerę, która miała śledzić prawidłowość jego reakcji. Miał nadzieję, że któregoś dnia jego syn obejrzy to nagranie i poczuje dumę. Refleksja Namuru trwała zaledwie dwie sekundy. Spojrzał na trójwymiarowy ekran, na którym przedstawione było nachylenie jego ślizgu nałożone na drobiazgowo oddany model ziemi. Chociaż Namuru pracował na tym sprzęcie od lat, przedstawienie wyglądało tak realistycznie, że wciąż odczuwał pokusę, by sięgnąć dłonią w głąb obrazu. Ekran wystarczał, by pilotować samolot - owiewka kabiny nie była potrzebna. Przydawała się tylko w czasie lądowania, sam ekran to było zbyt mało. Jednak w czasie tej misji Gwiezdny Cień nie będzie podchodził do lądowania.

Samolot minął granicę wód terytorialnych Wielkiej Mandżurii i po chwili przeleciał linię wybrzeża. Namuru z dezaprobatą pokiwał głową, zdziwiony tym, jak blisko Japonii wyrosło to nowe, barbarzyńskie państwo. Od najbliższego krańca Japonii dzieliło Wielką Mandżurię zaledwie trzysta kilometrów morza, odległość między Tokio a Czangaszan, stolicą Wielkiej Mandżurii, wynosiła tysiąc pięćdziesiąt kilometrów. Zasięg starych, rosyjskich pocisków nuklearnych SS-34 był większy. Pociski te na mocy rezolucji ONZ miały zostać zniszczone wiele lat przed powstaniem Wielkiej Mandżurii. Namuru nie otrzymałby tej misji, gdyby rzeczywiście tak się stało.

Godzinę przed odlotem otrzymał dane wywiadu, które jako jego cel wskazywały małe miasteczko Tamga, ostatnią stację nowo budowanej linii kolejowej, leżące dwieście kilometrów na północny wschód od Port Artom, dużego miasta, które Rosjanie nazywali Władywostokiem. Tam właśnie znajdował się magazyn broni nuklearnej. Sprawa była oczywista. Ten ketojin, ten dzikus Len Pei Poom nie powinien utworzyć swojego barbarzyńskiego państwa tak blisko Japonii. Zwłaszcza jeśli dysponuje bronią atomową... Namuru niemal zatęsknił do tych dawnych czasów, kiedy Związek Radziecki, Chiny i Stany Zjednoczone tak były zajęte wzajemnym straszeniem, że nie mogły stanowić dla Japonii realnego zagrożenia. Ale teraz Japonia była osamotniona i to on, Namuru, miał dostarczyć dowództwu danych, które pozwolą zlikwidować ewentualne niebezpieczeństwo.

Spojrzał na ekran przedstawiający wykres jego ślizgu. Był teraz w odległości dwudziestu kilometrów od Tamgi, na wysokości pięciu tysięcy metrów, wciąż niewykryty przez wroga. Komputer zaczął odliczać czas pozostały do samozniszczenia się samolotu. Minęła jedna minuta. Kiedy Namuru zaczął mówić, spojrzał w obserwującą go kamerę.

- Faza trzecia. Do samozniszczenia samolotu zostały dwie minuty. Wszystko wskazuje na to, że nie zostałem wykryty.

 

Yokosuka, Japonia, 25 kilometrów na południe od Tokio Centrum Yokosuka

 

- Proszę nie wstawać - cichym, stanowczym głosem powiedział mężczyzna ubrany w garnitur. Oficerowie w centrum dowodzenia pozostali przy swoich konsolach, rzucając ukradkowe, pełne szacunku spojrzenia na premiera Hosako Kuritę, który przechodził powoli pomiędzy nimi. Towarzyszył mu generał Masao Gotoh, szef Sztabu Generalnego. Gotoh zaprowadził premiera do oddzielnego, ciemnego pomieszczenia, w którym na olbrzymim ekranie wyświetlane były dane sieci komputerowej Ministerstwa Obrony. Połowę ekranu wypełniała głowa człowieka w hełmie, z maską tlenową na twarzy, żywe były tylko jego oczy. Drugą wypełniało trójwymiarowe przedstawienie powierzchni ziemi z nałożonymi, skomplikowanymi grafikami komputerowymi. Premier Kurita nie był w tych sprawach specjalistą. Gotoh, patrząc na ekran, wyjaśnił, co na nim widać.

- To jest transmisja od majora Namuru z samolotu Gwiezdny Cień. Widzimy go z pięciominutowym opóźnieniem, ponieważ dane są rejestrowane, sprężane i w postaci impulsu przesyłane do satelity - dzięki temu nie wykryje go nawet najlepiej wyposażony przeciwnik. Dla Mandżurów jest po prostu niewidzialny. Za parę minut samolot dostarczy Namuru w pobliże składu broni w Tamga. Będziemy mogli obserwować go przez cały czas.

Kurita rzucił okiem na zegarek, usiadł w skórzanym fotelu dowódcy i spokojnie patrząc w ekran zapytał:

- A jeśli stanie się coś nieprzewidzianego? Jeśli na przykład go złapią?

- Gotoh uśmiechnął się pod nosem. Kurita znał wszystkie odpowiedzi, ale chciał znać szczegóły. Ten starszy człowiek przywiązywał niezwykłą wagę do szczegółów. Nigdy nie wystarczał mu pobieżny opis.

- Tak jak wszyscy wojownicy Boskiego Wiatru major Namuru ma wszczepiony implant z trucizną. Na sygnał z satelity implant wydzieli do jego krwiobiegu śmiertelną dawkę. Trzydzieści sekund później nie będzie już żył. Nie ma antidotum.

Premier przytaknął. Dwaj mężczyźni wpatrywali się w ekran w milczeniu.

- Teraz przygotowuje samolot do samozniszczenia - powiedział generał Gotoh. Na lewej stronie ekranu pilot w skupieniu przełączał jakieś instrumenty.

Nagle ekran buchnął jasnym światłem, a potem zgasł.

 

Gwiezdny Cień szybował z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, trzy tysiące metrów nad pofalowanymi wzgórzami, w odległości czterech kilometrów od bazy Tamga. Komputer odliczył dziesięć sekund. Zaczęła się faza samozniszczenia samolotu.

Polimerowa rama samolotu miała twardość aluminium. Przez jej szkieletową strukturę przebiegały tysiące kanalików i rurek, które podłączone były do wyłożonego folią, także zbudowanego z polimeru, zbiornika zawierającego mieszaninę kwasu siarkowego i innych silnych rozpuszczalników. U góry zbiornika znajdował się mały cylinder wypełniony sprężonym azotem. Na sygnał komputera cylinder wpuszczał do wnętrza zbiornika gaz, który swym ciśnieniem otwierał znajdujący się w dole zawór i wypychał żrącą mieszaninę do oplatającej całą konstrukcję samolotu sieci. Ściany były tak zbudowane, że rozpuszczały się dopiero po tym, jak kwas dotarł do najdalszych części konstrukcji. Dopiero wtedy, w jednej chwili uwolniony kwas zaczynał działać we wszystkich częściach konstrukcji samolotu.

Tworzący ramę konstrukcji polimer był tak skomponowany, że rozpuszczając się, wchodził w egzotermiczną reakcję z kwasem. Części struktury nie poddane bezpośredniemu działaniu mieszaniny kwasu i rozpuszczalników ulegały rosnącej temperaturze i wchodziły w reakcję z kwasem. Po dwudziestu sekundach to, co jeszcze przed chwilą było gęstą siecią solidnych, wygiętych wręg i poprzeczek tworzących wdzięczny kształt Gwiezdnego Cienia, stało się przypominającą wosk masą, potem zamieniło się w płyn, a potem, kiedy siła reakcji wzrosła, zaczęło zamieniać się w opar. Kadłub samolotu przybrał postać coraz bardziej wydłużającej się, olbrzymiej kropli, która po chwili zamieniła się w obłok szarego dymu. W końcu został tylko wykonany z węglowych kompozytów jajowaty moduł kokpitu, wirowym ruchem spadający na leżące w dole kamieniste zbocza wzgórz.

 

Namuru poczuł, jak samolotem targnął gwałtowny wstrząs, a potem, kiedy skrzydła i ogon roztapiały się i wyparowywały, wszystko już trzęsło się i drżało jak oszalałe. W końcu uwolniony od reszty konstrukcji kokpit, kręcąc się wokół własnej osi, pomknął w kierunku ziemi. Siła odśrodkowa rzucała Namuru po kokpicie, napinając pasy uprzęży, którą był przypięty do fotela. Zdawało mu się, że zaraz złamie mu kark. Zastanawiał się, czy komputer wciąż działa. Jeśli został uszkodzony w czasie samozniszczenia konstrukcji samolotu, moduł kokpitu uderzy w ziemię z prędkością stu sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Walcząc z zawrotami głowy i z rosnącymi przeciążeniami, z trudem wyciągnął obleczoną w rękawiczkę dłoń w kierunku uchwytu uwalniającego spadochron. Właśnie sięgał go końcami palców, kiedy z tyłu modułu z głośnym hukiem wystrzeliła stabilizująca jego lot taśma. Sekundę później otworzył się główny spadochron, wypełnił się powietrzem i kokpit znalazł się pod nim, tak jak powinien. Jajowaty kształt opadał teraz spokojnie na znajdujące się sto metrów poniżej zbocze wzgórza. Namuru zdążył trochę uspokoić się miarowymi oddechami, kiedy nastąpiło uderzenie, dość potężne mimo użycia głównego spadochronu.

Wiedząc, że komputer poczeka tylko dwie minuty, zanim przystąpi do samozniszczenia kokpitu, Namuru szybko nacisnął otwierający kabinę przycisk. Najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się zdarzyć, było jego pojmanie, więc gdyby wylądował nieprzytomny, komputer zabiłby go, zanim wróg mógłby do niego dotrzeć. Moduł pękł na pół wzdłuż otaczającego go szwu jak łupina dojrzałego kasztana. Górna część, odepchnięta pneumatycznymi wspornikami odskoczyła i uniosła się znad dolnej. Do środka wpadł podmuch zimnego wiatru i silne, choć rozproszone, zimowe światło. Namuru odczepił przytwierdzoną do przegrody kokpitu skrzynkę, podciągnął się, wyszedł i szybko się oddalił. Parę sekund później moduł zaczął dymić i skwierczeć. Palił się, póki nie została z niego czarna kałuża węgla, zmieszanych, roztopionych włókien i pojedynczych, płynnych kryształów.

Major otworzył skrzynkę, wyjął z niej grubą, pełną kieszeni wypełnionych głównie materiałami wybuchowymi kamizelkę i pistolet maszynowy. Ubrał kamizelkę, wyjął ze skrzynki spodnie z podobnie wypchanymi kieszeniami i założył je na siebie. Nie zdjął hełmu, ponieważ były w niego wmontowane dwie kamery, jedna, przekazująca do Centrum Yokosuka obraz tego, co sam widział, i druga, skierowana na niego. Wyjął małą, rozkładaną saperkę i przysypał dymiące resztki kokpitu i spadochronu zeskrobanym z zamarzniętego gruntu pyłem. Zajęło mu to parę minut, a kiedy skończył, był mimo zimna dosłownie zlany potem. Odsunął się parę kroków i przyjrzał się swojemu dziełu. Było dalekie od perfekcji, ale i tak zauważyć cokolwiek podejrzanego mógł tylko ktoś, kto stanąłby pośrodku w jasnym świetle dnia.

Złożył i schował saperkę, nakręcił na lufę pistoletu długi tłumik i załadował go dużym magazynkiem nabojów. Potem schował pistolet do umieszczonej w kamizelce kabury, wyjął małą, silną lornetkę i czarne, gumowe pudełko o zaokrąglonych brzegach wielkości klawiatury do stenotypii. Czarne pudełko miało od spodu mocne, elastyczne taśmy, u góry, pod pokrywą, znajdował się ekran z ciekłego kryształu. Namuru przypiął pudełko do lewego przedramienia i za pomocą cienkiego drucika połączył je ze swoim zegarkiem, który przestawił na funkcję cyfrowego kompasu - satelitarny odbiornik ustawił się na odbiór danych z satelity geostacjonarnego Galaxy. Naciśnięcie kciukiem na ekran spowodowało włączenie się urządzenia - na ekranie pokazał się znak zapytania. Przybliżył urządzenie do ust i wyszeptał hasło. Ekran ożył, jasny i pełen kolorów, był jednak tak skonstruowany, że wyświetlany na nim obraz był widoczny tylko prostopadle do powierzchni ekranu z odległości nie większej niż pół metra - z większej czy pod innym kątem nic nie było na nim widać, nawet najlżejszego błysku światła.

- Określić położenie składu broni w Tamga - Namuru szepnął do nadajnika. Pojawiło się widziane z lotu ptaka ujęcie górzystej okolicy, trójwymiarowość przedstawienia dodawała temu obrazowi jakiejś tajemniczości. Zieleń drzew i brązowawa powierzchnia ziemi pocięta była drogami i krętą trasą kolei. Widać też było kilka budynków i coś w rodzaju pokaźnej platformy pomiędzy nimi. Po chwili na pejzaż nałożona została żółta siatka geograficzna, a na południe od grupy budynków na zboczu wzgórza pojawiło się pulsujące światłem kółko. Namuru zauważył, że znajdowało się ono w odległości nie większej niż dwa kilometry od centrum kompleksu - a ponieważ przedstawiało jego aktualną pozycję, musiał znajdować się bardzo blisko ogrodzenia bazy. Spojrzał w niebo w poszukiwaniu słońca, ale nie było go widać zza grubej zasłony chmur. Powoli obrócił się wokół własnej osi, poszukując w pofalowanym, pełnym głazów i skalnych załomów terenie śladu śledzących jego kroki obserwatorów. Nasłuchiwał. Było cicho jak makiem zasiał. Sensory umieszczonego na ramieniu komputera nastawione były na wychwytywanie wydawanych przez człowieka dźwięków i w razie czyjejś obecności zaalarmowałoby go ciche brzęczenie, nie był jednak pewien, czy funkcja ta działa, jak należy. Namuru rzucił ostatnie spojrzenie na ekran i ruszył w stronę bazy.

 

Centrum Yokosuka

 

- Jak przejdzie przez otaczający bazę płot? Co ze strażnikami? - spytał premier Kurita patrząc na ekran, na którym ukazał się major Namuru, idący porośniętym niskimi drzewami zboczem góry, u stóp której otwierała się dolina Tamga. Jedna część obrazu przedstawiała mijane przez Namuru drzewa i poszycie pod nimi; na drugiej widać było zbliżenie jego twarzy. Był cały mokry od potu, oczy miał szeroko otwarte, o czujnie rozszerzonych źrenicach. Trzecia część obrazu przedstawiała widzianą z lotu ptaka okolicę bazy z naniesioną siatką współrzędnych i zbliżającą się do linii oznaczającej płot pulsującą kropką.

- Nie będzie z tym żadnego problemu - odpowiedział generał Gotoh, odwrócił się od ekranu i spojrzał na pomarszczoną twarz Kurity. - Namuru ma gaz przeciw psom, pistolet automatyczny z tłumikiem przeciw ludziom i uziemiające kable do płotu pod napięciem. Przez pół roku ćwiczyliśmy go w pokonywaniu wszystkich znanych zabezpieczeń. Udało mu się opanować siedemdziesiąt osiem procent spośród nich.

- Siedemdziesiąt osiem procent może nie wystarczyć.

- To zostało obliczone w stosunku do japońskich parametrów technologicznych - odpowiedział Gotoh, pisząc coś na znajdującej się przed nim klawiaturze konsoli. - Przeciw metodom, jakie stosują gaijin, będzie to więcej, niż potrzeba.

- Proszę mi jeszcze raz powiedzieć, w jaki sposób wejdzie do bunkra.

- Zastrzeli strażników - zwięźle odpowiedział Gotoh, patrząc nieruchomym wzrokiem. Musiał się pilnować, żeby nawet cień zniecierpliwienia nie pojawił się na jego twarzy. Kurita kazał sobie wszystko powtarzać niezliczoną ilość razy.

- Czy nie ma innego wyjścia? To może zagrozić powodzeniu misji, zwrócić uwagę na włamanie do bazy.

- To prawda, panie premierze. Ale strażnicy broni atomowej są szkoleni - właściwie lepiej byłoby powiedzieć: tresowani - tak, żeby odruchowo strzelać do każdego intruza. Nazywają to autoryzacją śmiercionośności działań. Najpierw zabić, potem pytać. Najszybszym sposobem na zbadanie miejsca, w którym znajduje się broń atomowa, jest zaskoczenie strażników i ich fizyczna eliminacja. Nawet wtedy dalsze życie tego, który wedrze się do bunkra, może być liczone w minutach, może nawet w sekundach. Właśnie dlatego Namuru ma te kamery. Jeśli go zastrzelą, my i tak zdobędziemy potrzebne dane.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin