OJCIEC KOŚCIOŁA ŚWIĘTY WINCENTY Z Wincenty z Lerynu Commonitoriium w obronie wiary katolickiej.RTF

(115 KB) Pobierz

Przełożył Jan Stahr

Seria “Ojcowie Kościoła”. Za zezwoleniem władzy duchownej. Poznań 1928

Wydanie drugie, Reprint, Komorów 1998, Wydawnictwo Antyk Marcin Dybowski

OJCIEC KOŚCIOŁA ŚWIĘTY WINCENTY Z LERYNU

COMMONITORIUM

W OBRONIE WIARY KATOLICKIEJ

PRZECIW BEZBOŻNYM NOWOŚCIOM WSZYSTKICH ODSZCZEPIEŃCÓW

Początek rozprawy Pielgrzyma w obronie starożytności i powszechności wiary katolickiej przeciw bezbożnym

nowościom wszystkich odszczepieńców.

Przedmowa

I.

Ponieważ Pismo św. mówi i upomina: "Spytaj ojców twoich, a powiedzą ci, starszych twoich, a oznajmią ci"; a gdzie indziej: "Nakłoń ucha twego ku słowom mędrców"; to znowu: "Synu mój, mów tych nie zapominaj, a słowa moje niech chowa serce twe", - przeto ja, Pielgrzym, najniższy ze wszystkich sług Bożych, myślę, że z pomocą Bożą nie najmniejszy z tego będzie pożytek, jeśli na piśmie utrwalę to wszystko, com wiernie od świętych ojców przejął. Dla mnie przynajmniej samego jest to aż nadto potrzebne: będę miał choć coś pod ręką, w czym bym się ustawicznie rozczytywał i słabą pamięć odświeżał. Ochoty do tego przedsięwzięcia dodaje mi jednak nie tylko jego pożyteczność, lecz także wzgląd na czas i na dogodne miejsce pobytu. Czas pobudza mnie dlatego, bo jak on wszystko, co ludzkie, porywa, tak i my wzajem powinniśmy wydrzeć mu coś dla żywota wiecznego, zwłaszcza, że straszliwe oczekiwanie zbliżającego się sądu bożego domaga się spotęgowania

żarliwości religijnej, a chytrość nowych odszczepieńców zaleca wielką troskliwość i czujność. Zachęca mnie i miejsce pobytu: uciekłem bowiem przed zgiełkiem miast do ustronnej wioseczki, w której zamieszkuję zaciszną celkę klasztorną; a tu zdala od wszelkiego rozproszenia dokonać się może to, o czym śpiewa psalm:

"Spocznijcie i zobaczcie, żem ja jest Pan." Lecz i wytyczna mojego życia zbiega się z tym. Przez dość długi czas unosił mnie wir rożnych bolesnych walk światowych, w końcu zawinąłem z natchnienia Chrystusa do najpewniejszej zawsze dla każdego przystani religii, by tu się wyzbyć próżności i pychy, by przebłagać Boga ofiarą chrześcijańskiej pokory i uniknąć nie tylko rozbicia w życiu doczesnym, lecz także pożarów życia przyszłego.

 

Zatem przystąpię już w imię Boże do rzeczy: przedstawię przez przodków nam przekazane i powierzone prawdy raczej z wiernością sprawozdawcy, niż z samodzielnością oryginalnego pisarza; trzymać się zaś będę przy pisaniu tej zasady, żeby nie poruszać wszystkiego, lecz tylko co najważniejsze, i to stylem nie tyle ozdobnym i

ścisłym, ile przystępnym i potocznym; potrącę raczej o wiele rzeczy, niż je rozwinę. Niech piszą wykwintnie i dokładnie ci, których do takiego zadania skłania nakaz obowiązku albo ufność w siły twórcze. Mnie to wystarczy, jeśli dla wsparcia swojej pamięci, a raczej jej słabości, sporządzę sobie pamiętnik, który będę się starał z pomocą Pańską w miarę przypominania tego, czegom się nauczył, zwolna, stopniowo poprawiać i uzupełniać. Zaznaczam to z góry dlatego, by jeśli przypadkiem pamiętnik ten wymknie mi się i wpadnie do rąk świętych - by porywczo nie ganili w nim tego, co jeszcze nie uległo zamierzonemu wygładzeniu.

 

II.

(1) Otóż często usilnie i z ogromnym przejęciem wywiadywałem się u wielu świętością i wiedzą jaśniejących mężów, jakim to sposobem, posługując się jakąś pewną, a przy tym ogólną i prawidłową metodą, odróżnić mógłbym prawdę wiary katolickiej od błędów przewrotnych herezji. Na to zawsze, od wszystkich prawie taką otrzymywałem odpowiedź, że czy to ja czy kto inny zechce wyłowić oszustwa pojawiających się na widowni heretyków, nie wpaść w ich sidła i zdrowo, niewzruszenie wytrwać w zdrowej wierze, ten musi dwojakim sposobem wiarę swoją z pomocą Bożą ubezpieczyć: po pierwsze powagą Prawa Bożego, po drugie podaniem Kościoła katolickiego. (2) Tu mógłby zapytać ktoś: Jak to, jeżeli kanon Pisma świętego jest doskonały i pod każdym względem aż nadto sobie wystarcza, to po cóż jeszcze dołączać do niego powagę kościelnego rozumienia? Otóż dlatego, że Pismo święte, wskutek właściwej mu głębi, nie wszyscy w jednym i tym samym znaczeniu przyjmują, lecz ten tak, a ów inaczej jego zwroty wykłada, tak że na pozór niemal ilu ludzi, tyle pojmowań z niego wysnuć można. Boć inaczej je Nowacjan, inaczej Sabeliusz, inaczej Donat wyłuszcza; inaczej Ariusz, Eunomiusz, Macedoniusz; inaczej Fołtyn, Apolinarys, Pryscylian; inaczej Jowinian, Pelagiusz, Celestiusz; inaczej na koniec Nestoriusz. Wobec takiej ogromnej gmatwaniny błędów jest rzeczą wprost konieczną wytyczyć linię wykładu pism prorockich i apostolskich według prawidła kościelnego i katolickiego czucia. (3) W samym zaś znowu Kościele trzymać się trzeba silnie tego, w co wszędzie, w co zawsze. w co wszyscy wierzyli. To tylko bowiem jest prawdziwe i właściwie katolickie, jak to już wskazuje samo znaczenie tego wyrazu, odnoszące się we wszystkim do znamienia powszechności. A stanie się to wtedy dopiero, gdy podążymy za powszechnością, starożytnością i jednomyślnością. Podążymy zaś za powszechnością, jeżeli za prawdziwą uznamy tylko tę wiarę, którą cały Kościół na ziemi wyznaje; za starożytnością, jeżeli ani na krok nie odstąpimy od tego pojmowania, które wyraźnie podzielali święci przodkowie i ojcowie nasi; za jednomyślnością zaś wtedy, jeżeli w obrębie tej starożytności za swoje uznamy określenia i poglądy wszystkich lub prawie wszystkich kapłanów i nauczycieli.

III.

(4). Więc cóż ma uczynić chrześcijanin-katolik, jeśli jakąś cząsteczka Kościoła oderwie się od wspólności powszechnej wiary? Nic innego, jeno przełoży zdrowie całego ciała nad członek zakaźny i zepsuty. A jak ma postąpić, jeśliby jakaś nowa zaraza już nie cząstkę tylko, lecz cały naraz Kościół usiłowała zakazić? Wtedy całym sercem przylgnąć winien do starożytności: tej już chyba żadna nowość nie zdoła podstępnie podejść. Cóż zaś, jeśliby w obrębie dawności wyłowiono błąd dwóch czy trzech ludzi albo jednego miasta albo nawet jakiejś dzielnicy? Wtedy przede wszystkim starać się będzie nad zuchwalstwo czy nieświadomość kilku osób przełożyć powzięte w dawnych czasach postanowienia soboru powszechnego, jeśli takie istnieją. A jeśliby wypłynęła sprawa taka, co do której nic podobnego się nie znajdzie? Wtedy będzie się starał zebrać poglądy przodków i radzić się ich w tej mierze, rozumie się poglądy tych tylko przodków, którzy, choć żyli w rożnych miejscach i czasach, wytrwali jednak w społeczności i wierze jednego Kościoła powszechnego i okazali się przez to miarodajnymi nauczycielami; a to, co ci wszyscy jak jeden mąż - nie ten lub ów tylko - w jednym i tym samym duchu, otwarcie, często, wytrwale przyjmowali, pisali i uczyli - to niech uważa za niewątpliwy drogowskaz wiary.

 

IV.

Żeby jednak nasze słowa nabrały większej jasności, musimy je szczegółowo oświetlić przykładami i nieco szerzej rozwinąć. Przy nadmiernym bowiem dążeniu do treściwości mógłby wartki prąd wykładu porwać sprzed oczu rzeczy najważniejsze. (5) Gdy w czasach Donata, od którego wywodzą się donatyści, duża część Afryki rzuciła się w wiry jego błędu i niepomna chrześcijańskiej godności i wiary nad Chrystusowy Kościół przełożyła świętokradzkie zuchwalstwo jednego człowieka, wtedy ci Afrykańczycy, którzy pogardzili haniebnym odszczepieństwem i przyłączyli się do zespołu kościołów świata, ci jedynie ze wszystkich zdołali się ocalić w przybytkach wiary katolickiej. Zostawili oni potomności zaprawdę wyborny przykład, jak to w przyszłości inni

mają rozsądnie więcej sobie ważyć zdrowie ogółu, niż obłęd jednego lub tylko niewielu ludzi. (6) Podobnie gdy trucizna ariańska zakaziła już nie cząstkę jakąś tylko, lecz prawie cały świat, gdy w błąd wprowadzono to przemocą, to podstępem wszystkich prawie biskupów łacińskiego świata i jakaś mgła osiadła na sercach, że nie wiedziano za kim w tym zamęcie pójść, wtedy każdego prawdziwego miłośnika i czciciela Chrystusa, który przełożył starą wiarę nad nowe błędnowierstwo, całkowicie ominęła ta zaraza. Niebezpieczeństwo owych czasów wskazuje dowodnie, jakie to klęski ściąga wprowadzenie nowego dogmatu. Wszak wtedy nie tylko małe, lecz i największe rzeczy się zachwiały. Nie tylko węzły pokrewieństwa, powinowactwa, przyjaźni, związkirodzinne się rwały, ale i miasta, ludy, dzielnice, narody, słowem całe państwo rzymskie zostało wstrząśnięte i z posad wypchnięte. Bo gdy ta bezbożna nowinka ariańska, jakby jakaś okrutna jędza, spętawszy nasamprzód samego cesarza, usidliła nowymi prawami najwyższych dostojników dworu - nie przestawała już odtąd wichrzyć i mącić  szystkiego: spraw prywatnych i państwowych, świętych i świeckich, za nic mieć prawdę i dobro i jakby z wyższego miejsca w upatrzone ofiary mierzyć. Wtedy to znieważano małżonki, lżono wdowy, hańbiono dziewice, burzono klasztory, rozpędzano kleryków, chłostano lewitów, wleczono na wygnanie duchownych; zapełniły się świętymi kaźnie, wiezienia i kopalnie. Olbrzymia ich część, nie wpuszczana do miast, tułając się bezdomnie wśród pustyń, jaskiń, skał, wśród dzikich zwierząt zmarniała z nagości, głodu i pragnienia. A cały ten bezmiar nędzy z jednego źródła płynie! Stąd, że się wprowadza ludzkie zabobony na miejsce niebieskiego dogmatu, podważa dobrze uzasadnioną starożytność zbrodniczą nowością, narusza postanowienia przeszłych pokoleń, zrywa z uchwałami ojców, niweczy określenia przodków - że owa bezbożna i namiętna gonitwa za nowinkami nie chce się liczyć z nietykalnymi granicami świętej i nieskażonej dawności.

 

V.

 

(7) Ale może zmyślamy to wszystko z odrazy do tego, co nowe, a upodobania do tego, co dawne? Kto to

przypuszcza, niechże przynajmniej uwierzy błogosławionemu Ambrożemu. W drugiej księdze dzieła, zwróconego do cesarza Gracjana, ubolewa on nad tymi smutnymi czasami w tych słowach: "Już dosyć, Boże wszechmocny, odpokutowaliśmy upadkiem naszym i naszą krwią za rzezie wyznawców, wygnania kapłanów, za ten ogrom niegodziwej bezbożności. Już dosyć zajaśniała prawda, że kto wiarę narusza, ten bezpieczeństwo traci." Potem w trzeciej księdze tego dzieła tak pisze: "Trzymajmy się wskazań naszych przodków i nie naruszajmy w dzikim zuchwalstwie odziedziczonych pieczęci. Owej zapieczętowanej księgi prorockiej nie ośmielili się otworzyć ani starsi, ani moce, ani aniołowie, ani archaniołowie: jedynie Chrystusowi zastrzeżone jest wyłączne prawo rozwinięcia jej. Któż z nas odważyłby się rozpieczętować księgę kapłańską, przypieczętowaną przez wyznawców i poświęconą męczeństwem już tylu? Ci, których zniewolono do

rozpieczętowania jej, potem potępili ten podstęp i zapieczętowali ją z powrotem - a ci, którzy nie ważyli się jej tknąć, stali się wyznawcami i męczennikami. Jakbyśmy mogli wyprzeć się wiary tych, których zwycięstwo wysławiamy?" Prawda, wysławiamy też głośno to zwycięstwo, błogosławiony Ambroży, i serdecznie podziwiamy! Musiałby to być człowiek bez ducha, który by nie pragnął - nie mogąc już dorównać -

przynajmniej podążać za tymi, których od obrony wiary przodków żadna moc nie odwiodła: ni groźby ni

prośby, ni życie ni śmierć, ni dwór ni dworzanie, ni cesarz ni jego władza, ni ludzie ni czart; których Pan za

wytrwanie przy dawnej wierze uznał za godnych niezwykłego odznaczenia: przez nich dźwigał obalone

kościoły, ożywiał ludy wygasłe duchowo, kapłanów z powrotem wieńczył, a niegodziwe, pełne bezbożnych

nowinek pisma, a raczej piśmidła zatopił w strumieniach gorących łez, zesłanych z nieba na biskupów; przez nich wreszcie prawie cały świat, wstrząśnięty nagłą herezji nawałnicą wywiódł z nowej niewiary do dawnej wiary, z szału nowinek do dawnego zdrowia, z nowego zaślepienia do dawnego światła. (8) A na tej wprost boskiej dzielności wyznawców to jest najwięcej godne uwagi, że oni wtedy nie za cząstkę jakąś w obrębie dawnego Kościoła, lecz za całą powszechność tak mężnie się zastawiali. Nie godziło się bowiem, by mężowie tej

miary z takim sił napięciem bronili błędnych i sprzecznych pomysłów jednego lub dwóch ludzi i bojowali o ciasne poglądziki jakiegoś zapadłego kąta. Nie! Trzymali się oni ściśle postanowień i określeń wszystkich kapłanów świętego Kościoła, spadkobierców apostolskiej i katolickiej prawdy, i woleli siebie samych raczej poświęcić, niż wiarę starożytnej powszechności. Dlatego zasłużyli na taką chwałę, że zupełnie słusznie uchodzą nie tylko za wyznawców, lecz także za książąt wyznawców.

 

VI.

 

Wspaniały, wprost boski jest przykład owych błogosławionych. Wszyscy prawdziwi katolicy powinni go ustawicznie przed oczyma mieć i rozpamiętywać. Ci błogosławieni, promieniując na kształt siedmioramiennego świecznika siedmiorakim światłem Ducha Świętego, dali potomnym przejasny wzór, w jaki to sposób należy na przyszłość wśród czczego rozgwaru błędów powagą świętej dawności tępić zuchwałe, bezbożne nowinki. (9)

Nie ma w tym zresztą nic nowego. Zawsze bowiem w Kościele ten zwyczaj panował, że im kto był

bogobojnieszy, tym bardziej stanowczo przeciwstawiał się nowym wymysłom. Przykładów na to wszędzie

mnóstwo. Dla krótkości podam tylko jeden, i to z dziejów Stolicy Apostolskiej, aby wszyscy z bezwzględną jasnością poznali, z jaką siłą, z jakim zapałem i z jakim wysiłkiem błogosławieni następcy świętych apostołów bronili zawsze nietykalności raz przyjętej wiary. Dawno już temu czcigodnej pamięci Agrypin, biskup kartagiński, pierwszy z ludzi wbrew Pismu świętemu, wbrew zapatrywaniom wszystkich kapłanów i postanowieniom przodków zalecał powtarzanie chrztu. Ten błąd wiele złego nawarzył; nie tylko wszystkim heretykom dał przykład świętokradztwa, lecz i niektórym katolikom sposobność do błędu. Więc gdy wszyscy

krzyk zewsząd podnieśli przeciw tej nowości, gdy wszyscy kapłani w miarę swej gorliwości jej się opierali - wtedy błogosławionej pamięci papież Stefan, zasiadający na Stolicy Apostolskiej, przeciwstawił się temu, co prawda wraz z wszystkimi współtowarzyszami, ale na ich czele. Czuł, jak sądzę, że winien o tyle wszystkich przewyższać poświęceniem się sprawie wiary, o ile górował nad nimi powagą stanowiska. W liście, który wtedy do Afryki wysłał, rzucił to święte hasło: "Nic nowego nie wprowadzać; zachować to, co przekazane!" Wiedział ten święty i mądry mąż, że prawdziwa pobożność uznaje tylko jedno: przelewanie całej prawdy na synów z taką samą wiernością, z jaką się ją przyjęło; - że nie nam wodzić religię, dokąd chcemy, lecz raczej iść za nią, dokąd prowadzi: - że jest znamieniem chrześcijańskiej skromności i rozwagi nie swoje pomysły podawać potomnym, tylko zachowywać prawdy, przejęte od przodków. Jakie było wówczas rozwiązanie tej całej sprawy? Takie, jakie

w podobnych wypadkach zawsze następuje: zatrzymano dawne poglądy, nowości zarzucono. (10) Ale może tak się stało dlatego, że rzeczników zabrakło temu nowemu wynalazkowi? Owszem, miał on za sobą takie siły ducha, takie potoki wymowy, taką liczbę obrońców, takie prawdopodobieństwo, tak liczne orzeczenia Prawa Bożego, ale w całkiem nowy i błędny sposób pojęte, że całe to sprzysiężenie nie dałoby się chyba w żaden sposób rozbić, gdyby go przyczyna tego olbrzymiego wysiłku, owa nowa wiara, którą przyjmowano, broniono, chwalono, nie była sama zawiodła i zdradziła. A jakież były skutki soboru afrykańskiego i jego orzeczenia? Z łaski bożej - żadne; wszystko jak marzenia, jak puste bajki odrzucono z pogardą. (11) A obrót sprawy jakiż dziwny! Twórców tego poglądu uznano za katolików, a zwolenników za heretyków; mistrzów uniewinniono, a uczniów potępiono; autorowie ksiąg będą synami Królestwa, a obrońców tych pism - gehenna pochłonie! Bo chyba nie znajdzie się nikt tak nierozumny, żeby wątpił w to, że błogosławiony Cyprian, ta chluba wszystkich

biskupów i męczenników, będzie z towarzyszami swoimi na wieki królował z Chrystusem; a nie znajdzie się również nikt tak bezbożny, żeby przeczył, iż donatyści i wszyscy inni gorszyciele, którzy chełpią się, że za powagą owego soboru chrzty powtarzają, z diabłem wiecznie gorzeć będą.

 

VII.

 

Zdaje mi się, że wyrok ten wydał Bóg głównie ze względu na chytrość tych, którzy, kując pod cudzym imieniem herezje, czepiają się nieco zawiłych pism dawnych pisarzy, dzięki mglistej treści na pozór zgodnych z ich poglądami, aby tylko wywołać wrażenie, że nie pierwsi i nie odosobnieni głoszą swoje pomysły. Niegodziwość tych ludzi na dwukrotne zasługuje potępienie: raz za to, że nie boją się trucizną herezji innych częstować, po drugie za to, że pamięć któregoś ze świętych mężów niby przygasły popiół plugawą ręką rozgrzebują i to, co miało być milczeniem pokryte, wywlekają i rozgłaszają. Idą oni zupełnie ścieżkami swego praojca Chama, który

nie tylko nie nakrył nagości czcigodnego Noego, ale jeszcze na pośmiewisko innym pokazał. Za tę obrazę czci

rodzica na taką zasłużył niełaskę, iż i na potomstwo jego przeszła klątwa jego grzechu. Jakże inaczej postąpili jego błogosławieni bracia! Nie chcieli oni nagości czcigodnego ojca ani sami spojrzeniem znieważyć, ani innych do tego dopuścić: ale odwróciwszy oczy, jak napisano, nakryli go. Przez to upadku tego świętego męża ani nie pochwalili, ani nie rozgłosili, i dlatego na potomkach ich spoczęło błogosławieństwo. Lecz wróćmy do naszego przedmiotu. (12) Z wielkim więc lękiem wystrzegajmy się grzechu zmiany wiary i naruszenia jej treści,

od czego nas odstrasza nie tylko surowość kościelnych zarządzeń, lecz także poważne upomnienie apostoła.

Wiedzą to wszyscy, ja poważnie, jak surowo i stanowczo błogosławiony apostoł Paweł uderza na niektórych, co z dziwną lekkomyślnością dali się zbyt rychło odciągnąć od tego, który ich powołał do łaski Chrystusowej, do innej ewangelii, chociaż nie ma innej; którzy nagromadzili sobie nauczycieli według swoich zachcianek, którzy słuch odwrócili od prawdy, a zwrócili się do bajek; i tak ściągnęli na siebie potępienie, bo pierwszą wiarę złamali. Zwiedli ich ci, o których ten sam Apostoł pisze do rzymskich braci: "Proszę was zaś, bracia, byście baczyli na tych, którzy powodują spory i zgorszenia przeciw nauce, którą poznaliście; strońcie od nich; tacy bowiem nie służą Chrystusowi Panu, lecz swemu brzuchowi, a słodkimi słówkami i przymilaniem się uwodzą serca niewinnych. Wciskają się oni do domów i usidlają kobietki, obciążone grzechami, unoszone różnymi

namiętnościami; uczą się ciągle, a do poznania prawdy nigdy nie dochodzą. To puści gadatliwcy i wodziciele,

którzy całe domy wywracają, ucząc niegodziwych rzeczy dla szpetnego zysku. To ludzie duchowo skażeni, od wiary odpadli; pyszni, a nic nie rozumiejący, chorujący na dociekania i walki na słowa; pozbawieni prawdy sądzą oni, że pobożność jest źródłem zysków. Przy tym też są bezczynni, uczą się włóczyć po domach. Ale nie tylko bezczynni, lecz gadatliwi i ciekawi, mówiący rzeczy nieprzystojne; postradali oni dobre sumienie i w wierze się potknęli; ich bezecna, czcza gadanina przyczynia się wielce do bezbożności, a mowa ich jak rak się szerzy." Dobrze również o nich napisano: "Ale powodzenia mieć nie będą; nierozum ich wszystkim się ukaże, jak i z tamtymi było."

 

VIII.

 

Pewnego razu ludzie tacy, kupcząc błędami po prowincjach i miastach, dostali się także do Galatów. Pod ich wpływem Galatowie, obrzydziwszy sobie prawdę, zaczęli wymiotować (revomentes) mannę apostolskiej i katolickiej nauki, a rozlubowali się w plugawych nowinkach heretyków. Wtedy to tak się święty Paweł uniósł w poczuciu swojej władzy apostolskiej, że z największą surowością oświadczył: "Nawet chociażby my lub anioł z nieba głosił wam inną Ewangelię, niż którą ogłosiliśmy wam, niech będzie wyklęty." Dlaczego mówi "chociażby

my", a nie raczej: "chociażbym ja"? Bo chce powiedzieć: Chociażby Piotr, chociażby Andrzej, chociażby Jan, chociażby w końcu cały apostołów chór głosił wam inną Ewangelię, niż którą ogłosiliśmy wam, niech będzie wyklęty. Co za straszna surowość! By zagrzać do wytrwania w pierwszej wierze, nie oszczędza ni siebie, ni innych współapostołów! Nie dosyć tego! "Chociażby, rzecze, anioł z nieba głosił wam inną Ewangelię, niż którą ogłosiliśmy wam, niech będzie wyklęty." Nie zadowolił się dla ochrony raz przekazanej wiary wymienieniem istności ludzkiej, musiał on i dostojnych aniołów włączyć. "Chociażby, rzecze, anioł z nieba..." Nie dlatego, jakoby święci i niebiescy aniołowie grzeszyć mogli. Chce on powiedzieć: Choćby się stało to, co się stać nie

może, choćby nie wiem kto odważył się zmieniać raz przekazaną wiarę, niech będzie wyklęty. (13) A może te słowa niebacznie wyrzekł, może je wyrzucił raczej w ludzkiej popędliwości, niż w Bożym natchnieniu? Nie! W dalszym ciągu tę samą myśl wyraża z ogromnym naciskiem, znamionującym powtórzone zwroty: “Jakeśmy przedtem powiedzieli, tak i teraz powtórnie mówię: jeśliby wam ktoś inną Ewangelię głosił, niż którą przyjęliście, niech będzie wyklęty”. Nie powiedział: jeśliby wam ktoś zwiastował co innego, niż coście przyjęli, niech będzie

błogosławiony, chwalony i przyjęty, lecz wyraźnie: wyklęty, to jest: odosobniony, wyłączony, wykluczony, by jedna owca swym zgubnym wpływem nie zaraziła niewinnej owczarni Chrystusa.

 

IX.

 

A może tylko Galatom dano te nakazy? To, w takim razie także do nich tylko odnosiłyby się nakazy, o których wzmianka w dalszym ciągu listu; na przykład ten: "Jeśli żyjemy w duchu, postępujmy też w duchu. Nie bądźmy próżnej chwały, chciwi, nie drażnijmy się wzajem i nie zazdrośćmy sobie wzajem" i tym podobne. A ponieważ to niedorzeczność, bo te nakazy zwracają się jednako do wszystkich, więc z tego wniosek, że jak te przykazania moralne, tak też i owe przepisy, tyczące się wiary, wszystkich jednako obowiązują. Więc jak nie wolno wzajem się drażnić i wzajem zazdrościć, tak też nie wolno nikomu przyjmować nic poza tym, co zawsze głosi katolicki

Kościół. (14) A może tylko wtedy nakazywano wyklinać głosicieli innych nauk, niż które ogłoszono, a teraz już nie? W takim razie i to, co również tam święty Paweł powiada: "Mówię zaś: postępujcie w duchu; pożądliwościom ciała nie dogadzajcie - miało tylko wtedy moc nakazu, a dzisiaj już nie. Ale pogląd taki jest i bezbożny, i zgubny; zatem wynika z tego koniecznie, że jak przez wszystkie wieki przestrzegać należy tego nakazu moralnego, tak i tamten wyrok o nieodmienności wiary rowniez obowiązuje po wszystkie czasy. Nie godziło się więc nigdy chrześcijaninowi-katolikowi głosić czegoś poza przyjętą nauką, nie godzi się czynić tego

i dziś, a tak samo i w przyszłości; a potępiać tych, którzy głoszą inną naukę, niż raz otrzymaną, należało zawsze, należy i dziś, i w przyszłości.. Czy jest wobec tego ktoś tak zuchwały, by głosił co innego, niż co Kościół głosi,

ktoś tak lekkomyślny, by przyjmował inną naukę, niż otrzymaną z rąk Kościoła? Woła, powtarza wołanie, woła

do wszystkich, zawsze i wszędzie w swych listach to narzędzie wybrane, ten nauczyciel narodów, ten głos

apostołów, ten kaznodzieja świata, ten powiernik Nieba, by każdego głosiciela nowego dogmatu wyklęto. A przeciwnie żaby, jakieś bąki, jednodniowe muchy - to jest pelagianie - tak się do katolików odzywają: Za naszą powagą, za naszym przewodem, za naszym wykładem potępcie to, czegoście się dotąd trzymali, chwyćcie się tego, coście potępiali, porzućcie dawną wiarę, postanowienia ojców, prawdę przez przodków powierzoną, a przyjmijcie... cóż takiego? Strach wypowiedzieć, bo taka z tych rzeczy bije pycha, że ich nie tylko przyjmować, ale nawet zbijać nie można bez skalania się.

 

X.

 

(15) Ale powie ktoś: Dlaczego to często dopuszcza Bóg, że niektóre wybitne, w Kościele działające osobistości głoszą katolikom nowe rzeczy? Słuszne to jest pytanie, godne starannego i obszernego roztrząśnięcia. Odpowiedź należy jednak oprzeć nie na własnym dowcipie, lecz na powadze Prawa Bożego i wskazówkach nauczycielskiego urzędu Kościoła. Posłuchajmy świętego Mojżesza. Niech nas pouczy, dlaczego uczeni mężowie, których dla daru wiedzy prorokami nawet Apostoł nazywa, z dopustu Bożego szerzą nowe dogmaty, które Stary Zakon zwykł nazywać alegorycznie "bogami cudzymi", dlatego, bo heretycy podobnie swoje mniemania czczą, jak poganie swoje bóstwa. Pisze więc błogosławiony Mojżesz w Deuteronomium: "Jeśli wystąpi wśród ciebie prorok albo taki, któryby mówił, że miał sen proroczy...", to znaczy działający w Kościele

nauczyciel, który według przeświadczenia jego uczniów i słuchaczy naukę swą czerpie z jakiegoś objawienia; a dalej: “...i zapowiedziałby znak i cud, a stałoby się tak, jak powiedział.." Chodzi to naprawdę nie o byle jakiego nauczyciela, owszem o tak światłego, że wyda się zwolennikom swoim nie tylko znawcą rzeczy ludzkich, lecz i jasnowidzem nadludzkich, jakimi też według chwalby uczniów byli Walentyn, Donat, Fotyn, Apolinaris i tym podobni. A dalej? "I rzekłby ci: Pójdźmy, przystańmy do bogów obcych, których nie znasz, i służmy im..." Czymże są "obcy bogowie", jeśli nie cudzymi błędami, których nie znałeś, błędami nowymi i niesłyszanymi?; a

"służmy im" znaczy: wierzmy im i przystańmy do nich. A zakończenie jakie? "Nie usłuchasz słów owego

proroka albo marzyciela." A dlaczego, pytam, Bóg nie zabrania głosić tego, w co zabrania wierzyć? "Bo - rzecze -doświadcza was Pan Bóg wasz, aby jawne było, czy Go miłujecie czy nie, ze wszystkiego serca i ze wszystkiej duszy waszej." Przejasno wyłuszczono tu, z jakiej przyczyny niekiedy Opatrzność Boża niektórym kościelnym nauczycielom dozwala głosić nowe dogmaty: aby was, rzecze, doświadczył Bóg, Pan wasz. I rzeczywiście wielka to pokusa, gdy ten, którego uważasz za proroka, za ucznia proroków, za nauczyciela i rzecznika prawdy, którego najwyższym otaczasz uwielbieniem i miłością gdy ten nagle wprowadza ukradkiem szkodliwe błędy, a ty ich ani rychło wyłowić nie umiesz, bo tkwią w tobie przesądy czerpanej dotąd nauki, ani też z lekkim sercem potępić, bo nie dopuszcza przywiązanie do dawnego mistrza.

 

XI.

 

(16) Tu może będzie się ktoś domagał, żebym to, co stwierdzają słowa Mojżesza, unaocznił na przykładach z

dziejów Kościoła. Słuszne to żądanie; niepodobna go na później odsunąć. Więc żeby od najbliższych i

znanych rzeczy zacząć - małaż to była niedawno pokusa, kiedy ten nieszczęsny Nestoriusz, przedzierzgnąwszy się z owcy w wilka, począł szarpać owczarnię Chrystusa, a ci, których kąsał, mieli go jeszcze przeważnie za owcę i tym bardziej na kły jego byli narażeni? Bo któżby mógł przypuścić, że łatwo zbłądzi mąż, tak chlubnie wyrokiem władzy obrany, przez duchowieństwo z taką tęsknotą oczekiwany, cieszący się taką miłością świętych i wziętością u ludu; on, który codziennie wyłuszczał ludowi słowa Boże i zbijał wszystkie szkodliwe błędy żydów i pogan? Jak mógł nie wpoić w każdego tego przeświadczenia, że prawdy uczy, prawdę głosi, prawdą żyje on, co prześladował bluźnierstwa wszystkich herezji... niestety, aby wrota dla swojej otworzyć?

Otóż mamy tu to, co Mojżesz mówi: "Doświadcza was Pan Bóg wasz, czy go miłujecie, czy nie." Ale dajmy

pokój Nestoriuszowi; tego podziwiano więcej, niż zasłużył, sławiono ponad istotne znaczenie; tego w oczach tłumu wyolbrzymiła raczej ludzka łaska, niż boska. Zajmijmy się raczej tymi, którzy wyposażeni w liczne zalety i wielką dzielność, nabawili katolików niemałej pokusy. Tak miał Fotyn za naszych przodków kusić kościół w Sirmium, w Panonii: wśród ogromnej przychylności wszystkich wyniesiony tam na biskupstwo, przez jakiś czas piastował je w duchu katolickim, aż tu, jak ów zły prorok lub marzyciel, o którym mówi Mojżesz, począł powierzony sobie lud Boży namawiać, żeby poszedł za cudzymi bogami, to jest przyjął obce, nieznane mu dotąd błędy... Ale takie rzeczy bywają. Niebezpieczeństwo tkwiło w tym, że do tego niegodziwego celu służyły mu nieprzeciętne siły. Był to duch wybitny, w wiedzę zasobny, mocarz słowa; świetnie, poważnie rozprawiał i pisał w obu językach; dowodzą tego jego dzieła, napisane częścią po grecku, częścią po łacinie. Na szczęście

powierzone mu owieczki Chrystusowe, bardzo około wiary katolickiej czujne i ostrożne, przypomniały sobie

zawczasu przestrogi Mojżesza i mimo podziwu dla wymowy swego proroka i pasterza poznały się na pokusie. Przedtem szły za nim, jak owczarnia za barankiem, teraz zaczęły przed nim umykać, ja przed wilkiem. Nie tylko zresztą na przykładzie Fotyna, lecz i na Apolinarysie można poznać niebezpieczeństwo tej pokusy kościelnej i wziąć zachętę do troskliwszej ochrony wiary. Wtrącił on swoich słuchaczy w wielki zamęt i trudności: tu ciągnęła ich powaga Kościoła, tam przywiązanie do mistrza, i wahając się tak między jednym a drugim, nie umieli wyzwolić się z bezradności. A czy był to człowiek wart lekceważenia? Przeciwnie, bardzo wybitny, podbijający sobie niezmiernie szybko serca wszystkich! Któż go prześcignął bystrością, biegłością i wiedzą? Ile

herezji stłumił w licznych księgach, ile wrogich wierze błędów zbił, wskazuje to jego sławne...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin