24 grudzień.pdf KONKURS.pdf

(2056 KB) Pobierz
313260192 UNPDF
Nr 3 (98) grudzień 2009 r.
Życzenia dobrych ocen dla uczniów,
spełnienia marzeń wszystkim nauczycielom,
szczęścia w miłości wszystkim zakochanym...
i tym samotnym też,
zdrowia wszystkim chorym,
szczęścia zmartwionym, a dla wszystkich
przyjaźni, radości, magicznych świąt
i wszystkiego co tylko pragną ludzie.
redakcja
Gazeta zespołu szkół nr 2 w suwałkach
313260192.004.png
***
Kiedy jest nam szczególnie źle, kiedy chłód i zimno
sprawiają, że nie mamy ochoty nigdzie wychodzić, a
nuda staje szczególnie dokuczliwa, jest jeszcze jeden
ratunek. To lektura dobrego pisma.
Oddajemy w Wasze ręce nasz świąteczny numer. A
wraz z nim mnóstwo ciepła i serdeczności. Na kil-
kunastu stronach odnajdziecie nie tylko interesujące
teksty, ale przede wszystkim spotkacie się z ludźmi,
którzy pragną podzielić się swoimi przemyśleniami,
releksjami, wrażeniami. Sporo miejsca poświęci-
liśmy naszemu chórowi. Ale to zrozumiałe, dwu-
dziestolecie Cantyleny to święto całej społeczności
szkolnej. Udało się nam dotrzeć do pierwszych chó-
rzystek. Warto przeczytać ich wypowiedzi, z pewno-
ścią poczujecie nostalgię.
Czekając na Świętego Mikołaja, na wzruszające
chwile Wigilii i Bożego Narodzenia, a potem na Syl-
westra i Nowy Rok, nie zapominajcie o nas.
Zapraszamy do lektury oraz dzielenia się swoimi
przemyśleniami. Zostawiamy Wam wywiad z Panią
Anną Żuchowską oraz z Panem Andrzejem Tarasz-
kiewiczem, mnóstwo recenzji oraz innych propozy-
cji spędzenia czasu.
Zachęcamy do odwiedzania nas w Internecie oraz
do dyskusji na szkolnym forum (www.zs2.suwalki.
pl). Tam możecie nas o wszystko zapytać, zapropo-
nować ciekawe tematy lub zwyczajnie z nami poroz-
mawiać.
Grzegorz Kalejta
2
www.zs2.suwalki.pl
313260192.005.png 313260192.006.png
***
Moja przygoda z Cantyleną zaczęła się bardzo dawno
temu, i, szczerze mówiąc, nie do końca pamiętam, jak
to dokładnie wyglądało. Myślę, że to na lekcji muzy-
ki, po rozmowie z Panem Profesorem, zdecydowałam
się śpiewać w chórze. Z Panem Ołowiem znaliśmy się
wcześniej z Zespołu Pieśni i Tańca „Suwalszczyzna”
i nawet specjalnie mnie nie przesłuchiwał. Pamiętam
nasz pierwszy wyjazd do Bydgoszczy na przesłucha-
nia chórów a’ capella. Ogromne wrażenia, trema i.....
drugie miejsce - Srebrny kamerton. Potem to już tyl-
ko łzy szczęścia i wielka radość. To chyba były naj-
fajniejsze wspomnienia z początków Cantyleny. To
był czas, którego nie da się zapomnieć, wymazać. To
był czas, do którego zawsze będę wracać i który będę
miło wspominać. Nawetgdy teraz to piszę, mam małą
łezkę w oku, bo to moje dawne, młode i zwariowane
życie. Pan Profesor... można by długo. Ale w paru sło-
wach: kiedy pracowaliśmy, to wymagał i dyscypliny, i
powagi, ale był też czas na zabawę, śmiech i żart. Był
„super”, wspólnie osiągnęliśmy wiele (chór z Panem
Profesorem).
Życzę dalszych sukcesów całemu zespołowi Cantyle-
ny.
Serdecznie proszę o przekazanie pozdrowień Panu
Ignacemu.
chórze akademickim, ale to już nie był ten sam klimat,
co w chórze w „ogólniaku”. Serdeczne pozdrowienia
dla Pana Ignacego i życzenia powrotu do zdrowia. A
obecnym chórzystkom życzę samych wspaniałych
wspomnień ze śpiewania w Cantylenie.
Agnieszka (Bagan) Michalak - II sopran
***
Od czego się zaczęło? Hm... od „przesłuchania” na lek-
cji muzyki. Bardzo zależało mi na tym, by śpiewać w
chórze. Już wcześniej śpiewałam w chórze w szkole
podstawowej i chciałam kontynuować i rozwijać swoje
„hobby”.
Początki były trudne, nowe osoby, większe wyzwania,
pierwsze wyjazdy na regionalne konkursy. Wszystkim
nam bardzo zależało na tym, by śpiewać jak najlepiej,
by wyśpiewać zwycięstwo i chyba żadna z nas nie ża-
łuje czasu poswięconego na długie, ciężkie, czasem
monotonne próby.
Profesor Ołów jest największym „pasjonatą”, jakiego
znam. Właściwie to dzięki niemu chór istnieje, osią-
ga sukcesy. On to wszystko ciągnie i to on sprawia, że
młode adeptki z tak wielka chęcią dołączają do grona
solistek Cantyleny. Profesor to człowiek cierpliwy, wy-
rozumiały. Serdecznie go pozdrawiam.
Czy tęsknię za Cantyleną? Trudno nie tęsknić.
Magdalena Romanowicz
Marzena Stopa (Kozikowska)
***
Do chóru traiłam - w sumie - z dwóch powodów. Po
pierwsze, bo bardzo lubiłam śpiewać, a po drugie - ba-
łam się jak ognia Pana od muzyki, o którym krążyły
różne legendy, a chórzystki zawsze miały „5” z muzy-
ki. Przeszłam odpowiednie szkolenia i w końcu zosta-
łam oicjalną chórzystką, a wtedy już nie wyobrażałam
sobie życia bez chóru. To była niesamowita przygoda i
nie tylko ze względu na wyjazdy, ale również na naukę
śpiewu i samo śpiewanie. Po siedmiu latach nie pamię-
ta się już tych niemiłych zdarzeń... A może w ogóle ich
nie było? A Pan dyrygent? Zupełnie inny, niż na lekcji
muzyki w pierwszej klasie. Oczywiście nadal surowy
i wymagający, ale w zupełnie inny sposób. Pomagał
nam, bo przecież większość z nas nie czytała w ogó-
le nut! Nagrywał nam nuty każdego utworu rozbite na
głosy, a my potem uczyłyśmy się w domu. Mimo, iż
nie musiałyśmy należeć do chóru, każdą z nas aż cią-
gnęło na próby. Za naszej kadencji (1998-2002) Can-
tylena wyśpiewała 4 złote Kamertony w Bydgoszczy
- to niesamowite uczucie. Czy tęsknię za Cantyleną?
Oczywiście, że tak. Na studiach nadal śpiewałam w
***
Moja przygoda z chórem zaczęła się od lekcji wok-u w
I klasie liceum, gdy Pan Profesor zaproponował chęt-
nym osobom uczestnictwo w chórze. Pierwsze spo-
tkania chóru mnie ominęły. Po pewnym czasie jednak
odważyłam się pójść na pierwszą próbę, co było niesa-
mowicie stresujące. Początkowo było naprawdę cięż-
ko, gdyż musiałam się nauczyć na pamięć wszystkich
nut i utworów, a na każdej kolejnej próbie Pan Profe-
sor odpytywał wszystkie nowe dziewczyny z nabytej
wiedzy. Pan Profesor był doskonały w tym, co robił,
co najważniejsze, widać było, że chór jest jego wielką
pasją, którą umiał zarazić nas wszystkie. Po odejściu z
chóru, bardzo mi brakowało prób, spotkań i wspólnych
wyjazdów na konkursy. Jednak najwspanialszym wspo-
mnieniem związanym z tamtym etapem mojego życia,
było zdobywanie Złotych Kamertonów. Na 10-leciu
chóru Cantylena wróciły mi wszystkie wspomnienia,
wzruszyłam się bardzo i nie mogłam powstrzymać łez.
Szkoda mi najbardziej tego, że nie mogę już uczestni-
czyć w próbach chóru.
Paulina Krejpcio
3
www.zs2.suwalki.pl
313260192.007.png
***
Cieszę się, że zostałam poproszona o napisanie paru
wspomnień na temat chóru Cantylena. Mam nadzieję,
że będą chętnie czytane przez obecne chórzystki i utrzy-
mają je w przekonaniu, że chór profesora jest i będzie
czymś szczególnym w ich życiu.
Początki mojego śpiewania sięgają czasów pierwszych
klas podstawówki, gdzie uczestniczyłam w chórze dzie-
cięcym w kościele pod wezwaniem św. Aleksandra.
Ostatnie lata podstawówki spędziłam na rozwijaniu
swoich możliwości w Państwowej Szkole Muzycznej w
Suwałkach. Tam uczyłam się techniki śpiewu. Przy wy-
borze liceum nie brałam pod uwagę kontynuacji swojej
pasji. Na pierwszych zajęciach z muzyki profesor Ołów
wyraźnie dał do zrozumienia całej klasie, że jest osobą
stanowczą i trzymającą się swoich zasad. Ucieszyłam
się tym bardziej, że taka osoba zajmuje się dyrygowa-
niem chóru.
Na przesłuchanie przyszło wiele dziewczyn. Kil-
ka z nich od razu odpadło, inne wykruszyły się po paru
próbach. Dopiero po miesiącu widać było, iż zostały
najbardziej zagorzałe dziewczyny, którym nie zależy na
nagrodach, wycieczkach czy innych atrakcjach, które
daje śpiew w Cantylenie. Ale chcą tworzyć coś z pasją i
w grupie osób, którym zależy na wspólnym osiągnięciu
celu. Intensywne próby, bazujące na rozruszaniu prze-
pony czy buzi na początku były dla mnie śmieszne, np.
„zepnij pośladki, puść, zepnij pośladki, puść”. Dopiero
w późniejszym okresie zauważyłam efekty tych ćwi-
czeń, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Te ćwi-
czenia i częste trzy razy w tygodniu próby bazowały na
sile naszego głosu i wygranych w różnych konkursach.
Warto było ciężko pracować by doczekać się wygranej i
uśmiechu na twarzy profesora.
Profesor Ignacy Ołów nauczył mnie wielu zasad,
które pomagają mi po dziś dzień. A mianowicie, że war-
to robić to, co się kocha, nie patrząc na
innych, że należy przykładać się do każ-
dego zadania, by osiągnąć cel i co naj-
ważniejsze, że trzeba wierzyć w siebie i
znać swoją wartość. Nasz dyrygent był
surowym nauczycielem, co mi impono-
wało. Nauczył mnie techniki śpiewu jak
nikt przedtem, bo dzięki niemu rozwinę-
łam swój śpiew i zamiłowanie do niego.
Dzięki niemu nauka w liceum nie kojarzy
mi się z nudnymi lekcjami, ale z nieza-
pomnianymi wspomnieniami wspólnych
wygranych konkursów i wieloma osoba-
mi, które poznałam w chórze Cantylena
na koncertach w Polsce i zagranicą.
Szkoda, że tak fajne wspomnienia trwały zaledwie
cztery lata, a pamiętać je będę do końca życia.
Prosiłabym serdecznie pozdrowić profesora Ołowia i
zaproponować coroczną tradycję obchodzenia urodzin
chóru, by stare chórzystki mogły wymienić się wspo-
mnieniami z nowymi.
Anita Jarmołowicz
***
Wszystko zaczęło się w mojej pierwszej klasie gimna-
zjum, gdy dowiedziałam się o istnieniu chóru. Postano-
wiłam więc pójść i spróbować swoich sił. Po krótkim
przesłuchaniu otrzymałam możliwość śpiewania w al-
tach. Do dziś pamiętam ten dzień, jak mi się trzęsły ręce
podczas śpiewania.
Na początku musiałam się zaaklimatyzować - było
to utrudnione, bo oprócz mnie z gimnazjum śpiewała
jeszcze tylko jedna osoba. Po jakimś czasie się udało.
Powoli uczyłam się jak śpiewać przeponą i innych tego
typu rzeczy. Około rok później przyszedł czas na pierw-
szy wyjazd - niesamowite przeżycie. Pojechaliśmy na
przesłuchanie do Białegostoku i wtedy to po przejściu
eliminacji do Bydgoszczy po raz pierwszy miałam moż-
liwość zaśpiewać „Ignaś, niech żyje Ignaś, niech żyje
nam.” Zawsze można było liczyć na jego pomoc, nie
tylko w śpiewaniu. Przed koncertami próbował nas od-
stresowywać np. opowiadając kawały. Bo zawsze po
koncertach, nawet jak nie wypadły nam najlepiej, miał
dla nas miłe słowa i wspierał nas duchowo. Zawsze po
każdym utworze się uśmiechał, dzięki czemu nabiera-
łyśmy pewności siebie. Po 6 latach w chórze jest wiele
chwil, które mi zapadły w pamięci.
Pomimo, że jestem już w trzecim chórze, nadal tęsknię
za Cantyleną. Jest to moja „pierwsza miłość”, więc sen-
tyment pozostanie na zawsze. Podczas oglądania ilmu
na XX - leciu istnienia chóru pojawiła się też łezka.....
Asia Waszkiewicz
4
www.zs2.suwalki.pl
313260192.001.png 313260192.002.png
***
Moja przygoda z chórem zaczęła się już w szkole
podstawowej. Kiedy rozpoczęłam naukę w „naszym”
II LO od razu podjęłam próbę dostania się do tamtej-
szego chóru i po przesłuchaniu przez Pana Ignacego
Ołowia zostałam przyjęta do sopranów. To wówczas
chór ten przyjął nazwę Cantylena. Wtedy nie były-
śmy jeszcze tak znane jest obecnie. Z każdym półro-
czem słychać było efekty naszej pracy. Nasz dyrygent
zawsze miał wiele cierpliwości i wyrozumiałości.
Pierwszym dużym sukcesem było pokonanie w Olsz-
tynie chóru, który co roku był laureatem. Radość była
ogromna i nigdy już nie będą tak smakowały lody jak
wtedy kupione nam przez naszego kochanego dyry-
genta w nagrodę. Jednak dopiero przekonanie jury
w Bydgoszczy o wysokim poziomie przygotowania
naszych Cantylenek i zdobycie pierwszego kamerto-
na- srebrnego wywołało taką radośc, dumę i wzrusze-
nie, że nie da się tego opisać słowami. Płakałyśmy
wszystkie!!! Jednak nie było by wszystkich tych suk-
cesów wtedy i dziś, gdyby nie cierpliwość, wytrwa-
łość i pełne oddanie swojej pasji naszego opiekuna
- Pana Ignacego. Jest już niewielu takich ludzi jak on,
którym spełnienie i radość przynosi śpiew - niezwy-
kły, tajemniczy i żadne, nawet najpiękniej brzmiące
instrumenty świata go nie zastąpią.
Moja przygoda z Cantyleną zakończyła się wraz z
ukończeniem liceum w 1998 roku. Do dziś wspo-
mnienia są ciepłe i czasem pełne tęsknoty za minio-
nym czasem. Naprawdę warto poświęcić czas prób
dla tych koncertów i konkursów.
Z całą pewnością mogę powiedzieć w imieniu rów-
nież moich koleżanek, że jesteśmy z Was dumne, je-
steście naszymi godnymi następczyniami! Życzymy
naszemu dyrygentowi, aby Cantylena istniała „do
końca świata i o jeden dzień dłużej” .
Aneta Jasionowska
Pan Profesor był srogi albo tylko tak wygladał, bo w
głębi duszy to naprawdę super człowiek o niesamowi-
cie ciepłym usposobieniu. W IV klasie coś we mnie
pękło i coraz rzadziej chodziłam na próby, aż w końcu
przestałam w ogóle i profesor zdecydował, że lepiej
będzie, gdy odejdę skoro nie chodzę na próby. Potem
żałowalam tego bardzo. Po skończeniu liceum bar-
dzo często wracałam myslami do chóru ... otwierałam
segregator z nutami i potraiłam sama śpiewać swo-
je partie. Miewałam nawet myśli, czy by nie przejść
się do Profesora i zapytać, czy nie mogłabym znowu
śpiewać, mimo, iż skończylam szkołę. Tęsknię nadal
za śpiewaniem, bo nie miałam już nigdy okazji za-
śpiewać.
Pozdrawiam serdecznie Pana Profesora i wszystkie
chórzystki i życzę powodzenia.
Barbara Szturglewska (Piekut)
***
Releksje? Pewnie, mam dużo sporo! Gdyby nie ko-
chana Cantylenka moje wspomnienia z liceum byłyby
o wiele uboższe! Za moich czasów miałyśmy świetną
ekipę! Super dziewczyny! Każdy wyjazd to pewnik
dobrej zabawy, mnóstwa śmiechu i profesjonalnego
wykonania repertuaru oczywiście! Jejku, jak tak so-
bie wspominam, to uśmiech sam ciśnie się na usta!
Zaczęło się od tego, że moja starsza siostra kazała mi
zapisać się do chóru, bo wtedy ma się gwarantowaną
„6” z muzyki na świadectwie (smutne, ale taka jest
prawda! Zapisałam się dla oceny, zostałam dla sa-
tysfakcji:) Po pierwszym konkursie w Bydgoszczy,
stwierdziłam, że to już nie chodzi o ocene. Początki
pracy... Szło jak krew z nosa. Nie byłam jakimś świet-
nym nabytkiem Cantyleny, kilka razy Pan Profesor
chciał mnie wyrzucić. Ale ja twardo przychodziłam
na próby, fałszowałam, nie znałam nut, więc melodii
trzeba było uczyć się na pamięć. Barwa mojego głosu
też nie była jakaś urzekająca, ale dobrze komponowa-
ła się w chórze. Jak już opanowałam technikę, to było
z górki. Doszły nowe dziewczyny i maestro miał już
inne kozły oiarne. Przestał straszyć, że wyrzuci itd.
A wspomnienia, co do Pana Ołowia! Tyran! Ale nie
wiem, czy wiesz jakie to uczucie. Powiem, że wspa-
niałe, ujrzeć swojego tyrana ze łzami w oczach po
wygranym konkursie w Bydgoszczy, ze zdławionym
głosem, dumą na twarzy i wielkim bukietem kwia-
tów w dłoni! Nie musiał już nic więcej mówić... Był
wzruszony. My zresztą też! Wszyscy płakaliśmy ze
wzruszenia i szczęścia!
***
Na pierwszą próbę chóru namowila mnie koleżan-
ka, której siostry spiewały kiedyś w chórze. Początki
byly trudne wiadomo nowa szkoła, mnóstwo nauki i
do tego doszły jeszcze próby choru dwa razy w ty-
godniu. Śpiewałam w pierwszych altach. Warto było
przejść przez te „mordercze” próby, kiedy to nasz
rocznik po raz pierwszy zajął I miejsce i zdobyli-
smy ZŁOTY KAMERTON. Radość nie miała końca.
Wszystkie miałyśmy łzy w oczach. Nasze wysiłki nie
poszły na marne. Nie sądziłam, że szkolny chór może
tak się podobać. Byłam zafascynowana śpiewaniem.
5
www.zs2.suwalki.pl
313260192.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin