Rozdział 19.pdf

(116 KB) Pobierz
236478852 UNPDF
Rozdział dziewiętnasty
Bębnienie do drzwi wyrwało mnie ze snu, akurat kiedy śniły mi się płatki śniegu w kształcie
kotów.
- Zoey! Stevie Rae! Spóźnicie się! – Przez zamknięte drzwi głos Shaunee dochodził lekko
przytłumiony, ale naglący. Tak jakby ktoś nakrył ręcznikiem budzik, który mimo to dzwonił.
- Dobrze, już dobrze, wstaję – zawołałam, jednocześnie mocując się z kołdrą, podczas gdy
Nala miauczała niezadowolona.
Rzuciłam okiem na budzik, którego nawet nie nakręciłam. Cóż, nadchodzący dzień nie
wydawała się normalnym dniem zajęć lekcyjnych, zresztą zazwyczaj nie spała, dłużej niż
osiem czy dziewięć godzin…
- Tam do diabła! – Przetarłam oczy. Do dziesiątej wieczorem brakował tylko minuty.
Czyżbym spała ponad dwanaście godzin? Potykając się, poszłam w stronę drzwi,
zatrzymując się po drodze, by potrząsnąć Stevie Rae za nogę. Mruknęła w odpowiedzi.
Otworzyłam drzwi. Shaunee patrzyła na mnie zdumiona.
- Ja się przepraszam! Przestałaś cały dzień! Nie powinniście tak długo wysiadywać, jeśli
potem nie możecie wstać. Za pół godziny jest występ Erika!
- Holender! – Potarłam twarz, chcąc szybciej się dobudzić. – Na śmierć o tym
zapomniałam.
Shaunee przewróciła oczami.
- Lepiej się pośpiesz z ubieraniem. I nałóż sobie solidny makijaż, bo jesteś blada jak trup,
zrób też coś z włosami. Twój chłopak cały czas rozgląda się za tobą.
- A niech to! Już idę. Mogłabyś z Erin…
Shaunee uniosła w górę rękę, nie dając mi dokończyć.
- Już cię usprawiedliwiłyśmy przed im. Erin siedzi w audytorium i trzyma dla was miejsca w
pierwszym rzędzie, tak jak było powiedziane.
- To ty, mamusiu? Nie chcę iść dziś do szkoły… - mamrotała Stevie Rae jeszcze
niedobudzona.
Shaunee parsknęła,
- Pospieszmy się. A wy trzymajcie dla nas te miejsca. – Szybko zamknęłam za nią drzwi i
pobiegłam do Stevie Rae. – Obudź się! – potrząsnęłam ją za ramię. Skrzywiła się i
popatrzyła na mnie mało przyjemnie. – Stevie Rae! Już dziesiąta! Spałyśmy jak zabite.
Jesteśmy okropnie spóźnione!
- Co?
- Nie gadaj, tylko wstawaj! – huknęłam na nią, wyładowując w ten sposób złość na siebie,
ze zaspałam.
- Co ty… - spojrzała na zegarek i w końcu dotarło do niej. – Rany koguta! Jesteśmy
spóźnione!
Wzniosłam oczy do nieba.
- Właśnie próbuję ci to powiedzieć. Ja zaraz coś na siebie wrzucę, zrobię coś z włosami i
twarzą, a ty tymczasem wskakuj pod prysznic. Wyglądasz okropnie.
- Dobra. – Poczłapała do łazienki.
Wcisnęłam się w dżinsy i czarny sweter, po czym zajęłam się uczesaniem i makijażem.
Nie mogłam uwierzyć, ze zupełnie wyparowała mi z głowy to, że Erik wrócił z konkursu
recytatorskiego poświęconego Szekspirowi. Prawdę mówiąc, nie myślałam o tym, które
zajmie miejsce, co niezbyt dobrze o mnie świadczy jako o jego sympatii. Owszem, miałam
na głowie mnóstwo innych spraw, ale mimo wszystko… wszyscy uważali mnie za
szczęściarę, bo udało mi się złapać Erika po tym, jak wyrwał się z macek Afrodyty, a
mówiąc dokładniej, z jej krocza. Ja też tak myślałam, ale chyba nie wtedy, kiedy ssałam
krew Heatha ani gdy flirtowałam z Lorenem.
- Przepraszam, że zaspałam – usprawiedliwiła się Stevie Rae, która zdążyła już wziąć
prysznic i teraz wycierała ręcznikiem swoje jasne krótkie loczki. Ubrana była podobnie jak
ja, ale musiała być jeszcze nie zanadto obudzona, ponieważ miała bladą cerę i ogólnie
zmęczony wygląd. Ziewnęła szeroko i przeciągnęła się jak kotka.
- Och, to moja wina. – Poczułam wyrzuty sumienia, że tak na nią naskoczyłam. – Wiedząc,
jakie miałam zaległości w spaniu, powinnam była nastawić budzik. – Prawdę mówiąc,
Stevie Rae też niewiele ostatnio spała. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami i ona wie,
kiedy jestem zestresowana. Obu nam potrzebny był długi, regenerujący sen.
- Za sekundę będę gotowa. Jeszcze tylko kapka tuszu i błyszczyku. Włosy same mi
wyschną w dwie minuty – powiedziała Stevie Rae.
Po pięciu minutach byłyśmy gotowe. Na śniadanie już czasu nie starczyło. Wypadłyśmy z
internatu i puściłyśmy się biegiem do audytorium. Dopadłyśmy naszych miejsc w ostatniej
chcili, gdy światła na przemian zapalały się i gasły, co oznaczało, że za dwie minuty
program się rozpoczyna. – Erik cały czas tu czekał na ciebie, wyszedł dopiero przed
minutą – poinformował mnie Damien. Z przyjemnością zauważyłam, że obok niego
siedział Jack. Ta dwójka tworzyła naprawdę dobraną parę.
- Jest na mnie zły? – zapytałam.
- Raczej speszony – sprecyzowała Shaunee.
- Albo zmartwiony. Tak, wyglądał na zmartwionego – dodała Erin.
Westchnęłam.
- Nie powiedziałyście mu, że zaspałam?
- Dlatego był zmartwiony, jak już powiedziała moja Bliźniaczka – wyjaśniła Shaunee.
- Powiedziałam mu o śmierci twoich dwóch przyjaciół. Erik rozumie, że to dla ciebie
musiało być ciężkie przeżycie, i właśnie tym się zmartwił – powiedział Damien, gromiąc
wzrokiem Shaunee i Erin.
- No właśnie mówię – nie dawała za wygraną Erin – że Erik jest zbyt seksowny na to, by
go wystawiać do wiatru.
- Jasne, Bliźniaczko – zgodziła się Shaunee.
- Przecież ja go nie… - zaczęłam, ale światła przygasły i już było za późno na jakiekolwiek
wyjaśnienia.
Profesor Nolan, nauczycielka dramatu, wyszła na scenę i zaczęła wyjaśniać, jak wielka to
rzecz uczyć sztuki aktorskiej, a zwłaszcza dramatu klasycznego, oraz jak prestiżową
imprezą jest konkurs monologów Szekspirowskich dla wszystkich wampirów na całym
świecie. Przypomniała nam, że każdy z dwudziestu pięciu Domów Nocy rozsianych na
różnych kontynentach wysłał po pięciu zawodników na ten konkurs, co oznacza, że o
palmę pierwszeństwa walczyło stu dwudziestu pięciu utalentowanych adeptów.
- O rany, nie miałam pojęcia, ze Erik rywalizował z tyloma uczestnikami – szepnęłam do
ucha Stevie Rae. – Jest niesamowity – dodała, po czym ziewnęła i zaczęła kaszleć.
Zasępiłam się. Wyglądała okropnie. Nie powinna już czuć się zmęczona.
- Przepraszam. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Chyba mam w gardle żabę.
- Ćśś – uciszyły nas Bliźniaczki.
Znów zaczęłam słuchać z uwagą profesor Nolan.
-Wyniki konkursu trzymane były w tajemnicy aż do obecnej chwili, czyli do czasu powrotu
wszystkich uczestników do ich macierzystych szkół. Wyniki naszych uczestników podam
do publicznej wiadomości, kiedy ich będę zapowiadała. Każdy z nich zaprezentuje
monolog, który brał udział w konkursie. Na początek jednak muszę wam powiedzieć, jak
bardzo jestem dumna z naszych reprezentantów. Każdy z nich dokonał czegoś
niezwykłego. – Profesor Nolan promieniała. Następnie zapowiedziała pierwszego z
wykonawców, czyli Kaci Crump. Kaci uczęszczała za czwarte formatowanie, ale niezbyt
dobrze ją znałam, ponieważ w internacie zachowywała się spokojnie i nieśmiało, mimo że
wydawała się całkiem miła. Chyba nie należała do Cór Ciemności, zatem zakonotowałam
sobie, że zaproszę ją do naszego grona. Profesor Nolan powiedziała, ze Kaci zajęła
pięćdziesiąte drugie miejsce za monolog Beatrice z Wiele hałasu o nic.
Najpierw myślałam, że jest dobra, ale zakasowała ją następna uczestniczka, Cassie
Kramme z piątego formatowania, która zajęła dwudzieste piąte miejsce. Zaprezentowała
słynną mowę Portii z Kupca weneckiego , zaczynającą się od słów: „Dla miłosierdzia nikt
przymusu nie ma”. Rozpoznałam ten fragment od razu, ponieważ uczyliśmy się go na
pamięć w mojej starek szkole. Och, Cassie za swoją wersją zostawiła mnie daleko w tyle. I
ona chyba też nie należała do Cór Ciemności. Ha. Znaczy to, że Afrodyta w dziedzinie
przedstawień nie życzyła sobie konfrontacji ani rywalek. Nic dziwnego.
Następnego wykonawcę znałam, ponieważ przyjaźnił się z Erikiem. Cole Clinton był
wysokim, bardzo przystojnym blondynem. On uplasował się na dwudziestym drugim
miejscu ze swoją interpretacją monologu Romea: „Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z
okna!...”. Był naprawdę dobry. Usłyszałam, jak Shaunee i Erin (zwłaszcza Shaunee)
wydawały pełne uznania okrzyki, a gdy skończył, oklaski długo nie milkły… Hm, będę
musiała porozmawiać z Erikiem na temat skojarzenia Shaunee z Cole’em. Moim zdaniem
więcej białych chłopców powinno się umawiać z kolorowymi dziewczętami. To by im
dobrze zrobiło, poszerzyło horyzonty (szczególnie chłopaków pochodzących z Oklahomy).
A skoro mowa o kolorowych dziewczynach, to następną wykonawczynią okazała się
Deino. Niesamowitej urody dziewczyna z pysznymi włosami i skórą w kolorze kawy z
mlekiem należała do bliskiego kręgu osób otaczających Afrodytę. Ten szczegół należał
raczej do przeszłości. Poznałam ją podczas prowadzonego przez Afrodytę rytuału Pełni
Księżyca. Deino była jedną z trzech najbliższych przyjaciółek Afrodyty. Wybrały sobie
imiona mitologicznych sióstr Gorgon i Scylli – Deino, Enyo, Pemphredo. W tłumaczeniu
znaczy to: Straszna, Wojownicza i Osa.
Te imiona bardzo do nich pasowały. Bo to były wstrętne babska, które zostawiły Afrodytę
podczas obchodów święta Samhain i – o ile mi wiadomo – od tej pory nie odzywały się do
niej. Owszem, Afrodyta była sekutnicą i spieprzyła dokumentnie te obchody, ale gdybym ja
okazała się sekutnicą i spieprzyła uroczystość, nie wyobrażam sobie, żeby Stevie Rae,
Bliźniaczki czy Damien odwrócili się do mnie plecami. Na pewno byliby na mnie wkurzeni,
powiedzieliby, że na głowę upadłam, ale nie odwróciliby się ode mnie, nigdy w życiu.
Profesor Nolan przedstawiła Deino jako laureatkę zaszczytnego jedenastego miejsca, a
wtedy Deino zaczęła monolog Kleopatry za sceną śmierci. Muszę przyznać, że była dobra,
naprawdę dobra. Patrzyłam na nią i zastanawiałam się, czy czasem nie stała się wiedźmą
z piekła rodem pod wpływem Afrodyty. Od chwili, w której przejęłam prowadzenie Cór
Ciemności, żadna z jej przyjaciółek nie sprawiała mi kłopotu. Prawdę mówiąc, wszystkie
trzy: Straszna, Wojownicza i Osa, od tej pory kryły się po kątach. Postanowiłam, że
wezmę którąś z dam dworu Afrodyty do nowego zarządu. Może Deino byłaby właściwą
kandydatką? Muszę poradzić się w tej kwestii Erika. Pozbawiona złego wpływu Afrodyty
Deino otrzymałaby nową szansę (wolałabym też, żeby nosiła imię nie tak jednoznacznie
wymowne).
Nadal się zastanawiałam, jak powiedzieć swoim przyjaciołom, którzy poza tym byli
członkami rady starszych, że zamierzam dokooptować Straszną do naszego grona, kiedy
profesor Nolan powróciła na scenę i czekała, aż zebrani ucichną. Jej oczy błyszczały z
dumy i podniecenia, gdy zaczęła mówić. Poczułam też dreszcz emocji, Erik musiał się
znaleźć w pierwszej dziesiątce!
- Erik Night wystąpi jako ostatni uczestnik. Kiedy został Naznaczony przed trzema laty, już
wykazywał niecodzienny talent. Jestem dumna, że przypadło mi bycie jego nauczycielką i
mentorką – mówiła rozpromieniona. – Przyjmijcie go oklaskami, jak się wita
powracającego bohatera, Erik bowiem zdobył pierwsze miejsce w Międzynarodowym
Konkursie na Monolog Szekspirowski.
Na Sali zapanował ogromny entuzjazm, gdy na scenę wszedł uśmiechnięty Erik. Zaparło
mi dech w piersi. Jak mogłam nie pamiętać jego niezwykłego uroku i urody? Wysoki –
wyższy nawet niż Cole – z czarnymi włosami, które były uroczo poskręcane jak u
Supermana, i z niebieskimi oczami w kolorze nieba. Wzorem pozostałych aktorów ubrany
był na czarno, tylko na jego lewej widniał emblemat słuchacza piątego formatowania: złoty
rydwan Nyks ciągnący kometę gwiazd. Pięknie wyglądał w czerni.
Wszedł na środek sceny i patrząc wprost na mnie, uśmiechnął się i mrugnął
porozumiewawczo. Wyglądał zabójczo. Skłonił głowę, a gdy ją podniósł, nie był już tym
samym osiemnastoletnim Erikiem Nightem, wampirem adeptem, uczestnikiem piątego
formatowania w Domu Nocy. Na naszych oczach przeistoczył się w mauretańskiego
wojownika, który próbował przekonać do siebie nieprzychylnych mu ludzi, opowiadając o
tym, jak księżniczka wenecka zakochała się w nim, a on w niej.
Jej ojciec lubił mnie; często, bywało,
W dom mnie zapraszał, badał mnie o dzieje
Mojego życia w tych a w tamtych epokach,
O bitwy, szturmy, przebyte koleje.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku, AK jak pozostali słuchacze, widząc, jak
przedzierzga się w Otella… nie mogłam też powstrzymać się przed porównaniem go z
Heathem. Na swój sposób Heath był równie uzdolniony jak Erik. Gwiazdor w drużynie
Broken Arrow miał n swoim koncie znaczące osiągnięcia i być może przed sobą wielką
karierę piłkarską. Obaj byli najlepsi w swojej dziedzinie. Od dzieciństwa śledziłam grę
Heatha, cieszyłam się jego sukcesami, byłam niego dumna, dopingowałam go. Nigdy
jednak jego talent nie zachwycał mnie tak jak talent Erika. Ale raz zdarzyło się, ze Heath
zadziwił mnie do utraty tchu: wtedy gdy się skaleczył i zaoferował mi swoją krew.
Erik przerwał na chwilę, postąpił krok naprzód i teraz stał na skraju sceny, tak blisko mnie,
ze mogłam wyciągnąć rękę i dotknąc go. Wtedy spojrzał mi prosto w oczy i dokończył
monolog Otella, adresując go do mnie, jak gdybym to ja była tę nieobecną Desdemoną, o
której mówił.
Że lepiej było jej tego nie słyszeć:
A jednak, jednak chciałaby się była
Urodzić takim mężczyzną, i czule
Podziękowała mi, i oświadczyła,
Że jeśli kiedy kto z moich przyjaciół
Kochać ją będzie i pozyskać zechce,
Niechby się tylko ode mnie nauczył
Tego opisu, a cel go nie minie.
Taką wskazówkę mając, przemówiłem.
Ona mnie pokochała za przebyte
Niebezpieczeństwa, a jam ją pokochał
Za okazane nad nimi współczucie.
Erik prztyknął do ust palce jednej ręki, następnie drugą wskazał w moja stronę, jak gdyby
oficjalnie kierował do mnie swój pocałunek, potem przeniósł palce z ust na serce i skłonił
głowę. Rozległy się gromkie brawa, zebrani zgotowali mu owację na stojąco. Obol mnie
Stevie Rae wiwatowała na jego cześć, ocierając łzy z oczu i śmiejąc się jednocześnie.
- chyba się posiusiam, takie to romantyczne – zawołała do mnie.
- Ja też – odpowiedziałam.
Wtedy profesor Nolan ponownie weszła na scenę, zamykając występy laureatów i
zapraszając wszystkich na przyjęcie składające się z sera i wina, przygotowane w holu.
- Idziemy, Z – zarządziła Erin, łapiąc mnie za jedną rękę.
- Idziemy z tobą – dopowiedziała Shaunee, chwytając mnie za drugą rękę. – Przyjaciel
Erika, który grał rolę Romea, jest niesamowicie seksowny. – Bliźniaczki torowały mi drogę
w tłumie wysunięte do przodu niczym małe holowniki. Spojrzałam za siebie, szukając
wzrokiem Damiena i Stevie Rae. Będą musieli sami przepchać się przez tłum. Bliźniaczki
pruły do przodu niepowstrzymywane przez nikogo.
Wysunęłyśmy się przed stłoczoną gromadę uczestników, zanim zakorkowali wejście.
Nagle pojawił się Erik, wchodząc do holu wejściem dla aktorów. Nasze oczy się spotkały,
Erik urwał w pół słowa rozmowę z Cole’em i podszedł wprost do mnie.
- O rany, jak fajnie – piszczała zachwycona Shaunee.
- Jak zwykle, muszę się z tobą zgodzić, Bliźniaczko. – Erin westchnęła rozmarzona.
Stałam roześmiana, czekając, aż Erik do nas podejdzie. Z błyskiem w oku ujął mnie za
rękę i pocałował, co czym wykonał szarmancki ukłon i nadal deklamatorskim tonem
wypowiedziała głośno, tak że wszyscy zebrani go usłyszeli:
- Witaj, moja miła Desdemono.
Poczułam, ze się czerwienię, zachichotałam jak idiotka. Kiedy Erik przyciągnął mnie do
siebie, by uściskać mnie w sposób przyjęty za dopuszczalny w miejscu publicznym,
usłyszałam za sobą dobrze mi znany, nienawistny śmiech. Afrodyta, wyglądająca zabójczo
w krótkiej czarnej spódniczce, obcisłym sweterku, w butach na wysokich obcasach, mijała
nas, maszerując fertycznie i trzęsąc zadkiem, w czym była naprawdę dobra. Zza pleców
Erika spojrzałam na nią i posłyszałam, jak mówi głosem, który nawet mógłby brzmieć
przyjaźnie, gdyby nie pochodził od niej:
- Skoro on nazywa cię Desdemoną, radzę, byś się miała na baczności. Nawet jeśli tylko
wydawać się będzie, żeś nie była mu wierna, i tak cię udusi w twoim łóżku. Ale przecież
byłaś mu wierna, prawda? – roześmiała się, odrzuciła do tyłu swoje wspaniałe włosy i
odeszła, kręcąc zadkiem, jak to ona.
Przez chwilę nikt się nie odezwał, ale zaraz Bliźniaczki powiedziały jak zwykle
jednocześnie:
- Ona ma drobne kłopoty.
I wszyscy się roześmiali.
Wszyscy oprócz mnie. Nie mogłam zapomnieć, że afrodyta widziała mnie z Lorenem w
centrum informacji, co mogło wyglądać na moją niewierność. Czyżby chciała mnie ostrzec,
ze może powiedzieć o tym Erikowi? Nie bałam się, że on mnie udusi w łóżku, ale czy je
uwierzy? Poza tym idealny wygląd Afrodyty uświadomił mi, że miałam na sobie pomięte
dżinsy i pośpiesznie narzucony na grzbiet sweter. Włosy i makijaż wyglądały trochę lepiej,
ale niewykluczone, ze moje policzki nosiły jeszcze ślady odciśnięte przez poduszkę.
- Nie daj się jej – powiedział spokojnie Erik.
Spojrzałam na niego. Trzymał mnie za rękę i uśmiechał się miło. Otrząsnęłam się
wewnętrznie.
- Nie ma obawy, nie dam się – odrzekłam pogodnie. – W końcu kto na nią zwraca uwagę?
Ty wygrałeś konkurs! To niesamowite! Taka jestem z ciebie dumna!
Znów go uściskałam, z rozkoszą wdychając jego zapach, czując się przy nim krucha i
mała. Wtedy nasza krótka chwila intymności skończyła się, bo do audytorium zaczęło
napływać coraz więcej osób.
- Erik, fajnie, że wygrałeś – zawołała Erin. – Co nas zresztą wcale nie dziwi. Dałeś czadu!
- Ale ich wymiotłeś! I ten koleś też! – Shaunee ruchem głowy wskazała na Cole’a. –
Świetny z niego Romeo.
Erik uśmiechnął się szeroko.
- Powiem mu, że ty tak uważasz.
- Powiedz mi też, że jeśli chce dodać swojej Julii trochę opalenizny, to nie musi daleko
szukać. – Wskazała na siebie i wymownie zakołysała biodrami.
- Wiesz, Bliźniaczko, gdyby Julia była kolorowa z pewnością ich romans nie zakończyłby
się tak parszywie. My okazujemy więcej zdrowego rozsądku i stać nas na coś lepszego niż
wypicie trutki tylko dlatego, że nasi starzy mają jakieś problemy.
- No właśnie – zgodziła się Shaunee.
Nikt z nas nie powiedział rzeczy oczywistej, mianowicie że Erin ze swoimi jasnymi włosami
i niebieskimi oczami ponad wszelką wątpliwość nie był kolorowa. Tak bardzo
Zgłoś jeśli naruszono regulamin