Mario Sousa - Kłamstwa o historii ZSRR.doc

(220 KB) Pobierz

Mario Sousa

Kłamstwa o historii ZSRR


Tekst pochodzi z forum Komunistycznej Partii Polski i został przetłumaczony przez tow. Petera, za co należą się mu ogromne podziękowania ze strony środowiska komunistycznego w Polsce.


 

Od Hitlera do Hearsta, od Conquesta do Sołżenicyna: historia milionów ludzi, którzy rzekomo ponieśli śmierć w radzieckich obozach pracy, bądź wskutek głodu za czasów Stalina.

Wykład Mario Sousy (Komunistyczna Partia Marksistowsko-Leninowska, Szwecja)


 

Kto w świecie, w którym żyjemy mógłby uniknąć słuchania strasznych opowieści o podejrzanych zgonach w radzieckich obozach pracy – gułagach? Kto mógłby uniknąć słuchania opowieści o milionach zagłodzonych na śmierć oraz o milionach opozycjonistów straconych w stalinowskim Związku Radzieckim? W kapitalistycznym świecie, historyjki te powtarzane są w kółko Macieju w książkach, gazetach, radiu i telewizji, w filmach oraz przy podawaniu mitycznej liczby milionów ofiar socjalizmu, która przez ostatnie 50 lat rośnie wręcz skokowo i susowo.

Lecz skąd tak naprawdę biorą się te wszystkie opowieści i wyliczenia? Kto za tym stoi?

Oraz inne pytanie: ile prawdy jest w tych przekazach? I jakie informacje spoczywają w radzieckich archiwach – niegdyś tajnych, lecz po 1989 udostępnionych przez Gorbaczowa do badań historycznych? Autorzy mitów zawsze powtarzali, że wszystkie ich opowieści o „milionach ofiar komunizmu” zostałyby potwierdzone z dniem otwarcia archiwów. Czy tak się stało? Czy w rzeczywistości potwierdzili swoje tezy?

Poniższy artykuł ukaże nam, kto i gdzie wyprodukował te wszystkie antykomunistyczne kłamstwa. Jego autor, po przestudiowaniu raportów z badań przeprowadzonych w radzieckich archiwach, jest w stanie dostarczyć nam informacji w formie konkretnych danych o rzeczywistej liczbie więźniów, ile lat spędzili w więzieniu, oraz o prawdziwej liczbie zmarłych i skazanych na śmierć w stalinowskim ZSRR. Prawda różni się diametralnie od mitu.

Istnieje historyczna ciągłość między Hitlerem, Hearstem, Conquestem i Sołżenicynem...

W 1933 miały w Niemczech miejsce zmiany polityczne, które na całe dziesięciolecia pozostawiły ślad w historii powszechnej. 30 stycznia Hitler został kanclerzem i wraz z nim zaczęła nabierać kształtu nowa forma rządów łącząca w sobie brutalność i pogardę dla prawa. By umocnić swą władzę, naziści rozpisawszy na 5 marca nowe wybory, używali wszelkich metod propagandowych, jakimi dysponowali, by zapewnić sobie zwycięstwo. 27 lutego – na tydzień przed wyborami – hitlerowcy podpalili gmach parlamentu (Reichstag) i oskarżyli o ten czyn komunistów. W głosowaniu partia nazistowska NSDAP zdobyła 17,8 milionów głosów (czyli ok. 48%) i wprowadziła 288 deputowanych. Naziści – odkąd zdelegalizowali partię komunistyczną (KPD) – zaczęli prześladować socjaldemokratów (SPD) i ruch związkowy., a niebawem osobami o poglądach lewicowych zapełniły się pierwsze obozy koncentracyjne. W międzyczasie, dzięki wsparciu prawicy, nadal rosły wpływy Hitlera w parlamencie. 24 marca Hitler wydał prawo, uchwalone przez parlament, które scedowało na jego osobę całą władzę w państwie na okres czterech lat, bez konieczności konsultowania swych poczynań z parlamentem. Od tej chwili zaczęło się otwarte prześladowanie Żydów, którzy zaczęli dołączać do przetrzymywanych w obozach koncentracyjnych socjaldemokratów i komunistów. Hitler – kierowany żądzą zdobycia władzy absolutnej – pogwałcił międzynarodowe uzgodnienia z 1918 r., które nakładały ograniczenia na niemieckie zbrojenia. Niemiecki wyścig zbrojeń nabrał rozpędu. Taka była sytuacja na światowej scenie politycznej, gdy zaczęły być rozpuszczane pogłoski o nie całkiem naturalnych zgonach w ZSRR.

Ukraina jako terytorium niemieckie

U boku Hitlera stał minister propagandy Joseph Goebbels, który miał za zadanie wpajać niemieckiemu społeczeństwu nazistowskie rojenia. Rojenia o rasowo czystych ludziach żyjących w Wielkich Niemczech – państwie, gdzie przestrzeni życiowej (Lebensraum) jest pod dostatkiem. Część tego obszaru, leżąca dość daleko na wschód od „rdzennych” Niemiec i mająca o wiele większą niż one powierzchnię, winna być przez nie podbita i inkorporowana. Już w 1925 w Mein Kampf Hitler wskazał na Ukrainę jako niezbędny element owej niemieckiej „przestrzeni życiowej”. Wraz z innymi rejonami wschodnioeuropejskimi miała należeć do narodu niemieckiego, zatem do zadań owych„czystych rasowo” osobników należeć powinno jej wykorzystywanie we „właściwy” sposób. Zgodnie z brunatną propagandą, oręż nazistów miał wyzwolić te obszary, żeby uczynić tam miejsce dla niemieckiej rasy panów. Z niemiecką technologią i przedsiębiorczością, Ukraina miała zostać przekształcona w region produkujący zboże dla Niemców. Najpierw jednak Niemcy musieli wyzwolić Ukrainę od jej populacji - „podludzi”, którzy w myśl nazistowskiej propagandy mieli pracować w niemieckich domach, fabrykach i na polach – gdziekolwiek potrzebowałaby ich niemiecka gospodarka.

Podbój Ukrainy i innych obszarów ZSRR był niemożliwy bez podboju ZSRR, do którego trzeba było się należycie przygotować. W tym celu nazistowskie ministerstwo propagandy, kierowane przez Goebbelsa, rozpoczęło kampanię dotyczącą rzekomego ludobójstwa na Ukrainie popełnionego przez bolszewików. Oskarżyło Stalina o celowe wywołanie głodu, by zmusić chłopów do zaakceptowania socjalistycznej polityki. Nazistowska kampania dążyła do przygotowania światowej opinii publicznej na „wyzwolenie” Ukrainy przez wojska niemieckie. Mimo ogromnych starań i opublikowania niektórych niemieckich tekstów propagandowych przez brytyjską prasę, nazistowska hucpa nie była zbyt owocna na szczeblu międzynarodowym. To oczywiste, że Hitler i Goebbels potrzebowali pomocy w rozpowszechnianiu swych oszczerczych pogłosek o ZSRR. Taką pomoc znaleźli w Stanach Zjednoczonych.

Wiliam Hearst – przyjaciel Hitlera

William Randolph Hearst był multimilionerem, który pospieszył nazistom z pomocą w ich wojnie psychologicznej przeciwko ZSRR. Hearst był amerykańskim magnatem prasowym, zwanym nie bez powodu ojcem prasy brukowej. Karierę zaczął w 1885 jako redaktor gazety, gdy jego rodzic George Hearst – milioner, który zbił fortunę na przemyśle kopalnianym, senator i potentat prasowy w jednej osobie – powierzył mu San Francisco Daily Examiner.

Taki był początek prasowego imperium Hearsta, które wywarło znaczący wpływ na życie i myślenie obywateli USA. Po śmierci ojca, William sprzedał odziedziczone udziały w spółkach kopalnianych, a uzyskany kapitał zainwestował w branżę dziennikarską. Jego pierwszym nabytkiem był New York Morning Yournal – czasopismo z tradycjami, przekształcone przez Hearsta w zwykłą bulwarówkę. Za niusy gotów był zapłacić każdą cenę, a gdy brakowało okropieństw i przestępstw do opisania, jego fotografom i reporterom wypadało je samym zaaranżować. Oto, co cechowało tzw. żółtą prasę (którym to mianem Amerykanie określali brukowce): kłamstwa i ukartowane wypadki podane jako prawda.

Owe łgarstwa Hearsta uczyniły go bajecznie bogatą i ważną postacią w świecie prasy. W 1935 był jednym z najzamożniejszych ludzi na Ziemi z majątkiem szacowanym na 200 milionów dolarów. Po nabyciu Morning Journal, Hearst ruszył w Stany Zjednoczone, by kupować i zakładać coraz to nowe dzienniki i tygodniki. W latach 40. posiadał 25 dzienników, 24 tygodniki, 12 stacji radiowych, dwie światowe agencje informacyjne, wytwórnię filmową Cosmopolitan i wiele innych... W 1948 kupił jedną z pierwszych amerykańskich stacji telewizyjnych BWAL-TV z Baltimore. Czasopisma Hearsta rozchodziły się dziennie i 13-milionowym nakładzie i docierały do 40 milionów czytelników. Niemal 1/3 dorosłych mieszkańców USA zapoznawała się każdego dnia z gazetami Hearsta. Ponadto kolejne miliony ludzi otrzymywały informacje z jego prasy za pośrednictwem jego serwisów informacyjnych oraz filmów i serii czasopism przekładanych na lokalne języki i publikowanych w olbrzymich ilościach na całym świecie. Podane liczby ukazują, jak ogromny wpływ miało przez wiele lat imperium Hearsta na amerykańskich, a co więcej na światowych polityków. Przejawiało się to nie tylko sprzeciwem wobec udziału USA w II Wojnie Światowej po stronie Związku Radzieckiego, ale i wspieraniem antykomunistycznego polowania na czarownice w Stanach Zjednoczonych w latach 50. XX wieku.

Poglądy Hearsta były reakcyjne, nacjonalistyczne i antykomunistyczne. Jego polityka była radykalnie prawicowa. W 1934 udał się do III Rzeszy, gdzie został przyjęty przez Hitlera jako gość i przyjaciel. Po tej podróży, czasopisma Hearsta stały się jeszcze bardziej reakcyjne, zawsze zawierały artykuły skierowane przeciwko socjalizmowi, Związkowi Radzieckiemu, a w szczególności przeciw Stalinowi. Hearst próbował również zaprząc swe szmatławce do celów jawnej nazistowskiej propagandy, publikując cykl artykułów Goeringa. Jednak protesty czytelników zmusiły go do zaprzestania wydawania takich wypocin i do wycofania ich z obiegu.

Po wizycie u Hitlera, brukowce Hearsta zapełniły się rewelacjami o strasznych wydarzeniach w Kraju Rad: morderstwach, ludobójstwie, niewolnictwie, rządzących opływających w luksusy i ludziach cierpiących głód. Wszystkie te newsy były niemal co dzień drukowane wielką czcionką jako najważniejsze wiadomości.

Owe materiały były dostarczane Hearstowi przez... Gestapo. Na czołówkach gazet często pojawiały się karykatury i sfałszowane zdjęcia przedstawiające sytuację w ZSRR oraz Stalina stylizowanego na mordercę dzierżącego w dłoni nóż. Nie zapominajmy, że te artykuły były czytane każdego dnia przez 40 milionów ludzi w samym tylko USA i miliony w innych państwach.

Mit o głodzie na Ukrainie

Jedna z pierwszych kampanii prasowych Hearsta przeciwko ZSRR obracała się wokół zagadnienia milionów, które rzekomo zmarły w wyniku głodu na Ukrainie. Owa nagonka zaczęła się 18 lutego 1935 od zamieszczonego w Chicago American artykułu: „6 milionów ludzi umiera z głodu w ZSRR”. Korzystając z materiałów dostarczanych przez hitlerowskie Niemcy, William Hearst – magnat prasowy i sympatyk nazizmu – zaczął publikować sfabrykowane historie o bolszewickim ludobójstwie, które pociągnęło za sobą miliony zamorzone głodem na Ukrainie. Prawda przedstawiała się jednak zupełnie inaczej. W ZSRR na początku lat 30. miała w rzeczywistości miejsce wielka walka klasowa, podczas której ubodzy bezrolni chłopi powstali przeciwko kułakom. Owa walka rozpoczęła zmagania o przeprowadzenie kolektywizacji i utworzenie kołchozów (spółdzielczych gospodarstw rolnych).

Ta wielka walka klasowa, w którą było bezpośrednio bądź pośrednio zaangażowanych około 120 milionów chłopów, z pewnością zdestabilizowała produkcję rolną i skutkowała niedoborami żywności w niektórych rejonach kraju. Niedostateczna ilość jedzenia bardzo osłabiła społeczeństwo, co znalazło swój wyraz we wzroście zachorowań na choroby zakaźne. Choroby, które niestety zbierały w owym czasie swe ponure żniwo na całym świecie. Pomiędzy rokiem 1918 a 1920, pandemia grypy hiszpanki uśmierciła w USA i krajach europejskich 20 milionów ludzi, lecz nikt nie posłużył się tym faktem, by oskarżyć rządy owych państw o wymordowanie swych obywateli. Tylko dzięki wytwarzaniu penicyliny podczas ostatniej wojny i późniejszemu szerokiemu zastosowaniu tego antybiotyku, stało się możliwe opanowanie bakteryjnych chorób epidemicznych. Lekarstwo to nie było jednak powszechnie dostępne przed końcem lat 40-tych XX wieku.

Artykuły stwierdzające śmierć milionów mieszkańców radzieckiej Ukrainy – rzekomo zagłodzonych przez komunistów – obfitowały w zdjęcia i drastyczne szczegóły. Prasa Hearsta zwykła używać wszystkich dostępnych środków, by jej łgarstwa uznano za prawdę. I dopięła swego, nastrajając opinię publiczną państw kapitalistycznych przeciwko ZSRR. Takie było pochodzenie pierwszego wielkiego mitu, który wykreował miliony domniemanych ofiar głodu w ZSRR. Na fali protestów przeciwko „wywołanemu przez bolszewików” głodowi, przetaczających się przez zachodnią prasę, nikt nie był zainteresowany w wysłuchaniu radzieckich dementi i dokładnym przyjrzeniu się kłamstwom prasy Hearsta. Taki stan rzeczy obowiązywał aż do roku 1987! Przez ponad pół wieku kilka pokoleń ludzi z całego globu karmionych było stekiem bzdur, mającym przedstawiać w złym świetle socjalizm w ZSRR.

Imperium prasowe Hearsta w 1998 r.

William Hearst zmarł w 1951 w swoim domu w Beverly Hills w Kalifornii. Pozostawił po sobie imperium medialne, które po dziś dzień kontynuuje szerzenie na całym świecie reakcyjnej propagandy. Hearst Corporation jest jednym z największych współczesnych przedsiębiorstw, obejmuje ponad 100 mniejszych zakładów i zatrudnia 15 tys. ludzi. Obecnie w jego skład wchodzą gazety, magazyny, książki, radio, stacje telewizyjne, telewizja kablowa, agencje informacyjne i multimedia.

52 lata przed wyjściem prawdy na jaw.

Kampania dezinformacyjna poświęcona Ukrainie nie odeszła wraz z pokonanymi w II Wojnie Światowej Niemcami hitlerowskimi. Nazistowskie kłamstwa zostały podchwycone przez CIA i MI5, co zagwarantowało tym konfabulacjom poczesne miejsce w wojnie propagandowej przeciwko ZSRR. Antykomunistyczna nagonka rozpętana przez McCarthy'ego również bazowała na bajkach o milionach ofiar głodu na Ukrainie. W 1953 wydano w USA książkę na ten temat, zatytułowaną „Ciemne sprawki Kremla”, sfinansowaną przez ukraińskich uchodźców. A co to byli za „uchodźcy”? Nazistowscy kolaboranci, którym rząd amerykański udzielił azylu politycznego, przedstawiając ich światu jako „demokratów”.

Wraz z wyborem Reagana na prezydenta i rozpoczęciem antykomunistycznej krucjaty lat 80., odżyła propaganda o milionach, które „zmarły z głodu na Ukrainie”. W 1984 doktor Ewald Ammende z Harvardu napisał książkę „Życie ludzkie w Rosji”, powtarzającą wszystkie fałsze wyprodukowane przez prasę Hearsta w 1934. Tak więc w roku 1984 odgrzane nazistowskie kłamstwa miały się świetnie, tym razem pielęgnowane pod opiekuńczymi skrzydełkami amerykańskiego uniwersytetu. Ale na tym nie koniec. W roku 1986 ukazała się jeszcze inna książka - „Żniwa smutku” - autorstwa byłego funkcjonariusza brytyjskich tajnych służb, Roberta Conquesta (obecnie profesora na Uniwersytecie Stamforda w Kalifornii). Za pracę nad tą publikacją Conquest zainkasował 80 tysięcy dolarów od Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Tej samej, która w 1986 sfinansowała film „Żniwa rozpaczy”, oparty na materiałach podanych przez Conquesta. Przez ten czas propaganda podwyższyła liczbę ofiar„ głodu na Ukrainie” do 15 milionów!

Niemniej jednak informacje o milionach ofiar głodu rozpowszechniane przez prasę Hearsta a następnie powtarzane w książkach i filmach, były całkowicie fałszywe. Kanadyjski dziennikarz Douglass Tottle skrupulatnie naświetlił te kłamstwa w pracy „Oszustwa, głód i faszyzm – mit ukraińskiego ludobójstwa od Hitlera po Harvard” opublikowanej w 1987 w Toronto. Dowiódł między innymi, że użyte przez propagandę materiały fotograficzne – m.in. przerażające zdjęcia głodujących dzieci – zostały żywcem wyjęte z publikacji z roku 1922, czyli okresu, gdy miliony ludzi naprawdę zmarły w wyniku głodu bądź działań wojennych, gdyż osiem wrogich armii najechało na Rosję Radziecką podczas wojny domowej. Douglas Tottle przeciwstawił fakty relacjom o „głodzie” roku 1934 i zdemaskował kłamstwa publikowane w prasie Hearsta. Jedynym dziennikarzem, który przez naprawdę długi czas wysyłał reportaże i fotografie z rejonów przypuszczalnie dotkniętych głodem był Thomas Walker – człowiek, który nigdy nawet nie postawił stopy na Ukrainie, a w stolicy Kraju Rad zabawił zaledwie 5 dni. Ujawnił to Louis Fisher – moskiewski korespondent amerykańskiej gazety „The Nation”. Fisher napisał również, że dziennikarz M. Parrot – rzeczywisty korespondent prasowy Hearsta w Moskwie – wysłał swemu szefowi reportaże, które nigdy nie zostały opublikowane, a dotyczące obfitych radzieckich zbiorów w roku 1933 i szczególnych osiągnięć Ukrainy w tym zakresie. Tottle udowadnia, że dziennikarz, który napisał reportaże z rzekomo dotkniętej głodem Ukrainy - „Thomas Walker” - tak naprawdę nazywał się Robert Green i był poszukiwanym zbiegiem z więzienia stanowego w Kolorado! Ów Walker (vel Green) został po powrocie do USA aresztowany i doprowadzony przed oblicze sądu, gdzie przyznał, że nigdy nie był na Ukrainie. Wszystkie kłamstwa o milionach zmarłych w wyniku wywołanego przez Stalina głodu w latach 30., zostały zdemaskowane dopiero w 1987 roku! Hearst, naziści, agent Conquest i inni, oszukali swymi łgarstwami miliony ludzi. Również dziś te historyjki są powtarzane w nowo wydawanych publikacjach, których autorzy działają w interesie prawicy.

Prasa Hearsta, mając pozycję monopolisty w wielu stanach USA i posiadając agencję informacyjne na całym świecie, była wielką tubą Gestapo. W świecie zdominowanym przez kapitał monopolistyczny, okazało się przekształcenia nazistowskich łgarstw w „prawdy objawione” rozpowszechniane przez niezliczone środki masowego przekazu. Gdy gestapo przestało istnieć, brudna propaganda wojny przeciwko ZSRR została mimo wszystko zachowana, aczkolwiek z nowym patronem w postaci CIA. Antykomunistyczne nagonki w amerykańskiej prasie ani na moment nie osłabły. Interes funkcjonował tak jak zwykle, tyle że najpierw zgodnie z życzeniami Gestapo, a teraz – CIA.

Robert Conquest w sercu mitu

Ów tak obficie cytowany w prasie prawdziwy piewca burżuazji, zasługuje w tym punkcie na szczególną uwagę. Robert Conquest jest jednym z dwóch autorów, którzy napisali najwięcej o milionach zmarłych w ZSRR. Jest też w rzeczywistości wytwórcą wszystkich tych mitów i kłamstw o Kraju Rad, rozpowszechnianych od II Wojny Światowej. Conquest znany jest przede wszystkim ze swych książek „Wielki terror” (1969) i „Żniwa smutku” (1986). Pisał o rzeszach ofiar głodu, obozów pracy i procesów sądowych lat 1936-38, mając za źródła informacje dostarczane przez ukraińskich przymusowych emigrantów żyjących w USA i należących do prawicowych ugrupowań. Ludzi, którzy kolaborowali z nazistami podczas II Wojny Światowej. Wielu „bohaterów” Conquesta to znani zbrodniarze wojenni, którzy brali udział w ludobójstwie dokonanym na ukraińskich Żydach w 1942 r. Jeden z tych „bohaterów” - Mykoła Łebed – był po wojnie poszukiwany jako zbrodniarz wojenny. Łebed stał na czele lwowskich organów bezpieczeństwa w czasie hitlerowskiej okupacji i kierował potwornymi prześladowaniami ludności żydowskiej, które miały miejsce w 1942. W 1949 CIA przeniosło Łebedia do USA, gdzie pracował w charakterze źródła dezinformacji.

Styl książek Conquesta odznacza się fanatycznym i pełnym nienawiści antykomunizmem. W książce z 1969 r. szacuje liczbę ofiar głodu w ZSRR lat 1932-33 na od 5 do 6 milionów, z czego połowa przypada na Ukrainę. Jednak w 1983, podczas reaganowskiej antykomunistycznej krucjaty, Conquest wydłuża czas głodu do 1937 r. i zwiększa liczbę jego ofiar do 14 milionów! Za owe stwierdzenia został odpowiednio wynagrodzony: W 1986 r. Ronald Reagan polecił mu stworzyć materiały do kampanii prezydenckiej, które przygotowałyby naród amerykański na radziecką inwazję. Tekst zagadnienia: „Co robić, gdy przyjdą Ruscy – podręcznik przetrwania”. Dziwnie brzmiące słowa w ustach profesora historii.

W tym wszystkim nie ma tak naprawdę nic dziwnego, zważywszy, że pochodzi to od człowieka, który całe życie poświęcił kłamstwom i manipulacjom wymierzonym w ZSRR i Stalina – najpierw jako tajny agent, następnie jako pisarz i profesor na kalifornijskim Uniwersytecie Stamforda. Przeszłość Conquesta została wyeksponowana przez The Guardian z 27 stycznia 1978 w artykule, który zidentyfikował go jako byłego agenta w departamencie dezinformacji Brytyjskich Tajnych Służb (BSS) tzn. Departamencie Badania Informacji (IRD). Sekcja IRD została założona w 1947 (pierwotnie nazwano ją Biurem Informacji ds. Komunistycznych) i jej głównym celem było zwalczanie wpływów komunistów na świecie przez podsuwanie rozmaitych historyjek politykom, dziennikarzom i innym prominentom wpływającym na opinię publiczną. Zakres działalności IRD wykraczał poza granice Wielkiej Brytanii. Gdy w 1977 Departament formalnie rozwiązano, w rezultacie ujawnienia jego zaangażowania po stronie prawicy, wyszło na jaw, że w samej tylko Wlk. Brytanii ponad stu najbardziej znanych żurnalistów utrzymywało kontakty z IRD, która regularnie dostarczała im materiały do reportaży. Było to rutynowe w kilku brytyjskich gazetach, takich jak Financial Times, The Times, Economist, Daily Mail. Daily Mirror, The Express, The Guardian itd. Fakty ujawnione przez The Guardian dają nam więc wgląd w to, na jaką skalę tajne służby próbowały manipulować opinią publiczną za pośrednictwem wiadomości prasowych.

Conquest pracował dla IRD od chwili jej powstania do aż do 1956 r. Działalność Conquesta przyczyniła się do stworzenia tzw. czarnej historii ZSRR – wyssanych z palca opowiastek prezentowanych jako fakty i rozpowszechnianych wśród dziennikarzy oraz innych ludzi, mających wpływa na opinię publiczną. Robert Conquest – po tym, jak oficjalnie opuścił IRD – kontynuował pisanie książek inspirowanych przez IRD i wspieranych przez tajne służby. Jego książka „Wielki terror” - podstawowa lektura prawicy dotycząca walki o władzę nad Związkiem Radzieckim w roku 1937 – była w istocie powtórzeniem tekstów napisanych przez niego podczas pracy dla tajnych służb. Książkę skończył pisać i opublikował z pomocą IRD. Trzecie wydanie rozeszło się nakładem wydawnictwa Praeger, specjalizującego się w publikowaniu literatury opierającej się na źródłach dostarczanych przez CIA.

Książka Conquesta została przeznaczona do rozpowszechniania wśród „pożytecznych idiotów” w rodzaju profesorów uniwersyteckich i osób pracujących w prasie, radiu i telewizji. Miało to zapewnić, że kontynuowane będzie rozsiewanie kłamstw wśród szerokich mas ludności. Conquest po dziś dzień pozostaje dla prawicowych historyków najważniejszym źródłem materiałów o ZSRR.

Aleksander Sołżenicyn

Inną osobą łączoną zawsze z książkami i artykułami o domniemanych milionach, które straciły wolność lub życie w ZSRR jest Rosjanin Aleksander Sołżenicyn, który w kapitalistycznym świecie zdobył sławę u schyłku lat 60-tych książką „Archipelag Gułag”. Sam został w 1946 r. skazany na 8 lat obozu pracy za działalność kontrrewolucyjną polegającą na dystrybucji antyradzieckiej propagandy. Zdaniem Sołżenicyna można było uniknąć wojny z nazistami, gdyby rząd radziecki poszedł na kompromis z Hitlerem. Pisarz oskarżał również władzę radziecką i Stalina o to, że byli gorsi niż Hitler, patrząc na to z punktu widzenia potwornych następstw wojny dla ludzi radzieckich. Jako, że Sołżenicyn nie ukrywał swych nazistowskich sympatii, został skazany za zdradę.

Wydawanie swych książek rozpoczął jeszcze w ZSRR, korzystając z przyzwolenia i pomocy Nikity Chruszczowa. Pierwsza publikacja – „Dzień z życia Iwana Denisowicza” – opowiada o życiu więźnia. Chruszczow posłużył się tekstami Sołżenicyna do walki z socjalistycznym dziedzictwem Stalina. W 1970 r. za „Archipelag Gułag” Sołżenicyna uhonorowano literacką nagrodą Nobla. Po tym wydarzeniu, jego książki zaczęły się ukazywać w wielkiej ilości egzemplarzy w krajach kapitalistycznych, a ich autor stał się jednym z najcenniejszych instrumentów imperializmu w walce przeciwko socjalizmowi w ZSRR. Jego teksty o obozach pracy umożliwiły propagandzie dodanie kolejnych milionów do liczby tych, którzy przypuszczalnie ponieśli śmierć w Związku Radzieckim. Książki Sołżenicyna były prezentowane w kapitalistycznych mass mediach jako oparte na faktach. W 1974 r. pisarz zrzekł się obywatelstwa radzieckiego i przeniósł się do Szwajcarii, a potem do USA. Burżuazyjna prasa zaczęła przedstawiać go jako największego bojownika o wolność i demokrację. Jego brunatne ciągotki były przez propagandę wojny przeciwko socjalizmowi kwitowane jako nic nie znaczące.

W USA Sołżenicyn był często zapraszany do przemawiania na ważnych spotkaniach. Był np. głównym mówcą na kongresie związków zawodowych AFL-CIO w 1975 r. 15 lutego tegoż roku poproszono go o wygłoszenie wykładu wobec amerykańskiego Senatu o sytuacji międzynarodowej. Wystąpienia Sołżenicyna były pełne agresji, prowokacyjnej agitacji, krzyków i propagandy najbardziej reakcyjnego sortu. Wzywał między innymi do ponownego najazdu na Wietnam, po tym jak ów kraj odniósł zwycięstwo w wojnie wyzwoleńczej z USA. Co więcej, po ponad czterech dekadach faszyzmu w Portugalii, gdy w 1974 r. władzę w wyniku rewolucji ludowej objęli lewicowi oficerowie, Sołżenicyn zaczął w interesie USA propagować konieczność interwencji wojskowej w Portugalii, który w przeciwnym razie – jego zdaniem – mógłby przystąpić do Układu Warszawskiego. W swoich przemówieniach zawsze ubolewał nad faktem wyzwolenia afrykańskich kolonii Portugalii.

Lecz jest oczywiste, że sednem przemówień Sołżenicyna zawsze była brudna wojna przeciwko socjalizmowi i rzucanie oskarżeń: od domniemanych egzekucji milionów ludzi w ZSRR aż po domniemane uwięzienie dziesiątków tysięcy Amerykanów w Północnym Wietnamie! Ten pomysł Sołżenicyna z Amerykanami sprowadzonymi jakoby do roli niewolników stał się inspiracją dla filmów o wojnie wietnamskiej z udziałem Rambo. Amerykańscy dziennikarze wzywający do pokoju między obydwoma krajami zostali przez Sołżenicyna wskazani jako potencjalni zdrajcy.

Sołżenicyn szerzył też propagandę w interesie intensyfikacji amerykańskich zbrojeń przeciwko Związkowi Radzieckiemu, który – jak zapewniał noblista – był 5-7 razy bardziej zasobny w czołgi i samoloty niż USA Zaś w broń atomową: dwu, trzy, a nawet pięciokrotnie – twierdził Sołżenicyn. Jego wystąpienia na temat ZSRR reprezentują głos skrajnej prawicy. Lecz on sam o wiele bardziej zbliżył się do prawicy publicznym popieraniem faszyzmu.

Poparcie dla faszyzmu Franco

Po śmierci Franco w 1975 r. hiszpański reżim faszystowski zaczął tracić kontrolę nad sytuacją polityczną i na początku roku 1976 wydarzenia w Hiszpanii przykuły uwagę światowej opinii publicznej. W kraju miały miejsce strajki i demonstracje z żądaniem przywrócenia swobód obywatelskich, zaś następca Franco – król Juan Carlos – zmuszony był chcąc nie chcąc prowadzić ostrożną politykę liberalizacji w celu uspokojenia nastrojów społecznych.

W tak ważnym momencie dla politycznych dziejów Hiszpanii, Sołżenicyn zawitał do Madrytu i w sobotnią noc 20 marca, w porze największej oglądalności, udzielił wywiadu dla programu Directisimo (polecam lekturę gazet hiszpańskich „ABC” oraz „Ya” z 21 marca 1976 r.). Mimo że dano mu okazję wcześniejszego zapoznania się z pytaniami, gość wykorzystał tę okazję do wygłoszenia wszelakich rodzajów reakcyjnych wypowiedzi. Jego intencją nie było wsparcie królewskich tzw. środków liberalizacyjnych. Wręcz przeciwnie! Sołżenicyn ostrzegł przed demokratycznymi reformami. W wywiadzie telewizyjnym stwierdził, że 110 milionów Rosjan poniosło śmierć jako ofiary socjalizmu. Porównał „niewolnictwo, jakiemu poddano ludzi radzieckich” z „wolnością, jaka przysługuje w Hiszpanii”. Sołżenicyn oskarżył również „postępowe koła utopistów” o prowadzenie Hiszpanii ku dyktaturze. Przez „postępowe” rozumiał ogół demokratycznej opozycji, niezależnie, czy byli to liberałowie, socjaldemokraci czy komuniści. Sołżenicyn rzekł: „Ubiegłej jesieni światowa opinia publiczna zmartwiła się losem hiszpańskich terrorystów (tzn. antyfaszystów hiszpańskich skazanych na śmierć przez reżim Franco). Postępowa opinia publiczna bez przerwy domaga się demokratycznych reform politycznych, wspierając jednocześnie akty terroryzmu (…). Czy ci, którzy usiłują dokonać gwałtownych reform demokratycznych, zdają sobie sprawę z tego, co może się wydarzyć jutro lub pojutrze? Może jutro w Hiszpanii będzie demokracja, ale czy wtedy pojutrze da się uniknąć przekształcenia demokracji w totalitaryzm?”. Na ostrożne pytanie dziennikarzy, czy takie wypowiedzi nie będą postrzegane, jako wsparcie dla rządów tych krajów, w których nie ma wolności, Sołżenicyn odparł: „Znam tylko jedno miejsce, gdzie nie ma wolności. Jest to Rosja”. Oświadczenie pisarza w hiszpańskiej telewizji było bezpośrednim poparciem dla hiszpańskiego faszyzmu – ideologii, którą wspierał aż do śmierci.

Jest to jeden z powodów, dla którego po 18-stu latach od swej przymusowej emigracji do USA, Sołżenicyn zaczął znikać z widoku publicznego, odrobinkę mniej wspierany przez kapitalistyczne rządy. Dla burżuazji możność wykorzystania w brudnej wojnie przeciwko socjalizmowi takiego człowieka jak Sołżenicyn, jawiła się jako dar niebios. Wszystko jednak ma swoje granice.

W nowej, kapitalistycznej Rosji, tym co determinuje wsparcie Zachodu dla ugrupowań politycznych, jest po prostu możliwość robienia dobrego biznesu i osiągania wysokich zysków pod opiekuńczymi skrzydełkami tychże grup. Faszyzm jako alternatywny reżim polityczny dla Rosji nie jest uważany za korzystny dla biznesu. Dlatego też polityczne zamierzenia Sołżenicyna odnośnie Rosji pozostają martwą literą tak długo jak Zachód interesuje się tym krajem. Tym, czego pragnie Sołżenicyn dla Rosji jest powrót autorytarnego carskiego reżimu idącego ręka w rękę z tradycyjną rosyjską cerkwią prawosławną. Nawet najbardziej aroganckim imperialistom nie uśmiecha się wspieranie głupoty o takim natężeniu. Miłośników Sołżenicyna na Zachodzie można znaleźć co najwyżej wśród zakutych łbów radykalnej prawicy.


Naziści, policja i faszyści

Oto więc ci, którzy najbardziej zasługują na miano dostawców burżuazyjnych mitów: nazista William Hearst, tajny agent Robert Conquest i faszysta Aleksander Sołżenicyn. Conquest grał pierwsze skrzypce, odkąd kapitalistyczne media z całego świata posłużyły się jego informacjami, jego rewelacje stały się nawet podstawą do zakładania całych wydziałów na niektórych uniwersytetach. Praca Conquesta jest bez wątpienia znakomitym przykładem policyjnej dezinformacji. W latach 70. otrzymał on ogromną pomoc od Sołżenicyna i pomniejszych kreatur w rodzaju Andrieja Sacharowa i Roja Miedwiediewa. Ponadto pojawiło się na świecie mnóstwo ludzi, którzy – hojnie opłacani przez burżuazyjną prasę – poświęcili się spekulacjom odnośnie liczby zmarłych i uwięzionych w ZSRR. W rzeczywistości jednak ostatecznie obnażono prawdziwe oblicze tych fałszerzy historii. Wydany przez Gorbaczowa nakaz otwarcia archiwów Partii do celów badań historycznych okazał się mieć nieprzewidziane konsekwencje...

Archiwa demaskują kłamstwa propagandy

Spekulacje o milionach zmarłych w ZSRR to część brudnej wojny propagandowej prowadzonej przeciwko temu państwu. Dlatego też zaprzeczenia i wyjaśnienia strony radzieckiej nigdy nie były brane na poważnie, ani nie znaleziono dla nich miejsca w burżuazyjnej prasie. Mało tego! Były ignorowane, podczas gdy „specjaliści” opłacani przez kapitał znajdowali tyle miejsca, ile tylko chcieli na szerzenie swych kłamstw. A cóż to były za kłamstwa! To, co Conquest i inni „krytycy” ogłosili wszem i wobec za miliony zmarłych i uwięzionych, okazało się rezultatem fałszywych przybliżeń statystycznych i metod oceniania pozbawionych podstawy naukowej.

Oszukańcze metody „przyniosły” miliony zgonów

Conquest, Sołżenicyn. Miedwiediew i inni użyli statystyk opublikowanych w ZSRR, na przykład narodowych spisów ludności, do których dodali przypuszczalny wzrost populacji, nie biorąc pod uwagę sytuacji w kraju. W ten oto sposób doszli do konkluzji, jak wiele osób winno być w kraju pod koniec każdego roku. Ludzie, których „brakuje”, zostali zdaniem badaczy ukatrupieni lub uwięzieni z winy... socjalizmu. Metoda jest prościutka, tym niemniej całkowicie błędna. Ten typ rewelacji odnoszących się do tak istotnych wydarzeń politycznych nigdy nie zostałby zaakceptowany, gdyby dotyczył świata zachodniego. Ba! Wtedy profesorowie i historycy nie kryliby słów oburzenia przeciwko takim fabrykacjom. Ale jeśli obiektem przekłamań był ZSRR, owa metoda była uważana za godną uznania. Jedną z przyczyn było rzecz jasna to, że tacy ludzie cenili swój awans zawodowy o wiele bardziej niż zawodową etykę.

Jakie były końcowe wnioski „krytyków” przedstawione w liczbach? Według Roberta Conquesta (wyliczenia z 1961 r.) ofiarą głodu w ZSRR na początku lat 30. padło 6 milionów osób. Tę liczbę podkręcił w 1986 r. do 14 milionów. Odnośnie obozów pracy gułagu, agent sądzi, że trzymano tam 5 milionów więźniów. I to w roku 1937, przed rozpoczęciem czystki w partii, armii i aparacie państwowym. Po rozpoczęciu czystek przybyło dodatkowo 7 milionów więźniów, co dałoby łącznie 12 milionów więźniów gułagu w roku 1939! Ale te 12 milionów Conquest zalicza jako samych tylko więźniów politycznych. W obozach pracy znajdowali się też pospolici przestępcy, którzy jego zdaniem byli o wiele liczniejsi niż więźniowie polityczni. Uważa zatem, że liczba więźniów radzieckiego gułagu waha się w granicach 25-30 milionów ludzi.

Znowuż według Conquesta, milion więźniów politycznych stracono między 1937 a 1939 rokiem, zaś kolejne dwa miliony zamorzono głodem. Całkowity rezultat czystek wynosi więc jakoby 9 milionów, z czego 3 miliony zmarły w więzieniu. Poddał te dane rzecz jasna „statystycznej poprawce”, co pozwoliło mu sformułować wniosek, że bolszewicy zabili między 1930 a 1950 rokiem nie mniej niż 12 milionów więźniów politycznych. Dodając te dane z liczbą „ofiar głodu” lat 30-tych, oskarża komunistów o śmierć 26 milionów ludzi. W jeden ze swych ostatnich manipulacji statystyką, Conquest przekonuje, że w 1950 w ZSRR znajdowało się 12 milionów więźniów politycznych.

Aleksander Sołżenicyn używał mniej więcej tych samych metod statystycznych co Conquest. Jednak w oparciu o te pseudonaukowe metody, bazując na odmiennych przesłankach, doszedł do jeszcze skrajniejszych wniosków. Przyjął szacunki poprzednika o 6 milionach zgonów wywołanych głodem lat 1932-33. Niemniej jednak, w miarę rozwijania się czystek lat 1936-39, jego zdaniem, każdego roku traciło życie co najmniej milion osób. Sołżenicyn mówi nam w podsumowaniu, że począwszy od kolektywizacji rolnictwa a na śmierci Stalina skończywszy, komuniści zabili w ZSRR 66 milionów ludzi. Przede wszystkim obarcza on rząd radziecki winą za śmierć 44 milionów Rosjan podczas II Wojny Światowej. Konkluzja pisarza jest taka, że „ofiarą socjalizmu padło 110 milionów Rosjan”. Odnośnie więźniów obozów pracy, ich liczbę podaje jako 25 milionów (dla roku 1953).

Gorbaczow otwiera archiwa

Przedstawiona powyżej kolekcja fantastycznych danych, produkt sowicie opłaconej fabrykacji, pojawił się w burżuazyjnej prasie w latach 60-tych, zawsze przedstawiany jako fakty wynikające z zastosowania metody naukowej. Za tymi fabrykacjami czaiły się zachodnie tajne służby, zwłaszcza CIA i MI5. Wpływ mediów na opinię publiczną jest tak wielki, że te liczby nawet dziś są uważane za prawdziwe przez duże grupy ludności krajów zachodnich. Ta haniebna sytuacja uległa pogorszeniu. W samym ZSRR, gdzie Sołżenicyn i inni dobrze znani krytycy w rodzaju Andrieja Sacharowa i Roja Miedwiediewa nie znaleźliby nikogo, kto poparłby ich fantazje. Istotna zmiana miała miejsce w 1990 r. W otwartej przez Gorbaczowa nowej „wolnej prasie” wszystko, co było wrogie socjalizmowi, zostało okrzyknięte jako dobre. Z fatalnym skutkiem. Ruszyła niespotykana dotąd lawina spekulacji dotycząca liczby rzekomo zmarłych i uwięzionych za socjalizmu. Ale teraz wszystko to wymieszało się w jednej grupie dziesiątków milionów „ofiar” komunistów.

Histeria gorbaczowowskiej prasy uwypukliła łgarstwa Conquesta i Sołżenicyna. W tym samym czasie Gorbaczow na jej żądanie otworzył archiwa KC dla badań historycznych. Ma to w tej pogmatwanej opowieści kluczowe znaczenie z dwóch powodów: częściowo dlatego, że w archiwach można odkryć fakty rzucające nowe światło na prawdziwy przebieg wydarzeń. Lecz jeszcze ważniejsze jest to, że wszelkie dzikie spekulacje odnośnie liczby zabitych i represjonowanych głosiły, że uzyskałyby potwierdzenie w momencie upublicznienia dokumentów. Zarzekali się tak Conquest, Sołżenicyn, Miedwiediew i cała reszta. Lecz gdy zawartość archiwów ujrzała światło dzienne, a raporty z badań wykonanych na podstawie aktualnej dokumentacji doczekały się ogłoszenia, zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy. W jednej chwili zarówno „wolna prasa” Gorbaczowa, jak i spekulujący – całkiem stracili zainteresowanie archiwami. Rezultaty badań prowadzonych w archiwach KC przez rosyjskich historyków (Ziemskowa, Dołgina i Ksljewnjuka), które zaczęły się ukazywać od 1990 r. w czasopismach naukowych przeszły bez echa. Kłóciły się bowiem z aktualnym „wysypem” ofiar na łamach tzw. wolnej prasy. Dlatego też ukazały się w niskonakładowych pismach naukowych, praktycznie nieznanych szerokiemu kręgu odbiorców. Takim raportom trudno było konkurować z prasową histerią i kłamstwami Conquesta i Sołżenicyna, stopniowo zyskującymi posłuch wśród wielu grup ludności byłego ZSRR. Również doniesienia rosyjskich uczonych dotyczące systemu karnego czasów stalinowskich były na Zachodzie kompletnie ignorowane, nie miały szans zagościć na czołówkach gazet i serwisów informacyjnych. Dlaczego?

Co pokazują rosyjskie badania

Badaniu radzieckiego systemu karnego poświęcono w raporcie prawie 9 tysięcy stron. Spośród wielu autorów opracowania, najsłynniejsi to W.N. Ziemskow, Dołgin i O.W. Ksljewnjuk. Ich pracę zaczęto publikować w roku 1990, a do 1993 została niemal całkiem ukończona i ukazała się prawie w całości. Sprawozdania przeniknęły do świadomości Zachodu w wyniku współpracy uczonych z wielu tamtejszych krajów. Jedna z prac ukazała się we francuskim piśmie „Le Historie” we wrześniu 1993 i napisana została przez Nicholasa Wertha – głównego badacza francuskiego ośrodka badań naukowych CNRS. Drugą natomiast opublikowało amerykańskie czasopismo „American Historical Review”, a jej autorem był J. Arch Getty – profesor historii na Uniwersytecie Kalifornijskim (Riverside). Powstała we współpracy z G.T. Retterspornem (badaczem CRNS) oraz W.N. Ziemskowem z Instytutu Historii Rosji (część Rosyjskiej Akademii Nauk). Ukazujące się obecnie książki poświęcone tej tematyce są autorstwa wyżej wymienionych naukowców bądź innych członków tego samego zespołu badawczego. Zanim przejdziemy dalej, chciałbym zaznaczyć dla większej jasności i rozwiania wątpliwości, że żaden z uczonych zaangażowanych w te badania nie miał światopoglądu socjalistycznego. Wręcz przeciwnie. Ich zapatrywania są burżuazyjne i antysocjalistyczne (a u wielu z nich kompletnie reakcyjne). Podkreśliłem to, aby Czytelnik nie pomyślał sobie, że przedstawione poniżej dane są produktem jakiegoś „komunistycznego spisku”. Co się stało, że wyżej wspomniani badacze gruntownie naświetlili łgarstwa Conquesta, Sołżenicyna, Miedwiediewa i innych? Uczynili to wyłącznie ze względu na fakt, że nade wszystko cenią swą uczciwość zawodową i nie dają się kupić burżuazyjnej propagandzie.

Rezultaty rosyjskich badań pozwalają udzielić odpowiedzi na bardzo dużo pytań o radziecki system karny. Najbardziej interesuje nas okres rządów Stalina, będący dla nas tematem do dyskusji. Zadamy szereg szczegółowych pytań i poszukamy odpowiedzi w periodykach „L'Historie” i „American Historical Review”. To najlepsza droga do zainicjowania debaty o niektórych z najistotniejszych aspektów radzieckiego systemu karnego:

1) Co wchodziło w skład systemu karnego w w Związku Radzieckim?
2) Jak wielu więźniów obejmował (zarówno politycznych jak i nie-politycznych)?
3) Ilu ludzi zmarło w obozach pracy?
4) Ile osób skazano na śmierć przed rokiem 1953, a zwłaszcza podczas czystki lat 1937-38?
5) Jaka była średnia długość kary pozbawienia wolności?

Po udzieleniu odpowiedzi na te pięć pytań omówimy kary nałożone na dwie grupy najczęściej wymieniane w związku z zagadnieniem więźniów i zmarłych w ZSRR, a mianowicie kułaków skazanych w 1930 i kontrrewolucjonistów skazanych w latach 1936-38.

1) Obóz pracy w systemie karnym

Zacznijmy od kwestii radzieckiego systemu karnego.

Po 1930 składał się on z więzień, obozów pracy, kolonii pracy, specjalnych stref otwartych i zobowiązań do zapłaty grzywny. Każdy przebywający w areszcie śledczym trafiał na ogół do zwykłego więzienia. Zanim jednak tam trafił, śledztwo miało za zadanie ustalić, czy jest on niewinny – a tym samym może być wypuszczony na wolność, czy też czeka go proces. Oskarżonego sąd mógł uznać niewinnym (i uwolnić) lub winnym zarzucanych mu czynów. W tym drugim przypadku skazanego czekała grzywna, kara pozbawienia wolności, lub – bardzo rzadko – kara śmierci. Grzywnę określano procentowo biorąc pod uwagę wartość wynagrodzenia skazanego za dany czas. Ci, wobec których zasądzono karę pozbawienia wolności, trafić mogli do różnego rodzaju placówek, w zależności od popełnionego przestępstwa.

Do łagrów – obozów pracy – kierowano winnych poważnych przestępstw (zabójstwo, rozbój, gwałt, przestępstwo gospodarcze itp.) jak również dużą część skazanych za działalność kontrrewolucyjną. Pozostali skazani na karę pozbawienia wolności powyżej lat trzech również mogli być wysyłani do obozów pracy. Po spędzeniu tam pewnego czasu, więzień mógł być przeniesiony do kolonii pracy lub specjalnej otwartej strefy.

Obozy pracy obejmowały bardzo duży obszar, na którym więźniowie żyli i pracowali pod ścisłym nadzorem. Oczywiście nie można było dopuścić , aby stali się ciężarem dla społeczeństwa, stąd też obowiązek pracy – żadna osoba, by bez niej nie przetrwała. Dziś ktoś może sobie pomyśleć, że to było okropne. No ale cóż – tak się właśnie sprawy miały. W 1940 r. istniały 53 obozy pracy.

Kolonii pracy było 425 i stanowiły one o wiele mniejsze jednostki niż obozy pracy. Cechowały się mniej surowym reżimem i łagodniejszym nadzorem. Trafiali tam więźniowie z krótkimi wyrokami – ludzie, którzy popełnili mniej poważne przestępstwa bądź też dopuścili się przestępstw politycznych. Pracowali oni na wolności w fabrykach lub na gruntach będących własnością społeczną. W większości przypadków całość uzyskanego przez nich wynagrodzenia należała do nich i w tym zakresie więźniowie ci byli traktowani tak samo, jak każdy inny robotnik.

Specjalne otwarte strefy usytuowane były na ogół na obszarach rolniczych dla tych, którzy zostali wygnani (np. dla kułaków wywłaszczonych w czasie kolektywizacji). W owych strefach mogli się znaleźć również drobni kryminaliści lub przestępcy polityczni.

454 tysiące to nie 9 milionów

2) Drugie pytanie dotyczy tego, jak wielu było tam więźniów politycznych, a jak wielu pospolitych przestępców.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin