PAUL KENNEDY
MOCARSTWA ŚWIATA
NARODZINY ROZKWIT UPADEK
Przemiany gospodarcze i konflikty zbrojne w latach 1500—2000
Przełożył z angielskiego Mirosław Kluźniak
1000000503
Książka i Wiedza
671046
Tytuł oryginału
The Rise and Fall of the Great Powers © by Paul Kennedy 1988
Okładkę i strony tytułowe projektował Alfred Wysocki
Na okładce wykorzystano reprodukcje obrazów Bonaventury Peetersa i Edwarda Kienholza
Korekta
Henryka Bielicka Maria Włodarczyk
Redaktor techniczny Krzysztof Krempa
Tytuł dotowany przez Ministra Edukacji Narodowej
ut» s ł
-15* ,-.'•.'•
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo , „Książka i Wiedza", Warszawa 1994
Wyd. I
Obj. ark. druk. 38
Skład, druk i oprawę wykonały Zakłady Graficzne w Poznaniu Zam. 71568/93
Trzynaście tysięcy sto osiemdziesiąta pierwsza publikacja „KiW"
ISBN 83-05-12641-2
Od Autora
^azwyczaj nie jest rzeczą rozsądną próbować pisać jakąś pracę od nowa, •^ czy też przeformułowywać jej argumentację, toteż tego się nie podejmuję. Ale wielką przyjemność sprawiło mi zaproszenie, bym napisał krótkie wprowadzenie do zagranicznego wydania Mocarstw świata ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich wydarzeń w rozwiązanym już Związku Radzieckim.
Wydanie oryginalne kończyło się sugestią, że wielkim mocarstwom, żeglującym jak statki po „rzece czasu", konieczne są — jeśli chcą dotrzeć do celu — rządy wykazujące się odpowiednią zręcznością i doświadczeniem. Chociaż można twierdzić, że Michaił Gorbaczow był jednym z najzręczniejszych politycznych nawigatorów naszych czasów, to w istocie okazało się, że radziecki okręt tak przeciekał (w efekcie niesprawności gospodarczej) i tak był przeciążony (wydatkami wojskowymi), a stan ducha i umiejętności załogi były tak kiepskie, że nie można go było uratować.
Zamiast z amalgamatem, jakim był Związek Radziecki, świat ma teraz do czynienia z piętnastoma odrębnymi sukcesorami, z których każdy sam decyduje o swych wewnętrznych sprawach, ale też dźwiga ogromne brzemię trudności gospodarczych, spadku produkcji rolnej i przemysłowej, kruchości (lub wręcz kompletnej bezwartościowości) swej waluty, rozpalonych antagonizmów etnicznych i generalnego problemu wyrażającego się w pytaniu: na ile uprawomocniły się nowe rządy w oczach społeczeństwa? Ponieważ prognozy „ekspertów" spoza Związku Radzieckiego na temat rozwoju wydarzeń w tym kraju w ciągu ostatnich lat niemal bez wyjątku okazały się fałszywe, byłoby szaleństwem znowu próbować formułować jakieś przewidywania. Najwyraźniej w grę wchodzi cały wachlarz możliwości — od optymistycznych (stabilizacja waluty, wzrost gospodarczy, współpraca członków Wspólnoty Niepodległych Państw) po katastroficzne (chaos gospodarczy, niepokoje społeczne, wojny etniczne, lekkomyślne użycie broni o wielkiej sile rażenia) — i w obecnym momencie nie wydaje się, by przesadzone były losy którejkolwiek z nich. Jasne jest jednak, że z ziem tych — podobnie jak w 1920 r. — zniknęło wielkie mocarstwo. Czy powróci ono w formie unowocześnionej, ze stanowczą postawą Rosji, i jak zareaguje na to Ukraina oraz inne kraje, tego nie sposób przewidzieć. Jeśli słuszna jest przedstawiona w niniejszej książce teza, że do uzyskania międzynarodowych wpływów konieczna jest kwitnąca baza gospodarcza, to Rosję najwyraźniej czeka jeszcze długa droga, zanim będzie mogła spełnić ów wstępny warunek.
W zestawieniu z upadkiem Związku Radzieckiego pozycja innych wielkich mocarstw sprawia wrażenie stosunkowo stabilnej. Wspólnota Europejska podjęła dalsze instytucjonalne kroki w kierunku jedności, choć ostatnie wydarzenia (kryzys kuwejcki, wojna domowa w Jugosławii) ujawniły, jak wciąż niepewna jest owa jedność. Sterowanie po „rzece czasu" statkiem, którym usiłuje kierować dwunastu kapitanów, może zmniejszyć szybkość nawet najzgrabniejszego statku.
Co się zaś tyczy Chin, ich kierownictwem najwyraźniej fatalnie wstrząsnęło wyzwanie rzucone przez studentów w 1989 r. Chociaż strzały na placu Tianan-
men wykazały, że Pekin nie zaakceptuje poglądu, iż liberalizacji gospodarczej musi towarzyszyć liberalizacja polityczna, to rząd chiński nie może być pewny, czy nie szykują się już nowe niepokoje. Z drugiej strony, gospodarka Chin stale wykazuje wzrost — co ostro kontrastuje z sytuacją w Rosji. W porównaniu jednak z Japonią — gdzie mimo skandali i ekscesów giełdowych przemysłowe fundamenty gospodarki wyglądają bardzo solidnie i zapewniają krajowi, ku zdumieniu jego kierownictwa i coraz większemu zaniepokojeniu sąsiadów, coraz silniejszą pozycję w świecie — rzuca się w oczy techniczne i gospodarcze zacofanie Chin.
Jeśli rozpatrywać rzecz na płaszczyźnie potencjału militarnego i polityki międzynarodowej, to Stany Zjednoczone wyraźnie skorzystały na zgonie Związku Radzieckiego — zostały jedynym supermocarstwem o wpływach ogólnoświatowych, co jeszcze silniej uwidoczniła szybka klęska Iraku pokonanego przez Amerykę na początku 1991 r. Może to podnosić na duchu Amerykanów, jednak inne aspekty siły Stanów Zjednoczonych — fiskalny, techniczny i społeczny — nie wyglądają imponująco. Nie tu miejsce na udzielanie odpowiedzi wielu ludziom (zazwyczaj konserwatystom) gniewnie krytykującym twierdzenie, iż następuje względny upadek Ameryki, z pewnością jednak nie da się zaprzeczyć, że tempo jej wzrostu gospodarczego nadal spada, że deficyt budżetu federalnego jest większy niż kiedykolwiek, że coraz nowe gałęzie przemysłu nie wytrzymują konkurencji Japończyków, że poziom oświaty wciąż budzi głęboką troskę (zwłaszcza w świetle zmian w strukturze demograficznej USA) i że zaostrzają się problemy społeczne. Rok 1991 można uważać za rok, w którym Waszyngton obrócił wniwecz blef Sadama Husajna i w którym zniknął Związek Radziecki, ale był to też rok, w którym znana międzynarodowa organizacja Oxfam America, zajmująca się udzielaniem pomocy, uznała rozmiary biedy w Stanach Zjednoczonych za tak duże, że po raz pierwszy w historii przyjęła program udzielania pomocy wewnątrz USA. Stany Zjednoczone stały się pierwszym krajem Pierwszego Świata, któremu przyznano względy należne Trzeciemu Światu.
Na obecnym etapie nie sposób przewidzieć, jaki wpływ wywrze zmiana sytuacji wielkich mocarstw na państwa mniejsze, zwłaszcza te, które same są w trudnych warunkach. Historia nie dobiegła „kresu". Jeśli zaszły w niej jakieś zmiany, to zostały spowodowane wzrostem tempa rewolucji technicznej, demograficznej i komunikacyjnej. Być może skończyła się; zimna wojna, ale istnieją nowe zagrożenia — zarówno militarne, jak i niemiilitarne. Lata dziewięćdziesiąte i późniejsze zapewne nie będą dobrym okresem dla tych mężów stanu, którzy preferują spokojne życie. Obecnie jednak niewiele można uczynić poza zachowaniem otwartości umysłu (i ostrożności), zwiększaniem potencjału produkcyjnego i zachęcaniem społeczeństw do imteligentnej debaty nad alternatywnymi wyjściami. Małe statki, tak samo jak większe, w żegludze po „rzece czasu" wymagają inteligentnego, energicznego i mądrego sterowania — w przeciwnym razie jakie będą szansę dotarcia do bezpiecznej przystani?
Paul Kennedy 1992 rok
Wstęp
Test to książka o władzy na scenie narodowej i międzynarodowej w cza-" sach nowożytnych. Autor próbuje w niej prześledzić i wyjaśnić, jak powstawały i upadały różne wielkie mocarstwa (w ich wzajemnych powiązaniach) w ciągu pięciu wieków, które upłynęły od ukształtowania się nowożytnych monarchii Europy Zachodniej i początków budowania systemu państw mającego zasięg światowy. Z konieczności poświęcam wiele uwagi wojnom, zwłaszcza owym wielkim, długotrwałym konfliktom między koalicjami wielkich mocarstw, wywierającym ogromny wpływ na porządek międzynarodowy. Nie jest to jednak w ścisłym znaczeniu książka o historii militarnej. Zajmuje się ona również śledzeniem zmian w równowadze gospodarczej, zachodzących po 1500 r., a przecież nie jest to po prostu praca z historii gospodarczej. Koncentruje się ona na interakcji ekonomii i strategii, interakcji, z jaką mamy do czynienia, kiedy każde z czołowych państw systemu międzynarodowego stara się powiększyć swe bogactwo i swą potęgę, by stać się (lub pozostać) zarówno bogatym, jak i silnym.
„Konflikty zbrojne", o których mówi podtytuł książki, są zatem zawsze rozpatrywane w kontekście „przemian gospodarczych". Triumf — lub załamanie się — któregokolwiek z wielkich mocarstw jest z reguły skutkiem długotrwałych walk toczonych przez jego siły zbrojne, lecz jest także konsekwencją mniej lub bardziej sprawnego wykorzystywania przez państwo potencjału gospodarczego w czasie wojny, a w szerszej perspektywie tego, czy w dziesięcioleciach poprzedzających konflikt gospodarka danego kraju umacniała się, czy też słabła w porównaniu z gospodarką innych czołowych państw. Dlatego z punktu widzenia niniejszego studium to, jak pozycja wielkiego mocarstwa nieustannie zmienia się w okresie pokoju, jest równie istotne jak to, w jaki sposób mocarstwo walczy w czasie wojny.
Przedstawiona tu teza jest przedmiotem szczegółowej analizy w samym tekście. W skrócie można ją przedstawić następująco.
Względna siła czołowych państw świata nigdy nie jest wielkością stałą, głównie z powodu nierówności tempa wzrostu gospodarczego poszczególnych społeczeństw i z racji przełomów w technice i w rozwiązaniach organizacyjnych — przełomów przynoszących większe korzyści jednym społeczeństwom niż innym. Tak na przykład pojawienie się uzbrojonych w działa żaglowców, zdolnych do odbywania dalekich podróży, i rozwój po 1500 r. żeglugi atlantyckiej nie przyniosły jednakowych korzyści wszystkim państwom Europy — rozwój jednych pobudziły znacznie bardziej niż rozwój innych. Podobnie późniejszy rozwój technik wykorzystujących energię pary wodnej i związana z tym eksploatacja zasobów węgla i rud metali znacznie zwiększyły względną siłę niektórych państw, a tym samym osłabiły siłę innych. Państwu, którego moce produkcyjne ulegają zwiększeniu, zazwyczaj łatwiej jest udźwignąć brzemię wydatków na wielkie zbrojenia w czasie pokoju oraz na utrzymanie i zaopatrywanie potężnej armii i wielkiej marynarki w czasie wojny. Kiedy formułuje się to w ten sposób, brzmi to jak prymitywny merkantylizm, ale zazwyczaj podstawą potęgi wojskowej musi być bogactwo, a do zdobycia i obrony bogactwa konieczna jest potęga wojskowa. Jeśli jednak zbyt wielką
r
część zasobów państwa zamiast na tworzenie bogactwa przeznaczy się na cele wojskowe, to na dłuższą metę najprawdopodobniej doprowadzi to do osłabienia siły państwa. Tak samo jeśli państwo podejmie nadmierny wysiłek strategiczny — na przykład dokonując podboju rozległego terytorium lub tocząc kosztowne wojny — naraża się na ryzyko, że potencjalne kiorzyści z ekspansji zewnętrznej mogą okazać się mniejsze od jej kosztów. Dylemat ten nabiera ostrości, gdy dane państwo wkracza w okres względnego spadku siły gospodarczej. Historia rozkwitu a następnie upadku państw odgrywających czołową rolę w systemie wielkich mocarstw, po awansie w XVI w. Europy Zachodniej — to jest takich państw, jak Hiszpania, Holandia, Francja, Imperium Brytyjskie, a obecnie Stany Zjednoczone — wykazuje znamienną długoterminową korelację między zdolnością produkcyjną i zdolnością uzysikiwania dochodów a siłą militarną.
Historię „narodzin, rozkwitu i upadku" wielkich mocarstw przedstawioną w tej książce można tu krótko zreasumować: rozdział pierwszy przygotowuje scenę dla wszystkich następnych, przedstawiając świat około 1500 r. i analizując silne i słabe punkty każdego z ówczesnych „ośrodków władzy" — Chin z epoki Mingów; Imperium Osmańskiego z jego muzułmańskim odgałęzieniem w Indiach, Cesarstwem Mogołów; Moskwy; Japonii za dynastii Tokugawa; oraz grupy państw w Europie Zachodniośrodkowej. Na początku XVI w. bynajmniej nie było oczywiste, że ten ostatni region miał się wznieść ponad wszystkie pozostałe. Niezależnie jednak od tego, jak imponujące i dobrze zorganizowane wydawały się niektóre z tych orientalnych imperiów w porównaniu z Europą, wszystkie one ponosiły konsekwencje istnienia scentralizowanej władzy, upierającej się przy jednolitości wiary i jednollitości praktyki nie tylko w oficjalnej religii państwowej, ale i w takich dziedzinach, jak działalność handlowa i produkcja broni. Brak tego rodzaju nadrzędnej władzy w Europie oraz rywalizacja militarna jej różnorodnych królestw i miast--państw stymulowały nieustanne dążenie do postępu w sprawach wojskowych, a postęp ten z kolei wchodził w owocną interakcję z nowymi osiągnięciami techniki i handlu, jakie rodziły owe warunki konkurencji oraz przedsiębiorczości. Natrafiając na drodze wiodącej do zmian na mniej przeszkód, społeczeństwa europejskie uruchomiły spiralę wzrostu gospodarczego i coraz większej efektywności militarnej, co z czasem pozwoliło im wyprzedzić wszystkie inne regiony naszego globu.
Chociaż dynamika przemian technicznych i współzawodnictwa wojskowego w charakterystyczny dla Europy sposób — a więc skokami i pluralistycznie — pchała cały rejon naprzód, to istniała przecież możliwość, że któreś ze współzawodniczących państw uzyska środki pozwalające na wyprzedzenie innych i zdobycie dominacji. Przez około 150 lat (od 1500) wydawałto się, że niebezpieczeństwo takie zagraża ze strony bloku dynastyczno-relig[ijnego, kierowanego przez hiszpańskich i austriackich Habsburgów, i przedimiotem całego rozdziału drugiego są dążenia innych większych państw Eurcopy do przeciwstawienia się „próbie podporządkowania sobie świata przez Habsburgów". Podobnie jak w całej książce, silne i słabe punkty czołowych rmocarstw są w tym rozdziale przedmiotem analizy porównawczej dokonanej na tle szerszych przemian technicznych i ekonomicznych, obejmujących całe społeczeństwo zachodnie. Ma to umożliwić czytelnikowi lepsze zrozumienie skutków licznych wojen owego okresu. Głównym tematem jest teza, że momarchie habsburskie
mimo ogromnych zasobów stale przekraczały granice swych możliwości podczas powtarzających się konfliktów, co doprowadziło do tego, że ich słabnąca gospodarka nie mogła już utrzymać nadmiernie rozbudowanej armii. Inne wielkie mocarstwa Europy również ponosiły ogromne straty w wyniku owych długotrwałych wojen, zdołały jednak — choć z trudem — utrzymać lepiej niż Habsburgowie równowagę między zasobami materialnymi a potęgą militarną.
Wojen wielkich mocarstw toczących się w okresie 1660—1815, będących przedmiotem rozdziału trzeciego, nie da się tak łatwo określić jako współzawodnictwo między jakimś jednym wielkim blokiem a jego rywalami. To właśnie w tym złożonym okresie niektóre dawne wielkie mocarstwa — na przykład Hiszpania i Niderlandy — spadały do roli mocarstw drugiej kategorii, a jednocześnie zdecydowanie wyłaniało się pięć wielkich państw (Francja, Wielka Brytania, Rosja, Austria i Prusy), które zaczęły dominować pod względem dyplomatycznym i militarnym w osiemnastowiecznej Europie, angażując się w serię długotrwałych wojen, charakteryzujących się szybką zmianą sojuszy. W epoce tej Francja — pod rządami najpierw Ludwika XIV, a potem Napoleona — była bliższa niż kiedykolwiek przedtem lub potem kontroli nad Europą. Zdobycie tej kontroli uniemożliwiało jej jednak zawsze — przynajmniej w ostatecznym rozrachunku — połączenie sił innych wielkich mocarstw. Ponieważ utrzymanie stałej armii i marynarki wojennej stało się w początkach XVIII w. horrendalnie kosztowne, kraj, który (jak Wielka Brytania) potrafił stworzyć nowoczesny system bankowy i kredytowy, zyskiwał w wielu kwestiach przewagę nad rywalami takiego systemu nie mającymi. Los wielkich mocarstw, uczestniczących w licznych i zmiennych starciach, w dużej mierze zależał również od położenia geograficznego — ułatwia to znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego w 1815 r. tak bardzo wzrosła rola dwu państw „flankowych" — Rosji i Wielkiej Brytanii. Oba te państwa zachowały zdolność do ingerowania w walki toczące się w środkowoza-chodniej Europie, a jednocześnie były osłonięte przed tymi walkami dzięki swemu położeniu geograficznemu. Oba też przez cały XVIII w. dokonywały ekspansji w świecie pozaeuropejskim, chociaż dbały jednocześnie o utrzymanie równowagi sił na kontynencie europejskim. Wreszcie w ostatnich dziesięcioleciach owego wieku w Wielkiej Brytanii dokonywała się rewolucja przemysłowa, która zwiększyła zdolność tego państwa do kolonizowania teryto-rów zamorskich i do uniemożliwienia Napoleonowi zdobycia panowania nad Europą.
Dla kontrastu: po 1815 r. przez całe stulecie nie doszło do żadnej dłuższej wojny koalicyjnej. Istniała równowaga strategiczna, podtrzymywana przez wszystkie czołowe mocarstwa Europy, tak więc żadne państwo w pojedynkę ani nie było zdolne, ani nie chciało sięgnąć po dominację. W owych dziesięcioleciach po 1815 r. podstawową troską rządów była stabilizacja wewnętrzna oraz (w wypadku Rosji i Stanów Zjednoczonych) dalsze rozszerzanie granic na ogromnych obszarach ich kontynentów. Ta względna stabilizacja sceny międzynarodowej umożliwiła Imperium Brytyjskiemu osiągnięcie szczytowej potęgi w rozwoju siły morskiej, w podbojach kolonialnych i w handlu. Występowało też pozytywne współdziałanie tych zjawisk z brytyjskim monopolem na przemysł napędzany parą wodną. W drugiej połowie XIX w. uprzemysłowienie rozszerzyło się już jednak na niektóre inne regiony, co zaczęło
f
zmieniać równowagę sił międzynarodowych na niekorzyść dawnych czołowych państw, a na rzecz krajów rozporządzających zarówno zasobami, jak i organizacją umożliwiającą lepsze wykorzystanie nowszych środków produkcji i nowszej techniki. Nieliczne większe konflikty tej epoki — w pewnej mierze wojna krymska, a zwłaszcza amerykańska wojna domowa i wojna francusko-pru-ska — kończyły się porażką tych społeczeństw, które nie zdołały zmodernizować swego systemu militarnego i nie miały szeroko rozbudowanej infrastruktury przemysłowej, zdolnej do utrzymania wielkiej armii i dużo kosztowniejszej oraz bardziej skomplikowanej broni przekształcającej charakter wojny.
Tak więc u schyłku XIX w. tempo zmian w technice i zróżnicowanie tempa wzrostu gospodarczego sprawiły, że system międzynarodowy stał się o wiele mniej stabilny i bardziej złożony, niż był 50 lat wcześniej. Przejawem tego były gorączkowe zabiegi wielkich mocarstw (po 1880) o dodatkowe terytoria kolonialne w Afryce, Azji i na Oceanie Spokojnym — częściowo motywowane chęcią zysku, a częściowo obawą, by nie zostać zepchniętymi na dalszy plan. Przejawem tego był również coraz powszechniejszy wyścig zbrojeń — zarówno lądowych, jak i morskich — oraz zawieranie stałych sojuszy wojskowych, nawet w czasie pokoju, ponieważ rządy szukały partnerów do ewentualnej przyszłej wojny. Porównanie wskaźników siły gospodarczej w kolejnych dziesięcioleciach wskazuje jednak, że za częstymi sporami kolonialnymi i kryzysami międzynarodowymi w okresie poprzedzającym rok 1914 kryły się zasadnicze przesunięcia w układzie równowagi światowej — w istocie był to zmierzch istniejącego przez ponad trzy stulecia europocentrycznego systemu światowego. Tradycyjne wielkie mocarstwa europejskie, takie jak Francja i Austro-Węgry, a także państwa zjednoczone od niedawna, takie jak Włochy, mimo największych wysiłków wypadały z wyścigu. Natomiast ogromne, obejmujące całe kontynenty państwa — Stany Zjednoczone i Rosja — wysuwały się na czoło, i to mimo niesprawności rządów w carskiej Rosji. Spośród państw zachodnioeuropejskich może tylko Niemcy miały siły wystarczające na przebicie sobie drogi do doborowej ligi przyszłych mocarstw światowych. Japonii w tym czasie zależało na dominacji nad wschodnią Azją, dalej posuwać się nie chciała. Wszystkie te zmiany musiały więc stworzyć poważne, w końcu nawet nierozwiązywalne problemy Imperium Brytyjskiemu, które przekonało się, że jest mu dużo trudniej bronić swych globalnych interesów, niż było to pół wieku wcześniej.
Chociaż za główne zjawisko pierwszego pięćdziesięciolecia XX w. można uznać pojawienie się świata dwubiegunowego, z wynikającym stąd kryzysem mocarstw średnich (do czego nawiązują tytuły rozdziałów: piątego i szóstego), to ta metamorfoza całego systemu bynajmniej nie odbyła się gładko. Przeciwnie, miażdżące, krwawe, wielkie bitwy pierwszej wojny światowej, premiując wysoki poziom organizacji przemysłu oraz ogólną sprawność, dały cesarskim Niemcom pewną przewagę nad szybko się modernizującą, ale wciąż jeszcze zacofaną Rosją carską. W parę miesięcy po zwycięstwie na froncie wschodnim Niemcy stanęły jednak w obliczu klęski na Zachodzie, a ich sojusznicy przeżywali podobne załamanie na włoskiej, bałkańskiej i bliskowschodniej scenie wojennej. Dzięki — co prawda późnej — amerykańskiej pomocy wojskowej, a zwłaszcza gospodarczej, alianci zachodni uzyskali wreszcie środki umożliwiające im zdobycie przewagi nad wroga koalicją. Była
to jednak dla wszystkich uczestniczących w wojnie od samego początku walka wyczerpująca. Austro-Węgry odeszły ze sceny, Rosję objęła rewolucja, Niemcy zostały pokonane, Francja, Włochy, a nawet Wielka Brytania odniosły wprawdzie zwycięstwo, ale poważnie ucierpiały. Jedynymi wyjątkami były: Japonia, która jeszcze bardziej umocniła swą pozycję na Pacyfiku, i oczywiście Stany Zjednoczone, które w 1918 r. były niewątpliwie najsilniejszym mocarstwem świata.
Po szybkim wycofaniu się Ameryki po 1919 r. z angażowania się za granicą i równoległym pojawieniu się izolacjonizmu Rosji pod rządami bolszewików system międzynarodowy był gorzej dopasowany do podstawowych realiów gospodarczych niż chyba kiedykolwiek w ciągu owych pięciu stuleci omawianych w niniejszej książce. Wielka Brytania i Francja — choć osłabione — nadal zajmowały na scenie dyplomatycznej miejsca centralne. Kiedy jednak nadeszły lata trzydzieste, tej ich pozycji zaczęły zagrażać państwa rewizjonistyczne — Włochy, Japonia i Niemcy. Te ostatnie nawet z jeszcze większą niż w 1914 r. determinacją postanowiły zdobyć hegemonię w Europie. Stany Zjednoczone nadal były jednak zdecydowanie najpotężniejszym mocarstwem przemysłowym świata, a stalinowska Rosja szybko przeobrażała się w uprzemysłowione supermocarstwo. W konsekwencji problem średnich mocarstw — dążących do rewizji status quo — polegał na tym, że musiały one dokonać ekspansji szybko, jeśli nie chciały znaleźć się w cieniu dwu kontynentalnych gigantów. Dylemat średnich mocarstw związanych ze status quo polegał zaś na tym, że stawiając czoło wyzwaniu ze strony Niemiec i Japonii najprawdopodobniej same wyszłyby z tej walki również osłabione. Druga wojna światowa — mimo swych zmiennych losów — w zasadzie potwierdziła te obawy. Mimo początkowych efektownych zwycięstw państwa Osi nie mogły odnieść ostatecznego zwycięstwa, gdyż bilans zasobów produkcyjnych był dla nich znacznie bardziej niekorzystny niż w czasie wojny 1914—1918. Zanim jednak same uległy przeważającym siłom przeciwnika, doprowadziły do zmierzchu Francji i nieodwracalnego osłabienia Wielkiej Brytanii. Przepowiadany wiele dziesięcioleci wcześniej, świat dwubiegunowy stał się wreszcie rzeczywistością w 1943 r. Równowaga militarna raz jeszcze dopasowała się do rozdziału zasobów gospodarczych na świecie.
Ostatnie dwa rozdziały poświęcone są analizie okresu, w którym — jak się wydawało — świat ekonomicznie, militarnie i ideologicznie istotnie miał charakter dwubiegunowy, co na płaszczyźnie politycznej znajdowało wyraz w licznych kryzysach związanych z zimną wojną. Wydawało się też, że pozycję Stanów Zjednoczonych i ZSRR, jako mocarstw stanowiących klasę dla siebie, umocniło pojawienie się broni jądrowej i systemów jej przenoszenia na wielkie odległości. Sugerowało to, że obecny krajobraz stategiczny jak i dyplomatyczny różni się całkowicie od krajobrazu roku 1900, nie mówiąc już o roku 1800.
A przecież procesy wzrostowe i schyłkowe wielkich mocarstw — zróżnicowanie tempa rozwoju gospodarczego i tempa zmian w technice, prowadzące do przesunięć równowagi gospodarczej na świecie i naruszające równowagę polityczną i militarną — nie skończyły się. Mijały lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte, potem osiemdziesiąte, a Stany Zjednoczone i ZSRR nadal przodowały pod względem militarnym. Działo się tak dlatego, że obydwa państwa interpretowały problemy międzynarodowe w kategoriach dwubiegunowości, a często w duchu manicheizmu. Rywalizacja popychała je ku nieustannej eska-
lacji wyścigu zbrojeń, w którym żadne inne mocarstwo nie czuło się zdolne im dorównać. W ciągu tych kilkudziesięciu lat światowa produkcja zmieniała się. jednak szybciej niż kiedykolwiek przedtem. Udział Trzeciego Świata w światowej produkcji przemysłowej i w światowym GNP *> który w pierwszych dziesięciu latach po 1945 r. spadł do najniższego poziomu w historii, potem stale wzrastał. Europa podniosła się po ciosach zadanych jej pod^ czas wojny i w postaci Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej stała się największą jednostką handlową świata. Chińska Republika Ludowa dokonuje w imponującym tempie skoku naprzód. Powojenny wzrost gospodarczy Japonii był tak fenomenalny, że według niektórych ocen kraj ten wyprzedził Rosję pod względem rozmiarów GNP. Natomiast tempo wzrostu gospodarczego zarówno Ameryki, jak i Rosji osłabło, a po 1960 r. udział każdego z tych krajów w światowej produkcji i światowym bogactwie dramatycznie się kurczył. Tak więc -n— jeśli nawet zostawić na boku mniejsze państwa — oczywiste jest;. że istnieje znowu świat wielobiegunowy, wynika to już z samych wskaźników gospodarczych. Zważywszy, że książka ta zajmuje się interakcją strategii i ekonomiki, uznałem za rzecz właściwą poświęcić jej ostatni rozdział (nawet jeśli z konieczności ma on charakter domysłów) zbadaniu obecnej rozbieżności między układem sił wojskowych a układem sił produkcyjnych oraz wskazaniu problemów i możliwości stojących obecnie przed pięcioma politycz-no-ekonomicznymi „ośrodkami władzy" — Chinami, Japonią, EWG, Związkiem Radzieckim i Stanami Zjednoczonymi — zmagającymi się z odwiecznym zadaniem powiązania środków państwa z jego celami. Historia wznoszenia się i upadania wielkich mocarstw bynajmniej się nie skończyła.
Ponieważ zakres książki jest tak szeroki, to oczywiste, że różni ludzie będą ją czytać .w różnych celach. Niektórzy czytelnicy znajdą to, na co liczyli: szeroki, ale w rozsądnych granicach szczegółowy przegląd polityki wielkich mocarstw w ciągu ostatnich pięciu stuleci; przegląd wpływu przemian gospodarczych i technicznych na względną pozycję każdego z tych czołowych państw; przegląd .nieustannej interakcji strategii i ekonomiki zarówno w czasie pokoju, jak i podczas wojen. Książka nie zajmuje się — z założenia — małymi mocarstwami, ani — z reguły — małymi, bilateralnymi wojnami. Z tego samego powodu jest ona bardzo europocentryczna — dotyczy to zwłaszcza rozdziałów środkowych. Przy takim temacie jest to jednak naturalne.
Innym czytelnikom — zwłaszcza tym politologom, którzy tak bardzo są obecnie zainteresowani wysuwaniem ogólnych reguł dotyczących „systemów światowych" i wykrywaniem powtarzających się wzorców wojen — studium to może oferować mniej, niż by pragnęli. By uniknąć nieporozumień, od razu wyjaśniam, że książka nie zajmuje się teorią głoszącą, że większe (lub „systemowe") wojny można powiązać z cyklami Kondratiewa — fazami wznoszenia się i spadku aktywności gospodarczej. Ponadto nie zajmuje się zasadniczo ogólnymi teoriami przyczyn wojen ani tym, czy większe jest prawdopodobieństwo wywoływania wojny przez „wznoszące się" czy też przez „upadające" wielkie
* Produkt narodowy brutto — wartość pieniężna dóbr i usług wytworzonych w ciągu roku w danym kraju. Zachowuję angielski skrót GNP, ponieważ jest on dosyć powszechnie znany, a w literaturze — zwłaszcza prasie — polskiej przez długi czas używano bardzo różnych terminów. Światowy GNP to suma GNP wszystkich krajów świata. (Przypis tłumacza).
mocarstwo. Nie jest to także książka o teoriach imperium ani o sposobach sprawowania przez imperium kontroli (czym zajmuje się niedawno opublikowana książka Michaela Doyle'a pt. Empires), ani o tym, czy status imperium zwiększa siłę państwa. Wreszcie, nie przedstawia ona żadnej ogólnej teorii na temat tego, jaki rodzaj społeczeństwa i jaki typ struktury społeczno-ad-ministracyjnej okazują się najsprawniejsze w wykorzystywaniu zasobów podczas wojny.
Z drugiej strony, badacze pragnący dokonywać tego rodzaju uogólnień znajdą tu oczywiście bogactwo materiału (jednym z powodów umieszczenia w tej książce tak rozległych odsyłaczy jest wskazanie czytelnikom, zainteresowanym na przykład sprawą finansowania wojen, szczegółowszych źródeł). Historycy — w przeciwieństwie do politologów — borykając się z trudnościami przy formułowaniu ogólnych teorii natrafiają jednak na problem polegający na tym, że dowody, jakich dostarcza przeszłość, są niemal zawsze zbyt różnorodne, by można było na ich podstawie wyciągać jednoznaczne wnioski naukowe. O ile więc prawdą jest, że niektóre wojny (na przykład z 1939 r.) można wiązać z obawami decydentów wywołanymi przesunięciami dokonującymi się w ogólnej równowadze sił, o tyle teza taka będzie mniej użyteczna w wyjaśnianiu walk, które rozpoczęły się w 1776 r. (wojna o niepodległość Ameryki), w 1792 r. (wojny toczone przez rewolucyjną Francję) lub w 1854 r. (wojna krymska). Analogicznie, jeżeli można wskazać na Austro-Węgry w 1914 r. jako na dobry przykład „upadającego" wielkiego mocarstwa uczestniczącego w wywołaniu dużej wojny, to teoretycy muszą jeszcze poradzić sobie z faktem, iż równie kluczową rolę odegrały wówczas „wznoszące się" wielkie mocarstwa — Niemcy i Rosja. Podobnie wszelkie ogólne teorie na temat tego, czy opłaca się tworzyć imperium albo czy na efektywność kontroli sprawowanej przez imperium wpływa wymierny stosunek jego sił do jego rozległości, najpewniej dostarczać będą — na podstawie pełnego sprzeczności dostępnego materiału dowodowego — banalnej odpowiedzi: niekiedy tak, niekiedy nie.
Jeśli jednak odłoży się na bok wszelkie aprioryczne teorie i po prostu przyjrzy się historycznemu zapisowi narodzin, rozkwitu i upadku wielkich mocarstw w ciągu ostatnich pięciuset lat, to można wyciągnąć pewne wnioski o charakterze ogólnym, zawsze jednak pamiętając, że mogą być od nich wyjątki. Na przykład istnieje zauważalny związek przyczynowy między zmianami zachodzącymi w jakimś okresie w ogólnej równowadze gospodarczej i produkcyjnej a pozycją poszczególnych mocarstw w systemie międzynarodowym. Dobrymi tego przykładami są: zapoczątkowane w XVT w. przesuwanie się głównych strumieni handlu z Morza Śródziemnego na Atlantyk i do Europy północno-wschodniej czy zmiana po 1890 r. — na niekorzyść zachodniej Europy — udziału poszczególnych państw czy regionów w świato-Wej produkcji przemysłowej. W obu wypadkach zmiany gospodarcze zapowiadały pojawienie się nowych wielkich mocarstw, które pewnego dnia miały wywierać decydujący wpływ na porządek militarny i terytorialny. Dlatego właśnie zachodzące w ciągu ostatnich paru dziesięcioleci w światowym układzie produkcji zmiany na korzyść „obrzeża Pacyfiku" muszą interesować nie tylko ekonomistów.
Podobnie z faktów historycznych można wyciągnąć wniosek, że występuje bardzo wyraźny długoterminowy związek między rozkwitem i upadkiem gospo-
darczym poszczególnych wielkich mocarstw a ich wznoszeniem się i schyłkiem jako potęg militarnych (lub światowych imperiów). Również i to nie powinno zaskakiwać, ponieważ wniosek taki wypływa z dwu powiązanych ze sobą faktów: po pierwsze, dla utrzymania dużych sił wojskowych konieczne są zasoby gospodarcze, po drugie, w systemie międzynarodowym bogactwo i potęga są zawsze wielkościami względnymi, i tak je należy rozpatrywać. Niemiecki merkantylista von Hornigk zauważył trzysta lat temu, że to, „czy jakiś naród jest potężny i bogaty, zależy nie od obfitości i bezpieczeństwa jego bogactw i sił, lecz przede wszystkim od tego, czy jego sąsiedzi mają tego więcej czy mniej niż on".
W następnych rozdziałach książki spostrzeżenie to niejednokrotnie zyska potwierdzenie. Niderlandy były w połowie XVIII w. bogatsze w kategoriach bezwzględnych niż sto lat wcześniej, były jednak w dużo mniejszym stopniu niż przedtem wielkim mocarstwem, ponieważ ich sąsiedzi — tacy jak Francja i Wielka Brytania — mieli „tego więcej" (to jest: byli silniejsi i bogatsi). Francja była w 1914 r. w kategoriach bezwzględnych znacznie potężniejsza niż w 1850 r., niewielka to jednak była pociecha, skoro przesłaniały ją znacznie silniejsze Niemcy. Wielka Brytania rozporządza dziś dużo większymi bogactwami, a jej siły zbrojne dużo lepszym uzbrojeniem niż w najlepszych latach epoki wiktoriańskiej; niewiele jej to jednak daje, skoro jej udział w światowej produkcji skurczył się z około 25 proc. do około 3 proc. Jeśli jakiś naród ma „tego więcej", wszystko układa się świetnie, jeśli jednak ma „tego mniej", pojawiają się problemy.
Nie oznacza to jednak, że względna siła gospodarcza państwa i jego względna siła militarna rosną i zmniejszają się równolegle. Większość przedstawionych tu przykładów historycznych wskazuje na to, iż zmiany w krzywej względnej siły gospodarczej państwa wyraźnie wyprzedzają zmiany krzywej jego wpływów wojskowych i terytorialnych. I znowu powód jest nietrudny do uchwycenia. Mocarstwo przeżywające ekspansję gospodarczą — Wielka Brytania w latach sześćdziesiątych XIX w., Stany Zjednoczone w latach dziewięćdziesiątych tegoż wieku, Japonia obecnie — może chcieć raczej dążyć do bogactwa niż wydawać dużo na zbrojenia. W pół wieku później priorytety mogą się zmienić. Wcześniejsza ekspansja gospodarcza przyniosła ze sobą zobowiązania zamorskie (zależność od zagranicznych rynków i zagranicznych surowców, sojusze wojskowe, być może bazy i kolonie). Inne rywalizujące mocarstwa przeżywają obecnie silniejszą ekspansję gospodarczą i teraz one pragną rozszerzyć swe wpływy zagraniczne. Świat staje się miejscem silniejszej konkurencji i udziały poszczególnych państw w światowym rynku zmniejszają się. Pesymistyczni obserwatorzy mówią o schyłku, patriotyczni mężowie stanu wzywają do „odnowy".
W tych bardzo kłopotliwych okolicznościach istnieje niemałe prawdopodobieństwo, że wielkie mocarstwo wydaje na obronę dużo więcej, niż czyniło to dwa pokolenia wcześniej, a mimo to uważa, że świat jest dla niego mniej bezpieczny — po prostu dlatego, że inne mocarstwa rozwijają się szybciej i stają się silniejsze. Hiszpania imperialna wydawała o wiele więcej na swą armię w niespokojnych latach trzydziestych i czterdziestych XVII w. niż w latach osiemdziesiątych XVI w., kiedy gospodarka Kastylii była w lepszym stanie. Wydatki obronne edwardiańskiej Wielkiej Brytanii były w 1910 r. dużo większe niż na przykład w 1865 r. — roku śmierci Palmerstona, kiedy gospo-
darka brytyjska była u szczytu swej względnej siły, ale czy Brytyjczycy czuli się w tym późniejszym okresie bezpieczniejsi? Jak to zostanie wykazane poniżej, z tym samym problemem mają dziś do czynienia zarówno Stany Zjednoczone, jak i Związek Radziecki. Wielkie mocarstwa, przeżywające względny spadek sił, instynktownie reagują zwiększeniem wydatków na „bezpieczeństwo", tym samym zmniejszając środki, jakie mogą wydać na inwestycje, ale na dłuższą metę to tylko zaostrza dylemat, przed którym stoją.
Innym ogólnym wnioskiem, jaki można wyciągnąć z przedstawionej tu pięć-setletniej historii, jest teza o istnienie bardzo silnej korelacji między ostatecznym rezultatem wielkich wojen koalicyjnych o panowanie nad Europą lub nad światem a wielkością zasobów produkcyjnych zmobilizowanych przez każdą ze stron. Jest to stwierdzenie prawdziwe w odniesieniu do walk toczonych z hiszpańsko-austriackimi Habsburgami; wielkich konfliktów osiemnastowiecznych, takich jak wojna o sukcesję hiszpańską, wojna siedmioletnia i wojny napoleońskie; także dwu wojen światowych naszego stulecia. Długotrwała i wyniszczająca wojna przekształca się w końcu w próbę względnych możliwości każdej z koalicji. W miarę przedłużania się walk coraz większego znaczenia nabiera to, czy dana strona ma „tego... więcej", czy też ma „tego mniej".
Można czynić te uogólnienia, nie wpadając przy tym w pułapkę prymitywnego determinizmu ekonomicznego. Mimo widocznego w tej książce stałego zainteresowania „szerszymi tendencjami", występującymi w sprawach światowych w ciągu ostatnich pięciuset lat, nie dowodzi się w niej tezy, że gospodarka determinuje wszystkie wydarzenia lub że jest ona jedyną przyczyną sukcesów i niepowodzeń każdego narodu. Istnieje po prostu zbyt wiele dowodów świadczących o czymś innymi: geografia, stan organizacji militarnej, stan ducha narodu, system sojuszów, a także wiele innych czynników może wywierać wpływ na względną siłę poszczególnych członków systemu państw. Tak na przykład w XVIII w. Zjednoczone Prowincje Niderlandów były najbogatszą częścią Europy, a Rosja najbiedniejszą. A przecież Holendrzy przeżyli upadek, a Rosjanie wzlot. Szaleństwo jednostek (takich jak Hitler) i niezwykle wysokie zdolności bojowe (czy to regimentów hiszpańskich w XVI w., czy piechoty niemieckiej w naszym stuleciu) również odgrywają dużą rolę w wyjaśnianiu poszczególnych zwycięstw i klęsk. Wydaje się jednak, iż nie ulega wątpliwości, że w długotrwałych wojnach między wielkimi mocarstwami (będących też zazwyczaj wojnami koalicyjnymi) zwycięstwo wielokrotnie przypadało stronie rozporządzającej kwitnącą bazą produkcyjną czy też — jak mawiali niegdyś hiszpańscy kapitanowie — temu, kto miał ostatnie escudo. Wiele z tego, co zamieszczone zostało poniżej, potwierdzi to cyniczne, lecz w zasadzie słuszne stwierdzenie. A właśnie dlatego, że w ciągu ostatnich pięciuset lat potęga czołowych państw odpowiadała dosyć ściśle ich względnej pozycji gospodarczej, wydaje się, że warto zadać pytanie, jakie implikacje dla obecnego układu sił mogą mieć współczesne tendencje rozwojowe występujące w gospodarce i technice. Nie przeczy to tezie, że człowiek sam tworzy własną historię. Tworzy ją jednak w historycznych okolicznościach mogących ograniczać (lub też poszerzać) możliwości jego działania.
Wzorem dla niniejszej książki był esej z 1833 r. słynnego pruskiego historyka Leopolda von Rankego na temat wielkich mocarstw (die grossen Machte). W eseju tym dokonał on przeglądu wahnięć międzynarodowej rów-
nowagi sił od czasów upadku Hiszpanii i próbował wykazać, dlaczego pewne kraje wznosiły się do pozycji zapewniającej im odgrywanie wybitnej roli, a następnie pozycję tę traciły. Ranke zakończył esej analizą współczesnego mu świata i wydarzeń, jakie nastąpiły po fiasku podjętej przez Francję w wojnach napoleońskich próby zapewnienia sobie supremacji. Badając „perspektywy" każdego z wielkich mocarstw, również on uległ pokusie wychodzenia poza warsztat historyka i zapuszczania się w niepewny świat domysłów na temat przyszłości.
Napisać esej o wielkich mocarstwach to coś zupełnie innego niż przedstawić ich historię w książce. Początkowo miałem zamiar napisać krótką eseistyczną pracę, zakładając, że czytelnik zna (choćby pobieżnie) tło historyczne, na przykład zmiany tempa wzrostu czy też konkretne problemy geostrategiczne stojące przed tym czy innym wielkim mocarstwem. Kiedy jednak zacząłem przedstawiać pierwsze rozdziały książki z prośbą o uwagi i wygłaszać „próbne" odczyty na niektóre poruszane w niej tematy, przekonywałem się coraz bardziej, że moje założenie było błędne: większość czytelników i słuchaczy pragnęła więcej szczegółów, więcej informacji — po prostu dlatego, że nie było na rynku żadnego studium poświęconego historii zmian w gospodarczym i strategicznym układzie sił. Właśnie dlatego, że ani specjaliści od historii gospodarczej, ani specjaliści od historii wojskowości nie wkraczali na to pole, historia tych zmian była po prostu zaniedbana. Jeśli obfitość szczegółów występująca zarówno w tekście podstawowym, jak i w notach ma jakieś uzasadnienie, to jest nim właśnie chęć wypełnienia istotnej luki w historii rodzenia się, rozkwitu i upadania wielkich mocarstw.
STMTCGM l GOSPODARKA
w świecie
l
Powstanie świata zachodniego
roku 1500 — uznawanym przez wielu badaczy * za granicę oddzielającą czasy nowożytne od epoki poprzedniej — dla mieszkańców Europy bynajmniej nie było rzeczą oczywistą, że ich kontynent ma dominować nad resztą świata. Wiedza ludzi ówczesnych o wielkich cywilizacjach Wschodu była fragmentaryczna i aż nazbyt często błędna — jako że jej podstawą były opowieści podróżników, które przy każdym powtórzeniu stawały się coraz barwniejsze. Niemniej jednak dosyć powszechny obraz rozległych wschodnich cesarstw, rozporządzających bajecznymi bogactwami i ogromnymi armiami, był w ogólnym zakresie dokładny, a pierwsze zetknięcie z tymi społeczeństwami musiało rodzić wrażenie, że są one bogatsze od ludów i państw Europy Zachodniej. W istocie, przy porównaniu Europy z tymi ośrodkami działalności kulturalnej i gospodarczej bardziej rzucały się w oczy jej słabości niż jej siła. Zacznijmy od tego, że nie była ona obszarem ani najurodzajniejszym, ani najbardziej zaludnionym. Pod obu tymi względami większe powody do dumy miały Indie i Chiny. Geopolityczna sytuacja kontynentu europejskiego była bardzo niedogodna — był ograniczony lodem i wodą od pomocy i zachodu, wystawiony na częste inwazje lądowe ze wschodu i narażony na okrążenie strategiczne od południa. W 1500 r., a także na długo przedtem jak i potem, były to groźby całkiem realne. Grenada — ostatnia posiadłość muzułmańska w Hiszpanii — uległa armiom Ferdynanda i Izabeli zaledwie osiem lat wcześniej. Jej upadek oznaczał jednak tylko koniec kampanii o znaczeniu regionalnym, a nie koniec dużo szerszych zmagań między chrześcijaństwem a siłami Proroka. Znaczna część świata zachodniego wciąż jeszcze była zaszokowana upadkiem Konstantynopola w 1453 r. Wydarzenie to wydawało się tym bardziej brzemienne w następstwa, że bynajmniej nie oznaczało kresu posuwania się naprzód Turków osmańskich. Pod koniec XV w. zajęli oni Grecję, Wyspy Joń-skie, Bośnię, Albanię i znaczną część reszty Bałkanów; a do sytuacji jeszcze gorszej miało dojść w latach dwudziestych XVI w., kiedy ich znakomite armie janczarskie parły na Budapeszt i Wiedeń. Na południu, gdzie osmańskie galery dokonywały nagłych wypadów na włoskie porty, papieże zaczęli się obawiać, że Rzym spotka wkrótce los Konstantynopola2.
Podczas gdy odnosi się wrażenie, że zagrożenia te stanowiły element konsekwentnej strategii sułtana Mehmeda II i jego następców, reakcja Europejczyków miała charakter rozproszony i sporadyczny. W przeciwieństwie do imperiów — osmańskiego i chińskiego — a także do władztwa, jakie wkrótce mieli ustanowić Mogołowie w Indiach, Europa nigdy nie była zjednoczona, nigdy nie było tak, by wszystkie jej części uznawały jednego tylko przywódcę — świeckiego czy religijnego. Wręcz odwrotnie, Europa była zbiorowiskiem niewielkich królestw i księstw, hrabstw i miast-państw. Pewne potężniejsze monarchie powstawały na Zachodzie — zwłaszcza w Hiszpanii, Francji i Ań*
glii — ale żadna z nich nie była w...
poczwarka