wal2010, wersja konkursowa.pdf

(4642 KB) Pobierz
313258854 UNPDF
WALENTYNKI 2010
Szkolne walentynki (12 II 2010 r.)
„[...] miłość po prostu jest. Bez definicji.
Kochaj i nie żądaj zByt wiele.
po prostu Kochaj.”
Paulo Coelho — Czarownica z Portobello
Gazeta Zespołu Szkół nr 2 w Suwałkach
313258854.005.png
początek miłości to czas udawania, że wszystko, co
ludzkie, jest nam obce.
Katarzyna Nosowska
WalentynkoWe poWitanie
Powoli przyzwyczajamy się do kolejnego święta w naszym kalendarzu. Sklepy, kwiaciarnie, re-
klamy zupełnie już oszalały na tym punkcie. Szaleństwo walentynek.
To sympatyczne święto obchodzone ku czci św. Walentego wrosło także w tradycję poszczególnych
szkół. A tzw. walentynki w tym dniu stają się powodem do wzajemnej rywalizacji. Od kilku lat także
my wydajemy numer specjalny naszego pisma poświęcony tej tematyce. A robimy to nie bez powodu.
Przecież wiadomo, że najlepszym miejscem dla zakochanych są szkolne korytarze II LO. Przecież
wiadomo, że to tutaj rodzą się najpiękniejsze miłości. Orfeusz i Eurydyką, Ligia i Winicjusz, Tristan
i Izolda, Romeo i Julia, Michał Wołodyjowski i Basia, gdyby tylko żyli w naszych czasach, z pewno-
ścią u nas znaleźliby bezpieczne schronienie.
Obecny numer zdominowany przez temat zakochania w dużej mierze został stworzony przy udziale
naszych nauczycieli, prawdziwych życiowych ekspertów. Czytając ich wypowiedzi, warto spojrzeć
na nich, jako na ludzi, którzy również kochają i zakochują się.
Czekamy na Wasz odzew i zapraszamy do współpracy.
Grzegorz Kalejta
2
WALENTYNKI 2010
313258854.006.png 313258854.007.png
miłość nie istnieje w sobie, ale w nas; jest naszym oso-
bistym dziełem.
Marcel Proust
opowiadanie o miłości
Siedziałam zapatrzona w okno. Jak zwy-
kle od kilku dni. Nic nie dawały uwagi
nauczycielki. Myślę, że jeszcze długo nie
będę mogła pozbierać się po tym, co się
stało. Nikt nie mówił mi tego, ale czu-
łam na plecach te palące, oskarżycielskie
spojrzenia, które zdawały się krzyczeć:
To przez nią on skoczył!
Moja historia jest banalna jak każda hi-
storia o miłości nastolatki XXI wieku.
Zaczęła się w gimnazjum. Nie wiem czy
w pierwszej klasie, czy w trzeciej... Teraz
to nieistotne.
Pamiętam, że na początku byłam trochę
wyobcowana w nowej klasie, ale było
tak, odkąd pamiętam: zawsze trochę inna,
trochę potulniejsza i nie pasująca do po-
zostałych dziewczyn. Nigdy nie mogłam
poradzić sobie z tym, że nikt nie chciał
mnie zrozumieć, ale z czasem pogodzi-
łam się z tym. Nie starałam się być taka
jak reszta dziewczyn. Byłam sobą.
Czy wtedy mnie pokochał?
Nie wiem czy uczyli mnie tego
rodzice, czy może nauczyłam się tego z
książek, ale nigdy nie starałam się oce-
niać ludzi z wyglądu. Starałam się być
uprzejmą w stosunku do każdego – nie-
ważne czy był bogaty, czy biedny, piękny,
czy nie. Może dlatego, że sama nigdy nie
uważałam się za ładną…
Może za to mnie pokochał?
W trzeciej klasie Mariusz (bo o
nim cały czas mowa) zaczął dawać mi
znaki swojej sympatii. Czułam na plecach
jego natarczywe spojrzenie, uciekałam
od bezpośrednich kontaktów. Codziennie
rano podchodził, by się ze mną przywi-
tać niby zwykłym uściskiem dłoni. Może
to głupie, ale bałam się tego. Raz nawet
schowałam się przed nim do szatni pierw-
szoklasistek. Były zdziwione, ale tylko
sparaliżowałam je wzrokiem. Czułam się
osaczona.
Myślałam, że po zakończeniu gimnazjum
wszystko się zmieni, będę miała w końcu
spokój. I miałam. Tylko do czasu, gdy do-
wiedziałam się jaką szkołę wybrał.
Pewnego letniego popołudnia
Bartek, przyjaciel Mariusza, poprosił
mnie o spotkanie. Zgodziłam się, bo cze-
mu niby nie? Umówiliśmy się w kawiarni
„Tęcza”, wtedy najpopularniejszej w na-
szej okolicy.
- Czemu taka jesteś? – zapytał, gdy tylko
zajęliśmy miejsca.
- O co ci chodzi? – spytałam rozbawiona.
- O Mariusza, bo on coś do ciebie… No
wiesz.
- Nie, nie wiem! – powiedziałam wzbu-
rzona. Miałam dość myślenia o Mariuszu,
o jego inności, o tym, że nie mógł zrozu-
mieć tego co oczywiste.
- Ja ci nie dogaduję z powodu różnych
dziewczyn! – powiedziałam świadoma,
że przeginam. Pocieszałam go, gdy ze-
rwała z nim moja koleżanka.
- Przepraszam, za bardzo mnie poniosło.
– spasowałam po chwili – Powiedz mi, o
co mu chodzi? Mógłby w końcu powie-
dzieć, nie sądzisz?
- Wiele razy rozmawiałem z nim o tobie,
a on ciągle powtarzał mi, żebym się nie
wtrącał.
Nagle wpadła mi do głowy pewna myśl.
- Dlaczego wybrał III liceum?
- Jak myślisz? Mógł wybrać Kwiatową
z kumplami albo Trójkę, z tobą. Wybrał
ciebie.
Zrobiło mi się okropnie głupio. Nigdy nie
dawałam mu żadnych sygnałów.
- Co mam teraz zrobić? Chyba wiesz, że
nic z tego nie będzie…- powiedziałam
spuszczając głowę. Było mi okropnie głu-
pio za to, że Mariusz będzie cierpiał. Za
to, że już cierpi. Taka już byłam.
-Nie wiem. – odpowiedział, także na mnie
nie patrząc.
- Do cholery, przecież jesteś jego przyja-
cielem! Wymyśl coś.
- Przykro mi…
Wstałam od stolika. Czułam się
na siebie zła. Tak bardzo zła. Niejedno-
krotnie przeklinałam los za to, że nie mia-
łam powodzenia u chłopaków, chociaż
niewątpliwie nie byłam brzydka. Teraz
czułam się paskudnie.
***
Wakacje mijały nieubłaganie – dzień za
dniem. Ja i Bartek mieliśmy ten sam palą-
cy problem. On, bo widział jak cierpi jego
przyjaciel, ja, bo cierpiał przeze mnie.
Zorganizowaliśmy nawet spotkanie – ja,
Mariusz, Bartek i moja przyjaciółka. Jed-
nak to był głupi pomysł. Nic nie zmienił,
a ja czułam się jak prześladowana – pod
czujnym okiem Mariusza.
Pewnie to wyda się cholernie
banalne, ale ta nasza wspólna troska o
Mariusza zbliżyła nas do siebie. Ja od-
krywałam wrażliwą stronę Bartka. On
pewnie poznawał mnie na nowo. Pod ko-
niec września poczułam gorącą miłość do
Bartka… To takie banalne.
We wrześniowe popołudnie po-
prosił mnie o spotkanie niedaleko starego,
nieczynnego mostu kolejowego. Stałam
niedaleko niego, a on szczerze patrzył mi
w oczy.
- Sam nie wiem, kiedy to się stało… Ale
wiesz? Zakochałem się w tobie… - po-
wiedział cicho. Przytuliłam go bez słowa.
Byliśmy świadomi naszego… grzechu.
Czuliśmy się podle jak przeklęci morder-
cy… Bo
3
WALENTYNKI 2010
313258854.008.png 313258854.001.png
miłość to dwie samotności, które spotykają się i wza-
jem wspierają.
Rainer Maria Rithe
chyba nimi byliśmy, bo nimi za chwilę
mieliśmy się stać.
- To będzie straszne. – wyszeptałam wtu-
lona w jego tors.
- Tak, wiem. – wymruczał mi we włosy –
Tak bardzo cię pokochałem… Ale nie tak
obsesyjnie jak Mariusz i nie wyobrażam
sobie, żebym musiał przestać się z tobą
spotykać…
- Czuję to samo, ja… - nie dokończyłam,
bo Bartek uniósł lekko mój podbródek i
czule pocałował. Banał…
- Podli zdrajcy! – usłyszeliśmy za sobą.
To był Mariusz.
Odskoczyliśmy od siebie z poczuciem
winy.
-Bartek, ty sukinsynu! – krzyknął zdener-
wowany chłopak.
Bartek nie był wstanie wydobyć słowa z
ust.
- A ty… - Mariusz zwrócił ku mnie za-
mglone spojrzenie.
- Mariusz, dobrze wiesz, że to nigdy nie
mogło się zdarzyć. – powiedziałam cicho
– To nie było nam pisane.. Rozumiesz
mnie?
W jego oczach zobaczyłam łzy.
- Ja się chyba zabiję! – krzyknął, po czym
ruszył w kierunku mostu.
- Mariusz! – krzyknął za nim Bartek, gdy
wbiegaliśmy za nim na tory.
Chłopak biegł szybko. Kiedy zatrzymał
się przy balustradzie, byliśmy od niego
nie więcej niż dziesięć metrów. Zatrzy-
maliśmy się sparaliżowani. To niemożli-
we, żeby skoczył. – pomyślałam. Spojrzał
na nas ponownie.
Skoczył.
Z moich ust wydarł się głuchy
krzyk. Bartek spojrzał na mnie przerażo-
ny, po czym zerwał się, by zbiec na dół.
- Dzwoń po pogotowie! – krzyknął w bie-
gu.
Wyciągnęłam telefon i drżącymi
dłońmi wykręciłam numer. Po złożeniu
zawiadomienia, cała we łzach zbiegłam
na dół.
Bartek reanimował Mariusza. Zszoko-
wana spojrzałam na ciało chłopaka. Miał
rozbitą głowę, z której ciągle sączyła się
krew, poranioną twarz – zapewne kamie-
niami z dna rzeki – i rękę wykręconą pod
dziwnym kątem.
Piętnaście minut.
Bartek dalej reanimował przyjaciela, lecz
ja pomyślałam już o najgorszym. Gdyby
żył…
Dwadzieścia pięć minut.
Odrętwiała stałam nad Bartkiem, który
nadal rozpaczliwie robił Mariuszowi ma-
saż serca i co chwila przykładał mu ucho
do serca. Pogotowie nie przyjeżdżało.
Zbiegli się ludzie z okolicznych domów.
Zadziwieni zakrywali usta dłońmi, od-
wracali głowy.
- Trzeba zadzwonić na pogotowie! –
krzyknął ktoś z tłumu.
- Już to zrobiłam. – odkrzyknęłam tępo w
tłum.
Trzydzieści minut.
- Stary, obudź się! – krzyczał Bartek, uci-
skając klatkę piersiowa chłopaka.
- Bartek… - powiedziałam odsuwając go
od ciała – To chyba już na nic…
Bartek opadł na ziemię i zakrył twarz
dłońmi. Przytuliłam go.
- Co myśmy zrobili...? – szepnął mi do
ucha.
Po chwili zjawiła się policja i pogotowie.
Stwierdzili zgon.
wiłam pójść na cmentarz. Nie zdziwiłam
się, gdy zastałam tam Bartka. Zapaliłam
znicz i w milczeniu ustałam obok chłopa-
ka.
Nie słyszeliśmy jak do grobu podeszli ro-
dzice Mariusza.
- To wy zabiliście mojego syna!! - krzyk-
nęła matka zmarłego i zaczęła mnątrząść.
- Matyldo, proszę zostaw tych młodych
ludzi. - powiedział jej mąż odciągając ją
ode mnie. - Lepiej będzie, jeżeli juz pój-
dziece.
Więc odeszliśmy. Tak cicho jak
duchy i wydawało mi się, że słyszę brzęk
ciągnących się za nami łańcuchów.
***
Od śmierci Mariusza minął już
rok, ale ja nadal nie mogę pozbyć się po-
czucia winy. Mimo licznych sesji u psy-
chologa nadal jestem smutna i przygnę-
biona.
- Nikogo nie można zmusić do miłości. -
mówi terapeuta - To nie twoja wina...
- A czyja? - odpowiadam bezczelnie i za-
mykam się w sobie.
W szkole jest niby normalnie,
chociaż niektórzy nadal traktują mnie jak
trędowatą, a ich gorące spojrzenia zosta-
wiają głębokie blizny na moich plecach
Naprawdę bardzo ciężko jest mi poradzić
sobie z tym przytłaczającym poczuciem
winy. Mam za sobą sztab terapeutów, a w
biurku opakowanie żyletek - jednak nigdy
nie byłam aż tak odważna... Nie tak, jak
Mariusz. Dalej jestem z Bartkiem, bo tyl-
ko on rozumie co czuję. Jest przeklęty tak
jak ja. We snach widzimy wyskakującego
przez balustradę Mariusza.
Jakim jestem człowiekiem? Są
ludzie, którzy potraią poświęcić swoje
szczęście. Zwłaszcza jeżeli na drugiej
szali leży życie drugiej osoby. Myślę, że
też bym to potraiła, jednak jestem tylko
człowiekiem... Nie potraię przewidywać
przyszłości ani cofać czasu. Tak bardzo
tego żałuję...
- Co mi jest?! Ciągle widzę ten ból w jego
oczach. Pomóż mi... Chcę się od tego
uwolnić... - jednak Bartek nie odpowiada.
Płaczemy oboje. To jest jak obsesja, jak
kara, a my zawsze staralismy się być do-
brymi ludźmi.
***
Bardzo szybko rozeszła się
wieść o śmierci Mariusza. Nie miał wielu
przyjaciół, jednak wszystkich przeraziło
jego samobójstwo. Uważano go za ge-
niusza matematycznego. To dziwne, ale
każdy wiedział o jego miłości do mnie.
Wina spadła na mnie. Nikt natomiast nie
wiedział o uczuciu łączącym mnie i Bart-
ka, ale w krótkim czasie powstała plotka,
która była faktem. Winiono nas oboje. I
słusznie, bo my czuliśmy się winni.
Długo zastanawialiśmy się czy
pójść na pogrzeb, jednak nie odważyliśmy
się tego zrobić. Każdy wiedział o naszej
winie, gdybyśmy zjawili się na ceremo-
nii, uznanoby nas za bezdusznych i pod-
łych morderców. Z resztą i tak uważano,
a my nie śmieliśmy się temu sprzeciwić.
Tak właśnie się czuliśmy.
W szkole nie pokazywaliśmy się
razem. Kiedy tylko zbliżałam się do ja-
kiejś grupy znajomych, natychmiast mil-
kli na mój widok. Byłam sama, czego od
zawsze się obawiałam – smutnej samot-
ności. Bartek przeżywał to samo, więc
postanowiliśmy trzymać się razem. Po
krótkim czasie przestaliśmy nawet ukry-
wać się z naszymi uczuciami.
Kilka dni po pogrzebie postano-
Joanna Oszczepińska IC
4
WALENTYNKI 2010
313258854.002.png
„jaka to oszczędność czasu zakochać się od pierwszego
wejrzenia.”
Julian Tuwim
co to znaczy być zakochanym?
Kochać kogoś, to znaleźć sens życia, odnaleźć w sobie
największe pragnienie, którego druga osoba jest spełnie-
niem.
Ostatnią moją miłością jest wnuczka Zuzanka, u której
widzę same zalety i całkowity brak wad. To chyba dość
dobrze opisuje uczucie, o którym jest mowa w pytaniu.
Romuald Borkowski
Michał Kiełbus
Człowiek zakochany zupełnie inaczej postrzega rzeczywi-
stość. Zachowuje się bardzo nieracjonalnie. Świat przestaje
istnieć, liczy się tylko ona. Jest to dość dziwne uczucie. Na
pewno jednak każdy człowiek powinien coś takiego prze-
żyć. Dobrze byłoby, gdyby uczucie było odwzajemnione.
Niestety często tak nie jest. Nieodwzajemnione uczucie
może popchnąć nas do czynów tragicznych w skutkach.
Krzyk rozpaczy, który towarzyszy osobie niekochanej jest
tak ogromny, że zagłusza wszelki rozsądek. Bez miłości
jednak ciężko byłoby żyć, więc życzę wszystkim ludziom,
aby dane im było przeżyć tę jedyną, pierwszą miłość.
Ignacy Ołów.
Na tak skomplikowane aspekty naszego bytu nie mam pro-
stej odpowiedzi. Wolę już pogadać na temat teorii względ-
ności lub teoriach czarnych dziur. Choć wiele łączy hory-
zont zdarzeń z zakochaniem się, to jedno i drugie jest mało
poznane, a funkcjonuje.
Lech Pycz
Co to znaczy być zakochanym?
Tzn. chcieć z osobą bliską sercu być zawsze i być wszę-
dzie
Ewa Krzesicka
Jeszcze pamiętam, że zakochanie jest stanem cudownego
niezrównoważenia emocjonalnego, Przychodzi zazwy-
czaj spontanicznie i z zaskoczenia. Zmienia zupełnie na-
sze postrzeganie świata, który pięknieje, a ludzie są mili
i uśmiechnięci. Zakochanie mobilizuje nas do najdziw-
niejszych działań - aby zwrócić na siebie uwagę czy też
znaleźć czas dla ukochanej osoby. To cudowna uwertura
do miłości, ale kiedy mija zakochanie (a mija) kiedy za-
uroczenie powszednieje i blednie (a blednie) trzeba trudne
uczucie miłości umieć wzbogacić przyjaźnią.
Renata Kaczmarek
Miłość jest jednym z najpiękniejszych uczuć. Nie kupi-
my jej za żadne pieniądze! Znajdziemy ją tylko w wyjąt-
kowych osobach, które to odwzajemnią. Daje nam ona
szczęście, tak jak drugiej osobie. Tego uczucia nie da się
do końca określić.
Daniel Ołowniuk
Zakochanie to stan nieważkości!
Marek Bogdan
Zakochać się- to nieustannie być radosnym. To mieć prze-
konanie, że wszystko możemy uczynić, że nie istnieją rze-
czy niemożliwe do realizacji. Zakochanie to stan, w któ-
rym nie znamy uczucia nudy.
Ewa Kuczek
Miłość do ludzi tak jak miłość do wiedzy rozkwita, jeśli
się ją pielęgnuje i wzbogaca.
Maria Pawłowska
Być zakochanym to inaczej być sparaliżowanym. Jeśli to
jest mocne uczucie, to tak jakbyś był na haju. Wszystkie
myśli krążą wciąż przy niej. Kumple idą na bok, jeść się
nie chce (więc chudniemy). Świat wokół nie istnieje.
Krzysztof Wszeborowski
WALENTYNKI 2010
5
313258854.003.png 313258854.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin