Operacja "Jedwabne" mity i faktyLech Z.Niekrasz
Jak diabeł święconej wody unika Jan Tomasz Gross wszystkiego, co mogłoby zachwiać tokiem jego topornego w gruncie rzeczy rozumowania, które przywiodło go do założonego z góry celu, czyli złożenia całego ciężaru winy za mord Żydów w Jedwabnem na barki wyłącznie Polaków. Ze zrozumiałych tedy powodów dopuszcza się sprzecznej z faktami i prostackiej manipulacji, polegającej na negowaniu kolaboracji Żydów z bolszewizmem po agresji Armii Czerwonej na polskie Kresy Wschodnie pamiętnego 17 września 1939 roku. Jeśli więc pisze, iż "nasza wiedza o tym, ni się działo akurat w miasteczku Jedwabne, jest pobieżna oraz, że nie ma powodów aby sądzić, że stosunki między Żydami a resztą społeczności lokalnej były wówczas gorsze tam właśnie aniżeli w jakiejkolwiek innej miejscowości"86, to dowodzi tym samym, iż nie chce wiedzieć, co się faktycznie działo w tym miasteczku od jesieni 1939 do lata 1941 roku, a działo się podobnie jak wszędzie tam, gdzie Żydzi i Polacy znaleźli się pod kuratelą Armii Czerwonej i NKWD. Warto też zwrócić uwagę na zwrot "nasza wiedza", ilustrujący stosowaną często przez Grossa, jak to nazywa Leon Kalewski, psycholingwistykę, polegającą m.in. na użyciu liczby mnogiej, z czego ma wynikać, że mamy do czynienia z wiedzą ogólnie znaną i przyjętą.
Na wszelki wypadek, żeby uniknąć posądzenia o manifestacyjne odcięcie się od tematu, Gross raczy mimo wszystko wspomnieć, iż "obszerne, bo aż 115-stronicowe, opracowanie dziejów powiatu łomżyńskiego w oparciu o 125 ankiet zebranych od świadków omawianych wydarzeń przez Biuro Historyczne Armii Andersa zawiera tylko trzy ogólnikowe wzmianki o Żydach z Jedwabnego, sugerujące ich nadmierną gorliwość im rzecz nowego ustroju"87. Jakże to pięknie powiedziane, nieprawdaż?
86 J.T. Gross, op. cit., s. 33.87 Tamże.
strona 59
I byłoby jeszcze piękniej, gdyby Gross nie ograniczył się był w swej pionierskiej książce jedynie do odnotowania, iż Żydzi - oczywiście wraz z Polakami! - ustawili na powitanie Armii Czerwonej w Jedwabnem jeden zaledwie stół przykryty czerwonym płótnem, podejmując wyzwolicieli tradycyjnie chlebem i solą, choć należało ich, być może, podejmować beczką samogonu. Jeśli jednak cokolwiek nieprzyjemnego działo się później, to za siłę sprawczą tych zdarzeń uznać należy, jak to sugeruje niedwuznacznie Gross, NKWD, a więc "przybyszów ze Wschodu". Posługując się w swej książce pojęciem "kolaboracja", oznaczającym w potocznym znaczeniu daleko idącą współpracę z okupantem, Gross odnosi je, o dziwo do Polaków, którym przypisuje bratanie się, jakże by inaczej, z Niemcami! I czyni to w typowy dla siebie pokrętny sposób:
"W tym wszystkim tkwi interesujący temat dla psychologa społecznego - kwestia nałożenia się na siebie w pamięci zbiorowej dwóch epizodów: wejścia Armii Czerwonej w 1939 i Wehrmachtu w 1941 roku na te tereny i projekcja własnego zachowania z 1941 roku przez ludność miejscową na zakodowaną narrację o zachowaniu Żydów w 1939 roku". Gross chce przez to powiedzieć, iż Polacy mają tak słabą głowę, iż wszystko im się w niej po wojnie pomieszało i trzeba było dopiero uczonego z Nowego Jorku, by im wszystko w sposób dla nich przystępny wyłożył. Wiadomo tymczasem powszechnie, iż zamieszkujący ówczesne polskie Kresy Wschodnie Żydzi w większości swej nie traktowali Sowietów jak okupantów. Odwrotnie, czuli się im ideowo równie bliscy co i potrzebni, kierując swą skrywaną i wreszcie mogącą ujawnić się wrogość przeciw Polakom nie tylko w Jedwabnem. Wypada Grossowi przyznać rację, kiedy stwierdza on, iż było tutaj tak jak gdzie indziej, od Tarnopola i Kołomyi po Wilno i Łomżę.
A tak pisze o tym specjalizujący się w tej tematyce prof. Tomasz Strzembosz:
"Kto był realizatorem terroru? NKWD, a w pierwszym okresie także RKKA (Robotniczo-Chłopska Czerwona Armia - przyp. L.Z. N.), której podlegały 'czekistowskie grupy operacyjne', idące za wojskiem dla oczyszczenia terenu', podobnie jak Einsatzgruppen za Wehrmachtem. A milicja? Mało kto wie, że w latach 1939-1941 mieliśmy tu do czynienia z trzema odmiennymi rodzajami milicji.
Pierwszy rodzaj - to powstające różne 'czerwone gwardie' i 'czerwone milicje', składające się z ludzi miejscowych, uzbrojonych w kije,
strona 60
obrzyny, siekiery i rewolwery, choć czasem nawet w broń maszynową, które wspierały RKKAw 'marszu wyzwoleńczym' oraz realizowały 'gniew klasowy' uciskanych przez 'pańską Polskę' grup społecznych. Ujawniały się one z reguły zaraz po 17.09.1939 roku (lub nawet już tego dnia, co jest wiele mówiące) i działały najczęściej bardzo krwawo, nie tylko na zapleczu Wojska Polskiego, lecz także po wejściu Armii Czerwonej, która dawała miejscowym 'elementom rewolucyjnym' kilka dni 'wolnizny' na załatwienie porachunków i wywarcie zemsty klasowej (...).
Ludność polska, pomijając niewielką grupę komunistów w miastach i jeszcze mniejszą na wsi, przyjęła agresję ZSRR i tworzony tutaj system sowiecki podobnie jak agresję niemiecką. Są na to tysiące różnorodnych świadectw (...). Natomiast ludność żydowska, w tym zwłaszcza młodzież, oraz miejska biedota, wzięła masowy udział w powitaniu wkraczającego wojska i w zaprowadzaniu nowych porządków, w tym także z bronią w ręku. Na to też są tysiące świadectw: polskich, żydowskich i sowieckich, są raporty komendanta głównego ZWZ gen. Stefana Grota-Roweckiego, jest raport emisariusza Jana Karskiego, są relacje spisywane już w czasie wojny i po latach. Mówią o tym zresztą także prace Jana T. Grossa, który - powołując się przede wszystkim na polskie relacje, których tysiące znajdują się w zbiorach Instytutu Hoovera w USA - doszedł do wniosków, które wyraził jasno i bezdyskusyjnie.
Armię sowiecką witano z entuzjazmem nie tylko na terenach zajętych uprzednio przez Wehrmacht; także na Kresach, tam, gdzie on nigdy nie dotarł. Więcej, w dużej części właśnie z Żydów składały się owe 'gwar-die' i 'milicje' powstające jak grzyby po deszczu natychmiast po sowieckiej agresji. I nie tylko. Żydzi podejmowali akty rewolty przeciwko państwu polskiemu, zajmując miejscowości, tworząc tam komitety rewolucyjne, aresztując i rozstrzeliwując przedstawicieli polskiej władzy państwowej, atakując mniejsze lub nawet całkiem duże (jak w Grodnie) oddziały WP" 88
Powołując się na badania drą Marka Wierzbickiego prof. Strzembosz wspomina o "trzydniowych walkach między rebelią Żydów grodzieńskich a polskim wojskiem i policją (18 września, zanim dotarły tu jednostki RKKA), o dwudniowych walkach o pobliski Skidel, o żydowskich rebeliach w Jezioprach, Łunnie, Wiercieliszkach, Wielkiej Brzostowicy,
88 T. Strzembosz, Zapomniana kolaboracja, "Rzeczpospolita", 27 stycznia 2001 r.
strona 61
Ostrynie, Dubnie, Dereczynie, Zelwie, Motolu, Wołpie, Janowie Poleskim, Wołkowysku, Horodcu i Drohiczynie Poleskim. W tych miejscowościach (...) wystąpienia skierowane były przeciwko państwu polskiemu. Była to kolaboracja z bronią w ręku, stanięcie po stronie wroga, zdrada dokonana w dniach klęski"89.
O wszystkim tym wie doskonale prof. Gross, który badając tę tematykę sam pisał przed laty: "Zdarzało się także, że przedstawiciele ludności żydowskiej szydzili z Polaków, podkreślając tak nagłą odmianę losu, jaka stała się udziałem obydwu społeczności. W stronę ludności polskiej padały często złośliwe uwagi w rodzaju 'Chcieliście Polski bez Żydów, macie Żydów bez Polski'. Dzisiaj tenże Gross, excusez le mot, rżnie głupa pisząc, iż "entuzjazm Żydów na widok wchodzącej Armii Czerwonej nie był zgoła rozpowszechniony i nie wiadomo na czym miałaby polegać wyjątkowość kolaboracji Żydów z Sowietami w okresie 1939-1941". Na tym mianowicie, co Grossowi również wiadomo, a co relacjonował we wrześniu 1941 roku gen. Stefan Rowecki: "Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już w szczególności na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi"90.
Cytując ten dokument prof. Jerzy Robert Nowak pisze: "Jak wielki był ten niekłamany prosowiecki entuzjazm Żydów, najlepiej świadczył przyznawany niegdyś przez Grossa (w Revolution from Abroad, Princeton 1988) fakt, że tylko Żydom na Kresach przytrafiał się dość szczególny nawyk - całowanie sowieckich czołgów. W żadnych relacjach nie ma bowiem informacji, by jakikolwiek Ukrainiec czy Białorusin splamił się aż takim prosowieckim serwilizmem 91
Jednym z najbardziej oburzających przejawów prosowieckiej kolaboracji części Żydów na kresach - pisze dalej prof. Nowak - było dopuszczenie się przez nich rozlicznych mordów na polskich oficerach, żołnierzach i cywilach. Wspomina o tym prof. Strzembosz w cytowanym artykule (patrz: Zapomniana kolaboracja - przyp. LZN). Ja pisałem na ten temat już ponad półtora roku temu w odrębnym rozdziale książki
89 Tamże.90 J.R. Nowak, A Żydzi całowali sowieckie czoigi..., "Głos", 24 lutego 2000 r.91 Tamże.
strona 62
Przemilczane zbrodnie (...). By przypomnieć choćby opisaną tam historię zamordowania przywódców studenckich na Politechnice Lwowskiej za rzekomy antysemityzm, czy wymordowanie dominikanów z klasztoru w Czortkowie, bestialsko zabitych przez żydowskich enkawudzistów (...).
Wstrząsającą relację wymagającą dalszych archiwalnych potwierdzeń nadesłał do mnie we wrześniu 1999 roku ksiądz Paweł Piotrowski z Curitiby w Brazylii". Przedmiotem tej relacji była zbrodnia, której ofiarą padli oficerowie Wojska Polskiego w Chełmie i to w przededniu wkroczenia tam Armii Czerwonej w 1939 roku. Dzisiejszy prezes Koła Kombatantów Polskich, porucznik Janusz Pawełkiewicz dowodził wtedy tylną strażą jednej z wycofujących się na południowy wschód polskich jednostek. "Po wejściu do miasta -pisze prof. Nowak -oddział pana Paweł-kiewicza skierował się do miejscowej szkoły i zdumieni żołnierze znaleźli tam scenę wstrząsającą: na podłodze sali szkolnej leżało dwanaście ciał oficerów polskich przybitych do podłogi długimi gwoździami poprzez oczy i głowę. Żołnierze znaleźli woźnego i na pytanie: kto to zrobił, usłyszeli odpowiedź: Żydy. Na pytanie: gdzie oni są, woźny odpowiedział: Tu, na tej ulicy same Żydy mieszkają" 92
Dziesiątki, jeśli nie setki podobnych relacji, ilustrują bestialstwo zbolszewizowanych Żydów nie tylko wobec atakowanych przez Armię Czerwoną jednostek Wojska Polskiego, ale i ich polskich sąsiadów - powtórzmy: sąsiadów! -w Grabowcu i Frampolu, Oszmianie i Wierzbie, Sokółce i Małej Brzostowicy, Daniłkach i Aminowce, Massalanach i Szy-dłowiczach, Zajkowszczyźnie i Świsłoczy, Tomaszówce i Zelwie oraz w wielu innych trudnych do wyliczenia miejscowościach kresowych. Wszędzie tam dochodziło do samosądów, pastwienia się, torturowania i rozstrzeliwania wiele miesięcy przed tym, co wydarzyć się miało w Jedwabnem.
Autorem jednej z takich typowych relacji jest naoczny - w odróżnieniu od Szmula Wasersztajna i jemu podobnych - świadek zamordowania w biały dzień polskiego żołnierza, inż. Michał Ławacz: "W dniu nie pamiętam już którym wjazd do Chełma czołgów radzieckich przez przystrojone bramy z kwiatów itp. Wykonane przez Żydów. Żydów opanowuje euforia. Nagle wszyscy Żydzi od wyrostków do lat ok. 40 mają opaski czerwone na rękawach. Już rządzą na ulicy jako milicja. Prawie wszyscy
92 Tamże.
strona 63
uzbrojeni w karabiny, pałki, bagnety, noże. Żądni krwi i mordu. Cel widoczny - szukanie ofiary. Było to w godzinach popołudniowych (...). Byliśmy świadkami, jak zgraja około 10-15 wyrostków żydowskich zaatakowała młodego żołnierza na ulicy (...) przy pomocy noży, pałek, bagnetów. Każdy Żyd chciał mieć swój udział w mordzie. Napadli na niego całą grupą, gdy szedł sam ulicą. Stało się to około 50 do 100 metrów przed nami (...). Obraz ten mam do dzisiaj w pamięci" 93
Ciekawe, z czyim mlekiem wyssała antypolonizm młoda generacja Żydów z całych polskich Kresów Wschodnich?
Wszystko to działo się nie tylko pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941, ale również i później pod niemiecką, czego trudnym do zakwestionowania nawet przez Grossa dowodem było wymordowanie przez żydowski oddział partyzancki wiosną 1944 roku całej ludności polskiej wsi Koniuchy na Nowogródczyźnie, gdzie pamięć o hekatombie tragedii zachowała się do dnia dzisiejszego.
"- Moja matka pamięta tę tragedię, także inne starsze kobiety nie zapomniały tego straszliwego mordu - mówi Teresa Mielko z parafii Bieniakonie, do której należą także Koniuchy (...). Ona sama urodziła się już po wojnie. Pamięta także mogiły pomordowanych w Komuchach na miejscowym cmentarzu (...). Do tej pory nikt nie interesował się tragedią. Władza sowiecka ze zrozumiałych względów wolała ukryć tę sprawę. Zupełnie inaczej potraktowali mord w Koniuchach jego sprawcy mieszkający po wojnie w USA i Izraelu. Chaim Lazar w książce Destruction und Resistance, wydanej w Nowym Jorku w 1985 r., pisał: 'Sztab brygady zdecydował zrównać Koniuchy z ziemią, aby dać przykład innym. Pewnego wieczoru 120 najlepszych partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w stronę tej wsi. Między nimi było około 50 Żydów, którymi dowodził Jaakow (kalub) Prenner. O północy dotarli w okolicę wioski i zajęli pozycje wyjściowe. Mieli rozkaz, aby nie darować nikomu życia. Nawet bydło i Żydom", należy odpowiedzieć pytaniem: czy do tego samego zdolna jest żydowska opinia publiczna, której obca wydaje się być jakakolwiek wiedza o cierpieniach zadawanych przez Żydów Polakom nie tylko podczas wojny, ale i po wojnie? Kwestii tych nie sposób analizować oddzielnie, o ile oczywiście przyjmiemy założenie, iż życie Żyda jest tyle samo warte co życie nie-Żyda.
* * *
Nie mniej haniebna od popełnionych przez Żydów na Polakach mordów jest ich rola w masowej deportacji polskiej ludności Kresów Wschodnich. "Ludność żydowska - jak wynika z ustaleń dra Marka Wierzbickiego - będąc o wiele lepiej wykształcona od ludności białoruskiej - dostarczyła licznych urzędników, nauczycieli oraz funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa, co miało niewątpliwy wpływ na stosunki polsko-żydowskie, ponieważ Żydzi najczęściej zajmowali miejsca dotychczasowych urzędników i nauczycieli narodowości polskiej (...). Ponadto w okresie wrzesień-grudzień 1939 roku miały miejsce liczne aresztowania tych przedstawicieli ludności polskiej, którzy przed wojną pełnili wyższe funkcje w administracji i władzach politycznych państwa polskiego bądź byli zaangażowani w działalność społeczną. Miejscowi Żydzi - członkowie tymczasowej administracji lub milicji - okazywali wówczas dużą pomoc władzom sowieckim w ich tropieniu i zatrzymywaniu" 100
Fakt współpracy Żydów przede wszystkim z NKWD znajduje potwierdzenie w wynikach badań prof. Strzembosza: "Najpierw podejmowały ją 'milicje', 'czerwone gwardie' i komitety rewolucyjne, później owe gwardie robotnicze i milicje obywatelskie. W miastach składały się one głównie z polskich Żydów (...). Polscy Żydzi w cywilnych ubraniach, z czerwonymi opaskami na ramionach i uzbrojeni w karabiny biorą też licznie udział w aresztowaniach i wywózkach" 101
Żyją jeszcze ludzie, którzy pamiętają, jakby to działo się wczoraj:
"Nocą z 9 na 10 lutego 1940 roku., najczęściej tuż po północy, podczas trzaskających ponad trzydziestostopniowych mrozów do uśpionych, zaskoczonych mieszkańców -Polaków zastukała 'nowa władza' - podofi
100 T. Strzembosz, op. cii.101 Tamże.
strona 68
cer lub oficer NWKD w towarzystwie 2-3 bojców, przedstawiciela miejscowej organizacji partyjnej i 'czynnika społecznego' (zwykle Ukraińca czy Żyda na usługach okupanta). Dawali 15 minut na spakowanie się, odseparowując zwykle ojca rodziny od dzieci i matki. 'Komandir' pisał 'protokół obyska' (rewizji) i wypędzali do sań, którymi przewożono rodzinę na stację kolejową i upychano do bydlęcych, nieogrzewanych wagonów towarowych po 50-70 ludzi w każdym. Po południu, po upchnięciu wszystkich pociąg ruszał. Trzy tygodnie jazdy w nieludzkich warunkach, podczas której umierał przeciętnie co czwarty deportowany - piszą kronikarze owych czerwonych dies irae. Informacji - kogo wywieźć - zbierało GRU (sowiecki wywiad wojskowy -przyp. L.Z. N.) już na miejscu, poprzez swe lokalne spec-wydziały, a donosicieli i 'zawistnych' przecież nie brakowało. Donosicielstwo ze strony miejscowych Ukraińców i Żydów kwitło w najlepsze (...). Prawdę o deportacji podały dopiero archiwa GRU, według których tej nocy z całej Białorusi i Ukrainy wywieziono łącznie 320 000 (z błędem kilkunastu tysięcy), w tym blisko 80 proc. Polaków" 102
Wołowej skóry nie stałoby na spisanie zakodowanych w pamięci ludzkiej świadectw wysługiwania się Żydów okupantowi sowieckiemu, czemu nie przeczy zresztą wielu Żydów, jak cytowany przez dra Bogdana Musiała Michel Mielnicki rodem z Wasilkowa koło Białegostoku: "Opisał on w wydanym ostatnio w Kanadzie pamiętniku pt. Białystok to Birkenau działalność swego ojca Chaima podczas okupacji sowieckiej: 'Pamiętam jak NKWD-owscy komisarze z Moskwy, którzy często przychodzili do nas do domu po zmierzchu, siedzieli w naszej bawialni (...), rozmawiając cicho z moim ojcem, gdy przeglądali listy podejrzanych o przynależność do piątej kolumny (tak zwanych polskich folksdojczów), polskich faszystów, ultranacjonalistów oraz innych miejscowych zdrajców oraz kontrrewolucjonistów. Rozumiem, że on służył jako doradca przy NKWD, których z miejscowych Polaków wysłać na Syberię albo jakoś się nimi zająć (...). 'Musimy się pozbyć faszystów - powiedział mojej matce. - Zasłużyli na Syberię. Nie są dobrzy dla Żydów'" 103
102 Z.J. Peszkowski, S.Z. Zdrojewski, Pierwsza deportacja, "Nasz Dziennik", 10-11 lutego 2001 r.103 B. Musiał, op. cit.
strona 69
O uprawianej przez Grossa, a polegającej na selekcjonowaniu źródeł "mitycznej historiografii" tak pisze dr Musiał: "Akceptuje on bowiem jedynie takie relacje, które potwierdzają jego tezy, inne ignoruje. Przykładem są relacje świadków żydowskich spisane w latach 1941-1942 o sytuacji na Kresach pod okupacją sowiecką. Wielu autorów tych relacji ocenia bardzo krytycznie postawę części społeczeństwa żydowskiego w stosunku do Polaków. Jeden z nich opisuje taką sytuację w Wilnie: 'Żydowscy komuniści igrali z uczuć patriotycznych Polaków, denuncjowali ich nielegalne rozmowy, wskazywali polskich oficerów oraz byłych wyższych urzędników, z własnej woli pracowali w NKWD i brali udział w aresztowaniach^ Podobnie jak Chaim-Mielnicki w Wasilkowie" 104
Takich Mielnickich były tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy jak Kresy długie i szerokie, ale dla Grossa fakty te nie mają znaczenia, bowiem według autora "Sąsiadów" o złą wolę względem Polaków posądzać Żydów nie wolno. Wynikałoby z tego, iż sporządzając na użytek NKWD listy proskrypcyjne swoich sąsiadów, zrywając ich po nocy ze snu i eskortując do bydlęcych wagonów Żydzi kierowali się najlepszymi intencjami. Nie sposób w tym miejscu nie odnieść się do zdumiewającej pogardy dla faktów, czym popisał się wielki manipulator Gross, zarzucając prof. Strzemboszowi kłamstwo: "kiedy ty mówisz o tym, że Żydzi wysyłali Polaków na Syberię, to jest zwykłe kłamstwo. Żydzi byli ofiarami tych wywózek w stosunku, proporcjonalnie biorąc, większym nawet niż Polacy. Między 1/4 a 1/3 populacji, która została zesłana, to byli Żydzi. W twoim tekście jest powiedziane: Polacy są prześladowani przez Żydów. Żydzi ich tam wysyłają, nie wiadomo dokąd (sic!). Otóż tak nie jest. Żydzi na równi ze wszystkimi innymi, a nawet jeszcze bardziej, cierpią pod okupacją sowiecką. Cały schemat Żydów, którzy popierają bolszewików i komunistów, jest do kitu. Oni tak ich popierają, że masowo manifestują antysowieckie zachowanie i za to zostają w sposób straszliwy potraktowani" 105
Pytanie, czy w tego rodzaju wywodach można zabrnąć dalej, niech pozostanie bez odpowiedzi.
Potwierdzając, iż największy procent deportowanych w latach 1939-1941 stanowili Polacy i przyznając, iż zdarzało się, iż byli wśród nich
104 Tamże.105 Jedwabne, 10 lipca 1941 -zbrodnia i pamięć. Okrągły Stół "Rzeczypospolitej", "Rzeczpospolita", 3-4 marca 2001 r.
strona 70
również obcy klasowo Żydzi, Julian Siedlecki pisze: "Ludzi wywożono według listy, ustalonej i zadecydowanej przez miejscowych aktywistów. Wywózka już od pierwszej chwili dla wielu była wydaniem wyroku śmierci przez okupanta" 106
Oto fragmenty przytoczonych przez Siedleckiego relacji:
"Pamiętam ówczesny mroźny dzień, kiedyśmy ze swojej miejscowości dojechali do stacji i sowieci chodzili po wagonach nosząc pod rękami zmarzłe niemowlęta pytając się, czy zamierszych rebiat nima.
W czasie podróży na Sybir wyrzucano co dzień z transportu po kilka trupów zmarłych z głodu i zimna (...). Dzieci, które zamarzły w wagonie, były wyrzucane w czasie biegu prosto w śnieg lub do rzeki pokrytej lodem".
"Ja zostałem wywieziony wraz z całą rodziną 10 II 1940 r. do archangielskiej obłasti. gdzie pomimo wytężonej pracy do której byłem zmuszony nie mogłem wraz z rodziną przeżyć, lecz nawet wegetować. W tymże miesiącu straciłem ojca, który umarł na skutek pomieszania zmysłów i dwoje dzieci z głodu" 107
"Nadchodzi 10 luty, jest noc, godzina 1-sza, słychać na ulicy krzyki, i cóż tam ujrzałem! Cały sznur sań ciągnął się bez końca, na których siedziały matki z dziećmi dużymi, a nawet takimi, które miały po kilka tygodni. Na jednych z sań ujrzałem znajomą kobietę z sześciorgiem dzieci, z których dwoje bliźniąt miało po dwa tygodnie. Te biedne dzieci matka otuliła w koce i tak wiozła je do stacji. Lecz, niestety (...), dzieci w drodze do Rosji zamarzły, a ponieważ nie było innej rady wyrzucono je przez okno. Widząc to NKWD z pogardliwym uśmiechem mówili: miorznut polskije sobaki (marzną polskie psy)" 108
"10 lutego 1940 r. funkcjonariusze NKWD wpadli do domu z naganami i sztyletami. Zaczęli niszczyć obrazy świętych, łamali meble, wyzywali od polskiej burżuazji, szukając broni zrywali nawet podłogę, opróżniali szafy, niszczyli łóżka. Pozwolili zabrać trochę odzieży i tylko 5 kg mąki na 5 osób".
"Podczas deportacji na jedną ciężarówkę zapakowano 32 rodziny (125 osób). Przy przeładowywaniu do pociągu osoby odmawiające opuszczenia ciężarówki przebijano bagnetami. Zabitych miażdżono pod kołami".
106 J. Siedlecki, Losy Polaków w ZSRR w latach 1939-1986, Warszawa, 1988, s. 48.107 Tamże, s. 48.108 Tamże, s. 48-49
strona 71
"W wagonie ojciec chciał zagotować na prymusie trochę wody dla chorego dziecka, strażnik kazał mu zgasić. Na protesty i tłumaczenia zabił go kolbą karabinu".
"l0 lutego 1940 r. wywożonej rodzinie eskorta NKWD oświadczyła, że wyjadą do innej obłasti i należy zabrać wyżywienie tylko na jeden dzień, bo tam wszystko będzie. Zamiast zapowiedzianych ciepłuszek pakowano po 20 rodzin do zimnego i cuchnącego wagonu. Przez trzy dni trzymano o głodzie. Przez 27 dni nie dawano wyżywienia ani wody. Połowa ludzi wymarła w drodze".
"Podróż na wygnanie w zaplombowanych wagonach trwała cały miesiąc. Przez ten czas dano trzy razy chleba po 400 g. W wagonie znajdowało się 49-55 osób w tym 33-36-cioro dzieci. W Kotłasie wynoszono martwe małe dzieci w wieku od 3 do 4 lat, na policzkach miały zamarznięte łzy. Dalsza droga pieszo, także dla dzieci do 10 lat" 109
"Podróż na zsyłkę trwała 2 miesiące w zakratowanych i szczelnie zamkniętych wagonach. Brak wody i żywności (...). Praca zesłanych przy wyrębie lasu przy 45-stopniowym mrozie. Wynagrodzenie stanowiło 400 g chleba i l rubel. Bardzo rzadka zupa w stołówce kosztowała l rub. 80 kop. Za odmowę pójścia do pracy skazano męża na 8 lat, żona z rozpaczy dostała pomieszania zmysłów. Zmarłych chowano bez trumien" 110
"Wywożone rodziny w głąb ZSRR żegnała z płaczem masa Białorusinów" 111
Podobnej reakcji Żydów na sowieckie ludobójstwo na raty nie odnotowano. Można natomiast - używając stylu Grossa - domniemywać, że pozostawionym przez dziesiątki tysięcy wywiezionych rodzin polskich mieniem zaopiekowali się ich sąsiedzi żydowscy. Zainteresowanemu losem dobytku Żydów mordowanych przez Polaków doktorowi Andrzejowi Żbikowskiemu, należy zasugerować celowość zajęcia się również losem majątku, jaki pozostawiły miliony Polaków deportowanych przy udziale tychże Żydów. Czytelnikom książki Grossa, który wstrząsnął nimi wielokrotnie powtórzonym -zgodnie z wymogami socjotechniki -opisem okrucieństwa, jakiego scenerią stało się Jedwabne, godzi się przypomnieć gehennę, na
109 Tamże, s. 49.110 Tamże, s. 52.111 Tamże, s. 49.
strona 72
jaką skazywali Żydzi swoich ekspediowanych do Rosji polskich sąsiadów ( vide - opowieść Michela Mielnickiego).
Józef Czapski zanotował: "Pewnego dnia nie wyprowadzili nas na zewnątrz i chleb rozdawali w baraku (...). W przejściu na ziemi leżał nagi więzień, konał. Już był do naga ograbiony przez kolegów, oczy miał zamknięte (...). Ktoś z eskorty powiedział: 'Dla niego niepotrzebny chleb, on i tak zdechnie' i widocznie zawahał się przez sekundę, komu ten chleb oddać. Kilkunastu więźniów rzuciło się błyskawicznie ku temu kawałkowi chleba, depcząc, tratując w straszny sposób konającego (...).
O wodę toczyła się stale walka, głównie chorzy jęczeli o wodę. Błagali. Oddawali za nią swój chleb. Radziliśmy sobie w ten sposób, że w czasie porannych porządków (wyprowadzano nas wtedy i wynoszono trupy) zbieraliśmy śnieg w szmaty i jedliśmy ten śnieg w baraku (...).
Były wówczas silne mrozy; jednego dnia wychodząc na podwórze zwróciłem uwagę na dziwne pnie drzew przy domu (...). Podeszłem bliżej. To wcale nie były konary, to były zamarznięte członki nagich trupów ludzkich, które tak sterczały ze śniegu. Konwojenci chwytali je za nogi, ciągnęli przez śnieg i rzucali do w pobliżu nas znajdującej się jamy. Od tego czasu szukaliśmy śniegu na innym miejscu, a nie tam, gdzie rzucano trupy. Co noc słyszeliśmy charczenie słabszych lub konających, duszonych przez sąsiadów, którzy zdzierali z umarłych ubranie, sprzedając je za chleb"' 112
Gustaw Herling-Grudziński napisał: "Pierwsze oznaki wielkiego głodu pojawiły się z końcem zimy 1941 roku, a na wiosnę już cały obóz zmartwiał i przyczaił się w oczekiwaniu decydującego ciosu (...). Brygady wracały z pracy powolniejszym krokiem, wieczorem ledwie się można było przepchnąć na ścieżkach w żonie przez grupki błądzących po omacku 'kurzych ślepców', w poczekalni lazaretu czekały - przygotowane już zawczasu na oględziny lekarskie - spuchnięte kłody obnażonych nóg pokryte ropiejącymi ranami szkorbutu (...). Głód nie kończy swego władania w nocy, przeciwnie, niewidzialnym swym orężem atakuje skryciej i celniej. Jeden jedyny Iganow, stary Rosjanin z brygady ciesielskiej, modlił się do późnej nocy, ukrywszy twarz w dłoniach. Reszta spała w martwej ciszy baraku gorączkowym snem agOrlikowa, zabierając z sobą tylko trochę ubrania".
"Zauważmy-komentuje prof. Strzembosz -sąsiadka-Żydówka wie, kto jest na liście do wywózki, a wszak była to najściślej strzeżona tajemnica".
Co było dalej?
Kazimierz Sokołowski (relacja nr 1559): "Utworzyły władze sowieckie milicję, przeważnie z Żydów komunistów, rozpoczęły się aresztowania
113 G. Herling-Grudziński, Inny świat, op. cit., s. 106-107.
strona 74
gospodarzy i robotników, na których milicja naskarżyła. Na ludność nałożyli wysokie podatki, na kościoły nałożyli podatki i aresztowali księdza. Rozpoczęły się masowe rewizje u ludzi nieprzychylnych, wrogów ludu (...). Miejscowa ludność przeważnie w większości odmówiła się od głosowania (22.10.1939 roku -T. S.). Przez cały dzień milicja przemocą sprowadzała pod karabinami do lokalu wyborczego. Chorych przemocą przywożono do głosowania. Niedługo po wyborach urządzili nocą obławę i aresztowali całe rodziny i wywieźli do ZSRR".
Józef Karwowski (relacja nr 2589): "W październiku 1939 r. NKWD zarządziło zebrania i mityngi przedwyborcze. Na te zebrania NKWD i milicja przymusowo ludzi wyganiała. Kto się tylko sprzeciwiał, natychmiast został aresztowany i od tego czasu zginął bezpowrotnie".
Józef Makowski (relacja nr 2545): "Aresztowali, wiązali ręce, wrzucali do piwnic i chlewów, głodzili, nie dawali wody do picia, bestjalsko bili i w ten sposób zmuszali do przyznania się do winy należenia do organizacji polskich. Ja sam byłem zbity do utraty przytomności podczas badania przez NKWD w Jedwabnem, Łomży i Mińsku".
Józef Rybicki (relacja nr 8356): "Rewizje odbywały się u zamożniejszych gospodarzy, zabierali meble, ubrania i rzeczy wartościowe, a po kilku dniach w nocy ich aresztowali. Na zebrania zabierali siłą -opornych uznawali za tzw. wreditiela, aresztowali. Sołtys robił spisy chodząc po mieszkaniach i spisując wiele osób i rocznik. Komisja składała się z wojskowych i żydów i tamtejszych komunistów. Kandydatów do zgromadzenia narzucali z góry, byli to żydzi, przybyli z ZSRR i tamtejsi komuniści " 114
Podobny styl bycia obowiązywał nie tylko w Jedwabnem, ale i w okolicach. Oto relacja Antoniego Bledziewskiego ze wsi Makowskie: "Przed każdem aresztowaniem, które były wyłącznie nocą, przyjeżdżało kilku 'bojców' i miejscowa milicja, składająca się przeważnie z naszych żydków, otaczała dom aresztowanego, kilku wchodziło do mieszkania, aresztowanemu każą położyć się na podłogę; jeden przykłada broń do głowy, reszta natomiast przeprowadza szczegółowa rewizję" 115
I to też, panie profesorze Gross, byli sąsiedzi!!!
114 T. Strzembosz, op. cit. 115 L. Kalewski, Opowieści niesamowite (2), "Nasza Polska", 19 grudnia 2000 r.
strona 75
Ciekawych rzeczy dowiedział się również prof. Strzembosz z korespondencji, jaką prowadził na temat stacjonującego opodal Jedwabnego na Uroczysku Kobielne i zdradzonego w końcu oddziału partyzantów polskich, którzy ulegli w walce z przeważającymi siłami NKWD.
Jerzy Tamacki, partyzant z Kobielnego, w liście z 24.10.1991 roku napisał: "Po mnie i mojego brata rodzonego Antka przybył patrol złożony z Polaka ob. Kurpiowski i Żyd o nazwisku Czapnik. Podczas aresztowania udało się nam zbiec z własnego podwórka. Ja zacząłem się ukrywać we wsi Kajtanowo (Kajetanowo - T. S.) u kolegi Mierzejewskiego Wacława. Od niego dowiedziałem się, że istnieje oddział partyzantki Polskiej za rzeką Biebrzą. Ukrywałem się od stycznia do połowy kwietnia 1940 roku".
Stefan Boczkowski z Jedwabnego w liście z 14.01.1995 r. zauważa:
"Miejscowi Żydzi w Jedwabnem pozakładali na rękawy czerwone opaski i pomagali milicjantom w aresztowaniu 'wrogów ludu', 'szpiegów' itp."
Dr med. Kazimierz Odyniec, syn sierż. Antoniego Odyńca, poległego w boju pod Kobielnem 23,06.1940 roku, w liście z 20.06.1991 r. napisał:
"Pod koniec kwietnia 1940 r. przyszedł do naszego mieszkania w mundurze milicjanta rosyjskiego miejscowy Żyd i kazał zameldować się Ojcu w NKWD (...). Jak się później okazało. Ojciec nie poszedł na NKWD. Następnego dnia NKWD aresztowało Matkę, domagając się, aby powiedziała, gdzie ukrył się Ojciec". Dr Odyniec, w liście napisanym do mnie już po ogłoszeniu książki Jana Grossa, stwierdził: "Gross podkreśla okrucieństwo strony polskiej, nie mówiąc nic o zachowaniu się znacznej grupy Żydów, którzy poszli na jawną współpracę z Sowietami i to oni stali się tymi ludźmi, którzy wskazywali Sowietom tych Polaków, których należy aresztować czy deportować (...). Pamiętam także, że trupy polskich partyzantów po walkach na Kobielnem transportował sąsiad mego wujka Władka Łojewskiego Żyd Całko" (list z 25.10.2000 r.).
Roman Sadowski, oficer AK, mąż Haliny, siostry Kazimierza Odyńca, wywiezionej 20.06.1941 roku w głąb ZSRR, tak napisał do mnie 10.11. 2000 r.: "W czasie okupacji sowieckiej Żydzi byli 'władcami' tych terenów. Całkowicie współpracowali z władzami sowieckimi. Według relacji kuzynów mojej żony, to Żydzi wspólnie z NKWD ustalali listy do internowania (wywiezienia)" 116
116 Tamże.
strona 76
Przekonania Grossa o okrutnym losie, jaki spotkał Żydów pod okupacją sowiecką, nie podziela dr Adam Cyra. Mając na myśli Jedwabne w tamtym czasie pisze: "Powszechnie panował ogólny strach przed zesłaniem. Żadnego Żyda jednak na Syberię nie wywieziono" 117
"Jak widać - sumuje kwestię prof. Strzembosz - mimo że nie prowadziłem systematycznej i odpowiednio wczesnej kwerendy dokumentacji, związanej z postawą Żydów z Jedwabnego i okolic, zebrało się sporo świadectw, spontanicznych i niewywoływanych. Nie mogę więc twierdzić, jak to czyni Gross, że 'napotkałem tylko jedną relację mówiącą konkretnie o przywitaniu Sowietów w miasteczku we wrześniu 1939 roku' jak wiemy był to moment, w którym utrwaliła się dla wielu Polaków pamięć o nielojalności Żydów - a i na niej nie bardzo można polegać, bo została spisana przeszło pięćdziesiąt lat po omawianych wydarzeniach" 118
Po pierwsze: historyk z prawdziwego zdarzenia nie napotyka relacji, lecz ich poszukuje. Tego typu stwierdzenie Grossa wydaje się wszak o tyle zrozumiałe, iż nie jest on historykiem lecz selekcjonującym i naginającym fakty do swoich tez propagandystą. Po drugie: źródłem pamięci o nielojalności -co za eufemizm! -Żydów wobec swoich polskich sąsiadów nie jest owa najwyraźniej wymyślona na potrzeby Grossa scenka powitania czerwonej sotni w miasteczku Jedwabne (wyobraźmy sobie tego jedynego Żyda z Żydówką i dwie rodziny polskich komunistów za jednym stołem pod czerwoną płachtą tudzież towarzyszącą im czeredę z...
luk.rus