Lody.rtf

(298 KB) Pobierz

                                                                      L o d y

 

 

Promienie nisko wiszącego porannego słońca zaglądały daleko w głąb rozległej jadalnej sali schroniska. W powietrzu unosiła się mieszanina zapachów kawy, pieczywa, serów, wędlin, smażonych jaj. Przy stolikach toczyły się leniwe pogwarki, jakby senne jeszcze.

W pewnej chwili przycichł szmer rozmów i szczęk talerzy. Agata i Piotr unieśli głowy i spojrzeli w stronę, w którą zwrócone były liczne twarze śniadających. W drzwiach stała młoda kobieta – wysoka i bardzo szczupła. Była ubrana na czarno, w obcisłe sztruksowe spodnie i gładki sweter. Gładkie, czarne włosy, zebrane w kok, odsłaniały wysoko sklepione czoło. Ciepły odblask od pomarańczowej chusty uwiązanej na szyi kładł się na regularnych, drobnych rysach lekko opalonej twarzy.

Może dziewczyna zatrzymała się w wejściu, aby ściągnąć na siebie uwagę, a może rozglądała się tylko ciemnymi, bystrymi oczami w poszukiwaniu wolnego miejsca? Jej wzrok zatrzymał się na stoliku, przy którym siedzieli Piotr i Agata. Po krótkim wahaniu ruszyła w ich stro.

¾                Dzień dobry! Czy pozwolicie państwo, że przy was usiądę?

¾                Proszę, siadaj! ¾ odpowiedziała Agata upewniwszy się szybkim zerknięciem, że i Piotr nie ma nic przeciwko atrakcyjnemu intruzowi.

Piękna brunetka zajęła miejsce na przeciw niego. W ten sposób, z pewnością odruchowo i podświadomie, ułatwiła mu kierowanie na nią wzroku bez kłopotliwego odwracania głowy.

Już w pierwszym zdaniu, zwracając się do obcej przez ty, Agata niejako uchyliła przed nią drzwi szerzej i gościnniej, niż było to w tej sytuacji konieczne, co przez przybyłą zostało zauważone i przyjęte z wdzięcznością.

¾                Dziękuję. Jest jeszcze kilka wolnych stolików i mogłabym...

¾                Rozumiemy ¾ rzekła Agata. ¾ Chcesz mieć spokój. Chętnie posłużymy ci za osłonę przed niepożądanymi adoratorami.

¾                Istotnie, to także. A poza tym wydało mi się, że... Ale pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Anna, przyjechałam...

¾                Z Wrocławia, prawda? ¾ włączył się do rozmowy Piotr.

¾                Tak, rzeczywiście... Czy my znamy się może?

¾                Nie, nie osobiście. Ale któż nie zauważyłby naj... no... – ozdoby Wydziału Architektury!

¾                Miło mi to usłyszeć. Szczególnie od... ozdoby klanu elektryków.

¾                No, no! Czy ja państwu aby nie przeszkadzam w wymianie uprzejmości i wspomnień?! ¾ włączyła się Agata z rozdrażnieniem tylko po części udawanym.

¾                Chciałam właśnie powiedzieć, że wydało mi się, jakbym was już skądś znała. Teraz jestem pewna. To wy jesteście tą uroczą parą: jeden z najprzystojniejszych elektryków i najśliczniejsza adeptka fizyki. Wszyscy was znają i podziwiają.

¾                To już brzmi lepiej Odkrywam w sobie skłonność do przystojnych smagłych brunetek z Architektury ¾ udobruchała się Agata. ¾ Piotr! Czy nie masz podobnych odczuć? A może to zbędne pytanie?

Piotr położył dłoń na ręce Agaty i podniósł wzrok na jej długie, proste włosy. Związa­ne w koński ogon, raczej jasne niż ciemne, mieniły się niezwykłymi metalicznymi błyskami.

— Dotychczas gustowałem głównie w tonacji blond-metalik. Skoro jednak kierujesz moją uwagę w stronę innych, ciemniejszych kolorów... ¾ ostentacyjnie przeniósł spojrzenie na Annę — Tak, istotnie. Architekturze i kolorystyce brunetek nie mam nic do zarzucenia. Czy mam kontynuować?

— Nie, nie! W żadnym wypadku! Całą twoją spostrzegawczą uwagę zachowuję na własny użytek! ¾ w udanym popłochu zaprzeczyła Agata, obracając ręką jego twarz ku sobie.

— Czy jesteś... sama? ¾ po chwili zwróciła się do Anny z powagą w obniżonym głosie.

Rumieniec ściemnił twarz zagadniętej, nie przygotowanej na tak bezpośrednie, osobiste pytanie. Także Piotra ręka z kęsem pieczywa znieruchomiała w połowie drogi. Znał delikatność i takt swojej dziewczyny, toteż utkwił w jej twarzy oczy rozszerzone niemym pytaniem. Aga podchwyciła zdziwione spojrzenie i niemal wyzywającym przechyleniem głowy z wysuniętym podbródkiem potwierdziła, że jest świadoma tego, co robi. Pojawiający się z wolna wyraz rozczarowania zniknął jednak z jej twarzy, kiedy dostrzegła błysk zrozumienia w oczach Piotra, które ten przeniósł na Annę.

Anna opanowała zakłopotanie i roześmiała się.

— Dziękuję wam za miłe komplementy. Mój Stefan nie rozpieszcza mnie...¾ zawiesiła głos ¾ ...komplementami. Nie, nie jestem sama. Tak, jestem sama. On przyjedzie za kilka dni. Od tej chwili uwielbiam blondynki, te metaliczne w każdym razie inteligentne i dowcipne, nawet kiedy są odrobinę złośliwe! I przyjmuję ofertę zbliże­nia, której dopatruję się w pytaniu, czy jestem sama. Czy zaliczyłam test?... Zaraz, zaraz! Zwierzam się wam z tajemnic mego serca i alkowy, a nie znam nawet waszych imion?!

¾                Agata. Albo Aga. A ten rzekomy mister elektryków to Piotr. Tylko Piotr. Nie znosi, kiedy nazywają go Piotrkiem, a szczególnie Piotrusiem. Mnie wybacza czasem... Mniejsza o to, w jakich okolicznościach. Tak! Zdałaś znakomicie! I przepraszam cię serdecznie za ten test, jak go nazwałaś! Przyjemniej jednak wiedzieć, że ma się do czynienia z kimś nie tylko niezwykle urodziwym, ale także bystrym i z żywym poczuciem humoru. Brawo!

Przez chwilę w milczeniu zajadali znakomite kruche zakopiańskie bułeczki z wędzonymi serkami.

¾                Mężczyźni na ogół nie lubią pieszczotliwych zdrobnień swoich imion. Ciekawe, skąd to się bierze? ¾ Anna nawiązała do poruszonego przez Agę tematu, ale skierowała pytanie do chłopca.

¾                Nie zastanawiałem się... Może wydaje nam się, że na tym cierpi męska powaga?...

¾                Prawdopodobnie chcecie się odgrodzić od czasów dzieciństwa, kiedy to byliście zasypywani śmiesznymi karesami mam i ciotek ¾ rzekła Aga i zamyśliła się, uświadomiwszy sobie, że ona sama właściwie nie wie prawie nic o swojej rodzinie.

¾                A wiesz, Aniu, my spotkaliśmy się już kiedyś; tak mi się wydaje. Czy byłaś niedaw­no na wieczorku autorskim?...

¾                Derwina? Tak, rzeczywiście byłam. Pisze takie dziwne opowiadania z pogranicza bajkowej fantastyki i erotyki, a nawet...

¾                Pornografii? To miałaś na myśli, prawda? ¾ dopowiedział Piotr.

¾                Tak. Czy interesujecie się nim w jakiś szczególny sposób?

¾                W bardzo szczególny! Widzisz, on pisze... także o nas. Jesteśmy bohaterami jego opowiadań.

Anna patrzyła na młodą parę z niedowierzaniem i zmieszaniem.

¾                Nigdy bym o to nie pytała, ale sami zaczęliście. Nie rozumiem! Znacie go? Opowiadacie mu o swoim?...

¾                Seksie? Pożyciu erotycznym? Nie. Nie opowiadamy, nie potrzebujemy... On zna je i bez tego. Ale to dość długa i bardzo niezwykła historia. Odłóżmy ją na stosowniejszą porę – może kiedyś wieczorem, przy świecach i przy lampce kadarki?

¾                Będę czekała niecierpliwie. I już cieszę się na to spotkanie przy świecach!

Przy sąsiednim stoliku, tyłem do studenckiej trójki, siedział starszy, szpakowaty męż­czyzna w zielonej wiatrówce. Przy ostatnich zdaniach z uśmiechem zadowolenia zerknął na nich przez ramię.

...

¾                Co robimy? Idziemy na narty? Na oślą łączkę? ¾ spytała Agata, myjąc zęby nad umywalką.

¾                Jasne! Po to tu przyjechaliśmy! ¾ odpowiedział Piotr.

Zrzucił z siebie dres i już sięgał po spodnie narciarskie, kiedy z łazienki wyszła Aga – w krótkiej jedwabnej koszulce, ledwie przykrywającej obcisłe figi. Zmierzała w stronę ubioru przewieszonego przez oparcie krzesła, kiedy ich spojrzenia spotkały się... Zmieniła widocznie chwilowo zamiar, bo podeszła do chłopca, objęła go nagimi ramionami za szyję i przylgnęła do niego całym ciałem.

¾                Co robimy? Idziemy na narty? ¾ powtórzyła pytanie. ¾ Po to tu przyjechaliśmy, prawda?

¾                Jasne! Dlaczego się nie ubierasz? A może wystąpisz dziś na stoku w takim właśnie stroju? Z pewnością wzbudzisz zachwyt! Jeszcze większy niż zwykle.

Piotr jedną ręką mocno przygarnął dziewczynę do siebie, a drugą gładził plecy i pośladki przez gładką, śliską tkaninę. Po chwili zwolnił uścisk i ręka przeniosła się na jej piersi.

¾                Piotr! Piotr! W głowie mi się kręci! ¾ mówiła mu wprost do ucha gorącym szeptem. ¾ Chcę ciebie! O, jak bardzo chcę! Ty też mnie chcesz, prawda? Wiem, że chcesz, czuję to!

I rzeczywiście – czuła, jak coraz to ciaśniej robiło się między ich zwartymi podbrzuszami. Zbliżyła rozchylone usta do jego warg. W świeżą woń pasty do zębów wmieszał się już znany mu gorzkawy zapach oddechu podnieconej kobiety.

¾                Aga, Aginko! Chodź, chodź! Daj mi to!

Piotr gorączkowo sięgnął ręką pod majteczki, a dziewczyna zgarnęła je z siebie i opuściła na podłogę.

¾                Masz, mój słodki! Masz, pieść mnie, pieść!

Stając do niego nieco bokiem, wysunęła biodra ku przodowi. Włożył dłoń między rozstawione gościnnie uda. Palce chwilę błądziły w mchu miękkich włosów aż natrafiły na wilgotne fałdy krocza. Rozgarnął je, a dziewczyna drgnęła z westchnieniem, kiedy w ich kąciku odnalazł obrzmiałego robaczka i począł go delikatnie gładzić i łechtać. Potęgowała jego i swoje podniecenie drobnymi pulsującymi ruchami bioder. Ani się spostrzegła, kiedy ogarnęła ją fala rozkoszy. Po kilku konwulsyjnych ruchach znieruchomiała.

¾                Piotr! Jak mi dobrze! Piotr, chodź, chodź!

Pociągnęła chłopca w stronę łóżka. Położyła się i przygarnęła go do siebie. Pieściła rękami jego ciało. Delikatnie uciskała jądra, co lubił ogromnie. Piotr bardzo już pragnął zanurzyć się w swojej kobiecie, ale przez chwilę powstrzymywał się jeszcze, aby mogła przyjść do siebie po doznanym przeżyciu. Wyczuwała zarówno jego niecierpliwe pożądanie jak i taktowną powściągliwość. Nie zwlekała dłużej z zachętą.

¾                Piotr, Chłopcze mój! Chodź, mój słodki, weź mnie sobie!

Czekała przez moment, aby mógł dać znak, jak by chciał w nią wejść. Wystarczyło, że położył rękę na jej biodrze, aby zrozumiała jego życzenie. Przewróciła się na brzuch i wysunęła w jego stronę pupę. Jeszcze krótką chwilę sycił oczy widokiem rozchylonych różowych płatków, zanim wsunął się między obrzmiałe, wilgotne wargi. Ujął w obie ręce piersi dziewczyny i położył się na niej. Co raz to mocniej sięgał dna jej ciała i uderzał w nie z żywiołową rozkoszą. Wiedzieli obydwoje, że Aga tym razem nie nadąży za nim. Dlatego Piotr całkowicie oddał się własnemu przeżyciu i wręcz tarzał się w dziewczynie. Wkrótce też osiągnął cel w niebywałym uniesieniu...

Leżeli obok siebie cisi i szczęśliwi. Jednak szczytowanie Piotra i jego szalone ruchy podnieciły Agatę. Ogarniała ją chęć wznowienia rozkosznych igraszek. Z tego powodu, a może również pod wpływem myśli, które jej przyszły do głowy, obróciła się na bok, położyła na jego biodrze nogę ugiętą w kolanie i zbliżyła usta do jego twarzy. Gładząc piersi i podbrzusze mężczyzny, zaczęła mu sączyć szeptem w ucho słowa pieszczotliwe, lubieżne, prowokujące...

¾                Dobrze nam było, prawda? O, jak dobrze! Mój chłopiec był we mnie i używał sobie! Przepadam za tym, kiedy tak we mnie uderza mocno, dziko... I kiedy się... kiedy tryska we mnie, prosto we mnie... Tam głęboko... wlewa swój soczek w moją ma... w sam pączek...

Piotr odpowiadał na śmiałe zaczepki Agi. Odwzajemniał pieszczoty. Szukał jej piersi – prześlicznych niewielkich jędrnych jabłuszek. Ugniatał je, ssał delikatnie... Kiedy wyczuła ręką, że jego członek rośnie i twardnieje, osunęła się ku niemu i wzięła go w usta. Pieściła go delikatnymi ruchami warg i języka, aż stał się ogromny i sztywny. Wtedy powróciła do ucha i szeptała w nie bezwstydnie...

¾                On już wstał. Wiesz? On znów chciałby mnie odwiedzić prawda? Chodź, chodź! Włóż go we mnie i kochaj mnie! Chodź! Będziemy się... pieścić jak szaleni! Będziemy tryskać razem! Chodź...

Położyła się na wznak i szeroko rozłożyła uniesione uda. A kiedy wszedł w nią, po kilku posuwistych ruchach zwolna wyprostowała i złożyła pod nim nogi. W ten sposób ujęła członka ciasnym uściskiem pochwy i spotęgowała doznania obydwojga do granic możliwości... Po kilkunastu energicznych ruchach osiągnęli orgazm razem, w jednej wspaniałej chwili.

...

Następnego dnia Agata i Piotr już kończyli śniadanie, kiedy pojawiła się radośnie uśmiechnięta Ania i położyła przed nimi na stoliku trzy małe kartoniki.

¾                Witajcie i cieszcie się! Jedziemy na Kasprowy! Dostałam miejscówki na najlepszą kolejkę przedpołudniową!

¾                To wspaniale! Jak ci się to udało? ¾ szczerze uradował się Piotr.

Zdobycie miejscówek nie było sprawą łatwą i przed kasą kolejki linowej w Kuźnicach już od piątej nad ranem ustawiały się długie kolejki chętnych. Najtrudniej było o miejsca na kursy przedpołudniowe umożliwiające nie tylko pierwszy zjazd w pełni wczes­nego dnia, ale i drugi jeszcze, tuż po południu. Miejscówki na te godziny rozchodziły się nieoficjalnymi, podskórnymi kanałami wśród ustosunkowanych osób i rzadko były dos­tępne dla zwykłych turystów.

¾                Ma się te znajomości we właściwych sferach! ¾ zażartowała Ania. ¾ A tak napra­wdę – nie wiem, czy powinnam to wyjawić – pomógł mi ten młody człowiek w recepcji. Dzwoniłam wczoraj od niego do Stefana i jakoś zgadało się na temat trudności z wjazdem na Kasprowy Wierch. Przyznał się, że ma dojście, obiecał pomoc i oto skutek! No co? Czy to nie frajda? ¾ dopytywała się Ania, nieco zbita z tropu brakiem wybuchu radości ze strony Agaty.

¾                To rzeczywiście wspaniała niespodzianka, Aniu! ¾ zareagowała trochę niepewnie Agata. ¾ Cieszę ogromnie, ale...

¾                Ale co? ¾ spytał Piotr, również zdziwiony jej brakiem entuzjazmu.

¾                Wiem, co! Pojedziecie we dwoje! Ja... Ja dzisiaj... ¾ Agata jeszcze plątała się, ale w końcu jej otwarta śmiałość wzięła górę nad zakłopotaniem. ¾ Są w życiu kobiety takie chwile, kiedy nie jest dysponowana do niektórych uciech tego świata! ¾ dokoń­czyła żartobliwie, choć już całkowicie jednoznacznie.

¾                W takim razie... Nie gniewaj się, Aniu! Przypomniałem sobie, że moje wiązania trzeba by poprawić przed tak ostrym zjazdem. Może innym razem... za kilka dni?...

¾                Nic z tego, Piotr! ¾ sprzeciwiła się energicznie Agata, w głębi serca uradowana solidarnością chłopca. ¾ Jedziecie sami i basta! Ja sobie tu będę spokojnie dreptała po oślej łączce pod okiem naszego instruktora i poopalam się przy okazji. Zbieraj się już, Piotr, i ustaw te wiązania tak, aby nic ci się nie stało! A czy twoje narty są w po­rządku, Aniu? ¾ zatroszczyła się. ¾ Może sprawdzicie je razem, co?

¾                Ja tymczasem zaopiekuję się trzecią miejscówką, dobrze? Oddam ją w twoim imieniu temu uczynnemu młodzieńcowi w recepcji. Może przy okazji i ja mu wpadnę w oko? ¾ dodała jeszcze Aga, zwracając się do Ani i równocześnie drocząc się ze swoim chłopcem. ¾ Zgoda?

Piotr czuł, że upór Agaty może mieć jeszcze jakieś dodatkowe przyczyny i zgodził się, choć niechętnie. Ania powstrzymała się taktownie od wyrażania opinii i swoją akceptację wyraziła bez słowa rozkładając bezradnie ręce. Agata wzięła jeden z kartoników i odeszła z nim w stronę recepcji, a Piotr pozostał z Anią, która w pośpiechu zajęła się śniadaniem. Żadne z nich nie zauważyło, jak od sąsiedniego stolika podniósł się starszy, szpakowaty mężczyzna w zielonym swetrze i podążył za Agatą.

...

Piotr i Anna wspinali się wolno z nartami na ramieniu ku wąskiej grani rozdzielającej Kocioł Gąsienicowy od Goryczkowego. Po prawej stronie rysował się na tle nieba szary, kamienny budynek obserwatorium, sylwetką przypominający niewielki zamek obronny.

¾                Ile razy tu jestem, tyle razy marzy mi się takie miejsce pracy: obserwatorium na Kasprowym Wierchu!

¾                Tak! To jest bardzo nęcące – szczególnie dla turystów i narciarzy. Wątpię jednak, czy byłbyś rzeczywiście zachwycony, gdybyś tu musiał wjeżdżać dzień w dzień, przy każdej pogodzie. Także w wichurze, śnieżycy albo w słocie.

¾                Tak, to prawda. Tym niemniej przypuszczam, że ustosunkowani astronomowie i meteorolodzy potrafią sobie załatwić tutaj różne praktyki, staże i okresowe prace naukowo badawcze w najlepszych porach roku.

Tak gwarząc, młodzi weszli na wąską ścieżkę, w sezonie wędrówek wiodącą szczytami, wzdłuż granicy, hen aż pod Giewont i dalej, ku Czerwonym Wierchom...

Teraz szlak był przysypany grubą warstwą świeżego puchu i przetarty śladami niewielu narciarzy, gdyż większość decydowała się na zjazd do Kotła Gąsienicowego, wprost spod górnej stacji kolejki linowej.

Zatrzymali się dla wytchnienia i dla wspaniałego widoku. Z bezchmurnego, ciemno niebieskiego nieba przedpołudniowe słońce świeciło na białe, aż do bólu oczu jaskrawe śnieżne pola, na zbocza poprzecinane gdzieniegdzie ciemnym cętkami od­słoniętych skał i upstrzone kępami kosodrzewiny.

Piotr spoglądał w dół, w stronę hali Goryczkowej. Pojedynczy, zabłąkany obłok gęs­tej mgły uchował się w cieniu góry i przesłaniał siodło pobliskiej przełęczy, cieszącej się złą sławą z powodu urwiska, jakim była jej niemal pionowa, wysoka ściana po słowackiej stronie.

Ania zasłoniła oczy podłużnymi czarnymi okularami i wystawiła twarz do słońca.

¾                Aniu! ¾ usłyszała przyciszony głos chłopca po długiej chwili milczenia.

Zdziwiona i poruszona miękkim brzmieniem głosu zerknęła w stronę, skąd dochodził. Zobaczyła twarz Piotra tuż przy swojej. Wsparty o kijki patrzył na nią z uśmiechem. Anna zmieszała się i nic zrazu nie odpowiedziała. Z powrotem zwróciła twarz do słońca i przymknęła oczy.

¾                Aneczko!

¾                Piotrze! Nie powiedz tego, proszę cię! ¾ odezwała się cicho. ¾ Jesteś wspaniałym chłopcem i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin